Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2023, 01:09   #151
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Gryf wzbudził oczywisty popłoch wśród przechodniów, tym bardziej że skrzeczał złowieszczo i rozglądając się z kolejnym posiłkiem w postaci dwunoga. Razorbeak, jak już się elfka przekonała, lubił budzić popłoch wśród ludzi. Znaleźli się już na ziemi, czarownik zgrabnie zeskoczył z bestii trzymając kuglarkę w ramionach.

Ta została mocno trącona zakrzywionym dziobem i złowieszcze spojrzenie gryfa skupiło się na Eshte.
- Podrap go za uchem w ramach podzięki. Lubi pieszczoty.- wtrącił beznamiętnie czarownik.

Oszołomiona sztukmistrzyni tylko pokiwała głową w zrozumieniu. Już ona dobrze wiedziała, że ten jego zwierzak był straszliwym pieszczochem gotowym zrobić wszystko, nawet wziąć w niewolę biedną elfkę, byle tylko zostać podrapanym. Trochę się skruszyła pod tym jego spojrzeniem, ale mimo to powoli i ostrożnie wyciągnęła ku niemu drżącą rękę. Szerokim łukiem ominęła dłonią groźny dziób, po czym odnalazła ucho gryfa i zaczęła go mocno za nim drapać.
Bestia zamruczała leniwie poddając się pieszczocie i lekko przymykając ślepia. Choć nie na tyle, by elfka czuła się bezpieczna. Nadal zerkał na nią, pozwalając się drapać.

- Chyba cię polubił.- rzekł mężczyzna nie przejmując się specjalnie sytuacją. A po chwili pieszczot, rzekł do Razorbeaka. - No… leć w górę i fruwaj nad miastem. Przywołam cię w razie kłopotów i… pamiętaj, że to nie czas zabaw. Żadnego polowania na konie i żadnego straszenia ludzi.
Zwierzę ryknęło cicho i wykonało kilka skrzeków, które czarownik wydawał się rozumieć. - Nie. To nie czas na figle. Zachowuj się.
Gryf zakwilił pojednawczo i zerwał się do lotu. A Ruchacz zwrócił się do trzymanej w ramionach żonki - To szewc teraz?

-Idziemy!
- odparła ochoczo Eshte i w pierwszym odruchu chciała wyswobodzić się z silnych ramion mężczyzny. Jednak w porę przypomniała sobie powód, dla którego idą do szewca, i jakoś tak bycie niesioną przez czarownika okazało się być lepszym rozwiązaniem od chodzenia na boso po tych uliczkach. A i siedzenie w jego objęciach było irytująco przyjemne. Jak gdyby siedziała w dużym, wygodnie twardym fotelu poruszającym się na dwóch nogach.

Nie wiedziała tylko co zrobić z rękami. No bo przecież nie obejmie go za szyję, niczym jakaś zakochana damulka uratowana z opresji! Zamiast tego wykorzystała ręce do gestykulowania, kiedy dzieliła się z Thaaneeekryyystem swoimi dalszymi marzeniami o idealnych butach - Oooo, a może będzie miał takie ze skóry smoka albo innej gadziny? Wiesz co mam na myśli, nie? Takie z łuskami mieniącymi się wszystkimi kolorami..

- Wątpię.
- odparł sceptycznie Thaaneekryyst wchodząc z elfką do środka.- To nie jest ten rodzaj sprzedawcy.

W środku rzeczywiście było dość zgrzebnie. Ciemno nieco i zapach skóry wypełniał powietrze.
Sklepikarz, niski mężczyzna gnący się w pokłonach, zerkał spod krzaczastych brwi na dwójkę gości.

- Buty dla panienki.- Ruchacz postawił Eshte na podłodze, rozejrzał się i jego wzrok zatrzymał się na solidnych, płóciennych trzewikach, a potem zerknął na “żonkę”. Westchnął ciężko, rozejrzał się znów i wskazał kolejną parę butów -Te…
Te wyglądały lepiej.



Skórzane trzewiki pozszywane z dwóch kawałków skóry, jedna barwionej na czarno, druga w “naturalnym” kolorze. Wyszyte czarną nicią zdobienia. Może i nie było tu łusek, zdobień, kryształków i piór, ale po prawdzie w owym sklepiku ciężko było znaleźć ładnie ozdobione buciki.

Elfka skrzywiła się, nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz, w reakcji na wątpliwy gust jej fałszywego męża. Zdecydowanie wątpliwy, nie to co jej własny! Zatem nie bez zaskoczenia, była zmuszona wziąć sprawy swej garderoby we własne ręce.
-A jakieś takie bardziej.. błyszczące? -najlepiej równie błyszczące jak oczy Eshte rozglądającej się w poszukiwaniu swoich wymarzonych butów niemających wiele wspólnego z jaśniepańską modą - Albo przynajmniej haftowane w kolorowe wzory. I z koronką, powinny mieć dużo koronki..

- Nie idziesz w nich na tańce, tylko szukać zgubionej przyjaciółki. Chcesz by takie buciki przyciągnęły uwagę jakichś bandytów chętnych by zdjąć je z twoich zimnych martwych nóżek? W tych jak kogoś kopniesz, to poczuje…
- wizja czarownika jak zwykle brutalnie różniła się od tego co wyobrażała sobie elfka.

Na szczęście wśród tej całej składanki przeciętnych trzewików, Eshte natrafiła na dwa cudeńka z białej skóry z delikatną haftowaną wstawką w różyczki.
Nadal nie były to w jej oczach idealne buty, ale chyba nie miała co się spodziewać ciekawszej parki w tym miejscu. Raczej nie nosiła bieli, jednak była dla nich jeszcze nadzieja. Swą artystyczną duszą widziała w nich czyste płótno, na którym mogła stworzyć coś CUDOWNEGO w zgodzie ze swoją jakże bogatą wyobraźnią. Biel zamaluje esami i floresami, przyczepi pióra barwnych ptaków, a wiązanie zastąpi różnokolorowymi wstążkami. Tak, jeszcze coś będzie z tych butów. Coś P-I-Ę-K-N-E-G-O.
Elfka wycelowała w nie palcem, mówiąc stanowczo -Chcę te.

- Te? To nie są buty na brudne śmierdzące zaułki które będziemy przemierzać. One się nie nadają, one…
- jej mężuś potarł czoło w irytacji dodając.- Niech będzie, kupię ci te… kupię też drugie buty w których wyjdziesz z tego sklepu. A te zachowasz, na inną okazję. Choćby na dworskie tańce i zabawy.

- I mi je założysz, bym mogła przymierzyć.
- wyrwało się z ust Eshte, ku jej własnemu i jego zaskoczeniu,
- Co?- zapytał Thanekryst i to samo mogłaby powiedzieć sama kuglarka. Po co w ogóle postawiła takie żądanie?

Elfka wywróciła ślepiami, co czarownik mógł mylnie wziąć za reakcję na jego nagłą głuchotę, chociaż było jej wyrazem rozdrażnienia tym zabieraniem głosu przez Panią Ognia. Czy też pasożyt naprawdę musiał wykorzystywać KAŻDĄ okazję do zostania zmacaną przez czarownika?

-Słyszałeś mnie - odparła unikając jego spojrzenia, w czym było pomocne odwrócenie się na pięcie i podejście do pobliskiej ławy. Przysiadła na niej tyłeczkiem, po czym wyciągnęła przed siebie całkiem zgrabne nóżki. A że przebierając się za wdówkę nie mogła znaleźć dwóch żałobnie czarnych pończoszek, to po prostu założyła dwie różne i ukryła je pod długą suknią.

-Tylko pośpiesz się, bo musimy znaleźć Trixie -dodała niecierpliwym tonem, jak gdyby łaskawie pozwalała mu dostąpić zaszczytu założenia butów na jej stópki.

- Jak na kogoś kto gardzi szlachetnie urodzonymi łatwo ci przychodzi zachowywać się jak rozpieszczona arystokratka.- zaczął marudzić czarownik, który jednakże podszedł do niej by pospiesznie wykonać jej polecenie. Pospiesznie, acz… z dziwnym pietyzmem. Zdejmowaniu i zakładaniu butów na stopy kuglarki towarzyszył dotyk jego palców wędrujących po jej skórze. Co budziło zarówno wspomnienia, jak i wielce przyjemny dreszczyk. Wszak mężczyzna już nieraz znajdował się w takiej pozycji przed nią. I jakoś zazwyczaj była wtedy goła i czuła jego palce na nogach, od łydek przez uda… a potem nie tylko palce, lecz i usta wędrujące w górę, by przynieść jej rozkosz. Owszem, Pani Ognia wtedy władała jej ciałem, ale doznania były współdzielone. I Eshte pamiętała je wszystkie… co kusiło, by jakoś czarownika ustawić w takiej sytuacji później, by znów użył języka do czegoś dla niej przyjemnie pożytecznego. Głupie doznania i głupie wspomnienia, które przyspieszały jej oddech i zdobiły jej policzki rumieńcami.
Przygryzając odruchowo wargę kuglarka “cierpiała” w milczeniu starając się ignorować przyjemne doznania kumulujące się w jej podbrzuszu.

- Gotowe. Ładnie w nich wyglądasz.- wymruczał czarownik, co zabrzmiało dziwnie zmysłowo. Jakby chciał powiedzieć coś więcej, lub zrobić…

-Taa? - Eshte wstała jakoś tak nieco sztywno i gwałtownie z ławy, a na dodatek jeszcze się zachwiała. Obcasiki butów nie były na tyle wysokie, aby sprawiać jej trudności z zachowaniem równowagi, więc problem musiał leżeć gdzieś indziej. Zapewne był powiązany z jej rozpalonymi do czerwoności policzkami.
Przeszła kilka kroczków, a potem przystanęła i przyjrzała się każdemu skórzanemu bucikowi. Nie założyłaby ich do swoich występów, nie nadawały się do wykonywania bezpiecznych akrobacji, ale do szukania wróżki powinny być wystarczające.

-A nie są trochę takie.. -zaczęła obniżając głos do szeptu, żeby usłyszał ją tylko Thaaaneeekryyyst -.. wiedźmowate? Nie chcę dać komukolwiek więcej chęci do spalenia mnie na stosie.

- Nie pali się kobiet, za noszenie skandalicznych ciuszków. Nie pali się czarownic… cóż… inkwizycja Peruna ich nie pali. Stos to miejsce dla tych którzy bawią się demonologią… lub służą Pierworodnym.
- mruknął cicho czarownik. Po czym głośniej dodał wzdychając -Buty na przechadzkę też mam ci ubrać?
Oczywista odpowiedź elfki powinna brzmieć: nie, ale… Eshte czuła straszliwe pragnienie, by rzec: tak.

-Poradzę sobie - mruknęła wbrew sobie, nauczona już doświadczeniem, że w towarzystwie czarownika i Pani Ognia nawet mierzenie butów było.. uh, skomplikowane. Tak, skomplikowane. I to nie ze względu na misterne wiązania.
Chociaż niespodziewanie i te okazały się dla elfki pewnym wyzwaniem. Szybko usiadła, zdjęła białe buciki, założyła drugą parkę i zaczęła je wiązać, ale jakoś tak.. zaczęły jej się też plątać palce w tych rzemykach. Wspomnienie dotyku mężczyzny na swych nogach przyprawiało ją o nadmierną nerwowość.

Ruchacz tymczasem zapłacił za dwie pary butów targując się ostro z rzemieślnikiem. A na końcu i tak dając mu sporo monet.
- Jesteś kosztownym skarbem, wiesz?-zwrócił się retorycznie do elfki po opróżnieniu sakiewki i oboje wyszli na zewnątrz. Tam czarownik wymruczał coś pod nosem, a między jego palcami pojawiły się dobre iskry. Dłonią tą dotknął elfkę i te małe błyskawice przeszły po niej. Nie bolało, acz wszystkie włoski na ciele Eshte stanęły dęba. Poza tym cała biała mąka która nadal pokrywała jej strój, nagle opadła z ubrania kuglarki.

- To gdzie teraz? -zapytał na koniec, oczekując że elfka wskaże drogę. Faktycznie, nadal czuła mrowienie w tatuażu.

-Nooooo…. tak jakby.. -zastanawiała się Eshte idąc trochę do przodu, trochę w lewo, trochę w prawo, aż poczuła wyraźną zmianę w tatuażu. Machnęła ręką w tamtym kierunku, mówiąc -Gdzieś w tamtą stronę.

Powinna być zaniepokojona zniknięciem wróżki oraz tym dziwnym mrowieniem na swojej szyi. Powinna być ciągle przejęta niedawną próbą porwania przez Marchewę i Spółkę. Ale jakoś tak.. nie była. Wprawdzie straciła jedną parę butów, ale w zamian zdobyła dwie. Dwie! I nawet nie musiała ich kraść! Przepełniające ją zadowolenie z tego zysku było dobrze widoczne w każdym stawianym przez nią kroczku. Może nie do końca z gracją, lecz wysokość obcasów wymuszała na niej pewną.. zgrabność. Kobiecą zgrabność. Dreptała sobie z nią przed siebie, rozważając przy tym optymistycznie - A może to wcale nie jest żadna kochanica tamtego Gównojada, tylko kolejna biedna elfka naznaczona wbrew swojej woli?

- Możliwe… możliwe też że znalazła sobie własnego obrońcę. Kogoś silniejszego, kto byłby w stanie samotnie odeprzeć owego kochanka. Bo ja bym nie dał sobie rady bez twojej pomocy.
- odparł ponuro mężczyzna podążając tuż za nią.- To co mówisz jest możliwe, ale nie bardzo w wierzę abyśmy mieli tyle szczęścia.

-Byłoby miłą odmianą, gdyby tym razem nikt nie próbował mnie porwać, zabić, skrzywdzić albo rozebrać..
- wprawdzie kuglarka wypowiedziała te słowa w przypadkowej kolejności, jednak każde z tych utrapień było równie uciążliwe co poprzednie. Tak, tak. W jej oczach nie istniała duża różnica pomiędzy śmiercią, a zostaniem rozebraną wbrew swojej woli.
Idąc za nosem.. cóż, za swoim tatuażem, Eshte zerknęła na mężczyznę i powiedziała z chytrym uśmieszkiem - Ale jeśli rzeczywiście ma swojego obrońcę, to może przy okazji Ty się czegoś nauczysz o walce z Pierworodnym, co? Wtedy już nie będę musiała polegać na pomocy tego dzikunowego pasożyta.

- Hmm… a może dla odmiany ty byś zechciała się czegoś nauczyć, co? Szkoda marnować taki potencjał.
- odgryzł się czarownik rozglądając się po okolicy, która do najładniejszych nie należała. Zagłębiali się bowiem w ciemne zaułki i slumsy miasta i tylko kwestią czasu było napotkanie jakichś rzezimieszków, którzy… łaskawie uwolnią ich od sakiewek które nosili ze sobą.

Zamiast prychnąć sobie sarkastycznie w odpowiedzi na jego pytanie, elfka na chwilę rzeczywiście się zadumała. Czyżby bardzo, bardzo nieśmiało budziło się w niej pragnienie pogłębienia wiedzy o swojej magii?
-Myślałam o nauczeniu się gry na jakimś instrumencie - odparła w końcu, złośliwie bawiąc się tym pytaniem Czarusia - Proponujesz mi naukę? Na czym grasz? - i zamiast poczekać na jego odpowiedź, Eshte zaczęła sobie dalej trajkotać w najlepsze - Kiedyś widziałam pewną paniunię biegającą palcami po klawiszach takiego.. jakiegoś.. dużego pudła. Ładnego pudła, drewnianego. Pewno cennego bardzo. Ładnie brzmiało.

- To był klawesyn… mnie uczono gry na flecie.
- wyjaśnił Ruchacz i sięgnął pod swój strój wyjmując nieco długą, metalową piszczałkę zdobioną jakimiś trawieniami na powierzchni.- Pewnie dziś coś ci zagram.

-.. zawsze go ze sobą nosisz?
-zapytała Eshte przyglądając się niepewnie temu przedmiotowi. Tak po prawdzie, to towarzyszyła temu też lekka.. ulga, bo przecież ten łajdak z łatwością mógłby sobie z niej perfidnie zażartować i zaprezentować inny, uh, flet.
-To wiele wyjaśnia.. -mruknęła zagadkowo i odwróciła się, aby iść dalej. Wyjaśniało tyle, że elfka już wiedziała co takiego twardego czuła pod szatą mężusia za każdym razem, kiedy.. kiedy proszek wróżki nęcił ją w nosie i od bliskości Thaaaneeekryyyysta robiło jej się jakoś tak gorąco, duszno. Zagadka rozwiązana!

- Nie. Nie zawsze noszę. Przekonasz się wkrótce dlaczego.- odparł tajemniczo czarownik rozglądając się i zerkając czasem na Eshte. Och… kuglarka znała to lubieżne spojrzenie. Znała z występów, znała z wizyt w różnych karczmach. To rozbierające ją spojrzenie. Zwykle je ignorowała, chyba że wraz ze spojrzeniem pojawiały się zaczepki.

Mrowienie tatuażu nasilało się coraz bardziej, gdy wchodzili w coraz głębiej w trzewia slumsów. Nasilało się wraz z mrokiem, brudem i smrodem. Doprawdy, nie posądzała Pierworodnego o taki brak gust w doborze siedziby.
Eshte nie była wysoko urodzonym dziewczątkiem, co to znało tylko czyste i pachnące wnętrza pałaców. Ona dobrze znała zarówno smród slumsów, jak i niebezpieczeństwa czyhające w tych ponurych uliczkach. Znała je, ale raczej ich unikała z prostego powodu - nie miała czego szukać w takich dzielnicach. Zamieszkujący je ludzie nie należeli do jej widowni, nie potrafili doceniać sztuki, a ich kieszenie zionęły pustką. Nie było tu kogo okraść, ograć, ani zachwycić.

Zrezygnowała z przewodniczenia tej ich wyprawie i zrównała swe kroki z Thaanaeeekryyystem.
-Co ten Gównojad albo jego kochanica mieliby tutaj robić? Może to jakaś.. sztuczka? Żeby mnie zwabić w pułapkę? -dopytywała się go półgębkiem, jednocześnie podejrzliwym spojrzeniem lustrując każdy ruch w uliczkach, nawet jeśli były to ich własne cienie.

- Możliwe.
- potwierdził jej słowa mężczyzna przytakując głową.- Uraziłaś jego miłość własną oraz oszpeciłaś twarzyczkę. O ile rany na twarzy z pewnością wyleczy, o tyle zadra związana z porażką jest już cięższa do zagojenia. Możliwe też, że są i inne powody jego tu obecności. A propo powodów… wiesz może który to z twoich licznych wrogów wysłał tych drabów za tobą. Mówili może dlaczego na ciebie zapolowali?

-Eee.. sami nie do końca mogli się zdecydować. Srebrny Jastrząb, ten o włosach koloru młodej marchewki, nazwał mnie Pierworodną i planował oddać Inkwizytorom do spalenia na stosie
-Eshte rzuciła mężczyźnie spojrzenie mówiące ni mniej ni więcej co “a nie mówiłam?”. Według niego Jastrząbki byli milutkimi najemnikami, co to by elfa nie skrzywdziły, a tu proszę bardzo, jeden z nich nie tylko chciał ją schwytać, ale także spalić. Eh, widać, że Thaaneeekryyyst nie zaznał życia poza ścianami wygodnych komnat.
-Ale jego łotrzyki chciały mnie po prostu same porwać i domagać się okupu od mojego bogatego męża. Dopiero by się zdziwili, co? -prychnęła sobie głośno pod nosem -Bo Ty to nie jesteś teraz zbyt bogaty, nie?

- Nie jestem…
- odparł mężuś dusząc w zarodku nadzieję elfki na jakiś zysk z tego “małżeństwa” i zapytał cicho.- Jak to? Czemu oni podejrzewali o to że jesteś Pierworodną. Inkwizytorzy i tak by cię spalili, ale za tatuaż na karku… natomiast czemu oni cię podejrzewali o bycie Pierworodną? Skąd im się wziął taki pomysł?

- Wspomniał coś o tym, że jestem Pierworodną, bo odrodziłam się z płomieni..
- odparła elfka zgodnie z tym co usłyszała, a nie tym co wiedziała o Marchewie. Z tego powodu czuła się dość niekomfortowo z pytaniami czarownika i reagowała na nie trochę przesadną nonszalancją, choć przecież uciekanie przed zbirami mocno ją wystraszyło. Nawet uśmiechnęła się krzywo, ironicznie - Ale skoro odradzam się z ognia, to jaki w takim razie jest sens w paleniu mnie na stosie? Raczej ten wielkolud nie przemyślał tego zbyt dokładnie, co nie?

- Rzeczywiście… dziwny pomysł. Dlaczego niby sądził, że się “odrodziłaś” ? I co to właściwie znaczy?
- Ruchacz jednak uparcie drążył ten temat. Jakby chciał zrobić na złość kuglarce.

Za to tatuaż coraz bardziej “pulsował”. Zbliżali się do zaniedbanych budynków wciśniętych między mury miejskie, a płynącą przez miasto rzekę. Kiedyś magazyny portu rzecznego, obecnie zapuszczone i opuszczone… jak i sam port. Spojrzenie na jeden z budynków szczególnie sprawiało, że tatuaż wydawał się bardziej “drażniący”.




- A bo ja wiem?! Może jest naiwnym kmiotkiem, zobaczył mój występ z ogniem i się wystraszył! Nie znam go, nie siedzę mu w tym rudym łbie! -zacietrzewiła się kuglarka trochę zbyt emocjonalnie jak na kogoś nonszalanckiego i nie mającego żadnych powiązań ze swoim niedoszłym porywaczem. Ale też mogła swój wybuch tłumaczyć tym, że przecież co dopiero musiała uciekać przez CAŁE miasteczko i najwyraźniej jeszcze była trochę tym poruszona. Tak, tak, to było dobre wytłumaczenie.
Póki co odchrząknęła i skinieniem głowy wskazała budynek - Tatuaż nas prowadzi do środka, ale.. czy na pewno chcemy tam wchodzić?

- Mamy jakiś wybór? Musimy wszak się upewnić, że twoja osobista poetka nie wpakowała się w kłopoty.
- stwierdził czarownik przyglądając się podejrzliwie elfce i ocenił budynek przed sobą. Wyszeptał przy tym kilka słów i następnie zwrócił się do niej -Hmmm… kilka magicznych fetyszy go chroni. Spróbujemy od góry, przez dach… dostaniemy się na ruderę obok, zneutralizuję i wtedy przedostaniemy. Pamiętaj, by trzymać się blisko mnie.

-Jaaaa.. mam trochę inny plan
-powiedziała elfka, która im dłużej przyglądała się budynkowi, tym coraz bardziej ponury jej się wydawał i coraz mniejszą ochotę miała do niego wchodzić -Co Ty na to, żebyś sam tam poszedł, hę? Jeśli to tylko kochanica, to pewnie nic o mnie nie wie i równie dobrze Gównojad mógł naznaczyć Ciebie. Bo czemu by nie? A jeśli w środku czeka właśnie on, to użyjesz tego swojego czary mary z zamku i jakoś sobie poradzisz - zadowolona nie dostrzegała żadnej, choćby najmniejszej dziurki w swoim genialnym planie. Przyklasnęła dłońmi i zatarła nimi ochoczo -Tak? To ja sobie tutaj poczekam..

I kuglarka odwróciła się gładko na pięcie, aby znaleźć sobie bezpieczne miejsce do poczekania na Thaaneeekryysta. W swoim geniuszu nie wzięła nawet pod uwagę tego, że przecież całkiem niedawno podobna decyzja skończyła się samotną ucieczką przed Marchewą i Spółą. Eh, do dwóch razy sztuka, prawda?
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 09-01-2023 o 01:12.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem