Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2022, 11:34   #68
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Przeszukawszy ostatnie pomieszczenia fortu, bohaterowie ściągnęli niepokrwawione posłania do zbrojowni, jedynego nietkniętego przez atakujących pomieszczenia, tam tworząc prowizoryczny obóz, w którym moglili schronić się przed nieprzyjazną pogodą. Zastawienie bramy zajęło nieco więcej czasu, ale mieli dość materiału, by uporać się z tym w ciągu godziny. Bijący o dach deszcz uspokoił się nieco po zmroku, gdy Jin wrócił ze stołówki, gdzie za zamkniętymi drzwiami oddawał się alchemicznym eksperymentom. Noc w opuszczonym forcie minęła bez zagrożeń, ale nie można jej było nazwać spokojną. Jak się okazało, za dnia i tak pełne życia dżungle Mwangi naprawdę rozkręcały się dopiero nocą. Piski, trzaski, skrzeki i cała gama innych odgłosów natury tworzyły istną ścianę dźwięku, ledwo tłumioną przez ściany fortu - a może to duchy zamordowanych przypominały o masakrze, która odbyła się tu tak niedawno? Zupełnie nie przeszkadzało to Muhduziemu, który, uzupełniwszy płyny pod czujnym okiem Jina, zasnął na siedząco podczas pełnienia warty z Edwardem, zapewne przyzwyczajony to tej kakofonii.

Rankiem pogoda nieco odpuściła, chociaż niebo wciąż pozostawało przesłonięte chmurami - co akurat mogło być ratunkiem przed południowymi upałami. Bohaterowie zebrali część znalezionego ekwipunku, zamykając resztę w zbrojowni, po czym wraz z uratowanym niziołkiem opuścili fort, zapuszczając się w mroczne gęstwiny w drodze powrotnej do kolonii.


Kilka godzin później

Gdy w końcu ścieżka wiodąca przez dżunglę wychynęła spośród drzew, docierając do brzegu delty, bohaterowie ujrzeli mury Pridon’s Hearth. Wiatr ponownie się wzmagał, a na horyzoncie widać był ścianę ciemnych chmur poprzetykanych nitkami błyskawic, zbliżającą się do kolonii znad morza.
Przy bramie wartował znudzony mężczyzna, którego rozpoznali jako jednego ze strażników, towarzyszących szeryf dzień wcześniej na nabrzeżu. Wpatrywał się w ciemne niebo, a gdy spojrzał na drużynę, na jego twarzy pojawił się grymas zaskoczenia graniczącego z szokiem i niezadowolenia.
- Przeżyliście… no to jestem złocisza w plecy… - mruknął do siebie, kiedy zbliżyli się na tyle, by go słyszeć - Szeryf kazała powiedzieć, że spotka się z wami za jakiś czas w karczmie. Tylko najpierw muszę jej przekazać, że wróciliście - rzucił, po czym pospieszył w głąb zabudowań.

Bohaterowie mieli więc trochę czasu do zagospodarowania przed spotkaniem z Adaelą. Uliczki Pridon’s Hearth ciężko było nazwać zatłoczonymi, ale z pewnością panował na nich większy ruch niż dzień wcześniej. Na szczęście koloniści mieli nieco oleju w głowie i większość traktów wyłożona była drewnem - przy obecnej pogodzie bez nich wszyscy brnęliby w błocie po kostki. Uwadze bohaterów nie umknęło pewne zdenerwowanie i pośpiech kolonistów. Szybki krok, zacięte wyrazy twarzy i niespokojne spojrzenia, rzucane często w stronę morza…


Jakiś czas później, Kamienna Sala

Karczma była niemal pusta, co akurat nie było niczym zadziwiającym, szczególnie biorąc pod uwagę poruszenie kolonistów i pogarszającą się pogodę. Szeryf dołączyła do bohaterów niedługo po tym, jak sami usiedli przy stole. Wpadła do środka, otrząsając się z wody i przecierając twarz, zanim nie przyjęła ponownie pełnej surowości postawy. Przez ramię miała przerzuconą torbę, z której dało się dosłyszeć przyjemny brzęk.
- Wróciliście cali - powiedziała, przysuwając sobie krzesło - To już coś. Czekam na raport, jak sytuacja w porcie? I kto to? - zapytała, jakby dopiero teraz zauważyła Muhduziego. Niziołek od przybycia do Pridon’s Hearth wydawał się mocno onieśmielony i starał się nie rzucać w oczy.
 
Sindarin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem