Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2022, 09:59   #83
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pozostawili za sobą rzecznych rabusiów i ich ofiary. Z cieniem żalu w sercach (a przynajmniej w sercu Daniela), że nie mogli pomóc ograbianym wieśniakom. Ale tu też obowiązywały prawa dżungli - słabsi padali ofiarą silniejszych i noc nie można było na to poradzić. Na dodatek było rzeczą jasną, że jakakolwiek interwencja niewiele by zmieniła w życiu tych ludzi - wnet znalazłaby się kolejna banda, żerująca na bezbronnych.

Osada, przy której godzinę później zacumował "Venture', była całkiem spora. A o konieczności noszenia z sobą broni bosman nie musiał przypominać. Przynajmniej Danielowi, który co prawda zostawił w kajucie karabin, ale pistolet zabrał.
Zapewnienia o tym, że bez pasażerów "Venture" nie odpłynie, również było zbędne. Wszak rzeczą jasną, że porzuceni pasażerowie staną na głowie, by dopaść statek i rozprawić się z jego załogą.
- Nie spóźnimy się - zapewnił Daniel. A potem sprawdził, na wszelki wypadek, godzinę. Syrena to jedno, ale lepiej było się zabezpieczyć i ruszyć w stronę statku zanim wspomniana syrena zawyje.

Jak się okazało, wioska nie tylko była spora, ale i gotowa na przyjęcie spragnionych i zgłodniałych podróżnych. Co więcej, dotarły tu pewne osiągnięcia cywilizacji i piwo było cudownie zimne.
- Dla mnie piwo... i duża farofa - powiedział Daniel. - Jest może canjica?

Kuchnia na "Olympicu" może to nie była, ale jedzenie było świeże i smaczne. Nie mówiąc już o tym, że nie trzeba było własnoręcznie gotować... o czym w głębi dżungli można było zapomnieć.

Kolejnym przejawem tego, że cywilizacja zatacza coraz szersze kręgi, było pojawienie się panienek, oferujących kilka chwil przyjemności w zamian za kilka papierków wypuszczonych przez Bank of England.
- O que seus meninos dirão? - spytał Daniel, ciekaw, jaki stosunek do takiej formy zarobkowania mają krewni i znajomi owych panienek. Odpowiedzią zaś były chichoty, i lekceważące machanie dłońmi…
W innej sytuacji Daniel skorzystałby bez wahania, ale nie był w barze sam, a późniejsze kazania pastora czy krytyczne spojrzenia lekarki potrzebne mu były jak dziura w mościa. Na wszelki wypadek lepiej było zająć się czymś bardziej przyziemnym. A że nie było wiadomo, kiedy przytrafi się kolejna okazja do skorzystania dobrodziejstw cudzego kucharzenia, Daniel kupił jeszcze 'na wynos' solidną porcję açai na tigela, którą to potrawę można było łatwo podgrzać wieczorem, a do tego parę pão de queijo.
Od mieszkańców wioski, którzy tłumnie przybyli do gospody, zakupił też garść owoców i pokaźnych rozmiarów butlę cachacy.
Potem zwrócił uwagę na inne oferowane im towary.


- Co powiesz na nowy kapelusz? - Daniel spojrzał na Sarah, a potem na wieśniaków, usiłujących wcisnąć im różne różności.
- Kapelusz? - Lekko zaskoczona poczuła się Sarah po nagłej propozycji. - Właściwie… to może przydałoby mi się coś miejscowego, bo wzięłam jakiś, ale londyńska pogoda, a tutejsza, to coś zupełnie co innego. - Odparła z zamyśloną miną.
- Kapelusz to podstawa - zapewnił ją Daniel. - W klapkach czy spódniczce z trawy wyglądałabyś interesująco, ale kapelusz naprawdę się przydaje. Duże rondo, piękne kolory... Któryś przypadł ci do gustu? - Spojrzał na oferowane im nakrycia głowy. - Jeśli nie, to możemy poszukać czegoś innego.
- Och, dużo tu tego… - Rozglądnęła się Sarah, ale była lekko przytłoczona mnogością wyboru. - No i nie chciałabym wybierać pod kątem wyglądu, a bardziej użyteczności? Może sam mi wybierzesz coś? - Spojrzała na niego z nadzieją.
- Może ten? - Daniel wskazał jeden z kapeluszy. - Rondo jest na tyle duże, że ochroni przed słońcem, no a ten wzorek pasuje kolorystycznie do twoich włosów. - Lekko się uśmiechnął. - Tylko najpierw przymierz.
- Dobrze. - Uśmiechnęła się najpierw do Daniela, następnie do sprzedawcy i włożyła kapelusz na głowę. - Wydaje się pasować, choć pewnie trzeba się przyzwyczaić do słomy… a jak wyglądam?
Daniel zlustrował ją od stóp po kapelusz.
- Świetnie... ale nie mów tego sprzedawcy - powiedział cicho - bo podbije cenę.
- Quanto custa este chapéu? - zwrócił się do sprzedawcy, pytając o cenę kapelusza. Ta nie była wysoka, więc Daniel po symbolicznych targach zapłacił za słomiane nakrycie głowy.
- Chcesz może wypróbować nowy nabytek? - spytał. - Co powiesz na mały spacer i zwiedzanie wioski?
- Hmm… - Zastanowiła się. - Może dobrze będzie trochę poruszać nogi na stałym lądzie, skoro zaraz nas czeka kolejna część podróży łodzią…
- Rejs jest bardzo przyjemny... ale rozleniwia - powiedział na pół żartem. - Na pokładzie jest niezbyt dużo miejsca na spacery - dodał. - Mały spacer by bliżej zapoznać się z klimatem dżungli? - Uśmiechnął się.
- Dobrze, prowadź. - Spojrzała na ramię mężczyzny, jakby oczekując dżentelmeńskiego gestu.
- Służę ramieniem. - Z pewnym opóźnieniem Daniel skontaktował, co powinien zrobić. - Wrócimy zanim odezwie się syrena - zwrócił się do pozostałych członków ekipy poszukiwawczej.
A potem ruszyli w stronę wyjścia.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 02-12-2022 o 16:01.
Kerm jest offline