Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2022, 22:44   #53
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 16 - 2519.07.03; fst; południe

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; ul. Bursztynowa
Czas: 2519.07.03; fst; popołudnie
Warunki: wnętrze kamienicy Pirory, jasno, ciepło, gwar głosów ; na zewnątrz: jasno, pogodnie, powiew, umiarkowanie



Joachim



Przez ostatnie pół roku Joachimowi zdarzało się bywać w salonie Pirory gdzie zwykle przyjmowała swoich gości. Chociaż pewnie ze swoimi koleżankami z klubu poetyckiego, teatru, śmietanki towarzyskiej czy kultu spotykała się tutaj i nie tylko tutaj o wiele częściej. Dzisiaj po mszy też postanowiły się spotkać. I to akurat jak Joachim do nich podszedł porozmawiać na chwilę pytając o ich plany. Podszedł do Pirory i Sorii ale wkrótce podeszła do nich Fabienne zaintrygowana nową znajomą Averlandki z jaką się przyjaźniła. A jeszcze potem dołączyła Łasica i Burgund. Koniec końców skończyło się na tym, że Pirora zaprosiła ich wszystkich do siebie “na herbatkę”.

Już po drodze było gwarno i wesoło gdy spotkało się stado młodych i lubiących się dziewcząt jakby na pohybel ponurej i poważnej atmosferze po pogrzebie wielkiej księżnej. Ale jeszcze nie można było sobie pozwolić na pełnię swobody i trzeba było zachować pozory. W końcu za przednią ścianą powozu na koźle siedział stangret i Gertruda, stara pokojówka i tradycyjna przyzwoitka Frau von Mannlieb. Rozmawiali więc głównie o Sorii która ewidentnie wzbudzała wielkie zainteresowanie bretońskiej żony imperialnego kapitana. A poza tym o pogrzebie i gościach, wydawało się, że bystrym kobiecym oczom nie umknęło wszelkie stroje, postawy i zachowania reprezntowane przez przedstawicieli władz świeckich, duchowych i co znamienitszych gości. Na przykład powszechną uwagę przykuła kapłanka Morra jaka przyjechała z Saltburga. Raz, że była jedyną nową duchowną na mszy, dwa, że przyjechała ze stolicy prowincji a trzy, że okazała się zaskakująco młoda.

Swobodniej jednak można było się poczuć dopiero w salonie Pirory. Gdy Gertruda została gdzieś na dole a szóstka kultystów mogło swobodnie rozmawiać nie tylko na powszechnie akceptowalne tematy.

- I też jesteś jedną z nas? To cudownie! Jest piękniej niż sądziłam! To ty musisz być tą szlachcianką z daleka jaka zamówiła suknię u Huberta! Opowiadali mi o tym. - Bretonka mówiła ze swoim charakterystycznym, bretońskim akcentem i gdy Pirora zdradziła jej, że piękna nieznajoma jest nie tylko jej gościem z dalekich stron to czarnowłosa kultystka wydawała się być pełna szczęścia.




https://i.pinimg.com/564x/fd/f7/97/f...476ff9d946.jpg


- Wybaczcie ale strasznie mnie zmęczyło to suche powietrze na dworze. Pójdę się odświeżyć. Może Fabi dokończyłybyśmy rozmowę w łazience? - Soria przez wiekszość spotkania nie mówiła wiele pozwalając Pirorze być gospodynią w powozie allbo w jej kamienicy. Do tego obie łotrzyce nieźle ją wspierały bo chociaż oficjalnie to nie umywały się statusem do żadnej ze szlachcianek to jednak prywatnie i wewnątrz zboru mogły sobie pozwolić na pewną poufałość. Zwłaszcza względem Fabienne jaka znana była z uległego charakteru i obie łotrzyce uwielbiały to podkreślać w rozmowach. Ale gdy herold Slaanesha już się odzywała dało się poznać, że nie ma kłopotów z dworską etykietą i rozmawia jak na szlachciankę i wielką damę przystało. Nie inaczej było teraz.

- Naturalnie! Przepraszam was najmocniej, obiecuję potem wam wszystko wynagrodzić. Sami widzicie, pani wzywa, służka musi. - zaszczebiotała czarnowłosa i obie pożegnały się z towarzystwem i wyszły z salonu.

- Ah, żeby Fabi za mną tak szalała i była na każde skinienie. Właściwie to jest. No ale dla Huberta też. A chciałabym abym to ja była u niej na pierwszym miejscu. - westchnęła cicho Pirora odwracając wzrok od zamkniętych już drzwi na korytarz. Chyba mówiła nieco żartobliwie no ale nie do końca. Wiadomym kultystom było, że dziewczęta zgrały się w ciągu ostatnich paru miesięcy całkiem nieźle. Ale też Fabienne należała nadal do grupy Grubsona i jego traktowała jako swojego głównego mistrza i kochanka. Co chyba nieco działało Pirorze na nerwach i ambicji.

- Mój papa przed odjazdem poradził mi abym jej zaserwowała rozkosz jakiej nie da jej Hubert. Wtedy może zmienią jej się priorytety. Niestety on jej daje całkiem sporo rozkoszy i satysfakcji. Samymi wizytami w moim loszku mogę z nim nie wygrać. Potrzebuję czegoś jeszcze aby go przebić w jej oczach. - cmoknęła nieco niezadowolona. Może to nie była jakaś pilna sprawa i ogromnej wagi. Raczej prywatna zachcianka jaką blondynka nie mogła tak łatwo zaspokoić i to ją nieco drażniło. Koleżanki poradziły aby zabrać Fabienne na to spotkanie z Gnakiem i jego stadem ale Averlandka już sądowała sprawę i może nawet Bretonka by się zgodziła no ale szanse, że urwie się na całą noc z domu poza miasto i to bez Gertrudy i to tak aby nie wzbudzić podejrzeń i pytań to były dość niewielkie. Dyskutowały o tym przez chwilę co by tutaj takiego nietypowego wymyślić aby w pełni ich kochanka przeszła na ich stronę skoro fizyczne zorganizowanie Fabienne schadzki z Gnakiem nie zapowiadało się tak lekko. Nawet wciągnęły w to Joachima pytając czy nie ma jakiegoś sposobu albo pomysłu jak tu dostarczyć jej tak egzotycznej rozrywki. Był z tym niezły ambaras gdy szlachcianka miała wyraźną trudność aby urwać się na całonocną schadzkę za miastem a zwierzoludzie znani byli ze swojej nienawiści do miast i cywilizacji więc watpliwe bylo aby zgodzili się przyjść tutaj.

Poza tym Joachim miał też do rozważenia albo i rozmówienia parę innych spraw. Jak choćby to o czym po mszy rozmawiał z Tobiasem. Uczony i nauczyciel z tego samego co on patrona powiedział mu, że za dwa dni, w Aubentag, będzie w Akademii pożyczyć pomoce naukowe. Sekstans, busolę, mapy do nauki kartografii, nawigacji i geografii. Chociaż wątpił aby to dało mu pretekst do choćby zbliżenia się do ukrytego magazynu a takie pomocy to na uczelni może nie leżały gdzie popadnie ale były w miarę pod ręką. A w razie potrzeby był gotów spotkać się jutro aby to omówić. Też się zastanawiał czy nie poprosić “tych ladacznic” o których widocznie nie miał zbyt wysokiego mniemania i odczuwał nad nimi wyższość człowieka wykształconego ponad niepiśmienny motłoch. Ale jednak w sprawie takiego “rozejrzenia się” mogły się przydać.

- To może odwiedzisz nas w Marktag na obiedzie i wszystko opowiesz? To na pewno było bardzo ekscytujące z tym polowaniem na tą straszna syrenę. - zaproponowała milady von Hansen gdy do nich podszedł po mszy. Jej mąż Mikael dołożył się do zaproszenia. Przyznał, że ostatnio nie słyszał o znalezionych pustych rybackich łodziach ale trochę mu to umknęło z uwagi bo też przygotowywał się do turnieju i przyjęcia gości. Następnie wróciła z rozmów ze starymi i nowymi znajomymi ich córka Froya jaka przywitała się grzecznie choć krótko z astromantą. I widocznie tylko na nią rodzice czekali bo wkrótce pożegnali się z nim i ruszyli w stronę bramy w murze świątyni.

Zaś rozmowa z Philippem przyniosła mu jego zgodę na spotkanie w Marktag. W Dzień Handlowy było na uczelni trochę luźniej z tego powodu więc liczył, że uda mu się skończyć nieco szybciej więc będzie mógł się spotkać w porze nieszporów na kolacji. Skromnej oczywiście bo pościł aby oddać hołd zmarłej księżnej. Poza tym był codziennie w Akademii więc tam mógł go zastać Joachim i właściwie każdy kto przyszedł do recepcji.

- Mnie kusi to wszystko co dzisiaj zebrali na datkach w świątyni. Ale byśmy się obłowili! - Joachim zresztą też widział jak dziś tace uginały się od datków. Każdy chciał się pokazać jak od najlepszej strony no i też udowodnić swoją lojalność wobec Imperium i jego władz. Więc nawet jak każde z nich widziało tylko ułamek tego co duchownym udało się dziś zebrać to pewne było, że zbiór był obfity na pewno o wiele lepszy niż w przeciętny Festag jak choćby tydzień temu. I teraz obie łotrzyce zmieniły temat i zaczęły główkować jak się do tego dobrać.

- Ale byłby numer jakby przy tylu gościach spoza miasta obrobić im świątynie! A my jaki byśmy miały łup! Jej! Toż nawet jak każda z nas by wzięła po jutowym worze to pewnie i tak byśmy musiały zostawić tam mnóstwo fantów! - Burgund zapaliła się do tego pomysłu. Zastanawiały się gdzie duchowni mogli trzymać te fanty. Pewnie gdzieś na miejscu, w świątyni. Pewnie gdzieś w piwnicach albo na zachrystii. Albo w biurze? W każdym razie były gotowe powęszyć wokół sprawy. A taki zuchwały skok faktycznie mógłby mocno uderzyć w autorytet władz. Ale też uparcie szukano by sprawców tak zuchwałego napadu.

- Tylko trudno byłoby te fanty opchnąć na mieście. Trzeba by gdzieś na statek jaki wypływa a w zamian wziąć złoto czy co. - Łasica zastanawiała się nad dalszymi krokami gdyby kradzież się powiodła. Rozmawiali jeszcze chwilę o tym gdy dało się słyszeć kroki na korytarzu, wesołe, kobiece głosy i do środka wróciła Soria i Fabienne. Obie zadowolone i uśmiechnięte oraz z mokrymi włosami.

- Właśnie Fabi, słyszałam, że masz kłopot aby pójść z nami na nocne spotkanie z Gnakiem. - zagaiła niewinnie Łasica puszczając reszcie dyskretne oczko.

- Ojej no tak! No Priora mi opowiadała trochę. Ale wy macie niesamowite przygody! A mnie to tyle omija. No strasznie bym chciała pójść z wami, ze zwierzoludźmi jeszcze tego nie robiłam a zawsze byłam ciekawa jak to z nimi jest. No ale na całą noc? Poza miasto? Nie mam pojęcia co to by musiało być abym mogła się wyrwać. - Bretonka tak jak to przypuszczały koleżanki była bardzo chętna na taką zbiorowa schadzkę z ungorami Gnaka ale ramy dobrego wychowania i przyzwoitości utrudniały jej dość mocno taki wypad. I to jeszcze tak aby odbyło się bez wścibskich pytań Gertrudy albo nawet jej męża gdyby wrócił do miasta akurat wtedy. Przy nim musiała odgrywać bogobojną i dobrą żonę. Przed Gertrudą i resztą miasta też. Więc była mocno nieszczęśliwa i zazdrościła koleżankom swobody w tym zakresie.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Zachodnia; hospicjum
Czas: 2519.07.03; fst; popołudnie
Warunki: wnętrze hospicjum, jasno, umiarkowanie, cicho; na zewnątrz: jasno, pogodnie, powiew, umiarkowanie



Otto



Były mnich szedł w swojej szarej szacie przez letnie miasto. Pogoda się rozpogodziła i zrobiło się całkiem słonecznie chociaż niekoniecznie ciepło. Na pewno przyjemniej niż rano przed albo tuż po mszy. Szedł razem ze stopniowo rzednącym tłumie wiernych jacy wracali ze świątyni i stopniowo rozchodzili się w ulicach i drzwiach miasta. Miał więc okazję aby przemyśleć to i owo, powspominać czy poplanować.

- Oh, tak się o nas troszczysz Otto? To bardzo miłe z twojej strony! - zaszczebiotała wczoraj na zborze Łasica jak użył przyjaznego zdrobnienia jej imienia no i to tak w ramach troski. Uśmiechnęła się do niego pogodnie i cmokneła go w policzek w podziękowaniu za tą troskę. Ale jego słowa wywołały nieco konsternacji u niej i u koleżanek.

- Myślisz, że używaja ich do rozpłodu? Z tego coś by wyszło? - zapytała Onyx bo jak się okazało za bardzo wcześniej chyba nikt się nie zastanawiał po co podziemnym istotom niewolnicy a zwłaszcza młode, zdrowe niewolnice. Sądząc ze słów dziewcząt chyba po prostu założyły, że to “normalne niewolnice” miały być. Do sprzatania, gotowania, prania i tak dalej. Nie był pewien czy jego słowa wybiły im z głów chęć zaprzyjaźnienia się z tymi podziemnymi zwierzoludźmi skoro tak na świeżo miały miłe wspomnienia ze spotkania z Gnakiem i jego stadem. I chyba czegoś podobnego oczekiwały po ewentualnym spotkaniu z tymi co żyli pod ziemią. To, że jakoś da się z nimi jakoś porozumieć świadczyły zimowe wydarzenia. No i choćby obecne Otto i Sigismundusa. Ale chyba jednak przynajmniej dał im do myślenia, że niekoniecznie musi się schemat powtórzyć jak z Gnakiem.

A już dzisiaj, tylko po mszy, podszedł do trójki kapłanów jacy ją prowadzili. Bo nie tylko on wpadł na pomysł aby z nimi porozmawiać. A ci stali jeszcze na dziedzińcu wokół świątyni rozmawiając z wiernymi. Z nich wszystkich najlepiej znał ojca Martina bo to zwykle ten solidnej postury mężczyzna w sile wieku prowadził cotygodniowe msze i był głową kleru poświęconemu Władcy Mórz. On więc pełnił rolę gospodarza dla pozstałej dwójki. Ojca Gotryka też znał z widzenia ale, że pogrzeby nie były jego domeną to znał go tylko pobieżnie. Zaś najmłodsza z nich i jedyna kobieta w tym gronie czyli dzisiejsza niespodzianka i gość honorowy, Matka Somnium to ją w ogóle widział pierwszy raz na oczy. Z bliska wydawała się nadal młoda kobietą odzianą w czerń kapłańskich szat.

- Dziękujemy ci Otto. Każda pomoc na pewno się przyda. Będziemy organizować nieszpory ku czci naszej zmarłej księżnej. Będziesz mile widziany bo spodziewamy się wielu wiernych. Zapewne zorganizujemy to u nas bo w kapliczce u ojca Gotryka może zabraknąć miejsca. - kapłan z dostojną brodą wskazał na stojącego obok kapłana w czerni. Zwykle uroczystości pogrzebowe i żałobne przede wszystkim odbywały się w kapliczce Morra. Ale ta w porównaniu do nowej świątyni Mananna prezentowała się skromnie. Mógł być kłopot pomieścić wielu wiernych a jak pokazał dzisiejszy poranek miasto okazało należytą cześć swojej zmarłej księżnej więc i na tradycyjnych modłach o zmierzchu za duszę zmarłej osoby mogło być sporo gości. I ojciec Martin był gotów wesprzeć te uroczystości organizując je “na swoim podwórku” czyli tutaj właśnie, w największej i najdostojniejszej świątyni w tym mieście. Zapewne więc przydałaby się pomoc wolnotariuszy aby przygotować te dodatkowe msze o tej skali. Nieszpory zaś były dobra i tradycyjną porą bo większość mieszkańców kończyła już dzień pracy właśnie o zmierzchu więc mogła się udać do świątyni na modły za swoją panią i patronkę.

---


Gdy zaś w końcu dotarł do hospicjum mógł się tam rozejrzeć. Był Festag a do tego z powodu uroczystości pogrzebowych księżnej całej prowincji było jeszcze mniej osób obsługi niż zwykle. Więc koledzy powitali jego przybycie bardzo ciepło i chętnie.

- Dobrze, że jesteś! Aż nie wiem w co ręce włożyć i gdzie cię posłać!? Chodź ze mną! - powitał go szybko Andreas który dzisiaj był szefem zmiany. Był z dekadę starszy od Otto i cieszył się zasłużoną opinią i estymą wśród pracowników zakładu. Samego szefa dzisiaj nie było no ale w Festag a jeszcze tak wyjątkowy, to nie było nic dziwnego. Mężczyzna zastanawiał się przez chwilę co tu począć z tak jednoosobowymi posiłkami w postaci Jednookiego. Ale dość szybko się zdecydował dając znak aby szedł za nim a po drodze wprowadził go w sytuację. Widać było, że się spieszył i wyglądało jakby przypadkiem przechodził przez recepcję zmierzając gdzie indziej gdy Otto wszedł właśnie na tą recepcję.

- To jakieś szaleństwo! Myślałem, że tydzień temu to jakiś jednorazowy wyskok! A dziś znów to samo! I to u wszystkich na raz! - mówił zdenerwowany truchtając szybko korytarzem jaki prowadził do pomieszczeń zajmowanych przez pacjentów. Trzymał w dłoni zwoje liny jakich używano do krępowania krnąbrnych pacjentów. W miarę jak się zbliżali słychać było coraz większy rumor i harmider. Gdzieś przed nimi przebiegła postać w habicie więc i Andreas przyspieszył.

- Powariowali! Wszyscy powariowali! - krzyknął bo jak już byli tuż przed drzwiami to faktycznie za nimi musiała być jakaś gruba awantura. A gdy otworzyli drzwi za jakimi była stołówka rzeczywiście wyglądało to jak dom wariatów jakich niewielka obsługa w habitach starała się jakoś zagnać, ukierunkować, uspokoić ale widać było, że to trudne zadanie.




https://upload.wikimedia.org/wikiped...a_de_locos.jpg


- Zabiję cię! Poderżnę ci gardło platfusie! Wszystkim wam poderżnę gardła! - wyła rozśwcieczona Annika. I widać było, że dwóch mnichów zdołało ją wspólnie przyszpilić do stołu ale ta wpadła w jakąś furię i ledwo ją mogli tam utrzymać. Brakowało im kogoś trzeciego kto by im pomógł ją spacyfikować a ta wyrywała się z zawziętością godną norsmeńskiego berserkera. Nawet niezbyt było wiadomo do i do kogo krzyczała.

- Uspokój się! Kobieto uspokój się! - krzyczał do niej jeden z mnichów obiema rekami przyciskając jej ramię do stołu albo jedno a drugim jakoś próbował przyszpilić jej wierzgający korpus do stołu.

- Puszczaj! To nie jest moje miejsce! On mnie wzywa! Muszę do niego iść! - krzyczała rozwścieczona kobieta.

- Oj nie, nie. On jest zły. Będzie tego szukał. Tak, będzie szukał. Ale kula mu pomoże. Kula go wezwie i wskaże drogę. To niedaleko. Jaka ona piękna! I taka świe… - Greg widocznie doszedł do siebie po tym jak tydzień temu oberwał od Anniki tak, że wylądował w lazarecie. Właściwie nadal spod luźnej koszuli widać mu było opatrunki, także na głowie jaką tydzień temu Annika mu o mało nie rozbiła o podłogę. Stał na stole spokojnie i wyglądał jakby nie zauważał szalejącej dookoła wrzawy. Do momentu w jakim trafił go jakiś rzucony stołek. Trudno było powiedzieć czy ktoś go rzucił celowo czy po prosty oberwał przypadkiem. W każdym razie zakończył swoją deklamację upadając na stół i zwijając się w kulkę chlipiąc i coś mamrocząc pod nosem.

- Rozwalę was! Rozwalę was wszystkich! Zgniotę was jak robaki! - ryczał rozjuszony Thorn jaki złapał za ławę i skutecznie nią odganiał się od tych co go chcieli dorwać czy to inni pacjenci czy też mnisi w habitach. Próbowali coś tłumaczyć łagodnie ale do Thorna chyba to nie docierało albo niewiele go to obchodziło. Trafił krańcem ławy w plecy jednego z mnichów jaki chyba pomagał wydostać się z tego chaosu jednemu z pacjentów. Trzymał go za ramię i tak szli obaj a widać było, że pacjent ledwo powłóczy nogami, musiał być w ciężkim stanie. Gdy ława trafiła jego żywą podpore obaj upadli na podłogę.

- Tak, tak… Robaki… To wszystko przez robaki… Zacznie się od robaków. Wyjdą z pięknego i pięknie zarobaczywego łona… Miasto zacznie gnić od środka… Ladacznice oddadzą swoje łona w słusznej sprawie… A potem muchy… Muchy spadną na miasto… Będą ucztować na żywych i umarłych… Na bogatych i biednych… Nikt nie umknie przed błogosław… - co prawda po samych plecach koszuli to Otto nie wiedział kogo tam kolega próbował wynieść zanim nie oberwał ławą Thorna ale po głosie poznał majaczący, rozgorączkowany głos Vigo. Ciężko dyszał więc już wcześniej musiał być w kiepskim stanie. Musiało mu się pogorszyć od ostatniej wizyty Otto.

- Królowa powróci! Pajęcza królowa powróci! Oplecie pajęczyną to miasto! Obrodzi kokonami a z nich wyjdą jej straszne i cudowne dzieci! Wychędożą, zabiją i zjedzą każdego kto nie będzie im służył! Ale ja będę pierwsza w ich służbie! Oddam im się z rozkoszą! Jestem gotowa im służyć już teraz! Ona nadchodzi! Wzywa mnie! Słyszę jej głos! Jest taka piękna! - skądeś wypadła Marisa. Całkiem nago dorzucając swoje krzyki do całej reszty. Patrzyła wzrokiem szaleńca po tym wszystkim jakby też niekoniecznie to widziała. W ogóle nie przypominała tej zahukanej, przestraszonej dziewczyny w celi jaka była przerażona swoim lubieżnym postępowaniem podczas kąpieli i pokornie znosiła karę izolacji w celi. Ta jej się miała skończyć wczoraj albo dzisiaj. W każdym razie teraz poruszała się swobodnie i w ogóle bez ubrania. I chyba nie zwracała na to uwagi albo jej to w ogóle nie obchodziło.

- Do kroćset dziewko ubierz się! - krzyknął zgorszony Andreas bo jak tak razem z Otto ogarnął wzrokiem co tu się dzieje to aż nie było wiadomo w co ręce włożyć. Wszędzie ktoś rozrabiał, krzyczał, walczył albo już odczuł tego skutki i potrzebował pomocy albo chociaż aby wydostać go z tej awantury. Sytuacja wydawała się być na skraju szans na opanowanie przy tak skromnej obsłudze. Bo w normalny dzień jakby było ich więcej to rokowania byłyby o wiele lepsze. W końcu Andreas pobiegł do tych dwóch co zmagali się z szalejącą Anniką aby pomóc im ją okiełznać i mieć chociaż jednego wariata z głowy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem