Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2022, 16:39   #91
Pliman
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Odgłosy strzałów zwykle nie oznaczały niczego dobrego i Daniel nie spodziewał się, by w takiej spokojnej wiosce strzelanina była oznaką jakiegoś świętowania.
Wyciągnął pistolet.
- Trzymaj się za moimi plecami - powiedział do Sarah.
Ruszył w stronę centrum wioski, rozglądając się równocześnie na wszystkie strony. Miał nadzieję, że natrafi na jakiegoś tubylca, który będzie wiedzieć, co się dzieje.
W tym samym czasie pastor również zmierzał w stronę, z której dochodziły odgłosy wystrzałów. Był pijany i mówiąc bez ogródek, wkurwiony. Z jednej strony na strzelających, którzy przerwali miłą zabawę, a z drugiej sam na siebie, że w tej zabawie uczestniczył. Taki mały paradoks. Ale jak to mówią, z pijanym nie dojdziesz.
Sarah, zgodnie ze słowami Daniela, trzymała się za jego plecami. Zgodnie ze słowami ich przewoźników, wzięła ze sobą rewolwer, jako że mieli przy sobie coś mieć. Nie czuła się pewnie z tym, że musiałaby do kogoś strzelać, bo nie dość, że nie była wybitną strzelczynią, to jeszcze jako lekarka wolałaby uniknąć rozlewu krwi. Ale mus, to mus, więc szła za Danielem w stronę, w którą prowadził.
- Musimy się zorientować, z kim mamy do czynienia - powiedział Daniel. - Rozsądni ludzie nie strzelają bez powodu. Rozsądni ludzie nie pakują się też na ślepo w tarapaty - dodał.

Gdy znaleźli się bliżej centrum wioski dowiedzieli się, iż wioskę odwiedzili piraci, którzy strzałami obwieszczali, iż wioskowy bar obrali za swoją siedzibę.
- To co robimy? idziemy do baru, czy wracamy na statek?
- To chyba ty powinieneś decydować? - Cicho odpowiedziała Sarah. - Ja ewentualnie mogę spróbować kogoś opatrzyć, jeśli został ranny, ale jeśli jest tam niebezpiecznie, to nie wiem, czy warto się tam pchać. Ty masz doświadczenie, co się tam mogło stać.
Daniel skrzywił się.
- Najważniejsza jest teraz Evelyn - powiedział. - A to oznacza, że powinniśmy wrócić na statek. Ale ci piraci mnie denerwują. Podejdziemy do baru i rzucimy okiem do środka.

Sarah i Daniel kluczyli między chatkami wioski, zbliżając się do baru, skąd wcześniej dochodziły strzały. Na werandzie przybytku, przy stole, siedziało czterech typków, wraz z kilkoma miejscowymi panienkami lekkich obyczajów. Jakieś uzbrojone bandziory… hmmm… czyżby to byli owi rzeczni piraci? Chlali piwo, żarli, rżeli, poganiali obsługę, i machali rewolwerami, a panienki nerwowo chichotały.

Ebenezer nadciągający z innej strony wiochy, widział to samo. Czterech typów, rządzących się wśród miejscowych za pomocą straszenia bronią…
- Niech to diabli... - powiedział cicho Daniel. - To faktycznie nasi znajomi z pirackiej łajby... Jak tam wejdziemy i spróbujemy zrobić porządek, to może oberwać ktoś niewinny. Ale mam pomysł, jak ich stąd odciągnąć. Jak sądzisz, gdzie stoi ich statek?

Ebenezer widział jakichś łobuzów na werandzie. Zatrzymał się za krzakiem i rozglądnął. Po lewo zobaczył dwie znajome postacie. Zdaje się Sarah i Daniel. Machnął do nich ręką zza swojej kryjówki. Łotry były zajęte piciem i podszczypywaniem panienek, więc raczej nie powinny zwrócić na niego uwagi.

Wymachujący rękami pastor rzucał się w oczy zdecydowanie mniej, niż piraci, ale i tak dał się zauważyć, jeśli ktoś się rozglądał bacznie na wszystkie strony. A Sarah i Daniel należeli do takich właśnie osób.
Pod osłoną drzew, krzewów i budynków ruszyli w stronę Ebenezera, chcąc z nim omówić dalszy plan działania.
Ten tymczasem przycupnął za swoją, naturalną kryjówką i czekał na towarzyszy. Jednocześnie starał się cały czas mieć na oku psubratów, którzy - zapewne nieświadomi zagrożenia - balowali w najlepsze na tarasie miejscowej speluny.
Lekarka cały czas trzymała się za Danielem, nie chcąc się szczególnie wychylać. Gdy zobaczyła, że Ebenezer już nieco dłużej wpatrywał się w budynek, zwróciła się do niego szeptem.
- Zauważył może pastor, czy ktoś w środku jest ranny? - Zapytała, w pierwszej kolejności kierując się tym, czy ktoś pilnie będzie potrzebował ich pomocy.
- Jeśli nie, to powinniśmy ich stamtąd odciągnąć - powiedział cicho Daniel. - Jak tam wkroczymy, to mogą się posypać kule i ktoś faktycznie oberwie. Przejdźmy kawałek w stronę portu i wystrzelmy parę razy w powietrze - zaproponował. - To chyba najskuteczniejsza metoda, by zwrócić ich uwagę.
Sarah, tańcząca nago wśród krzewów, z pewnością zainteresowałyby piratów, ale Daniel nigdy w życiu nie zaproponowałby takiego rozwiązania.
I miał rację, że tego nie proponował, bo jeszcze ściągnąłby na siebie i swoją towarzyszkę słuszny gniew pastora, któremu gorzała zdążyła już zwietrzeć, przez co miał okrutne wyrzuty sumienia wobec tego jak się jeszcze niedawno zabawiał.
- Nie, nikt nie wygląda na rannego - odpowiedział Sarah - zdaje się, że bandyci przyszli się upić i zabawić z miejscowymi, pwu!, ladacznicami.
- Nie sądzę też żeby strzelanie miało jakiś większy sens - zwrócił się do Daniela - oni są pijani i zapewne pomyślą, że to ich kumple strzelają na wiwat. Podobnie jak oni sami przed chwilą. Zakładam, że są jeszcze inni piraci na łajbie albo gdzieś indziej w wiosce.
- Dlaczego pozostali mieliby strzelać na wiwat? - Daniel nie potrafił tego pojąć. - Jaki zatem przedstawisz plan?
- Dlaczego? Ot tak, bez powodu. Jak to bandyci. Czy tym tutaj był potrzebny powód żeby sobie postrzelać? Jeśli koniecznie chcemy ich przywabić to możemy ewentualnie postrzelać i powrzeszczeć, żeby pomyśleli, że jest jakaś draka. Może nawet dobrze gdyby powrzeszczała Sarah. Znając takich śmieci mogą pomyśleć, że warto pomóc atakowanej kobiecie, a potem skorzystać z jej wdzięczności. A gdyby tej wdzięczności nie było, to przecież można samemu zostać napastnikiem…
- Jeśli trzeba, to… mogę… pokrzyczeć. - Niezbyt pewnie odpowiedziała Sarah. - Ale czy my powinniśmy ich wybawiać z tej karczmy sami? Może być ich więcej, niż nas, zresztą ja strzelam… tak sobie.

Daniel pokręcił głową z powątpiewaniem wymalowanym na twarzy.
- Po co im jakaś draka, skoro sami się awanturują, a na dodatek mają pod ręką panienki, mniej czy bardziej chętne do sprawienia im przyjemności? - powiedział. - Poza tym, czy chcemy ich pozabijać, czy tylko odciągnąć od baru? W każdym razie spróbowałbym postrzelać w okolicach portu...
- A róbcie jak chcecie - warknął pastor niezadowolony z przedłużającej się dyskusji. - Ja tam chętnie poślę kilku z tych bandytów do diabła. Tam ich miejsce.
- No to strzel do nich... Pobiegną za nami, a wtedy ich wystrzelamy - zaproponował Daniel, chociaż w głębi serca uważał, że pastor racji nie ma.
Wielebny wycelował, jednak po chwili opuścił rewolwer. - Cholera, gdybym miał karabin… Ale został na łajbie - warknął niezadowolony.
- Dobra, zrobimy po waszemu. Przedzieramy się na statek, wezmę winchestera i wtedy rozwalimy tych łotrów. Może być?
- Może być - powiedział Daniel, który również uważał, że karabiny będą lepsze od broni krótkiej. Sarah skinęła tylko głową, podporządkowując się decyzji bardziej doświadczonych w takiej sferze mężczyzn. Po chwili cała trójka przemykała się pomiędzy budynkami w kierunku łodzi zacumowanej przy miejscowej przystani.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline