Szczfany plan Trartexa siem nie powiódł. Podłe to snoty, co nie chciały popchnonć skrzyni razem z nim. Nogi swe musiał menczyć, wchodzonc pod gorem. Gdy jednak dotarli tam oczom złodzieja ukazały siem wiela drzwiuf. Tyle na raz to chyba Trartex nie widział. Prawie tyle co i mrufkuf wcześniej oni widzieli.
Snot doskonale wiedział, że drzwi oznaczajom, że coś za nimi jest. Bardzo czensto coś wartego. Jak drzwi łotwarte som, to coś mniej wartego, a gdy zamkniente to coś bardziej.
Złodziej spojrzał w swojom skrzyniem i swój worek. Oba puste. Tak być nie może. Dobry złodziej nie chodzi z pustom torbom. W kieszeni za to Trartex miał wiela wytrychów. Ile dokładnie to nie wiedział, ale wiedział tyle, że wiela drzwi może nimi łotworzyć i zza nic wiela rzeczy zabrać i swojom skrzyniem oraz worek napełnić.
- Ja to otworzem. Po kolei. Wy pilnujta, czy co nie skrada siem na mnie, a jak drzwi siem otworzom to patrzta i mnie brońta, jak co wyskoczy, bo jak mnie zabijom to kolejnych drzwi nie łotworzyta.
I ruszył z zamiarem otwierania kolejnych drzwi. Trartex oczywiście głupi, na tyle, nie jest i najpierw pchnięciem pociongnie drzwi, nim je wytrychem potraktuje. Wprawem w tym dziele złodziej miał. Wiedział on też, że jak co wartego za drzwiami, to i pułapki jakie na nie siem zastawia to i warto każde wcześniej dokładnie obejrzeć.