Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-11-2022, 09:19   #81
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Ostatecznie nie udało się Sarah dowiedzieć, czy uda się załatwić jakąś lepszą kajutę dla Iris, bo po jej zabawie z bosmanem, szybko napotkali kłopoty. Piraci zabierali miejscowym efekty ich ciężkiej pracy. Owszem, ściskało w gardle na widok tego, jak traktowani są ci ludzie. Gdyby nigdzie w życiu Sarah nie podróżowała, nie zaakceptowałaby takiej sytuacji, nie rozumiałaby jej. Ale zdawała sobie sprawę, że w Europie można było w sporej mierze liczyć na interwencję stróżów prawa, czy chociaż dochodzić swoich praw po. Tutaj, czy tak jak wcześniej w Afryce, była pod tym względem dzicz. Silniejszy wygrywał. Co prawda ich statek był silniejszy, mieli więcej nowocześniejszej broni. Nie mogli jednak ryzykować kolejnych ran, kolejnych problemów. Miejscowi musieli być jakoś na to przygotowani. Choć głupio było to przyznać, ale może popełnili błąd, nie biorąc ze sobą wystarczającej ochrony.

Załoga statku kapitan "Jess" nie była jednak stróżami prawa. A cała jej drużyna, nie była na swojej łajbie, więc to kobieta decydowała o tym, jakie podejmą akcje. Równie dobrze, gdyby ktoś z jej podróżnych podjął się próby uratowania miejscowych, kapitan mogłaby ich wyrzucić ze statku przy najbliższej sposobności i utknęliby w jeszcze większym problemie. Pozostało więc jedynie obserwować, mieć nadzieję, że nikomu nie strzeli nic głupiego do głowy. A właściwie sama Sarah na walce znała się niewiele, więc nie byłaby wsparciem. Mogłaby ich opatrzyć, ale to też wymagałoby interakcji z piratami. Pozostało więc oswajać się z tym widokiem, przyzwyczajać. Tak będą wyglądały ich najbliższe tygodnie w dzikiej Amazonii.
 
Jenny jest offline  
Stary 27-11-2022, 14:52   #82
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Rzeka Amazonka, Brazylia.
26 czerwiec, 1930 rok.
Czwartek, około 16.

"Pyr, pyr, pyr, pyr…" pracował sobie silnik łajby, a oni płynęli po Amazonce.

Piraci i ich ofiary zostali daleko w tyle. Nikt nic głupiego nie zrobił, i wszystkich miejscowych zignorowano, zostawiając ich ze swoimi sprawami. Z jednej strony, dosyć nieciekawe zagranie, z drugiej, może i tak było lepiej. Gdyby wmieszali się w nie swoje sprawy, jeszcze rzeczni piraci chcieliby dokonać jakiejś zemsty… i to niekoniecznie na nich, a chociażby na kapitan i jej załodze łajby. W końcu towarzysze byli tu tylko "przelotem", a pozostali tu żyli cały czas…


Wkrótce zatrzymano się przy jakiejś większej wiosce, usytuowanej oczywiście przy rzece, a właściwie to i na jej obu brzegach.

Kapitan i bosman rozmawiali przez dłuższą chwilę z jakimiś facetami, otrzymali od nich pieniądze, po czym na łajbę wmaszerowało kilku miejscowych, i zaczęli wyładowywać jakieś towary.

- Zostaniemy tu tak ze dwie godziny - Wyjaśnił towarzystwu bosman, podczas gdy ze statku ubywało worków, skrzynek, i beczek - Możecie zejść na ląd, coś zjeść, kupić prowiant, i takie tam… ale kobiety niech nie chodzą same. Zawsze ma z nimi być facet. I macie być uzbrojeni, różnie to bywa…

- I nie róbcie w spodnie. Nie odpłyniemy bez was, nie jesteśmy tacy. Statek będzie dawał sygnały bucząc, na kwadrans przed odpłynięciem - Dodała kapitan, sama schodząc na ląd, i oddalając się od łajby, by po chwili zniknąć gdzieś między chatami wioski.

Paru towarzyszy uniosło w zdumieniu brwi.

- Wszyscy nas tutaj znają - Wyjaśnił bosman, szczerząc zęby - Wszyscy znają i kapitan, i jej tu nikt nie rusza… kiedyś paru próbowało, i źle skończyło…

~

W wiosce był bar!


W nim zaś, oprócz alkoholu, można było i coś przekąsić. Oczywiście porozumiewając się po portugalsku. Wybór był spory, a wszystko było świeże, w brzuchach zaś burczało… czas więc spróbować miejscowej kuchni!

Zaserwowano im Pão de Queijo, co można było najprościej nazwać… serowymi bułeczkami, wraz z Farofa - zasmażana mąka, wymieszana z bekonem, ryżem, i fasolką… warzyw w niej również było sporo.

Smakowało.

Do tego nawet zimne piwko, czy i coś mocniejszego, co przynosiło ulgę w tych upałach. Nie było źle… miejscowi byli mili i uśmiechnięci, i bardzo chętnie brali za zapłatę angielskie funty. A wszystko i tak w sumie było tanie.

~

Po jakiejś godzince przebywania w wiosce, po posiłku, zaczęli się schodzić ku towarzystwu miejscowi, dużo miejscowych. Ale nie byli agresywni, nie byli nachalni, ale trochę upierdliwi, już tak. Dwa tuziny gadających i gadających osób, zachwalający swoje wyroby i towary, chcący je sprzedać… Warzywa, owoce, wisiorki, tytoń, ryż, miejscowe słodycze, nawet kury. Jakieś śmieszne klapki, spódniczki, kapelusze, różne różności.

No i w końcu pojawiły się i "panienki".

- Heeeeeej słodki! Chcesz fiku-fiku? - Gdakały po portugalsku, do męskiej części wyprawy - 2 funty, 2 funty!








***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 27-11-2022 o 15:16.
Buka jest offline  
Stary 02-12-2022, 09:59   #83
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pozostawili za sobą rzecznych rabusiów i ich ofiary. Z cieniem żalu w sercach (a przynajmniej w sercu Daniela), że nie mogli pomóc ograbianym wieśniakom. Ale tu też obowiązywały prawa dżungli - słabsi padali ofiarą silniejszych i noc nie można było na to poradzić. Na dodatek było rzeczą jasną, że jakakolwiek interwencja niewiele by zmieniła w życiu tych ludzi - wnet znalazłaby się kolejna banda, żerująca na bezbronnych.

Osada, przy której godzinę później zacumował "Venture', była całkiem spora. A o konieczności noszenia z sobą broni bosman nie musiał przypominać. Przynajmniej Danielowi, który co prawda zostawił w kajucie karabin, ale pistolet zabrał.
Zapewnienia o tym, że bez pasażerów "Venture" nie odpłynie, również było zbędne. Wszak rzeczą jasną, że porzuceni pasażerowie staną na głowie, by dopaść statek i rozprawić się z jego załogą.
- Nie spóźnimy się - zapewnił Daniel. A potem sprawdził, na wszelki wypadek, godzinę. Syrena to jedno, ale lepiej było się zabezpieczyć i ruszyć w stronę statku zanim wspomniana syrena zawyje.

Jak się okazało, wioska nie tylko była spora, ale i gotowa na przyjęcie spragnionych i zgłodniałych podróżnych. Co więcej, dotarły tu pewne osiągnięcia cywilizacji i piwo było cudownie zimne.
- Dla mnie piwo... i duża farofa - powiedział Daniel. - Jest może canjica?

Kuchnia na "Olympicu" może to nie była, ale jedzenie było świeże i smaczne. Nie mówiąc już o tym, że nie trzeba było własnoręcznie gotować... o czym w głębi dżungli można było zapomnieć.

Kolejnym przejawem tego, że cywilizacja zatacza coraz szersze kręgi, było pojawienie się panienek, oferujących kilka chwil przyjemności w zamian za kilka papierków wypuszczonych przez Bank of England.
- O que seus meninos dirão? - spytał Daniel, ciekaw, jaki stosunek do takiej formy zarobkowania mają krewni i znajomi owych panienek. Odpowiedzią zaś były chichoty, i lekceważące machanie dłońmi…
W innej sytuacji Daniel skorzystałby bez wahania, ale nie był w barze sam, a późniejsze kazania pastora czy krytyczne spojrzenia lekarki potrzebne mu były jak dziura w mościa. Na wszelki wypadek lepiej było zająć się czymś bardziej przyziemnym. A że nie było wiadomo, kiedy przytrafi się kolejna okazja do skorzystania dobrodziejstw cudzego kucharzenia, Daniel kupił jeszcze 'na wynos' solidną porcję açai na tigela, którą to potrawę można było łatwo podgrzać wieczorem, a do tego parę pão de queijo.
Od mieszkańców wioski, którzy tłumnie przybyli do gospody, zakupił też garść owoców i pokaźnych rozmiarów butlę cachacy.
Potem zwrócił uwagę na inne oferowane im towary.


- Co powiesz na nowy kapelusz? - Daniel spojrzał na Sarah, a potem na wieśniaków, usiłujących wcisnąć im różne różności.
- Kapelusz? - Lekko zaskoczona poczuła się Sarah po nagłej propozycji. - Właściwie… to może przydałoby mi się coś miejscowego, bo wzięłam jakiś, ale londyńska pogoda, a tutejsza, to coś zupełnie co innego. - Odparła z zamyśloną miną.
- Kapelusz to podstawa - zapewnił ją Daniel. - W klapkach czy spódniczce z trawy wyglądałabyś interesująco, ale kapelusz naprawdę się przydaje. Duże rondo, piękne kolory... Któryś przypadł ci do gustu? - Spojrzał na oferowane im nakrycia głowy. - Jeśli nie, to możemy poszukać czegoś innego.
- Och, dużo tu tego… - Rozglądnęła się Sarah, ale była lekko przytłoczona mnogością wyboru. - No i nie chciałabym wybierać pod kątem wyglądu, a bardziej użyteczności? Może sam mi wybierzesz coś? - Spojrzała na niego z nadzieją.
- Może ten? - Daniel wskazał jeden z kapeluszy. - Rondo jest na tyle duże, że ochroni przed słońcem, no a ten wzorek pasuje kolorystycznie do twoich włosów. - Lekko się uśmiechnął. - Tylko najpierw przymierz.
- Dobrze. - Uśmiechnęła się najpierw do Daniela, następnie do sprzedawcy i włożyła kapelusz na głowę. - Wydaje się pasować, choć pewnie trzeba się przyzwyczaić do słomy… a jak wyglądam?
Daniel zlustrował ją od stóp po kapelusz.
- Świetnie... ale nie mów tego sprzedawcy - powiedział cicho - bo podbije cenę.
- Quanto custa este chapéu? - zwrócił się do sprzedawcy, pytając o cenę kapelusza. Ta nie była wysoka, więc Daniel po symbolicznych targach zapłacił za słomiane nakrycie głowy.
- Chcesz może wypróbować nowy nabytek? - spytał. - Co powiesz na mały spacer i zwiedzanie wioski?
- Hmm… - Zastanowiła się. - Może dobrze będzie trochę poruszać nogi na stałym lądzie, skoro zaraz nas czeka kolejna część podróży łodzią…
- Rejs jest bardzo przyjemny... ale rozleniwia - powiedział na pół żartem. - Na pokładzie jest niezbyt dużo miejsca na spacery - dodał. - Mały spacer by bliżej zapoznać się z klimatem dżungli? - Uśmiechnął się.
- Dobrze, prowadź. - Spojrzała na ramię mężczyzny, jakby oczekując dżentelmeńskiego gestu.
- Służę ramieniem. - Z pewnym opóźnieniem Daniel skontaktował, co powinien zrobić. - Wrócimy zanim odezwie się syrena - zwrócił się do pozostałych członków ekipy poszukiwawczej.
A potem ruszyli w stronę wyjścia.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 02-12-2022 o 16:01.
Kerm jest offline  
Stary 02-12-2022, 11:49   #84
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Szanowna kumpela profesora Blooma, czyli pani Iris Rogers starała się go do tej pory albo ignorować, albo trzymać jak najdalej się da, co właściwie na jedno wychodziło, reporter uznał jednak, że skoro nie może wyjść siedząc na wózku oraz jakby nie było, jest ich towarzyszką, pozwolił sobie udać do niej i po prostu zapytać.
- Idę na zakupy na brzeg, mogę coś pani wziąć przy okazji – zaproponował. Cóż Iris Rogers kiedyś mówiąc o nim wyraziła się imieniem, ale nie przypominał sobie faktu, żeby się sobie oficjalnie przedstawili. Spośród towarzyszy, jedynie pastor wyraził taką chęć oraz przy pannie Joyce jakoś samo wyszło podczas ich chwilowej bliższej znajomości. Choć był to absolutnie tylko można by rzec wyskok poza normalność, ale mówienie po imieniu pewnie pozostało. Pewnie, bowiem akurat przy rejsie nie widywał Sarah Joyce, więc owo mówienie sobie po imieniu było tylko elementem przypuszczenia. Zaś Daniel i John trzymali się swoich ścieżek na uboczu również nie wyrażając chęci grupowej integracji.

Iris Rogers przypuszczalnie miała w głębokim poważaniu takie rozważania. Po prostu ucieszyła się stwierdzając:
- Żarcie i alkohol – wyraźnie była zadowolona, że wreszcie zje coś świeżego oraz popije procentami. Wątpiące spojrzenie reportera wskazywało, iż wcale nie jest przekonany, że osoba postrzelona mogłaby strzelić sobie kopa miejscową wódą, czy czym tam, ale cóż, skinął potwierdzająco oraz czym prędzej ruszył na brzeg.

Reszta była w miarę prosta. Trochę żarcia, trochę picia oraz udawanie, że się nie zna portugalskiego przy niektórych.
- English, please – słowa te niektórych zniechęcały, choć innych nakręcały jeszcze mocniej. Szczególnie tych, co znali trochę język angielski. Oczywiście byli tacy również, co kompletnie nie znając próbowali na migi. Szczególnie panienki, ale akurat owe reportera nie interesowały kompletnie.

Rozglądając się po półkach spostrzegł cachaçę bardzo popularny rum produkowany z fermentowanego soku trzcinowego. Mocą porównywalny do wódki. Najczęściej lekko owocowy oraz trochę cierpki. Uznał, że może Iris posmakuje. Wytwarzana przez jakąś miejscową destylarnię w całkiem ciekawie wyglądającej butelce. Kupił dla Iris, kij wie bowiem, co ona preferuje.


Jeszcze kilka piw. Zimne, zimne piwo, tutaj? Przecież lodówek tutaj nie powinno być, niby skąd. Nawet w Europie lodówki domowe to świeża rzecz, choć przemysłowe zdarzały się częściej. Chyba, że gdzie tutaj jest jakaś głębsza jaskinia znana miejscowym, która faktycznie może utrzymywać mikroklimat. Tak czy siak warto było skorzystać z takiej wspaniałej okazji.


Wypiłby sobie! Zaś dla Iris piwo niskoprocentowe było chyba lepsze. Szczególnie zimne.
- Osiem piw – poprosił.
Jeszcze w barze jedzenie. Szczególnie ciepłą farofę, która nawet smakowała. Zawszeć miło wtryniać coś ciepłego. Ponadto parę serowych bułeczek na przekąskę oraz jagody acai. Uwielbiał je, więc pomyślał, że Iris również chętnie spróbuje. Jagody Acai są mniejsze od winogron, okrągłe i ciemnofioletowe. Rosną w amazońskich lasach równikowych.


Nabywszy to wszystko ruszył na statek. Chciał, żeby Iris otrzymała ciepły posiłek oraz zimne piwo. Chwycić kupione rzeczy, przekazać, pójść sobie na stałe miejsce na swojej skrzynce, służącej jako krzesło oraz punkt obserwacyjny okolicy.
 
Kelly jest offline  
Stary 02-12-2022, 17:06   #85
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Wielebny zjadł, wypił i zrobił zapasy. Kupił jedzenie i jakiś miejscowy alkohol. Może nie było to prawdziwe whisky ani nawet burbon, ale miało moc. A nie oszukujmy się, to jest w trunku najważniejsze. Wioska była raczej nudna. Szwendali się po niej jacyś tubylcy zainteresowani pierdołami. Wydawało się, że nie ma tu nic dla chrześcijańskiego kaznodziei do roboty.
Do czasu, aż nie pojawiły się panienki lekkich obyczajów, zachęcające panów do grzechów nieczystych. Ebenezer aż się zagotował. Chciał zwrzeszczeć tą całą czeredę, zwyzywać od wszetecznic i postraszyć ogniem piekielnym, gdy nagle uświadomił sobie, że to nic nie da. Oni wszyscy po pierwsze nie znali angielskiego, a po drugie zapewne nawet nie wiedzieli, że robią źle. To miejsce potrzebowało misjonarza. Kogoś takiego jak on. Ebenezer Thompson.
Tylko, że wielebny miał teraz na głowie inne obowiązki. Musiał uratować córkę profesora Blooma. Ale może później. Może w drodze powrotnej? Nie... A co z jego trzódką w Burlington? Co z kościołem? Nie... Zostanie misjonarzem to zabawa dla kogoś młodszego. Zdecydowanie należało porzucić ten pomysł. Tak więc lekko zawiedziony samym sobą pastor zabrał butelkę miejscowego trunku i poszedł w jakieś miejsce na uboczu. Musiał się napić...
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
Stary 02-12-2022, 17:41   #86
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- To co się u ciebie działo w tych latach, kiedy się nie widzieliśmy? - Gdy wyszli już nieco poza obręb niewielkiej wioski na nieco dziksze tereny, zapytała Sarah, nawiązując do ich umowy na początku spotkania, że jej o tym kiedyś opowie.
Daniel przez moment milczał.
- Większość czasu spędziłem tu. - Machnął wolną ręką, obejmując szeroki kawał krajobrazu. - Nie masz pojęcia, ilu ludzi pcha się w te okolice, do dżungli, nie mając pojęcia, co i jak trzeba tu robić i jak się zachowywać. Potrzebują niańki.
Uśmiechnął się.
- A jak się domyślasz, byłem idealnym kandydatem do tej roli - dodał.
- Do bycia niańką? - Zaśmiała się Sarah. - Raczej po tym, co było u nas w kajucie na Olympicu, nie powiązałabym ciebie z byciem dobrą niańką. Ale już nie wracając do tego, co najgłupszego ktoś zrobił i później musiałeś go z tego ratować? - Lekarka z ciekawością spojrzała na Daniela.
Ten udał, że nie słyszał przytyku.
- O takich drobiazgach jak siadanie na pniu będącym domem ognistych mrówek czy próba pływania w rzece pełnej piranii nie warto wspominać - powiedział. - Jakiś geniusz naczytał się książek o Tarzanie i chciał się pohuśtać na lianach.Innych chciał zerwać pięknego storczyka z rosnącego na bagnach krzaczka... oczywiście nie uwierzył, że nie można się tam dostać. Z trudem go wyciągnęliśmy, a wyglądał niczym potwór. Pół człowiek, pół roślina. - Pokręcił głową. - A na dodatek trzeba było z niego ściągnąć garść pijawek.
- Ałć… - Skrzywiła się Sarah na myśl o tym, jaki sposób spotkał mężczyznę. - Chociaż pijawki może akurat go trochę uratowały, upuszczając trochę chorej krwi… ale właściwie nie wiem, nie jestem specjalistką od pijawek, raczej się od nich odchodzi, przynajmniej przy takich możliwościach, jakie mamy już w szpitalach w Londynie.
- Ten, hmmm, pacjent, zdecydowanie nie był zachwycony kuracją - przyznał Daniel. - Ale tubylcy, szamani czy znachorzy, jak zwał tak zwał, czasami z nich korzystają. Oczywiście nikt nie podważa ich wiedzy czy umiejętności - dodał. - Czasami, przyznaję, mają ciekawe efekty. I są skuteczni. Ale wiedzą dzielić się nie chcą - stwierdził.
- Szkoda, chciałabym się czegoś tu nauczyć… - Nieco zawiedziona odpowiedziała Sarah. - Może uda się ich jakoś przekonać… chociaż niestety, nie mówię po portugalsku…
- W tym chętnie ci pomogę - zapewnił. - W rozmowach. Może się powiedzie handel wymienny. Wiedza za wiedzę - sprecyzował.
- Och, no zobaczymy. Z drugiej strony, może lepiej byłoby ich nie spotykać, przynajmniej nie w jakiejś potrzebie. - Zafrasowała się nieco Sarah. - Bo jak czytałam o tym, co może spotkać w dżungli… no sam mówiłeś, że potrzebne jest sporo wiedzy, żeby tam się poruszać, a co dopiero leczyć. Mogłam o tym tylko czytać, przygotowując się do wyprawy, ale niestety nie jest to też najlepiej opisane miejsce na świecie. - Skrzywiła się nieco i posmutniała lekarka.
- Na początek najważniejsze jest wiedzieć, czego nie dotykać i czego nie jeść - spróbował ją pocieszyć Daniel. - Nie sądzę, byś należała do osób, które biegają w te i wewte z okrzykiem "jaki ładny kwiatek!" czy "jaki piękny motylek!". - Uśmiechnął się.
- Mam nadzieję, że nie… - Odpowiedziała dość poważnie, choć po chwili się trochę rozpromieniła. - No cóż, od ochrony siebie mam was, mam nadzieję, że podołacie sprawnie zadaniu.
- Zwarci, silni i zawsze gotowi stanąć w obronie pięknej kobiety - zapewnił Daniel.
- A jakbym była brzydka, to byś już nie był gotowy stanąć w mojej obronie? - Zapytała, prowokująco wyciągając i pokazując mu języczek. - Albo jakbym spuchła jak ten typ, co się chciał dostać do krzaczka?
- Nie jesteś brzydka, a mówimy o tobie... przynajmniej w tym momencie. - Wyciągniętego języka nie skomentował. - I z przyjemnością pomógłbym ci w pozbyciu się tej bagiennej otoczki. I w sprawdzaniu, dokładnym, czy gdzieś się nie zapodziała jakaś obdarzona dobrym gustem pijawka - dodał, z poważną na pozór miną.
- Oj, dziękuję za tą ofiarność. - Zachichotała Sarah. - A są jakieś szczególne miejsca, gdzie lubią się zawieruszyć amazońskie pijawki?
- Jestem przekonany, że najchętniej dobrałyby się do takiego pięknego biustu albo kształtnego tyłeczka - stwierdził bez chwili wahania. - Mógłbym się założyć, że wiedzą, co jest warte uwagi.
Na moment przeniósł wzrok z twarzy rozmówczyni nieco niżej, zahaczając spojrzeniem o wspomniany wcześniej fragment anatomii.
- Myślisz, że aż tak? - Odparła Sarah, dość ostentacyjnie udając, że nie widzi, gdzie wylądował wzrok Daniela. - A jest jakaś metoda, by się przed nimi ochronić?
- Tylko jedna... unikać miejsc, gdzie się znajdują - odparł,tym razem poważnie. - Trzeba uważać, gdy ma się do czynienia ze stojącą wodą. No i nie kąpać się samemu, bo jak cię dopadnie kilkanaście takich stworków to nie jest to zbyt przyjemne.
- To będziesz wchodzić pierwszy, żeby sprawdzić, czy ich nie ma? - Ze sprytną miną zapytała lekarka.
- To jest propozycja wspólnych kąpieli? - odpowiedział pytaniem na pytanie..
- Raczej będziesz sprawdzać miejsca, gdzie będą się kąpać kobiety, czyli ja i Iris? No i pilnować, żeby ktoś nas wtedy nie podglądał? - Tą samą metodą odparła Joyce.
- Mam komuś żałować pięknych widoków? Pies ogrodnika? - zripostował kolejnymi pytaniami. Zdecydowanie w żartobliwym tonie.
- Nie obawiasz się, że te wielkie, cudne cycki Iris przyniosłyby za dużo uwagi? - Zaśmiała się Sarah.
- Innych przeganiać i samemu się gapić? - Udał, że się zastanawia. - Niezły pomysł. Poza tym można by ustrzelić paru ciekawskich... Twój biust też by przyciągał ciekawskich, więc miałbym dwa razy tyle pracy. Ale i dwa razy ciekawsze widoki...
- Myślisz, że nadaję się tylko na przynętę… i tylko do oglądania? - Spojrzała na niego z udawaną powagą.
- Ależ skąd... gdzież bym śmiał... ograniczać się do oglądania... - Odpowiedział podobnym spojrzeniem.
- Tak bym właściwie przypuszczała… - Wypaliła po chwili Sarah. - Hmm… chyba już przyzwyczaiłam się do kapelusza, nawet zapomniałam, że go noszę… - Dodała, nagle w dłoń chwytając nowy, podarowany jej nabytek.
- Tak źle, i tak niedobrze. - Daniel nie wyglądał na osobę, która by się przejęła kolejnym zarzutem. - Do twarzy ci w tym, zdecydowanie. - Podobnie jak Sarah gładko przeszedł do innego tematu.
- Mam nadzieję, że mogę ci pod tym względem zaufać, bo o porządne lustro było ciężko u tych handlarzy. Ale tak czy tak dziękuję jeszcze raz. - Uśmiechnęła się do niego szerzej.
- Zawsze do usług... - Wykonał całkiem udaną parodię dworskiego ukłonu. - Poza tym... w tym przypadku kłamstwo miało krótkie nogi. Do chwili znalezienia wspomnianego lustra. - Odpowiedział uśmiechem.
- Mógłbyś mi raczej wmawiać, że to odpowiednia moda w tych stronach świata, w końcu bywałeś tu często. - Zaśmiała się Sarah.
- Odpowiednia moda w tych stronach to przepaska biodrowa - odparł. - Znaczy w stronach położonych nieco w głąb dżungli...
- Dla kobiet również tylko przepaska na biodrach? - Znów z ciekawością zapytała Sarah.
- No, czasami spódniczka z trawy. W takich bardziej uroczystych okazjach - odparł. - Są też tacy.... czy takie... co nie dbają o takie drobiazgi. Pod tym względem to jest raj.
- Ah, no jak byłam w Kenii, też różnie z tym bywało, więc się domyślam… - Zamyśliła się na moment lekarka, przywołując tamte obrazy do głowy. - Ale nie zawsze to takie korzystne. Więcej ciała wystawia się na ugryzienia owadów, tam chociażby malaria jest wielkim problemem…
- Mam wrażenie, że tutejsi Indianie niezbyt się przejmują takimi drobiazgami jak owady. - Daniel pokręcił głową. - Może to robactwo odróżnia swoich od obcych. Indianie pewnie pachną naturą. - Uśmiechnął się lekko. - A jak ci mrówka wejdzie pod koszulę, to trudniej ją zauważyć...
- Pewnie jedno, że wiedzą jak ich odstraszać, więc ten zapach może czasem nie być przypadkowy, a dwa, że pewnie wychowując się w takich warunkach, mają też naturalnie większą odporność… - Zastanowiła się Sarah, po czym lekko wzdrygnęła się. - I nie mów tak o tych mrówkach, bo teraz mam wrażenie, jakby jakieś mi tam łaziły! - Powiedziała głośniej, lekko zdenerwowanym, ale i rozbawionym głosem.
Rozłożył ręce.
- Jak tylko jakąś na tobie zauważę, to pomogę ci się jej pozbyć - obiecał. Trudno było ocenić, na ile jest poważny. - No i może oswoisz gekona... będzie ci siedzieć na ramieniu i łapać wszystko,co podleci...
- Fajnie byłoby mieć takie zwierzątko! - Uśmiechnęła się lekarka. - Ale wiesz co, chyba coś mi jednak wlazło pod bluzkę… - Skrzywiła nieco minkę i nieco pociągnęła swoją bluzkę, jakby chcąc zobaczyć, gdzie coś jej tam łazi.
Daniel rozejrzał się w poszukiwaniu ewentualnych świadków.
- Już ci pomagam... Z przodu czy z tyłu? - Nie czekając na odpowiedź podciągnął wyżej bluzkę Sarah. Trzeba się było spieszyć, by intruz nie narobił jakiejś szkody.
Materiał był dość gruby, więc nie do końca było to spod niego widać, ale Sarah pod nią nie miała już nic, więc unosząc ją, odsłonił całe jej nagie piersi.
- Z przodu coś czułam… widzisz coooś? - Zapytała lekarka.
- Taaakkk... - odparł. Co prawda widział coś całkiem innego niż to, o czym wspomniała lekarka, ale zdecydowanie nie kłamał. - Tu coś jest...
Przesunął dłonią po jednej z bliźniaczych półkul.
- Och? A co? I nie ugryzła mnie czasem? - Lekko nerwowo zaczęła dopytywać Sarah.
- Nie, nie... - zapewnił, przyglądając się bliżej, najpierw jednej, potem drugiej piersi. - Ale... - zawiesił głos.
- No co “ale”? - Ponagliła go zniecierpliwiona Joyce.
- Ale trudno się oprzeć takiej pokusie - przyznał. - To coś miało naprawdę dobry gust.
- Och, a co to było? - Zapytała Sarah. - I skoro miało, to już sprawa załatwiona?
- Jakieś niegroźne coś... I tak, załatwiona. - Skinął głową.
- Czyli mogę już opuścić bluzkę? - Na twarzy lekarki był lekki uśmieszek, gdy pytała.
- Ależ skąd... muszę dokładnie sprawdzić, czy nigdzie nic cię nie atakuje - odparł, na moment przenosząc wzrok z biustu dziewczyny na jej twarz.
- A gdzie chcesz sprawdzać? - Z zaciekawieniem spojrzała Sarah na Daniela.
- Wszędzie. - Zabrzmiało to tak, jakby Daniela zaskoczyło, że lekarka pyta o takie oczywiste rzeczy.
- Och, na wszędzie chyba nie mamy już czasu. - Uśmiechnęła się, ale ciągle nie opuszczała swojej bluzki. - Ale to jest podziękowanie za kapelusik i bycie w końcu dżentelmanem. Wcale nic tam nie czułam, gdzie cokolwiek znalazłeś. - Zachichotała.
- Profilaktyka też jest ważna... - W zgoła niedżentelmeński sposób wziął w dłonie piersi swej rozmówczyni. - Są piękne... Ale może i masz rację, że robienie czegoś w pośpiechu to byłaby zbrodnia...
- Ale czasami takie zbrodnie też są przyjemne... - szepnął jej do ucha.
- Przyjemność przyjemnością, ale uciekający statek… - Odparła Sarah, ale swoje dłonie położyła na męskich dłoniach Daniela, uciskających jej jędrne cycuszki i ścisnęła je jeszcze bardziej, by mocniej odczuł jej miękkości. - Więc jak mamy chwilkę, skupmy się na tym, co już mamy… ach… - Dodała z lekkim jęknięciem pod wpływem mocnego dotyku.
- Do syreny zostało jeszcze trochę czasu... - Na skutek sugestii lekarki zwiększył jeszcze nacisk na mięciutkie krągłości, zamieniając po sekundzie ucisk w masaż. A potem musnął ustami płatek jej ucha.
- Po całym tym wykładzie o nieostrożnych turystach, chcesz tak na szybko w takim buszu? - Zerknęła po dzikiej okolicy, w której się znaleźli po nieznacznym oddaleniu od wioski. - Jak rzeczywiście wtedy jakieś mrówki nas oblezą? - Uśmiechnęła się i odwróciła nieco głowę, by jego usta przestały muskać jej ucho, a zbliżyły się do ust.
- Nie jesteśmy turystami i nie będziemy nieostrożni... - odparł, po czym skorzystał z kolejnego zaproszenia i pocałował Sarah, nie chcąc niepotrzebnie tracić czasu na konwersację. Sarah wpiła się w jego usta, kosztując smaku mężczyzny, jego języka. Jej dłoń zaś pomknęła w kierunku krocza mężczyzny, by sprawdzić jego gotowość do działania. Zdecydowanie był, co można było wyczuć bez problemów.
Daniel z pewnym żalem zrezygnował z zajmowaniem się biustem dziewczyny. Mimo wszystko czas ich gonił, więc lepiej było przejść do konkretów, niż potem żałować. Kontynuując pocałunek zabrał się z rozpinanie spodni swej "rozmówczyni", chcąc dobrać się do jeszcze bardziej interesujących rejonów jej ciała.
 
Kerm jest offline  
Stary 02-12-2022, 17:44   #87
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Odpięcie spodni poszło szybko, ale nieco trudu nastręczyło przeciśnięcie spodni przez jędrny tyłek Sarah. Z jasnymi majteczkami poszło jednak dużo łatwiej. Tymczasem lekarka przystąpiła do odkrywania jego męskości, odpinając pasek i ściągając spodnie, odrywając wzrok od pocałunku by spojrzeć na to, co wyskoczy, gdy ściągnie w dół bokserki Daniela.
A on był już w pełni gotowy do działania, więc Sarah miała na czym zawiesić oko. Do najlepszego wyniku w księdze rekordów Guinnessa może mu trochę brakowało, ale poza tym nic nie można było mu zarzucić.
Daniel zaś sięgnął dłonią między uda dziewczyny chcąc przekonać się, na ile ona jest chętna i gotowa. Była już wilgotna, choć w normalnych warunkach jeszcze pewnie by trochę lepiej ją przygotował. Ale Sarah zapewne sama zdawała sobie z tego sprawę, bowiem nabrała w ustach trochę śliny i delikatnie wypuściła ją na członka Daniela, następnie rozcierając ją dłonią.
- Dobra, nie ma tyle czasu, to jaka pozycja w tych warunkach będzie najlepsza, panie przewodniku dżungli? - Zapytała z uśmiechem.
- Nie mamy koca... - Palce Daniela zamieniły zwiedzanie w pieszczotę, a ich celem stało się jeszcze większe rozbudzenie dziewczyny. - Od tyłu...? - Była to na wpół propozycja, na wpół pytanie.
- Mmm… okej… - Odpowiedziała Sarah, przeszkadzając Danielowi w pieszczotach, bowiem obróciła się do niego tyłem, dłońmi złapała jakieś najbliższe drzewo i wypięła tyłeczek.
Daniel stracił odrobinę czasu na przyglądanie się pięknym kształtom... a potem, pomagając sobie palcami, powoli zaczął się wsuwać w czekająca na niego szparkę.
- Och… tak… - Zajęczała Sarah, gdy spory, ale nawilżony jej ślinką penis wchodził w jej ciasną cipkę, powoli rozszerzając ścianki, co powodowało u obu kochanków bardzo błogie uczucia. Ciało lekarki wyprężyło się, przyjmując go w sobie, zaczęła też się lekko poruszać, by jej pupka nieco mocniej nabijała się na Daniela, ale główna rola należała w tej pozycji do niego.
Ciasna, wilgotna, gorąca... Czyż mogło być coś lepszego, niż chętna cipka? Daniel był przekonany, że nie.
Westchnął z przyjemności. Chwycił Sarah za biodra, a potem powolnym ale zdecydowanym ruchem wsunął się jej cipkę do samego niemal końca.
- Tak… pieprz mnie… - Namiętnym głosem powiedziała lekarka, zerkając za swoje plecy na Daniela. - Ciekawa też jestem… wolałeś niepewnie iść ze mną na spacer, zamiast skorzystać z tutejszych dziewczyn? - Zapytała z uśmiechem.
- Jesteś od nich ładniejsza... - przyznał, nieco szybszymi acz głębokimi ruchami odpowiadając na polecenie. - I żadna z nich nie miała takich wspaniałych cycków - dodał.
Kolejne pchnięcie. I następne.
I spojrzenie z boku na wspomniane, kołyszące się przy każdym ruchu piersi kobiety. Chwilowo poza jego zasięgiem... niestety.
- A jak… ach… moja dupcia? - Zapytała, coraz mocniej oddychając, jednocześnie też bardziej wilgotniejąc, co Daniel odczuwał na swoim członku.
- Kusząca... bardzo... - przyznał, w tym samym momencie przesuwając dłonie z bioder Sarah na jej pośladki. - Fan... tas... tycz... na... - dodał. - Wa... rta... grze... chu...
Każdą sylabę akcentował głębokim pchnięciem.
- Cieszę się… też masz… fajnego kutasa… - Odpowiedziała Sarah, przyjmując głębokie pchnięcia w cipkę z rozkoszą. - A… jak się obrócę, to myślisz, że jesteś wystarczająco silny, by mnie unieść i tak skończyć?
Daniel przez moment się zastanawiał.
- Wiem, co masz na myśli... Damy radę...
Z pewnym podświadomym oporem jego członek opuścił swą przyjemną norkę.
Ale stale był gotowy do działania.
Sarah zdjęła swoją bluzkę, która dotychczas zawisała nad jej piersiami i przewiesiła przez gałęź najbliższego drzewa. Obróciła się i nim pozwoliła się podnieść, poczęła rozpinać guziki koszuli Daniela, by uwolnić jego klatkę piersiową, którą widać było, że miała jeszcze ochotę obejrzeć. Była dokładnie taka, jaką mogła oczekiwać po mężczyźnie, czyli umięśniona, owłosiona i na dodatek naznaczona kilkoma dodającymi uroku bliznami.
- Mmm… - Zamruczała na widok i dotyk, bowiem dłońmi przejechała po jego klatce. Nie chcąc już jednak dalej czekać, chwyciła go za plecami, by wspomóc jego chwyt.
Daniel chwycił ją za pośladki i uniósł nieco do góry, tak by jej cipka znalazła się na odpowiedniej wysokości. Potem powoli ją opuścił, starając się trafić członkiem w cipkę Sarah. A chociaż taką "gimnastyką" nieczęsto się zajmował,, udało mu się to za pierwszym razem, od razu wchodząc niemal do samego końca.
- Ooochh… - Takie wejście, opuszczając całe jej ciało, było dość nagłe i mocne, ale dla rozgrzanej cipki Sarah niezwykle przyjemne. Męskie, silne dłonie trzymały ją za pośladek i w talii, a ona dzięki temu, wspierając swe dłonie o jego ciało, a nogi zaplatając wokół jego ud, zacząć go ujeżdżać, kontynuując to, co już zaczęli. Jego twarz znajdowała się tuż przy jej piersiach, wystarczyło trochę pochylenia, by mógł się zatopić w tak chwalonych wcześniej cycuszkach.
Bliskość smakowitych krągłości sprawiła, że Daniel zaczął żałować, że nie ma czterech rąk. Albo lepiej sześciu, móc pieścić każdy zakamarek ciała swej partnerki. Jedyne jednak, co mógł zrobić, to mocno ja trzymać... i pochylić nieco głowę, by sprawdzić, czy piersi Sarah są tak smaczne, jak sugerował ich wygląd.
Polizał delikatnie, jeden z oczekujących na pieszczotę sutków. Były już nabrzmiałe, podniecone, twarde. Zachichotała, gdy poczuła jego język na swojej piersi. Ale kontynuowała ujeżdżanie go, czując, że zaczyna zbliżać się do kumulacji przyjemności, jak wszystko działało na nią podniecająco, jego zabawa piersiami, mocny chwyt na pośladku, męska klatka, o którą się ocierała, a przede wszystkim nabrzmiały kutas, pieszczący jej wnętrze.
- Ja już… zaraz… - Wysapała, ciężko oddychając, będąc już czerwona od podniecenia i zabawy.
- Jak... kończymy...? - Daniel oderwał się od piersi Sarah. Również ciężej oddychał, co było spowodowane nie tylko słodkim ciężarem, który trzymał w ramionach. Też był blisko finału, ale zachował jeszcze nieco rozsądku.
Ponownie przywarł ustami do słodkiego cycuszka.
- Hmm… - Zastanowiła się Sarah. Miło, że spytał, choć ona naturalnie była na środkach, które umożliwiały jej tą zabawę, jaką prowadziła… właściwie od samego spotkania u profesora Blooma. - Gdzie tylko byś chciał… - Dodała, jedynie mając nadzieję, że nie wybierze czegoś, co zanadto ją ubrudzi.
- To skończmy tak, jak jest... chociaż kusi mnie twój tyłeczek... - wyznał szczerze.
Spróbował przyciągnąć Sarah do siebie, by wejść w nią jeszcze głębiej.
- Oooochhhh… - Mocne pchnięcia doprowadziły Sarah na skraj rozkoszy, złapała się bardzo mocno Daniela, wręcz wpiła w niego swe palce, a jej piersi dotychczas muskane przez usta i język, teraz przycisnęły się do jego klatki, jej wrażliwe sutki były drażnione przez twarde, męskie włoski na niej. Nie wytrzymała już dłużej i wyprężyła się nagle całym ciałem, a jej cipka zalała się sporą ilością soczków.
To był ostatni bodziec... Choćby świat się walił, to by Daniela nic nie mogłoby powstrzymać. Mocniej ścisnął pośladki dziewczyny, wbił się w jej cipkę i wytrysnął, wypełniając ją gorącą spermą.
Kolejne skurcze, pchnięcia... znacznie już słabsze.
Ledwo ustał na nogach, czując wszechogarniające zmęczenie.
- Bunda fantástica... - wydyszał jej do ucha. - Quente buceta... - dodał.
- Mmm… - Znów zamruczała, gdy poczuła wypełniające ją nasienie mężczyzny. Poczuła się wspaniale, spełniona, wzajemnie doprowadzili się do cudownych orgazmów. - Co ty masz z tym… portugalskim? - Zaśmiała się Sarah.
- Tak najłatwiej się tu dogadać... - uśmiechnął się lekko. - Masz fantastyczną dupcię i uroczo gorącą cipkę - powiedział, nie wypuszczając jej jeszcze z ramion.
- Och, a ty cudownego kutasa i męską klatę… - Odpowiedziała komplementem Sarah, ciągle chętnie wtulając się w mężczyznę.
Daniel miał świadomość, że w tym momencie jego członek nie jest aż taki wspaniały, ale przy odrobinie starań...
- Ku obopólnej radości, - Ucałował ją w szyję, najbardziej dostępne w tym momencie miejsca. - Szkoda, że postój jest taki krótki - dodał.
- Niestety… - Również ze smutkiem odpowiedziała Sarah. Lekko opuściła uścisk swoich nóg wokół ud Daniela, by wylądować nogami na ziemi. Odsunęła się kawałeczek od niego i spoglądnęła na jego na wpół oklapniętego, na wpół stojącego penisa, błyszczącego od jej soczków wymieszanych ze spermą. - Wyczyszczę ci go jeszcze… - Powiedziała, po czym pochyliła się do niego i wzięła do ust zlizując z niego wszystko, co na nim było. Następnie go pocałowała i powoli podnosiła się, składając kolejne pocałunku na podbrzuszu, brzuchu, klatce, szyi, aż całkiem się wyprostowała, mając twarz tuż przy twarzy Daniela, który natychmiast skorzystał z okazji. Przyciągnął ją do siebie i pocałował. Gorąco.
I poczuł, że na nowo budzi się w nim ochota.
- Och, chyba musimy się już zbierać… - Powiedziała Sarah po chwili namiętnego pocałunku. Sięgnęła w stronę gałęzi, na której zostawiła bluzkę. - Jeszcze trzeba ogarnąć jakieś zapasy na statek…
- Coś tam już kupiłem... - odparł. - Chętnie się podzielę.
Wyjął z ręki dziewczyny bluzkę i dokładnie ją obejrzał. Strącił na ziemię jakąś gąsieniczkę, która zawędrowała na kołnierz.
- Proszę... - Oddał bluzkę, z wyraźnym żalem w oczach.
- Idealnie pasujesz do klimatu raju - powiedział, przenosząc wzrok z nagich piersi w dół, na niewielki, starannie utrzymany czarny krzaczek. Z trudem powstrzymał się przed łakomym oblizaniem się.
- Chyba nie będziemy musieli gonić wpław naszego wspaniałego statku - powiedział, rzucając okiem na zegarek. - Nie musisz się spieszyć... z tym ubieraniem się.
Nieco poniewczasie rozejrzał się dokoła w poszukiwaniu ewentualnych podglądaczy, nikogo na szczęście nie było.
- Hmm? - Zdziwiła się nieco Sarah, ale zaraz się uśmiechnęła. - Może w ogóle mam wrócić do wioski półnaga? - Zaśmiała się, zakładając z powrotem spodnie.
- Z pewnością sprawiłabyś radość paru osobom... i wywołałabyś zazdrość u paru innych - odparł idąc w jej ślady. - Bez wątpienia przez ładnych parę dni byłabyś lokalną sensacją. Ale chyba lepiej nie...
- Haha, no domyślam się… - Odpowiedziała z rozbawieniem, wkładając jednak bluzkę na siebie, a potem jeszcze ponownie zakładając kapelusz. - Okej, gotowa do drogi.
- Ja też. - Daniel dopiął ostatnie guziki i poprawił pas z bronią. - Służę ramieniem...

- A jak tam twoje przygody w Afryce? - zagadnął Daniel, gdy przeszli parę kroków w stronę wioski.
- Cóż, była to dla mnie szkoła życia… wszystko, czego uczyłam się w Londynie, można było wsadzić do kosza, gdy trzeba było czasem działać w naprawdę ciężkich, dzikich warunkach, gdy skończył się sprzęt, który przywieźliśmy… - Mówiła z przejęciem o tym lekarka. - Poznaliśmy też miejscowych, wyszkoliliśmy trochę lekarzy, pielęgniarek… Mam nadzieję, że udało nam się trochę zmienić na lepsze ten kawałeczek Kenii, w którym byliśmy.
- Różnica między piękną teorią a brutalną praktyką... - Daniel skinął głową z niezbyt wesołą miną. - Całkiem jak na wojnie... Niby wszystko jest zaplanowane, a jak przychodzi co do czego, to zaczyna się wielka improwizacja.
- Nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak wszystko wygląda podczas wojny… - Wzdrygnęła się Sarah na myśl, że miałaby być medyczką podczas wojny. - Ale wracając do Afryki, był tam akurat wtedy też profesor Bloom i prowadził jakieś badania… mogłam na jakiś czas dołączyć wtedy do jego zespołu i to też było bardzo cenne doświadczenie.
- Ja go poznałem w Manaus - odparł Daniel. - Szukał ekipy, a mój ówczesny szef nas z sobą skontaktował. Potem byliśmy jeszcze w Peru i Wenezueli. Ciekawie było, na szczęście Bloom nie był żółtodziobem - uśmiechnął się.
- Myślę, że ze swoim doświadczeniem przydałby się nam nawet tutaj… - Odparła Sarah. - Wiem, że pewnie pomyślał, że przez swój wiek będzie nas spowalniał, ale coraz bardziej wydaje mi się, że bardzo by nam pomógł, będąc z nami.
- Musiał mieć bardzo poważny powód - powiedział Daniel. - Nie jestem pewien, czy nie ma jakichś kłopotów ze zdrowiem.
 

Ostatnio edytowane przez Jenny : 06-12-2022 o 12:47.
Jenny jest offline  
Stary 05-12-2022, 19:02   #88
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Wieś przy rzece Amazonka, Brazylia.
26 czerwiec, 1930 rok.
Czwartek, około 17.

Popijający gdzieś na boku Ebenezer, między chatami, z dala od wścibskich oczu(zwłaszcza towarzyszy wyprawy), był już w połowie flaszki, gdy…
- Olá papai! - Usłyszał gdzieś z boku jakiś słodki głosik.


Młode dziewczę, przy jakimś jakby straganie, albo sklepiku, uśmiechało się do niego, i machało rączką. Ile mogła mieć lat? Trudno powiedzieć… może 17,18? Na pewno nie więcej niż 20.
- Olá papai! - Powtórzyła z milusi uśmieszkiem dziewczyna.

Wielebny nie miał pojęcia co oznacza "papai", ale te "ola" to chyba było jakieś powitanie… a te "papai"... kij wie. O owoc chodziło?? Przywołała go do siebie skinieniem paluszka, no to Ebenezer ruszył się w końcu z miejsca…
- Você quer sexo? - Szepnęła do niego młódka, gdy w końcu był blisko niej.

Ale, że co? Zaraz! Moment! "Sexo"?? Ona chciała sexu??!! Znaczy się, pytała, czy wielebny chce?? Na wszystko co święte…
- Dwa funt - Powiedziała w końcu dziewczyna łamliwym angielskim, i uchyliła rąbek koszulki, pokazując na moment jędrną, opaloną pierś - Ty fiku-fiku?

~

Iris podziękowała za rzeczy przyniesione przez Mathew, i oczywiście za wszystko zwróciła pieniądze… po czym zabrała się za ciepły posiłek, i jedno piwko.

W tym czasie, bosman zszedł na ląd, idąc i po coś do jedzenia dla siebie, i Jimmiego, który z karabinem w łapach pilnował na chwilę sam ich łajby…

Reporter siedzący na swoim "posterunku obserwacyjnym", jako pierwszy usłyszał, i zauważył, nadciągające rzeką kłopoty.

Rzeczni piraci.

Ci sami, na jakich się już natknęli kilka godzin temu, ta sama banda drabów, płynęli swoją zdezelowaną krypą w te same miejsce, gdzie cumował "Venture".

Jimmy zrobił się nerwowy, przeładował, i mocniej ścisnął broń.

Iris sięgnęła po karabinek thompsona.

Rzeczni piraci przybili zaś do brzegu, przez chwilę przypatrywali się statkowi i znajdującym na nim osobom, po czym głośno się roześmiali. Czterech zeszło na ląd, dwóch zostało na ich łajbie.

….

Oczywiście czwórka drabów skierowała swoje kroki do baru… a wioska jakby mocno opustoszała. Miejscowi pochowali się szybko po chatkach. Piraci chcieli zaś ciepłej strawy, i alkoholu, i jakoś było wątpliwe, by mieliby za cokolwiek płacić…
- Rápido! Rápido! - Ponaglali obsługę, rżąc na całego, i nawet kilka razy strzelając z rewolweru(chwilowo jeszcze tylko) na pokaz.



~

Sarah i Daniel, włóczący się gdzieś na obrzeżach wioski, stawiając pierwsze kroki w dżungli, po pewnym czasie usłyszeli kilka strzałów, dobiegających z centrum tutejszej ostoi cywilizacji. Jak nic kłopoty, i to duże kłopoty. Tylko jaki dokładniej ich rodzaj? Musieli wracać, i to szybko, prywatne wycieczki wśród zieleni musiały chwilowo poczekać.









***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 06-12-2022, 13:56   #89
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Wielebny jak sobie wypił to zwykle stawał się mniej radykalny i łatwo znajdował wytłumaczenie dla różnych swoich słabości...
Pojawienie się, raczej przyjemnej aparycji, dziewuszki wywołało uśmieszek na twarzy pastora. Gdy usłyszał słowo "sexo" trochę się wprawdzie obruszył, jednak ponownie złagodniał gdy zobaczył nagą pierś. W sumie patrzeć wolno. Tego Pan w żadnym przykazaniu nie zakazał. Ważne by pokusie nie ulec. Tak sam siebie tłumaczył w myślach, zachęcając panienkę do dalszego obnażania sią. Wygrzebał nawet z kieszeni 2 funty, które ewidentnie skłoniły ją do oczekiwanych działań. Ebenezer rozsiadł się pod drzewem i pociągał z flaszki, a dziewczyna robiła dla niego striptiz, pozbywając się kolejnych części garderoby. Gdy była już tylko w samych majtkach, duchowny zachęcił ją żeby podeszła bliżej. Bo przecież dotykanie też nie jest zabronione, no nie? I w sumie nie wiadomo (a właściwie wiadomo) jak by się to wszystko skończyło, gdyby nie interwencja Najwyższego, który nie chcąc pozwolić by jego wierny sługa zgrzeszył, nasłał rzecznych piratów...

Strzały podziałały na wielebnego otrzeźwiająco. Potrząsnął głową, jakby niedowierzając temu w jakiej sytuacji się znalazł. Cisnął w kierunku dziewczyny trzymane w dłoni dwa funty i zerwał się na równe nogi, złorzecząc coś tam na temat diabła i ladacznicy. Dziewczyna klęknęła, pośpiesznie szukając pieniędzy, zaś Thompson szybkim krokiem ruszył w stronę, z której przed chwilą doszły go odgłosy wystrzałów. W dłoni ściskał swojego nieodłącznego Enfielda.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
Stary 07-12-2022, 12:01   #90
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Magazynek Winchestera 52 liczył sobie dyszkę nabojów 0,22 cala. Wbrew pozorom nie była to broń wojskowa, US Army nigdy nie złożyła wielkiego zamówienia na ową spluwę, ale karabin zyskał sobie poza siłami zbrojnymi szaloną popularność. Zresztą uczciwie mówiąc, była to popularność całkowicie zasłużona. Konstrukcja stosunkowo prosta, więc mało awaryjna, wysoka celność, wygoda, niewielki odrzut ze względu na kaliber, lekkość, popularność amunicji. Wszystko to sprawiało, iż broń była niesłychanie precyzyjna, łatwo osiągalna, świetnie współpracująca nawet z marnym strzelcem, a Mathew bynajmniej nie był aż taki kiepski. Jedynym problemem mogły być jedynie cale. Kaliber 0,22 nie nadawał się do przebijania ścian budynków, ale przy zwykłym człowieku, no cóż wiadomo. Niby tylko nieco powyżej pół centymetra średnicy, ale swoje robiło.

Właśnie karabin tego gatunku trzymał Mathew. Strzały w wiosce, piraci i inne rzeczy zwiastowały kłopoty. Nie obawiał się rzecznych skurwysynów, ale mieli ranną. Kolejni ranni nie byli im potrzebni, jeśli mieli penetrować, wilgotne, tajemne korytarze amazońskiej dżungli. Właściwie rana Iris i tak sprawiała, że owa penetracja na tę chwilę była ograniczona, ale głupotą byłoby kolejne ryzyko. Wszak celem ich było ratowanie młodej pani archeolog, która rozbijała się po świecie niczym super globtroterka. Gorzej, że niektórzy spośród załogi oraz grupy ratunkowej byli poza statkiem. Statek bowiem, jaki był taki był, ale stanowił najbezpieczniejsze miejsce. Można było założyć, ze skoro coś się działo, to wszyscy inni również słyszeli oraz będą się kierowali ku właśnie statkowi. Konieczne stawało się więc czuwanie oraz obserwacja, żeby w razie potrzeby osłonić ich ogniem własnej broni. Ale jeśli strzelali do naszych? Taaaaaaaaaaak, musieli przytrzymywać nerwy na wodzy, nie dać się sprowokować, jednocześnie kurewsko uważając.

Skrzynka stanowiąca zwykłe miejsce reportera nie stanowiła najlepszego punktu. Mężczyzna przykucając podszedł na bok przy statkowej burcie. Trochę na tył obok nadbudówek. Miejsce bowiem na środku zapewniało fajny widok, kiedy wszystko było ok, ale fatalny, kiedy się trzeba było skryć. Wspomniana część burt bowiem była najniższa, zaś obydwie końcówki znacznie wyższe. Mathew uważał, że są dwa rodzaje ludzie: bohaterowie oraz żywi. Wolał być owym drugim, więc starał się łączyć konieczność energicznego realizowania celów oraz ostrożność. Szpanowanie pozostawiał innym. Karabin spokojnie przygotował już gotowy obserwując okolicę ledwo unosząc oko nad statkową burtą.
 
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172