Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2022, 15:03   #114
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 16 - Tura końcowa 2025.06.05/06; cz/pt; noc, 22:00 - 01:15 (1/6)

Miejsce: Francja; Paryż, sektor południowy; XV Dzielnica Vaugirard; komisariat 162
Czas: 2025.06.05/06; cz/pt; noc, g 00:45; ok 4,5 h do świtu
Warunki: wnętrze budynku; jasno, cicho, ciepło; na zewnątrz: noc, pogodnie, sła.wiatr



det. Timothy Laberge


- Gdzie ja to wsadziłem… - zastanawiał się cicho policyjny detektyw w brązowej marynarce przeszukując swoje szuflady. Szukał bez pośpiechu za to systematycznie. Co zaowocowało, że spora część zawartości tej szuflady leżała teraz na blacie biurka. Ale wreszcie znalazł. Na w pół zapomnianą książkę czytaną “w wolnym czasie” którego właściwie nigdy nie miał. Więc zakładka od miesięcy nie robiła postępów w zdobywaniu kolejnych stron. Ale właśnie chodziło mu o zakładkę a nie książkę. Wyjął ją i oparł się o oparcie krzesła oglądając ją ponownie. Niewielki kartonik zalakowanego papieru. Z listą zdawałoby się dziwnych rzeczy. “Brakująca krew”, “działania nocne”, “brak dziennej aktywności”, “brak jedzenia posiłków”, “blady, niezdrowy wygląd”, “zdumiewające zdolności i zjawiska fizyczne”, “dziury w pamięci świadków”, “zdumiewające zachowanie świadków, nawet dla nich samych”...

Lista mogła wydawać się dziwna i mętna. Ale to była esencja. Dostał ją na szkoleniu na jakie pojechał ze dwa lata temu. A może to już było trzy lata? No nieważne. Dobrze to wyglądało w cv tak co jakiś czas zrobić jakiś kurs czy szkolenie. Miał nadzieję, że to dołoży mu jakiś bonus w przyszłości. Na razie się jakoś tego niezbyt doczekał. Samo szkolenie zaś trwało ze dwa dni i było w formie luźnych pogadanek. Też dziwnie to wszystko brzmiało jako zwalczanie zorganizowanej przestępczości, obcych wywiadów i komórek islamskich terrorystów. Więc zapowiadało się ciekawie, tchnęło nutką niesamowitości przynajmniej na początku. Ale koniec końców to fajnie i ciekawie się tego słuchało ale ostatecznie wiele z tego nie wynikło. Ot, jedno z wielu takich spotkań i pogadanek w biurokratycznej machinie policyjnego molocha. Podobnie jak to było w jakich korporacjach czy innych wielkich firmach. Mimo wszystko gdzieś tam mu to zostało z tyłu czaszki detale na jakie powinno się zwracać uwagę. Ale nawet jak w gruncie rzeczy nie sądził aby udało mu się dzięki tym wskazówkom odkryć jakieś tajne konszachty bo choćby statystyka była przeciwko niemu. Ale rozumiał ideę, jak się przeszkoli odpowiednią dużą liczbę policjantów to na kogoś być może to trafi. Nie miał jednak zbyt wiele wiary, że akurat na niego. Ale kurs odbębnił, coś tam mu z niego zostało w głowie i żyło się dalej. Aż do teraz. Teraz odszukał tą na w pół zapomnianą karteczkę jaką wtedy dostał każdy uczestnik kursu i jeszcze raz ją przestudiował.

- No “działania nocne” są… “Brakująca krew” też… - zastanawiał się odhaczając kciukiem punkty na tym kartoniku. Tych był najpewniej. Chociaż jakby “działania nocne” zaliczyć jako szpiegowskie czy terrorystyczne to chyba odkąd zaczął tu pracować to co noc w Paryżu działała masa szpiegów, terrorystów i sabotażystów. To go nieco rozbawiło. Ale z tego co pamiętał to raczej trzeba było liczyć to w koleracji z pozostałymi punktami. Wczoraj nie zwrócił na to uwagi, ot kolejna nocna awantura z bijatyką włącznie. Nic nie zwykłego. Po prawdzie myślał, że skończy na przeczytaniu raportu i tyle. No ale w miarę jak go czytał to jednak dostrzegał coraz więcej niejasności. Jak choćby to. Jeśli do tego Angola próbowali się włamać czterej kolesie z bejzbolami to nawet jak się skończyło jak się skończyło to czemu nie wezwał policji? Albo chociaż nie czekał na przyjazd policji? Tylko zwiał razem ze swoją grupą jakby wręcz usilnie chciał zniknąć z namiaru policji. Dziwne. Ale po dzisiejszej wizycie jak przyszli z prawnikiem przypomniał sobie o tych “nocnych działaniach”. I przyszły wyniki badań krwi z których wynikało, że pierwsze wrażenie było słuszne i gdzieś zapodział się litr czy dwa krwi Hasana i jego kolegi. Ani nie było jej w nich, ani w mieszkaniu, ani na korytarzu, ani w ogóle nigdzie. No wyparowała i znikła. Wpatrywał się jeszcze chwilę w kartonik nim się zdecydował.

- A co tam. Nic nie tracę. Sami mówili aby dzwonić jak się coś nam wyda podejrzane. Mam nadzieję, że nie robię z siebie idioty. - mruknął sam do siebie i wybrał zapisany numer. Po chwili zreflektował się, że może być zbyt późno w nocy aby dzwonić ale już ktoś tam odebrał po drugiej stronie.

- Dobry wieczór. Nazywam się detektyw Thimoty Laberge z 162-go komisariatu w Paryżu… - zaczął mówić tak jakby rozmawiał o kolejnej sprawie. Nie było tak źle. Czuł się jakby dzwonił na jakieś całodobowe call center i omawiał jakąś awarię czy tam inny problem jakiemuś serwisantowi. Zaczął ostrożnie od ogólnego omówienia sprawy pobicia w jednym z tutejszych blokowisk no i tego, że chyba, wydaje mu się, ma wrażenie, ale to może być tylko zbieg okoliczności, to ma ze 2 pkt z tej listy jaką dostali podczas szkolenia. Być może trzy bo to łamanie kości gołą ręką jednak nie było codzienną rutyną i rzucało się w oczy no ale może jakiś karatego mógłby tego dokonać. I odporność na ciosy bo po dzisiejszej rozmowie nie widział po tej dwójce z jaką rozmawiał najmniejszych śladów wczorajszej bójki. Przyszli jakby nic im się nie stało i żadnej bójki nie mieli na koncie. A czwórka ich oponentów wylądowała w stanie ciężkim w szpitalu. No może po prostu Hasan i jego ludzie to byli patałachy w mordobiciu chociaż ich kartoteki tego nie potwierdzają. No ale jednak dość rzadko zdarzało się jakieś mordobicia aby tylko jedna strona ponosiła dotkliwe straty a druga wychodziła z tego bez szwanku. I to pomimo początkowej przewagi liczebnej napastników. No ale przy tym punkcie też się za bardzo nie upierał.

- Dobrze, dziękujemy za zgłoszenie. Proszę nam przesłać z tego śledztwa co pan da radę. Im więcej tym będziemy mieli więcej materiału dowodowego. Nasi eksperci się tym zajmą. Jeśli w ciągu 7 dni roboczych nikt się do pana od nas nie zgłosi to znaczy, że sprawa została załatwiona odmownie i niczego się w niej nie dopatrzono. Dobranoc i życzę miłej nocy. - facet po drugiej stronie był uprzejmy ale jednak wzmógł wrażenie w Laberge, że nic z tego nie będzie. Ale przynajmniej trochę mu ulżyło, że się wygadał i przekazał komuś swoje podejrzenia.

- Cóż, to przynajmniej mam to z głowy. - machnął na to ręką, odłożył telefon i zaczął to wszystko jeszcze raz pakować do szuflady. Czas było wracać do domu.




Miejsce: ???
Czas: 2025.06.06; pt; przedpołudnie, g 09:30; ok dzień
Warunki: wnętrze budynku; jasno, cicho, ciepło; na zewnątrz: jasno, pogodnie, łag.wiatr



śld. Malory



- Chciałeś mnie widzieć Danny? - biuro szefa otworzyło się i wszedł do środka mężczyzna już nie pierwszej młodości. Wyglądał jak stonowany, elegancki dżentelmen z nieco innej epoki. Nie zalatywało od niego bogactwem i pieniędzmi ale dobrym smakiem i stylem.

- Tak, w nocy przyszły dwa zgłoszenia. Trzeba to sprawdzić. Z Paryża i Lyonu. Które chcesz? - szef pokazał dwie aktówki jakie dawał swojemu podwładnemu do wyboru. Ten wszedł do jego biura i chwilę je oceniał wzrokiem. Ale były równie tajemnicze i enigmatyczne jak zawsze.

- A jaki mam wybór? - zapytał doświadczony śledczy w luźnym i nieco żartobliwym stylu. Znali się z szefem na tyle długo, że mogli sobie pozwolić na pewną poufałość.

- Z Paryża dzwonił jakiś gliniarz. Sprawa nocnej bójki w jakimś blokowisku. Mówi, że ma 2 pkt z naszej listy na pewno i dwa być może. Te pewniaki to nocne akcje oraz brakująca krew ofiar. Z Lyonu mamy raport naszego informatora. Jego zdaniem coś się tam zaczyna dziać. W ciągu paru nocy wyjechało z miasta dwóch zimnokrwistych jakich znał a o dwóch innych słyszał. Zaś z tego co ogólnie słyszał to to, że coś tam zaczyna się dziać. - szef przedstawił mu obie opcje niczym prowadzący jakiś teleturniej. Też lubił tą zabawę, trochę rozrywki w jego poważnej i odpowiedzialnej pracy nie zaszkodzi.

- No to wezmę Paryż. Pewnie nic wielkiego, kolejne pobicie, policja coś skrewiła z przepytaniem świadków i tak dalej. Powinno pójść szybko. A z drugiej strony sam wiesz jak to bywa, nigdy nie wiesz kiedy trafisz na swoją ulubioną czekoladkę w pudełku. - śledczy dał znać dłonią prosząc o wybraną teczkę. Nie nastawiał się na nic wyjątkowego bo lata przesiewania takich zgłoszeń nauczyły go, że zdecydowana większość to pomyłki, fałszywe zgłoszenia, zbieg okoliczności i inne przyziemne sprawy w ogóle nie związane z łowami na tą przeklętą rasę na jaką polowali. Ale właśnie wiele spraw jakie w końcu do nich prowadziły zaczynały się właśnie od takich rutynowych zgłoszeń. Pożegnał się z szefem i poszedł do swojego gabinetu. Usiadł na ulubionym fotelu, wyjął z pudełka chupa chupsa, odpakował go i wsadził sobie w usta.

