Alfonso czuł, że nie przeżyje tego starcia. Nie miał już sił żeby uciekać. Nie wiedział czy rudzielec przystał na jego propozycję kontynuowania sojuszu. Nie pozostało mu w sumie już nic jak tylko nie sprzedać tanio skóry. Wiedział, że ma sporo za uszami. W końcu na początku swojej kariery był cynglem Carama... Nie chciał iść do piekła. Może chociaż komuś pomoże i zasłuży na czyściec? Oczy grubasa zeszkliły się. Wstał i wycelował z plastikowej pukawki do najbliższego przeciwnika. Rudy i ten drugi koleś po lewo, którego zauważył dopiero przed chwilą, byli jego naturalnymi sojusznikami. Mieli tak samo przejebane jak on. Trzeba było więc tłuc do naganiaczy i liczyć, że tamci wyjdą z tego samego założenia. W końcu i tak go sprzątną, ale może jeszcze nie teraz...
- Walcie do motocyklisty! Osłaniam was! - krzyknął pociągając za spust. Niewydarzona strzelba jakby próbowała wyszarpać mu się z rąk i jednocześnie otruć go kłębem dymu, który z siebie wypuściła, jednak pocisk pomknął prosto do celu...
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?