Nathaniel:
Strażnik cofnął się o kilka kroków zginając się wpół. Po chwili jednak, kiedy nie zdążyłeś zrobić nic poza odejściem na kilka metrów, wyprostował się i ze złością zaczął iść w twoją stronę. Był tuż przed tobą, kiedy... Upadł na ziemię. Zza niego uśmiechnął się do ciebie Kerom, który w jakiś sposób bardzo szybko znalazł się na podłożu dziedzińca. Zauważyłeś, że Flink przepłacił tą prędkość skręconą kostką.
Strażnik leżał zemdlony, a wy staliście pośrodku dziedzińca, zdając sobie sprawę, że każda sekunda jest teraz na wagę złota - w dowolnej chwili ktoś mógł tu przybiec. Snusmumriken:
Drzwi otworzyły się łatwo, nie robiąc nawet przy tym zbyt wielkiego hałasu. Twoim oczom ukazała się ciemna sala oświetlona tylko kilkoma świecami. Było w niej wielu ludzi, którzy w zakapturzonych płaszczach stali, klęczeli, a niektórzy i leżeli. Coś szeptali. Nikt nie zauważył nawet twojego przybycia, więc założyłeś kaptur swojego płaszcza, upodabniając się nieco do nich. Z drugiej strony pokoju widać było korytarzyk, który odbijał w lewo - schodami stromo w dół, a prosto prowadził do kolejnego małego, chyba pustego pomieszczenia. Lyhnis:
Kiedy wyjrzałaś, zobaczyłaś samotnego człowieka ubranego w zielonkawe szmaty - ogrodnika, jak przypuszczałaś, jednak kto wie? - oraz dwóch, znajomych już z twarzy strażników stojących kilka metrów od niego. Wszyscy patrzyli w twoją stronę, wypatrując kogoś. Nie trudno było się domyślić, że chodziło o ciebie. Nadal jednak cię nie widzieli.
Żywopłot stawał się nieco większy, miejscami nawet około dwumetrowy. Przypominał ci prawie że labirynt, choć pewnie dla obeznanego poruszanie się w nim nie sprawiało najmniejszego problemu.
Kątem oka zauważyłaś, że ogrodnik idzie w twoim kierunku - strażnicy jednak nadal stali na podwyższeniu. |