Biedna Pani Grażynka pobladła gdy Robert wypowiedział swoje groźby. Gadka Roxy też jej nie uspokoiła. Wręcz przeciwnie. Zaczęła trząść się jak przysłowiowa galareta. Posłusznie pociągnęła z gwinta łyk wódki i skrzywiła się.
- Wodę tylko wyjmę do popicia – wymamrotała wyciągając z torebki butelkę Cisowianki. Widać było, że babka nie gustowała w napojach alkoholowych, ale strach robił swoje. Popijała raz wódkę, raz wodę. Nie do końca tak jak tego oczekiwał Dunin – Wilkosz, ale jednak piła. Chyba nie było sensu zmuszać jej do żłopania samej wódki. Jeszcze by wszystko zwymiotowała. Po około 10 minutach głowa Pani Grażynki zaczęła lecieć, a ona sama zdawała się być już mocno pijana, pomimo że wypiła nie więcej jak połowę butelki. Chyba to był jednak jej maks. Zbiegowie siedzieli w milczeniu licząc, że do Warszawy nie pojawi się konduktor, a później gruba kobitka zostanie uznana za jakąś pijaczkę, która plecie o tym co jej się przyśniło w poalkoholowych wizjach. No i tutaj trochę się poszczęściło, bo do samego Centralnego nikt do przedziału nie zaglądał. Gdy opuszczali pociąg Grażynka nadal spała.
Byli w stolicy.
Teraz wypadałoby udać się pod podany przez Witolda adres. Komunikacja miejska? Ktoś mógł ich rozpoznać. Może taryfa? No chyba, że ktoś będzie chciał najpierw pozałatwiać jakieś własne interesy. W sumie może lepiej byłoby się tymczasowo rozdzielić? Zawsze łatwiej zauważyć grupę niż pojedyncze osoby.