- No to pokaż kotku co masz w środku. - zamruczał sam do siebie wyrzucając papierek po lizaku do kosza i odpinając teczkę. Na samym wierzchu rozpoznał standardowy druczek z raportem nocnego dyspozytora jaki opisał o co mniej więcej chodzi w tym zgłoszeniu. Fizyczne papiery jeszcze nie dotarły ale maila z przysłanymi materiałami od tego detektywa z Paryża już mógł sprawdzić.




Miejsce: Belgia; Waterloo, farma Solange
Czas: 2025.06.06/07; pt/sb; noc, g 03:30 - 04:30; ok 1,5 - 0,5 h do świtu
Warunki: wnętrze budynku; jasno, cicho, ciepło; na zewnątrz: noc, pogodnie, sła.wiatr



Spotkanie z Maską



Okazało się, że szefowa nowego zespołu złożonego z wyłącznie świeżaków nie wezwała ich wczoraj do siebie ot tak tylko dla rozrywki czy aby uprzykrzyć im życie i plany na kolejną noc. Miała parę spraw do załatwienia.

Po pierwsze poprosiła o zwrot aktówek jakie im rozdała prawie równo tydzień temu. I właściwie tylko Bruno mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że je przeczytał w całości i się z nimi zapoznał. Reszta zespołu nawet jak się do tego nie przyznali albo ledwo musnęła wyrywkowo tu czy tam te akta albo w ogóle ich nie otwarła. Teraz już było za późno aby się z nimi zapoznać bo szeryf zażądała ich zwrotu. I wszystkie pięć kompletów akt wylądowało z powrotem na jej biurku. Potem przeszła do zasadniczej części spotkania.

- Dziękuję, że wszyscy przybyliście. Chciałam was zebrać razem aby nie powtarzać tego dwa razy. Maska wpadła w kłopoty. Jest spalona. Próbowała dostać się na to jedno z tych podejrzanych spotkań na jakich uczestniczy chociaż część waszych poprzedników i została nakryta. Udało jej się zwiać ale rozpoznali ją. Wiedzą, że to Anitte Blitz. Obecnie przebywa na farmie w Waterloo. Tam się z nią spotkacie. Przekaże wam co się tam dzieje i co się wydarzyło. Tylko zachowajcie ostrożność. To farma lupinów. I cały ten teren należy do lupinów. Ale z tymi z jakimi nas książę zawarł pakt parę lat temu. Więc my, z Paryża, jesteśmy tam względnie tolerowani. A lupini udzielili schronienia Masce. Jest teraz ich gościem. Mam nadzieję, że nie wywołacie żadnego skandalu na tym polu. Lupini jak na razie respektują zawarty układ ale sami wiecie jak to bywało między naszymi gatunkami. Nie ma co ich drażnić a ich drażni sama nasza obecność. Niemniej dlatego Maska jest tam względnie bezpieczna przed odwetem krwiopijców z Brukseli. - poinformowała ich co się niespodziewanie zmieniło w tych planach jakie mieli mniej więcej od tygodnia. Zasadniczo jednak zadanie nie podlegało tym zmianom. Dalej mieli dotrzeć do stolicy Belgii jako kolejna grupka paryskich studentów i zorientować się co się tam właściwie dzieje. Między Blitz z Berlina a grupą studentów z Paryża nie powinno być żadnych powiązań więc jak przyjadą to miasta to być może dowiedzą się o wpadce Anitte jako ciekawostce sprzed paru dni. A może w ogóle. Oczywiście z tego powodu Maska nie mogła pokazać się w Brukseli a obecnie wciąż lizała rany po tym dramatycznym pościgu. Dalej jednak mogła działać jako doradca, koordynator i łącznik z Paryżem. No i doświadczony agent który pomimo tej jednej wpadki nadal mogła służyć radą i swoim doświadczeniem. A kto wie? Może jeszcze jakoś udałoby się to odkręcić i Blitz mogłaby wrócić do miasta jakoś wyjaśniając swoje najście? To już by musieli sprawdzić na miejscu no i pogadać z samą Maską.

Dlatego zebranie nie było zbyt długie. Bladolicej szeryf zależało aby wszyscy wyruszyli i spotkali się z jej agentką jeszcze tej nocy. Z Paryża do Waterloo które obecnie wydawało się południowym przedsionkiem Brukseli to było ze 3-4 godziny drogi. Jak się doliczyło wyjazd z centrum miasta na autostradę to byli na miejscu gdzieś między 3 a 4 rano. Zjazd z autostrady na jakąś lokalną drogę, przejazd wśród raczej malowniczej, wiejskiej drogi i wreszcie wjazd w odpowiednią bramę. Po chwili wyszła jakaś kobieta, młoda i otworzyła im bramę a potem jak samochody wjechały to zamknęła.




https://i.imgur.com/VkTf23o.jpg

- Jestem Solange. Jesteście na moim terenie. Anitte czeka w środku. Chodźcie za mną. - gospodyni była w zwykłej bluzie z kapturem i jeansową kurtkę na niej. Miała ciemne, średnio długie włosy spięte w koński ogon. Więc wygląda dość zwyczajnie. Ale w tak zdawkowym powitaniu zdołała zawrzeć to, że niezbyt jest uradowana z przyjazdu gości. Zaprowadziła ich do środka swojego domu a tam do jednej z sypialni na piętrze. Tam zastali Maskę.

- To ja was zostawię. Będę na dole. - odparła krótko Solange i wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Za to pałeczkę przejęła agentka Aurory.

- Dzięki Sol! Kochana jesteś! - rzuciła Anitte do zamykanych drzwi. Bo ciemnowłosa gospodyni miała minę jakby chciała jak najszybciej opuścić to towarzystwo. Jeśli jakoś zareagowała na to podziękowanie to zamykane drzwi skutecznie to zasłoniły.

- Dobrze, że już jesteście. Planowałam to spotkanie w innych okolicznościach no ale wyszło jak wyszło. - ciemnowłosa siedziała oparta o wezgłowie łóżka. Była w samym podkoszulku i luźnych, szarych, dresowych spodniach. Jedną nogę miała sztywno wyciągniętą przed siebie i wsadzoną w improwizowane szyny. Więc widocznie od wczoraj co miała miejsce ta pechowa akcja o jakim nie tak dawno mówiła im Aurora w meeting room na 5-tym piętrze “Olimpu” to jeszcze nie zdążyła wszystkiego zaleczyć. Czarnowłosa i bladolica szeryf wprowadziła ich ogólnie w sytuację ale nie chcąc tracić czasu na pogaduchy i wiedząc, że lada chwila będą widzieć się z jej agentką jaka sama im będzie mogła o tym opowiedzieć nie rozdrabniała się w szczegóły. Piątka świeżaków z pięciu różnych paryskich klanów stłoczyła się w sypialni która zdecydowanie nie była projektowana pod takie liczne grono odwiedzających. No a Maska mogła im wreszcie streścić jak to wczoraj jej wyszło, że nie wyszło z tą penetracją tak, że ostatecznie skończyła na chacie u wilkołaków.


---




Opowieść Maski (06.05/06; cz/pt; Bruksela)



Kobieta ubrana w skórzane spodnie i skórzaną, krótką, motocyklową kurtkę stała w niedbałej pozie, opierając się łokciami o blat baru. Obok niej stał ledwo zaczęty, kolorowy drink ale ona sama nie zwracała na niego uwagi. Wyglądało jakby przeczesywała spojrzeniem skaczącą, tańczącą i bawiącą się na całego zawartość klubu. I po części tak było. Jednak wzrok jej regularnie uciekał w jedną stronę. Do ściany po drugiej stronie i drzwi na zaplecze. Oddzielała ją cała przestrzeń i spora ilość bawiącej się klienteli więc nie widziała ich cały czas ale też i duet ochroniarzy jacy przed nimi stali nie powinien zwracać na nią uwagi.

Zwróciła uwagę na te drzwi już wcześniej. Właśnie w tej intencji dzisiaj tutaj przyjechała. Czuła, że coś ciekawego może być za tymi drzwiami. Może właśnie coś po co ją tutaj przysłała Aurora? Na ile zdążyła się zorientować to ten klub był popularnym miejscem zarówno dla śmiertelników jak i polującej na nią koterii. Taki odpowiednik paryskiej “Meduse” tylko nie był osobistym ogródkiem i placem zabaw księcia tylko raczej do dyspozycji ogółu. Nawet dzisiaj spotkała parę znajomych twarzy, pogadała chwilę z tym czy z tamtą, pożartowali, powspominali jej ostatni emocjonujący wyścig i poemocjonowali się następnym. Jednym słowem ciemnowłosa, młoda kobieta zachowywała się tak jak Anittee Faber, Anarchistka z Berlina znana tutaj jako “Blitz” zachowywać się powinna. Ale dzisiaj widziała jak jedna, potem druga a teraz jakiś duet podchodził do owych tajemniczych drzwi, chwilę gadał z ochroniarzami ale wyglądało to na rutynowe przywitanie. Po czym gliniarze stukali w drzwi. Jak zauważyła odpowiednim sygnałem. Wtedy drzwi się otwierały i goście wchodzili do środka. Coś tam musiało być. Coś ciekawego. Nawet dla koterii. Bo gdyby chodziło o orgie czy krwawe żerowanie na całkiem chętnych ochotnikach no to na takie coś już bywała zaproszona a nawet bawiła się tam tym bardziej regularnie im większe osiągała sukcesy w wyścigach. Powoli robiła się z niej rozpoznawalna celebrytka w tym nocnym, tajnym życiu nieumarłej koterii. A mimo to nikt nawet nie zająknął się właśnie o tych drzwiach i tym co się za nimi znajduje.

- A zobaczę. Najwyżej udam pijaną i głupią. - wzruszyła ramionami. Wiedziała, że jutro powinni przyjechać ci nowi co mieli ją wspomóc w śledztwie. Nie była ich taka pewna. Wczoraj jeden z nich, ten dziadek od ptaków dzwonił do niej jakby w ogóle nie kapował jaką mają mieć rolę i maskę. Irytujące. I niepokojące. No rozumiała motywy szefowej dlaczego zdecydowała się na świeżaków no ale z punktu widzenia agentki to było przysłanie amatorów do sprawy dla zawodowców. Owszem była szansa, że to wszystko to jednak zbieg okoliczności, jakieś żarty czy fochy nieco starszych młodziaków co sobie woleli ułożyć życie i karierę tutaj niż w rodzimym mieście. Ale choćby właśnie patrząc na te drzwi i gości jacy za nimi znikali, to czuła, że jakaś gra się tu toczy. Gra cieni i w cieniu. To jednak samo w sobie jeszcze nic nie znaczyło. W jakiejż koterii nie toczyły się takie gierki? Pewnie w każdej. Rozmyślania i niespieszne przechodzenie przez tańczących i rozmawiających gości przyspieszyło jej zauważenie Patricka. Widziała poprzednio jak znikał za tymi drzwiami. I teraz też tam się kierował pewnym siebie, energicznym krokiem. Co oni tak wszyscy na jedną porę? Zebranie tam jakieś mają czy co?

- Patrick! Hej Patrick! - zawołała go i pomachała ramieniem aby zwrócić na niego swoją uwagę. I nagle całkiem gwałtownie wybiła do przodu aby go przechwycić zanim zniknie za drzwiami. Zauważył ją dopiero gdy skróciła dystans i oboje byli już parę ostatnich kroków od drzwi. Odwrócił się ku niej, pozdrowił skinieniem głowy, uśmiechnął się i zatrzymał.

- Cześć Blitz. Jak leci? - zagaił dość standardowo, ona też ale jednak szybko wyczuła, że się albo spieszy.

- Dobra to potem pogadamy, ja już muszę lecieć. Do następnego Blitz. - zagaił do niej żegnając się i zaczął odchodzić.

- Oj co do następnego? Po co czekać? Gdzie idziesz? Chodźmy razem. Albo możemy pojechać do mnie. Co ty na to? - zagaiła wesoło ciemnowłosa dziewczyna z filuternym uśmiechem na swoich pełnych ustach.

- Dzięki Blitz ale może następnym razem. Trochę się spieszę. - Patrick uśmiechnął się nieco nerwowo jakby mu dała do przełknięcia surową żabę. Wskazał bokiem głowy na drzwi i ochroniarzy jacy stali ledwo kilka kroków od nich.

- A to jakieś wstydliwe, tajne sprawy? To co tam będziecie robić? Obalać światowy rząd reptilian i syjonistów aby wprowadzić Nowy Porządek? - widząc, że Patrick nie łyknął haczyka i dobrowolnie jej ze sobą nie zabierze tylko upewniła się, że jest za tymi drzwiami coś ciekawego do poznania. Postawiła więc na ironię a trochę też chciała dać upust swojemu rozczarowaniu tym, że ją jednak spławił. W końcu wyczuwała, że mu się podoba a i on też jej całkiem całkiem. Nawet chętnie to leżenie i dopasowywanie się do siebie mogłaby z nim poćwiczyć. Zauważyła też jak zaśmiał się jeszcze bardziej nerwowo i z zakłopotaniem na tą jej dość luźną i ironiczną uwagę.

- Tak, coś w tym stylu. Tajne sprawy i tak dalej. To do następnego Blitz, ja muszę już lecieć. - pożegnał się próbując też zażartować na koniec ale na oko Maski to kiepsko mu to wyszło. Widziała jak odwrócił się do niej plecami, pogadał coś ze dwa słowa z ochroniarzami, ci skinęli głowami, zastukali w drzwi i te się otworzyły. A raczej trzeci z ochroniarzy jaki musiał tam być w środku je otworzył. A czwarty stał obok bo widziała kawałek jego rękawa wystający zza futryny i jak go Patrick pozdrowił skinieniem głowy jak wchodził. A potem jeszcze kawałek schodów prowadzących do góry dojrzała i drzwi się zamknęły.

- Czterech ochroniarzy i wzmacniane drzwi. Tajne hasła i kody. Tam musi się dziać coś cholernie wstydliwego. - mruczała do siebie przeciskając się przez tłum z powrotem do baru. Jej drink już zniknął ale nie zależało jej na nim. Znów oparła się leniwie łokciami o bar i zaczęła lustrować przez wierzgający, rozbawiony tłum klubowiczów tamtą ścianę, drzwi i ochroniarzy. Zastanawiała się co tu teraz zrobić. Wątpiła aby udało jej się doczepić do kogoś kto ją weźmie ze sobą do środka. Ochroniarze pewnie mieli polecenie aby wpuszczać wybrane osoby. Albo po prostu ich znali na tyle, że ich wpuszczali. Wejście siłowo raczej odpadało. Nawet jakby poradziła sobie z tymi dwoma na zewnątrz to by zrobiło się zbiegowisko. A czy by sobie poradziła nie była do końca pewna. Część ochrony to byli śmiertelnicy ale też trafiali się ghule, cienkokrwiści i pełnokrwiści. Potem jeszcze te wzmacniane drzwi i dwóch, przynajmniej dwóch, za nimi. Ostatecznie jeśli mieli tu podobny system bezpieczeństwa jak u nich w “Meduse” to nie dawała sobie realnych szans aby sforsować tą przeszkodę i to tak aby nie narobić zbiegowiska. Może jakby ktoś ją tam wkręcił ale na razie nie znalazła żadnego punktu zaczepienia. Absolutnie nikt nie mówił o tych spotkaniach co się tam odbywały. A przecież zapraszali ją na balangi i różne imprezy, w końcu sami traktowali ją jak wschodzącą gwiazdę nocnych rozrywek i kandydata na championa motocyklowych wyścigów. Wesoła, rozrywkowa Anarchistka z Berlina pasowała w sam raz do tego Miasta Próżniaków. I tutejsza koteria nie raz dała jej o tym znać. A mimo to o tych spotkaniach ani słowa. Jakby nie miała nawyku zwracania uwagi na szczegóły, skojarzenia i powiązania no i nie przyjechała tu jako szukająca dziury w całym agentka Aurory to by pewnie też to przegapiła. I była prawie pewna, że to nie przypadek i właśnie tak to było zorganizowane. Podobnie jak w “Meduse” ci co wiedzieli to łatwo wtapiali się w rozbawionych klubowiczów znikając na sporą część nocy w “H&H”.

- Zaraz, zaraz… Schody na górę? - zamrugała oczami i jej oczy skoczyły na wyższe kondygnacje ściany. Gdy wyszkolony umysł rozgorączkowany tajemnicą na jaką się natknął znalazł jakieś skojarzenie. Oczy widziały stopniowo niknącą w mroku ścianę. Ale nie aż tak aby nie było jej widać całkiem. A była tu na tyle często w ciągu ostatnich tygodniach, że mniej więcej miała w głowie chociaż ogólny rozkład budynku. Jak te schody co przez moment widziała prowadziły w górę to tam już wiele tego budynku nie zostało. Może jakieś biura, garderoby czy coś takiego. Za to na zewnątrz…

- Jeszcze zobaczymy kto tu jest większy cwaniak. - uśmiechnęła się złośliwie sama do siebie, oderwała się od blatu i raźno ruszyła w kierunku frontowego wyjścia.


---



Jak się okazało dobrze pamiętała jak ten budynek wygląda z zewnątrz. A dokładniej, że da się na niego wspiąć. Tylko najpierw musiała podskoczyć to narożnej kamery, przeciąć kabelek aby mieć choć chwilę spokoju i wścibskich spojrzeń Wielkiego Brata. Potem jeden sus, trochę się podciągnąć i już była przylepiona do zakratowanego okna. Jeszcze trochę rozgrzewającego wysiłku i wylądowała na dachu. Rozejrzała się bo była tu pierwszy raz. Na nocnej, raczej płaskiej powierzchni z przybudówkami, antenami satelitarnymi i innymi, wylotami wentylacji i tego typu raczej standardowym wyposażeniem dachów wszelakich nie zauważyła niczego podejrzanego. Albo chociaż nietypowego. Cicho i nieco pochylona ruszyła dalej jeszcze sama nie do końca wiedząc czego właściwie szuka. Podążała za swoim instynktem i intuicją jakie podpowiadały jej, że tutaj ma szansę dowiedzieć się tego po co wysłała ją tutaj szefowa.

Podejrzewała, że to właśnie w tej części dachu, jaka była od tej niezbyt dużej strony gdzie parę kondygnacji poniżej były tajemnicze wzmacniane drzwi pilnowane przez czterech ochroniarzy za jakimi zniknął Patrick i parę innych osób. To właśnie coś powinno być tutaj. Dojrzała kabinę z drzwiami jakie prowadziły z ostatniego piętra na dach i ruszyła w ich stronę. Ale wcześniej był lufcik, rzuciła na niego okiem odruchowo ale natychmiast przypadła do dachu. Ktoś tam był! W środku. Podkradła się ostrożnie do krawędzi i kawałek po kawału wychylała się ku niezbyt czystej szybie. W środku paliło się światło a dach był skryty w cieniu. Więc miała nadzieję, że nie będzie dla kogoś ze środka tak widoczna jak oni dla niej. Bo, w tym ułamku chwili ujrzała przynajmniej parę osób. Teraz jak powoli sie wychylała znów ujrzała najpierw jakieś dwie, trzy, cztery głowy. Potem szyje i resztę sylwetek. Sporo. Całe zebranie. Niektórych rozpoznawała jako raczej młode wampiry, w większości studenci albo byli studenci co wciąż pozostawali w mieście. Wyglądało, że siedzą sobie w rozluźnionych pozach. I chyba czegoś słuchają albo oglądają. Bo patrzyli się w podobnym kierunku i ze sobą chyba nie rozmawiali. Wydawali się za to zainteresowani tym co przykuwało ich uwagę bo nie wydawali się znudzeni, nie siedzieli w telefonach ani nie słuchali muzyki na słuchawkach. Czego oni tam tak słuchają? Albo kogo?

Nieco obeszła lufcik aby zmienić punkt widzenia. Wtedy dojrzała, że pod ścianą, gdzie było puste miejsce bez sof, krzeseł, foteli i stołów jakie w sporej mierze były pozajmowane przez członków różnorakich koterii dojrzała dwie postacie. Mężczyznę i kobietę. Oboje wyglądali dostojnie i przemawiali albo przedstawiali się. Ona wyglądała jakby chciała się upodobnić do stereotypu uczonej albo czarodziejki. Jak to klasyczni Tremere się lubowali. Długi ozdobny płaszcz z kapturem wyglądał jakby był z wiktoriańskiej albo i starszej epoki. Albo tak stylizowany. On zaś wyglądał jak jakiś polityk, kongresman czy biznesmen z wyższej półki. Ale w tym mieście przenicowanym na wskroś przez wszelkie organizacji ONZ, Unii, ambasad czy różnych korporacji to nie było aż tak dziwne.

- I co? Będziecie się rozbierać? Jakaś orgietka może? Może ze zwierzętami? Ponoć modne w tym sezonie. Bo jak nie to czego się tak wstydzicie co? - mruczała do siebie w myślach bo jakoś wyglądało to tak spokojnie, że aż nudnie. Gdyby działa się tu orgia, jeszcze krwawa, taka hardcore z sikającą krwią i trupami no mogłaby zrozumieć, że nie jest to powód aby się z tym obnosić nawet przed resztą koterii. Ale to? Jakaś pogadanka? Szkolenie? Wykład? Sprzedaż garnków? Od kiedy to jest takie wstydliwe albo tajne aby robić z tego taki big deal?

Tylko, że nic nie słyszała o czym rozmawiają. A samo zebranie niewiele jej mówiło o czym tam gadali. Wyjęła telefon aby chociaż nagrać tych dwoje. Uruchomiła kamerę i wycelowała pod skosem w dół.


---



Nie była do końca pewna jak ją nakryli. Ale jak jej wyczulone zmysły usłyszały kroki na schodach prowadzących na dach czuła, że to nie przypadek. Zwłaszcza jak po chwili nasłuchiwania zorientowała się, że jest ich więcej niż jeden. I starają się zachowywać dyskretnie. Usłyszała odgłos wciskania metalowych przycisków zamka kodowego jak już rwała sprintem po dachu. Dopadła do krawędzi i wyjrzała na dół. Tam też stali. Trzech typków w uniformach ochrony klubu. Jeden rozmawiał przez radio, drugi go słuchał czy obserwował a trzeci zadzierał głowę do góry w stronę dachu. Zobaczyli się w tym samym momencie.

- Tam jest! - krzyknął ten z dołu przykuwając uwagę kolegów. Też spojrzeli a ona odskoczyła od krawędzi dachu. Odwróciła się za siebie, ci od drzwi już je otworzyli i weszli na dach rozglądając się po nim. Też ich było trzech. Ci jej jeszcze nie zauważyli ale okrzyk z dołu skierował ich we właściwą stronę. A potem już poszło szybko. Nie było czasu na finezję, miała nadzieję, że jak się im urwie to nawet jak odkryli, że mieli nieproszonego gościa na dachu to raczej nie będą wiedzieć kogo. Słyszała ich krzyki za sobą gdy ruszyła z impetem w kierunku krawędzi dachu. A potem jeden sus, krótki lot i gruchnęła z impetem na jakieś metalowe schody. Nie zdążyła wychamować swojego pędu i przygrzmociła głową i barkiem w te barierki. Ból zamroczył ją na chwilę. Czuła jak coś w uderzonym barku jej przeskoczyło i miała mroczki przed oczami.

- Tam jest! - usłyszała gdzieś z dołu. Pewnie ci których wcześniej widziała na dole ulicy. Ale usłyszała coś co zwiastowało prawdziwe kłopoty. Odgłos uderzenia na dachu na jaki jej nie udało się dolecieć. Wątpiła aby jakiś śmiertelnik mógł tego dokonać. A więc to raczej nie był śmiertelnik. Zerwała się i zeskoczyła w dół. Po chwili szybowania wylądowała kilka pięter poniżej. Zachwiała się ale na chwilę, potem ruszyła przed siebie. Mając nieśmiertelnego na karku nie bawiła się w subtelności tylko skorzystała z mocy swojej krwi aby pędzić do przodu jak nocny wicher. Z każdym krokiem zostawiała za sobą coraz bardziej ścigających ją śmiertelników. Ale nie miała pojęcia co porabia ten kainita na dachu. Wypadła na ulicę i dostrzegła czekające na czerwonym świetle samochody. W tym motocyklistę na sportowym Kawasaki. Spojrzał ku niej w swoim kasku dostrzegając wybiegającą niespodziewanie z bocznej ulicy kobietę w skórzanym komplecie. Nie zdążył zrobić nic więcej nim już była przy nim.

- Pożyczę! - krzyknęła do niego bez ceregieli spychając go z siodełka. Zaraz dosiadła swojego nowego wierzchowca, dała po manetkach i wyjechała z rzędu czekających aut. Zawróciła i odpaliła maszynę na całego. Rozbudzona wielokonna bestia zaryczała z radością prując chwilowo pustym asfaltem i zagłuszając okrzyki poprzedniego właściciela.


---



- To była Blitz! Zgarnęła niebieski Kawasaki Ninja. Nie widziałem numerów, pojechała na wschód! Dajcie znać do naszych, niech ją wyśledzą! - Arnold widział z góry jak uciekinierka przejęła motocykl ale już nie zdążył temu przeszkodzić. A na piechotę nie miał się co z nią ścigać wiec odprowadził ją wzrokiem jednocześnie wykrzykując w krótkofalówkę swoje rozkazy. Jak tylko mu zameldowali, że te uszkodzenie kamery to ktoś tam przeciął kabelek to szef zarządził pogotowie alarmowe. A jak poszperali tu i tam szukając trochę po omacku kto to mógł zrobić to widocznie spłoszyli podglądacza. Zwłaszcza po tym jak poszli sprawdzić dach. Też trochę w ciemno i na wszelki wypadek. I tam właśnie widział jak jakaś kobieta ubrana na czarno bierze rozbieg i daje susa na sąsiedni budynek. Albo kiepsko wymierzyła, albo nie była w tym tak dobra, albo na odwrót, od razu chciała skoczyć na tamte schody. No ale impet zadziałał przeciwko niej. On miał większą swobodę manewru, kilka sekund ale większą. Mógł się rozpędzić i dać susa na drugi dach. No ale tamta musiała używać przyspieszenia jak tak ostro wyrwała do przodu. Biegł przy krawędzi dachu ale nie dał rady jej dogonić. A jak już zwinęła motor to już w ogóle nie było sensu jej ścigać. Ale gdy stał na krawędzi dachu i ją chwilę obserwował rozpoznał ją. To była ta Blitz z Berlina. Ta ostra, wesoła Anarchistka z Berlina. Ostatnio robiła niezłą furorę na tych nielegalnych, nocnych wyścigach. Nawet z nią gadał raz czy dwa. I zrobiła na nim całkiem pozytywne wrażenie. Po cholerę pakowała się na ten dach?

Zastanawiał się nad tym gdy biegł z powrotem do klubu. Potem na dół i do pokoju strażników. Tam już zebrało się całe towarzystwo ochrony. Śmiertelnicy, ghule, cienko i pełnokrwiści. Mieli kogoś na każdą okazję.

- Mamy ją. Kieruje się na południe, chyba chce wyjechać z miasta. Garry, Siergiej i Arnold bierzcie furę i przechwyćcie ją. Najlepiej żywą. Trzeba ją przesłuchać. Będziemy was informować gdzie się znajduje. Reszta wracać do swoich zajęć, nie ma co robić zbiegowiska. I uważajcie bo to może być tylko jakaś podpucha do czegoś większego. - szef wydał dyspozycje gdy odezwali się do niego cwani chłopcy od monitorów i klawiatur który mając czas i miejsce oraz rysopis poszukiwanej i jej pojazdu dzięki systemowi monitoringu miejskiego dość szybko namierzyli zbiega. I od tej pory mogli monitorować jej poczynania na bieżąco. Przynajmniej póki nie wyjechała z centrum i w ogóle z miasta bo tam dalej to już było mniej kamer. Po chwili trójka kainitów trzasnęła drzwiami usportowionej limuzyny i ruszyli w ślad za zbiegiem.


---



- Zwolnij dziewczyno, chcesz zapłacić mandat? - upomniała samą siebie gdy tylko urwała się pogoni. Jeszcze zrobiła parę skrętów w losowe ulice aby się upewnić, że nikt jej nie ściga ale widocznie nie. Ta myśl, że miałaby zwykłemu policjantowi płacić zwykły mandat za przekroczenie prędkości na tyle wydała jej się niedorzeczna, że ją rozbawiła. I pozwoliła się uspokoić. Zwolniła rozpędzoną maszynę do przepisowej prędkości i dała się jej prowadzić. Sama zaś zastanawiała się co dalej robić.

Doszła do wniosku, że niewiele się dowiedziała. Potwierdziło się to, że mają tam jakieś tajne zebrania. I to chyba całkiem liczne. Udało jej się nieco nagrać w tym tą dwójkę co chyba prowadziła to spotkanie jak jacyś mentorzy czy inni tacy wodzireje. Uznała, że najwyżej wyśle ten filmik do Aurory i może ona coś z tego wyciągnie. Ale to chyba było to. Te spotkania. Takie tajne, poufne i tak skutecznie pilnowane. Nawet przez spokrewnionych z ochrony klubu. Nawet nie wiedziała, że tacy tu są. Domyślała się, przez analogię do “Meduse” no ale nie miała pewności. Machinalnie zauważyła, że wyjechała z miasta na obwodnicę wokół miasta. Musiała gdzieś zjechać aby wysłać filmik i w ogóle pogadać z “babcią”.


---



- Zwalnia. Chyba chce zjechać. - zauważył Garry jaki siedział za kierownicą. Blitz miała początkowo przewagę na tyle dużą, że raczej nie mieli szans jej dogonić ani nawet znaleźć. Ale dzięki współpracy z chłopcami od komputerów wiedzieli którędy pojechała. A jak sama zwolniła aby pewnie nie rzucać się w oczy w miejskim ruchu wówczas udało im się skrócić dystans. Jak wyjeżdżała z miasta na obwodnicę już kamer tak dużo nie było ale udało im się nadrobić straty i już siedzieli jej na ogonie. Arnold który był tutaj głównym rozgrywającym w ich trójce zastanawiał się jak to właśnie rozegrać. Nocą autostrada była znacznie mniej ludna niż w dzień więc dawało im to sporo możliwości. Zastanawiał się czy pojechać za berlińską Anarchistką i zobaczyć gdzie ich zaprowadzi czy uderzyć od razu. Właśnie doszedł do wniosku, że lepiej nie kombinować za bardzo, postawić na prostotę czyli natychmiastową akcję. A jakby na zamówienie niebieskie Kawasaki dało migacz i zaczęło zjeżdżać na boczny pas.

- Jedź za nią. Dorwiemy ją jak zjedzie. - polecił Arnold siedzący na miejscu pasażera. Sam zaś wyjął z kabury klamkę i otworzył boczną szybę. Siergiej siedzący za nim postąpił podobnie. Zaś Garry przyspieszył aby nie zgubić motocyklistki na tym długim wirażu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 11-12-2022 o 15:15. Powód: Zmiana linka do obrazka Solange.
Pipboy79 jest offline