Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2022, 19:31   #337
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Carsten był wdzięczny, że tym razem nie musiał nocą czuwać i pilnować, aby co bardziej pożądliwi żołnierze nie zakłócili spokoju Amazonek. Desperacko potrzebował regeneracji po ostatnich trudach i znojach. Rana mu zbytnio nie dokuczała, lecz chciał ją wyleczyć do czasu ostatecznej bitwy. Wcześniej nie miał prawie wcale wytchnienia, co rusz obarczano go nowymi obowiązkami. Służył wytrwale i spełniał polecenia kapitana jak najlepiej potrafił. Zwiad, nocna potyczka, pomoc przy pochówku, eskorta, ponownie znoszenie ciał i przygotowanie mogiły… Odczuwał ciężar tych zmagań i nawet na jego bladym obliczu można było czasem dostrzec objawy zmęczenia.

W ciągu dnia to jemu ponownie przypadł obowiązek strzeżenia wąskiej granicy między obozowiskami. Starał się zeń należycie wywiązać, tak by kapitan nie zwątpił w lojalność i poświęcenie swego zaufanego człowieka. Bastard wesoło biegał w granicznym pasie sojuszniczych obozów. Szczekał i kręcił się po niskich chaszczach, pozostałościach po karczowaniu terenu. Zaczepiał też innych strażników, próbując zdobyć jakiś smakołyk, skory do zabaw i figli. Eisen przymknął oczy i poczuł się niemal jak w Porcie Wyrzutków. Brakowało tylko Elke przygotowującej posiłek, świeżej bryzy znad morza i dźwięku lutni utalentowanej Agnes. Cóż porabiała jego ukochana? Zdawało mu się, że nie widział jej przez wieki, a ich miłość to wytwór dawnej pieśni wędrownych bardów… Dość szybko otrząsnął się z tych myśli zwłaszcza, że obok działo się sporo rzeczy. Chciał zapomnieć o rozłące, zdusić ją obowiązkami, by stała się dlań mniej bolesna.

Wojowniczki nadzwyczaj sprawnie rozbiły namioty, rozpięte na przemyślnych konstrukcjach. Wiedziały, co sprawdza się w okolicznościach dżungli. Musiał przyznać, że na ich tle obóz mężczyzn wyglądał surowo i topornie. Zwłaszcza, że po ataku Saurusów, nie zdążono jeszcze połatać namiotów i oporządzić ogólnego nieładu. Carsten mógł też podziwiać piękno egzotycznych strażniczek, które wywołałoby z pewnością niemałe poruszenie nie tylko w zamtuzie „Czerwona Świeca”.


Przybycie Amazonek okazało się nie tylko barwnym spektaklem cieszącym oko oraz przykładem idealnie skrojonego obozowiska. Nade wszystko przyniosło one wiele pewności i odpędziło czyhające wokół widmo zagrożenia. Uwadze Carstena nie umknęło, że ilość skrytobójczych ataków wyraźnie zmalała, a chwilami niemalże zanikła. Tak jakby ruchliwe dotąd skinki poczuły na własnej skórze, co to znaczy zadrzeć z plemieniem bezlitosnych dzikusek. Przewaga kamuflażu przy podchodach została zniwelowana, co niezmiernie cieszyło Sylvańczyka. Oznaczało to mniejsze straty wśród żołnierzy, o co obawiał się wcześniej, zaś równocześnie dawało nadzieję, że przystąpią do kolejnej walki bardziej wypoczęci i rześcy.

Niespodziewanie Bastard zbliżył się do swego pana, powarkując z cicha. Dopiero po chwili mężczyzna spostrzegł powód rozdrażnienia u swego pupila. To Maanena stąpała giętko i płynnie, podobnie jak rosły dziki kot u jej boku. Ten widok wprawiał psa w niepokój, który właściciel ukoił głaskaniem zjeżonego grzbietu. Pozdrowił uniesioną dłonią dzielną łowczynię. Taak.. – pomyślał. – jawny dowód, że skinki i ich potężniejsi bracia przestali być tu drapieżnikami…

***

Przybycie Von Schwartz było takie jak zwykle - owiane aurą tajemnicy i zaskoczenia. Kobieta nie straciła nic ze swego uroku i nadal czarowała elegancją godną wytwornego rautu na książęcym zamku. Ochroniarz starał się unikać jej wzroku, nie ufał tej zadziwiającej personie, był ciekaw co motywuje ją do podejmowania takiego ryzyka? Zwłaszcza, że deklarowała udział w nocnej „wycieczce” do piramidy, jakby to była jakaś przechadzka. Śmiałe przedsięwzięcie miało na celu osłabienie jaszczurów, zniszczenie budzącego grozę posągu oraz pozbawienie ich zapasów tajemniczego wywaru. Wiązało się z olbrzymim ryzykiem i Carsten zastanawiał się nad swą ostateczną decyzją. Z jednej strony mógłby bliżej poznać otoczenie, gdzie stoczą zapewne walną bitwę, poznać tajemnice wroga… z drugiej - wystawiłby się na kolejną karkołomną przygodę, tym razem w gnieździe jaszczurów, skąd możliwości odwrotu były ograniczone. Chociaż odwagi mu nie brakło, to myślał czy zbyt często nie nadstawiał już karku i w którym momencie los przestanie się do niego uśmiechać…

Szelmowsko uśmiechnięta twarz Zoi sprawiła jednak, że rozsądek zapewne i tym razem przegra z zadzierzystością…
 
Deszatie jest offline