Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-12-2022, 16:39   #91
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Odgłosy strzałów zwykle nie oznaczały niczego dobrego i Daniel nie spodziewał się, by w takiej spokojnej wiosce strzelanina była oznaką jakiegoś świętowania.
Wyciągnął pistolet.
- Trzymaj się za moimi plecami - powiedział do Sarah.
Ruszył w stronę centrum wioski, rozglądając się równocześnie na wszystkie strony. Miał nadzieję, że natrafi na jakiegoś tubylca, który będzie wiedzieć, co się dzieje.
W tym samym czasie pastor również zmierzał w stronę, z której dochodziły odgłosy wystrzałów. Był pijany i mówiąc bez ogródek, wkurwiony. Z jednej strony na strzelających, którzy przerwali miłą zabawę, a z drugiej sam na siebie, że w tej zabawie uczestniczył. Taki mały paradoks. Ale jak to mówią, z pijanym nie dojdziesz.
Sarah, zgodnie ze słowami Daniela, trzymała się za jego plecami. Zgodnie ze słowami ich przewoźników, wzięła ze sobą rewolwer, jako że mieli przy sobie coś mieć. Nie czuła się pewnie z tym, że musiałaby do kogoś strzelać, bo nie dość, że nie była wybitną strzelczynią, to jeszcze jako lekarka wolałaby uniknąć rozlewu krwi. Ale mus, to mus, więc szła za Danielem w stronę, w którą prowadził.
- Musimy się zorientować, z kim mamy do czynienia - powiedział Daniel. - Rozsądni ludzie nie strzelają bez powodu. Rozsądni ludzie nie pakują się też na ślepo w tarapaty - dodał.

Gdy znaleźli się bliżej centrum wioski dowiedzieli się, iż wioskę odwiedzili piraci, którzy strzałami obwieszczali, iż wioskowy bar obrali za swoją siedzibę.
- To co robimy? idziemy do baru, czy wracamy na statek?
- To chyba ty powinieneś decydować? - Cicho odpowiedziała Sarah. - Ja ewentualnie mogę spróbować kogoś opatrzyć, jeśli został ranny, ale jeśli jest tam niebezpiecznie, to nie wiem, czy warto się tam pchać. Ty masz doświadczenie, co się tam mogło stać.
Daniel skrzywił się.
- Najważniejsza jest teraz Evelyn - powiedział. - A to oznacza, że powinniśmy wrócić na statek. Ale ci piraci mnie denerwują. Podejdziemy do baru i rzucimy okiem do środka.

Sarah i Daniel kluczyli między chatkami wioski, zbliżając się do baru, skąd wcześniej dochodziły strzały. Na werandzie przybytku, przy stole, siedziało czterech typków, wraz z kilkoma miejscowymi panienkami lekkich obyczajów. Jakieś uzbrojone bandziory… hmmm… czyżby to byli owi rzeczni piraci? Chlali piwo, żarli, rżeli, poganiali obsługę, i machali rewolwerami, a panienki nerwowo chichotały.

Ebenezer nadciągający z innej strony wiochy, widział to samo. Czterech typów, rządzących się wśród miejscowych za pomocą straszenia bronią…
- Niech to diabli... - powiedział cicho Daniel. - To faktycznie nasi znajomi z pirackiej łajby... Jak tam wejdziemy i spróbujemy zrobić porządek, to może oberwać ktoś niewinny. Ale mam pomysł, jak ich stąd odciągnąć. Jak sądzisz, gdzie stoi ich statek?

Ebenezer widział jakichś łobuzów na werandzie. Zatrzymał się za krzakiem i rozglądnął. Po lewo zobaczył dwie znajome postacie. Zdaje się Sarah i Daniel. Machnął do nich ręką zza swojej kryjówki. Łotry były zajęte piciem i podszczypywaniem panienek, więc raczej nie powinny zwrócić na niego uwagi.

Wymachujący rękami pastor rzucał się w oczy zdecydowanie mniej, niż piraci, ale i tak dał się zauważyć, jeśli ktoś się rozglądał bacznie na wszystkie strony. A Sarah i Daniel należeli do takich właśnie osób.
Pod osłoną drzew, krzewów i budynków ruszyli w stronę Ebenezera, chcąc z nim omówić dalszy plan działania.
Ten tymczasem przycupnął za swoją, naturalną kryjówką i czekał na towarzyszy. Jednocześnie starał się cały czas mieć na oku psubratów, którzy - zapewne nieświadomi zagrożenia - balowali w najlepsze na tarasie miejscowej speluny.
Lekarka cały czas trzymała się za Danielem, nie chcąc się szczególnie wychylać. Gdy zobaczyła, że Ebenezer już nieco dłużej wpatrywał się w budynek, zwróciła się do niego szeptem.
- Zauważył może pastor, czy ktoś w środku jest ranny? - Zapytała, w pierwszej kolejności kierując się tym, czy ktoś pilnie będzie potrzebował ich pomocy.
- Jeśli nie, to powinniśmy ich stamtąd odciągnąć - powiedział cicho Daniel. - Jak tam wkroczymy, to mogą się posypać kule i ktoś faktycznie oberwie. Przejdźmy kawałek w stronę portu i wystrzelmy parę razy w powietrze - zaproponował. - To chyba najskuteczniejsza metoda, by zwrócić ich uwagę.
Sarah, tańcząca nago wśród krzewów, z pewnością zainteresowałyby piratów, ale Daniel nigdy w życiu nie zaproponowałby takiego rozwiązania.
I miał rację, że tego nie proponował, bo jeszcze ściągnąłby na siebie i swoją towarzyszkę słuszny gniew pastora, któremu gorzała zdążyła już zwietrzeć, przez co miał okrutne wyrzuty sumienia wobec tego jak się jeszcze niedawno zabawiał.
- Nie, nikt nie wygląda na rannego - odpowiedział Sarah - zdaje się, że bandyci przyszli się upić i zabawić z miejscowymi, pwu!, ladacznicami.
- Nie sądzę też żeby strzelanie miało jakiś większy sens - zwrócił się do Daniela - oni są pijani i zapewne pomyślą, że to ich kumple strzelają na wiwat. Podobnie jak oni sami przed chwilą. Zakładam, że są jeszcze inni piraci na łajbie albo gdzieś indziej w wiosce.
- Dlaczego pozostali mieliby strzelać na wiwat? - Daniel nie potrafił tego pojąć. - Jaki zatem przedstawisz plan?
- Dlaczego? Ot tak, bez powodu. Jak to bandyci. Czy tym tutaj był potrzebny powód żeby sobie postrzelać? Jeśli koniecznie chcemy ich przywabić to możemy ewentualnie postrzelać i powrzeszczeć, żeby pomyśleli, że jest jakaś draka. Może nawet dobrze gdyby powrzeszczała Sarah. Znając takich śmieci mogą pomyśleć, że warto pomóc atakowanej kobiecie, a potem skorzystać z jej wdzięczności. A gdyby tej wdzięczności nie było, to przecież można samemu zostać napastnikiem…
- Jeśli trzeba, to… mogę… pokrzyczeć. - Niezbyt pewnie odpowiedziała Sarah. - Ale czy my powinniśmy ich wybawiać z tej karczmy sami? Może być ich więcej, niż nas, zresztą ja strzelam… tak sobie.

Daniel pokręcił głową z powątpiewaniem wymalowanym na twarzy.
- Po co im jakaś draka, skoro sami się awanturują, a na dodatek mają pod ręką panienki, mniej czy bardziej chętne do sprawienia im przyjemności? - powiedział. - Poza tym, czy chcemy ich pozabijać, czy tylko odciągnąć od baru? W każdym razie spróbowałbym postrzelać w okolicach portu...
- A róbcie jak chcecie - warknął pastor niezadowolony z przedłużającej się dyskusji. - Ja tam chętnie poślę kilku z tych bandytów do diabła. Tam ich miejsce.
- No to strzel do nich... Pobiegną za nami, a wtedy ich wystrzelamy - zaproponował Daniel, chociaż w głębi serca uważał, że pastor racji nie ma.
Wielebny wycelował, jednak po chwili opuścił rewolwer. - Cholera, gdybym miał karabin… Ale został na łajbie - warknął niezadowolony.
- Dobra, zrobimy po waszemu. Przedzieramy się na statek, wezmę winchestera i wtedy rozwalimy tych łotrów. Może być?
- Może być - powiedział Daniel, który również uważał, że karabiny będą lepsze od broni krótkiej. Sarah skinęła tylko głową, podporządkowując się decyzji bardziej doświadczonych w takiej sferze mężczyzn. Po chwili cała trójka przemykała się pomiędzy budynkami w kierunku łodzi zacumowanej przy miejscowej przystani.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
Stary 29-12-2022, 14:16   #92
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Na statku, Mathew obserwował dwóch piratów na ich łajbie, piraci obserwowali zaś i jego, i Jimmiego, i Iris… jeden miał karabin, drugi chyba tylko machetę.
- Ja bym ich tam odstrzeliła - Powiedziała w końcu cicho detektyw - A jakby padły we wsi dalsze strzały, to na pewno ich odstrzelę, bo nie wiadomo co z naszymi…
- No właśnie nie wiemy... Zauważy pani, kilka strzałów, teraz cisza. Nasi byli uzbrojeni. Ostrzeliwaliby się… rzekłbym przeto, lepiej czekajmy więc. Oczywiście jeśli kolejny strzał, weźmiemy ich, pani lewego, ja kolejnego - rzekł reporter.
- Równie dobrze mogą być już martwi, po owych paru strzałach… taka opcja też istnieje. No ale dobra, poczekamy jeszcze moment… - Powiedziała Iris, trzymając niewidoczny dla piratów, karabinek Thompsona w łapkach.
Strzały były rewolwerowe. Zaiste piraci musieliby być rewolwerowcami na miarę Doca Hollidaya albo Dzikiego Billa Hickoka, żeby kilkoma strzałami załatwić błyskawicznie kilka osób tak, żeby nie było później najmniejszego odgłosu. Oczywiście niewykluczone, ale niezwykle mało prawdopodobne. Jasnym natomiast było, że jeśli ustrzelą owych, to piraci wewnątrz wioski mogą zrobić coś szczególnie głupiego. Co innego, jeśliby usłyszeli kolejny strzał. Szczęśliwie opanowana Iris Rogers postanowiła nieco poczekać na rozwój ewentualnej sytuacji. Reporter nie skomentował tego. Wyrzekł swoje, Rogers postanowiła chwilę wstrzymać jakieś gwałtowne zachowania.Właściwie tyle. Wszyscy czekali na to co się jeszcze stanie.

~

Sarah, Daniel, i Ebenezer niespodziewanie wrócili na statek, gdzie zdali relacje z tego, co obecnie działo się w wiosce… Jednocześnie sami widząc jeszcze dwóch rzecznych piratów, warujących na ich małej łajbie. Piraci gapili się na osoby znajdujące się na "Venture", ci ze statku na nich… No i trochę była nerwówka.
- To co, rozwalmy tych tu, a wtedy ich reszta nam przybiegnie pod lufy? - Powiedziała cichym tonem Iris, mając gotowy do akcji karabinek Thompsona.
- Popieram pomysł - powiedział Daniel, stając obok niej z Lee-Enfieldem w dłoniach. - Nie lubię złodziei, a piraci należą do gorszej kategorii złodziei.
- Bić albo nie bić, oto jest pytanie - wymruczał cicho reporter nie poruszając tematu. Jak się rozpocznie strzelanina, planował strzelać, jak nie, to nie miał zamiaru rozpoczynać samotnej utarczki.
- Wybawmy tych biednych ludzi, od ich ciemiężców - odezwał się Ebenezer, wychodząc z kabiny z Winchesterem w dłoniach.

Po kilku chwilach, dwóch piratów na swojej łajbie, na widok paru osób z pukawkami w łapach, zaczęło coś agresywnie wołać po portugalsku, do tych właśnie, znajdujących się na statku…
- Obrażają nas - powiedział Daniel. - Nazywają nas cipami i frajerami - przetłumaczył. - Mówią też, że nie powinniśmy bawić się bronią, bo sobie jeszcze odstrzelimy to i owo.
Tłumaczenie być może nie było w stu procentach dokładne, ale całkowicie oddawało sens wypowiedzi członków załogi pirackiej łodzi.
- Powiedz im żeby się poddali jeśli nie chcą być podziurawieni - odpowiedział pastor biorąc jednego z piratów na celownik.
- Renda-se, ou vamos perfurar você como uma peneira - przetłumaczył Daniel. Pastor dawał natomiast karabinem znaki, że to nie są żarty, ani czcze przechwałki.
- Fuck you! - Wrzasnął ten z karabinem, i też uniósł go w górę, by wycelować w Ebenezera…
Daniel strzelił do pirata z karabinem. Nie miał zamiaru sprawdzać, czy są to tylko groźby bez pokrycia, czy też tamten faktycznie ma zamiar ustrzelić pastora. Skoro zaś zaczęła się strzelanina, również reporter wycelował oraz nacisnął spust karabinu. Niestety kompletnie chybił urywając jakieś kilka listków oraz wkurzajac zielonożółtoczerwone papugi. Wręcz spostrzec było można, jak pokazują mu piórami: Huknij się w nos, głupku. Strzelać się ucz, aznim cokolwiek weźmiesz do swojej ręki jakąkolwiek broń.

Strzał Daniela był bardzo celny, i pirat z karabinem oberwał w środek torsu, po czym przewalił się na plecy, a jego broń wypadła za burtę, znikając w wodzie… chyba był martwy. Mathew zaś strzelił niecelnie.

Sarah, sięgnęła po swój rewolwer i wystrzeliła w tego drugiego, spodziewając się, że nawet, jeśli nie trafi, to przynajmniej sprawi, że będzie nieco przyszpilony jej ogniem, jak nauczyła się od profesora Blooma w Afryce.
Ebenezer, którego reakcję trochę opóźnił alkohol, widząc, że towarzysze strzelają do pirata, który w niego celował, wygarnął z karabinu do tego drugiego. Celował w korpus.
Drużynowa lekarka spudłowała do drugiego typa na całego, a wielebny strzelił akurat, gdy ten rzucał się do wnętrza kabiny-sterówki, ich małego złomu… i trafił go w ramię. Rzeczny pirat zniknął jednak im z oczu, schowany w środku.

- Heh - Parsknęła Iris, po czym wywaliła z Thompsona dosyć sporą seryjkę po owej kabinie, nieźle ją dziurawiąc. Gdy zaś karabinek skończył swój jazgot, a lufa dymiła… palant z wnętrza podziurawionej kabiny oddał strzał z rewolweru w ich kierunku, choć nikogo nie trafił.

Towarzysze przykucnęli nieco na rufie "Venture", chowając się za grubymi, stalowymi burtami…

- Jasna cholera! - Wrzasnął Jimmy, a i zawtórował mu bosman, który w końcu i biegiem wracał właśnie z wioski… i musiał wyrzucić niesiony obiad dla siebie, i Jimmiego, a w dłoń złapać rewolwer.

- No, prawie się udało - powiedział Daniel. - Teraz wypada dokończyć dzieła. Pilnujcie go, by nie wychylił nosa z kabiny - dodał, po czym, nisko pochylony, ruszył w stronę brzegu. Z "Venture" nie można było przeskoczyć na piracką łajbę.
- Jak tylko wystawi łeb, to mu go odstrzelę - odpowiedział pastor cały czas celując w kierunku wyjścia ze sterówki, w której ukrył się ranny bandyta. Reporter zaś postanowił nie wkurzać papug, oraz ustawił się na boku przypuszczajac, że zaraz przybiegną piraci słysząc palbę rewolwerów, karabinów i automatycznej broni. Sarah również wolała trzymać się z tyłu, aby w razie czego samej być w stanie nieść pomoc, jeśli ktoś z jej sprzymierzeńców oberwał.
 
Jenny jest offline  
Stary 05-01-2023, 13:15   #93
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Daniel zszedł z pokładu statku, po czym po chwili zaczął wchodzić po trapie na pokład pirackiego złomu… a Ebenezer zauważył czubek głowy chowającego się w sterówce typa, przez przednie jej okno, ale zanim zdążył tam wycelować, owy łeb zniknął z widoku.

- Paolo!!
- Onde você está?! - Rozległy się wrzaski ze strony wioski. Nadbiegali inni piraci…

I znowu pojawiła się łepetyna, i tym razem wielebny już strzelił, a owa łepetyna zniknęła, i to chyba wśród chmury krwi? Nie był pewny.

Mathew strzelił do jednego z nadbiegających od strony domów, i trafił go w bebech, typek jednak schował się za rogiem chaty… i zaczęła się już regularna strzelanina, z obu stron.

A Daniel, nie mając innego wyjścia, musiał czym prędzej schować się na złomie piratów, by mieć jakąkolwiek osłonę…

Piracka łajba górowała nieco nad nabrzeżem, ale jej burty nie stanowiły zbyt dobrej osłony przed pirackimi kulami. A że powrót na pokład "Venture" był obarczony ryzykiem, Daniel postanowił się schować za sterówką pirackiej krypy.
Nisko schylony ruszył w stronę potencjalnego schronienia, starając się, by nie dostrzegł go typek kryjący się w sterówce.
Sarah póki co nie zrażała się swym niecelnym strzałem, przystąpiła do burty, by mieć nieco osłony i wystrzeliła do tego najbardziej po prawej, by zapewnić osłonę Danielowi, przedzierającemu się na statek piratów.
Ebenezer zakładał, że zabił pirata w sterówce, a nawet gdyby nie, to uznał że zajmie się nim kuzyn Daniel. Trzeba było dać mu jednak jakąś osłonę. Pastor przymierzył do pirata kryjącego się pomiędzy krzakami i pociągnął za cyngiel.

Daniel znalazł się szybko na łajbie piratów, po czym obszedł małą sterówkę, i zajrzał w końcu od boku do środka, nie mając innego wyjścia… pirat leżał martwy na podłodze, z brakującą górną połową głowy. A więc ktoś go ustrzelił z "Venture", było dobrze.

Towarzystwo strzelało więc do piratów na brzegu, ci strzelali do nich na statku. Wrzaski, śmigające kule, mała kanonada, trwająca kilka dobrych chwil…

Mathew nie umiał trafić gościa chowającego się za rogiem chaty, do tego przeszkadzały i nieco krzaki, zmienił więc cel, i strzelał po chwili do innego typa. W końcu go trafił w środek torsu, i facet padł martwy.

Ebenezer wziął na muszkę obdartusa w krzakach. Jeden strzał, drugi… i w końcu trup.

Daniel zaś załatwił ostatniego na prawej flance, nawet mimo faktu, iż typek chował się za jakimiś koszami. Gościu wypadł zza osłony w bok, i się już nie poruszał.

Został więc ostatni, ten całkiem po lewej… i nagle pojawiły się dwa strzały z rewolweru, wrzask typa, no i nastała cisza.

- Co się tu kurwa dzieje?! - Rozległ się wrzask… kapitan. Czyżby zastrzeliła jednego z nich, waląc mu w plecy?
- Eeemmm… pieprzeni piraci! - Odwrzasnął bosman. W odpowiedzi wszyscy usłyszeli straaaaszą wiązankę, zarówno po angielsku, jak i portugalsku…
- Ilu?! - Powiedziała w końcu kapitan.
- Sześciu! - Odparł bosman.
- Jest sześciu martwych??
- Moment… jest!

A więc było po wszystkim.
Daniel, który 'zaliczył' dwóch piratów, przeszukał tego, który leżał w sterowce, chociaż tego ustrzelił kto inny. Uznał, że trupy i tak wylądują za burtą, a szkoda by było pozbywać się czegoś wartościowego.
Wielebny nie zamierzał obszukiwać zwłok. Był to czyn niegodny i urągający osobie duchownej. Natomiast nawet bandyci, zasługiwali na, chociażby symboliczny, pochówek. Ebenezer oczywiście nie zamierzał ich zakopywać. Co to, to nie. Tym zajmą się wieśniacy. On natomiast musiał zadbać o ich udręczone dusze. Pastor zszedł więc ze statku i przeszedł się po pobojowisku, przystając na chwilę nad każdym truchłem celem odmówienia krótkiej modlitwy pogrzebowej, w języku łacińskim.
- W… wszyscy cali i zdrowi!? - Sarah ocknęła się po amoku, jakiego doświadczyła podczas strzelaniny. Nikogo nie trafiła, wydawało jej się, że nikt z jej drużyny też nie oberwał, ale serce biło jej bardzo szybko i podchodziło do gardła. W przeciwieństwie do reszty, taka jatka, to był dla niej dotychczas rzadki widok, choć trupów i chorych widziała w życiu całkiem sporo jako lekarka.

- Zbierać ich trupy na ich łajbę! Łajbę bierzemy na hol, i odpływamy! Natychmiast! - Wkurwiona kapitan wkroczyła na swój statek, a Jimmy poleciał chyba do maszynowni, by rozruszać silnik…
Daniel zabrał rewolwer nieżyjącego pirata, a potem ruszył na brzeg, by zabrać jednego z truposzy - tego, którego ustrzelił. Miał zamiar - zgodnie z poleceniem pani kapitan - zawlec zwłoki pirata na pokład, a przy okazji zabrać jego broń. Tego typu rzeczy nie warto było zostawiać na pastwę losu. Sarah szybko ruszyła mu do pomocy, zdając sobie sprawę, że samemu może być ciężko przenieść zwłoki, a jej wsparcie jest lepsze, niż żadne.
Ebenezer wzruszył tylko ramionami na sugestię, że miałby targać jakieś bandyckie zwłoki. W końcu był duchownym, a nie grabarzem. Jednak nie chcąc wyjść na totalnego dupka zawołał dwóch miejscowych chłopaków i zaoferował im po funcie za pomoc z ładowaniem nieboszczyków na łajbę. Sam natomiast pociągnął z piersiówki i spokojnie udał się na statek.
Tymczasem reporter nie planował się ruszać. Nie rozpoczął strzelaniny oraz nie planował w tej mierze słuchać wkurzonej kapitan. Nie licząc tego, że przymocować statek piracki na hol powinien ktoś, ktoś się choć trochę na tym zna. Holowanie statku to nie ciągniecie łódki. Trzeba było użyć odpowiedniej liny oraz przywiązać za takie miejsce, żeby wytrzymało potężną siłę generowaną przez obydwie bryły statków. Mathew stał więc obserwując sytuację, czy mieszkańcy wioski nie mają jakichś przyjaciół owych piratów rzecznych. Albo czy jakiś wieśniak nie zechce skorzystać ze sposobności niemałej strzelaniny oraz zrobić coś głupiego, choćby zabrać piracką broń.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-01-2023, 16:32   #94
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Rzeka Amazonka, Brazylia.
26 czerwiec, 1930 rok.
Czwartek, około 20.

Pyr, pyr, pyr… płynęli statkiem "Venture" dalej, ciągnąc za sobą złom rzecznych piratów na linie. Po godzinie zaś, sprawdzono co na tej małej łajbie było, a następnie na rozkaz kapitan, podpalono ją, by i w końcu zatonęła.

Pyr, pyr, pyr…

Kapitan Jess była wściekła. I nie omieszkała o tym dać znać, drąc japę ze sterówki.
- Szlag by was wszystkich trafił!! Jesteśmy udupieni, udupieni! Wy sobie spierdolicie do dżungli, robiąc w niej swoje, a my mamy przejebane!! Nasze życie to rzeka, a przez was, na owej rzece, zginęli piraci! I teraz ich kumple będą szukali zemsty! Ludzie w wiosce wszystko wyśpiewają z lufą przy głowie raz, dwa! "Jess tam była, jej statek, i jakieś gringos!" I tyle! I już nas będą szukać! Wy może jakoś z dżungli wyjdziecie, może jakoś i Brazylię opuścicie, ale my tu żyjemy, tu jest nasz dom, i ten statek to wszystko co mamy!! - Wkurwiała się kobieta, chlejąc jakiś alkohol prosto z flaszki, i kierując statkiem.


- Zapada zmrok. Będziemy powoli płynąć całą noc… zanim tamtych ktoś zacznie szukać, zanim się dowiedzą co zaszło, i zanim nas w końcu znajdą, miną… trzy, góra cztery dni. Tyle mamy czasu. Nim zginiemy. Serio - Powiedział bosman, również mając zaciętą minę.

***

- Pierfolone… chujeee… - Kapitan zataczała się po pokładzie, schodząc pod niego, do ładowni. Była już nieźle nawalona, znowu bosa, i już z drugą flaszką w dłoni, z której nadal chlała - Po kiiiiego… jebanego… ich zafiera… zafiera… zafieraliśmy…







Rzeka Amazonka, Brazylia.
27 czerwiec, 1930 rok.
Piątek.

"Venture" najpierw zatrzymał się przy kolejnej, małej wiosce usytuowanej przy brzegu Amazonki, gdzie wyładowano nieco towarów, oraz kilka załadowano, a następnie popłynął dalej… prowadzony przez bosmana. Kapitan znowu gdzieś odsypiała chlańsko, i leczyła kaca?

I tym razem już, zarówno bosman, jak i Jimmy, mieli przy sobie cały czas broń długą. A więc faktycznie, nadciągały kłopoty…


~

Dwie godziny później, praktycznie w samo południe, statek dotarł rzeką do jakiegoś większego przejawu cywilizacji.

Miasto Coari.


Nawet sporych rozmiarów porcik, masa budynków, ludzi, chyba jakieś jedno z głównych miast nad Amazonką…

- Zostajemy tu na dwie godziny - Powiedziała oschłym tonem kapitan Jess, na co i aż bosman się zdziwił - Wyładunek, załadunek, potem płyniemy dalej.
- Zdążymy? - Odezwał się czarnoskóry.
- To zrób tak, żebyśmy zdążyli! - Odwarknęła kobieta. Następnie zaś zwróciła się do towarzystwa na pokładzie:
- Jak nie wrócicie na czas na statek, nie będziemy na was czekać, i popłyniemy dalej…

Na końcu zaś wzięła na bok bosmana, coś mu cicho powiedziała, pokazała plik pieniędzy, po czym sama udała się szybkim krokiem w miasto.







***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 11-01-2023, 19:27   #95
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pani kapitan była wściekła, a Daniel w gruncie rzeczy jej się nie dziwił. Jej niesforni pasażerowie narobili bałaganu, a konsekwencje mogły spaść na "Venture" i jej załogę.
Bałagan bałaganem, ale nie można było pozwolić, by byle obszczymurek człowieka obrażał.

Czy pani kapitan miała rację mówiąc o zemście kompanów piratów, którzy wraz ze swą łajbą spoczęli na dnie Amazonki? To było dosyć prawdopodobne. Pytanie brzmiało - co zrobi Jess, by ocalić swoją skórę. Uciec raczej nie mogła... Stanie do walki, czy 'sprzeda' swoich pasażerów i wyda ich w ręce piratów? A może zostawi ich gdzieś na lądzie?
A co z kolei powinni zrobić pasażerowie, będący sprawcami wspomnianego wcześniej bałaganu? Zostawić "Venture" swojemu losowi, czy może zostać na pokładzie i stawić czoła pierwszej fali łaknących zemsty piratów?

- To co robimy? - Daniel spojrzał na współtowarzyszy. - Docieramy do celu i ruszamy w dżunglę, czy zostajemy na pokładzie, by wspomóc załogę w odparciu najbliższego ataku?

* * *

W końcu dotarli do czegoś większego niż wioska.
Coari.
Daniel nie miał pojęcia, co kombinuje Jess, ale na wszelki wypadek wolał nie opuszczać pokładu "Venture". Co prawda nie sądził, by piraci tak szybko się zorganizowali, ale zdecydowanie nie chciał, by pani kapitan pozostawiła ich na brzegu, wystawiając ich do wiatru.
- Mathew, dokąd się wybierasz? - spytał kompana, który wyraźnie szykował się do zejścia na ląd.
- Na zakupy.
- Zostaję na pokładzie - poinformował Daniel. - Kupisz dla mnie coś do jedzenia? Na jakieś dwa dni...
- Bez problemu.
Daniel wręczył reporterowi garść funtów, a potem, uzbrojony po zęby, rozsiadł się na udającej krzesło skrzynce, obserwując na zmianę to nabrzeże, to wodę.
Zakupy, a nie handel...
Mieli co prawda nieco zdobycznej broni, którą mogliby sprzedać, ale ta sama broń mogła się przydać, gdyby piraci zaatakowali "Venture". Parę dodatkowych luf zwiększyłoby siłę ognia.
Przede wszystkim nie trzeba by tracić czasu na ładowanie.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 11-01-2023 o 21:19.
Kerm jest offline  
Stary 14-01-2023, 18:46   #96
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Kolejne miasto po owym mało sympatycznym akcencie. Piraci, ech...
Oczywiście miasto to chyba grubsza kombinacja. Osada nabrzeżna. Chociaż nie. Miasto, oprócz portu mające do zaoferowania całkiem niezłą przestrzeń wypełnioną budynkami, placami oraz ulicami.
Sama nadbrzeżna okolica proponowała kilka sklepów, stoisk, czy cokolwiek tak jak zwali to miejscowi. Można było coś kupić. Jakieś świeże wspaniałości. Owoce, przypieczone mięsko, alkohol, czy inne. Mościanna Iris była ciągle raniona oraz przychodziła do siebie. Spytał więc reporter, czy nie potrzebuje czego? Potrzebowała. OK. Podobnie Thompson, zaś panna Joyce zechciała również ruszyć na wybrzeże. Cóż, wszak mogli ruszyć wspólnie na zakupy. Zawsze lepiej, niżeli samotnie się wyprawić wśród podejrzliwie zerkających wokoło tubylców.
- Do picia... - tototo, wymieniał reporter w jakimś sklepiku.
- Proszę bardzo, kosztuje... - kobiecina sprzedająca napitki wymieniła jakąś kretyńską sumę. Reporter kolejną. Wreszcie po jakimś czasie przyszło cenowe porozumienie.
Później owoce oraz ciepłe potrawy oferowane na wynos. Również coś wybrał. Konieczny był pośpiech ze względu na wrogą postawę kapitan szukającą wręcz pretekstu ażeby się ich pozbyć. Ruszyli więc ku własnemu statkowi.
 
Kelly jest offline  
Stary 15-01-2023, 08:03   #97
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Dowódczyni krypy była mocno zirytowana. I wystrachana jednocześnie. Okazało się bowiem, że posłanie do piekła kilku szumowin, nękających ubogich wieśniaków, miało sprowadzić na nią i jej łajbę kłopoty. Trudno. Będą musieli sobie poradzić. Zostawienie tamtych ludzi na pastwę zbójów byłoby nie po Bożemu. Zresztą jakakolwiek zemsta wydawała się Ebenezerowi mało prawdopodobna. Ot, kilku śmieci ludzkich dorwało się do jakiegoś wraku i starej broni palnej, którą zaczęło terroryzować chłopów. Nikt nawet nie zwróci uwagi, że już ich nie ma. No może poza napadanymi, którzy odetchną z ulgą.

Kolejny port. Dwie godziny popasu. “Szefowa” i bosman coś omawiali. W dodatku pojawiły się pieniądze. “Co ona knuje” - zastanawiał się wielebny. A, że z natury był dość ciekawski, to kiedy kapitan opuściła statek, wyszedł za nią. Trzymał się w bezpiecznej odległości, tak żeby go nie zauważyła. Chciał koniecznie ustalić co robi.
Po 15 minutach spacerku po mieścinie w końcu weszła do jakiejś podejrzanej speluny. Miejsce niegodne duchownego… Pastor zawołał miejscowego chłopaka i wcisnął mu w rękę dwa funty, tłumacząc że ma iść za kobietą do knajpy i spróbować ustalić co tam robi. Na szczęście chłopak coś tam rozumiał po angielsku. Niestety. Po kilku minutach miejscowy wykidajło wywalił chłopaczynę mówiąc coś o gówniarzach. A przynajmniej tyle Thompson zrozumiał. Nie był mocny z portugalskiego. Młody zdał relację. Pańcia poszła na zaplecze. Podsłuchać się nie udało. No nic. Trzeba było pofatygować się do, nazwijmy ją - tawerny, osobiście. Wewnątrz Ebenezer skierował się do szynkwasu.
- Co chcesz gringo? - zapytał niezbyt miłym tonem barman. ”Gówno” - pomyślał pastor. Wyjątkowo nie lubił tego pogardliwego określenia białych. Jednak wszczynanie w takim miejscu awantury, z tak błahego powodu byłoby zapewne samobójstwem, a już co najmniej szaleństwem.
- Coś mocnego - odparł zagryzając zęby - a przy okazji, nie wiesz czegoś o paniusi, która tu niedawno przyszła? Zdaje się, że weszła na zaplecze...
- Nie mam pojęcia, o kim gadasz gringo! - powiedział barman, nalewając Ebenezerowi do małej szklanki cachaça (coś jak rum, ma 48%).
Czyli znowu skucha. Wielebny usiadł w kącie. Starał się być mało widoczny. Obserwował, słuchał, no i oczywiście raczył się miejscowym napitkiem. Był nawet, nawet. Miał nadzieję, że coś ustali. Próbował zagadywać ludzi, ale nie rozumieli, albo udawali, że nie rozumieją angielskiego. Również barman pozostawał niewzruszony, mimo że Ebenezer wziął całą butelkę cachaça, na drogę. Posiedział tam jakieś pół godziny i w końcu kapitan wylazła z zaplecza z jakimś typem. Owy typ dźwigał drewnianą skrzynkę, taką mniej więcej 100 na 50 cm.

Wyszli z baru i ruszyli na statek. A Ebenezer za nimi. Znowu w bezpiecznej odległości. Skrzynka została na statku pod okiem bosmana, który umieścił ją na mostku, żeby czasem ktoś się do niej nie dobrał. Typ zszedł z pokładu i wrócił na miasto. Kapitan została, ale wyglądało na to, że znów się gdzieś wybiera. Wielebny nie miał jednak ochoty znowu za nią łazić. Bardziej interesowała go zawartość pudła. Chwilowo jednak wypadałoby zrobić jakieś zakupy, bo jeść coś trzeba. Korzystając więc z pozostałego czasu pastor ruszył w stronę pobliskich kramów. Może później uda się obejrzeć skrzynkę…
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
Stary 15-01-2023, 22:50   #98
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Nic dziwnego, że kapitan była na nich wkurzona. Zburzyli nieco jej spokój, w najbliższym czasie na pewno musieli dużo bardziej na siebie uważać. Być może jednak było to tylko pocieszanie samej siebie, ale Sarah coś się wydawało, że na pewno już nie raz wychodzili z takich problemów. Piraci byli agresywni, reagowali z byle powodu... pewnie nie pierwszy raz źle się dla nich to skończyło. Biorąc pod uwagę, jak słabo byli uzbrojeni, nie mogli być też szczególnie poważną grupą. Lekarka liczyła więc, że w słowach Jess było więcej straszenia, niż rzeczywiście tak dużego zagrożenia.

***

Przez całą trasę czuła się z tym jednak źle, atmosfera na statku też stała się ciężka i trudna do zniesienia. Szukała pierwszej okazji do możliwości wyjścia ze statku, by nieco odświeżyć umysł. Ebenezer ruszył w sobie znanym kierunku bez słowa, Daniel, John i Iris nie zamierzali ruszać się z łajby, natomiast Mathew postanowił udać się na zakupy. Sarah poprosiła reportera, by zabrać się razem z nim. Mogła mu pomóc nieco z niesieniem zakupów, bo sama nie znała portugalskiego, za to mogła wskazać też kilka produktów, które chciała dla siebie. Zależało jej na uzupełnieniu bandaży, które używała do opatrywania jeszcze ran Iris. Jak na hardą detektyw przystało, te goiły się bardzo dobrze, jednak lekarka nie chciała, żeby przez dość kiepskie warunki na statku w rany wstąpiło jakieś zakażenie. Wkrótce byli więc gotowi do powrotu na ich statek, znacznie przed wyznaczonym przez kapitan czasem. Lekarka z reporterem zdawali sobie sprawę, że pozostawali właściwie już na łasce kapitan, która w każdej chwili mogła postanowić ich wyrzucić za byle pierdołę.
 
Jenny jest offline  
Stary 24-01-2023, 18:42   #99
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Rzeka Amazonka, Brazylia.
27 czerwiec, 1930 rok.
Piątek, wieczór.

Po opuszczeniu Coari, statek płynął dalej rzeką Amazonką… coraz głębiej i głębiej w dzikie ostępy, w dżunglę, w samo serce Brazyli. Kilometr za kilometrem, godzina za godziną. "Pyr, pyr, pyr, pyr…"

~

Ebenezerowi nie dawała spokoju tajemnicza skrzynka, z jaką powróciła z miasta na pokład statku kapitan. Samemu do niej zajrzeć nie wypadało, zwłaszcza gdy była cały czas na mostku, pod okiem bosmana… można było co prawda może jakoś odwrócić uwagę załogantów, i tak wykorzystać chwilę, by w końcu zaspokoić ciekawość, czy i może odegnać jakieś obawy. Z drugiej jednak strony, przy "wpadce", już pewnie na bank by zostali wyrzuceni z pokładu, lepiej więc nie ryzykować. No i do tego, skoro było się duchownym, to już w ogóle nie wypadało odwalać takiego numeru.

- Granaty - Powiedział w końcu bosman, chyba już nie mogąc dłużej znieść natarczywych pytań - Granaty do obrony przed piratami. Teraz jesteś zadowolony?


W sumie… Ebenezer chyba był. Cała skrzynka granatów, na czarną godzinę, w przypadku starcia z szumowinami, panoszącymi się na tych wodach, i szukających zemsty, za zabitych kumpli. W sumie… nieźle.





Rzeka Amazonka, Brazylia.
28 czerwiec, 1930 rok.
Sobota, koło południa.

Całą noc lało.

Bębniło po dachach statku, po samej rzece, i cholerny upał nieco zmalał. A do tego, owy szum przyjemnie koił do snu… wyspali się porządnie wszyscy, odpoczęli, nawet mimo kiepskich warunków, panujących na "Venture". Było ciasno, i nawet nie było najmniejszego sensu porównywać tu czegokolwiek, choćby i do nawet najgorszej, trzeciej klasy "Olympica", jednak co tu wybrzydzać.

Transport był, i zmierzali do celu. Schronienie przed słońcem, lub deszczem było. Nikt nie musiał zasuwać na piechotę, niczym się wielce nie przejmować, jedynie siedzieć na czterech literach, i wypatrywać ewentualnych niebezpieczeństw. No a z każdą godziną byli coraz bliżej celu, i poszukiwań Evelyn Bloom.


~

Znów wyminięto po drodze kilka małych wiosek. Czasem się zatrzymano, by wyładować, i załadować towar, czasem przepływano obok, machając do siebie nawzajem, i wymieniając kilka zdań po portugalsku…

Sielanka na całego w tropikach(z widmem rzecznych piratów, chcących ich zabić w ramach zemsty, heh).

….

Raz też trafili i na wojsko, a dokładniej, na jakiś statek patrolowy tutejszej marynarki. Mieli kilka cięższych karabinów na pokładzie, i nawet działko.


Również wszystko się skończyło na zwyczajowym "bla", w miejscowym dialekcie, i to nawet bez zatrzymywania obu jednostek. Ot pokrzyczeli sobie coś, raz się roześmiali i wsio, każdy dalej płynął w swoją stronę… wychodziło więc na to, że nawet żołnierze znali tu panią kapitan, i jej załogę.

- Gdzieś za godzinę dopłyniemy do Tefé. To kolejne miasteczko, nad jeziorem Tefé. Tam się znowu zatrzymamy na godzinę… - Wyjaśnił bosman, przechadzając się po pokładzie statku, z długą bronią przewieszoną przez ramię.


~

"Pyr, pyr, pyr, pyr…" po Amazonce, wśród zieleni po prawej i lewej, upału, skrzeku ptaków. Kolejna wioska, kobiety na brzegu piorące rzeczy w jej nurcie, bawiące się nieopodal dzieci…

Krzyk przerażenia.

Kilka innych krzyków. Bieganina na brzegu, piski, wrzaski.


Ledwie 20 metrów od statku, na samym brzegu, pełznął ogromny wąż, w stronę sporych zarośli. Bydlę było równie długie co sam "Venture"!!! Grubaśne zaś niczym rosły chłop, do tego zaś, jakieś dwa, trzy metry, za wielkim łbem, jeszcze grubsze, nienaturalnie pogrubione w pewnym miejscu, zupełnie jakby…

O Boże!! Dziecko?????







***
Komentarze za chwilę.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 24-01-2023 o 18:45.
Buka jest offline  
Stary 28-01-2023, 19:40   #100
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Leniwie płynąca woda, niezbyt szybko przecinająca fale "Venture".
Cisza, spokój... sielsko-anielsko.
Piraci też jakoś się nie pojawili - albo byli kiepsko zorganizowani, albo czekali na lepszą okazję, chociaż trudno było sobie wyobrazić bardziej sprzyjające warunki niż noc i deszcz, którego bębnienie o pokład zagłuszało wszystkie niepokojące odgłosy. Być może uznali, że za parę dni, gdy czujność załogi i pasażerów statku opadnie, zdołają się zemścić mniejszym nakładem sił i środków.
Bo trudno było sądzić, że pochowali się po kątach na widok wojskowej kanonierki.

* * *

Sielanka minęła wraz z pojawieniem się najgroźniejszego (prócz ludzi) drapieżnika Amazonii.
Wyglądało na to, że długi na dwadzieścia metrów wąż akurat jest w trakcie konsumowania najnowszej ofiary.

- Rozwalmy go - powiedział Daniel, dochodząc do wniosku, że taki przerośnięty szkodnik jest zbyt groźny dla otoczenia. - Maszyny wolniej! - krzyknął, podchodząc do burty z karabinem w dłoniach.

Miał zamiar wpakować w łeb anakondy zawartość całego magazynka.
Na nagrodę nie liczył - dobry uczynek i tyle.
Miał tylko nadzieję, że powiedzenie "każdy dobry uczynek musi zostać ukarany" tym razem się nie sprawdzi.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172