Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2022, 05:57   #150
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 39 - 2520.04.14 fst (8/8); południe

Miejsce: Góry Środkowe; pd-wsch rejon; dolina Liedergart - Bastion; Bastion
Czas: 2520.04.14; Festag (8/8); południe
Warunki: - na zewnątrz: jasno, d.sil.wiatr, zachmurzenie, ziąb



Wszyscy



Pierwsza noc spędzona w Bastionie jaki miał się stać nowym domem dla tej gromady ludzi i garstki nieludzi przeszła dość spokojnie. Warunki zapewne gdzie indziej by nie powalały komfortem. Nawet w przeciętnej, przydrożnej gospodzie na trakcie można było dostać lepsze wygody. Jednak w porównaniu do nocowania w namiocie pod chmurką jak to zwykle nocowali przez ostatnie trzy tygodnie to na na pewno było o niebo lepiej. W zamku tak jak i w poprzednich z dachów a często i podłóg niewiele zostało. Więc trudno było o ten symboliczny dach nad głową. Ale w tym mieszkalnym budynku w jakim ulokował ich margrabia i jego świta między parterem a piętrem uchowała się podłoga. Więc ten dach jednak był. Podobnie jak kilkoro szczęśliwców mogło sobie nocować w komnatach na piętrze. Co prawda nie było tam szyb i okna były zabite deskami lub raczej “czym-się-dało”. Ale to dla wszystkich były drobne niedogodności. Przeważyła przyjazna atmosfera, gościna gospodarza, pełny żołądek i poczucie, że te wszystkie trudy ostatnich tygodni jednak nie poszły na marne i górska twierdza nie okazała się mirażem jakichś hochsztaplerów. Więc jak towarzystwo czuło w grzbietach i nogach te kilka dni podróży w wiosennej słocie od opuszczenia Liederarten, w żołądkach ciepłą strawę a jeszcze Carla uderzyła w struny lutni grając wesołe piosenki to do północy większość z nich udała się na swoje posłania i spała tak do rana. Rano zaś można było obudzić się w domu. W swoim nowym, własnym domu. Nawet jeśli od ręki był do remontu i na razie wszyscy korzystali z gościny margrabiego to jednak gdzieś tu, za tymi ścianami i murami, było całe, opuszczone przez wieki miasto z jakiego każdy miał okazję wyciąć sobie swój własny, kawałek nowego świata. Dla siebie a może i dla swoich potomków. Wczorajsza wieczerza gdzie margrabia potwierdził nadanie szlachectwa Inez oraz Petrze, mianował Eryka, tego górskiego rozbójnika, swoim porucznikiem i ogólnie wyglądało na to, że trójka jego wysłanników do Lenkster raczej za bardzo nie rozmijała się z prawdą opisując co ich tu wszystkich czeka.

Ranek okazał się pochmurny i zimny. Ale po trzech tygodniach podróży przez te górskie ostępy to raczej nikogo nie dziwiło. Nadal panowała wesoła i przyjemna atmosfera. Ponownie wszyscy spotkali się w tej dużej sali ze stołami gdzie wieczorem jedli wieczerzę. Tym razem jednak już w sporej mierze i nowi obywatele tego górskiego kasztelu dorzucili swoje ręcę do tej kuchennej pracy. W końcu służących górskiego lorda była tylko garstka i nie byliby w stanie sprawnie przygotować posiłku na czas dla takiej ciżby.

Różnicą było to, że nie było dzisiaj margrabiego i jej magister. Za to przyszedł Thomas oraz dwie dotychczasowe szefowe karawany. Przy śniadaniu siostra Yvonne ogłosiła i zaprosiła wszystkich na poranną mszę. Oraz też poprosiła ochotników o pomoc w przygotowaniu tej mszy. Bo z samego rana była w świątyni Sigmara jaka była na zamku. Ale jak tutaj nie było takich czcigodnych i gorliwych wyznawczyń jak te dwie, dzielne kobiety ze Steinwald to wyglądało to opuszczone jak reszta zamku i miasta. Z tego też powodu msza zaczęła się późnym porankiem gdy zwykle już o tej porze było po mszy. Jednak młoda kapłanka nie miała trudności ze znalezieniem ochotników do prac porządkowych w świątyni. Po śniadaniu zgłosiła się całkiem spora grupa a potem dochodzili kolejni czując wspólną więź w tej pracy i zdrożnym celu. A świątynia z racji tego, że była w obrębie zamku nie była zbyt wielka. Jednak nawet po tylu wiekach, pobrudzona, zawalona ziemią i odchodami ptaków, wciąż było widać urodę i potęgę rodu von Falkenhorst jacy byli jej fundatorami i właścicielami.




https://live.staticflickr.com/696/21...cc81a248_b.jpg


Nie zachowały się, żadne ławy a trzeba było zaksasać rękawy, wziąć łopaty, piły, siekiery i noże aby pozbyć się chociaż największego zielska i krzaków. Jednak na tyle chętnych rąk to nawet szybko to poszło. W końcu kaplanka uznała, że chociaż na razie to wystarczy na tyle aby odprawić pierwszą mszę. Była bardzo zadowolona, że udało im się wczoraj dotrzeć do zamku i dziś, w Festag, dzień boży, który był wolny od pracy aby bogobojni obywatele mogli oddać cześć dobrym bogom ona mogła poprowadzić swoją pierwszą od niepamiętnych czasów mszę. I od początku widać było, że młodą kapłankę z dalekich, wschodnich kresów Ostlandu ten fakt bardzo wzrusza i porusza, docenia doniosłość tej chwili. I to też udzielało się pozostałym.

- Szkoda, że dzwon spadł z dzwonnicy. Tak bym chciała usłyszeć jego bicie obwieszczające tej krainie powrót dobrych bogów do tego miejsca. - westchnęła w którymś momencie gdy już myła ręce i twarz aby się potem przebrać ze stroju roboczego w szaty do odprawienia liturgii. Inez poszła do donżonu aby powiadomić margrabiego o tej doniosłej chwili. A reszta zaczęła też szykować się do tej pierwszej w tym miejscu mszy.

- Moi wierni! Nie było łatwo dotrzeć aż tutaj, na skraj tego góskiego świata, gdzie ziemia sytka się z niebiem, gdzie nieskończony wiatr omiata tą krainę! Ale udało nam się to! Dotarliśmy aż tutaj! I złóżmy za to modlitwę dziękczynną do dobrych bogów! Oraz podziekujmy naszemu dobrodziejowi, czcigodnemu margrabiemu Waltherowi von Falkenhorst który nas tu zaprosił i przyjął w swoim domu! Módlmy się za niego i jego zdrowie, niech mu ta kraina lekką będzie! - blondynka w kapłańskich szatach zaczęła mówić ze swojego miejsca donośnym głosem. Pozostali stali na dopiero co oczyszczonej podłodze kaplicy. Ławki pewnie dawno zamieniły się w proch lub przypominały kawałki zleżałego drewna jakie wyniesiono na zewnątrz bo nie nadawały się już do niczego, może tylko do spalenia. Ale tak samo jak z resztą tutejszedo upadku miasta i zamku, chyba wszyscy traktowali to jako coś oczywistego po tylu wiekach zapomnienia i traktowali jako coś przejściowego. Coś co da się odremontować czy naprawić. Gorąco też modlili się za ich dobrodzieja bo Inez przyniosła wieści, że wczorajszy wysiłek dał mu się dzisiaj we znaki no i musi to odleżeć i odcierpieć. Ale myślami będzie razem z nimi. Poza nim nie była cała jego osobista świta. I wszyscy wydawali się być poruszeni doniosłością chwili. Yvonne okazała się być sprawnym mówcą i ładnie poprowadziła mszę, mocnym, kobiecym głosem intonowała psalmy do śpiewania z resztą, prawiła kazanie lub modliła się razem z resztą. No i dla większości wiernych była swojska. Część z nich znała ją jeszcze jako “swoją” kapłankę ze świątyni na Podgrodziu Lenkster gdzie już drugi czy trzeci sezon najczęściej ona odprawiała msze dla maluczkich. A reszta i tak mogła ją nieźle poznać podczas spędzonych trzech tygodni na górskich bezdrożach. Wtedy też co Festag odprawiała mszę.

- Przypominam też, że za cztery dni w Backertag, jest pierwszy dzień lata i święto naszczego czcigodnego patrona Sigmara. Już teraz zapraszam was na mszę z tej okazji. - przypomniała im z łagodnym i ciepłym uśmiechem. Chyba nikt nie był za bardzo tym zdziwiony chociaż z drugiej strony mało kto przejmował się dniami kalendarza i kiedy obchodzi się to czy inne święto łatwo było zapomnieć. A pierwszy dzień lata uznawano za ten dzień w jakim czcigodny patron Imperium Sigmar, został wywyższony do boskości. Zwykle świętowano to festynami, zarzynano owce i koziołki, pieczono specjalne na tą okazję robione kiełbaski, raczono się opowieściami i legendami o Sigmarze i było to całkiem wesołe święto. Chociaż tutaj, na tym odludziu, to zapowiadało się, że będzie w tym roku dość mocno improwizowane. Ponieważ trudno było liczyć, że każda rodzina zarżnie jedno ze swoich nielicznych zwierząd kopytnych na ofiarę to kapłanka zwróciła się do wszelkich łowców o pomoc. Bo jak wczoraj sam margrabia powiedział, pozwala polować na dziką zwierzynę co wcale nie było w pańskich lasach na nizinach takie oczywiste. A nawet rozumie i popiera potrzebę takich polowań bo przecież coś jeść trzeba. A na razie to mimo wszystko warunki mieli tutaj nadal zbliżone do tych jak w trakcie podróży tyle, że teraz nie musieli już mieszkać w namiotach.

Po mszy Yvone zeszła z tej symbolicznej ambony jakiej w praktyce właściwie na razie po prostu nie było i wmieszała się w tłum wiernych rozmawiając z nimi i o mszy, i o zbliżającym się święcie, i właściwie na inne tematy też.

Potem zaś wesoła gromada wyszła ze świątyni na dziedziniec i rozproszyła się na mniejsze grupki. Teraz jednak inicjatywę przejęła Petra a jej brązowowłosa partnerka skromnie jej towarzyszyła.

- To chcecie zwiedzić miasto? To chodźcie! Pokażemy wam co tu jest co! Wczoraj to już zmierzchało to tylko przejechaliśmy prosto do zamku ale dzisiaj mamy cały dzień! Tylko uważajcie! Jak rozgniewacie ducha jakiegoś domostwa to może wam cegłę na łeb zwalić! Więc najlepiej się nie rozłaście a jak gdzieś ktoś polezie sam to niech nie ma pretensji jak mu podłoga spod nóg ucieknie albo schody się zawalą! - Petra w nieco chaotycznym, buńczucznym i wesołym stylu zaprosiła wszystkich chętnych na obchód po mieście. Wczoraj już coś było widać no ale niewiele bo się spieszyli do zamku a i zmrok już im wisiał nad głowami. Dzisiaj jednak to co innego.

- Zgadnicje skąd ona ma takie precyzyjne doświadczenia. - Inez uśmiechnęła się cicho i jej krótka uwaga wywołała salwę śmiechu wśród publiczności. Chyba wszystkim było sobie dość łatwo wyborażyć, że gorącokrwista kuszniczka mogła sobie pobuszować tu czy tam po tym zrujnowanym mieście.

- No co!? Tu w zimie za bardzo nie było żadnych rozrywek! - zawołała Petra w obronnym tonie. Chociaż też takim żartobliwym i przez chętnych na zwiedzanie znów przeszła fala rozbawienia. W końcu jednak ruszyli za obiema przewodniczkami ku odrzwiom bramy jeszcze bez samej bramy.




http://2.bp.blogspot.com/-P-JU0HimOc...amunt+vell.JPG


Wczorajsze pierwsze wrażenie okazało się dość trafne. Miasto było ciche, bezludne i zaniedbane. Kilka stuleci górskiej niepogody, działania słońca, wiatru, deszczy, mrozu i śniegu odcisnęło swoje niezatarte piętno. Ale jednak sporo domów budowanych z kamienia przetrwała tą próbę czasu. Chociaż w wielu zachowały się głównie ściany. Drewniane elementy jak dachy, podłogi, drzwi, meble, schody często były w mniejszej lub większej ruinie. Albo w ogóle ich nie było. Miejsce swoją pustką i brakiem mieszkańców wyglądało dziwnie. Obco. Odstręczająco. I nienaturalnie. Grupa ludzi jaka chodziła ulicami, zaglądała do domów, przez okna, wyrwała jakiś krzak czy kopnęła kamień, jakich głosy, pytania, śmiechy, uwagi rozbrzmiewały echem od pustych ścian wydawała się tu intruzami i nie na miejscu.

Ale też każdy w końcu znalazł coś ciekawego dla siebie. Przewodniczki wskazały gdzie kiedyś była kuźnia i kowal z zainteresowaniem odkrył, że piec chociaż stary to chyba jest dobry, podobnie jak kowadło i nawet parę dłut czy młotków można było użyć ponownie. Chociaż z obcęgów do wyjmowania hucułów to już raczej nikt nie skorzysta ale mógł je zawsze przetopić. Więc widać było od razu, że zaklepał sobie tą kuźnię dla siebie i swojej rodziny. Rodzina stolarzy miała mniej szczęścia bo drewno trudniej zniosło próbę czasu. Ale też Petra zaprowadziła ich do miejsca gdzie kiedyś był chyba warsztat stolarski. Podobnie kamieniarze i garncarze. Jak się miało do dyspozycji całe miasto to było z czego wybierać.

Widać było też całkiem spore gmachy. Tak jak coś co chyba kiedyś było biblioteką czy uczelnią, budynek ratusza przy głównym placu, świątynie Sigmara, Taala i Urlyka, kapliczka Morra chociaż ta akurat była w mocnej ruinie. Całkiem sporo karczm i gospód. Duże wystawowe okna sklepów, balwierzy czy innych salonów usług wszelakich. Więc taki, kiedyś to musiało być całkiem spore miasto z całą masą różnych punktów usługowych. Samo miasto chyba było większe niż Lenkster i to licząc już razem sam zamek i Podzamcze. Z drugiej strony Lenkster to właśnie głównie była twierdza a wokół niego wyrosło z czasem Podzamcze więc nie było to takie typowe miasto.

- O a to! A to jest moje! To jest moja “Witająca nimfa” - zawołała radośnie Petra gdy szli przez główny plac miasta, już minęli budynek ratusza, siedzibę gildii i sukiennice obok a kuszniczka w skórzanych spodniach wesoło wskazywała na jeden z budynków jaki obramowywał ten główny plac w mieście.




https://russiatrek.org/blog/wp-conte...ia-1-small.jpg


- Albo “Wesoła nimfa”. Jeszcze pomyślę. I zobaczycie! Jak to się odnowi to będą tu najdroższe trunki, najlepsi muzykanci, i nagorętsze dziewczynki w mieście! Wszyscy będą wiedzieć, że jak na zabawę to najlepiej do Petry i jej “Nimfy”! Słyszysz Claudia? Tutaj będziemy pracować! - niebieskowłosa ćwierkała radośnie oprowadzając gości po swoich włościach. Na razie co prawda budynek nie imponował. Wymagał remontu tak samo jak każdy inny. Ale miał świetną lokalizację, przy samym głównym placu tego wymarłego na razie miasta. No i wpadał w oko swoją architekturą jak i tym posągiem witającej nimfy przed głównym wejściem jak ją nazwała Petra. Wspominała o tym miejscu jeszcze w Lenskter i parę razu po drodze no ale dopiero dzisiaj mogli się przekonać jak to wygląda.

- A dostaniemy jakąś zniżkę? - zapytał Eryk ciekawie rozglądajac się po tej “Nimfie” i okolicy. Na razie to coś żadnych grzańców, dziewczynek ani muzykantów nie było widać.

- No pewnie! Jak już będzie wszystko gotowe to zapraszam was na wielkie otwarcie i zrobimy sobie bankiet i to taki, że mucha nie siada! Ja stawiam! - zawołała roześmiana Petra chyba już czując przedsmak takiego wesołego spotkania. Eryk, jego kamraci i reszta przybyszy też tak zareagowali. Zaś wczoraj wszyscy podobnie się wesoło bawili przy wieczerzy.

- Ty? Ty chcesz przystać do nas? - zapytał wesolutko nowo mianowany porucznik. Popatrzył na brunetkę z obciętym warkoczem krótko po czym trzepnął ją w ramię. - No pewnie! Nie pisnęłaś pary z gęby o tamtej piwnicy to znaczy jesteś swoja. Jesteś z nami. To tak, możesz. Tylko szarotkę musisz sama sobie uszyć. Aha no i czekan… Każdy gebirgsjaeger ma swój czekan. Ale to może później. Na razie możesz być jak jest. Tylko szarotkę sobie wyszyj. - wyglądało na to, że Eryk mianował ją jednym z gebirgsjager równie szybko i gładko jak wcześniej margrabia mianował go oficerem. Chociaż jak Greta do niego zagadała to już nieco miał w czubie. Pokazał jej symbol szarego a czasem białego kwiatka jaki każdy z nich miał naszyte gdzieś na piersi ubrania, w klapie, czasem na czapce. Ale w widocznym miejscu.




http://www.muzeumwp.pl/dictionary/oz...u,325,maly.jpg


Do tego musiała zdobyć srebrną albo chociaż białą nitkę. Sam wzorek nie wydawał się zbyt trudny chociaż nieco pracochłonny. Ze srebrną nicią to mógł być kłopot bo była dość cenna i rzadka. Ale biała to już była powszechna.




http://www.muzeumwp.pl/dictionary/nadziak,523,duzy.jpg


Z czekanem było jeszcze gorzej bo nie była to broń popularna jak miecz, szabla czy topór i o dość specyficznym kształcie. Czasem używali ich jeźdźcy, zwłaszcza z Kisleva, czasem niektórzy szlachcice jako atrybut rangi no albo właśnie w górach i gebirgsjaeger. No ale tutaj widocznie Eryk to rozumiał, że tak łatwo na tym pustkowiu może nie być skołować taką broń więc zostawił to na kiedy nadarzy się okazja. I widocznie dla Eryka i jego kamratów to, że po wydarzeniach z mglistych ruin gdzie Greta poszła razem z nimi i dotrzymała słowa nie paplając o tym ozorem na około widocznie było w ich oczach nawet większym plusem niż to, że umiała szyć z łuku czy radzić sobie w dziczy. Dzisiaj zresztą też coś ani on ani jego ludzie nie zachowywali się jakby wczorajszą rozmowę traktowali jako żart. Na razie ciekawie rozglądali się po tym przyszłym przybytku rozrywki jaki planowała tu urządzić Petra. Te kilka dzwonów łażenia po wietrznym, górskim mieście jednak skutecznie osuszyło gardła i żołądki więc powoli wycieczka zamierzała wracać do zamku na obiad.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline