Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2022, 23:20   #146
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 37 - 2520.04.13 agt (7/8); zmierzch

Miejsce: Góry Środkowe; pd-wsch rejon; dolina Liedergart - Bastion; Bastion
Czas: 2520.04.13; Angestag (7/8); zmierzch
Warunki: - na zewnątrz: jasno, d.sil.wiatr, pogodnie, zimno



Wszyscy



- No to jesteśmy. Jesteśmy w naszym nowym domu. - mimo zmęczenia i późnej pory na twarzy Petry malował się uśmiech. Zresztą chyba wszystkim się udzieliła atmosfera radosnego oczekiwania gdy od rana wiadomo było, że pewnie są na symbolicznej “ostatniej prostej” i dziś powinni dotrzeć do owego legendarnego Bastionu. To że są oczekiwani wiedziano od dwóch dni, właściwie wieczorów bo oko wędrowców jak ćmy wabiły świetlne punkty na tle cieni góry. Przedwczoraj widać było tylko mały, punkcik, niczym gwiazdę jaka się zawieruszyła z nieba na ten ziemski padół na szczycie góry. Jak im wyjaśniły szefowe to światło na szczycie wieży. Gospodarze dają tak znak, że na nich czekają i z góry też pewnie widzieli światełka ich ognisk. To już dodało otuchy wszystkim ta dość symboliczna komunikacja w obie strony. Wczoraj wieczorem już owo światełko wydawało się większe i bliższe. A od rana widać z dna doliny jaką wędrowali górę na jakiej wznosił się zamek. Ale samego zamku niezbyt. Nawet zniknięcie Borysa niewiele kogo obeszło. Chociaż szefowe wezwały do siebie Eryka na dywanik ten rozłożył ręcę w geście bezradności i dał znak, że nie wie jak to się stało. Chociaż chyba nie tylko szefowe podejrzewały, że górale mogli mieć z tym coś wspólnego czy choćby w odpowiednim momencie patrzeć w inną stronę. Ale jak odkryto to rano jak Bastion był w zasięgu ręki to już chyba nikomu nie było w głowie robienie jakiegoś pościgu za zbiegiem.

Znów dała o sobie znać nieprzewidywalna, górska aura która w połowie dnia rozdęła się bardzo silnym wiatrem jaki bez trudu zamiatał nawet grubymi konarami. Do tego jeszcze chlusnął deszczem więc szefowe zadecydowały o nieco wcześniejszym postoju na popas. Chociaż sam popas wyszedł dość słabo bo trudno było rozpalić ogień przy takim wietrze z deszczem. Ta wymuszona przerwa postawiła pod znakiem zapytania czy zdołają dzisiaj dotrzeć do górskiego miasta i zamku.

- Słuchajcie został nam ostatni kawałek. Jak się sprężymy to dziś możemy nocować w Bastionie. - ogłosiła Petra stając na koźle swojego wagonu. I mając w perspektywie tak bliski cel, prawie dosłownie w zasięgu ręki, wszyscy powszechnie zgodzili się aby spróbować osiągnąć go jeszcze dzisiaj.

- No ja też bym wolała dotrzeć dzisiaj. Dziś jest Agnestag. Jutro Festag. Gdyby dzisiaj udało nam się tam dotrzeć mogłabym przygotować mszę dziękczynną na jutro. Dotarcie tutaj zajęło nam prawie równo 3 tygodnie. Bez jednego dnia. - siostra sigmarycka też wydawała się podzielać ten entuzjazm i dobry humor. Zwłaszcza, że była realna szansa, że zrealizuje swoje marzenie aby właśnie w Festag, dzień odpoczynku poświęcony tradycyjnej konteplacji dobrych bogów w ich świątyniach odprawić swoją pierwszą mszę w nowym miejscu. I właściwie w swojej nowej parafii. Więc jak jeszcze ta młoda, blondwłosa kapłanka okazała swoją aprobatę aby dotrzeć do pradawnej, górskiej metropolii jeszcze dzisiaj, pomimo opóźnienia wywołanego zawieją z deszczem to tym bardziej zachęciło to wiernych do wzmożonego wysiłku.

Już w końcówce dnia, gdy zazwyczaj już szukano miejsca na nocleg teraz wozy uparcie wspinały się pod ostatnią górę. Jakieś kawałki wież i murów majaczyły pomiędzy czubkami drzew ale kurtyna naturalnego lasu skutecznie przesłaniała widok na miasto. Zaczynało już zmierzchać gdy kolumna wozów, zwierząt i podróżnych wytoczyła się z lasu na tyle, że prawie wyjechali na miejską bramę. Tu przywitała ich postać odziana w habit. W jednej dłoni trzymała kostur a w drugiej fajkę. Jak podjechali bliżej okazało się, że to jakiś stary mężczyzna.




https://i.pinimg.com/564x/4c/7a/b1/4...ee5d36213c.jpg


- To Thomas, nasz skryba i archiwista. - rzuciła Petra dając znać pozostałym z kim mają do czynienia. Podjechała konno do starca, zsiadła z konia i przywitała się z nim jak z dobrym wujkiem albo raczej dziadkiem. Objęli się i uściskali jak właśnie dorosła córka powracająca z długiej i niepewnej wyprawy z kimś ze swoich domowników.

- Witajcie, witajcie czcigodni goście! Nasz miłościwy pan zaprasza was wszystkich bardzo serdecznie! Cieszymy się, że udało wam się pokonać wszelkie trudy i dotrzeć do nas! Wiem, że to nie było proste, wymagało wytrwałości i odporności ale to tylko potwierdza, że jesteście odpowiednimi osobami do czekającego zadania! - starzec musiał mieć wprawę w przemawianiu bo pomimo niezbyt imponującej postury głos miał donośny, że chyba powinna go usłyszeć większość osób w karawanie. A przywitał ich jako reprezentant gospodarza. Zachęcił ich gestem aby podążyli za nim. Prowadziła ich Petra jaka już nie wsiadała na konia tylko szła obok starego mężczyzny. Jego tempo nie było zbyt raźne ale przy jego wieku nie było to wcale dziwne. Minąwszy bramę zanurzyli się w ruiny dawnej stolicy tej górskiej krainy. Na bramie widzieli ten sam herb co we wcześniejszych stanicach w Steinwald i Liedergard.

- Tak, dużo pracy czeka. Na razie to wygląda jak widać. Zdążyliśmy nieco uporządkować tam i tu. Czekaliśmy na wasze przybycie. Nie wiedzieliśmy kiedy, ilu i kto przybędzie. To skoncentrowaliśmy się na samym zamku. Tam będzie najbezpieczniej. Bo reszta miasta pusta i niczyja. Nasz miłościwy pan szczodry jednak jest i obiecał, że każdy może sobie wziąć parcelę jaka mu się spodoba. Tylko trzeba będzie ją odnowić bo jednak tak długi czas tu nikogo nie była no i góry oraz pogoda zrobiły swoje. - starzec kuśtykał obok Petry prowadzącej za uzdę swojego konia. Zmierzch zapadał coraz bardziej, można by rzec, że zdążyli w ostatniej chwili. Zaś Thomas odwracał się nieco do tyłu i podnosił głos aby ci z tylu go słyszeli. Widok miasta przez jakie jechali chyba nie powinien być dla nikogo zaskoczeniem. W końcu w Steinwald i Liedergard wyglądało to podobnie. Tutaj jednak niegdyś musiało być potężne miasto. Większe nawet od Lenkster który właściwie był warownią graniczną z przycupniętym poniżej Podzamczem. A tutaj jechali przez pełnoprawne miasto. Niegdyś musiało tu mieszkać mnóstwo ludzi. Tym bardziej w oczy rzucała się cisza i bezruch. Takie same bezludzie jak góry dookoła. I w połączeniu z niszczącym działaniem czasu i pogody mogło budzić przygnębiające wrażenie. Podróżni zadzierali głowy na puste kamienice, na górne piętra, czasem ktoś z ciekawości zajrzał przez od wieków puste okna do środka. I wszędzie było podobnie. Cisza, pustka i bez śladów życia. Bez tych wszystkim mieszkańców jacy powinni zasiedlać te domy, przechaczać się po ulicach, bieżyć za swoimi sprawami, spotykać się w gospodach czy nawet zamtuzach. A tutaj nie. Tutaj panowała cisza i bezruch. To miasto było tak samo bezludne jak góry dookoła.




https://www.pcgamesn.com/wp-content/...heimheader.jpg


- Jak widzicie miejsca tu u nas sporo. Każdy może poszukać czegoś dla siebie. Oprócz “Czerwonego kura”! Bo to już zajęłam dla siebie. Jutro wam pokażę! Zobaczycie, jak się to odnowi to będzie lokal pierwsza klasa! A was wszystkich zaproszę tam na wielkie otwarcie, postawię kolejkę czy co tam kto będzie chciał! - zawołała radośnie Petra pokazując gdzieś w bok w jedną z dawnych ulic jakie mijali. Pewnie w tamtą stronę był ten lokal o jakim mówiła. Jak na pół tuzina wozów to miasto było ogromne. Skrzypienie wozów, parskanie koni, stukot kopyt odbijały się dziwnie pustym echem od milczących, ponurych ścian wznoszących się nad ulicami. Ta droga do zamku chyba została jakoś oczyszczona bo nie natrafiali na większe przeszkody niż dziury w drodze czy pofałdowania spowodowane przez wymywające działania wody. Chociaż na tych największych położone zostały faszyny z chrustu albo przysypane ziemią aby były łatwiej przejezdne. Za to na tych ulicach widać było kawałki gruzy, w jakimś domu dach się zawalił albo kawałek ściany, to wszystko leżało od niepamiętnych czasów na bruku. Ten też nie wszędzie był widoczny, niszczące eony wody, mrozu, śniegu i wiatru pobliźniły go, naniosły wody, błota, ziemi, pomiędzy kamieniami wyrosły kępy traw czy nawet krzaków więc nie uzupełniał on widok tego bezludnego i opuszczonego miasta.

- No i już prawie jesteśmy. - powiedział Thomas gdy przejechali to od dawna puste miasto powoli w zapadającym zmroku zbliżali się do pasma murów otaczające właściwy zamek. Gdy zbliżyli się jeszcze bardziej widać było, że mury raczej ostały się mniej więcej cało i dalej górowały nad miastem tak jak dawniej swoim ponurym, odpornym na czas majestatem.




https://i.imgur.com/atplp9g.jpeg


- Jesteście głodni? Trochę niezbyt wiedzieliśmy ile was przyjedzie. No i nie mamy zwierząt hodowlanych. Ale widzę, ze przywieźliście jakieś. Dobrze, dobrze. Przydadzą się. My musieliśmy coś upolować w okolicy i zbieraliśmy na wasz przyjazd. Może dużo tego nie jest ale za to świeże i dobre. Zwierzyny nie brakuje w okolicznych lasach i stokach. Ryb w strumieniach też nie. Nie chwaląc się zbudowałem tam zagrodę i mam już tam mała hodowlę rybek. Dzisiaj na kolacji też będą. A wy? Macie jakichś myśliwych? Przydaliby się jak teraz nas będzie znacznie więcej. Taką kupę luda w parę osób wykarmić to by ciężko było. No ale już jesteśmy. Tu możecie się rozprząc wozy a potem pokażę wam gdzie możecie nocować. - Thomas ćmił fajkę a w międzyczasie opowiadał swoim donośnym głosem co ich tu czeka na miejscu. I takie nieco organizacyjne sprawy co do nocowania pierwszej nocy w Bastionie. Po zimnym posiłku w przedpołudnie na wymuszonym aurą wcześniejszym postoju niejeden żołądek chętnie przywitał pomysł zjedzenia czegoś ciepłego. Zwłaszcza jakichś ryb czy dziczyzny. Więc nieco ta milcząca aura jaka przytłoczyła większość przybyszów jakby prysła. Zwłaszcza jak wjeżdżali do głównego serca twierdzy i tutaj pochodnie i światła zdradzały wreszcie jakichś okruch cywilizacji na tym górskim pustkowiu.




https://i.pinimg.com/564x/ba/e1/c9/b...c48b8ff691.jpg


Wejście było ufortyfikowane i zdatne do obrony. Wystarczyło zamknąć bramę i o ile w murach nie było jakichś przerw i dziur to nawet niewielka załoga mogła się tu bronić całkiem długo i skutecznie. Przynajmniej póki by miała zapasy. Tylko, że w odrzwiach nie było żadnej bramy. Tylko jakieś improwizowane kozły sądząc po jasności zaostrzonych kawałków drewna to musiały powstać niedawno.

- A macie jakichś stolarzy? Inżynierów? Bo tutaj widziecie brama by się przydała. I wiele innych rzeczy trzeba wyremontować. Po waszym wyjeździe dwa ogry się tu przypałętały. Ciężko się z nimi dogadać, bardzo ciężko. Ciągle tylko o polowaniu, jedzeniu i ćwiartowaniu. Próbowaliśmy im wytłumaczyć aby ścięły drzewa, pocięły na mniejsze bale i zrobiły z nich bramę. No ale chyba to je przerasta. Zapewne uda się im wyjaśnić aby wstawiły już gotową bramę no ale najpierw trzeba zrobić tą bramę. Na razie to nastrugały te kozły co widzieliście. I to właśnie one upolowały większość dzisiejszej kolacji. Tak, do polowania są niezłe no ale większość z tego co złapią same zeżrą. Dzisiaj je odprawiliśmy bo nie chcieliśmy żadnych przykrych incydentów. Ale nie zdziwcie się jak się tu pojawią jutro czy pojutrze. - tłumaczył dalej gdy szli przez krótki tunel pod wieżą bramną a potem na stopniowo się rozszerzający dziedziniec i pierwsze zabudowania właściwego zamku. Wydawało się, że nie jest większy od tego z Liedergard chociaż też zarys i wielkość była ograniczona szczytem wzgórza na jakim się wznosił. W połączeniu z opustoszałym miastem wydawał się jednak znacznie bardziej rozbudowany. Na środku dziedzińca wznosił się samotny stołp. Te masywne wieże często pełniły funkcje mieszkalne ale też przede wszystkim od zamierzchłych czasów były uważane za miejsce ostatniego posterunku nawet gdyby nieprzyjaciel wdarł się na sam zamek. Właśnie jego wąskie, małe okna, przypominające bardziej strzelnice w blankach niż okna w domach, były rozświetlone przyjaznym światłem. Podobnie jak ze dwa budynki po bokach dziedzińca.

- Tutaj możecie rozprząc wozy. Ale to potem. Jak już tu jesteście to zbierzcie się proszę i pokażę wam gdzie spędzicie noc. To już później każdy się oporządzi wedle uznania. - stary człowiek zwrócił się do przybyszy z tym krótkim apelem wskazując, że właśnie w jednym z tych dwóch bocznych budynków będą nocować. Przed nim widać było kilka postaci w niezbyt wyszukanych szatach pewnie służba co czekała aby ich przejąć. Stali z pochodniami aby rozświetlić coraz bardziej zapadający mrok. A potem poprowadził zebrany tłumek do środka. Tam zaś była całkiem spora sala a na niej rząd złączonych stołów z czekającym posiłkiem.




https://i.pinimg.com/564x/df/62/ac/d...aeb9b9b8c1.jpg


- To tu będzie kolacja. A teraz tędy, tutaj jest miejsce do spania. Macie jakieś pledy i koce? Bo u nas z tym ciężko dla takiej ciżby. Może być trochę ciasno. Obie sale. Na piętrze jest kilka komnat. Ale okna musieliśmy zabić deskami bo nie mamy szklarza ani szkła. Macie jakiegoś? Przydałby się. A tam, po przeciwnej stronie jest miejsce do ablucji. Nagrzaliśmy wody no ale na tyle osób to chyba po misce dla każdego. - Thomas skończył oprowadzać nowych domowników po tym domu. Większość wydawała się mimo wszystko być pod wrażeniem. Jako prości ludzie z Podzamcza, wiosek i lasów dotąd nie mieli raczej okazji nocować w żadnym zamku to już było niczym przygoda. Nocleg może nie zapowiadał się na szczególnie luksusowy. Ale pierwszy raz od opuszczenia osady Zelbad mieli okazję nocować w jakimś suchym, ogrzewanym i oświetlonym pomieszczeniu. Na pewno powinno być przyjemniej i cieplej niż pod chmurką jak to najczęściej nocowali przez ostatnie trzy tygodnie. Zapanował więc radosny chaos i rozgardiasz gdy ludzie na przemian wychodzili z pomieszczenia, wracali na dziedziniec, rozprzęgali wozy, znosili swój dobytek, zajmowali miejsca w pomieszczeniach ale nie dało się nie zauważyć, że kolacja i ciepły posiłek skutecznie przykuwają uwagę i przy stołach już zajmowano pierwsze miejsca.

- To wy się tu rozgoście. A my pójdziemy przywitać się z markgrabią. Wrócimy na kolację. - Inez dała znak, że zostawia ich pod opieką Thomasa sama zaś ze swoją przyjaciółką wyszły na zewnątrz kierując się do samotnego, masywnego donżonu jaki stał naprzeciwko bramy wjazdowej.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline