Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2022, 16:17   #55
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Otto ledwo powstrzymał się przed śmiechem zadowolenia. Te cudowne istoty wiedziały co nadchodzi, czuły postęp kultu. Musieli jednak poczekać, pora na ich wyzwolenie przyjdzie, kiedy zbiorą wszystkie artefakty.
Postanowił zająć się Mariką, najlepiej pozbyć się jej z tego miejsca nim stanie jej się krzywda.
- Dzień dobry, Mariko. Podoba mi się twój nowy wystrój. Proszę, dziecko udaj się do swego pokoju. W nagrodę zabiorę cię do córy Pajęczej Królowej. - mówił w miarę cicho, na tyle, aby jedynie kobieta go słyszała - Jest w mieście, ma piękny długi ogon i ręce, które dostarczą ci wszystkich przyjemności, których byś zapragnęła. Udaj się do pokoju, a przedstawię cię jej na dniach.

- Tak? - naga pacjentka prezentowała się całkiem ciekawie dla kogoś kto lubił młode, kobiece wdzięki. A sama zdawała się nie zważać albo nie dostrzegać swojej nagości. Za to słowa jednookiego zaciekawiły ją. Bo przez chwilę po prostu stała i obserwowała go z zaciekawieniem w ogóle nie zważając na ten harmider i awanturę jaka się rozgrywała ledwo parę kroków dalej.

- Nie lubię tego starego stroju. Drapie i jest brzydki. Chciałabym coś ładnego i kolorowego. - powiedziała bez sprzeciwów przechodząc przez pogrążoną chaosem stołówkę i kierując się do wyjścia. Mówiła jakby rozmawiała z kolegą z jakim właśnie można porozmawiać. Gdy wyszli na korytarz zrobiło się dużo ciszej a z każdym kolejnym krokiem harmider cichną za ich plecami. Słychać było klaskanie bosych stóp pacjentki po posadzce. A ona sama mówiła dalej.

- Znasz Pajęczą Królową? Słyszysz ją? Bo ja nie zawsze. Ale jak czasem mi się śni. I jest taka piękna! Chciałabym ją poznać i jej służyć! I kochać się z nią! - westchnęła z rozmarzeniem jakby opowiadała jakiś cudowny i najpiękniejszy sen który miała nadzieję, że się może ziścić.

- I znasz jej córę? Możesz mnie do niej zaprowadzić? Oj tak! Tak bym chciała! Proszę Otto zaprowadź mnie do niej! Ona na pewno zna naszą królową i może nas do niej zaprowadzić! I ma ogon? O to ciekawe. Takie siostry z ogonami, rogami, piersiami, łuskami też mi się śniły. Pajęcza Królowa je lubi i one jej służą i pomagają. - Marika nie stawiała oporu a nawet można było powiedzieć, że poszła na pełną współpracę. Wydawało się, że rozmowa pochłonęła ją na tyle, że przestała zwracać uwagę na resztę. Nawet jak któryś z mnichów przebiegł ze zwojem liny mijając ich korytarzem i wybałuszył oczy ze zgrozy i zdumienia na widok kroczącej środkiem korytarza naguski. Przeżegnał się i minął ich biegnąc w stronę stołówki. Zaś dwójka rozmówców doszła do cel w jakich ostatnio przebywała Marika jako rezultat kary za ostatnie lubieżne zachowanie w zeszłym tygodniu.

- Nie lubię tego miejsca. Nikt mnie nie odwiedza. Jestem tu sama. Nie mam nic do zabawy. I te głupie, brzydkie, drapiące ubranie. Nie lubię go. - humor pacjentki się skwasił gdy dojrzała gdzie się znaleźli i widocznie nie przepadała za tym miejscem.

- Wiem, też za nim nie przepadam. Uwierz mi, nie będziesz tu zawsze. Ja i moi przyjaciele pracujemy, aby zapewnić tobie i innym tu bezpieczne miejsce w mieście. Tylko ciiii… - zasłonił usta jednym palcem - To niespodzianka. Nowego ubrania, nie mogę ci dostarczyć, ale nie widzę problemu, abyś tak siedziała w swym pokoju. Mnisi po prostu dawno nie widzieli kobiety tak pięknej jak ty, więc nie wiedzą co ze sobą zrobić. A co do gości… - uśmiechnął się - Chcę, abyś zapamiętała dla mnie imię, dobrze? Soria. To córka Pajęczej Królowej. Jeżeli uda mi się, zaprowadzę cię do niej. W pięknej sukni. A teraz czekaj tu grzecznie i śnij o pięknej Sorii i cudownych, niegrzecznych rzeczach, które razem zrobicie. - Otto zamknął celę kobiety i ruszył z powrotem do jadalni.

- No dobrze, tak zrobię. Soria? Ładne imię. Tajemnicze. I mogę zostać bez ubrania? To cudownie! Nie lubię tych szarych szmat! I dobrze, jak dla Sorii to poczekam dla niej! I dziękuję ci Otto, jesteś najmilszy z nich wszystkich! - młoda pacjentka rozpogodziła się jakby uważała, że te niedogodności to już tylko chwilowo i wkrótce czeka ją lepsze życie z Sorią, Pajęczą Królową i całą resztą wspaniałości. Na koniec uściskała swojego wybawcę, pocałowała go w policzek i sama weszła do swojej celi machając mu jeszcze na pożegnanie przez małe okienko w drzwiach celi. I chyba faktycznie nie zamierzała się w nic ubierać. W każdym razie tak ją zostawił w tej celi.

Otto westchnął i wrócił do jadalni starając się ocenić szkody i gdzie jego pomoc się jeszcze przyda.

W stołówce sytuacja się zasadniczo nie zmieniła. Co zapowiadał już harmider słyszalny na korytarzu jeszcze zanim otworzył drzwi. Zaraz za nimi natknął się na grupkę z Anniką w roli głównej. Jego kolegom udało się jakoś związać jej nadgarstki z przodu. Ale resztę ciała dziewczyna miała swobodną i korzystała z tego bez skrupułów walcząc jak pojmana lwica. Dwóch mnichów z trudem ją przytrzymywało za ramiona siłując się z nią i powoli zdobywali teren w postaci wleczenia jej w kierunku drzwi na korytarz. Po to aby ją pewnie zamknąć w odosobnionej celi tam gdzie Otto dość gładko udało się umieścić Marikę. Andreas zaś był tym trzecim w komplecie jaki się z zmagał z upartą pacjentką. Akurat jak wszedł Otto to dostał od niej kopniaka w brzuch więc poleciał do tyłu ze dwa kroki zanim wyłożył się na podłodze jak długi.

Za tą grupką George dalej leżał zwinięty w kłębek na stole i chyba tu się niewiele zmieniło odkąd młody pomocnik z jednym okiem wyszedł ze stołówki z Mariką. Zaś Torn siał spustoszenie jak rozjuszony buhaj młócąc bez opamiętania zarówno pacjentów jak i obsługę, kto mu tam podpadł pod pięści i kopniaki. Zza zasłony stołów nie widać było co się dzieje z Vigo i tym mnichem jaki tam upadł razem z nim po oberwaniu ławą Thorna.

Otto westchnął. Z Anniką dadzą sobie już chyba radę, zostało więc "obłaskawienie" Thorna.
Podszedł do rozjuszonego mężczyzny, zrzucając szatę, pozostając w samych spodniach. Jego ciało było pokryte dość przykrymi bliznami, nie licząc oczywistej na twarzy. Wziął głębszy oddech.
- THORN! - zbliżył się do wściekłego mężczyzny bez strachu - Uspokój się, albo wsadzę ci ławę tak głęboko w zad, że będziesz kaszlał drzazgami! - spokojne podejście nie miało sensu, Thorn jest tak pochłonięty rządzą krwi, że trzeba albo mu ją fizycznie wybić z łba, albo pokazać, że jest się straszniejszym od niego.

Otto minął szamoczącą się ze sobą czwórkę. Słyszał jak rozjuszona Annika szarpie się i zduszonym głosem przeklina ich wszystkich obiecując, że ich dorwie i poderżnie im gardła. Stopniowo jednak przewaga liczebna robiła swoje i cała grupa była coraz bliżej drzwi na korytarz. Co tam dalej się działo to młodzian zostawił za swoimi plecami przechodząc przez stołówkę i zbliżając się do Thorna jaki był właśnie zajęty punktowaniem twarzy jednego z pacjentów. Spojrzał na niego spod byka wciąż nie puszczając swojej ofiary i chwilę mierzyli się wzrokiem.

- My tu sobie tylko rozmawiamy grzecznie. Nie wtrącaj się. - warknął do niego pacjent gdy już oszacował wzrokowo z kim ma do czynienia. Otto nie był tak postawny jak koledzy ze zboru jak choćby Silny czy Egon. Ale do ułomków też nie należał. Thorn wydawał się nieco masywniejszy od niego ale nadal wydawali się mieć dość zbliżone do siebie rozmiary co było istotne gdyby doszło do bitki. Wydawało mu się, że na chwilę Thorn się zawahał zanim odpowiedział ale widocznie nie na tyle aby zaprzestać swojego zajęcia.

Otto chwycił nadgarstek mężczyzny, kiedy ten przymierzał się do kolejnego ciosu. Tym razem nie krzyczał, jego głos był spokojny i zimny.
- Thorn, jesteś pacjentem. Więc, nie mogę cię skrzywdzić… nieodwracalnie. - to mówiąc ścisnął mocnej nadgarstek mężczyzny - Rozumiesz?

Przez chwilę wydawało się, że Thorn po prostu go trzaśnie. Spojrzał w dół na trzymany nadgarstek i z bliska Otto widział jego rozdymane wściekłością nozdrza i przekrwione oczy przepełnione rządzą krwi, zniszczenia i mordu. Mierzyli się spojrzeniami jakby pacjent liczył na to, że opiekun zmięknie i odpuści. Gdy ten przetrwał ten pierwszy moment przez chwilę nie było widać żadnej zauważalnej reakcji. Ale wreszcie coś się zaczęło dziać.

- To tylko zwykły kanciarz. Obiecał mi kasę a nic mi nie dał. No to mu się należy łomot nie? Co będzie oszukiwał porządnych ludzi nie? - odezwał się dalej trzymając w garści pobitego pacjenta. Ten akurat był dość porywczy w gadaniu i gadał co mu ślina na język przyniesie. A, że czasem gadał zbyt niestworzone albo niecne rzeczy to podejrzewano podszepty złego więc umieszczono go w hospicjum na obserwację. Raczej nie bywał agresywny i nie sprawiał kłopotów no ale być może jak się rozpędził to mógł coś obiecać czy naopowiadać Thornowi a może i nie. Obecnie Thorn nie wyglądał aby potrzebował jakiegoś dużego pretekstu aby przylać komukolwiek.

- Naprawdę? A wiesz, jak mało mnie to obchodzi? Puść go teraz i do lazaretu, będzie musiała pójść jedna osoba mniej. - Otto, nadal nie puszczał nadgarstka Thorna. Będzie musiał później porozmawiać z nim i z Anniką - Puszczaj! - to ostatnie brzmiało jak komenda do psa.

Przez chwilę Thorn mierzył go złym spojrzeniem jakie nie obiecywało nic dobrego. Ale w końcu wzruszył ramionami i puścił drugiego pacjenta. - Dobra, dobra, tylko rozmawialiśmy. Taka przyjacielska rozmowa nie? - powiedział kopiąc na pożegnanie puszczonego kolegę w żebra. Ten załkał boleśnie ugodzony ale widocznie był zbyt zmęczony aby zrobić coś więcej.

- Dobrze, teraz udasz się do swojego pokoju i poczekasz tam na mnie. Chcę cię czegoś nauczyć. Nie martw się, spodoba ci się. - podniósł swoją szatę i wrócił do Andreasa sprawdzić jak idzie jemu i reszcie z Anniką.

- Dobra co mi tam i tak mi się tu zaczynało nudzić. - Thorn wzruszył ramionami i obojętnie ruszył w kierunku wyjścia na korytarz. A Andreasa i Anniki już nie było widać. Więc musieli wydostać oporną pacjentkę na korytarz. Przez co zrobiło się na stołówce nieco spokojniej jak dwa ogniska największego zamieszania znalazły się za drzwiami.

Otto kiwnął głową i podszedł do Georga, sprawdzić jak czy nie potrzebuje bardziej naglącej pomocy.
- George? Jak się trzymasz?

Pacjent wyglądał dość mizernie. Leżał zwinięty w kulkę na stole tak jak upadł przez co już wydawał się być bezbronny i słaby. Do tego obwiązana opatrunkami głowa, inne wystające spod koszuli jakie założono mu po zeszłotygodniowej bójce też nie poprawiały mu wizerunku. Podobnie jak gorączkowe ni to łkanie ni mamrotanie pod nosem. George wydawał się nie zwracać uwagi ani na Otto ani na całą resztę awantury w stołówce. Ale chyba jakiś umierający to nie był, w każdym razie na koszuli czy stole nie było widać świeżej krwi z nowych ran. To grzmotnięcie w plecy rzuconym stołkiem jednak mogło go w jakiś sposób uszkodzić.

- Spokojnie, będzie lepiej. - delikatnie pogłaskał pacjenta po głowie i ruszył na poszukiwania Vigo. Jeżeli jego stan zdrowotny jest tak słaby, może uda się przekonać nadzorców na wypuszczenie go do zbadania przez Sigismundusa.

Vigo i jego opiekuna znalazł pod ścianą. Widocznie tam zdołał kolega odciągnąć pacjenta. Widząc zbliżającego się Otto machnął do niego dłonią.

- Ale mnie trzasnął. Oh! Moje plecy… - wyjęczał boleśnie trafiony przez Thorna pielęgniarz. Chyba mimo to dał radę odciągnąć Vigo poza zasięg spustoszenia jakie przed chwilą siał Thorn ale tu jego siły się wyczerpały. Leżał obok swojego pacjenta. Ten zaś dyszał ciężko i chrapliwie. Wpatrywał się w sufit niewidzącymi oczami. Czoło miał rozpalone a pot błyszczał mu niezdrowo na skórze. Wydawał się być o krok przed Bramami Morra.

- Nie wygląda dobrze. - skomentował Otto - Ty też miałeś lepsze dni. Słuchaj zajmijcie się wszystkim tutaj, Thorn i Marika są już chyba w swoich celach. George jest ogłuszony na stole. Vigo potrzebuje opieki, a ty nie jesteś zbytnio przy zdrowiu, aby mu konkretniej pomóc. Zabiorę go do Sigismundusa w mieście, znamy się. Wyjaśnie co się stało i postaramy się mu pomóc. Jakby co biorę wszystko na siebie. - Otto spróbował podnieść Vigo i ruszyć z chorym.

- Dobra, dobra… - kolega machnął ręką ale Otto nie był pewien czy zrozumiał co do niego mówił. Wyglądał na mocno obolałego. Sam Vigo nie stawiał oporu. Ale był to jednak spory balast do dźwigania bo był kompletnie bezwładny. Otto zdał sobie sprawę, że długo go tak nie da rady nieść samodzielnie. Przydałby się ktoś do pomocy albo jakieś nosze czy inny środek transportu. Na razie jednak dał radę wywlec Vigo z ogarniętej chaosem stołówki hospicjum na korytarz. Jak chciał z nim wyjść na zewnątrz to musiał minąć te cele z pacjentami a potem recepcję na jakiej ktoś powinien chyba siedzieć.

Otto westchnął, będzie musiał poprosić kogoś, aby zawiózł jego i Vigo do miasta. Podniósł chorego i ruszył z nim dalej. Gdy dotarli do recepcji zaczął się rozglądać za pomocą.

Na recepcji zastał Marcusa, jaki wydawał się zabiegany i roztargniony. W końcu nawet tutaj docierały odgłosy awantury jakiej sercem była stołówka ale objęła ona też chyba sporą część hospicjum. Słychać było krzyki, tupot nóg, odgłosy szamotaniny i dzikie wrzaski. Nawet jeśli nieco wytłumione przez ściany i korytarze. Kolega spojrzał na wychodzącego z korytarza kolegę dźwigającego gorączkującego i chwiejącego się pacjenta.

- Po co go tu przyprowadziłeś!? Zabierz go do celi albo lazaretu, ale nie tutaj! - krzyknął roztargnionym tonem Marcus niezbyt rozumiejąc po co aż tutaj Otto przywlókł tego pacjenta.

- Jego stan się pogarsza, a nasz aptekarz zarwał ławą. Zabieram go do Sigismundusa. Będziesz w stanie załatwić nam wóz? - Otto posadził Vigo na posadzce - Sytuacja w jadalni już zarzegnana.

Kolega z recepcji spojrzał na niego z powątpiewaniem. Zawahał się na chwilę. Spojrzał znów na korytarz jakim przyszli i chyba sprawdzając czy ktoś jeszcze tam nie idzie albo jak tam to po prostu wygląda. Ale akurat nikogo więcej nie było w zasięgu wzroku i słuchu. Poza nieco zniekształconymi dźwiękami awantury w głębi budynku.

- Nie mamy wozu. Jeszcze w Festag i to taki? Wątpię. I nie mam kogo posłać. Normalnie to na końcu ulicy stoją jakieś dorożki to tam spróbuj, może ktoś będzie tam stał. - poradził w końcu Otto. W taki dzień jak dziś faktycznie mogło być krucho z dorożkami ale jak już to na placyku przy końcu ulicy może jakaś by stała. A przy tak skromnej obsadzie hospicjum jak dzisiaj to nie bardzo było kogo jeszcze posłać poza mury jak większość obsługi zmagała się z niesfornymi pacjentami.

- Jasne, przypilnuj go. Raczej nigdzie się nie wybiera, ale nie wiadomo. - Otto ruszył szukać dorożek. Miał nadzieję, że uda mu się kogoś wynająć do transportu.

Vigo jęknął boleśnie po czym rozkaszlał się nieprzyjemnie gdy Otto zmienił jego pozycję kładąc go obok recepcji. Po czym jednooki wyszedł na zewnątrz. Dojrzał dość szybko miejsce gdzie zwykle stały i miał na tyle szczęścia, że dwie z nich zajmowały swoje standardowe miejsce postojowe. Dorożkarz zgodził się na nowy kurs bardzo chętnie. Otto wrócił więc pod główne drzwi hospicjum na tylnej ławie pojazdu po czym znów znalazł się przy recepcji.

- Chodź Vigo idziemy do doktora. - Otto wciągnął chorego na swoje ramie - Mam nadzieję, że nie narzygasz w dorożce. Nie chce płacić więcej. - spojrzał na recepcjonistę - Wrócę, jak upewnię się, że jest stabilny. To, albo jutro. Zależy co przyjdzie pierwsze. - mnich zabrał Vigo do dorożki i usadził go delikatnie na siedzisku.

- Dobra, powiem Andriejowi. - skinął kolega za bardzo chyba nie mając ochoty na spoufalanie się z rozgorączkowanym i kiepsko wyglądającym pacjentem. Zwłaszcza jak od dłuższego czasu wiadomo było, że jego stan się tylko pogarsza i chyba wszyscy spodziewali się, że powinien wkrótce kopnąć w kalendarz.

- A ten co? Pijany czy chory? - zagaił dorożkarz gdy zorientował się, że klient nie wrócił sam do dorożki. Też za bardzo chyba nie miał ochoty wozić kogoś tak ciężko chorego. I pewnie dlatego został na swoim koźle. A jak Otto zajął swoje miejsce to zapytał dokąd ma ich zawieźć po czym ruszył przed siebie przez ogarnięte popogrzebową żałobą miasto.
- Jesteśmy w hospicjum, jak sądzisz? - Otto spojrzał na Vigo i westchnął, pokierował dorożkarza, aby ruszył do przybytku Sigismundusa. Zostawi tam Vigo, jak upewni się, że ich cyrulik będzie w stanie ustabilizować chorego. Następnie będzie musiał udać się do Priory, będzie musiał ustalić kilka rzeczy z Sorią, poszuka też Łasicy (znając tą rozpustnice znajdzie ją między nogami Sorii)., aby przekazała Starszemu i Merdze, że chce się z nimi spotkać. Sytuacja w hospicjum może przerodzić się w kłopoty dla zboru.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem