Gdy on kręcił się po wnętrzu ruin, zbierając broń i zapasy, Butch uważnie śledził go wzrokiem. Ciężko było jednak odczytać, co też mogło kłębić się w głowie wielkiego zbója. Jego spojrzenie, mimo że czujne, zdawało się częściowo nieobecne, jakby tylko wodził nim za postrzeganym ruchem.
Jeśli chodziło o ekwipunek, nie wyglądało to tak źle. Po torbach, plecakach, worach i kieszeniach znalazł trochę zachomikowanego wyposażenia, którego bandyci z wrodzonej zapewne nieufności nie chcieli zgłosić innym. Przy tak uszczuplonym składzie osobowym żywności i wody mieli na dobre 4-5 dni. Nie licząc nawet mięsa z rozstrzelonych na zewnątrz jaszczurów. Do tego liny, haki i sporą część sprzętu obozowego, z którym wyruszyli, a także około siedemdziesięciu dwóch feniksów i trochę kuriozalnych upominków w stylu łańcuszka z zębów, czy lekko pociętego zdjęcia jakiejś rudowłosej kobiety w ciąży.
W końcu Butch się odezwał. - Młody, chodź no tu... - pokazał ręką, że chciał, by Mikhail podszedł i nachylił się do niego. - Blisko, żeby gówniarz nie słyszał... |