Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2022, 12:59   #207
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Podróż do Bryn Shander była długa i dość uciążliwa, lecz dała Lottcie czas na rozmyślania o wydarzeniach ostatnich dekadni. Niewesołe rozmyślania.
Dziesięć miast nigdy nie było spokojnym regionem. Co prawda Dekapolis od lat nie targały wojny czy zarazy, jak to bywało na dalekim południu, lecz w tak niewielkim i hermetycznym regionie nietrudno było zarówno o sezonowe swary jak i zadawnione urazy. Zwłaszcza te drugie były problematyczne, ciągnąc się z pokolenia na pokolenie, czasem jednocząc ludzi i nieludzi, lecz zwykle dzieląc ich coraz bardziej. A teraz doszła do tego wielka zima… Lotta nie mogła wyrzucić z umysłu słów Sepheka Kaltro o tym, że to mróz Aurill chroni krainę przed zagładą, a nie przywrócenie naturalnego cyklu natury. Oczywiście mogło być to mamrotanie szaleńca; Lotcie trudno było wyobrazić sobie, żeby boginię obchodził los żyjących w Dolinie ludzi. Sama kraina może, ale jak jej dobrostan postrzegała Aurill? To wiedzieli może jej kapłani, ale na pewno nie zwykli ludzie. Barbarzynka odpłynęła w dywagacje, które niczego nie wnosiły, a tylko wzmagały niepokój. Pocieszające było jednak to, że długa droga obyła się bez nietypowych wydarzeń, a mrozny oddech bogini nie zamroził ich w pół kroku za karę, że zabili Kaltro. Co zasadniczo mogło służyć za dowód na bzdurność jego twierdzeń.

Bardziej realnym problemem była natomiast biała smoczyca. Lotta znała opowieści o ujeżdzanej przez czazrodzieja Arveiaturace i nie miała powodu wątpić w opowieść maga-księgi, aczkolwiek nadal dziwnym zdało jej się, że opętany przez niego kobold ruszył do Dekapolis, gdzie z łatwością mógł zostać (i został) zdekapitowany, zamiast zostać w miejscu zgonu i czekać na smoczycę. Pewnie w historii było więcej kruczków niż Meltharond chciał im zdradzać. Barbarzynka obawiała się jednak, że nie unikną wyprawy na Grzbiet Świata. Niekontrolowany gad mógł być większym zagrożeniem niż powolny mróz czy międzymiastowe niesnaski. Choć Lotta nie mogła sobie wyobrazić jak można dogadać się z tak nikczemnym (ponoć) stworzeniem jak biały smok.

Przynajmniej w Bryn Shander mogła odsapnąć w komforcie i chwilowo z dala od kłopotów. Zapłata za fatygę była znaczna; poza wiktem i opierunkiem Lotta nie miała większych potrzeb. Jedynym wydatkiem ekstra był handel z Branem, który pomajstrował przy jej oszczepie, dodatkowo obdarowując ją tarczą. Nie protestowała; cokolwiek robił krasnolud już nieraz uratowało im skórę. Obecnie Lotta z lubością przejadała zarobek, ciesząc się z luksusu suchego łóżka i ciepłej strawy. Po ostatnich wydarzeniach zlecenie z przywiezieniem meteorytu, czy ochrona karawan przed wilkami wydawały się teraz całkiem bezpiecznymi sposobami zarobku.

Niestety Oarus miał dla nich inne plany. Lotta słuchała go jednym uchem, skupiając uwagę na nowoprzybyłym. Jej tu nikt wstrętów nie robił. Mogła się łudzić, że to z powodu wydarzeń na cmenatarzu, znajomości z Topaz czy Southwellem, lecz kolejne słowa byłego zarządcy Termalaine sprawiły, że poświęciła mu całą uwagę.
- Jak kogo wilcy zjedzą to ktoś inny od razu wskaże wolnych ludzi - burknęła Lotta w odpowiedzi na informację o masakrze na trakcie, choć żadne z nich nie miało ochoty kontynuować rozmowy, a gość robiący raban przy drzwiach juz zniknął.

Oarus wkrótce odszedł do swoich spraw, a Lotta ponuro wgapiła się w kufel. Minorowe prognozy Ovego wydawały się ziszczać. Była całkiem pewna, że winny jest Isarr Kronenstrom, samozwańczy dowódca Plemienia Wilka - tej części plemienia, która pozostała niezależna od Dziesięciu Miast. Apodaktyczny i okrutny jak wszyscy, którzy trzymali władzę siłą, a nie mądrościa i szacunkiem współplemieńców. Los Wilków w Caer Conig wydawał się przesądzony. Już wcześniej mieszczanie patrzyli na nich krzywym okiem. Jeśli wyrzucą ich poza palisadę, to Isaar z pewnością przyjmie ich do siebie, zapewniając sobie lojalność za wikt i opierunek. Nie ma miejsca na dumę gdy w brzuchu burczy, a mróz ścina krew w żyłach. Ze zjednoczonym plemieniem, ze wsparciem Tygrysów Bjornhildy… Czy na prawdę nadciągała wojna?

Wkrótce do karczmy nadciągnęła reszta kompanów, nawet drow, dumnie dzierżąc tarczę Zakonu Rękawicy. Lotta pochwaliła Brana za broń; dodana przez niego magia uczyniła ją podwójnie użyteczną. Byłaby bardziej entuzjastyczna gdyby nie problem, jaki nieświadomie zrzucił jej na głowę Masthew.
- Też myślałam o tym meteorycie, robota wydaje się bezproblemowa. Znaczy - ze zwykłymi problemami, nie bogami i nieumarłymi - zaśmiała się sucho. - Jednak Oarus dał mi znać, że rządczyni Bryn, Duvessą Shane, ma dla nas jakąś pracę. Delikatną… Nie brzmiało dobrze - skrzywiła się. Miała dość dziwnych zleceń na jakiś czas, ale wysłuchanie nic nie kosztowało. Chwilę walczyła ze sobą czy by nie podzielić się z kompanami swoimi problemami. Jednak musiałaby powiedzieć więcej niż by chciała. Postanowiła poczekać na to co powie rządczyni, a w wolnej chwili poszukać Ovego. Może jeszcze nie opuścił miasta.

 
Sayane jest offline