Towarzystwo zatrzymało pojazdy, po czym pochwycono za broń długą, i wzięto na celowniki biegnące blaszaki… rozległa się mała kanonada. Głównie strzelano w metalowe łby i torsy. Nie spudłował nikt(!), ale czasem jeden strzał nie wystarczył, by załatwić owy złom. No oczywiście poza kalibrem 50 Dove, który nie zostawiał zbyt wiele z owego czerepu, czy torsu.
Po paru więc strzałach, zniszczone roboty zaległy na polu, ale uciekający "ktosiek", dalej uciekał. Kilku towarzyszy, czy to przez lunety broni długiej, czy lornetkę, zauważyli z kolei, że biegnącym to chyba była jakaś panna…
… która w końcu dopadła jakiejś rudery, pośrodku owych pól, i tam się schowała.
- Skoro już zmarnowaliśmy amunicję, na owy ratunek, to chyba nie pojedziemy sobie tak po prostu dalej? - Powiedziała Evelyn - Wypada pogadać, i być może uzyskać za ratunek jakąś nagrodę? Tylko wiadomo, spokojnie, żeby teraz ten ktoś nas nie kropnął.
~
Podjechali więc do rudery, w której się ich owa uciekinierka schowała, po czym ostrożnie tam zbliżyli…
- Ej! Nie strzelaj!
- Nie jesteśmy robotami, to my cię uratowaliśmy!
- Nic ci nie zrobimy, serio!
- Sami tu mamy kobiety, a nawet dziecko, więc luzik? - Towarzysze gadali różne rzeczy, powoli podchodząc do resztek budynku. W końcu nigdy nic nie wiadomo.
….
- Szlag by to trafił… no kurde działaj! - Słyszeli kobiecy głosik, i jakieś metalowe chrzęsty, oraz jakby stukanie. Czyżby panience zaciął się karabinek, z którym właśnie walczyła? To był chyba dobry moment, by tam wpaść do środka…
No to wpadli.
Wystraszona, młoda panienka, z MP5 w łapkach, który właśnie próbowała chyba odblokować, i z… jointem w ustach. Zdecydowanie pachniało marihuaną, której zapachu wielu z nich nie czuło już laaatami. Panienka zamrugała oczkami na widok facetów blisko siebie.
- Co jesss? - Mruknęła, szczerząc ząbki.
***
Komentarze jeszcze dzisiaj.