Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2022, 18:47   #144
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 36 - 2520.04.11; bzt (5/8); zmierzch

Miejsce: Góry Środkowe; pd-wsch rejon; dolina Liedergart - Bastion; karawana
Czas: 2520.04.11; Bezahltag (5/8); zmierzch
Warunki: - na zewnÄ…trz: jasno, d.sil.wiatr, pogodnie, zimno



Wszyscy



Gwar wokół wagonu szefowych narastał. Sprzeczające się ze sobą osoby i głosy dyskutowały ze sobą namiętnie i zawzięcie. Z początku było tu tylko parę osób a nowy przybysz jaki szedł razem z góralami Eryka wzbudził tylko zaciekawione spojrzenia ale raczej nie wyglądało to jakoś dziwnie albo podejrzanie. Chociaż to była pierwsza istota ludzka jaką karawaniarze spotkali od opuszczenia Steinwald gdzie spotkali dwie, bogobojne pustelniczki. No i tam została obsada dwóch wozów i ostatecznie mimo wahania do ostatniej chwili w Liedergard szefowe też postanowiły zostawić dwie rodziny. Aby zaczęły tworzyć jakiś okruch cywilizacji w tej dziczy i przyjazny kąt dla tych co pewnie przybędą tu później aby kolonizować Bastion i resztę górskiej krainy. To jednak sprawiło, że po raz kolejny ubyło wozów z karawany jaka ruszyła w kierunku punktu docelowego. Zmalała ona o połowę. Z tuzina wozów i ich obsad ruiny zamku Liedergard opuściło pół tuzina. I ta klekocząca się na wybojach, przemierzająca świeżą wiosenną trawę i mokrą ziemię, trzeszcząca kolumna posuwała się kolejną doliną. Tym razem już miała to być ostatnia do pokonania bo na jej końcu miał stać ten legendarny i na w pół mityczny Bastion do jakiego od paru tygodni zmierzali. Istna ziemia obiecana, nowy rozdział w życiu, szansa na nowe tytuły, zaszczyty, robienie kariery na jakiej na nizinach gdzie od dawna wszystkie stołki były zablokowane przez dumne i zasłużone rody i własne koterie i tam trudno było sie komuś bez znajomości, zaszczytów, tytułów i dobrego nazwiska przebić. Właściwie tylko wojna i wojsko dawało takie szanse albo jakieś lukratyne interesy handlowe ale to wszystko już od dawien, dawna było obsadzone. Dopiero taka szansa jaką oferował markgraf von Falkenhorst otwierało zwykle zamknięte drzwi. I nawet to, że pewnie Bastion wyglada podobnie w kiepskim stanie jak zamek i stanica mijane po drodze to chyba nikogo nie zniechęcało. Ludzie myśleli o przyszłości, o przyszłych latach i nawet pokoleniach gdzie dzięki ich ryzyku i wysiłkowi im powinno żyć się lepiej.

Wiosenna aura jednak nie odpuszczała i dalej wisiała nad tą krainą jak brzemię z jaką wszyscy musieli się zmagać. Regularnie z tego czy tamtego wozu było słychać pokasływania czy splunięcie flegmą. Dzień odpoczynku w Liedergart pomógł złapać oddech i odpocząć ale gdy znów ruszyli w drogę, gdy nocować trzeba było przy wygaszonych ogniskach albo na wozie jeśli ktoś dał radę się tam wcisnąć, gdy do okrycia był pled, koc i niewiele więcej to jednak ta wiosenna aura dawała się we znaki. Dziś mijał już trzeci dzień i druga noc od wyruszenia z Liedergart. Dzień się kończył i zbliżała się trzecia noc. I dało się to odczuć.

Laura, Olga i siostra Yvonne miały rozpalone czoło i widać było, że się mocno pocą. Do tego kaszlały co jakiś czas i mówiły przez noc, wydawały się być zmęczone i osłabione tą podróżą i gorączką a więc i humorem raczej nie tryskały. Davandrell nie była w tak kiepskim stanie no ale też czuła nawrót tej gorączki. Nawet jeśli nie był obezwładniający to jednak dokuczliwy i też mówiła przez zatkany nos. Goli i Petra byli w nieco lepszej kondycji. Obojgu gorączka ograniczała się do delikatnego pulsowania w skroniach i mówili nieco podziębionymi głosami ale jakoś się trzymali. Magnus, Inez i Uta trzymali się całkiem nieźle, właściwie nic konkretnego im chyba nie dolegało. No ale też ta żmudna podróż dawała im się we znaki. Chyba tylko Greta tym razem zdawała się być póki co całkiem odporna na te trzy dni w podróży i nocowania pod chmurką.

Nie tylko pogoda była surowa w tej krainie. Pierwszego dnia gdy wyruszyli z ruin Liedergarten między południowym popasem a rozbiciem się na nocleg trafili na obrgyzione i nadpalone kości jakiegoś zwierzęcia. Może jakiegoś masywnego i podobnego do krowy czy nawet dorodnego byka. A może nawet czegoś jeszcze większego. Kości były rozłupane aby wyssać z nich szpik. A widać było ślady nacięć jakimś narzędziem i co wydawało się najstraszniejsze to ślady zębów. Takich podobnych do ludzkich. Tylko znacznie większych. Petra była zdania, że to ślad obozowiska ogrów. Spotkali tu parę z nich na jesieni, zimą zdarzało im się je widywać z murów zamku to gdzieś tu musiały się kręcić. Na oko zwiadowców to mogło tak być. Z tymże ślady obozowiska nie były nowe, całkiem możliwe, że jeszcze sprzed zimy. Więc raczej to nie była ta sprawka tych trupojadów z Liedergart. O nich zresztą było cicho w obozie i podczas podróży więc chyba udało się to utrzymać w tajemnicy przed większością karawany. Eryk miał dopilnować swoich ludzi, Davadrell swoich towarzyszy no a Greta samą siebie. Skoro i tak już ich nie było w okolicy i to na tyle dawno, że nikt ze zwiadowców nie kwapił się, że może pójść ich tropem to szefowe uznały to za przykry ale epizod. Widocznie poczwary splądrowały cmentarz i poszły gdzieś dalej. To było przykre ale siostra Yvonne zrobiła co mogła aby poświęcić cmentarz zaś obie szefowe wynagrodziły Eryka i resztę uczestników przygnebiającej ceremonii powtórnego pochówku szczątków nieznanych ludzi jakich czas i pogoda zatarł nazwiska na ich płytach nagrobnych.

Wczoraj zaś trafili na obniżenie terenu w jakim po ostatnich deszczach zrobiło się bagienne rozlewisko. I właściwie to utknęli tam na cały dzień szukając to tu to tam jakiejś drogi jaką by mogły wozy przejechać. Poprzednio wysłannicy margrafa przeszli tędy bez większych kłopotów. Co prawda był tu podmokły teren no ale jakoś dali radę go sforsować. Ale to było parę tygodni temu jak ziemia była jeszcze twardsza i czuła w trzewiach oddech zimy. Obecnie wszystko co mogło rozmięknąć rozmiękło i trzymało wodę jaka spadła w ciągu licznych, wiosennych deszczy więc zrobiło się rozlewisko.

Pod koniec dnia znaleźli jakieś przejście górą stoku, na przełaj przez las ale już było na tyle późno, że odłożono to na dzisiaj. I dzisiaj od rana do południa udało się w końcu pokonać tą przeszkodę. Obie szefowe rozmawiały z majstrami jak temu zaradzić w przyszłości a ci radzili zbudować groblę. Wtedy można by po niej przejechać nawet jak poniżej będzie rozlewisko. Ale to była sprawa przyszłości, na razie to nie mieli na to ani sił, ani ludzi, ani ochoty, ani czasu. Bastion czekał i nowy rozdział życia zdawał się czekać tuż za rogiem. Powinni tam już dotrzeć za dwa, trzy no może cztery dni. W porównaniu do ogromnych, dzikich i bezludnych przestrzeni przez jakie przejechali to już wydawało się być właśnie tuż za rogiem.

Za to wczoraj jak już i tak większość karawany czekała na odnalezienie jakiejś drogi na zachód to część poszła szukać chrustu na opał. I przypadkiem znaleźli całkiem ładną jaskinię. Do pieczary wiódł naturalny korytarz a sama pieczara była mniej więcej okrągła i o pojemności mniej więcej sporej izby w karczmie. Tyle, że okragłej. Zaś była nietuzinkowa o tyle, że strop zapadł się w niezmierzalnej przeszłości. Więc wygladało jak w miare okrągły lufcik i przez niego światło wpadało do środka. Wrażenie było niecodzienne, zwłaszcza jak się wchodziło do jaskini bo z korytarza, w słoneczny dzień wyglądało to jak snop światłości padający na środek jaskini. Ktoś pewnie musiał kiedyś też ją odkryć bo znaleziono jakieś mało czytelne rysunki na ścianach i w kilku miejscach ślady dawnych ognisk. Ale od dawna nikogo tu nie było. Inez i Petra przyznały, że nie odnalazły tej jaskini jak wędrowały tędy wcześniej ale wtedy jak pokonali ten podmokły teren to chcieli iść dalej póki pogoda im sprzyjała i nie mieli takiego wolnego czasu na zwiedzanie okolicy jak teraz część karawany czekająca na znalezienie przeprawy na zachodnią stronę rozlewiska blokującego najprostszą drogę środkiem doliny.

Co do samych szefowych czy służki Sigmara to jakoś przez te ostatnie dni ani Greta, ani Davandrell nie zauważyły żadnych zmian w ich zachowaniu. Czy to względem którejś z nich czy jakiejś innej sprawie. Więc pewnie albo młoda kapłanka zachowała ich zwierzenia dla siebie a jak powiedziała o nich szefowym to te potrafiły zachowywać się tak jakby się nic nie stało. Petra dalej była bardziej aktywna i wyrywna, czarowała otoczenie swoim nieco rubasznym humorem. Inez była bardziej stonowana i lepiej wychowana więc to zwykle ona zostawała z wozami karawany. Zaś siostra Yvonne zajmowała się pociechą duchową. Była ciekawa czy w Festag już będą w Bastionie. Bo tak by chciała odprawić swoją pierwszą mszę właśnie w Dzień Boży i byłoby to piękne zwieńczenie tej ciężkiej podróży oraz otwarcie nowego osadnictwa w tym prastarym, górskim zamku. Zas podczas wieczornej rozmowy sprzed paru dni to okazała sporą powściągliwość.

- Nie dorabiajmy strachu tam gdzie to zbędne bo sami będziemy go karmić aż urośnie na tyle, że nas zje. - powiedziała chyba nieco zirytowana jak się umówiła na spotkanie z Gretą a niespodziewanie z cienia wyszła jeszcze elfka. Ale wysłuchała argumentów łowczyni z obciętym warkoczem jaki obcięła gdy Petra sprytnie dała jej podsłuchać rozmów obu łowczyń, że pewna łuczniczka z takim właśnie warkoczem jest poszukiwana za zabójstwo. Ale o tym to chyba siostra Yvonne nie powinna wiedziec bo w końcu jej przy tym nie było. Nie zachowywała się zresztą tak jakby o tym wiedziała. Potem jednak gdy wysłuchała obu kobiet pokiwała głową co było w ciemnościach widoczne jako pionowe ruchy owala jej bladej twarzy zwieńczonej blond czupryną.

- Oj sama nie wiem… Nie przesadzacie z tymi podejrzeniami? - popatrzyła na jedną i drugą tropicielkę po czym zaczęła lecieć po kolei.

- Ja nie byłam w tej jaskini rozbójników pod Zelbad ale z tego co pamiętam to wy też nie. A Petra chciała ich zwerbować do nas jako eksortę. Wy zaś byłyście przeciwne. Więc pojechała sama razem z Erykiem i jego ludźmi. Z tego co pamiętam to nie zastali ich a jaskinia już od jakiegoś czasu stała pusta. Wydaje mi się, że była już pusta jak jeszcze byliśmy w Lenkster albo dopiero ruszaliśmy. Rozbójnicy nie mogli o tym wiedzieć bo niby jak? Petra i Eryk uważają, że spóźnili się i rozbójnicy poszli na trakty na zbójowanie. Dlatego ich nie zastali. Ale możecie porozmawiać jak nie z Petrą to z Erykiem. Nie doszukiwałabym się tutaj nie wiadomo czego. Poza tym wtedy, przed Zelbad to było nas całkiem sporo. Tuzin wozów i kupa luda. To już niezłą by trzeba mieć bandę aby zaatakować tak liczną ciżbę. - argument, że zbójnicy spod Zelbad mieliby mieć jakieś obawy przed zaatakowaniem kolonistów górskiego grafa nie przypadł kapłance do gustu. Co prawda sama też nie brała udziału w tamtej wyprawie poszukującej rozbójników no ale jednak widocznie o niej rozmawiała wówczas z jej uczestnikami. Oraz pamiętała, że żadna z obu rozmówczyń nie wzięła udziału w tamtej wyprawie więc nie mają informacji z pierwszej ręki. Uważała jednak, że rozbójnicy mogli opuścić jaskinię z własnych powodów całkiem niezależnie od wyprawy karawany w góry.

- A z tym, że nie mają tam kapłana to żadna tajemnica. Ja to wiem od początku, nikt z trójki wysłanników hrabiego nie ukrywał tego przede mną. I to był jeden z powodów dla jakiego tak mnie namawiali na ta wyprawę i to skutecznie bo też mi przyszło do głowy, że taka czysta, nowa społeczność łatwo może ulec zepsuciu bez światłych wskazówek od dobrych bogów. Dlatego złgosiłam się na tą ekspedycję. Gdyby to byli jacyś plugawi kultyści i spiskowcy to myślę, że zgrabnie by pominęli sprawy duchowe i kapłańskie aby nikt nie przeszkadzał ich nikczemnym planom. A jak już bym sie tym zainteresowała to powinni mnie zniechęcać na każdym kroku. A tymczasem nic takiego nie miało miejsca. Obie wysłanniczki podkreślały mi, że na samym zamku uchowała się kaplica i to właśnie Sigmara. Pewnie jest w podobnym kiepskim stanie jak ta w Steinwald no ale to jednak dom boży i będzie mi zaszczytem aby po tylku wiekach niebytu odnowić tam posługę kapłańską. - w wieczornych ciemnościach argument o braku kapłana też nie wzbudził podejrzeń kapłanki. Raczej zachowanie wysłanników markgrafa wydało jej się takie jakie powinno. Skoro była nowa społeczność to jakiś kapłan by się im przydał. Zwłaszcza jak w takiej górskiej głuszy trudno było posłać po niego do sąsiedniej wioski czy miasteczka. Z tego co się dowiedziała od wysłanniczek to oni też się nie spodziewali jesienią, że podróż do Bastionu będzie aż tak długa i wyczerpująca. Więc jak tam dotarli to już zima była zapasem. Późną jesienią było tutaj w górach podobnie jak teraz wczesną wiosną. To teraz wszyscy mogli sami to odczuć na własnej skórze. Ale jak jesienią przyszła zima to utknęli w zamku gdy lodowe zamiecie i śniego odcięły tą górską krainę od reszty świata. A na nizinach gdzie klimat był mimo wszystko łagodniejszy to też mało kto decydował się na podróż dalszą niż do sąsiedniej wioski. Więc mogli wyruszyć dopiero wczesną wiosną jak śniegi stopniały i doliny znów nadawały się do marszu. A gdy przybyli do Lenkster bardzo chętnie powitali siostrę Yvonne jako ochotniczkę do tej górskiej kolonizacji.

- A z tego co mi mówiły to margrabia wolał nie robić jesienią hałasu i najpierw przekonać się czy ma w ogóle do czego wracać. No a jak tam dotarł to zima go odcięła jak resztę. Został tam z niewielką świtą i wysłał tylko tą trójkę co do nas dotarła aby zaprosić kolonistów i odnowić chwałę i potęgę tego pradawnego rodu. Wysłał listy nie tylko do nas do Lenkster ale też do Wolfenburga i innych miejsc aby ogłosić swój powrót. Więc to chyba nie jest dziwne, że go nikt nie widział na własne oczy skoro od jesieni przebywa na swoim zamku w środku gór. A my dopiero tam zmierzamy. Zresztą za parę dni pewnie przekonamy się na własne oczy jak tam to wszystko wygląda. - kapłanka znów nie wydawała się przekonana aby było coś podejrzanego w tym, że nikt z Lenkster czy okolic nie widział samego grafa na oczy. Nie było to dziwne jak przebywał w miejscu tak niedostępnym. A jak Bastion przez tyle wieków wydawał się tylko legendą to nikt tam nie podróżował tak głęboko w góry. A jak tak to nie wrócił z żadnymi rewelacjami o odnalezieniu pradawnej, górskiej twierdzy. Zaś góry były przez w miarę cywilizowane ludy zamieszkałe tylko na obrzeżach. Z takich ludzi wywodził się Eryk i jego kamraci. Ale w głębi gór to był tylko śnieg, skały i dziewicze lasy. Nie było dróg ani traktów, łatwiej było objechać góry dookoła niż się przez nie przebijać. Jak się łatwo podróżowało przez nie to sami doświadczali już któryś tydzień z rzędu. Dlatego zwykle wszelkie tałatajstwo uchodziło w ich trzewia. Zbiegowie, banici, mordercy, odmieńcy, różne tępione na nizinach poczwary jakich tutaj w głębi gór żadna karząca ręka sprawiedliwości nie miała jak karać bo jej po prostu nie było. I był też jednym z powodów dla których nikt z Lenkster a pewnie i okolicy raczej nie czuł potrzeby aby wędrować w trzewia gór. Dopiero pojawienie się trójki wysłanników od legendarnego markgrafa jacy obwieścili radosną wieść zmieniło sytuację. Bo skoro gdzieś tam w górach czekał Bastion i jego władca jakiego przodkowie do dzisiaj byli wspominani jako obrońcy, filantropi i dobroczyńcy co zmienili tą górską krainę w taką miodem i mlekiem płynącą to odzew był spory. Zwłaszcza jak była szansa załapać się na nowe zaszczyty, stołki i stanowiska. Chyba najbardziej wymownym przykładem była niebieskowłosa wysłanniczka jakiej margraf z racji na jej zasługi nadał tytuł szlachecki. Jeszcze nie miała na to patentu, pierścień rodowy dopiero sobie zamówiła w Lenkster no ale mimo wszystko Petra sprawiała swoimi manierami dość pospolite i awanturnicze wrażenie jakiemu z dala było do wizerunku wymuskanej slzachty. Już Inez tutaj łatwiej wpisywała się w taki stereotyp. No i jak mimo to margrabia mianował także i Petrę szlachcianką no to był widoczny znak, że ma sporo wolnych stanowisk i zaszczytów do obsadzenia.

- A ghule no cóż… Tak, to był skandaliczny przypadek. Takie coś nie powinno mieć miejsca. Szkoda, że nie daliśmy rady ich wytropić bo najchętniej rozbiłabym głowy tym bluźniercom moim buzdyganem. Takie świętokradztwo! I rozmawiałam z Inez i Petrą i obie się w pełni ze mną zgadzają. No ale mówią, zresztą wy i Eryk też, ze to za dużo czasu minęło aby ich odnaleźć. Szkoda. Ale poskarżę się na ten incydent margrabiemu. W końcu to teraz jego ziemię. Rozumiem, że początki jego górskiej domeny to na razie są mizerne i będziemy ją dopiero budować ale mimo wszystko mam nadzieję, że nie puści tego płazem. Będe go namawiała aby ściągnął jakichś najemników, wojsko no kogokolwiek do utrzymania porządku i bezpieczeństwa. To oczywiście trochę potrwa i nie będzie tak od razu no ale jednak mam nadzieję, że coś z tym zrobi. - w sprawie ghuli i to tak świeżej było widać, że poruszyło to kapłanką. Takie świętokradztwo i gdy o tym mówiła gniew wydawał się być szczery i słuszny. Zdawała sobie jednak sprawę, że skoro żadna z rozmówczyń, ani Petra, ani Eryk nie potrafili znaleźć na tyle dużo tropów aby pójść śladem tej plugawej bandy to raczej w tej chwili niewiele tu poradzą. Ot wiedzieli, że gdzieś w okolicy panoszy się banda padlinożerców. I zgodziła się z Gretą, że ten gatunek pochodzi a przynajmniej jest kojarzony z przeklętą przez nieumarłych krainą Sylvanii ale zwróciła uwagę, że nie tylko tam je można spotkać. Zaś Petra i Inez wydawały się być tak samo zaskoczone sprawą spustoszonego cmentarza jak i reszta. Poza tym przecież to był pomysł Inez aby tam pójść, gdyby nie ona całkiem możliwe, że nikt by się tam nie pofatygował. Zresztą poza jej wyprawą a potem Petry chyba faktycznie nikt inny z karawaniarzy tego nie zrobił. Sama ciemnowłosa uczona zaś wróciła z tej wyprawy mocno zaskoczona i chyba nawet nieco przestraszona tym odkryciem. Między innymi dlatego potem Petra przejęła pałeczkę i ona wróciła z kapłanką, Gretą i ludźmi Eryka aby zaprowadzić porządek na zbeszczeszczonym cmentarzu. Zdaniem blond kapłanki z kislevskiego pogranicza gdyby obie miały coś na sumieniu z tym cmentarzem to raczej by trzymały siebie i resztę z daleka od tego miejsca. Biorąc pod uwagę, że nigdzie indziej w okolicy nie znaleziono śladów trupojadów byłaby spora szansa, że ich bluźnierczej obecności nikt by nie odkrył.

- A z tymi insynuacjami dziewczyno to uważaj. Być może coś w tym jest. Ale na razie to przedstawiłaś mi tu garść przypadkowych ziaren rzuconych na podwórko jakie nie układają się w jakiś obraz. W moim odczuciu większość z tego co mówisz ma całkiem zwyczajne uzasadnienie. I nie sądze aby nas tam na zamku czekała jakaś masakra. Nie dość, że całe Lenskter wie, żeśmy tu wyruszyli to i z tej całej kolonizacji by wyszły nici jakby tu co chwila kogoś mordowano. Z Lenkster wysłano by wojsko aby zrobiło tutaj porządek. Więc takie kłamstwo miałoby dość krótkie nici. Ja w każdym razie jestem dobrej myśli. Wezmę jednak wasze uwagi pod rozwagę. A wy jak traficie na coś podejrzanego co by potwierdzało te teorię to dajcie mi znać. Jak na razie to nasze szefowe całkiem dobrze o nas dbają i nie mam im nic do zarzucenia. Zaś o margrabim mówią w samych superlatywach. A w końcu jak same mówicie, z nas wszystkich tylko one go widziały i spędzili razem całą zimę przynajmniej. - blondwłosa kapłanka nie miała przekonania co do podejrzeń jakie przedstawiła jej głównie Greta. Jej zdaniem większość z tych argumentów to była kwestia przypadku lub naciąganej interpretacji. Zaś w zestawieniu z suchymi faktami podczas których słowa i czyny obu przewodniczek przemawiały w oczach Yvonne na ich korzyść. Jednak nie zamknęła sprawy do końca i dała znać, że gdyby mimo wszystko trafiło się coś podejrzanego w zachowaniu obu szefowych czy potem już u kogoś z Bastionu to aby dać jej znać. Jak ona sama i wielu innych piła co rano gorzkawy rosół wzmacniający od Inez jaki pomagał przetrwać niepogodę, Petra osobiście brała udział w sporej ilości wypraw poza karawnę, obie nie sprawiały wrażenia krwiożerczych, sadystycznych morderczyń co gnają swoją trzodę na rzeź tylko sporo czasu poświęcały na zadbanie o karawaniarzy jacy mieli być zaczątkiem akcji kolonizacyjnej w ich nowym domu to podejrzenia o jakieś mroczne cele wydawały się dość naciągane. Gdyby to jednak miały być tylko pozory to kapłanka prosiła aby dać jej o tym znać. I na tym wieczorna rozmowa na blankach zakończyła się. A dziś wyszła nowa sprawa.

Zaczęło się dość niewinnie. Eryk ze swoimi ludźmi jak zwykle szli na czele karawany. Często na tyle na przedzie, że z karawany nie było ich widać. Co przy lesie jaki porastał wiele zboczy doliny jaką jechali wcale nie było takie trudne. Dziś było tak samo ale jak już dzień zbliżał się do końca i karawana zaczynała rozglądać się za miejscem na nolceg jaki zwykle górale oznaczali skrzyżowanymi gałęźmi wbitymi w ziemię to ukazali się oni sami. Siedzieli nad strumieniem nad jakim widocznie zaplanowali nocleg na tą noc. Zdążyli rozpalić ognisko ale niewielkie widać było jak jeszcze część z nich przeszukuje las w poszukiwaniu nowych gałęzi do spalenia. Zaś do karawaniarzy dotarło, że wśród nich jest ktoś nowy. To było o tyle niecodzienne, że na tym górskim pustkowiu ostatni raz istotę ludzką spotkali chyba w Steinwald albo tuż po jego opuszczeniu. A tak to nikogo tu nie było widać. Ptaki latające, ptaki na gałęziach, ptaki szybujące na nieboskłonie, sarny, czasem niedźwiedzie, zające, borsuki, lisy, wilki to tak, tego było tutaj pełno. Albo śladów jakie zostawiały te zwierzęta. Ale nie ludzi. Spotkać na tym odludziu innego człowieka to była rzadkość. Nie było więc aż takie dziwne, że górale byli tacy ożywieni tym spotkaniem.

- To jest Borys. Borys poluje tu od lat. - Eryk przedstawił szefowym swojego nowego kolegę. Ten faktycznie sprawiał podobne wrażenie. Zakazana, zarośnięta gęba jak u jakiegoś pirata czy rozbójnika, barani kożuszek, mocno zużyty, łuk w dłoni, kołczan na plecach, torba podróżna przewieszona przez ramię no akurat jak jakiś podróżnik przez dzicz. Tylko już nie taki młody. Wyglądał na kogoś w okolicy 4-go krzyżyka. Zwykle ludzie w tym wieku byli mężami swoich żon i ojcami gromadki całkiem wyrośniętych albo i dorosłych dzieci. Okazało się, że Eryk i jego kamraci nie spotkali wcześniej Borysa ale za to mieli wspólnych znajomych i miejsca bo on też góral to uważali go za swojaka. Wydawało się, że po tym spotkaniu nastąpi jakaś rozmowa czy ugoszczenie gościa. Ale niespodziewanie wtrąciła się Uta wsparta nieco zakatarzoną, markotną i gorączkującą Laurą.

- To Borys Kończynka. Rabuś i morderca. Całe lata rabował na traktach. Jest na niego list gończy w Lenkster. - powiedziała Laura psując tą już nieco radosną atmosferę. Przez moment zrobiło się cicho a Uta pokiwała swoją brązową głową.

- E tam, skąd wiesz? To swojak. - Eryk wzruszył ramionami i wyraźnie mu były słowa łowczyń nagród nie wsmak. Sam Borys wydawał się być zaskoczony tym wszystkim więc trudno było powiedzieć coś więcej.

- To sprawdźcie mu prawą rękę. Nadgarstek. Będzie miał tatuaż kończynki z trzema listkami i oderwanym czwartym. I za złodziejstwo obcięte lewe ucho. - Laura wzruszyła obojętnie ramionami mówiąc jak w prosty sposób sprawdzić czy chodzi o poszukiwanego zbiega.

- To co? Ja też mam taki tatuaż! Wielu go ma, to przynosi szczęście! - jeden z kamratów Eryka podkasał rękaw i pokazał, że on sam ma podobny tatuaż o jakim mówiła Laura.

- Pokaż ramię. - rzekła Petra do Borysa. Ten po chwili wahania rozejrzał się ale oprócz braci górali zdążyło się zbiec większość ludzi karawany więc trudno by było teraz uciec. W końcu więc z ociąganiem podciągnął mankiet koszuli i widać było podobny tatuaż. Stary, wyblakły i zrobiony dawno temu.

- A ucho? - zapytała cicho niebieskowłosa patrząc na ich gościa. Ten cmoknął z niezadowolenia i w końcu odsunął swoje dość długie i zaniedbane włosy ukazując obciętą końcówkę ucha. Tak zwykle karano złodziei aby ich naznaczyć przed uczciwymi obywatelami.

- Oj tam i co z tego!? Kto z nas nigdy niczego nie zabrał komuś!? A bogaci to nas legalnie okradają co sezon nazywając to dziesięciną a nas piętnują za parę monet! - Eryk był wyraźnie rozgniewany i rozeźlony.

- I dlatego mówią, że co drugi góral to łajdak, złodziej i szachraj. - rzekła ironicznie Laura jakby potwierdziły się jakieś jej przypuszczenia.

- Coś ty powiedziała?! - warknął do niej Eryk tak agresywnie jakby zaraz zamierzał doskoczyć do niej z pięściami. Jego kamraci też się poruszyli niespokojnie. Zaś Uta stanęła obok gorączkującej przyjaciółki dając znać, że nie zostawi jej samej. Nie wiadomo jakby się to skończyło gdyby nie przenikliwy gwizd na dwóch palcach. Wszyscy spojrzeli na górującą nad tłumem postać w skórzanych spodniach z gwizdkiem w dłoni.

- Spokój! My zdecydujemy o losie Borysa! Reszta rozejść się! Nie macie co robić? Obóz trzeba rozbić i tak i tak! Jutro ruszamy w dalsza drogę! - krzyknęła z wysokości zydla gromiąc rozgorączkowany tłum wzrokiem. I nie chcąc się narazić szefowym tłumek niechętnie ale rozszedł się do swoich wozów aby znaleźć miejsce na noc, rozprzęc konie no i przygotować własne ognisko, strawę i miejsce do spania.

- Baniak mi rozsadza a jeszcze wy mi dajecie dodatkową robotę. - mruknęła rozeźlona niebieskowłosa siadając na koźle wagonu i spoglądając na dużo mniejszą już grupkę. Został Eryk, Borys, Laura, Uta no i parę ostatnich osób co się ociągało z odejściem ciekawi co się dalej stanie.

- Macie ten list gończy? - zapytała Inez łowczyń. Te jednak powiedziały, że nie. Nie brały go z Lenkster nie spodziewając się tutaj spotkać Borysa Kończynkę. Zwłaszcza, że od paru sezonów zniknął z widoku więc krążyły plotki, że przeniósł się w inne miejsce. Teraz jak można było sądzić po prostu jak wielu zbiegów przed nim jakim zaczął się palić grunt pod nogami po prostu zwiał w góry.

- Szkoda. I co z nim chcecie zrobić? Wracać z nim do Lenkster? - zapytała Petra patrząc na obie łowczynie. Te popatrzyły na siebie pytająco. Nagrodę wystawił zamek w Lenkster więc tam trzeba było odstawić delikwenta i odebrać nagrodę. Ale stąd to było parę tygodni ciężkiej wędrówki przez górskie bezdroża. Chyba i obu łowczyniom niezbyt się to uśmiechało.

- Może pójść z nami. Jak coś nabroił to nie tutaj. Tak mówi prawo. Przyda nam się. To swój chłop. - Eryk odezwał się w obronie swojaka zdając sobie sprawę, że za bardzo nie mogą być wybredni w doborze pracowników na tym pustkowiu.

- Dobra, zabierzemy go do Bastionu, niech margrabia zdecyduje co z nim zrobić. W końcu to jego ziemie. - mruknęła zniechęcona Petra niezbyt mając ochotę aby pod koniec dnia jeszcze głowić się na dodatkowym problemem.




---

Mecha 36


Odporność pogodowa (ODP + skille)

nocleg w wagonie +20 (Petra, Inez)
mocna głowa +10 (Inez, Goli)
odp.choroby +10 (Magnus)
surwiwal +10 (Davandrell, Greta, Uta, Laura)
surwiwal +20 (Olga, Magnus)
konno +10 (Petra, Inez, Yvonne)
mikstura wzmacniajÄ…ca Inez +20 (wszyscy)

doba w terenie -5 x3= -15
zimno -5


Davadnrell 35+40-20=55; rzut: https://orokos.com/roll/961332 70 > 55-70=-25 > ma.por = minimalna gorÄ…czka (-5)

Greta 40+30-20=50; rzut: https://orokos.com/roll/961333 19 > 50-19=+31 > śr.suk = jest w porządku (0)

Magnus >>> +11 > ma.suk = nie jest lekko ale dajÄ™ radÄ™ (0)

Goli >>> -7 > remis = nie jest lekko ale tak źle też nie (0)

Petra >>> -9 > remis = nie jest lekko ale tak źle też nie (0)

Inez >>> +15 > ma.suk = nie jest lekko ale dajÄ™ radÄ™ (0)

Olga >>> -31 > śr.por = średnia gorączka (-10)

Laura >>> -40 > śr.por = średnia gorączka (-10)

Uta >>> +17 > ma.suk = nie jest lekko ale dajÄ™ radÄ™ (0)

Yvonne >>> -41 > śr.por = średnia gorączka (-10)
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline