Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2022, 22:02   #85
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Wstałam i ruszyłam w stronę Gładzika.
- Czy maestro potrzebuje pomocy? Bo jestem naprawdę głodna.

Wydawało mi się, że minęło naprawdę sporo czasu, odkąd Finch zabrał się za te naleśniki. Albo czas spędzony z Vannessą tak mi się dłużył.

Gładzik jakiś cudem dał radę donieść jedną ręką dzbanek z kawą i dwa kubki.

- Maestro nie potrzebuje pomocy - rzucił O'Hara z kuchni, skąd usłyszałam skwierczenie. - Obiecał naleśniory i wywiązuje się z obietnicy. Pierwszy na patelni. Gładzik! Kombinuj sobie talerz i smarowidła. I nam też wykombinuj. Vannessa! - Zawołał. - Z czym jadasz naleśniory?!

- A wiesz Leo, że pierwszy jest najgorszy, bo zwykle się nie udaje. Tak tylko ostrzegam. - Przestrzegłam Egzekutora.

- Znając Nexusa to wszystkie będą kiepskie. Ale jestem potwornie głodny. Zjem, co dostanę – Zadeklarował Gładzik stawiając kubki i dzbanek na stole. - Drogie Panie, kawę podano - Dostrzegł wychodzącą Vannessę i spojrzał zmrużonymi oczami na mnie.
Chyba mnie podejrzewał, że swoimi słowami sprowokowałam ją do wyjścia.

Podeszłam do stołu za Gładzikiem.
- Jadłam to co ugotował Finch i było całkiem, całkiem, więc może nie będzie tak źle. Mogę? - Wskazałam na przyniesiony dzbanek i nie czekając na jego odpowiedź zaczęłam nalewać kawę do kubków.

- Odważna z ciebie kobieta - zażartował Gładzik i ruszył w stronę kuchni, pewnie po dwa kolejne kubki.

Usiadłam wygodnie i zaczęłam popijać kawę z kubka. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio w ogóle piłam kawę i wyszło mi, że to było w tej samej kuchni ze dwa dni temu. A kiedy ostatnio coś jadłam?

- Dziękuję, nie jestem głodna - Odparła Vannessa, ale zawróciła od drzwi i usiadła z powrotem przy stole.
Czemu nie chciała nic jeść? Ja w takiej sytuacji bym sobie nie żałowała. Chyba nie myślała, że chcieliśmy ją otruć czy coś. Wypiłam całą kawę patrząc jak Gładzik dosłownie pożerał swoje naleśniki. Musiał już naprawdę gonić resztką sił.

Kiedy upewniłam się, że Egzekutor już zjadł tyle co potrzebował nałożyłam sobie swoją porcję. Jadłam powoli, żeby mój prawie pusty żołądek się nie zbuntował, a nie było to łatwe, bo skręcało mnie z głodu.

Finch dosiadł się do nas dopiero jak skończył smażenie. Wtrząchnął przy tym to co zostało w takim tempie, że zaczęłam martwić się czy czasem się potem nie pochoruje, ale przypomniało mi się, iż spędził trochę czasu w towarzystwie Gładzika, więc szybkie jedzenie na pusty żołądek nie powinno mu zaszkodzić. Dołożyłam mu kilka naleśników od siebie.

- Hej – zaprotestował żartobliwie. - Bo przytyję i zrobię się ulańcem. Dobra - pochłonął kolejne parę kęsów. - To co ustaliłyście, gdy ja kucharzyłem? Emm, wyjaśniłaś Vannessie, co się dzieje?

Najpierw prychnęłam w odpowiedzi na jego pytanie a dopiero potem opowiedziałam. Dobrze, że niczego już nie jadłam i nie piłam, bo na pewno bym się zadławiła.
- Dowiedziałam się, między słowami, bo Vannessa nie raczyła mi odpowiedzieć – spojrzałam na nią z wyrzutem - że nie było jej w Londynie podczas ataku, więc ona nie ma pojęcia co się stało z miastem. Do tego chyba nie miała ogólnie pojęcia o sytuacji, na moje pytania o to też nie odpowiedziała. Nie wiem, gdzie była i co robiła przez ostatni tydzień – Tutaj spojrzałam znacząco na Fincha - ale chyba trzymano ją pod jakimś kloszem, skoro ominęło ją to wszystko czego my byliśmy świadkami. Nie dowiedziałam się też jak się tutaj dostała, ale to nic dziwnego, bo ona sama tego nie wie. – Zabrzmiało to zbyt oschle, ale trudno - Później zaoferowałam jej pomoc albo w kwestii informacji albo jakąkolwiek inną, ale usłyszałam ze dwa razy, iż niczego nie chce i niczego nie potrzebuje, co oczywiście jest kłamstwem, bo każdy czegoś chce i potrzebuje, ale najwyraźniej ona nie chce pomocy ode mnie a konkretniej od nas. I to w sumie tyle.

- Przepraszam, która część naszego dialogu była tą ofertą pomocy? Bo jakoś to przegapiłam - powiedziała Vannessa.

- Chociażby ta z pytaniem czego chcesz? Czego potrzebujesz? - Spojrzałam na Druidkę z westchnieniem. Fakt nie mówiłam że chcę jej pomóc i nawet na początku przyznałam, iż nie zamierzałam jej pomagać ale potem dodałam że byliśmy jedynymi osobami które teraz były jej w stanie pomóc więc dla mnie to się rozumiało samo przez się ale dla niej najwyraźniej nie. Widocznie powinnam być bardziej dosłowna - I przyznaję od razu, nie wiem czy bylibyśmy w stanie zapewnić ci tą pomoc w pełni, bo jak widzisz warunki są jakie są, ale trudno to określić skoro nie odpowiedziałaś na te pytania, a pytałam o to dwukrotnie jeśli dobrze pamiętam i za każdym razem twierdziłaś, że niczego nie chcesz. Rozumiem, że nas nie znasz i dlatego nam nie ufasz, ale nie ma już nikogo innego do kogo mogłabyś się zwrócić. Niestety.

O'Hara spoglądał to na mnie to na Vannessę i słuchał. Znałam go już na tyle, że wiedziałam, iż pod tą maską spokoju i uśmiechem przyklejonym do twarzy, Finch dokonywał jakiejś kalkulacji. Zastanawiał się co zrobić dalej. Wiedziałam też, że cokolwiek bym nie powiedziała i cokolwiek bym teraz nie zrobiła, O'Hara będzie mnie wspierał. Bo chyba powoli miał dość całej sytuacji, co zdradzało jego zamyślenie i spojrzenie na zewnątrz, gdzie przeżyliśmy ostatnio piekło. Na razie tylko czekał zostawiając mi działanie. Takie zaufanie było budujące, ale pokładane we mnie nadzieje dość spore. Czy naprawdę aż tak mi ufał, że przystałby na absolutnie wszystko co bym postanowiła.

- Och! – Vannessa kolejny raz zrobiła dziwny przesadzony gest czy też raczej minę udając zdziwioną. - Czyli tak oferuje się pomoc według Ciebie. A to przepraszam. Wychodzi na to, że mamy problemy w komunikacji. Jednocześnie spieszę wyjaśnić, że ja pytając czego wy chcecie, na co również nie otrzymałam odpowiedzi, nie oferowałam pomocy. Chciałam naprawdę wiedzieć czego chcecie.

Znowu to robiła udając niewiedzę, ale to najwidoczniej była jej taktyka. Udawać niewiedzę na temat rzeczy, na których jej zbytnio nie zależało, żeby ukryć swoją niewiedzę w innych. Postanowiłam jej wyjaśnić to co mogłam i to co powinnam w taki sposób, aby już nie mogła się zasłaniać swoją niewiedzą. Przypomniały mi się jej rozmowy ze mną w Mrze i jeszcze te z Nathanem, kiedy Egzekutor próbował ją o coś zapytać i jak się zszokował słysząc te jej odpowiedzi. Aż się uśmiechnęłam na te wspomnienia.

- Fakt, masz problemy z komunikacją. – Przyznałam - Pamiętam jaki Nathan był zszokowany jak próbował z tobą porozmawiać i otrzymał to co zwykle oferujesz w odpowiedzi. Ja chciałam ci zaoferować informacje, których ci ewidentnie brakowało, ale otrzymać być może jakieś odpowiedzi w zamian. A co do tego co my od ciebie chcemy? - Zastanowiłam się przez chwilę co jej dokładnie powiedzieć - W zasadzie to niewiele. Jesteś jedną z wielu osób, którą obecnie się opiekujemy i postaramy się zapewnić bezpieczeństwo do samego końca. Finch - wskazała dłonią na O’Harę, żeby Druidka nie miała wątpliwości o kim mówiłam - jest wprost niepoprawnym optymistą i uważa, że ten stan da się jeszcze odkręcić. Ma plan, który według niego ma nie tylko nie dopuścić do tej apokalipsy, ale jeszcze cofnąć cały Fenomen Noworoczny, dzięki czemu byśmy się pozbyli wszelkich istot ponadnaturalnych na Ziemi, w tym i Aniołów a to nie pozwoliłoby im zapoczątkować końca świata. Ja mam zamiar Finchowi pomóc w wykonaniu tego planu, bo to dosłownie ostatnia deska ratunku. - No może nie dosłownie deska, ale chyba zrozumiała o co mi chodziło - Ty sobie możesz tutaj posiedzieć, najpierw z nami, a kiedy już ruszymy wykonywać ten plan z resztą ludzi, którzy w “Radości” przebywają. No i jeśli nam się nie uda to świat się skończy, a jeżeli nam się uda to i tak nic z tego nie będziesz pamiętała.
- Coś pominęłam? - Zapytałam O’Harę.

- W punkt – Finch przyznał mi rację. - Ja, szczerze, liczyłem, że Vannessa nam pomoże swoimi zdolnościami. Ale, w sytuacji, w której nawet nie pamięta tego co potrafi, to chyba zbędne ryzyko. Szanse i tak mamy nieduże - wzruszył ramionami. - Ale nie będę sobą, jeśli nie spróbuję.
Skrzywił się smutno.
- Miałaś sporo szczęścia, jak widzę. Bo my, ja i Emma, przeszliśmy przez morze trupów. Przez cały Londyn zamieniony w perzynę i wielki cmentarz. Dziesiątki, setki tysiące ciał piętrzące się na ulicach. Nie dziw się więc naszym staraniom, byś udzieliła nam swojej pomocy i braku ogłady przy tym. Nawet przed Apokalipsą byłem w sprawach kurtuazji raczej, hmmmm, no słaby. A teraz, szczerze, to mi się już nawet nie chce. Stąd ta bezpośredniość.
Ziewnął lekko.

- Otóż, nie. Nie jestem jedną z wielu osób, które jak raczyłaś określić ochraniacie. To po pierwsze. Po drugie w bardzo zawoalowany sposób, wręcz niewidoczny prosicie o pomoc. Może gdyby od początku padły jakieś konkretne deklaracje tak jak teraz, to atmosfera byłaby inna - Druidka wyliczała na palcach. - A po trzecie, to przypominasz sobie może dlaczego nie pamiętam co potrafię?

Nie miałam pojęcia o co jej chodziło, kiedy wymieniała to swoje po pierwsze, nie wiedziałam do czego się odnosiło to jej po drugie ani też za bardzo to po trzecie, ale Finch przejął ciężar konwersacji na siebie więc postanowiłam pozwolić mu się wykazać gotowa kopać go po kostkach, gdyby chciał zdradzić zbyt wiele.

- Atmosfera jest nerwowa, bo i sytuacja jest nerwowa. Zresztą, na zewnątrz, sytuacja jest bardziej nerwowa i mordercza. - O'Hara zażartował sobie w swoim stylu. - Odniosę się tylko do twojego "po trzecie", jeśli pozwolisz. Nie pamiętasz, bo ktoś uznał, że tak będzie dla ciebie bezpieczniej i lepiej. Jeśli chcesz bym był z tobą szczery, to dodam coś jeszcze. Od siebie i z serca, ale to zaboli. Ostrzegam.

Ok. Teraz już wiedziałam o co chodziło w tym po trzecie, ale to znowu pokazywało, iż Vannessa wiedziała o swojej sytuacji więcej niż początkowo sugerowało jej zachowanie.

- Proszę – Vannessa zachęciła Fincha do gadania co rzadko było dobrym pomysłem - nie krępuj się.

- Kiedyś, o czym nie pamiętasz, pracowałaś z nami przy pewnej sprawie. Otrzymałaś wtedy potężny dar. Dar otwierania przejść pomiędzy wymiarami. Na koniec mogłeś dokonać wyboru - twój ukochany lub cały Londyn. Kilka milionów istnień. Wybrałaś … Krisa. Tego istota, która liczyła na twoją empatię czy serce, nie mogła ci wybaczyć. Uznała, że ktoś tak wyjątkowo egocentryczny i pozbawiony empatii, ktoś kto jest w stanie poświęcić miliony dla swojej osobistej korzyści, nie jest na tyle bezpieczny, by posiadać taką zdolność, jaką ty otrzymałaś. Więc zabił cię. A przynajmniej kazał nam tak myśleć. Bo wtedy skasował ci pamięć o wszystkim. Ale moce, z tego, co czuję, ci zostawił. I chciałaś szczerości, więc będę szczery. Uważam, że Jehudiel, bo tak nazywał się ten anioł, czy wręcz archanioł, który cię tak potraktował, popełnił błąd. Powinien cię wtedy pozbawić życia. Niechby i twoja unikalna zdolność przepadła wraz z tobą. Może tak byłoby lepiej. Przyjrzyj się sobie. Wokół ciebie giną ludzie, a ty miotasz się w tę i nazad, kierujesz podejrzliwością, co akurat mogę zrozumieć. Brigit, bo zakładam, że to ona, uwolniła cię z niewoli. Być może sama przy tym zginęła. My proponujemy ci gościnę, liczymy na twoją pomoc. Ale ty, ty, Vannesso, nadal patrzysz nie dalej niż czubek swojego nosa. I dlatego tak trudno ci się z nami rozmawia. Bo nie jesteś w stanie przyjąć do wiadomości, że na tym pokręconym świecie są ludzie, którzy życie innych cenią bardziej niż swoje osobiste korzyści. Jesteś nam potrzebna, to fakt. Ale poradzimy sobie również bez ciebie. To też fakt. Albo nie poradzimy.

No i miałam rację. Nie trzeba było go zachęcać do gadania. Jeszcze spojrzał na mnie, kiedy skończył mówić. Co miałam na to odpowiedzieć. Nie wiem na co liczył mówiąc te słowa, do tego poprzekręcał fakty, których albo nie pamiętał albo zrobił to celowo. I ten tekst, że Jehudiel powinien wtedy uśmiercić Vannessę. Naprawdę tak uważał czy chciał ją tylko sprowokować? Miałam nadzieję, że raczej to drugie.

- Nie o to pytałam. – Powiedziała Druidka, ona chyba też żałowała, że poprosiła Fincha o gadanie - Ale dziękuję za szczerość. Nie odniosę się do twoich zarzutów. Chyba rozumiesz, dlaczego, prawda? - Tak, wygodnie było się zasłaniać niepamięcią - Ja widzę problem w zrozumieniu was w tym, że nie mówicie wprost. Najpierw twoja koleżanka mówi, że nie potrzebujecie mojej pomocy. Później ty mówisz, że trochę na nią liczyłeś, ale jednak nie, bo myślę tylko o sobie. A na koniec mówisz, że myślę tylko o sobie, bo nie chcę wam pomóc. Jak dla mnie to to jest nie porządku. Ale dobrze. Ludzie są różni - wzruszyła ramionami. - Żeby przerwać tę spiralę niedomówień i błędów w komunikacji zapytam wprost. Jak miałabym wam pomóc? Od razu powiem, że nie wiem czy będę chciała od was pomocy.

Poczułam się wywołana do tablicy jej słowami więc teraz to ja odpowiedziałam.

- To ja może dodam jeszcze coś do tych twoich trzech podpunktów. Po pierwsze to jesteś jedną z ochranianych przez nas osób, bo gdyby nie ta protekcja to aniołowie latający po okolicy mogliby tu wlecieć i zabić wszystkich ludzi włącznie z tobą. Po drugie po co miałam ci składać jakieś deklaracje, skoro cały czas mnie zbywałaś. Próbowałam ustalić na czym stoję i nie dostawałam prawie żadnych odpowiedzi. Poza tym nie liczyłam za bardzo na twoją pomoc w jakiejkolwiek sprawie. No i po trzecie to uważam, że wcześniej też nie potrafiłaś używać mocy Klucza, bo nie panowałaś nad tym i miałaś z nią problemy, a teraz to już nawet nie ma o czym mówić. Nie dość, że nie pamiętasz nawet tej odrobiny wiedzy na temat mocy, którą poznałaś to jeszcze jej nie ćwiczyłaś przez ten czas. A co do pozbawiania życia to się nie zgodzę. Nie uśmierca się kogoś tylko dlatego, że jest dupkiem. Uważam, że wystarczyłoby po prostu odebrać ci tę moc.

A po moje czwarte to jej po prostu nie ufałam, ale to może nic niespotykanego, bo ja zawsze podchodziłam do wszystkiego z ograniczonym zaufaniem.

- Masz rację, Emm - zgodził się Finch. - Każde życie jest cenne. I nie życzę, ani nie życzyłem ci nigdy śmierci, Vannesso.

- A co do różnicy w słowach moich i Fincha to wzięło się stąd, że on chce cię zabrać na swoją misję ratowania świata, a ja nie chcę. To cały sekret.

No chyba już jaśniej się nie dało.

Zajrzałam do dzbanka z kawą i odkryłam, że jeszcze trochę zostało. Dolewając sobie dostrzegłam minę Gładzika.

- Nie przejmuj się tak Leo. – Zwróciłam się do niego - Czasami trzeba oczyścić atmosferę porządną awanturą. Zobacz ja po piętnastu awanturach z Finchem dogaduję się z nim znakomicie.

- Czyżby – Gładzik nie do końca się z tym zgadzał.

- Nie dostrzegasz tej zgodności umysłów? Może w niektórych opiniach się różnimy, ale światopogląd podzielamy i już się umiemy dogadać nawet jak się w czymś nie zgadzamy. Naprawdę. – Położyłam nacisk na ostatnie słowo, żeby ostatecznie go przekonać.

- Słuchaj Emmy, Gładzik - wtrącił się Finch. - Ona zawsze, ale to zawsze wie, co mówi. I zawsze, ale to zawsze, ma rację.

Nie wiem czym sobie zasłużyłam na te słowa, ale były miłe.

- Czy dla ratowania świata i życia ludzi zrobiłbyś wszystko? - Vannessa utkwiła swój wzrok w Finchu biorąc go za cel przepytywanki.

- Wszystko to bardzo potężne słowo - Finch nie dawał się łatwo łapać za słówka. - Zawiera w sobie zarówno rzeczy śmieszne, brutalne i obrzydliwe. Więc, musisz albo doprecyzować, co masz na myśli mówiąc "wszystko", albo odpowiem - nie, nie zrobiłbym wszystkiego. Są granice, których nie przekroczyłem i nigdy nie zamierzam przekroczyć. Nawet teraz. Emma powiedziała, że - jeśli nam się uda - zrobi się, powiedzmy, reset. Wszystko powróci do czasu sprzed Fenomenu. Teoretycznie, moglibyśmy robić wszystko i nic by się nie wydarzyło. No i sami, gdyby się udało, niczego złego w sumie byśmy nie zrobili, tak można sobie to wytłumaczyć. Jeśli przez wszystko, masz na myśli, że poświęciłbym kogoś, kogo kocham, czy siebie, z ogromnym bólem, ale bym to zrobił, bo wiem, że osoba, która kocham, zrobiłaby to samo. Chociaż wolałbym poświęcić siebie. - Westchnął. - Kieruję się w życiu jedną, potężną zasadą - nie rób ludziom tego, czego sam nie chciałbyś, aby ci robili. Przynajmniej staram się tej zasady trzymać. Czy taka odpowiedź ci wystarczy?

Normalnie byłam dumna z jego odpowiedzi i z niego samego, dobrze, że piłam kawę i mogłam swoją twarz schować chociaż częściowo za kubkiem tak aby nikt nie domyślił się co teraz pomyślałam i nie zobaczył jak na niego spojrzałam.

- Raczej chodziło mi o to czy kogoś zmusiłbyś do takiego poświęcenia? - Powiedziała Druidka nadal nie spuszczając z niego wzroku.

A Finch nadal nie dawał się złapać.

- Wiem do czego zmierzasz. Nie sądzę. Każda jednostka ma swoje sumienie i swój wybór. Ale gdybym mógł, podjąłbym się innych działań. Postarał przekonać. Jeśliby to by nie pomogło, poszukałbym innych sposobów. Użył swoich zdolności, na przykład. Jeżeli wiedziałbym, że to posłuży innym. Wiesz. Wchodzimy w bezsensowną, akademicką dyskusję - co jest ważniejsze, dobro jednostki czy dobro społeczności. Kogo byś uratowała na torach, gdybyś mogła skierować pociąg tylko na jeden tor. Czy podałabyś śmiertelną truciznę małemu Hitlerowi, wiedząc co zrobi w przyszłości. Zawsze uważałem takie dyskusje za stratę czasu. Jestem zbyt stary, zbyt doświadczony i zbyt wkurwiony, abym teraz wracał do takich rozważań. Punkt wyjścia, Vannesso, jest bowiem taki, że każdy z nas walczy o coś innego i o inną słuszną sprawę. Bo ilu ludzi, tyle jest słusznych spraw. Mów prosto z mostu, do czego zmierzasz. I zjedz coś. Napij się kawy. Gładzik zostawił ze dwa naleśniki. Emm - zwrócił się do mnie. - Chcesz dokładki? Mogę usmażyć. Zaniesiemy reszcie naszych, bo pewnie też gonią na oparach. Albo może chcesz coś dodać do tego mojego ględzenia?

- Do ustalenia kogo uważasz za złego. Weźmy taką matkę, której małe dziecko miałoby zginąć by uratować miliony. Jest złą osobą ta matka, jeżeli nie zgodzi się na śmierć dziecka? – Vannessa rzuciła te jakże absurdalne pytanie.

- Może przejdź do rzeczy i zapytaj go o to, o co ci tak naprawdę chodzi. – Zasugerowałam. - Ja nie chcę dokładki - Odpowiedziała O’Harze - Ale Alicja na pewno jest głodna.

Finch kiwnął mi głową i spojrzał na Vannessę tym swoim wzrokiem, który sprawiał, iż człowiek czuł się mały i nic nieznaczący.

- Nikt, kto wstrzyma się od zabójstwa, nie jest zły. Ale też nie jest dobry. Roztrząsasz dobro i zło jako debatę o moralności czy jej braku. Popatrz na to co dzieje się wokół. Ci którzy to robią są, przynajmniej zgodnie z naukami różnych religii, skrajnie dobrzy. Więc proszę, zrób tak jak rozsądnie sugeruje, Emma. Wal, o co ci tak naprawdę chodzi. I jeszcze, trzymając się twojego pytania, Vannesso. Był taki ktoś, nazywał się Jezus. Jego ojciec poświęcił go za całą ludzkość. Czy to czyni Boga złym czy dobrym. Proszę. Cholernie jestem ciekawy twojej odpowiedzi, wiesz. Szczerze.

- Ja jestem osobą wierzącą. Dla mnie Bóg jest dobry - odparła szybko i bez namysłu. - I w moim przykładzie nie mówiłam o zabójstwie. Mówiłam o śmierci. O poświęceniu życia owego dziecka w zamian za życie innych. Już mówiłam, chcę wiedzieć kogo uważasz za złego.

Finch zaśmiał się lekko, nieco złośliwie, a ja mu zawtórowałam w myślach. Vannessa totalnie się pogubiła w swoich rozważaniach pokazując przy tym jak bardzo było ograniczone jej spojrzenie na pewne kwestie.

- Dobry?! To może weź miecz, wejdź na górę i pozarzynaj trochę dziewczynek, jak jego aniołowie, wypełniający jego wolę. - Pokręcił głową. - Ale dobra. Odpowiem ci, kogo uważam za złego. Siebie, ciebie, Gładzika, Kopaczkę, wielu ludzi, których znam. Może się mylę, może mam rację. Nie mi oceniać. Nie jestem od tego. Jestem od tego, aby spróbować posprzątać ten burdel, który narobili ci, którzy uznają się za dobrych.

Nie wymienił mnie, wśród tych złych. Ciekawe czy sobie na to zasłużyłam?

Vannessa prychnęła.
- Jestem pewna, że moją rolą nie jest wyrzynanie dziewczynek, także nie będę wchodzić w nie swoje kompetencje.

- A jaka jest zatem twoja rola w tym wszystkim? Masz jakiś pomysł na dalsze życie? Co zamierzasz zrobić z czasem, który ci pozostał? Bo mam wrażenie, że ta dyskusja nie prowadzi do konkretów. Nie zrozum mnie źle. Lubię sobie pogadać. Niektórzy wręcz twierdzą, że gadam za dużo, bo lubię brzmienie swojego głosu. To ci bardziej uprzejmi. Ci mniej uprzejmi lub bardziej szczerzy powiedzą po prostu, że jestem gadatliwym narcyzem czy też głupiomądrym cynikiem. Czasami po prostu gnojkiem. Czasami … No dobra. Powtórzę. Do czego zmierzamy?

Finch zadawał podobne pytania jakie ja zadawałam jej wcześniej i tak jak ja nie doczekał się odpowiedzi.

- Tak, zgadzam się, ta rozmowa nie prowadzi do żadnych konkretów. Jesteśmy w ślepym zaułku. Możemy tylko się cofnąć. I ja właśnie zamierzam to zrobić. Bo spoglądając z odpowiedniej perspektywy można dostrzec rzeczy, których wcześniej nie widziało się.

Byłam za, jeśli tylko to miałoby pomóc jej dostrzec owe rzeczy.

- Wiesz co Finch – wtrąciłam się do tej rozmowy - myślę, że źle się za to zabraliśmy. Vannessa nie powie ci do czego zmierza, bo sama tego nie wie. Nie odpowiedziała na żadne pytania skierowane do niej a cały czas domaga się od nas konkretów, bo po prostu nie wie na czym stoi i w jakiej sytuacji się znajduje. Popatrz wszyscy ludzie, którzy tutaj trafiali mieli jakieś oczekiwania i czegoś chcieli. Jedzenia, picia, możliwości umycia się, skorzystania z łazienki, czystych ubrań, odpoczynku a przede wszystkim żebyśmy powiedzieli im co się dzieje i co ich czeka. A ona po prostu usiadła na krześle i stwierdziła, że niczego nie potrzebuje i gdybym jej wtedy nie sprawdziła Wyczuciem to doszłabym do wniosku, że to jakaś istota przybrała jej wygląd i się pod nią podszywa, ale jak się upewniłam co do jej osoby to starałam się zrozumieć co się jej przytrafiło. Nie wiemy, gdzie była, z kim była, co widziała i jak się tutaj znalazła. Tak jak powiedziałam wcześniej, ominął ją atak na Londyn i ktoś musiał ją ochronić przed tym co się teraz dzieje. Albo ona nie widziała, jak wygląda teraz świat albo widziała, ale to wyparła, ale tak czy inaczej ktoś musiał się nią zajmować. Do tego oskarżyła nas, że możemy być pomiotami piekielnymi, które zorganizowały to wszystko usiłując wmówić jej, że nastąpił koniec świata, co jest dla mnie jeszcze bardziej niezrozumiałe, bo przecież Wyczucie wskazałoby jej, że nimi nie jesteśmy. Tak samo jak pozwoliłoby jej zbadać świat dookoła i wiedziałaby, że dzieje się coś większego kalibru. I tak sobie myślę, że może ona po prostu jest w szoku i powinniśmy wezwać Aniołka, żeby ją przebadał. Dajmy jej się opłukać, skorzystać z łazienki, a potem, jeśli się zgodzi, a mam nadzieję, że się zgodzi damy jej butelkę wody, żeby się nie odwodniła, i zaprowadzimy, do któregoś z wolnych pomieszczeń na odpoczynek. Może wtedy porozmawiamy sobie na spokojnie, bo my też potrzebujemy trochę czasu, żeby się ogarnąć.

Spojrzałam na Fincha znacząco. Taki plan byłby nam jak najbardziej na rękę, a ponieważ raczej przychylałam się już do tego, iż to była prawdziwa Vannessa a nie jakiś impostor to postanowiłam dorzucić od siebie już jawnie moje wcześniejsze podejrzenia.

- Matko jedyna! - Jęknęła Druidka i zwróciła się do Leo - Czy ty możesz im powiedzieć, że to nie ja prosiłam o rozmowę z nimi tylko tak zadecydowała wasza koleżanka o czerwonych włosach? Mi nie chcą wierzyć.

Ciekawe czemu się tak upierała przy tym i uznała to za coś istotnego. Gładzik też chyba nie uważał tego za nic ważnego, bo ani nie potwierdził ani nie zaprzeczył za to widać było po nim, że czuł się teraz nieswojo.

- Tylko, że to teraz nie ma żadnego znaczenia Vannesso. Zrozum, zjawiłaś się tutaj nie wiadomo skąd, nie wiadomo w jaki sposób. Zachowujesz się dziwacznie, nie jak człowiek, że tak powiem, a ja próbuję ustalić czy dlatego, że potrzebujesz pomocy czy też dlatego, że jesteś zagrożeniem? Więc powiedz mi tak jasno, gdzie byłaś ostatnio? Z kim byłaś? I jak się tutaj znalazłaś i dlaczego?

Kolejny raz dawałam jej szansę na jakiekolwiek wyjaśnienia w tej kwestii, bo nawet jeśli była prawdziwą Vannessą Billingsley to nie zmieniało to faktu, iż nadal mogła stanowić zagrożenie.

- Ma. Jeżeli ktoś zaczyna znajomość od próby zastraszenia, to nie powinien liczyć na zbyt wiele.

No ja pierdzielę czyżby Kopaczka jej groziła czy coś? I Vannessa tylko dlatego z nami przyszła porozmawiać, bo obawiała się Alicji? To się nie zgadzało, bo teraz Druidka nie wyglądała na jakąś szczególnie przestraszoną, no i gdyby tak się bała to czy by ze strachu nie zgodziła się od razu na współpracę? Nie spinało to mi się w sensowną całość.

- A kto cię niby próbował zastraszyć? Jak na razie zaproponowaliśmy ci jedzenie, picie, odpoczynek i ogólną pomoc, tyle ile będziemy w stanie jej zapewnić, odpowiedzi, tyle, ile będziemy w stanie ci zdradzić. No, ale jak już wspomniałam mamy tutaj ludzi, których staramy się chronić i nie możemy przejść do porządku dziennego nad twoim nagłym pojawieniem się tutaj, dopóki się nie upewnimy, że nie stanowisz dla nikogo, w tym i dla siebie, zagrożenia.

- Spokojnie, Gładzik - Finch oderwał się od resztek naleśnika. - Vannesso. Poczekaj. Kto ci groził i kiedy, tak jak Emma zapytała?

- Aha – Druidka podsumowała brak reakcji Gładzika jakby to miało jakiekolwiek znaczenie w tej chwili.
- Ten kto mi śmierci życzył.

Byłam przekona, że mogło chodzić tylko o Alę a tu taka niespodzianka.

- Wychodzi na to, że to ty Finch - Spojrzałam na O’Harę zaskoczona- Vannessa uznała, że jak się nie zgodzi na współpracę to ją wykończysz? Pamiętaj, że tak jak sama mówiła ma problemy z komunikacją, więc musisz się wyrażać nieco jaśniej.

Finch parsknął, rozbawiony.

- Ja z kolei cię zapewniłam, że nic złego cię tutaj nie spotka i mam zamiar słowa dotrzymać. Finch może i gada czasem głupoty - spojrzała na niego znacząco - ale nie zrobi ci nic złego. Jak już wspomniałam wcześniej jesteś teraz częścią tej powiedzmy enklawy i masz takie same prawa jak każdy inny człowiek, który szuka tutaj schronienia. Jeżeli się okaże, że z jakiś powodów stanowisz dla tych ludzi zagrożenie to po prostu cię od nich odizolujemy, ale nadal nie stanie ci się żadna krzywda.

- Jeżeli sądzisz, że życzyłem ci śmierci, to wybacz. Nie życzyłem. Chciałem tylko powiedzieć, że odebranie ci pamięci, było równie okrutne. – Wtrącił Finch.

- Przestań się bawić w psychologa - Vannessa spojrzała na mnie. - Nie wychodzi ci to. A, tu cytuję, powinien cię wtedy pozbawić życia, pamiętasz? – Spojrzała oskarżycielsko na O’Harę.

- No tak. Bo zabranie pamięci było bardziej okrutne. Ale to nie oznacza, że bym cię zabił czy coś.

- Pozwolę się nie zgodzić i z tobą - spojrzałam na Druidkę - i z tobą - spojrzałam na Fincha. Nie mogłam już dłużej słuchać tych wszystkich głupot, które wygadywali.
- Jak na razie żadna z moich obserwacji dotyczących ciebie Vannesso nie została w żaden sposób obalona. A zabranie pamięci może i jest okrutne, ale chyba lepsze niż utrata życia, bo wydaje mi się, że pamięć łatwiej odzyskać lub odtworzyć niż życie.

- Ta odnosząca się do powodu, dla którego uważam, że życzył mi śmierci też była trafna? – Zapytała Druidka.

- Możesz jaśniej? – Odpowiedział jej pytaniem Finch - Kompletnie nie wiem, o co ci chodzi. Zresztą, jak to się mówi, co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Na wypominaniu kto co i kiedy powiedział, niczego nie zbudujemy.

Nie dziwiłam mu się. Tez kompletnie nie wiedziałam do czego nawiązywała.

- To, dlaczego wytknąłeś mi moją rzekomą samolubność? To już można, nie? - Vannessa zadała kolejne pytanie Finchowi.

- Można. – Przyznał Finch - Ty możesz mi wytknąć moją wredność, złośliwość, arogancję, głupotę, co tam sobie życzysz. Proszę bardzo. Nie pogniewam się. Niech Emma ci powie, ile razy mi nawrzucała. Albo Alicja, znaczy Kopaczka. Nawet Gładzikowi się wyrwało z raz czy dwa, a to spokojny chłopak jest.

- Finch – Zwróciłam się do O’Hary - Problem jest w tym, że zarzucasz jej coś czego ona nie pamięta. Dziwisz się, że czuje się oburzona?

Poza tym poprzekręcał fakty i jeszcze bardziej namieszał w całej historii przez co Vannessa czuła się jeszcze bardziej poszkodowana niż w rzeczywistości była. Pytanie czy powinnam jej była wyjaśnić jak to było naprawdę. W stanie w jakim teraz była chyba nie miało to sensu, pewnie i tak by mi nie uwierzyła i oskarżyła, że specjalnie ją oczerniam.

- No fakt – Finch pokiwał głową. - Wybacz zatem mój brak taktu - zwrócił się do Vannessy.

- Co oczywiście nie zmienia faktu, że te zdarzenia miały miejsce i ci, którzy o nich wiedzą wyrobili sobie o tobie Vannesso pewną opinię. – Wyjaśniłam jej.

Jak to mówią nieznajomość prawa nie zwalnia się od odpowiedzialności karnej a nieznajomość własnych czynów i wyborów nie zwalnia się od przyjęcia ich konsekwencji.

- Wsadź sobie te swoje przeprosiny, te swoje możesz mi też nawrzucać. Ja mam dość. – Vannessa nagle i znienacka poderwała się z miejsca i wyszła z pomieszczenia.

To było dziwne i nieoczekiwane. Dlaczego teraz tak się oburzyła? Przecież wcześniej Finch powiedział jej o wiele bardziej niemiłe słowa.

- Nadal uważam, że ona może być w szoku. – Zwróciłam się do pozostałych - Lepiej pójść za nią i jeszcze poprosić Aniołka, żeby sprawdził czy wszystko z nią w porządku.

Podniosłam się ze swojego miejsca.

- Będę ją miała na oku. – Rzuciłam i szybko ruszyłam za Vannessą.

Ten nagły wybuch złości był zaskakujący. Vannessa rzeczywiście mogła tak reagować z powodu szoku wywołanego sytuacją i wtedy lepiej było ją przypilnować, żeby nie zrobiła sobie krzywdy, do tego jeszcze mogła nie wierzyć nam jak poważna była sytuacja i z tego powodu mogła napytać sobie biedy. Albo zwyczajnie w świecie coś kombinowała, więc niezależnie od powodów jakimi się kierowała nie zamierzałam jej spuścić z oka.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline