Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2022, 11:13   #77
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Rozdział II: Nadchodzi Burza

Tak zdecydowana reakcja bohaterów sprawiła, że na twarzy szeryf zagościł ledwie zauważalny uśmiech, szybko skryty przez pełne szacunku skinięcie.
- Doskonale. Panowie Wyatt i Zod, trzeba zabezpieczyć magazyny, zablokować wejścia i upewnić się, że inwentarz jest bezpieczny. Musimy sprowadzić mieszkańców, szczególnie z wysp, do murowanych budynków - tutaj, do Kantoru Abadara i do posiadłości hrabiego. Panie Silistar, proszę upewnić się, że Quentin i każdy napotkany wie, gdzie się kryć. Doktorze, na szczęście nie ma jeszcze żadnych rannych, ale lepiej być gotowym na taką ewentualność. U Heriego znajdzie pan dość medykamentów, potrzebujemy też zapasu wody i jedzenia na wypadek gdyby sztorm się przedłużył - widać było, że miała już przemyślany plan - Ja upewnię się, że posiadłość jest bezpieczna, a potem sprawdzę tartak. Od teraz działacie z moją jurysdykcją. Moi ludzie już o tym wiedzą, będą na wasze rozkazy, macie też prawo do aresztowań. Powodzenia - rzuciła, po czym wybiegła w deszcz. Drużynie nie pozostało nic, tylko iść w jej ślady.


Amos i Zod

O ile brnięcie przez deszcz i wiatr było mozolne i uciążliwe, to przejście przez śliski i kołyszący się most stanowiło nie lada wyzwanie. Amos nigdy nie radził sobie najlepiej na kołyszących się pokładach i sztormy wolał spędzać przywiązany do masztu, ale i tak radził sobie lepiej niż Zod, którego ciężki pancerz nie tylko spowalniał, ale i był przyczyną niejednej utraty równowagi.

Kiedy już dotarli do magazynów trwała tam gorączkowa krzątanina - do jednego z nich tragarze z trudem przeciągali skrzynie, tłocząc je w jedną stertę i przybijając do siebie gwoździami, zaś do drugiego, niższego i o solidniejszych ścianach, ściągano żywy inwentarz. Kozy i krowy szarpały się, ciągnięte za postronki, wyraźnie przerażone perspektywą zamknięcia w tą pogodę. Siłujący się z nim mężczyźni ledwie dawali sobie radę, a przynajmniej jeden zdążył już wylądować w błocie, ciągnięty przez oddalającą się zbuntowaną rogaciznę.
Pod ścianą opróżnianego magazynu widzący świetnie w mroku bohaterowie dostrzegli kilka otwartych skrzyń z towarem - narzędziami i drogimi przyprawami. Kilku przemokniętych typków napychało sobie właśnie kieszenie fantami, zupełnie niezauważeni przez zapracowanych tragarzy. Co by nie mówić, deszcz, wiatr i panika były idealną okazją, by nieco sobie dorobić.


Jin i Edro

Konserwatorium Heri, tutejszy sklep z ziołami i medykamentami, znajdował się dosłownie o rzut kamieniem od tawerny - chociaż to porównanie przy obecnej pogodzie mogło być niezbyt trafne. Jin wraz z towarzyszącym mu Edro dotarli do niego w mgnieniu oka, mijając po drodze kolonistów zajętych zabezpieczaniem swoich domostw. Polegało to głównie na nieco panicznym chowaniu każdego nieprzytwierdzonego dobytku do środka, zabijaniu okien i blokowaniu drzwi. Znacznie gorzej mieli ci, których domostwa nie dorobiły się jeszcze sztywnych ścian czy dachów i polegały na płóciennych zamiennikach. Te rozbudowane pół-namioty stanowiły tanią, szybką i wygodną w tym klimacie alternatywę dla drewnianych czy kamiennych budowli, ale z trudem radziły sobie z tak intensywnym deszczem i wiatrem. Jeśli pogoda się pogorszy, na co się zapowiadało, wielu kolonistów może pozostać bez dachu nad głową.
Sklep zielarski był jednym z tych solidniejszych budynków - od razu było widać, że właścicielka jest majętna. Został też już solidnie zabezpieczony: szyld schowano, okna zabito solidnymi dechami, a drzwi były zamknięte na głucho. Pukanie ani nawet walenie pięścią nie przyniosło żadnego efektu, ale w środku raczej ktoś był - świadczyły o tym przebłyski światła widoczne w szparze pod drzwiami.


Finnseach i Edward

Zmierzając do domostwa wieszcza, Edward i Finnseach mogli dokładnie przyjrzeć się wzburzonemu morzu. Fale uderzały o brzeg z coraz większą intensywnością, rozbryzgując się na położonych najbliżej wody budynkach, a nawet docierając do części kolonii zasłoniętej przez zewnętrzne wysepki. Nastrój żywiołów najwyraźniej udzielał się także mieszkańcom. Chociaż większość pracowała gorączkowo nad zabezpieczeniem swojego skromnego dobytku, niektórzy woleli raczej przeznaczać ten czas na awantury, a nawet i szarpaniny - ze strażnikami, próbującymi przekonać ich do ukrycia się w świątyni, z sąsiadami, myślącymi tylko o swoim interesie, i ze sobą nawzajem, nie wiedzącym co robić w tej sytuacji. Cóż, prawdą było, że większość decydujących się na życie w kolonii ceniła sobie niezależność. Teraz jednak mogła ona im zaszkodzić…

Ku zdziwieniu bohaterów, chatka Quentina wydawała się zupełnie nieprzygotowana na nadchodzącą burzę. Obwieszające ją z zewnątrz talizmany i ozdoby powiewały szaleńczo na wietrze - przynajmniej te, które nie zdążyły się jeszcze zerwać. Drzwi były otwarte na oścież, zapewne przez przeciąg, a deszcz zdążył już utworzyć w progu kałużę brudnej wody. Wewnątrz panował ogromny bałagan, miejsce przypominało teraz bardziej zdewastowany sklepik z bibelotami niż gabinet okultysty, nawet taki z gatunku przesadzonych i kiczowatych. Koraliki z drzwi leżały na podłodze, wypchane zwierzęta poprzewracano, a mistyczne księgi rozrzucono pod półką.
Nie było to jednak miejsce zbrodni (może poza taką na dobrym smaku) - Quentina znaleźli w salonie, całego i zdrowego, przynajmniej na ciele. Drobny mężczyzna klęczał przy sporej tablicy zapisanej mistycznymi wzorami służącymi do rozszyfrowywania proroczych wizji, otoczony kilkoma otwartymi tomami. Notował coś zawzięcie, zupełnie nieświadom dziejącego się wokół pandemonium, ani nawet niespodziewanych gości.
- Niemożliwe, wizje były jasne, wszystko się zgadzało… - mamrotał do siebie - Poprzednie wpadki były niewielkie, ale taka skala byłaby zauważalna… Utrata mocy? Niemożliwe, czuję je, wszystko jest na miejscu…
 
Sindarin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem