Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2022, 14:32   #111
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 15 - 2025.06.05/06; cz; dzień (Bonus - Konsekwencje bijatyki)

Miejsce: Francja; Paryż, sektor południowy; XV Dzielnica Vaugirard; blok Johna
Czas: 2025.06.04/05; śr/czr; noc, g 00:15; ok 5 h do świtu
Warunki: wnętrze windy; jasno, cicho, ciepło; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, sła.wiatr



srg Jean Cartier i srg Russel Allain



- Patrz jak nas dzielnie odprowadzają. - mruknął cicho Russel gdy czekali aż winda wjedzie na górę i się otworzy. Jak czekali trudno było nie spojrzeć w bok gdzie widać było sporych rozmiarów punka jaki odprowadzał ich wzrokiem.

- No. Oni są trefni. Coś mi tu śmierdzi, mówię ci. - Jean wcisnął przycisk otwierania drzwi i weszli do środka. Wybrali parter i winda zaczęła zjeżdżać na dół.

- Wiesz, że ona była policjantką? - Russel co sprawdzał personalia z dokumentów w centrali nie miał do tej pory okazji podzielić się tym newsem z partnerem. Dopiero teraz.

- Serio? To nasza koleżanka po fachu. Tylko przeszła do prywaciarza. Ale nie powiem aby była zbyt koleżeńska. Słyszałeś ten kit co wciskała? Namolni, zwariowani sąsiedzi. Dobre sobie. - Jean co prowadził większość rozmowy z legitymowanym pokręcił głową z niesmakiem. Partner pokiwał głową twierdząco.

- Szkoda. Na oko to niezła z niej dupa. Widziałeś jaki ona jest rocznik? Nieźle się trzyma. Dałbym jej góra dwa, trzy lata po akademii. - Russel zwrócił uwagę na co innego. Ale ogólnie zgadzał się z wnioskami kolegi.

- No. Też aż drugi raz zerknąłem na datę urodzenia. To ile ona ma? 37? 38? Cholera to prawie 40. No nieźle się trzyma fakt. A jego widziałeś? Nocne życie pana Anglika w Paryżu. Gdzie oni się tak odstawili? Na wyjście na koncert za późno, na powrót za wcześnie, w okolicy chyba nic nie gra dzisiaj, nawet nie wyczułem aby coś pili. To co? Po domu tak chodzą w tych skórach i łańcuchach? Mówię ci to wszystko się kupy nie trzyma. Najchętniej bym ich zgarnął na komisariat i sprawdził im chatę. Na pewno byśmy znaleźli coś ciekawego. - Jean znów pokręcił głową na znak, że cała masa detali mu się tu nie zgrywa sama ze sobą.

- No byśmy mogli jakby land lord nie potwierdził, że ten Angol mieszka u niego. Chociaż zdziwił się, jak mu powiedziałem o ich wyprowadzce. Więc chyba pan Anglik nie tylko z nami niechętnie kooperuje i nie dzieli się informacjami i planami. O tym, że jest z jakąś kobietą też się zdziwił. Więc to chyba nie jest jakiś stary związek. - drugi z sierżantów podzielił się z tym pierwszym czego się dowiedział od land lorda jaki był właścicielem wynajmowanego mieszkania.

- Dziwna ta przeprowadzka. Same komputery. To pewnie jakiś informatyk albo inny haker. Nocne życie pana informatyka. Skóry, byłe francuskie policjantki i niespodziewane nocne przeprowadzki z pomocą bandy punków. Mówię ci stary, że to wszystko kupy się nie trzyma. - pokręcił głową jeszcze raz. Zdawał się czuć przez skórę, że coś tu mocno nie gra. No ale oficjalnie niezbyt mieli powody aby się do czegoś przyczepić. Jakby land lord jeszcze nie potwierdził, że taki John Black wynajmuje to mieszkanie no to co innego. No ale potwierdził. Otworzył drzwi i wyszli z windy.

- A ci? Spisujemy ich? - zapytał Russel gdy otworzyli drzwi bloku i wyszli na nocne powietrze. Ujrzeli dwójkę punków siedzących na stole do ping ponga. On z irokezem, ona z połową blond a połową czarnych włosów. Też spojrzeli w ich stronę.

- Co to za punki? Ani szlugow nie jaraja ani piwa czy wina nie piją. - Jean pokręcił głową ponownie gdy dostrzegł kolejny detal jaki tym razem wyłamywał się ze stereotypu pewnej subkultury.

- Może skitrali to gdzieś. Ale niezbyt mamy za co ich zatrzymać. Chyba, że spisać ich aby ich spisać. - Russel wzruszył ramionami czekając na decyzję kolegi. Jemu właściwie było to obojętne. Ale widzieli tą dwójkę na przysłanym z centrali zdjęciu. To była część tej bandy co odjechała z tymi komputerami tego Angola.

- Czekają na coś. Inaczej by się zmyli z resztą. Albo siedzieli z tą dwójką na górze. Mówię ci stary, że tu jeszcze coś się wydarzy. I to niedługo. - Jean zaśmiał się cicho i bez wesołości zerkając na swojego partnera.

- Chyba, że ich spłoszylismy. Jak spisaliśmy tych na górze to mogą zrezygnować. Przecież teraz jak coś się stanie to będziemy ich szukać w pierwszej kolejności. - partner pokiwał głową na znak, że wniosku kumpla wydają mu się słuszne. Chociaż i tak niezbyt mieli pretekst do interwencji.

- Zjeżdżajmy stąd. Niech myślą, że nas spławili. Zgłosimy to centrali, niech oni myślą co dalej z tym zrobic. - drugi z sierżantów podjął w końcu decyzję i wyjął z kieszeni pilota do drzwi radiowozu. Wsiedli do środka i on sam odpalił maszynę zaś Russel zaczął streszczać przez radio co wyszło z tej interwencji w bloku.




Miejsce: Francja; Paryż, sektor centralny; VII Dzielnica Palais-Bourbon; klub “Miroir Noir”
Czas: 2025.06.05; cz; południe, g 12:20; dzień
Warunki: wnętrze klubu; jasno, cicho, ciepło; na zewnątrz: jasno, pogodnie, umi.wiatr



Jean Marc i policja



- Już jestem panowie. Coś się stało? - do recepcji wyszedł łysy mężczyzna w średnim wieku ubrany schludnie i oszczędnie. Zwrócił się do dwóch policjantów którzy tam czekali.

- Dzień dobry panu. Czy możemy panu zadać parę pytań? - odezwał się jeden z policjantów.

- Ależ oczywiście, proszę do mojego gabinetu. - Jean Marc skinął swoją łysą głową i dalej się nie odzywali jak szli przez główne sale kilkupiętrowego klubu kierując się ku zapleczu gdzie miał swoje biuro.

- Coś pustawo. - zauważył jeden z gliniarzy zwracając uwagę na wyraźne pustki i ciszę jaka dominowała w klubie.

- Jest południe. Większość naszej klienteli preferuje wieczory i noce. Wtedy działamy na pełnych obrotach. Alkohol, parkiet, dziewczynki i wizyty w VIP-roomie. Macie na to ochotę panowie? - zagaił do nich wesoło i lekko jak na profesjonalistę przystało. Ale wizyta wypadła w istnej godzinie duchów jak prawie nikogo tu nie było. Czuł jednak niepokój bo szefowa uprzedziła go, że gliny mogą węszyć za jej gośćmi.

- Na pewno nie na służbie. - zaśmiał się cicho jeden z gliniarzy. Ale już przeszli na zaplecze i weszli do jego gabinetu.

- To słucham, jak możemy pomóc policji? - zagaił gdy zasiadł na swoim miejscu a sam wskazał na dwa miejsca po drugiej stronie biurka.

- Czy widział pan kogoś z tych osób? Szukamy ich. Są podejrzani o ciężkie pobicie czterech osób. - jeden z policjantów wyjął kartkę a na niej było widać portrety czterech osób. Dwie zrobione jak kadry z jakiegoś filmu przedstawiały młodego mężczyznę z irokezem podpisany jako Melvin Bloch i młodą kobietę z połową głowy na czarno a połową na blond. Musiał cmoknąć aby zamaskować grymas bo kolejna parę zdążył poznać z tydzień temu. I ci w przeciwieństwie do pierwszego duetu oboje byli podpisani. John Black i Margaux Ryan. Miał ich ledwo dwa piętra wyżej w trochę innym sektorze klubu. Więc ta ostrożność szefowej co go ostrzegła przed węszącymi glinami jednak nie była bezpodstawna.

- Przykro mi. Przez klub przewijają się całe tabuny gości, nie ma siły aby zapamiętać wszystkich. Ci widocznie nawet jak u nas byli to musieli nie sprawić jakichś kłopotów aby trzeba było po nich wzywać karetkę albo was. A dlaczego szukacie ich właśnie u nas? U nas nie było żadnego pobicia czterech osób a przynajmniej ja nic o tym nie wiem. - pokręcił swoją łysą głową i lekko machnął trzymaną kartką ze zdjęciami czterech facjat. Widział jak obaj gliniarze śledzą wzrokiem każdy jego ruch i grymas.

- A bo gdzieś w tej okolicy straciliśmy ich z oczu. A może ten samochód gdzieś pan widział? Zielona Honda Civic. - ten policjant co wyjął pierwsze zdjęcie podał mu kolejne. Szef dziennej ochrony klubu wziął je do ręki i znów musiał mocniej zacisnąć usta aby zapanować nad twarzą. Na zdjęciu faktycznie było widać Hondę Civic uchwyconą pewnie z jakiegoś CCVT. Domyślał się, że skoro gliniarze machali tym zdjęciem na okrągło to mieli nakaz na skorzystanie z systemu miejskiego monitoringu. I ku swojej irytacji rozpoznał okolicę gdzie zrobiono zdjęcie. Parę adresów stąd. Nic dziwnego, że gliniarze przeczesywali okolicę.

- Ta Civic pojechała dalej ale już na dwie osoby. Dwójka, ten Anglik i ta czarnula wysiedli gdzieś w tej okolicy. Koledzy szukają tej Civic i tej drugiej dwójki gdzie indziej no a my sprawdzamy tutaj za tą pierwszą dwójką. Możemy zajrzeć do kamer ochrony? To by mogło nam upewnić się, że ich nie było w tej okolicy. - policjant tłumaczył dalej co jak tutaj robią i jakie mają zamiary. Brzmiało jakby policja potraktowała sprawę poważnie i robiła co mogła aby schwytać podejrzanych.

- A mają panowie nakaz? - zapytał Jean Marc odkładając kartkę z uchwyconym zdjęciem samochodu. Pierwszego z jeszcze czwórką osób w środku i kolejnego już z dwójką. Wiedział, że gdyby gliniarze dorwali się do zapisów z ostatniej nocy to kaplica. Na kamerach z klubu mogliby odtworzyć całą trasę dwójki zbiegów od podejścia do klubu aż po klatkę schodową i korytarze na zapleczu. Ale wyczuwał, że działają nieco po omacku więc była szansa, że nie mają takiego nakazu co by pozwoliło mu ich spławić i zyskać nieco na czasie.

- Niestety nie. Tylko sprawdzamy okolicę. Ale jeśli pan nalega możemy wrócić z nakazem. - odparł gliniarz przyznając, że jego przypuszczenia były dość trafne. W głębi ducha odetchnął z ulgą.

- Nalegam. Oczywiście bardzo chętnie współpracujemy z policją, nie mamy nic do ukrycia. Ale sami panowie rozumieją jakiego rodzaju to klub. Nie wszyscy nasi klienci chcieliby się obnosić z tym na co tu sobie pozwalają. Nawet nie macie chłopaki pojęcia kto do nas potrafi przychodzić na imprezę. No i jakby się rozniosło, że pozwalamy oglądać to wszystko bez nakazu… No sami panowie rozumieją, to by się mogło odbić na naszym wizerunku i poczuciu bezpieczeństwa naszych klientów. Nasza konkurencja by skakała pod niebiosa za taki podarunek. Ale oczywiście jak panowie wrócą z nakazem jestem do waszej całkowitej dyspozycji, razem z naszym systemem bezpieczeństwa. - łysol wytłumaczył profesjonalnie i cierpliwie, że nawet jak prywatnie w pełni zgadzał się z prośbą policji to jednak miał swoje obowiązki służbowe i zobowiązania. Policjanci pokiwali głowami i popatrzyli na siebie nawzajem. W końcu wstali i wyszli.

- Wpadnijcie kiedyś chłopaki nie robicie żadnych urodzin? Albo komendanta? W razie czego wysyłamy też dziewczynki pod taki urodzinowy adres. Możemy zapewnić też pełen serwis w alkohole a w razie potrzeby także i jedzenie. No ale chyba rozumiecie, że tutaj nie przychodzi się aby się najeść. - nawijał im po drodze przez opustoszały klub wprowadzając przyjazną atmosferę. Odprowadził ich aż do recepcji gdzie się pożegnali i rozstali. Sam zaś wrócił do środka i gorączkowo zastanawiał się co ty teraz z tym smrodem zrobić. Póki gliny nie miały nakazu był względnie bezpieczny. Ale gdyby udało im się go zdobyć mogli tu wejść i przeszukać lokal całkiem legalnie. Razem z kamerami.

W końcu zawołał do siebie Charlotte co była u nich od komputerowych spraw, także od CCTV. I kazał jej na wszelki wypadek wyczyścić dwójkę kłopotliwych gości z rejestrów. A potem zadzwonił do “Olimpu”. Ktoś tam powinien być na dziennej zmianie. Zadzwoniłby do szefowej ale był dzień. Do Sorena ale też był dzień. Nawet do Aurory ale też był dzień. Na szczęście ktoś tam dyżurował w “Olimpie” i to ktoś z głową na karku kto zrozumiał skalę zagrożenia. Z godzinę później pod tylne drzwi klubu podjechała furgonetka cleanerów. Ze środka wysiadł grubasek w średnim wieku w kombinezonie roboczym. Ostatni raz widzieli się pod Leclerkiem w Orly.

- No to gdzie są nasi klienci? - zapytał Ajax gdy przywitał się z szefem ochrony.

- Chodź, zaprowadzę was. Środek dnia to są całkiem sztywni. - Jean Marc dał mu znak aby poszli za nim. I zaprowadził ich do jednego z wielu VIP-roomów bez okien gdzie na łóżku zastali dwa, zimne, nieruchome ciała nie zdradzające śladów życia.

- Dobra, pakujemy ich. Hermes zajmij się ich telefonami. - szef cleanerów podszedł do łóżka i chwilę oglądał nieświadomych tego klientów służbowym okiem kogoś kto ma ich przewieźć z miejsca na miejsce jak dwie, bezwładne bele. Albo trupy.

- Nawet ich nie wyłączyli. - prychnął spec od kompów gdy bez trudu znalazł oba telefony po czym je wyłączył. Schował do kieszeni a potem nastąpił etap czysto fizycznej roboty jak oba ciała trzeba było zawinąć w worki na ciała po czym wynieść na dół, i na zewnątrz do czekającej furgonetki. A następnie umieścić w skrytce pod podłogą w jakiej zwykle przewozili kłopotliwy towar tego typu. Z pół godziny później van firmy clenaerskiej bez sensacji odjechał spod tylnego wejścia klubu a Jean Marc mógł odetchnąć z ulgą.




Miejsce: Francja; Paryż, sektor południowy; XV Dzielnica Vaugirard; Komisariat 162
Czas: 2025.06.05; cz; noc, g 17:35; dzień
Warunki: wnętrze gabinetu; jasno, cicho, ciepło; na zewnątrz: jasno, pogodnie, łag.wiatr



det. Timothy Laberge i det. Eugene Quessy


Miękka, kauczukowa piłeczka uderzyła o ścianę, odbiła się i zaczęła spadać w dół. Aż przechwyciła ją męska dłoń i powtórzyła operację. Znów krótki lot, uderzenie w ścianę i powrót do dłoni. Całość przypominała monotonny rytm jakiejś maszyny.

- Prosiłem cię abyś tym nie walił w ścianę. - przypomniał kolega z sąsiednego biurka gdy samo ostrzegawcze spojrzenie nie wystarczyło Timothy'emu.

- Przepraszam. To mi pomaga myśleć. - powiedział detektyw ostatni raz łapiąc piłeczkę i w zamian zaczął ją machinalnie obracać w dłoni. Przyjrzał się jej. Trochę już się starła tu czy obrkuszyła tam. Pewnie niedługo bedzie musiał kupić sobie nową.

- A nad czym? - zagaił Eugene zdając sobie sprawę, że kolega niedawno wrócił do biura i większość dnia go nie było.

- Nad tą sprawą pobicia tych czterech w tym blokowisku z ostatniej nocy. Jakoś całkiem porypana jest ta sprawa. - przyznał obracając się frontem do biurka i kolegi. A nie jak dotąd siedząc bokiem z nogami na jego krawędzi aby łatwiej było rzucać i łapać piłeczkę.

- Dlaczego? - zaciekawił się kolega. Poza tym jak robili we dwóch taką burzę mózgów to zwykle coś łatwiej im szło niż gdy każdy siedział nad swoją sprawą osobno.

- No bo jakby wszystko poszło sztampowo to by przyjechało czterech typków z bejsbolami, zrobili komuś wjazd na chatę, nauczyli moresu albo zawinęli fanty i by się zmyli. Jakby trafili na jakiegoś kozaka może by się potłukli trochę ale jeden czy dwóch, wyrwanych ze snu w ciągu nocy to rzadko ma jakieś szanse w starciu z paroma typkami z bejzbolami. My i ambulanse zwykle przyjeżdżamy zbierać resztki tych którzy zostali na miejscu. - Timothy zaczął od czegoś znajomego aby mieć jakiś punkt wyjścia w tej dyskusji.

- No chyba, że siły są równe, ci co mieli być napadnięci nie śpią albo przypadek losowy gdy akurat ich odwiedzi kowboj z Szanghaju czy inny karateka. Jak w filmach. - Eugene zgodził się z nim, że tak jak mówi kolega to zwykle wygląda no ale nie zawsze. Chociaż te inne przypadki to zdarzały się znacznie rzadziej.

- No właśnie, tak jak mówisz kolego. A tutaj? Wszystko jest popieprzone. Nie ma śladów włamania. Albo mieli takiego zwinnego włamywacza, albo zapukali o 3 rano a ktoś im otworzył no albo byli zbyt nieostrożni i ten Black im otworzył. Kto normalny otwiera drzwi nieznanym obcym o 3 rano? - detektyw jaki prowadził sprawę wskazał na kolejne fakty jakie są mało standardowe w badanej sprawie.

- Raczej mało kto. Chyba, że ktoś myśli, że to pijany domownik co dobiera się do domu czy coś takiego. Ja bym pewnie zadzwonił na policję, że ktoś mi próbuje się włamać na chatę. - Eugene zgodził się z kolegą i jego wnioskami. To było mało standardowe poczynanie. W puli genowej ludzkości zostało zapewne niewiele śladów po tych jacy słysząc porykiwania lwa w jaskini szli z ciekawości sprawdzić co tam się dzieje.

- On tam mieszkał sam. Ten Black. To mała kawalerka na jedną osobę, góra dwie. Coś chyba jest w parze z tą Margaux no ale ona też była w środku więc raczej nie na nią czekał. Wygląda na to, że ci co byli w środku tak czy inaczej dobrowolnie otworzyli drzwi tym teoretycznym napastnikom. - detektyw podzielił się z kolegą swoją teorią jak mogło to wszystko się zacząć co wywołało nocną awanturę zakończoną przyjazdem radiowozów i ambulansów.

- I co dalej? Słyszałem, że czterech chyba odwieźli do szpitala. Tego Blacka i tą Margaux też? - zapytał Eugene zaciekawiony co z tego wszystkiego wyszło.

- Ano potem to masakra. Gospodarze kontra goście 4 do 0. Rozumiesz? Wpada w środku nocy czterech typków z bejzbolami i zostają zmasakrowani gołymi rękami. Pobici do nieprzytomności. Gołymi rękami, bez sprzętu. Taki to wyszedł im ten napad. - policjant w brązowej marynarce pokręcił głową na znak, że ten kawałek układanki też mu ciężko wpisać w standard takich przypadków.

- Takie rzeczy to tylko w kinie akcji. Z jakimś Jackie Chanem czy innym van Dammem. - Eugene zgodził się, że trudno tu mówić o sztampowym przebiegu zdarzeń.

- No właśnie. Co więcej walka z dwoma z nich toczyła się na 8-mym piętrze a z dwoma jacy zwiali schodami na parterze. Nadziali się na kolejną parkę punków. Ich rysopis pasuje do tych co czekali na zewnątrz. Widział ich patrol policji jacy przyjechali o północy na interwencję. On z irokezem, ona czarno - blond. I zostali z tej bandy, o przepraszam, jak mówiła ta pani była policjantka, zespołu muzycznego, jacy wywieźli im te komputery. Nie jeden czy dwa ale całymi skrzynkami wynosili z bloku te kompy. Pan Black musiał mieć tam swoją małą, prywatną serwerownię. - jeden detektyw podzielił się z drugim kolejnym detalem który wyłamywał się ze sztampowych nocnych napadów tego typu.

- Czyli czekali na nich? To była zasadzka? Ktoś im ich wystawił. - Eugene już domyślił się czemu kolega tak drąży ten temat.

- No właśnie. Sprawdziłem telefony tych czterech. I wiesz co? Gdzieś koło północy ten Hassan to dostał połączenie przychodzące. Krótkie, może minutę. Z numeru zapisanego jako “Iwan”. I prawie od razu wykonał trzy krótkie połączenia do pozostałej trójki. Te dwie godziny do przyjazdu to pewnie potrzebowali aby się zebrać i przyjechać. Ktoś im ich wystawił. Ten Black i Ryan, razem z duetem punków na dole czekali na nich. Nie było żadnego zaskoczenia. Sami otworzyli im drzwi więc musieli być pewni swego. No wynik walki pokazuje, że słusznie. A to jeszcze nie jest koniec kwiatków w tej sprawie. - Timothy pokiwał głową bo sam doszedł do podobnych wniosków. Wyglądało to na ustawkę gdzie myśliwy miał z założenia stać się ofiarą. Klasyka walki głupca i mordercy. Gdzie czwórka łobuzów z bejsbolami słabo wpisywała się w rolę morderców. Wbrew pozorom. W przeciwieństwie do pana informatyka, byłej policjantki i dwóch przypadków trudnej młodzieży. Pozory jednak mogą mylić.

- Jest coś jeszcze? - Eugene myślał, że to już jest nieźle zagmatwane i trochę się zdziwił, że ma być coś jeszcze.

- Wrzuciłem całą siódemkę w system do przemielenia. I wyobraź sobie jakie było moje zdziwienie, gdy Hassan, jeden z tych dwóch co oberwali na górze, okazał się wujkiem napadniętego parę dni temu młodego, dobrze obiecującego dealera. Ktoś wezwał ambulans z jego telefonu. Forsy i prochów nie ruszył więc jak przyjechali pigularze to przy okazji odkryli te prochy no i wezwali nas. Słaby koniec dla początkującego dealera. A wiadomo, że tacy nie działają solo, skądś biorą towar i ktoś za nimi stoi. I ten ktoś stracił dilera, wóz, kasę i towar. Zgaduję, że niezbyt go to ucieszyło. Ale raczej nie poszedłby z tym na policję. - detektyw podzielił się z kolegą co mu ostatnie godziny ślęczenia przed komputerem przyniosły. Całkiem nowy i jakże obiecujący trop nawet jeśli nie pochodził z ostatniej nocy i z innej dzielnicy.

- Wujek Hassan? Iwan? Ciekawe. No teraz zaczyna to mieć więcej sensu. Takie akcje z wjazdem na chatę to robią albo aby kogoś załatwić, albo nauczyć moresu, albo porwać. - Eugene zgodził się znów z kolegą, że ten jeden fakt dodaje głębi tej sprawie. I brzmi całkiem sensownie.

- A to nie wszystko. Ten jego bratanek trafił do szpitala z objawami anemii jakiej nigdy nie miał. Zrobili mu badanie i wniosek taki, że jakby stracił sporą ilość krwi. Tyle, że jak na napad to krwi tam prawie nie było. Wczoraj w nocy to samo. Hassan i ten drugi zdradzają objawy anemii jakiej w ogóle nie ma w ich kartach pacjentów. Byłem w szpitalu i gadałem z lekarzem. A tej krwi w mieszkaniu, na korytarzu, w windzie, na chodniku trochę jest. Ale raczej nie tyle aby wywołać aż taką anemię. I to u obu. - Thimoty rzucił piłeczkę w ścianę i jak się odbiła złapał ją ponownie.

- I parę innych ciekawych rzeczy. Ta Margaux wedle papierów jest rocznik 88 więc jest pod 40-tkę. A wedle tych gliniarzy co ich o północy spisywali to wygląda jakby dopiero co skończyła akademię. Farciara. No ale niektórzy tak mają. Hassan ma złamane gości przy nadgarstku. Z obdukcji wychodzi raport, że prawdopodobnie ktoś go mocno złapał i złamał mu te kości. Gołą ręką. Nie jest to niemożliwe jak się zna jakieś karate czy inny taki syf no ale niezbyt to częste. Raczej dużo łatwiej złamać komuś rękę uderzając ją bejzbolem. Zobaczymy co na to powie jak się wybudzi. Wyczyścili mieszkanie z kompów, spodziewali się najazdu nieproszonych gości a po wszystkim zwiali zieloną Hondą Civic. Ta Ryan i Black wysiedli gdzieś w VII Dzielnicy a Civic pojechała dalej. Właścicielem jest Melvin Bloch. Też go szukamy. To tej czarno - białej jeszcze nie znamy. - Thimothy już na szybko streścił jeszcze inne fakty jakie mu nie pasowały do tego wszystkiego aby zakwalifikować to jako sprawę.

- No ofiary napadu to raczej wzywają pomocy i czekają na przyjazd policji i karetek. A nie znikają w mrokach nocy. Jak dla mnie to była ustawka. Chociaż środek bloku to głupie miejsce na ustawkę. Zwykle wybierają takie miejsca gdzie nie ma zbędnych świadków co by mogli wezwać policję czy w ogóle przeszkadzać. - Eugene wydał swój osąd w tej sprawie. A kolega się z nim zgodził. Sam uważał podobnie.

- No nic, zobaczę co kryminalni wyciągnęli z tych odcisków palców i reszty. Ciekawe co jeszcze wypłynie. Jak to nie są jacyś ubrani na odpust punki to nie zdziwię się jak już mieli z nami do czynienia. - Timothy odetchnął głębiej, odłożył piłeczkę do koszyka i zaczął stukać w klawiaturę wznawiając swoją detektywistyczną robotę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline