Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-11-2022, 21:20   #331
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację


Ponury widok pobojowiska zasmucił niejedno serce. Mnóstwo krwi, trupów oraz szczątek bestii stanowiło razem koszmarny pejzaż. Do tego olbrzymie ilości trucheł gadów, owadów i obrzydliwych insektów dopełniały obrazu ohydnej śmierci. Carsten widział już wiele, ale zasępiony przemierzał chaotyczny krajobraz, kierując się na zwołaną naradę. Przewidywał, że pochówek ciał będzie nie lada wyzwaniem i przeczuwał, że to on, jak ostatnim razem, będzie odpowiedzialny za tę niezwykle niewdzięczną pracę.

Nie mógł przejrzeć się w lustrze, ale czuł że prezentuje się tak samo koszmarnie, jak reszta żołnierzy. Zlepione błotem i krwią włosy, osmolona twarz, ubrudzona brygantyna, zbryzgana wielokolorową posoką, postrzępione odzienie i upaćkane po kolana buty dowodziły, że brał aktywny udział w potyczce i obozowych zmaganiach z falą szarańczy. Kiedy już uporali się z większością robactwa, wzięli udział w desperackiej walce z Saurusami jakie wdarły się do obozu. Bestie były niesłychanie żywotne i wielkim wysiłkiem okupione zostało powalenie ich na ziemię. Nawet otoczone zebrały żniwo ofiar spośród niemal wszystkich oddziałów. Sylvańczyk również ucierpiał w starciach. Rękaw pokryty był twardym strupem zeschniętej krwi. Kość była cała, lecz bez wątpienia kostropate ostrze rozorało mu lewe przedramię. Nie miał nawet czasu, aby należycie oczyścić ranę, gdyż ustąpił miejsca wielu innym w kolejce do lazaretu. Oni zdecydowanie bardziej potrzebowali opieki. Jedynie jego wierny psi towarzysz zlizywał krew, czule głaskany przez właściciela. Pies przeżywał potyczkę i chociaż nie był zlękniony to ślady na sierści znamionowały, że nie ominęły go przygody.
Na szczęście Esteban i Barbette przeżyli ten upiorny dzień, choć również ponieśli uszczerbek za zdrowiu. Traktował ich teraz niemal jak rodzinę i czuł odpowiedzialność za tych, co zdecydowali się towarzyszyć mu w śmiałej wyprawie. Z troską przejrzał też juki, dzieląc się z nimi tym, co zostało ze zniszczonych zapasów. A było to nadzwyczaj skromne pożywienie, suszone owoce i kilka kostek wędzonego sera. Najbardziej dziękował jednak bogom za to, że ocalał worek z roślinami zebranymi na poczet uzdrowienia syna.
To dawało mu tak potrzebną teraz nadzieję…

***

W namiocie dowódcy ochroniarz wysłuchiwał raportu ze strat, ze sporym przygnębieniem. Co jakiś czas nazwisko wydawało mu się znajome, bowiem kojarzył poległych w walce. Przypominał sobie jakiś gest, sytuacje obozowe, charakterystyczną manierę lub wygląd. Bolesną była myśl o wielu młodych, którzy przypłacili życiem swoją odwagę tutaj w odległej i obcej krainie. Poklepał po plecach Olmedę, tak by nie sprawić bólu góralowi.

- Twardyś, niczem górska skała, chyba trzeba by jaszczurom oskarda by cię rozłupać… - rzekł jowialnie do kompana.

Reszta oficerów również zasługiwała na pochwałę nieustępliwego charakteru i dzielnego znoszenia ran. Bretoński towarzysz Carstena wyraźnie cierpiał z powodu odniesionych obrażeń. Cóż… rapier dobry był na pojedynki tudzież popisy szermiercze między szlachtą, a nie zmagania z ważącymi grubo ponad dwa cetnary olbrzymimi jaszczurami. W ferworze bitwy trudno bowiem o celność i mierzony sztych w jakiś wrażliwy organ. Sylvańczyk miał świeżo w pamięci ile wysiłku kosztowały go ataki mieczem w rannego Saurusa przy przecież wielkim wsparciu pikinierów i najemników. Nie zważał w co trafia, jedynie rąbał ile sił cielsko niezwykle żywotnego stwora.

Wino w obecnej sytuacji smakowało mu cierpko, lecz dawało ulgę spierzchniętym ustom i suchemu gardłu oraz przyjemnie rozlało się po trzewiach. Niestety zgodnie z przypuszczeniami to jemu Kapitan Rivera nakazał nadzorować przygotowanie miejsca do pochówku. Carsten przyjął to zadanie jak zwykle - bez jakichkolwiek oznak niezadowolenia. Wiedział, że szacunek do poległych wymaga, by sprawić im godne pożegnanie, zabezpieczając mogiłę przed padlinożercami.

***

Eisen zebrał czeladź i ciury obozowe póki jeszcze widać było promienie słońca. Miejsce pełne zieleni o swoistym uroku, które od początku nie podobało się pułkownikowi de Guerra, okaże się jego wieczystym grobem.


Zaczęli kopać bliżej strumienia, tam gdzie naturalny spadek terenu i zarośnięte wklęśnięcie dawało lepsze warunki. Częściowo wycięli chaszcze i mniejsze drzewa, szykując jamę. Część ludzi zbierała też co większe głazy i kamulce przydatne do późniejszego zabezpieczenia mogiły. Kiedy nadeszła noc podstawę mieli już przygotowaną. Reszta grup na zmianę pogłębiała okoliczny wądół. Ochroniarz do późna doglądał prac, chcąc wywiązać się należycie z zadania. W blasku pochodni widział zmęczone twarze, na których rysowało się zwątpienie i obawy, co do najbliższej przyszłości. Armia konkwistadorów została naruszona… - pomyślał czując, iż to może być dopiero początek ich kłopotów…
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 07-11-2022 o 21:51.
Deszatie jest offline  
Stary 14-11-2022, 21:53   #332
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Bertrand był nieco oszołomiony walką z jaszczurami i tym całym chaosem (łącznie z atakiem mniejszych gadów i robactwa na obóz), krwawił też z kilku ran, na szczeście żadna nie była na tyle groźna by go wyeliminować z dalszych działań. Jednak jego kunszt szermierczy okazała się na tyle dobry, że nawet jeden z tych większych od ludzi i opancerzonych saurusów nie był w stanie mu dostoić. Kiedy opatrywali go medycy w lazarecie, poprosił Cezara żeby ten sprawdził, czy w jaszczurzym ostrzu albo ukąszeniu węża nie kryła się jakaś podstępna trucizna.

Kiedy jego rany zostały opatrzone i udało mu się założyć ostatnie będące jeszcze w miarę dobrym stanie odzienie (chociaż na żaden bal w ojczyźnie by się tak wyglądając nie dostał) odnalazł rozpaczającego po stracie pułkownika de Guerry Riverę.

- Zaiste będzie go nam brakować -Bertrand zasalutował rapierem w szacunku dla zmarłego - Pułkownik zginął śmiercią wojownika i myślę że najlepiej oddamy cześć jego pamięci jeśli wyjdziemy zwycięsko z tej wyprawy. Ponieśliśmy straty, ale przynajmniej poznaliśmy wroga i wiemy, czego możemy się po nim spodziewać. Wiemy też, że możemy mu sprostać.

- Majo, czy możemy jakoś ustalić w której części dnia pojawią się siły Królowej? - spytał się mówiącej w ich języku Amazonki.
- I czy Vivian jest z waszymi siłami? -przypomniał sobie o szlachciance i umowie jaką mieli, że spróbują dostać się do największych tajemnic piramidy przed Amazonkami... w obecnej sytuacji mogło nie być to łatwe. Najlepiej byłoby być pośród zwiadowców żeby dostać się do wnętrza piramidy przed innymi, ale wpierw musiał powrócić do sił. Skarby nie przyniosą pożytków umarłych, nie chciał też zostawiać tutaj siostry samej gdyby poległ...

Na szczęście Isabella wydawała się być w dobrym stanie z raczej niegroźnymi ranami, znalazła nawet wino poprawiając wszystkim nastroje, łącznie oczywiście z tymi którzy trzymali się na nogach z jego własnego oddziału. Guido miał dużą szramę na policzku i wyglądało na to, że ledwo ocalił swoje zdrowe oko, a jego brat Emilio miał lewą rękę całą w bandażach.
- Parę z tych gadzin mnie użarło szefie, ale pożałowały tego jak je rozdeptałem. No i faktycznie szkoda, że straciliśmy paru chłopaków, ale to też oznacza że będzie więcej łupów dla podziału dla tych co przeżyją, prawda? - wyszczerzył się, popijając zdobyte wino. Bretoński kawaler nie był pewien czy powinien skarcić swojego sierżanta za taki żart, ale może dobrze że nie stracił on zupełnie werwy...

- Odpocznijcie na tyle na ile możecie, jak ktoś czuje się na siłach, może stanąć na warcie. Jutro również może nas czekać ciężki dzień. I zachowajcie trochę wina dla Kapitan Koenig i jej ludzi, należy im się, bez nich mogłoby nas tu nie być.




 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 14-11-2022 o 22:00.
Lord Melkor jest offline  
Stary 16-11-2022, 20:14   #333
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 77 - 2526.I.14; bzt; zmierzch

Czas: 2526.I.14; knt; zmierzch
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, dżungla, główny obóz
Warunki: - na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, sil.wiatr, zachmurzenie, gorąco (-5)



Wszyscy



Pobitewna noc minęła dość szybko i bez wiekszych przygód. W sporej części dlatego, że kto tylko nie miał warty to spał jak zabity wymęczony po półdniowej bitwie w tropikalnym skwarze i zaduchu. Po walce o obóz która zaangażowała właściwie całe siły de Rivery, łącznie z ciurami obozowymi jakich dość rzadko używano do bezpośredniej walki zmęczenie fizyczne i psychiczne znużenie było powszechne. Wieczór był dziwnie cichy i apatyczny, nie tylko w namiocie narad było to widoczne. Więc mimo, że część namiotów podczas nalotu latających gadów i walki z rojami dżungli zmieniła się w rumowisko albo pogorzelisko to jak tylko ktoś znalazł jakie miejsce to zasypiał prawie natychmiast i tak spał do rana. Kapitan de Rivera i pozostali dowódcy na straż wyznaczyli w większości wypadków ciury obozowe aby oszczędzać bardziej bojowe oddziały. W końcu nikt nie wiedział czy kolejnego ranka jaszczury nie wznowią ataku. A gdyby nastąpił w podobnej sile jak tego dnia to nie było pewne czy udałoby się go odeprzeć.




https://thumbs.dreamstime.com/b/mist...-209576901.jpg


Ranek okazał się pochmurny. I obóz zaczął go wcześniej. Najwcześniej jak zwykle pracę zaczęła kuchnia przygotowując śniadanie gdy jeszcze było ciemno i większość obozu jeszcze spała. Dowódcy zdając sobie sprawę, że kolejnego ranka jaszczury mogą ponowić atak chcieli zebrać swoje oddziały w pogotowiu. Dobrą do tego okazją był pochówek wczorajszych zmarłych i msza jakiej z braku kapłana poprowadził kapitan de Rivera. Najbardziej uroczysty pochówek miał oczywiście pułkownik de Guerra jaki był najwyższym rangą dowódcą jaki poległ wczoraj. Zasłużył na osobny pochówek jaki obłożono znalezionymi kamieniami a w ziemię wbito kawałek pnia na jakim wyryto jego nazwisko, lata życia i krótką notkę “Zasłużonemu i dzielnemu pułkownikowi, w podziękowaniu za jego wierną i wzorową służbę. Kapitan Carlos de Rivera i żołnierze”. A ten mocno improwizowany nagrobek ułożonu frontem przez kilkoma indywidualnymi dla znaczniejszych oficerów i jednym zbiorowym dla zwykłych żołnierzy i sług jacy padli w boju lub z ran wkróce po. Więc trochę wyglądało to jak układ armi do bitwy z wodzem naczelnym na czele i oficerami dowodzącymi swoimi oddziałami.

Już po śniadaniu ale jeszcze przed pogrzebem kapitan wysłał pikiety. W stronę pogranicza dżungli i piramid i tak mniej więcej do ookoła obozu. Wiadomo było, że te czujki nie mogły powstrzymać zorganizowanego ataku o wczorajszej skali ale dowódca liczył, że chociaż zaalarmują gdyby taki nadciągał. Mieli też pełnić rolę harcowników na przedpolu głównego obozu. Na najbardziej narażony kierunek, tam gdzie była linia prosta między obozem a piramidami wysłano górskich łuczników Olmedo. Ci urodzeni zwiadowcy wydawali się idealni do takich zadań. Podzielili się na mniejsze, kilkuosobowe grupki aby objąć jak najdłuższą linię posterunków. Podobnie postąpili marynarze którzy także obsadzali te pikiety. Zaś lekka kawaleria jinetes porucznika de Avilla pełniła rolę ruchomych patroli jakie objeżdżały te pikiety. Zaś grupkę Amazonek na culhanach jakie wczoraj dotarły do pogrążonego w walkach obozu kapitan poprosił o wysłanie w kierunku z jakiego powinna nadciągnąć ich królowa wraz ze swoją armią. Kara jaka nimi dowodziła przystała na tą propozycję i zaraz po śniadaniu ocalała z walk siódemka wojowniczek osiodłała swoje drapieżne, pierzaste ptaki i wyjechała z obozu znikając w dżungli. Nie spodziewały się swojej królowej przed południem więc gdyby rano nastąpił atak jaszczurów to przybysze zza oceanu znów musieliby walczyć samotnie.

To, że jaszczury o nich nie zapomniały i atak mógł nastąpić świadczyły sporadyczne wystrzały z dżungli. Marynarze strzelali się z podchodzącymi harcownikami skinków. Łuczników Olmedo było słychać mniej bo łuki były znacznie dyskretniejsza bronią. To, że walki mogą być niebezpieczne świadczyli powracający marynarze i górale jacy wlekli trafionych oszczepami o obsynitowych ostrzach albo strzałkami. Skinki były tak wprawne w podchodach, że zdarzały się ataki nawet na wartowników pilnujących właściwego obozu. Znó zdarzały się naloty nękające skinków dosiadających terradonów jacy ciskali w dół głazy i oszczepy. Ale to wszystko nie było już na taką skalę jak wczorajszy atak. Pikiety mogły ucierpieć i ponieść nawet dotkliwe straty. Ponoć z jednej czwórki marynarzy wrócił tylko jeden wilk morski a na jednym z posterunków na skraju obozu zabito trzech wartowników pod rząd. Atmosfera była więc nerwowa i ponura a te małe skinki okazały się być mistrzami skrytej walki w tej dżungli. Tutaj niezastąpione okazały się Amazonki. Które czuły się w tej dżungli jak w domu. Zostało ich zaledwie kilka, prawie wszystkie to te pod jakimi wczoraj ubito culhany więc zostały spieszonymi łuczniczkami. I poza Majo, żadna z nich nie mówiła w języku ludzi zza oceanu więc komunikacja z nimi była bardzo trudna i mocno domyślna. A jednak każda z nich dla takich patroli i posterunków na pikietach była na wagę złota. Ludziom zza oceanu wydawało się, że one prawie w magiczny sposób widzą i wiedzą. Na przykład zwykle to one pierwsze potrafiły wypatrzeć podkradające się skinki udaremniając im skryty atak. Ale było ich zbyt mało aby przydzielić je do każdego patrolu.

Było więc dość nerwowo. Nikt nie wiedział czy te szarpane ataki na linii pikiet i na skraju obozu nie są przygotowaniem do właściwego ataku. A chyba wszyscy, od zwykłego ciury, po samego de Riverę, zdawali sobie sprawę, że gdyby nastąpił atak o wczorajszej sile to mogło się zrobić mocno nie wesoło. Dlatego znów rąbano gałęzie i ciosano z nich zaostrzone pale wbijając je w kierunku spodziewanego ataku, kopano rów aby zwiększyć trudność pokonania terenu i karczowano krzaki aby zwiększyć pole widzenia i ostrzału dla własnych wartowników i strzelców.

Zmasowany atak jednak nie następował. Zaś w południe wróciła grupka wysłanych wojowniczek na culhanach z radosnymi wieściami, że widziały się ze swoją królową i ta wkrótce przybędzie. To bardzo pobudziło nadzieję, że jednak uda się dotrwać do przybycia posiłków tubylczych wojowniczek. I nawet gdyby atak nastąpił to te wejdą do akcji w trakcie walki no albo będą od początku walczyć wspólnie. Wreszcie kilka pacierzy później, już po południu przybyła sama królowa Aldera i jej armia. Cóż to był za egzotyczny i jakże radosny widok!

Poza względnie nieliczną grupką większość obozowiczów nie była na wyspie zamieszkanej przez plemię królowej Aldery. Więc nie miała okazji widzieć tych nietypowych domów na palach i całej, egzotycznej kultury złożonej wyłącznie z kobiet. Do tego młodych, zdrowych, skąpo odzianych i ozdobionych dziwnymi, tajemniczymi tatuażami, wisiorkami i malunkami jakie wywołałyby skandal w jakimkolwiek innym mieście Starego Świata. Dzierżyły egzotyczną broń a niektóre dosiadały prawdziwych bestii za to nie było wśród nich żadnego konia jakby te były im nieznane. Większość przybyszy zza oceanu do tego pory widywała tylko pojedyncze wysłanniczki królowej, najczęściej Majo i Karę które przebywały tu najczęściej albo w dość niewielkich w skali całego obozu grupkach. Teraz to się zmieniło.

Wcześniej tylko raz, jak pierwszy raz wódz naczelny wyprawy, kapitan de Rivera, wraz ze swoją świtą złożył oficjalną wizytę w wiosce Amazonek to tam królowa Aldera pojawiła się na zębatych, gadzim wierzchowcu i na czele zbrojnych oddziałów. I teraz zrobiła to ponownie. Wjechała do obozu na grzbiecie wielkiego gada przy jakim culhany czy konie wydawały się malutkie. Ludzie, tak wymęczeni i mocno przetrzebieni wczorajszą walkę, powitali tubylcze wojowniczki jak zbawienie wiwatując na ich cześć.




https://i.imgur.com/2ECR5nu.jpg


- Muszę przyznać, że przy nich wyglądamy teraz dość mizernie. Ale i tak me serce się raduje, że w końcu możemy połączyć siły. - mruknął pod nosem kapitan de Rivera ciesząc oko tym barwnym i egzotycznym wsparciem. Czego tam nie było! Zdecydowanie to nie była klasyczna armia jakie można było spotkać po tamtej stronie oceanu. Tam kobiety się zdarzały ale w masie walczących były w zdecydowanej mniejszości. Tutaj już samo to, że wojsko składało się wyłącznie z kobiet stanowiło nie lada zagwostkę. Nieco mniejszą jak się coś o tej egzotycznej społeczności słyszało wcześniej, że ponoć żyją tam same kobiety. Do tego barwne malunki na dość śmiało odktytym ciele, wetknięte pióra, naszyjniki, kolczyki i ozdoby z kłów, kości, złota, obsydnianu i innych kamieni szlachetnych też przykuwały oko nie mniej niż same właścicielki. O ile jeszcze broń taka jak łuk czy włócznia były podobne do tych znanych zza oceanu to już wielkie gady, culhany, pantery w roli wierzchowców czy obsynitowa broń nie miały swoich odpowiedników. Kapitan wsiadł na swojego rumaka i ruszył na spotkanie królowej Aldery aby ją przywitać jako gospodarz.

- Witaj czcigodna królowo! To zaszczyt przywitać cię jako naszą sojuszniczkę na czele twojej armii! Razem będziemy niepokonani! - krzyknął głośno kapitan aby usłyszało go jak najwięcej osób. Amazonki co prawda nie mogły tego zapewne zrozumieć ale u szponiastych łap jaszczura jakiego dosiadała królowa stała niezawodna Majo jaka pośredniczyła tej rozmowie. Kapitan na swoim bojowym rumaku wydawał się niższy i drobniejszy niż władczyni Amazonek na swoim ogromnym, dwunogim jaszczurze.

- Królowa mówi, że również cieszy się na twój widok wodzu! I zapewnia o swoim sojuszu i walce ze wspólnym wrogiem! Razem wyprzemy go z naszego świętego miejsca! - odkrzyknęła ciemnoskóra Majo odwzajemniając to oficjalne powitanie pomiędzy dwójką wodzów każdej armii. Nastąpiła wielka owacja gdy ten pierwszy krok okazał się tak owocny. A potem kapitan wilków morskich zaprosił swojego zacnego gościa do namiotu narad. Zaś ona przyjęła to zaproszenie a jej armia zaczęła się rozpakowywać. Czyli jej wojowniczki z widoczną wprawą zaczęły wznosić swój własny obok sąsiadujący z tym nieco zdewastowanym we wczorajszych walkach jaki wznieśli ludzie zza oceanu.

---


Namiot narad był znów był miejscem spotkania najważniejszych osób w obozie. Ale dziś przy końcówce gorącego a momentami skwarnego dnia atmosfera była całkiem inna. Wczoraj dominowała apatia i wyczerpanie, świadomość, że kolejny atak jaszczurów w takiej samej skali co rankiem wczorajszego dnia może rozbić siły przybyszów ostatecznie. Dziś jednak oczekiwany atak nie nastąpił. Co prawda harcownicy obu stron szarpali się nawzajem ale to nie mogło zagrozić siłom głównym zgrupowanym w obozie. A w drugiej połowie dnia przybyła królowa Aldera ze swoimi wojowniczkami co znacznie wzmocniło wyprawę kapitana de Rivery. Nagle zrobiło się ich gdzieś dwa razy więcej niż dziś rano. No i egzotyczna dla przybyszy armia Amazonek znała walkę w tutejszych warunkach a i już nie raz zmagała się z jaszczurami. To wszystko bardzo podbudowało i wzmocniło morale. Można by rzec, że plemię wojowniczych kobiet wlało nową nadzieję w serca żołnierzy zza oceanu. I w namiocie narad też to dało się odczuć. A dzisiaj w naradzie uczestniczyła sama królowa Aldera wraz ze swoimi najważniejszymi przybocznymi. Była także Lalande jaka była wyrocznią i cieszyła się ogromnym szacunkiem wśród pozostałych Amazonek. I właśnie ona przed przybyciem jaszczurów urzędowała w piramidzie. No i niezawodna Majo w roli tłumacza. Podobnie jak kapitan posiłkował się pomocą Togo. Ponadto była podczas nocnej wycieczki razem z Zoją to teraz można było to omówić. Wczoraj co prawda Glebova wspomniała o tym ale jak chyba wszyscy szykowali się na poranną powtórkę z bitwy a po wcześniejszych stratach kapitan nie chciał ryzykować wysłania jakiegokolwiek oddziału jaki mógł na miejscu przeważyć o losach bitwy. Ale z tym też sytuacja dzisiaj przedstawiała się o wiele swobodniej niż jeszcze wczoraj wieczorem.

- … i tak właśnie nam się wydawało. Że te jaszczury, chyba głównie te małe, skinki, wyszły z tej piramidy mocno pocharatane. Tak jakby tam z kimś walczyły. Niektóre powłóczyły łapami, paru się wspierało na ramionach towarzysz jakby byli chorzy albo ranny a ze dwóch czy trzech to znosili po tych dużych schodach prowadzących na dół. - Zoja jeszcze raz streściła w reikspiel co widzieli podczas nocnego wypadu na obrzeża piramidy. Teraz już mieli siły aby myśleć o stawieniu oporu jaszczurom a nawet urządzić jakieś wycieczki. Zwłaszcza jak królowa Aldera i jej wojowniczy uważały się za prawowite właścicielki tych pradawnych budowli i swoje święte miejsce kultu. Majo zaś tłumaczyła jej i pozostałym słowa Kislevitki a może nie tylko bo w końcu sama też była na owej wycieczce. Sądząc po minach władczyni i jej świty potraktowały sprawę poważnie ale ze spokojem. Trudno było zgadnąć co właściwie o tym sądzą.

- To możliwe? Może tam być ktoś jeszcze? To ktoś od was tam został? - kapitan poczekał aż tłumacze zrobią swoją robotę pośredników.

- Nie. Tam nie ma nikogo od nas. Nasza czcigodna wyrocznia Lalande wraz ze swoją eskortą opuściła nasze piramidy jako ostatnia i wróciła do nas. Więc jak ktoś tam jest to nikt od nas. - Majo przetłumaczyła słowa swojej znamienitej królowej. Wskazała na duchową przywódczynie ich plemienia.




https://i.imgur.com/VtmG9Mc.jpg


Wyrocznia rozmawiała chwilę z królową czego jednak Majo nie tłumaczyła. I na tyle cicho, że Pigmej lekko rozłożył ramiona do swojego kapitana na znak, że nie słyszy i nie da rady przetłumaczyć o czym rozmawiają. Trzeba było chwilę czekać aż skończą. W końcu królowa zaczęła coś mówić do Majo, ta kiwała głową a gdy skończyła zaczęła tłumaczyć jej słowa na reikspiel.

- Nasza wspaniała królowa mówi, że piramida to nasze święte miejsce i prastare dziedzictwo. Została wzniesiona jeszcze przez czigodnych Pradawnych, przed upadkiem ich świata jaki zakończył złotą erę. Piramida ma swoje tajemnice których lepiej nie ruszać. Być może jaszczury złamały ten zakaz i teraz za to płacą swoją krwią. Jeśli tak się stało to piramida będzie niebezpiecznym miejscem także dla każdego kto tam wejdzie. Ale nasza czcigodna Lalande wierzy, że zapanuje nad sytuacją mimo wszystko. O ile już będzie mogła tam wejść. - słowa ciemnoskórej tłumaczki wywołały konsternację wśród dowódców zza oceanu. Teraz oni patrzyli na siebie nawzajem i rozmawiali półgłosem zastanawiając się co to wszystko może oznaczać. Było już wiadomo, że lady Vivian der Schwarz nie przybyła razem z królową i jej siłami. Ale ona wyruszyła swoją drogą ku piramidzie i miała wesprzeć atak na nią w odpowiednim momencie. A kiedy był ten moment to właśnie miała ustalić obecna naradę. Jutro, pojutrze czy za dwa albo trzy dni. Niezbyt długo w każdym razie. Tylko widocznie nikt nie spodziewał się takich wieści o piramidzie jakie przyniosły Zoja i Majo. To chyba zaskoczyło wszystkich. Wczoraj może nikt nie miał za bardzo ochoty się tym zajmować no ale dzisiaj sytuacja była całkiem inna.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 17-11-2022, 14:22   #334
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Bertrand wziął udział w ceremoniach pogrzebowych, wielu z poległych zdążył już poznać podczas podróży. Nie było to przyjemne tracić towarzyszy, ale taka była rzeczywistość wojny, teraz trzeba było skupić siły na pomyślnym zakończeniu wyprawy, żeby ta śmierć nie poszła na marne. Większość dnia poświęcił na odpoczynek, podobnie jak jego podwładni, korzystając z tego, że Rivera wybrał do zwiadu górali i lekką kawalerię. Cezar dość dobrze zajął się jego ranami, ale szczególnie ta w prawym boku wciąż go bolała. Przynajmniej zdaniem medyka nie wdała się tam żadna trucizna. Podziękował też Cosćie i Lanie za dzielną walkę u jego boku, upewniając się że nieco wina które znalazła jego siostra pozostanie i dla nich.

Przybycie Amazonek dodało wszystkim otuchy, sam był jednym z tych którzy powitali Królową, w końcu to on dowodził misją ratunkową dla ich zwiadowczyń i dobrze było, żeby ich przywódcy o tym wiedzieli. Zdziwił się, że Vivian jeszcze się nie pokazała, czyżby wciąż włóczyła się sama po okolicy? Spytał się Majo, czy wiedziała coś więcej o jej sytuacji.

***********************************************


Podczas narady bardzo zaciekawiła go wiadomość na temat rannych skinków wychodzących z piramidy.

-To bardzo istotna informacja Zoja, może zadziałać na naszą korzyść. Może warto wysłać kolejnych zwiadowców, żeby sprawdzili czy w piramidzie nie trwają jakieś walki? - Następnie spojrzał w stronę przywódczyń Amazonek.

- To dobrze, że czcigodna Lalande wie coś o zagrożeniach czających się w piramidzie, czy byłoby możliwe żeby powiedziała nam na ten temat coś więcej i o tym, jak bardzo może to osłabić jaszczury?

- Zaś co do daty ataku, proponowałbym poczekać dzień albo dwa, bo mamy sporo rannych którzy jeszcze nie doszli do siebie. Chyba, że wiemy o czymś co by wymagało natychmiastowego działania?



 
Lord Melkor jest offline  
Stary 17-11-2022, 20:33   #335
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Świt otulił obóz mgiełką, kryjąc wcześniejszy paskudny obraz pożogi. W oparach snuły się cienie postaci, wpierw służba, obozowa garkuchnia i stopniowo członkowie poszczególnych oddziałów. Gdzieś tam nadal wisiało zagrożenie kolejnego ataku, lecz Carsten w cichości ducha wierzył, że również ich wrogowie odczuli trudy potyczki i minie trochę czasu, zanim ponownie zewrą swe szeregi. Obozowicze zaś z wielką nadzieją wypatrywali orszaku królowej i sił, które miały zapewnić ostateczny tryumf nad jaszczurami.

Najpierw był jednak pogrzeb, jak na warunki w dżungli dość uroczysty z racji zasłużonych poległych. Wpatrzony w świeże nagrobki Carsten czuł jeszcze zmęczenie, bo do późna nadzorował przygotowywanie zbiorowej mogiły. Patrzył po twarzach zebranych wokół ,na których malowała się zaduma, zmęczenie, ale i widoczna ulga, że udało im się uniknąć krainy Morra. Mieli jeszcze los we własnych rękach, mogli dojść do zaszczytów, bogactwa, założyć rodziny, spełnić życiowe plany w przeciwieństwie do tych, dla których wędrówka i śmiałe zamierzenia skończyły się w błotnistym rowie, umocnionym kamieniami i głazami. W ciszy poranka przerywanej jedynie odgłosami dżungli , trudno było się doszukać wczorajszego chaosu bitewnego, jęku rannych i rozpaczy. Nawet odór śmierci został przepędzony, jakby dżungla z nastaniem kolejnego dnia, wymazała przykre doznania, dając zupełnie nowy początek. I mimo pewnej nerwowości w szeregach okazało się, że taki nastrój utrzymał się przez cały dzień zwłaszcza, iż później nastąpiło to, co było wyczekiwane od wielu godzin...

***

Rozmach, przepych i egzotyka - tymi słowami Sylvańczyk określiłby wjazd królowej Aldery do obozu. Korzystał już z gościnności Amazonek, był na wystawnej uczcie, lecz teraz wyglądało to zupełnie inaczej. W obecnych warunkach wojownicze kobiety prezentowały się lepiej, niż niejedna armia. Ochoczo dołączył do szczerego aplauzu i wiwatów żołnierzy. Ucieszyły go znajome oblicza, jakie rozpoznał mimo feerii barwnych pióropuszy, ozdób i błyszczących świecidełek. Zadowolony wybrał się do namiotu jako zaufany człowiek kapitana Rivery, o jakim to zaszczycie na początku drogi nie mógł marzyć. To właśnie w dużej mierze dzięki Amazonkom, których był ochroniarzem doszedł do obecnych wyróżnień i zasług. A przecież nie był to jeszcze koniec wyprawy…

***

Jakże wiele potrafi odmienić się w ciągu jednej doby! – pomyślał Carsten. Tego wieczora namiot narad olśniewał siłą i mocą. Na wielu twarzach ponownie rozpalił się ogień nadziei i wiary rychłego odbicia piramidy z jaszczurzych łap. Powszechny entuzjazm zmącony został nieco wypowiedzią Aldery o tajemniczych zagrożeniach czyhających w świętym miejscu Amazonek. Co bardziej zabobonni wieszczyli już chyba kłopoty, chociaż ze słów tłumacza płynęło zapewnienie, że ich kapłanka zapewni bezpieczeństwo. Siłą ich sojuszu było wzajemne zaufanie. Ludzie kapitana Rivery mieli zapewnić przewagę nad jaszczurami, wspomagając rozbicie ich i przepędzenie z tymczasowego siedliszcza. O plądrowaniu piramidy od początku nie było mowy. Słowa o skinkach mogły skutecznie zgasić zapał co niektórych żołdaków, pragnących na własną rękę uszczknąć coś z dziedzictwa Amazonek. Takie podejście do sprawy wydawało się chronić tajemnice plemienia nieustraszonych kobiet.

- Co do szturmu, warto by tym razem zaatakować na naszych warunkach. Nawet ryzykując nocną bitwę… Niech podstępne jaszczury posmakują naszego gniewu w chwili, kiedy będą ku temu najmniej gotowe. Odpłaćmy im za naszych poległych słuszną pomstą, zanim zewrą swoje szyki i umocnią się wokół piramidy. – wygłosił swój pogląd obecnym. – Kąsani przez nich możemy w ciągu kilku dni wymęczyć się i stracić nadarzającą się okazję…

Carsten uważał, że powinni wykorzystać euforię związaną z przybyciem posiłków królowej Amazonek i po upewnieniu się, że nie czekają na nich pułapki ruszyć ku piramidom i tam urządzić wrogowi krwawe igrzyska…
 
Deszatie jest offline  
Stary 20-11-2022, 21:17   #336
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 78 - 2526.I.15; agt; popołudnie

Czas: 2526.I.15; agt; popołudnie
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, dżungla, główny obóz
Warunki: - na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, powiew, zachmurzenie, skwar (-10)



Wszyscy



Dzisiejsze zebranie w namiocie narad zaczęło się nieco wcześniej niż to wczorajsze gdy pierwszy raz dało się spotkać z amazońskimi sojuszniczkami. Wczoraj chyba wszyscy w obozie staroświatowców odczuwali nieopisaną ulgę i radość z ich przybycia. W ciągu jednego momentu ich nieco już nadkruszone przez dżunglę i walki siły liczebnie się podwoiły. Do tego nowy, barwny kontyngent wojowniczek o egzotycznym wyglądzie nie tylko pociągał swoim interesującym wyglądam ale też uchodził za ekspertów od walk w tym klimacie i terenie. Zwłaszcza, że wszystkie Amazonki uważały kompleks piramid za swoje święte i niezbywalne dziedzictwo o jakie były gotowe walczyć. Po zebraniu wczoraj wieczorem gdy oficjalnie wódz staroświatowców pożegnał się z dostojną królową Amazonek i jej barwną świtą poprosił jeszcze oficerów jacy zostali w namiocie na słowo.

- Panowie. I panie. - kapitan skłonił się szarmancko swojemu sztabowi jakby i jemu przybycie sojuszniczek przywróciło nieco przygaszony po poprzedniej bitwie blask. Zaczął tak zwyczajowo mówić jak do panów oficerów ale zreflektował się w porę, że chociaż panie są tu w wyraźnej mniejszości to jednak choćby ze względu na dzielną Kislevitkę, pancerną kapitan czy przemiłą siostrę Bertranda panie też tutaj są.

- Sami widzieliście jak są odziane nasze sojuszniczki. A właściwie prawie rozdziane i wiele rzeczy mają na wierzchu jakie nasze panie i panny zwykle ukrywają pod ubraniem. Do tego złota jak widać im nie brakuje. Proszę więc abyście dopilnowali swoich ludzi aby nie doszło na tym polu do żadnych niestosownych incydentów. Tylko tego brakowało aby za kobiece pokusy czy garść błyskotek zaprzepaścić ten bezcenny w tej chwili sojusz. Uprzedźcie swoich ludzie, że będę bezwzględny wobec wszelkich naruszeń dyscypliny na tym polu. - wódz naczelny z nieco rozczochraną brodą był dość stanowczy i klarowny, że nie ma ochoty ryzykować swarów z Amazonkami przez czyjąś chuć czy chciwość. I na wszelki wypadek na pierwszą noc wyznaczył swojego przyjaciela, kapitana Rojo aby ustanowił kordon oddzielający oba obozy i wyłapywał tych którym zebrałoby się na jakieś nocne wycieczki do obozu młodych i skąpo odzianych kobiet do tego obwieszonych złotem i onyksem. Poza tym czarnobrody, estalijski kapitan i jego ludzie ponieśli względnie małe straty podczas walk ze skinkami na flankach obozu. A nadal de Rivera wolał dać spokój i okazję do odpoczynku jak największej ilości oddziałów bo chociaż jeszcze nie było wiadomo kiedy to jednak wiadomo było, że bitwa o piramidy może się zacząć lada dzień. Nawet jeśli nie było jeszcze wiadomo kto ją rozpocznie. Nie było przecież wykluczone, że jaszczury ponowią atak na obóz.

Jeśli w nocy ktoś próbował przekraść się przez kordon pikinierów kapitana Rojo to jakoś musiało to umknąć uwadze obozu. No albo nikt nie próbował. Rano kapitan został zluzowany przez następny oddział. I tutaj kapitan de Rivera wyznaczył kogoś kto już miał doświadczenie w takich zadaniach. Czyli czarnowłosego porucznika Carstena. Dostał do dyzpozycji swoich pomocników, Bastard sam się przypałętał oraz drużynę ciur obozowych uformowanych w coś na kształt improwizowanej milicji uzbrojonych w-co-popadło. No ale zadanie nie było zbyt trudne. Wystarczyło trzymać straż na tych paru tuiznach kroków między obozem staroświatowców a tym jaki od rana kontynuowały wznoszenie Amazonki królowej Aldery. Dla Carstena niewiele się to różniło od odpoczynku tyle, że zamiast w namiocie czy obozie musiał go spędzać na tej ziemi niczyjej. Przy okazji miał nieco wglądu jak to się urządzają Amazonki. Też budowały namioty ale całkiem inne niż staroświatowcy. Zbudowane na wysokich, prostych tykach wznosiły się wyżej niż te staroświatowców. Do tego podstawą każdego była taka konstrukcja z belek i desek na jakiej rozkładały jakieś płachty jakie potem stanowiły podłogę obozu. No a potem te tyki ustawione w sztorc i w zbieżnym czubku a na to naciągały płachty namiotowe. Każdy jeden był inny, w inne wzory, barwy i kolory. Co prawda rycerstwo i zacni panowie też prawie za punkt honoru uznawali mieć indywidualny wzór i najlepiej herb wymalowany czy wyszysty na namiocie to może i tutaj było podobnie. Ale jak tak godzina za godziną siedział, przechadzał się albo stał tam czy tu to jednak dostrzegł, że tam czy tu na obrzeżach obozu Amazonki też wystawiły strażniczki.

Umiejętności dzikich wojowniczek w walce w dżungli dzisiaj były bardzo widoczne. Wczoraj na naradzie kapitan de Rivera poinformował królową Alderę o tych uciążliwych atakach nękających jakie cały dzień przeprowadzały skinki. Głównie na czujki ale przenikały też sprytnie pod sam obóz atakując strażników albo tych jakich zdołali dosięgnąć swoimi oszczepami czy strzałkami z dmuchawek. W skali całego obozu nie było to realne zagrożenie ale też szarpało to nerwy wszystkim obecnym. A służbę na tych czujkach szybko uznano za bardzo niewdzięczne i niebezpieczne zadanie. Zwłaszcza jak potykali się marynarze to było to słychać gdy gdzieś tam w dżungli strzelali ze swoich pistoletów. I tak przez cały dzień. Królowa wedle tłumaczenia Majo obiecała, że “coś z tym zrobi”.

No i dzisiaj się okazało, że chyba “coś zrobiła”. Z obozu jej wojowniczek nie było za bardzo widać no ale i własnych czujek też nie. Ale strzałów z dżungli i odgłosów walk było wyraźnie mniej. A czasem gdzieś z dżungli dolatywał bojowy zew Amazonek wytłumiony przez ścianę dżungli ale wciąż słyszalny. Potem jak w południe nastąpiła roszada i ci pechowcy z pierwszej zmiany wrócili do obozu wprost rozpływali się w zachwycie nad talentami wojowniczek królowej Aldery. Staroświatowcom wydawało się, że one “mają trzecie oko do tych gadzin” i w ogóle wydawały się je umieć wykrywać wcześniej niż ktokolwiek ze staroświatowców psując najlepszy atut skinków w takich podchodach - zaskoczenie. A na dowód ci czy tamci wrócili z ubitymi ścierwem skinków niczym myśliwi z udanego polowania. Olmedo jaki znów wraz ze swoimi góralami był na tym najbardziej niebezpiecznym odcinku najbliższym piramid postulował aby do każdego patrolu przydzielić chociaż jedną Amazonkę w roli “trzeciego oka”. Bo w tym wykrywaniu skradających się małych, gadzin były wprost niezastąpione. Zresztą kapitan oraz królowa chętnie przystali na taki pomysł.

W południe kuchnie już pracując normalnym a nie mocno przyspieszonym trybem podały obiad co niejako świadczyło o powrocie do swego rodzaju normalności obozowej. A po obiedzie kapitan zwołał ponownie naradę dowódców znów z udziałem zaproszonej królowej i jej egzotycznej świty. Dzisiaj przyszły w większym komplecie. Oprócz samej królowej, jej wyroczni i niezawodnej Majo jako tłumaczki była też miedzianoskóra Kara która jak się okazało pełniła rolę odpowiednią do oficera kawalerii. Tylko zamiast koni Amazonki używały drapieżnych culhanów. Czarnoskóra Meda wywalczona z niewoli u Norsmenów okazała się być przywódczynią oddziału zwiadowców. Zaś kontrastowo jasnoskóra blondynka jaką była Maanena była liderką grupy łowczyń używających wielkich kotów do polowań a czasem i jako wierzchowców.

I bez zapowiedzi zjawiła się lady von Schwarz. Właściwie nikt chyba nie zauważył momentu jej przybycia do obozu, po prostu razem ze świtą królowej przybyła na to popołudniowe spotkanie. W swojej tradycyjnej kreacji czyli czarno - czerwonej, eleganckiej sukni jakby dopiero co wyszła z jakiegoś imperialnego przyjęcia albo na takie się wybierała. Jak zwykle promieniowała nienagannymi manierami i czarowła sonowanym uśmiechem. Jedynie ozdobny rapier u pasa świadczył, że niekoniecznie jest płochą damulką. Dała sobie ucałować dłoń kapitanowi de Riverze i przyjąć ukłony i komplementy od pozostałych kawalerów i oficerów jacy byli w namiocie. Jej niezłomna postawa co do tradycyjnego wyglądu wydawała się jakby powiewem domu i normalności zza oceanu. Tutaj bowiem ten tropikalny upał, zaduch, wilgoć i błoto na wielu wymusiły różne odstępstwa i kompromisy co do stroju.

- Dobrze, to już chyba wszyscy są to możemy zaczynać. - główny kapitan widząc, że już chyba wszyscy co mają być na tym zebraniu to już przybyli oficjalnie zaczął to spotkanie. Dzisiaj obok niego siedziała królowa Aldera aby podkreślić, że łączą ich partnerskie i sojusznicze relacje i traktują się nawzajem jako równych sobie.

- Jak wiecie jaszczury nas dzisiaj nie zaatakowały. To dobrze. A my potrzebujemy paru dni spokoju aby jak najwięcej naszych ludzi wylizało się z ran po ostatniej walce. Ale to nie oznacza, że musimy próżnować i czekać na rozwój wypadków. - estalijski wilk morski zaczął od czegoś oczywistego. Co wywołało uśmiechy na wielu twarzach. No tak, jakby jaszczury przeprowadziły atak tej skali co dwa dni temu to na pewno nikt by tego nie przegapił. Zwykle trochę czekał z kolejną wypowiedzią aby Majo zdążyła przetłumaczyć jego słowa swojej królowej i jej świcie. A gdy ona coś mówiła to postępowała ponownie tylko oprócz Majo kapitanowi doradzał jeszcze Togo który siedział obok niego.

- I dlatego nocna wycieczka do piramid aby rozpoznać sytuację co tam się dzieje wydaje mi się dobrym pomysłem. Mała grupka powinna mniej zwracać na siebie uwagę niż cała armia. - kapitan przedstawił swój plan na nadchodzącą noc. Na razie był środek dnia i to całkiem skwarnego. Co chwila ktoś ze staroświatowców ocierał chusteczką perlący się na twarzy, czole, albo karku pot. Wieczorem albo w nocy zwykle było jednak znośniej. Chociaż wtedy było kompletnie ciemno i bez światła lampy czy pochodni można się było potknąć o kamień czy jakąś kłodę, zaplątać w krzaki czy liany albo uderzyć w jeszcze coś innego. Klapnięć dłoni zabijających latające insekty było jakby mniej bo Amazonki przyniosły jakieś wonne kadzidła jakie chyba je odstraszały przy okazji emanując przyjemnym zapachem.

- Ja już tam byłam to mogę iść jeszcze raz. Chociaż nie byłam w środku miasta tylko na obrzeżach. - Zoja zgłosiła się na ochotnika do ten nocnej wycieczki. Szablistka ze swoim zawadiackim charakterem wydawała się w sam raz do tego zadania.

- Jak to ma być cicha i dyskretna akcja to ja i moi ludzie odpadamy. - mruknęła rozbawionym tonem kapitan Koenig i to też nieco rozbawiło resztę. Jasne było, że ona i jej pancerni gwardziści to typowa, ciężka piechota rzucana w zapalne punkty bitwy ale do roli zwiadowców kompletnie się nie nadawali.

- Jak to będzie możliwe trzeba zniszczyć albo uszkodzić ten posąg co jaszczury wybudowały na placu. To święty posąg, wzmacnia on ich wojowników i zabija ich przeciwników. - dorzuciła Majo gdy przetłumaczyła słowa swojej wyroczni w założonej, rogatej masce. Coś co dla staroświatowców było dziwnym, obco wyglądającym posągiem wysokim na dwóch, może trzech ludzi, wyszczerzonym wielkimi zębami dla Amazonek nie było aż tak tajemnicze. A o tym posągu już raportowali zwiadowcy od pierwszego dnia jakiego tu przybyli. Tylko wówczas wydawał się być kolejnym elementów miasta piramid niewiadomego pochodzenia i przeznaczenia.

- Gdzieś też muszą robić “nocny wywar”. To taki magiczny eliksir jakiego używają ich nocni wartownicy aby nie zasnąć. Dla nas jest trujący. Ale ich wzmacnia, pobudza i rozgrzewa. Bez tego wywaru raczej zapadają w letarg chociaż tak jak i my mogą się wybudzić jak coś ich zaalarmuje. Dobrze by było też zabić kapłanów jacy robią ten wywar. Ale to może być trudne bo ci są dla nich cenny także i z innych powodów, mają u nich bardzo duże poważanie więc na pewno bedą pilnowani. - Majo przetłumaczyła tym razem słowa królowej.

- My też wyślemy kogoś od nas. Meda i Maanena wezmą w nich udział razem ze swoimi wojowniczkami. - tłumaczka królowej wskazała na czarnoskórą wojowniczkę z włócznią i blondwłosą łowczynię z barwnym kołczanem i sajdakiem na plecach. Obie w milczeniu skinęły głowami ale nie znająć reikspiel nie odzywały się.

- Ja też się chętnie przejdę. Dawno tam nie byłam. Poza tym nasza kochana Majo się nie rozdwoi w tłumaczeniu wszystkim, wszystkiego na raz. - odparła skromnie bladolica dama w czerni i czerwieni.

To ożywiło dyskusję bo zaczęto rozważać różne warianty i co by można zrobić na takiej nocnej wycieczce no i kto mógłby się tam wybrać. Gdyby zgodzić się z sugestią gospodyń i zaatakować oba cele to by trzeba było raczej podzielić siły. Wielki posąg ze straszną paszczą był na środku placu przed wielką piramidą. Było to o tyle niebezpieczne miejsce, że chociaż nocą wydawało się raczej pustawe to w okolicznych budynkach były cale chmary gadów różnych ras więc gdyby coś je obudziło każdy nie-jaszczur przyłapany na tym placu byłby w bardzo kiepskiej sytuacji. No i na pewno gdzieś tam kręcili się jacyś nocni strażnicy. Jednak kapitan był skłonny użyć ładunków prochowych licząc, że jakby udało się je tam umieścić i odpalić no to może by wysadziły albo chociaż uszkodziły ten przeklęty posąg.

Zaś gdzie kapłani skinków ważyli swoje eliksiry tego nikt nie wiedział. Amazonki sądziły, że pewnie na szczycie największej albo którejś z mniejszych piramid ale tak naprawdę tego nikt nie był pewny jak nikogo z ciepłokrwistych tam nie było. Aż Vivian rzuciła pewnym siebie tonem, że to sprawdziła i widziała kapłanów skinków na szczycie tej największej piramidy. Śmierć każdego z nich na pewno byłaby dużą stratą dla jaszczurów. Nawet większą niż zniszczenie ich eliksirów bo póki byli kapłani to mogli zrobić nowy. Nawet jeśli nie tak od razu. Ale największa piramida była sercem całego miasta. I na pewno była najlepiej pilnowana. Poza tym nawet w razie powodzenia akcji odwrót stamtąd stawał pod znakiem zapytania gdyby już walki czy wybuchy postawiły gady na równe nogi. Było więc nad czym deliberować.

W sprawie tajemniczych zagrożeń w piramidzie Amazonki były powściągliwe i zbyły to pytanie. Zresztą skoro przybysze zza oceany zobowiązali się tam nie wchodzić i nie buszować to i tak nie mieli właściwie pretekstu aby tam wchodzić.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 25-11-2022, 19:31   #337
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Carsten był wdzięczny, że tym razem nie musiał nocą czuwać i pilnować, aby co bardziej pożądliwi żołnierze nie zakłócili spokoju Amazonek. Desperacko potrzebował regeneracji po ostatnich trudach i znojach. Rana mu zbytnio nie dokuczała, lecz chciał ją wyleczyć do czasu ostatecznej bitwy. Wcześniej nie miał prawie wcale wytchnienia, co rusz obarczano go nowymi obowiązkami. Służył wytrwale i spełniał polecenia kapitana jak najlepiej potrafił. Zwiad, nocna potyczka, pomoc przy pochówku, eskorta, ponownie znoszenie ciał i przygotowanie mogiły… Odczuwał ciężar tych zmagań i nawet na jego bladym obliczu można było czasem dostrzec objawy zmęczenia.

W ciągu dnia to jemu ponownie przypadł obowiązek strzeżenia wąskiej granicy między obozowiskami. Starał się zeń należycie wywiązać, tak by kapitan nie zwątpił w lojalność i poświęcenie swego zaufanego człowieka. Bastard wesoło biegał w granicznym pasie sojuszniczych obozów. Szczekał i kręcił się po niskich chaszczach, pozostałościach po karczowaniu terenu. Zaczepiał też innych strażników, próbując zdobyć jakiś smakołyk, skory do zabaw i figli. Eisen przymknął oczy i poczuł się niemal jak w Porcie Wyrzutków. Brakowało tylko Elke przygotowującej posiłek, świeżej bryzy znad morza i dźwięku lutni utalentowanej Agnes. Cóż porabiała jego ukochana? Zdawało mu się, że nie widział jej przez wieki, a ich miłość to wytwór dawnej pieśni wędrownych bardów… Dość szybko otrząsnął się z tych myśli zwłaszcza, że obok działo się sporo rzeczy. Chciał zapomnieć o rozłące, zdusić ją obowiązkami, by stała się dlań mniej bolesna.

Wojowniczki nadzwyczaj sprawnie rozbiły namioty, rozpięte na przemyślnych konstrukcjach. Wiedziały, co sprawdza się w okolicznościach dżungli. Musiał przyznać, że na ich tle obóz mężczyzn wyglądał surowo i topornie. Zwłaszcza, że po ataku Saurusów, nie zdążono jeszcze połatać namiotów i oporządzić ogólnego nieładu. Carsten mógł też podziwiać piękno egzotycznych strażniczek, które wywołałoby z pewnością niemałe poruszenie nie tylko w zamtuzie „Czerwona Świeca”.


Przybycie Amazonek okazało się nie tylko barwnym spektaklem cieszącym oko oraz przykładem idealnie skrojonego obozowiska. Nade wszystko przyniosło one wiele pewności i odpędziło czyhające wokół widmo zagrożenia. Uwadze Carstena nie umknęło, że ilość skrytobójczych ataków wyraźnie zmalała, a chwilami niemalże zanikła. Tak jakby ruchliwe dotąd skinki poczuły na własnej skórze, co to znaczy zadrzeć z plemieniem bezlitosnych dzikusek. Przewaga kamuflażu przy podchodach została zniwelowana, co niezmiernie cieszyło Sylvańczyka. Oznaczało to mniejsze straty wśród żołnierzy, o co obawiał się wcześniej, zaś równocześnie dawało nadzieję, że przystąpią do kolejnej walki bardziej wypoczęci i rześcy.

Niespodziewanie Bastard zbliżył się do swego pana, powarkując z cicha. Dopiero po chwili mężczyzna spostrzegł powód rozdrażnienia u swego pupila. To Maanena stąpała giętko i płynnie, podobnie jak rosły dziki kot u jej boku. Ten widok wprawiał psa w niepokój, który właściciel ukoił głaskaniem zjeżonego grzbietu. Pozdrowił uniesioną dłonią dzielną łowczynię. Taak.. – pomyślał. – jawny dowód, że skinki i ich potężniejsi bracia przestali być tu drapieżnikami…

***

Przybycie Von Schwartz było takie jak zwykle - owiane aurą tajemnicy i zaskoczenia. Kobieta nie straciła nic ze swego uroku i nadal czarowała elegancją godną wytwornego rautu na książęcym zamku. Ochroniarz starał się unikać jej wzroku, nie ufał tej zadziwiającej personie, był ciekaw co motywuje ją do podejmowania takiego ryzyka? Zwłaszcza, że deklarowała udział w nocnej „wycieczce” do piramidy, jakby to była jakaś przechadzka. Śmiałe przedsięwzięcie miało na celu osłabienie jaszczurów, zniszczenie budzącego grozę posągu oraz pozbawienie ich zapasów tajemniczego wywaru. Wiązało się z olbrzymim ryzykiem i Carsten zastanawiał się nad swą ostateczną decyzją. Z jednej strony mógłby bliżej poznać otoczenie, gdzie stoczą zapewne walną bitwę, poznać tajemnice wroga… z drugiej - wystawiłby się na kolejną karkołomną przygodę, tym razem w gnieździe jaszczurów, skąd możliwości odwrotu były ograniczone. Chociaż odwagi mu nie brakło, to myślał czy zbyt często nie nadstawiał już karku i w którym momencie los przestanie się do niego uśmiechać…

Szelmowsko uśmiechnięta twarz Zoi sprawiła jednak, że rozsądek zapewne i tym razem przegra z zadzierzystością…
 
Deszatie jest offline  
Stary 26-11-2022, 15:21   #338
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Rany Bertranda goiły się stopniowo, w dużej mierze dzięki sprawnej ręce Cezara. A wsparcie Amazonek przyniosło wszystkim ulgę, nikt nie radził sobie tak dobrze jak one z harcownikami skinków. Zgodnie z poleceniem Rivery, przestrzegł swoich ludzi przed nierozważnymi kontaktami ze skąpo odzianymi wojowniczkami. Emilio westchnął, wyraźnie rozczarowany, chociaż Bretoński kawaler wiedział, że tamten nie był takim idiotą, jakim niekiedy się wydawał.

Vivian tak jak zawsze zrobiła na wszystkich wrażenie swoim przybyciem. Najwyraźniej po raz kolejny podróżowanie samotnie przez pełną zagrożeń dżunglę nie było dla niej problemem. Bertrand był drugim po Riverze, który podszedł się z nią przywitać i podobnie jak dowódca wyprawy złożył w dworny sposób pocałunek na jej dłoni.

- A już się zaczynałem niepokoić, już niedługo nasze plany powinny się ziścić - uśmiechnął się do niej.

************************************************** *****

Zastanawiał się, czy plany Vivian co do zdobycia w piramidzie sekretów Amazonek pozostawały aktualne, z tego co Amazonki mówiły było tam coś jeszcze poza jaszczuroludźmi, oczywiście ewidentnie ukrywały szczegóły. Czyli one również nie do końca działały w dobrej wierze, nie powinien więc sobie wyrzucać jeśli planował zrobić coś nie po nich myśli, prawda? Musiał o tym jeszcze porozmawiać na osobności z Panną van Schwarz.

Kiedy padła propozycja nocnej wycieczki do piramidy, zaczął rozważać jej celowość i czy powinien wziąć w niej udział. Kiedy zgłosiła się Zoja, a potem Vivian, westchnął i stwierdził, że chyba nie ma już wyboru. Nie jest przecież mniej mężny od nich, a skoro Sylvańska szlachcianka wyrusza z nimi, to może będzie to okazja, by posunąć do przodu jej śmiały plan. Ale Isabelli wolałby nie brać na tak niebezpieczną misję, i tak odniosła rany podczas ostatniej bitwy.

- Zgłaszam się do udziału w tej wyprawie, myślę że osłabienie przeciwnika i odebranie mu inicjatywy to dobry pomysł. Choć pytanie, czy mamy zasoby na rozdzielenie się na dwa tak różne cele? Kapłani wydają mi się groźniejsi niż jakiś posąg, który jeszcze na dodatek stoi odsłonięty na widoku jaszczurzego pomiotu. Ich zabicie na pewno istotnie osłabi i morale, i możliwości przeciwnika, jak rozumiem władają oni jakąś plugawą magią.


 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 26-11-2022 o 15:29.
Lord Melkor jest offline  
Stary 26-11-2022, 22:33   #339
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 79 - 2526.I.15; agt; wieczór

Czas: 2526.I.15; agt; wieczór
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, dżungla, obrzeża piramid
Warunki: - na zewnątrz: noc, odgłosy dżungli, sła.wiatr, zachmurzenie, umiarkowanie



Wszyscy



Poobiednia narada pozwoliła ustalić, że nocna wycieczka w obręb piramid się odbędzie tej nocy. I kto w niej weźmie udział. Stronę przybyszy zza oceanu miała prezentować blondwłosa Zoja Glebova jedna z przybocznych kapitana de Rivery i do tego często biorąca udział w takich rozpoznawczych misjach. No i była już dwukrotnie w pobliżu piramid, raz gdzieś z przeciwległej strony gdy kapitan wysłał swoich zwiadowców aby w ogóle ktoś od nich zobaczył jak to te piramidy wyglądają i ta cała sprawa z jaszczurami jakie je zajęły. Wtedy między innymi i Vivian von Schwarz brała też udział w tej wyprawie jak i porucznik Carsten Eisen. Oboje też zgłosili się i do obecnej wycieczki. Do tego Zoja była jedną z tych co kilka nocy temu widzieli te nocne walki skinków czy raczej jaszczury wychodzące ze szczytu piramidy jakby były po jakiejś walce. Miała więc całkiem świeży wgląd w tą sprawę.

Oprócz tego zgłosił się także bretoński kawaler Bertrand de Truville. Zaś główną siłę bojową mieli stanowić ochotnicy z górali Olmedo oraz marynarzy. Te lekkie, oddziały górskich i morskich zawadiaków wydawały się najodpowiedniejsze do takich śmiałych, nocnych działań.

Zaś siły królowej Almedy reprezentować miały ciemnoskóra Meda i kontrastowo od niej różna blondwłosa Maanena. Obie miały zabrać grupy swoich wojowniczek. Więc liczebnie obie strony były mniej więcej wyrównane. No i w roli tłumaczki i przewodniczki ponownie wystąpiła miedzianoskóra Majo.

Zaś zadania były bez zmian, zniszczenie złowrogiego posągu ładunkami prochowymi czym mieli się zająć marynarze porucznik Lano Solany pod wodzą Zoji ze względu na ich doświadczenie z używaniem prochu. Do nich miała dołączyć Meda ze swoimi włóczniczkami. Zaś Majo miała powieść drugą grupę ku piramidzie. Tu trzon grupy stanowił Olmedo ze swoimi góralami oraz Maanena ze swoimi łowczyniami. W ten sposób kapitan i królowa osiągnęli kompromis aby żadna ze stron nie czuła się ta gorsza i podporządkowana to jedną grupą miał dowodzić ktoś z jednej strony a drugą to z tej drugiej.

- Bertrandzie to nocne zadanie stawia na skrytość i podstęp. A temu sprzyjają mniejsze grupki a nie całe armie. Siłowo nie ma co się tam fatygować z całymi kompaniami. Poza tym sprawdzimy jak te jaszczury no i my też, radzimy sobie w nocy. - wódz naczelny wyprawy do pewnego stopnia zgodził się z wątpliwościami Bretończyka. Ale widocznie traktował to jako nocny rajd na wrogi port czy inny obóz jaki stawiał na śmiałość działania i zaskoczenie ale raczej niewielkich sił. Do tego dał znać, że traktuje tą nocną wyprawę jako próbę przed podjęciem decyzji o wyborze pory doby na decydującą bitwę. Bo jak takie w miarę zgrane i doświadczone oddziały by się pogubiły w dżungli albo miały inne kłopoty to to wszystko zostanie jeszcze zwielokrotnione gdyby chodziło o całą armię. A nawet dwie jeśli siły królowej liczyć jako tą drugą armię. Zaś do podłożenia ładunków pod posąg, wywalenia kadzi z “nocnym naparem” czy poderżnięcia gardłu jakimś znaczniejszym skinkom to wiele ludzi nie trzeba było. Raczej niewielu ale takich którym nie brakuje śmiałości w nocnych działaniach i potrafią działać samodzielnie. Właśnie dlatego skład i liczebność dobrano tak a nie inaczej.

Królowa od siebie zapropnowała, żeby poszła jeszcze jedna grupa jej łuczniczek ale została na skraju dżungli nie wchodząc do świętego miasta Amazonek. Wedle planu mogłyby pomóc nawigować powracającym zwiadowcom bo po ciemku to mogło być trudne. I wesprzeć ich strzałami gdyby mieli jaszczurzy pościg na karku. Wszyscy bowiem zdawali sobie sprawę, że ryzyko wykrycia przez jaszczury będzie rosło z każdą chwilą przebywania pośród piramid. A ostatecznie gdyby udało się podłożyć ładunki prochowe pod pomnik i go wysadzić to już to na pewno rozbudzi całą okolicę. Nie można było też wykluczyć, że sama wielka piramida nie będzie łatwa do spenetrowania jako najcenniejszy obiekt kultu zarówno dla Amazonek jak i jaszczurzych zdobywców. Dlatego o ile grupka Zoji miała bliżej do swojego celu i dość klarowne zadanie to grupka Majo miała po prostu spróbować dostać się do piramidy i działać na własną rekę w zależności od tego co tam zastaną. Ani kapitan ani królowa nie chcieli im krępować ruchów jakimiś odgórnymi rozkazami. Ot, dobrze by było jakby zabili jak najwięcej skinków - kapłanów i zniszczyli kadzie z wywarem jaki pozwalał jaszczurom działać w nocy zamiast zapadać w letarg.

Wiedząc zawczasu kto i po co ma się udać na nocną wyprawę można było się przygotować. Planowano wyruszyć zaraz po zmroku. Na specjalny rozkaz kapitana ochotnikom tej nocnej wycieczki kuchnie wydały posiłek trochę wcześniej. I zebrali się na ostatnią odprawę o zmierzchu właśnie gdy reszta obozu dopiero ustawiała się w kolejki do kuchni polowych a tym znaczniejszym osobistościom służba nosiła posiłki do namiotów. Przybyli górscy rozbójnicy Olmedo ze swoimi łukami, Zoja ubrana w samą koszulę ale tym razem jakąś ciemną i z okrągłą tarczą na plecach. Złoty warkocz na kislevską modłę miała owinięty wokół głowy. Wojowniczki królowej prezentowały się egzotycznie chociaż mniej barwnie niż jeszcze za dnia. Morskie wilki porucznik Solano sprawdzały ostatni raz swoje pistolety a na stole leżały walcowate, podłużne worki z prochem jakich mieli użyć do wysadzenia posągu. Oraz trzy zwoje liny jaka okazała się lontem. Właśnie jego trzeba było podpalić aby zdetonować podłożone ładunki. I modlić się do dobrych bogów aby żaden jaszczur nie usłyszał charakterystycznego syku czy nie zobaczył dymu albo iskier sunących w stronę ich świętego posągu. Dlatego też w miarę możliwości ta grupa miała poczekać z odpaleniem ładunków albo na powrót tej drugiej spod piramidy albo odpalić jak tamci i tak zostaną zdemaskowani. Liczono na to, że eksplozja na głównym placu powinna wprowadzić dodatkowe zamieszanie.

- Brawo moi śmiałkowie! Jestem z was dumny, że starczyło wam hartu ducha abyśmy mieli się czym chlubić przed naszymi sojuszniczkami! Pamiętajcie! Bogowie kochają śmiałków i awanturników! Będą nam sprzyjać! - kapitan przyszedł na tą odprawę o zmroku. Podobnie jak królowa. Oboje przeszli się po oddziałach ochotnikow, kapitan zamienił słówko czy dwa z każdym z dowódców, pożartował ze zwykłymi żołnierzami. Królowa postąpiła podobnie i dla sporej części ochotników to była pierwsza okazja gdy mogli tą niesamowitą kobietę i władczynię tej egzotycznej, obcej krainy zobaczyć z tak bliska. Powiedziała też coś pokrzepiającego co Majo przetłumaczyła na reikspiel.

- Nasza królowa życzy wam powodzenia. I cieszy się, że mamy tak słownych i honorowych sojuszników którzy potrafią dotrzymywać słowa i okazują śmiałość w działaniu. Razem zwyciężymy. A gdy już będzie po tej wojnie każdy z was będzie mógł być naszym gościem. - ciemnskóra i ciemnowłosa wojowniczka z włócznią w ręku i łukiem na plecach dumnie przetłumaczyła słowa swojej władczyni które na słuch to też brzmiały równie dumnie nawet jak nikt ze staroświatowców nie znał języka Amazonek.


---


A potem trzeba było opuścić obóz. I zagłębić się w nocną, straszną i obcą dżunglę. Chyba mało kto ze staroświatowców chciałby się po niej błąkać dobrowolnie. Pomagała świadomość, że nikt z nich nie jest sam. No a ich sojuszniczki pomagały w nocnej nawigacji przez te nocne, podstępne ostępy więc można było zdać się na nie przynajmniej w kwestii odszukania właściwej drogi. Poza Majo to chyba żadna z nich nie mówiła w języku staroświatowców. A w nocy raczej odpadała mimika twarzy i gestów. Dla większości staroświatowców Amazonki objawiały się jako postacie co szły przed nimi, czasem klepnięciami lub łapiąc za ramię czy nadgarstek kierowały we właściwą stronę. Ale i tak nocny marsz po tych bezdrożach był tak samo trudny i znojny jak każdy kto tego próbował wcześniej. Szkoda było liczyć ile razy ktoś oberwał od jakiejś gałęzi, kogoś coś ukąsiło w nogę, zaklął gdy wlazł niespodziewanie w kałużę z wodą po kostkę czy syknął przestraszony gdy coś niespodziewanie uciekło mu spod nogi. Zdecydowanie ten nocny marsz szarpał nerwy staroświatowcom. Zwłaszcza, że trzeba było zachować dyskrecję a więc obyć się bez pochodni i lamp oraz zachować ciszę. Jedynie co jakiś czas w jakiejś przerwie po drzewnym olbrzymie jakiego zmógł wiek czy siła silniejsza od jego była przerwa gdzie było widać nocne, pochmurne niebo i znajome światło Mannlieba.




https://images.pond5.com/night-sky-t...848_iconl.jpeg


Ten szarpiący nerwy marsz nie uspokajała świadomość, że mimo wszystko jakieś nocne jaszczury mogą ich zdybać. A wedle Amazonek wokół piramid rozstawiły sidła i pułapki. To, że to nie były tylko czcze pogróżki dowiedzieli się gdy jeden z marynarzy niespodziewanie przewrócił się na ziemię. To nie było jeszcze dziwne bo co jakiś czas ktoś potykał się o jakieś niewidoczne w nocy korzenie, kłącza czy kamienie. Ale teraz marynasz przestraszonym szeptem oznajmił, że coś go złapało i trzyma. Po chwili zamieszania ktoś do niego podszedł i po omacku zbadał sprawę, że to musiały być jakieś sidła. Dało je się przeciąć nożem jak się miało na to czas. Chwilę potem jedna z Amazonek krzyknęła cicho i krótko. Potem upadła na ziemię. Znów chwila zamieszania. Tym razem to też była pułapka tylko inna. Po ciemku nie dostrzegła potykacza czy co tam ją uruchamiało i grzmotnęła ją nagle zwolniona gałąź. Wojowniczkę złamało w pół jak po potężnym ciosie w żołądek. Zwijała się cicho na ziemi i chwilę otaczały ją koleżanki. Ale była już wyłączona z akcji. Jedna z łuczniczek jakie miały pozostać na obrzeżu z nią została. I ten atak jakby nieco zachwiał wiarą staroświatowców w prawie nadprzyrodzone zdolności poddanych królowej Aldery do wypatrywania zagrożeń w dżungli jakie zdążyły się od rana rozbudzić. Widocznie one też mogły coś przegapić tak samo jak inni, zwłaszcza w nocy.

- Zoja będzie atakować posąg. A ja się raczej przejdę na piramidę. Dawno mnie tam nie było. A wy? Jakie macie panowie zamiary? - w ciemnościach na dnie ocenu nocnej dżungli milady von Schwarz jawiła się jako bladolicy owal jej twarzy i szyi. I jaśniejsze plamy tam gdzie miała dłonie i ramiona póki nie skryły jej rękawy krwisto - czarnej sukni. Imperialna szlachcianka zagaiła i do Bretończyka i do Sylvańczyka ciekawa do której grupy zamierzają dołączyć. Bo wedle planu do obrzeży piramidy wszyscy mieli iść razem. Tam rozejrzeć się jak to wygląda obecnie. I jak nie będzie nic alarmującego to dwie grupy miały zanurzyć się pomiędzy prastare budynki zaś łuczniczki zostać na miejscu. Z tych dwóch Zoja miała bliżej do tego posągu za to ten stał na raczej otwartej przestrzeni placu. Zaś Majo powinna pójść głębiej w miasto ale niezbyt bo w końcu zwieńczeniem tego samego wielkiego placu był właśnie front największej piramidy. Tylko raczej nie zamierzali podchodzić od tego frontu tylko z flanki.

- Oh nie obawiaj się mój drogi Bertrandzie. Myślę, że jesteśmy na dobrej drodze z tym wszystkim. - czerwonoczarna szlachcianka odparła z dostojnym i enigmatycznym uśmiechem w swoich niesamowicie żywych, błyszczących oczach gdy ten ją przywitał dzisiaj parę dzownów wcześniej podczas poobiedniej narady.


---





https://backdropsbeautiful.com/imgs/JF-5022-C0567.jpg


W końcu dało się dostrzec jasniejsze odcinki granatu między drzewami co zwiastowało jakiś skraj dżungli. Albo chociaż jakąś polanę. Jednak pod przewodem Amazonek dotarli bezbłędnie na skraj miasta piramid. I przez chwilę mogli chłonąć te niecodzienne widoki. Budowle wzniesione przez nieznanych twórców w od dawna zapomnianych eonach czasu wyglądały całkiem obco w porównaniu do jakichkolwiek konstrukcji zza oceanu. A widok emanował majestatem i spokojem, wydawał się być odporny na upływ czasu czy kaprysy pogody. W sam raz aby go uwiecznić na jakimś malowidle.

- Pamiętasz Carstenie jak byliśmy tu za pierwszym razem? - zagiła cicho imperialna szlachcianka do czarnowłosego Sylvańczyka. - Tylko wtedy byliśmy dokładnie z przeciwnej strony. Przeklęta Bagna są po przeciwnej stronie. - Vivian wskazała na ciemną bryłę masywnej piramidy. I jak się nad tym zastanowił to mogło być tak jak mówiła. Wtedy rzeczywiście front piramidy widać było z profilu a teraz nieco z boku i profilu. Tylko z drugiej strony.

- Dobra chyba wszyscy śpią. To jak ktoś ma zrezygnować albo coś powiedzieć to teraz. Jak nie to zasuwamy. Świt nie będzie na nas czekać. - Zoja też do nich podeszła ale dała znać jak to wygląda okiem jej i zwiadowców. Jednak i pozostali widzieli, że pradawne, egzotyczne budowle sprawiają dość kojące i senne wrażenie. Podobne właśnie do uśpionego miasta nocą. Cała wyprawa wyruszyła zaraz po zmroku aby właśnie jak najbardziej wykorzystać nocne ciemności. Teraz były pewnie ze dwie godziny do północy. Może trochę więcej lub mniej. Do świtu i dnia było od północy jeszcze z pięć do sześciu dzwonów. A Kislevitka pytała o coś do powiedzenia bo gdy się podzielą na grupy to już trudno było liczyć na wzajemne porozumiewanie się. Może wewnątrz własnej grupy to jeszcze dało się szeptać ale nie z tą drugą jaka powinna być w innej części miasta.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 01-12-2022, 20:54   #340
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Ponownie obowiązek i żyłka poszukiwacza przygód zwyciężyły nad rozsądkiem. Carsten mimo zmęczenia zdecydował się na ryzykowny nocny rekonesans wraz z wyznaczonymi grupami. Czuł by się nieswojo i pewnie miałby niespokojną noc, jeśli wybrałby wygodny hamak zamiast udziału w wyprawie. Wiedział, że jego umiejętności mogą zdać się przydatnymi, a i rozeznanie w sile i zwyczajach wroga mogło przynieść wymierną korzyść na polu bitwy. Piramida też jawiła się jako interesujące wyzwanie pełne mistycyzmu i tajemnic, których zgłębienie było marzeniem wielu awanturników ze Starego Świata. Naiwnością byłoby przegapić taką okazję, bo choć jego żywot obfitował w przygody to jednak nic nie mogło się równać z obcowaniem z pradawnym dziedzictwem zatopionym w gąszczu dżungli. Marzył, aby opowiedzieć te historie swojemu synowi, lecz prócz pamiątek z wyprawy pragnął przywieźć mu ozdrowienie za sprawą leczniczych roślin. Wiele tajemnic magii jaszczurów mogło również okazać się pomocne w tej kwestii. Żaden czarodziej z portu wyrzutków nie pogardziłby jakimś specyfikiem Jaszczurowatych, a Carsten potrzebował czegoś wyjątkowego dla zapłaty, by magowie zechcieli spełnić jego prośbę odnośnie panaceum dla syna. I być może mógł to zdobyć w piramidzie…

***

Podczas nocnej drogi mimo asysty Amazonek, piechurzy nie uniknęli przykrych niespodzianek. Bolesne okazały się pułapki skinków, nawet wytrawne wojowniczki dały się zaskoczyć. To uświadomiło Sylańczykowi, że nie bez powodu zjednoczyły się w sojuszu z obcymi przybyszami. Same nie miały dość sił, aby odzyskać święte dla nich miejsce. Wcześniej nie zastanawiał się zbyt wiele nad celami dumnego plemienia kobiet. Może za tym wszystkim kryło się cos więcej? Ochroniarz miał jednak swój cel, przeżyć i wyrwać dżungli to, co dlań najcenniejsze. Powrócić do rodzinnej prowincji Imperium z nadzieją…

- Powiadasz, Pani... - zamyślił się, wpatrzony w ozdobione jasnym blaskiem budowle. - Tak, pamiętam i cieszę się, że jesteśmy po tej stronie…


Ostatecznie czarnowłosy Sylvańczyk zdecydował się towarzyszyć śmiałkom, udającym się w nieznane zakamarki piramidy. Chociaż wiedział, iż czeka go mecząca wspinaczka, niewiele przejmował się tą niedogodnością. Miał skórzane rękawice, które wierzył, ochronią go od otarć, zaopatrzył się też w pochodnię i resztki oleju. Rześkie nocne powietrze dodawało mu wigoru, a tajemniczy cień piramidy rozbudzał ciekawość. Znał też już możliwości Vivian i liczył, że w razie zagrożenia wesprze ich oddział swymi niepospolitymi zdolnościami…
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 02-12-2022 o 20:32.
Deszatie jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172