W pobliżu Iron Mountain, Missouri.
Około 15:00.
Lilly Morrey, zwana też "Śrubą", poprowadziła towarzystwo do swojej norki, a właściwie to domu, znajdującego się na totalnym zadupiu, ukrytego dosyć dobrze w małym lasku. W pobliżu było i parę innych, rozpadających się domków, oraz przyczep kempingowych, i małych gospodarstw… była nawet i rzeczka.
Dom był nawet dosyć duży, i miał i garaż, gdzie akurat na czas schowano auto, bowiem nadciągnęły ciemno-żółte chmury, po czym lunęło… kwaśnym deszczem!
- Tutaj uważajcie, na drugi z dołu schodek nie stawać, tam jest mina! - Wyjaśniła im dziewczyna, gdy wchodzili na werandę. Parę osób zamrugało oczami.
Gdy zaś stali już przed głównymi drzwiami, Lilly zapukała w nie mocno kilka razy, po czym się głośno wydarła:
- JJ! To ja, Lilly! Nie strzelaj! Są ze mną przyjaciele! Do nich też nie strzelaj! To są przyjaciele! Potwierdź!
- PRZYJACIELE - Rozległ się mechaniczny głos z wnętrza domu - POTWIERDZAM.
- No to otwieraj drzwi! - Powiedziała Lilly, lekko się uśmiechając do towarzystwa przy niej.
- OTWIERAM. POTWIERDZAM.
Rozległo się sporo zgrzytów, otwieranych licznych zamków, i nawet chyba jakiejś ciężkiej zasuwy, i w końcu można było wejść…
Blaszak. Taki sam, jak te które rozwalili na polu, ratując "Śrubę". Mechaniczny wytwór Alexy, którego jedynym zadaniem była likwidacja ludzi. Ich wróg, bezlitosny, wredny, znienawidzony… a tutaj był bodygardem Lilly?? Czegoś takiego nie widział jeszcze żaden z nich. Robot miał na sobie fioletową marynarkę i słomiany kapelusz, kilka wisiorków, i… strzelbę gładkolufową, z której do nich celował!!
- Opuść broń - Powiedziała Lilly, wchodząc jakby nic do środka.
- POTWIERDZAM - Zakomunikował "JJ", po czym skierował lufę broni ku podłodze.
- Stań przy oknie, i obserwuj drogę - Dodała "śruba", wskazując palcem odpowiednie okno, a przy kolejnym "potwierdzam", Blaszak tam poszedł, i po prostu stał nieruchomo przy oknie, wypatrując…
- No chodźcie, chodźcie! - Lilly gestem ręki, zapraszała resztę, by wchodzili do domu - Chcecie coś zjeść? Napić się? Mam wodę, mam bimber, który sama pędzę. Mam racje żywności, mam i nawet świeże rybki z rzeczki!
Salon, kuchnia, korytarz… na parterze domu wszystko było zagracone masą rupieci, głównie mechanicznych, ale i elektronicznych. Różne części komputerowe, druty, kable, masa wszelakich dupereli, całe ich góry, zostawiające w sumie jedynie "dróżki" do przejścia.
- Amy z daleka od robota - Warknęła Evelyn, zgarniając małą w jakiś przeciwległy kąt, co do blaszaka… na którego zresztą Pepsi warczała.
~
Lilly miała jedzenie i picie, miała nawet prąd, i wodę do mycia! Całkiem nieźle się tu urządziła, i widać było, iż zna się na "śrubkowaniu", oraz nawet na komputerach.
Można więc było się rozsiąść w spokoju, coś przekąsić, i odpocząć. No i przeczekać ten cholerny kwaśny deszcz, który… był naprawdę niebezpieczny, gdzie bowiem spadał, tam wyraźnie widać było, jak paruje, co oznaczało tylko jedno - on był po części naprawdę kwasem!
***
Komentarze jeszcze dzisiaj.