Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2022, 10:44   #81
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Edward i Finn

Spakowawszy najważniejsze tomy w zaimpregnowany materiał, bohaterowie ruszyli z powrotem do świątyni. Quentin wymagał co prawda dodatkowego szturchnięcia, żeby wyjść na deszcz, ale potem już niemal biegł, by jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu. Po drodze minęli współpracujących ludzi, których wcześniej uspokajał Edward - najwyraźniej jeszcze nie zapomnieli o jego słowach i jeśli miało dojść do bójki, to raczej już po burzy.
Kiedy byli już w świątyni, wieszcz zajął nieco odosobnione miejsce za ołtarzem Abadara, wracając do przerwanych wcześniej obliczeń.


Jin i Edro

Gdy większość halucynogennych oparów uleciała ze sklepu, zebranie potrzebnych medykamentów i ponowne zabezpieczenie pomieszczenia nie trwało długo. Jin z pomocą Heri sprawnie spakował wszystko co wydawało mu się potrzebne do dwóch sporych skrzynek, które mogli bez trudu przenieść samodzielnie. Gdy skończyli, nadszedł czas na pożegnanie, gdyż smok w czarodziejskiej czapce i latające żaby zdecydowały się zostać razem z niziołką, żeby dotrzymać jej towarzystwa w czasie burzy. Bohaterowie pomachali im na pożegnanie i objuczeni zapasem medykamentów ruszyli z powrotem do świątyni. Po drodze zauważyli, że niektórzy z kolonistów zrezygnowali z barykadowania domostw, zamiast tego zabierając swój najcenniejszy dobytek i uciekając w bezpieczniejsze miejsca.


Amos i Zod

- Takie kozaki, a już wymiękają! -
- Juście się zmęczyli? -
Zwolnienie tempa przyniosło co prawda kilka zaczepnych uwag od strony pozostałych robotników, ale Amos wiedział dobrze, co oznaczają - dla tego typu ludzi była to oznaka, że mają ich za „swoich”. Poza tym tragarze także nieco zwolnili, niektórzy z wyraźną ulgą. Po zamknięciu drzwi do magazynu otrzymali parę oszczędnych skinień, z których jednak dało się wyczytać szacunek.
Gdy opuszali wyspę portową, zauważyli że na pozostałych mieszkańcy stawiali już prowizoryczne zapory, które miały powstrzymać nawet wyższe fale przed zalaniem ich domostw. Ci mieszkający poza stałym lądem ryzykowali całym swoim majątkiem, więc i ich determinacja była znacznie większa. Zod szybko ocenił, że te konstrukcje rzeczywiście mogły zadziałać, jeśli burza nie będzie trwała zbyt długo.


Wszyscy

Schowanie się przed nadchodzącą burzą pozwoliło bohaterom odpocząć przez chwilę i przynajmniej częściowo obeschnąć, ale z pewnością nie był to koniec pracy tego dnia. W świątyni Abadara zbierali się coraz to nowi mieszkańcy Pridon’s Hearth, kryjąc się przed wichrem i deszczem, a wraz z nimi kolejne zajęcia. Składowanie zapasów, rozmieszczanie ludzi tak, by nie zajmowali zbyt wiele miejsca, a jednocześnie nie wpadali sobie pod nogi, a także opatrywanie mniejszych lub większych urazów - nie można było narzekać na nudę. Szeryf Adaela również nie próżnowała, chociaż dzieliła uwagę pomiędzy świątynię i karczmę, w której brakowało już wolnych miejsc. Widać jednak było, że koloniści darzą ją dużym szacunkiem, sama jej obecność wystarczała, by się uspokajali i raźniej wykonywali polecenia.
Jin opatrywał właśnie dłoń chudemu, szczurowatemu mężczyźnie, któremu zerwany hak urwał dwa palce (w co oczywiście medyk nie wierzył - cięcie było zbyt gładkie, jak po mieczu), gdy drzwi do świątyni otworzyły się gwałtownie, wpuszczając potężny podmuch wiatru i strumienie deszczu. Wpadł przez nie jeden ze strażników kolonii - na jego ociekającej wodą twarzy widać było przerażenie, a rękę miał wykrzywioną pod nienaturalnym kątem.
- TROLL! - przekrzyczał wiatr, po czym podbiegł do Adaeli - Z lasu wylazł troll i plądruje domy na obrzeżach! Zabił Herta! -
Kobieta zaklęła i z gniewną miną zwróciła się do bohaterów.
- Jakbyśmy nie mieli dość problemów… Jeśli ktoś go nie odgoni, nie będą mieli dokąd wracać - ruchem głowy wskazała na kilka skulonych w pod ścianą rodzin - Moi ludzie sobie z nim nie poradzą, w tym deszczu nawet pochodni nie da się rozpalić. Zabijcie go, albo przynajmniej pogońcie go stąd - ciężko było ocenić, czy jej słowa były rozkazem, czy prośbą.


***


Zlokalizowanie intruza w niewielkiej kolonii nie było problematyczne. Biegnąc w stronę budynków położonych najbliżej dżungli, usłyszeli gniewny ryk, a następnie głośny trzask łamanego drewna, który przebił się nawet przez szum deszczu i wiatru. Jego źródło stało się dobrze widoczne już za następnym rogiem.
Masywna, licząca sobie przynajmniej dziesięć stóp sylwetka o chropowatej, zielonej skórze wyłaniała się właśnie z na wpół zawalonego domu, otrząsając się z resztek powały. Na paskudnej, dzikiej twarzy pyszniły się ogromne kły, a w wielkich, zakończonych pazurami łapach troll dzierżył pień drzewa, robiący zapewne za maczugę. Przez plecy niósł wypchany wór, zrobiony z grubego płótna które do niedawna było pewnie dachem w jednej z nowych chat w Pridon’s Hearth. Stwór rozglądał się po okolicy, potrzebując chwili, zanim zogniskował wzrok na drużynie. Ci z bohaterów, którzy słyszeli już o tych gigantach, zaczęli cieszyć się z obecnej pogody - przynajmniej niwelowała paskudny trollowy smród.
 
Sindarin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem