Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2022, 08:26   #79
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Panienka w opałach... na takim zadupiu...? To brzmiało niczym fragment kiepskiej powieści, którą Thomas miał kiedyś nieprzyjemność czytać... i nie przeczytał do końca.
- Thomas - przedstawił się, przyglądając się młodej kobiecie, zmagającej się z zamkiem karabinu. - Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy - dodał.
- A ja Mach, ale możesz mówić Konował - uzupełnił konował. Właściwie trochę wcześniej nazywali go tak wyłącznie niektórzy, ale sposobał mu się ów nick. Wyskoczył również naprzód, ażeby jako osoba znająca się na leczeniu, ocenić, czy uciekająca osoba nie jest ranna, albo mniej więcej, no cośkolwiek. Chyba jednak na pierwszy rzut ucha wyglądała raczej nie na chorą lecz mocarnie naszprycowaną.
- Och… hejka, ja jestem Lilly. - Odparła z lekkim uśmiechem dziewczyna. Zdawała się nieco uspokajać, że przybysze nie podeszli do niej zbyt agresywnie. - Umm… czyli wy wystrzelaliście te blaszaki? Myślałam, że już po mnie. Rozpieprzyły mi motor, karabin mi się zaciął… Dzięęęękiii! - Wykrzyczała wręcz podziękowania, po czym spojrzała na dłoń ze swoim blancikiem. - Ktoś chce bucha?
Thomas pokręcił głową.
- Ja dziękuję - powiedział. - Obejrzę, co się stało, że blaszaki do ciebie nie strzelały, a potem zajmę się twoim karabinem. Daleko ten twój motor? Masz tam jakieś zapasy, coś co byś chciała zabrać?
- Z karabinkiem sobie radzę, tylko w biegu ciężko. - Odparła, ciągle trzymając go przy sobie i demonstrując, że teraz już jej MP5 gładko się przeładowuje. - Z motoru niewiele zostało, a i coś się w nim jarało, jak schodziłam. Drobne zapasy i tak mam w plecaku, bo mieszkam tu niedaleko, więc nie noszę ze sobą całego dobytku. - Obróciła się kawałeczek, by pokazać swój plecak, jak na przesłuchaniu. - Serio nikt nie chce zajarać? - Skrzywiła się nieco, patrząc po reszcie z rozczarowanym wzrokiem i wyciągając w ich stronę skręta, by ich zachęcić.
- Mieszkasz na tym... pustkowiu? - upewnił się. - My tylko przejazdem.
Wbrew wcześniejszym słowom sięgnął po skręta. Zaciągnął się, wypuścił powoli dym, po czym oddał jointa dziewczynie.
- Własna uprawa? - zażartował.
- Och, czyli jednak trochę się znasz na towarku! - Rozpromieniła się Lilly. - Tak, to nasza uprawa, moja i mojego chłopaka. Sadzimy, sprzedajemy ją od czasu do czasu za różne inne potrzebne rzeczy, no i jakoś to się kręciło. To znaczy mój chłopak głównie jeździł nią handlować, ale już miesiąc nie wrócił… No i wiecie, trochę mi już brakuje tego, z czym miał przyjechać, a jeszcze bardziej… niego samego. - Przybrała mocno smutną minkę. - Ale słyszycie, dobry, domowy towar, śmiało zaciągnijcie się! - Wyciągnęła dłoń do pozostałych osób w hangarze.
- Dzięki, ale raczej nie - Mach przysłuchiwał się rozmowie, ale jako osoba cokolwiek jednak powiązana ze sprawami lekarskimi raczej uważał narkotyki tylko za potrzebne jako środek przy jakichś zabiegach. Jeśliby wyciągnąć potrzeba było kulkę, wcześniejsze jaranie osłabiało boleści takiego czegoś. Inaczej wolał się trzymać na sto kilometrów.

Tymczasem rozmowę kontynuował głównie chicagowski mechanik.
- Znudzona czekaniem wybrałaś się na poszukiwania i wpadłas w tarapaty? - spytał Thomas, który najwyraźniej bardziej się zainteresował rozmówczynią niż wspomnianymi przez siebie robotami.
- Miało go nie być dwa tygodnie, rozumiem, że czasem przedłuża się do trzech, ale aż miesiąc! - Odparła ze złością Lilly, jakby bardziej spodziewała się, że gdzieś za długo zabawił, niż coś mu się stało. - No poza tym miał przywieźć trochę sprzętu, żeby posadzić kolejną partię… - Znów w dłoni podniosła blanta. - A wy co tu robicie?
Thomas uważał, że Lilly nie ma już po co czekać na swego chłopaka, który albo zginął, albo puścił ją w trąbę. On by stawiał na to pierwsze... ale nie zamierzał tego mówić.
- Jedziemy na zachód... tak mniej więcej - odparł . - Mamy zgarnąć wielką nagrodę, jak dowieziemy na miejsce naszą małą podopieczną. Amy - dodał.
- Wielką nagrodę? Za małą dziewczynkę? - Zdziwiła się Lilly, słowa Thomasa brzmiały dość dziwnie. - Mam nadzieję, że nie robicie jej żadnej krzywdy? - Z troską zapytała o nią, patrząc w jej stronę.
- Krzywdę? - powtórzył wyraźnie zaskoczony Thomas. Pokręcił głową. - Dla kogoś tam jest bardzo ważna - wyjaśnił. - Nie jest naszym jeńcem, nie więzimy jej dla okupu - dodał. - Za to dbamy, by jej włos nie spadł z głowy.
- Ach, no mam nadzieję… - Odpowiedziała Lilly, uśmiechając się do dziewczynki, która raczej nie wyglądała, jakby działa jej się krzywda większa, niż powinna każdemu w tym chorym świecie, choć zarówno Lilly, jak i mała, ten lepszy świat sprzed przejęcia świata przez Alexę, znały tylko z opowieści. - W takim razie tym bardziej dzięki, że zdecydowaliście się mi pomóc, skoro macie ze sobą taką cenną osobę.
- Nie wyglądałaś na mutanta, a nie wypada zostawiać nikogo na pastwę blaszaków - odparł Thomas. - Nie mówiąc już o tym, że to było całkiem przyjemne.
- Słuchajcie, może spylajmy trochę, bo jeśli tych blaszaków było więcej, zaś wcześniej porozumiały się jakoś, że ścigają kogoś, moglibyśmy mieć przeciwko sobie większą watahę. Ruszajmy, czy to choćby ku chacie Lilli, czy gdzieś, gdzie moglibyśmy przenocować - zaproponował konował. Blaszaki bywały zmyślne całkiem, lepiej zawczasu przewidywać możliwe problemy. - Mogłaby Lilli usiąść póki co albo na pace, albo przeniosę się na pakę, ona zaś weźmie środek. - zaproponował. Nie chciał proponować jej motocykla Chińczyka przede wszystkim, żeby nie powodować zużycia paliwa.
- Zapraszamy do naszej karety - dorzucił Thomas.Miał co prawda pewne plany związane blaszakami, ale Mach miał nieco racji. - Możemy cię kawałek podrzucić.
- To… może wpadniecie na chwilę do mnie, odpoczniecie, zjecie? - Odparła Lilly, nabierając trochę zaufania do przybyszy, choć szkoda, że tylko jeden z nich zajarał z nią, a i tak z ociąganiem.
- Nie mam nic przeciwko - stwierdził konował, który chciałby się wyspać spokojnie.
- No to... panie przodem - zażartował Thomas. - Wolisz świeże powietrze... chociaż nie, wszak musisz pokazać nam drogę. A to jest Nakpena - przedstawił Indianina, który stał przy samochodzie, nie odstępując swego motocykla.
 
Kerm jest offline