Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-01-2023, 01:09   #151
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Gryf wzbudził oczywisty popłoch wśród przechodniów, tym bardziej że skrzeczał złowieszczo i rozglądając się z kolejnym posiłkiem w postaci dwunoga. Razorbeak, jak już się elfka przekonała, lubił budzić popłoch wśród ludzi. Znaleźli się już na ziemi, czarownik zgrabnie zeskoczył z bestii trzymając kuglarkę w ramionach.

Ta została mocno trącona zakrzywionym dziobem i złowieszcze spojrzenie gryfa skupiło się na Eshte.
- Podrap go za uchem w ramach podzięki. Lubi pieszczoty.- wtrącił beznamiętnie czarownik.

Oszołomiona sztukmistrzyni tylko pokiwała głową w zrozumieniu. Już ona dobrze wiedziała, że ten jego zwierzak był straszliwym pieszczochem gotowym zrobić wszystko, nawet wziąć w niewolę biedną elfkę, byle tylko zostać podrapanym. Trochę się skruszyła pod tym jego spojrzeniem, ale mimo to powoli i ostrożnie wyciągnęła ku niemu drżącą rękę. Szerokim łukiem ominęła dłonią groźny dziób, po czym odnalazła ucho gryfa i zaczęła go mocno za nim drapać.
Bestia zamruczała leniwie poddając się pieszczocie i lekko przymykając ślepia. Choć nie na tyle, by elfka czuła się bezpieczna. Nadal zerkał na nią, pozwalając się drapać.

- Chyba cię polubił.- rzekł mężczyzna nie przejmując się specjalnie sytuacją. A po chwili pieszczot, rzekł do Razorbeaka. - No… leć w górę i fruwaj nad miastem. Przywołam cię w razie kłopotów i… pamiętaj, że to nie czas zabaw. Żadnego polowania na konie i żadnego straszenia ludzi.
Zwierzę ryknęło cicho i wykonało kilka skrzeków, które czarownik wydawał się rozumieć. - Nie. To nie czas na figle. Zachowuj się.
Gryf zakwilił pojednawczo i zerwał się do lotu. A Ruchacz zwrócił się do trzymanej w ramionach żonki - To szewc teraz?

-Idziemy!
- odparła ochoczo Eshte i w pierwszym odruchu chciała wyswobodzić się z silnych ramion mężczyzny. Jednak w porę przypomniała sobie powód, dla którego idą do szewca, i jakoś tak bycie niesioną przez czarownika okazało się być lepszym rozwiązaniem od chodzenia na boso po tych uliczkach. A i siedzenie w jego objęciach było irytująco przyjemne. Jak gdyby siedziała w dużym, wygodnie twardym fotelu poruszającym się na dwóch nogach.

Nie wiedziała tylko co zrobić z rękami. No bo przecież nie obejmie go za szyję, niczym jakaś zakochana damulka uratowana z opresji! Zamiast tego wykorzystała ręce do gestykulowania, kiedy dzieliła się z Thaaneeekryyystem swoimi dalszymi marzeniami o idealnych butach - Oooo, a może będzie miał takie ze skóry smoka albo innej gadziny? Wiesz co mam na myśli, nie? Takie z łuskami mieniącymi się wszystkimi kolorami..

- Wątpię.
- odparł sceptycznie Thaaneekryyst wchodząc z elfką do środka.- To nie jest ten rodzaj sprzedawcy.

W środku rzeczywiście było dość zgrzebnie. Ciemno nieco i zapach skóry wypełniał powietrze.
Sklepikarz, niski mężczyzna gnący się w pokłonach, zerkał spod krzaczastych brwi na dwójkę gości.

- Buty dla panienki.- Ruchacz postawił Eshte na podłodze, rozejrzał się i jego wzrok zatrzymał się na solidnych, płóciennych trzewikach, a potem zerknął na “żonkę”. Westchnął ciężko, rozejrzał się znów i wskazał kolejną parę butów -Te…
Te wyglądały lepiej.



Skórzane trzewiki pozszywane z dwóch kawałków skóry, jedna barwionej na czarno, druga w “naturalnym” kolorze. Wyszyte czarną nicią zdobienia. Może i nie było tu łusek, zdobień, kryształków i piór, ale po prawdzie w owym sklepiku ciężko było znaleźć ładnie ozdobione buciki.

Elfka skrzywiła się, nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz, w reakcji na wątpliwy gust jej fałszywego męża. Zdecydowanie wątpliwy, nie to co jej własny! Zatem nie bez zaskoczenia, była zmuszona wziąć sprawy swej garderoby we własne ręce.
-A jakieś takie bardziej.. błyszczące? -najlepiej równie błyszczące jak oczy Eshte rozglądającej się w poszukiwaniu swoich wymarzonych butów niemających wiele wspólnego z jaśniepańską modą - Albo przynajmniej haftowane w kolorowe wzory. I z koronką, powinny mieć dużo koronki..

- Nie idziesz w nich na tańce, tylko szukać zgubionej przyjaciółki. Chcesz by takie buciki przyciągnęły uwagę jakichś bandytów chętnych by zdjąć je z twoich zimnych martwych nóżek? W tych jak kogoś kopniesz, to poczuje…
- wizja czarownika jak zwykle brutalnie różniła się od tego co wyobrażała sobie elfka.

Na szczęście wśród tej całej składanki przeciętnych trzewików, Eshte natrafiła na dwa cudeńka z białej skóry z delikatną haftowaną wstawką w różyczki.
Nadal nie były to w jej oczach idealne buty, ale chyba nie miała co się spodziewać ciekawszej parki w tym miejscu. Raczej nie nosiła bieli, jednak była dla nich jeszcze nadzieja. Swą artystyczną duszą widziała w nich czyste płótno, na którym mogła stworzyć coś CUDOWNEGO w zgodzie ze swoją jakże bogatą wyobraźnią. Biel zamaluje esami i floresami, przyczepi pióra barwnych ptaków, a wiązanie zastąpi różnokolorowymi wstążkami. Tak, jeszcze coś będzie z tych butów. Coś P-I-Ę-K-N-E-G-O.
Elfka wycelowała w nie palcem, mówiąc stanowczo -Chcę te.

- Te? To nie są buty na brudne śmierdzące zaułki które będziemy przemierzać. One się nie nadają, one…
- jej mężuś potarł czoło w irytacji dodając.- Niech będzie, kupię ci te… kupię też drugie buty w których wyjdziesz z tego sklepu. A te zachowasz, na inną okazję. Choćby na dworskie tańce i zabawy.

- I mi je założysz, bym mogła przymierzyć.
- wyrwało się z ust Eshte, ku jej własnemu i jego zaskoczeniu,
- Co?- zapytał Thanekryst i to samo mogłaby powiedzieć sama kuglarka. Po co w ogóle postawiła takie żądanie?

Elfka wywróciła ślepiami, co czarownik mógł mylnie wziąć za reakcję na jego nagłą głuchotę, chociaż było jej wyrazem rozdrażnienia tym zabieraniem głosu przez Panią Ognia. Czy też pasożyt naprawdę musiał wykorzystywać KAŻDĄ okazję do zostania zmacaną przez czarownika?

-Słyszałeś mnie - odparła unikając jego spojrzenia, w czym było pomocne odwrócenie się na pięcie i podejście do pobliskiej ławy. Przysiadła na niej tyłeczkiem, po czym wyciągnęła przed siebie całkiem zgrabne nóżki. A że przebierając się za wdówkę nie mogła znaleźć dwóch żałobnie czarnych pończoszek, to po prostu założyła dwie różne i ukryła je pod długą suknią.

-Tylko pośpiesz się, bo musimy znaleźć Trixie -dodała niecierpliwym tonem, jak gdyby łaskawie pozwalała mu dostąpić zaszczytu założenia butów na jej stópki.

- Jak na kogoś kto gardzi szlachetnie urodzonymi łatwo ci przychodzi zachowywać się jak rozpieszczona arystokratka.- zaczął marudzić czarownik, który jednakże podszedł do niej by pospiesznie wykonać jej polecenie. Pospiesznie, acz… z dziwnym pietyzmem. Zdejmowaniu i zakładaniu butów na stopy kuglarki towarzyszył dotyk jego palców wędrujących po jej skórze. Co budziło zarówno wspomnienia, jak i wielce przyjemny dreszczyk. Wszak mężczyzna już nieraz znajdował się w takiej pozycji przed nią. I jakoś zazwyczaj była wtedy goła i czuła jego palce na nogach, od łydek przez uda… a potem nie tylko palce, lecz i usta wędrujące w górę, by przynieść jej rozkosz. Owszem, Pani Ognia wtedy władała jej ciałem, ale doznania były współdzielone. I Eshte pamiętała je wszystkie… co kusiło, by jakoś czarownika ustawić w takiej sytuacji później, by znów użył języka do czegoś dla niej przyjemnie pożytecznego. Głupie doznania i głupie wspomnienia, które przyspieszały jej oddech i zdobiły jej policzki rumieńcami.
Przygryzając odruchowo wargę kuglarka “cierpiała” w milczeniu starając się ignorować przyjemne doznania kumulujące się w jej podbrzuszu.

- Gotowe. Ładnie w nich wyglądasz.- wymruczał czarownik, co zabrzmiało dziwnie zmysłowo. Jakby chciał powiedzieć coś więcej, lub zrobić…

-Taa? - Eshte wstała jakoś tak nieco sztywno i gwałtownie z ławy, a na dodatek jeszcze się zachwiała. Obcasiki butów nie były na tyle wysokie, aby sprawiać jej trudności z zachowaniem równowagi, więc problem musiał leżeć gdzieś indziej. Zapewne był powiązany z jej rozpalonymi do czerwoności policzkami.
Przeszła kilka kroczków, a potem przystanęła i przyjrzała się każdemu skórzanemu bucikowi. Nie założyłaby ich do swoich występów, nie nadawały się do wykonywania bezpiecznych akrobacji, ale do szukania wróżki powinny być wystarczające.

-A nie są trochę takie.. -zaczęła obniżając głos do szeptu, żeby usłyszał ją tylko Thaaaneeekryyyst -.. wiedźmowate? Nie chcę dać komukolwiek więcej chęci do spalenia mnie na stosie.

- Nie pali się kobiet, za noszenie skandalicznych ciuszków. Nie pali się czarownic… cóż… inkwizycja Peruna ich nie pali. Stos to miejsce dla tych którzy bawią się demonologią… lub służą Pierworodnym.
- mruknął cicho czarownik. Po czym głośniej dodał wzdychając -Buty na przechadzkę też mam ci ubrać?
Oczywista odpowiedź elfki powinna brzmieć: nie, ale… Eshte czuła straszliwe pragnienie, by rzec: tak.

-Poradzę sobie - mruknęła wbrew sobie, nauczona już doświadczeniem, że w towarzystwie czarownika i Pani Ognia nawet mierzenie butów było.. uh, skomplikowane. Tak, skomplikowane. I to nie ze względu na misterne wiązania.
Chociaż niespodziewanie i te okazały się dla elfki pewnym wyzwaniem. Szybko usiadła, zdjęła białe buciki, założyła drugą parkę i zaczęła je wiązać, ale jakoś tak.. zaczęły jej się też plątać palce w tych rzemykach. Wspomnienie dotyku mężczyzny na swych nogach przyprawiało ją o nadmierną nerwowość.

Ruchacz tymczasem zapłacił za dwie pary butów targując się ostro z rzemieślnikiem. A na końcu i tak dając mu sporo monet.
- Jesteś kosztownym skarbem, wiesz?-zwrócił się retorycznie do elfki po opróżnieniu sakiewki i oboje wyszli na zewnątrz. Tam czarownik wymruczał coś pod nosem, a między jego palcami pojawiły się dobre iskry. Dłonią tą dotknął elfkę i te małe błyskawice przeszły po niej. Nie bolało, acz wszystkie włoski na ciele Eshte stanęły dęba. Poza tym cała biała mąka która nadal pokrywała jej strój, nagle opadła z ubrania kuglarki.

- To gdzie teraz? -zapytał na koniec, oczekując że elfka wskaże drogę. Faktycznie, nadal czuła mrowienie w tatuażu.

-Nooooo…. tak jakby.. -zastanawiała się Eshte idąc trochę do przodu, trochę w lewo, trochę w prawo, aż poczuła wyraźną zmianę w tatuażu. Machnęła ręką w tamtym kierunku, mówiąc -Gdzieś w tamtą stronę.

Powinna być zaniepokojona zniknięciem wróżki oraz tym dziwnym mrowieniem na swojej szyi. Powinna być ciągle przejęta niedawną próbą porwania przez Marchewę i Spółkę. Ale jakoś tak.. nie była. Wprawdzie straciła jedną parę butów, ale w zamian zdobyła dwie. Dwie! I nawet nie musiała ich kraść! Przepełniające ją zadowolenie z tego zysku było dobrze widoczne w każdym stawianym przez nią kroczku. Może nie do końca z gracją, lecz wysokość obcasów wymuszała na niej pewną.. zgrabność. Kobiecą zgrabność. Dreptała sobie z nią przed siebie, rozważając przy tym optymistycznie - A może to wcale nie jest żadna kochanica tamtego Gównojada, tylko kolejna biedna elfka naznaczona wbrew swojej woli?

- Możliwe… możliwe też że znalazła sobie własnego obrońcę. Kogoś silniejszego, kto byłby w stanie samotnie odeprzeć owego kochanka. Bo ja bym nie dał sobie rady bez twojej pomocy.
- odparł ponuro mężczyzna podążając tuż za nią.- To co mówisz jest możliwe, ale nie bardzo w wierzę abyśmy mieli tyle szczęścia.

-Byłoby miłą odmianą, gdyby tym razem nikt nie próbował mnie porwać, zabić, skrzywdzić albo rozebrać..
- wprawdzie kuglarka wypowiedziała te słowa w przypadkowej kolejności, jednak każde z tych utrapień było równie uciążliwe co poprzednie. Tak, tak. W jej oczach nie istniała duża różnica pomiędzy śmiercią, a zostaniem rozebraną wbrew swojej woli.
Idąc za nosem.. cóż, za swoim tatuażem, Eshte zerknęła na mężczyznę i powiedziała z chytrym uśmieszkiem - Ale jeśli rzeczywiście ma swojego obrońcę, to może przy okazji Ty się czegoś nauczysz o walce z Pierworodnym, co? Wtedy już nie będę musiała polegać na pomocy tego dzikunowego pasożyta.

- Hmm… a może dla odmiany ty byś zechciała się czegoś nauczyć, co? Szkoda marnować taki potencjał.
- odgryzł się czarownik rozglądając się po okolicy, która do najładniejszych nie należała. Zagłębiali się bowiem w ciemne zaułki i slumsy miasta i tylko kwestią czasu było napotkanie jakichś rzezimieszków, którzy… łaskawie uwolnią ich od sakiewek które nosili ze sobą.

Zamiast prychnąć sobie sarkastycznie w odpowiedzi na jego pytanie, elfka na chwilę rzeczywiście się zadumała. Czyżby bardzo, bardzo nieśmiało budziło się w niej pragnienie pogłębienia wiedzy o swojej magii?
-Myślałam o nauczeniu się gry na jakimś instrumencie - odparła w końcu, złośliwie bawiąc się tym pytaniem Czarusia - Proponujesz mi naukę? Na czym grasz? - i zamiast poczekać na jego odpowiedź, Eshte zaczęła sobie dalej trajkotać w najlepsze - Kiedyś widziałam pewną paniunię biegającą palcami po klawiszach takiego.. jakiegoś.. dużego pudła. Ładnego pudła, drewnianego. Pewno cennego bardzo. Ładnie brzmiało.

- To był klawesyn… mnie uczono gry na flecie.
- wyjaśnił Ruchacz i sięgnął pod swój strój wyjmując nieco długą, metalową piszczałkę zdobioną jakimiś trawieniami na powierzchni.- Pewnie dziś coś ci zagram.

-.. zawsze go ze sobą nosisz?
-zapytała Eshte przyglądając się niepewnie temu przedmiotowi. Tak po prawdzie, to towarzyszyła temu też lekka.. ulga, bo przecież ten łajdak z łatwością mógłby sobie z niej perfidnie zażartować i zaprezentować inny, uh, flet.
-To wiele wyjaśnia.. -mruknęła zagadkowo i odwróciła się, aby iść dalej. Wyjaśniało tyle, że elfka już wiedziała co takiego twardego czuła pod szatą mężusia za każdym razem, kiedy.. kiedy proszek wróżki nęcił ją w nosie i od bliskości Thaaaneeekryyyysta robiło jej się jakoś tak gorąco, duszno. Zagadka rozwiązana!

- Nie. Nie zawsze noszę. Przekonasz się wkrótce dlaczego.- odparł tajemniczo czarownik rozglądając się i zerkając czasem na Eshte. Och… kuglarka znała to lubieżne spojrzenie. Znała z występów, znała z wizyt w różnych karczmach. To rozbierające ją spojrzenie. Zwykle je ignorowała, chyba że wraz ze spojrzeniem pojawiały się zaczepki.

Mrowienie tatuażu nasilało się coraz bardziej, gdy wchodzili w coraz głębiej w trzewia slumsów. Nasilało się wraz z mrokiem, brudem i smrodem. Doprawdy, nie posądzała Pierworodnego o taki brak gust w doborze siedziby.
Eshte nie była wysoko urodzonym dziewczątkiem, co to znało tylko czyste i pachnące wnętrza pałaców. Ona dobrze znała zarówno smród slumsów, jak i niebezpieczeństwa czyhające w tych ponurych uliczkach. Znała je, ale raczej ich unikała z prostego powodu - nie miała czego szukać w takich dzielnicach. Zamieszkujący je ludzie nie należeli do jej widowni, nie potrafili doceniać sztuki, a ich kieszenie zionęły pustką. Nie było tu kogo okraść, ograć, ani zachwycić.

Zrezygnowała z przewodniczenia tej ich wyprawie i zrównała swe kroki z Thaanaeeekryyystem.
-Co ten Gównojad albo jego kochanica mieliby tutaj robić? Może to jakaś.. sztuczka? Żeby mnie zwabić w pułapkę? -dopytywała się go półgębkiem, jednocześnie podejrzliwym spojrzeniem lustrując każdy ruch w uliczkach, nawet jeśli były to ich własne cienie.

- Możliwe.
- potwierdził jej słowa mężczyzna przytakując głową.- Uraziłaś jego miłość własną oraz oszpeciłaś twarzyczkę. O ile rany na twarzy z pewnością wyleczy, o tyle zadra związana z porażką jest już cięższa do zagojenia. Możliwe też, że są i inne powody jego tu obecności. A propo powodów… wiesz może który to z twoich licznych wrogów wysłał tych drabów za tobą. Mówili może dlaczego na ciebie zapolowali?

-Eee.. sami nie do końca mogli się zdecydować. Srebrny Jastrząb, ten o włosach koloru młodej marchewki, nazwał mnie Pierworodną i planował oddać Inkwizytorom do spalenia na stosie
-Eshte rzuciła mężczyźnie spojrzenie mówiące ni mniej ni więcej co “a nie mówiłam?”. Według niego Jastrząbki byli milutkimi najemnikami, co to by elfa nie skrzywdziły, a tu proszę bardzo, jeden z nich nie tylko chciał ją schwytać, ale także spalić. Eh, widać, że Thaaneeekryyyst nie zaznał życia poza ścianami wygodnych komnat.
-Ale jego łotrzyki chciały mnie po prostu same porwać i domagać się okupu od mojego bogatego męża. Dopiero by się zdziwili, co? -prychnęła sobie głośno pod nosem -Bo Ty to nie jesteś teraz zbyt bogaty, nie?

- Nie jestem…
- odparł mężuś dusząc w zarodku nadzieję elfki na jakiś zysk z tego “małżeństwa” i zapytał cicho.- Jak to? Czemu oni podejrzewali o to że jesteś Pierworodną. Inkwizytorzy i tak by cię spalili, ale za tatuaż na karku… natomiast czemu oni cię podejrzewali o bycie Pierworodną? Skąd im się wziął taki pomysł?

- Wspomniał coś o tym, że jestem Pierworodną, bo odrodziłam się z płomieni..
- odparła elfka zgodnie z tym co usłyszała, a nie tym co wiedziała o Marchewie. Z tego powodu czuła się dość niekomfortowo z pytaniami czarownika i reagowała na nie trochę przesadną nonszalancją, choć przecież uciekanie przed zbirami mocno ją wystraszyło. Nawet uśmiechnęła się krzywo, ironicznie - Ale skoro odradzam się z ognia, to jaki w takim razie jest sens w paleniu mnie na stosie? Raczej ten wielkolud nie przemyślał tego zbyt dokładnie, co nie?

- Rzeczywiście… dziwny pomysł. Dlaczego niby sądził, że się “odrodziłaś” ? I co to właściwie znaczy?
- Ruchacz jednak uparcie drążył ten temat. Jakby chciał zrobić na złość kuglarce.

Za to tatuaż coraz bardziej “pulsował”. Zbliżali się do zaniedbanych budynków wciśniętych między mury miejskie, a płynącą przez miasto rzekę. Kiedyś magazyny portu rzecznego, obecnie zapuszczone i opuszczone… jak i sam port. Spojrzenie na jeden z budynków szczególnie sprawiało, że tatuaż wydawał się bardziej “drażniący”.




- A bo ja wiem?! Może jest naiwnym kmiotkiem, zobaczył mój występ z ogniem i się wystraszył! Nie znam go, nie siedzę mu w tym rudym łbie! -zacietrzewiła się kuglarka trochę zbyt emocjonalnie jak na kogoś nonszalanckiego i nie mającego żadnych powiązań ze swoim niedoszłym porywaczem. Ale też mogła swój wybuch tłumaczyć tym, że przecież co dopiero musiała uciekać przez CAŁE miasteczko i najwyraźniej jeszcze była trochę tym poruszona. Tak, tak, to było dobre wytłumaczenie.
Póki co odchrząknęła i skinieniem głowy wskazała budynek - Tatuaż nas prowadzi do środka, ale.. czy na pewno chcemy tam wchodzić?

- Mamy jakiś wybór? Musimy wszak się upewnić, że twoja osobista poetka nie wpakowała się w kłopoty.
- stwierdził czarownik przyglądając się podejrzliwie elfce i ocenił budynek przed sobą. Wyszeptał przy tym kilka słów i następnie zwrócił się do niej -Hmmm… kilka magicznych fetyszy go chroni. Spróbujemy od góry, przez dach… dostaniemy się na ruderę obok, zneutralizuję i wtedy przedostaniemy. Pamiętaj, by trzymać się blisko mnie.

-Jaaaa.. mam trochę inny plan
-powiedziała elfka, która im dłużej przyglądała się budynkowi, tym coraz bardziej ponury jej się wydawał i coraz mniejszą ochotę miała do niego wchodzić -Co Ty na to, żebyś sam tam poszedł, hę? Jeśli to tylko kochanica, to pewnie nic o mnie nie wie i równie dobrze Gównojad mógł naznaczyć Ciebie. Bo czemu by nie? A jeśli w środku czeka właśnie on, to użyjesz tego swojego czary mary z zamku i jakoś sobie poradzisz - zadowolona nie dostrzegała żadnej, choćby najmniejszej dziurki w swoim genialnym planie. Przyklasnęła dłońmi i zatarła nimi ochoczo -Tak? To ja sobie tutaj poczekam..

I kuglarka odwróciła się gładko na pięcie, aby znaleźć sobie bezpieczne miejsce do poczekania na Thaaneeekryysta. W swoim geniuszu nie wzięła nawet pod uwagę tego, że przecież całkiem niedawno podobna decyzja skończyła się samotną ucieczką przed Marchewą i Spółą. Eh, do dwóch razy sztuka, prawda?
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 09-01-2023 o 01:12.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24-01-2023, 01:34   #152
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
- I… zostaniesz tu sama? Zostawiona na łaskę i niełaskę wszelkiej maści bandytów i popleczników twojego admiratora od tatuażu? Bo myślę, że jeśli sytuacja zrobi się gorąca to nie będę dzielnie walczył do końca. Tylko ucieknę z pomocą Razorbeaka i… nie będę mógł marnować czasu na szukanie ciebie. - stwierdził powątpiewająco Ruchacz wykazując się brakiem rycerskości i postawą.. eehmm, coś za bardzo przypominającą kuglarce jej własne podejście do sytuacji.

Eshe stanęła w pół kroku, zatrzymana jego słowami albo.. głosem zdrowego rozsądku. Nie chciała zostać sama, miał w tym trochę racji.
-Gdybyś.. - zaczęła powoli dopracowywać swój plan - ..zawołał swojego zwierzaka, to mogłabym z nim poczekać. Będzie mnie chronił. A jak wpadniesz w kłopoty, to na nim przylecę i Cię uratuję.
Pokiwała głową z podziwem dla swojego geniuszu.

- Spadający z nieba gryf nie jest szczytem subtelności. Równie dobrze mógłbym zadąć w róg bojowy by zwrócić na nas ich uwagę.- odparł sceptycznie czarownik. Po czym rzekł.- W razie kłopotów uciekaj… tak szybko jak cię nogi poniosą. Jakby ścigało cię stado piekelnych ogarów. Być może nawet rzeczywiście będzie.

-Już się dzisiaj trochę nabiegałam..
- zamarudziła elfka rozmasowując dłonią szyję w miejscu naznaczenia przez Pierworodnego. Tych kilka kroczków niewiele zmieniło i tatuaż nadal ją mocno, mocno drażnił.
W zrezygnowaniu obróciła się z powrotem w stronę budynku, po czym przyjrzała mu się spode łba.
- Oby tylko to nie były zbyt obrzydliwe fetysze - westchnęła ciężko, bo najwyraźniej dla niej wszelkie stada ogarów nie były tak straszne, jak zobaczenie Gównojada zachwycającego się stopami swej kochanicy albo zabawiającego się pończoszkami. Nie rozumiała tylko, w jaki sposób takie fetysze miałyby kogokolwiek chronić.

- To nie są tego rodzaju fetysze. Tylko specjalne przedmioty nasycone magią, które pełnią funkcje ostrzegawcze i obronne…- wyjaśnił Ruchacz ruszając ku sąsiedniemu budynkowi. - A ty o jakich fetyszach myślałaś?
Podszedł do jego ściany, rozejrzał się czy nie ma wścibskich przechodniów i dotknął ścianę mamrocząc pod nosem. Od jego dłoni zaczęły wychodzić białe linie, tworząc sieć, drobną pajęczynę, która pokrywać zaczęła ścianę budynku, a której nici z czasem zaczęły coraz bardziej pęcznieć.

-Innych.. ale też skutecznie odstraszałyby mnie przed wejściem do środka... - odparła tylko lakonicznie elfka, nie mając najmniejszej ochoty poruszać głębiej tego tematu z tym lubieżnikiem. W końcu, z tego co miała okazję usłyszeć w trakcie swoich podróży i wieczorów spędzanych w karczmach, to właśnie jego rodzaj wodził prym w takich wyuzdaniach. Pewnie on też miał swoje.. uh, podnietki. Szpiczaste uszy? Magiczna potęga gotująca się w żyłach kochanki? Macanki w gniewie?

- A jakie są twoje fetysze? - czarownik z wyraźną satysfakcją dalej ciągnął ten temat w rejony, w które Eshte nie chciała się zapuszczać. Poza tym zaczął energicznie wspinać się po pajęczynie oplatającą całą ścianę budynku.- Pospiesz się… bo chyba poradzisz sobie ze wspinaczką po pajęczej drabince?

-Oczywiście, że sobie poradzę! I jak będziesz dla mnie miły, to nawet spróbuję Cię złapać kiedy będziesz spadał
-odgryzła mu się Eshte, nie poświęcając jego wcześniejszemu pytaniu choćby jednej swojej myśli. Równie dobrze mogła ją wtedy dopaść tymczasowa głuchota.
Powiodła wzrokiem po magicznej pajęczynie i zakołysała się zgrabnie na piętach, aż zajęczała skóra ładniutkich bucików - Ale gdybym wiedziała, że będziemy się wspinać po ścianach, to namówiłabym Cię na kupienie jeszcze jednej pary wygodniejszych trzewików.
Pomimo tych swoich narzekań zwinna elfka poszła w ślady czarownika i zaczęła się wspinać za nim po budynku.

- Jakbyś potrzebowała jakikolwiek inny powód, by próbować namówić mnie na kupowanie ci ubrań czy butów. Jak na kogoś kto nie cierpi szlachetnie urodzonych, łatwo ci przychodzi naśladowanie panienek błękitnej krwi. - mruknął czarownik ironicznie w odpowiedzi.

Wdrapanie się na górę zajęło im kilka długich minut. Potem było zakradnięcie się do drugiej krawędzi lekko spadzistego dachu. Thaneekryyst przyjrzał budynkowi naprzeciw i dodał.- Żadnych żywych czujek. Zapewne więc polegają na magii. To.. dobrze, także dla ciebie. Uczyłem cię jak obdarzyć się magicznym spojrzeniem. Czas byś skorzystała z tej lekcji i spróbowała wypatrzeć fetysze na tamtym budynku, podczas gdy ja zajmę się ich znajdowaniem i unieszkodliwianiem.

-Ooooooh…
-zawyła Eshte, a jej ślepia nagle rozbłysły zrozumieniem -Trzeba było po prostu powiedzieć, że sobie sam nie poradzisz, zamiast wymyślać kolejne powody dla których nie mogłam zostać na dole z Twoim gryfem.
I wywaliła złośliwie język. Dopiero potem rozejrzała się z namysłem rozejrzała się po drugim budynku. Rzeczywiście pustym i wolałaby, aby tak pozostało. Nie chciała zobaczyć żadnych fetyszy!
Jakieś tam nauki Thaaneeekryyysta pozostały w jej głowie, zamiast wylecieć uszami jak większość jego gadaniny. Pamiętała coś.. chyba.. o skupianiu się? Tyle to mogła dla niego zrobić, szczególnie jeśli wykraczało to poza jego umiejętności.
A zatem prawie nie mrugając i próbując w pełni skupić się na swoim zadaniu, kuglarka wpatrywała się przymrużonymi oczami przed siebie.

- Bardziej mi chodziło o to byś miała jakieś produktywne zajęcie i nie przeszkadzała mi w czarowaniu, oraz nie wpakowała się w kolejne kłopoty.- westchnął sarkastycznie czarownik w oczywisty sposób maskując swoją nieporadność i fakt, że potrzebował jej pomocy.

Zadziwiająco kuglarka nie odgryzła mu się nawet jednym słowem. Wprawdzie przymrużyła mocniej oczy, a jej brwi przymarszczyły się ostro, jednak nie był to wyraz rozdrażnienia tym co powiedział. A przynajmniej nie tylko tym. No bo przecież starała się, skupiała, i mimo to niczego nie widziała. Na pewno gadanie mężczyzny przeszkadzało jej w skoncentrowaniu się. Jednak.. czy Eshte przypadkiem nie pominęła jakiegoś kroku w próbie sięgnięcia po magiczne spojrzenie? Czy nie powinna przy tym powiedzieć jakiejś abrakadabry albo czegoś podobnego? Zwykle zaklęcia czarowników wymagały dodatkowej gadaniny, co.. wyjaśniało dlaczego Thaaneeekryyyst lubił tyle gadać.

Uczucie paniki zaczęło się leniwie zakradać w myśli elfki. Nie mogła sobie przypomnieć zaklęcia, ale jednocześnie nie chciała stać się w jego oczach jakąś idiotką, co to nie potrafi korzystać z magii płynącej we własnych żyłach! Jej uparta natura sprawiła, że zamiast się pogodzić z porażką, zacisnęła dłonie w piąstki i intensywnie próbowała sobie przypomnieć magiczną formułkę.
Ta przyszła jakoś… sama z siebie, bo w sumie nie pamiętała by jej mężuś uczył jakichś słów.

Niemniej powoli zaczęła szeptać frazy, które układały się jej w głowie. I po chwili coś nowego zaczęła zauważać. Jakieś czarne smugi, ni to dymu ni to smoły, unoszące się nad dziwnymi przedmiotami i płynące wokół nich w powietrzu niczym strugi oleju na jakimś stawie. Dziwnie to wyglądało, podobnie jak owe przedmioty które otaczały. Jeden z nich wyglądał jak niechlujne wronie gniazdo uwite w zakątku dachu, drugi jak kupka słomy i patyków wetknięta w szczelinę obok okiennicy. Reszta przypominała podobne śmieci, na które Esthe nie zwróciłaby większej uwagi, gdyby nie widoczne otaczające je obecnie smoliste opary. Ruchacz też to widział i gestem dłoni przywoływał własne smugi rubinowej i purpurowej energii, które niczym węże sunęły w powietrzu zbliżając się do owego “wroniego gniazda” i zdawały się oplatać opary, dusić je w swoich splotach, a na końcu niszczyć.

A to wszystko mężczyzna zawdzięczał talentowi sztukmistrzyni, bez której biedny w ogóle nie miałby szansy sobie poradzić. Rozpierająca ją duma była tak wielka, że Eshte nawet nie próbowała powstrzymywać krnąbrnego uśmieszku przed wkradaniem się na jej usta. Bo i po co? Nie była skromną artystką.
-Co by się stało, gdybyś ich nie zniszczył? Gdybyśmy.. zbliżyli się do tych smug? -zapytała rozglądając się za kolejnymi podejrzanymi śmieciami.

- Cóż… to są… pułapki na ciekawskich. Jedne informują maga który je założył, że ktoś się pojawił w ich pobliżu, inne zaś… są magicznymi pułapkami, unieruchamiającymi lub zabijającymi pechowych łotrzyków. Więc lepiej jak usunę je wszystkie, zanim poszukamy twojej bardki. - odparł Ruchacz, kolejnymi wstążkami oplatając kolejny fetysz i niszcząc go powoli.- Niestety gdybym je po prostu zmiażdżył wszystkie na raz, to wywołałoby rezonans w eterze, które każdy mag w okolicy by poczuł. A zapewne czarownik, który je stworzył jest w tym budynku i podniósłby alarm z tego powodu. Dlatego muszę powoli i ostrożnie neutralizować fetysz po fetyszu.

Gdy tak gadał (jak zwykle za długo i za dużo, Eshte miała pomysł jak mógł swoje usta bardziej produktywnie wykorzystać, niestety godny Pani Ognia) kuglarka przyglądała się czarownikowi coraz wnikliwiej. Bo też i wokół niego krążyły jakieś wąskie smugi i wstęgi oparów, tyle że różnokolorowe i bardziej wzorzyste. I świecące.
Gdy jednak tak długo paplał, to pomysł chwycenia go za kudły na jego głowie i wciśnięcia jego oblicza między uda kuglarki robiła się coraz bardziej kuszący. Ugh… wspólny lot na gryfie dorzucił drew do ognia drzemiącego w okolicy jej bioder. A choć ów żar nieco ostygł, to nie wygasł całkowicie. I myśli pełne lubieżnej lepkości, czasem wypływały na powierzchnię.

Elfka zamrugała mocno, a odwracając spojrzenie od mężczyzny jeszcze dodatkowo potrząsnęła głową, żeby szybciej wyrzucić z głowy te rozpustne podszepty Pani Ognia. Bardziej od tego magicznego spojrzenia potrzebowała zaklęcia, które byłoby w stanie uczynić tego pasożyta.. ślepym na, uh, wątpliwe wdzięki Thaaneeekryyysta. Gdyby chociaż był jakimś przystojnym akrobatą o umięśnionym, ale gibkim ciele. Albo jednym z tych połykaczy mieczy o egzotycznej urodzie. Kimś kto podzielałby jej miłość do kuglarskiej sztuki, zamiast wymądrzać się ciągle na magiczne tematy..

Z westchnieniem przetarła dłonią czoło. Na długie wyjaśnienia czarownika, którym w tym rozkojarzeniu nie mogła poświęcić większej uwagi, miała do powiedzenia tylko jedno -Długo jeszcze?

- Niestety… tak.
- odparł mężczyzna skupiony na swoim zadaniu nie zdając sobie spraw z sercowych rozterek kuglarki. - Moje zadanie wymaga odrobiny czasu, a twoje, odrobiny cierpliwości.

Eshte wydobyła z siebie tylko niezrozumiałe burknięcie świadczące o tym, że nie spodobała jej się odpowiedź czarownika. Przycupnięta na dachu, aby jak najmniej rzucać się w oczy, wsparła łokcie na kolanach, a policzki na dłoniach. Czekając skupiała się już nie tylko na rozglądaniu się za kolejnymi śmieciami, ale również, choć może przede wszystkim, na usilnym ignorowaniu podszeptów Pani Ognia. Co nie było łatwe, bo co rusz jej oczy uciekały ku Thaanaeeekryystowi. Wbrew jej woli, oczywiście.

-Wokół Ciebie też unoszą się takie różne smugi, wiesz? Może też jakiś mag Cię naznaczył swoją magią - odezwała się po dłużej chwili milczenia.

- To magiczne osłony i bariery, które sam przywołałem do obrony przed różnymi zaklęciami.- wyjaśnił Ruchacz poświęcając mało uwagi samej kuglarce. - Każdy szanujący się mag, ma kilka takich przygotowanych glifów. Są wplecione w mój tatuaż.

-Hm
- powiedziała rezolutnie elfka, jednak po tym przebłysku geniuszu znowu zamilkła. Potrzebowała tych kilku chwil, aby stoczyć wewnętrzną walkę z Panią Ognia, której akurat chodziło po myśli klepnięcie czarownika w tyłek. W spokoju kontynuował swoje czary, a zatem to właśnie Eshte wyszła zwycięsko z tego boju.

-Też powinnam mieć taką ochronę. Przed Pierworodnym i jego kochanicami, przed niby-kapłanką i dzikimi elfami, Paniunią i jej sługusami, Srebrnymi Jastrząbkami i ich najemnikami.. -wyliczała wyciągając przed siebie dłonie w oczekiwaniu, że jak na zawołanie zobaczy różnokolorowe smugi i opary unoszące się wokół swych palców i nadgarstków. Parsknęła sobie z rozbawieniem - Musiałabym mieć tyle zaklęć ochronnych, że cała schowałabym się w ich oparach. I przynajmniej żadne z nich nie mógłby mnie znaleźć.

- Taka ochrona wymaga dużo wiedzy, dyscypliny, cierpliwości i mocy. Mocy masz sporo, ale wiedzy… tyle co kot napłakał. I cierpliwości też chyba ci brakuje.
- odparł czarownik i uśmiechnął się dodając.- Ale przynajmniej opanowałaś spojrzenie. To dobry początek długiej drogi.
Spojrzał na elfkę dodając.- Wkrótce skończę. Nie przemęczaj się. Nie musisz już używać spojrzenia. Zachowaj siły na później.

-I na co Ci cała ta wiedza, skoro i tak potrzebujesz mojej pomocy?
-odgryzła się Eshte prezentując przede wszystkim swój brak cierpliwości do jego gadaniny i przemądrzania się. Chociaż tak długie siedzenie prawie nieruchomo w jednym miejscu, również wystawiało żywiołową elfką na nie lada próbę. Teraz wyrzuciła ręce wysoko nad siebie, aby przeciągnąć się z cichym pomrukiem. I z pewną satysfakcją zauważając ukradkowe spojrzenia Ruchacza błądzące po jej ciele.

-To prawda. Potrzebuję każdej pomocy by dopilnować byś nie wpakowała się w kolejne kłopoty. A i tak mi nie wychodzi. - odgryzł się czarownik. Podszedł do kuglarki i bezceremonialnie objął ją w pasie.

- Trzymaj się mnie mocno.- nakazał i ruszył z nią ku krawędzi dachu. I skoczył w dół bez ostrzeżenia! Elfce z trudem udało się zdusić cichy pisk lęku. Gdy tak jednak opadać zaczęli, Ruchacz skierował dłoń w dół i potężny podmuch wichru, który uderzył w nich od strony zbliżającej się szybko ulicy, wyrzucił ich w górę niczym papierowe motyle. Upadli na dach przeciwległego budynku. Tego który szpiegowali. A tatuaż na szyi Eshte zrobił się jeszcze bardziej nieznośny. Byli blisko tego co się tu kryło.

Tancrist puścił żonkę i rzekł cicho -Teraz zachowuj się ostrożnie i dyskretnie. Jesteśmy na terenie wroga i każdy kogo napotkamy może chcieć nas zabić.
Ruszył w kierunku okna na dachu, zamierzając się przez nie dostać. Oczywiście zamkniętego, co sam czarownik skwitował cichym przekleństwem gdy przekonał się o tym fakcie.

Zwęszając okazję nie tylko do ponownego zabłyśnięcia swoim geniuszem, ale również do wytknięcia czarownikowi jego nieporadności, Eshte wychynęła ciekawsko sponad jego ramienia. No, nie do końca “sponad”, bo przecież był od niej wyższy i w tym celu musiałaby wspiąć się na jego plecy. A zatem wychynęła, lecz bardziej z jego boku, żeby z satysfakcją przyjrzeć się utrapieniu sprawiającemu mu trudność.
-Jakiś problem? -zapytała uroczo niewinnym głosikiem, choć w jej oczach migotały złośliwe kurwiki.

- Drobny… muszę rozwiązać problem dostania się do środka. Złodziejem przecież nie jestem.- jej mężuś łajdak musiał też przy okazji wykorzystać sytuację. Bo sięgnął do tyłu i musnął palcami jej łydkę i udo. Co sprawiło że elfka odruchowo nachyliła się bardziej, by przyjrzeć się oknu… i tylko “przypadkowo” wystawiając bardziej swoje nogi na dotyk Ruchacza. To, że jego palce wodzące po jej nogach, było przyjemnym doznaniem… nie miało żadnego znaczenia w tej sytuacji. A przynajmniej tak to sobie Eshte tłumaczyła.
- Mógłbym po prostu rozwalić je, ale narobiłbym hałasu. A tego nie chcemy prawda?- zapytał Tancrist, nieco rozkojarzoną tą delikatną acz czułą pieszczotą kuglarkę.

Nie spodziewała się takiej reakcji mężczyzny. Na przekór całej tej jego wiedzy, którą lubił się tak chwalić przy każdej rozmowie, to właśnie najzwyklejsze okno okazało się być ponad jego umiejętności. W wizjach bogatej wyobraźni elfki, ta porażka przyprawiała go o zawstydzenie, o bolesne zderzenie z własną nieudolnością wobec tak prostej przeszkody. I to właśnie ją powinien otwarcie poprosić o pomoc!

- No raczej nie.. - odparła prostując się, a następnie zaczęła dumać na głos - Co tu robić.. co tu robić..
A przecież dobrze znała odpowiedź na ten problem. Może i on nie miał zadatków na złodziejaszka, ale ona.. cóż, sztukmistrzyni musiała sobie radzić w życiu na wiele sposobów. Dzięki temu zdobyła wiele przydatnych umiejętności.

- No nie wiem… może… użyję diamentu… jubilerzy używają go do cięcia klejnotów, więc… - rozważał czarownik nieco rozkojarzony zgrabną nogą, po której wodził palcami. - Może nim da się jakoś… wyciąć szybę?

Wspomnienie o klejnotach, jubilerach i diamencie przyprawiło Eshte o nagły błysk zainteresowania w oczach, wyraźnie odznaczający się pośród złośliwych iskierek.
-Naprawdę nosisz ze sobą.. diament? - zapytała z mieszanką zaintrygowania oraz.. równie dużego niedowierzania. Kiedy sądziła, że już poznała większość dziwactw jaśniepaństwa, to Thaaneeekryyyst prezentował jej kolejne. Przynajmniej ta informacja była warta zapamiętania.

Silne pieczenie tatuażu skutecznie udaremniało jej czerpanie przyjemności z dotyku czarownika na swej nodze. I bardzo dobrze, bo przynajmniej jedno z nich musiało pamiętać o ratowaniu Trixie! Jakież było jej zdziwienie, że to akurat ona była w tym momencie tą odpowiedzialną stroną ich wątpliwego duetu.
Kilka razy głośno pstryknęła palcami przed jego szkiełkami -Ej, skup się! I daj mi ten diament, to zajmę się otwieraniem dla nas okna.

- Nie mam diamentu… mogę go stworzyć. Tak jak stworzyłem owego smoczka i jak potrafię tworzyć inne rzeczy. Diament jest zresztą prosty do wykreowania. Kryształy nie są skomplikowane. I jeśli już tam sobie ubzdurałaś w ślicznej główce zrobienie ze mnie osobistego jubilera to przypominam, że to co wykreuję istnieje tak długo jak długo jestem w stanie podtrzymać tego istnienie.
- powiedział mężczyzna przyglądając się badawczo kuglarce. Szepcząc coś pod nosem wykonał ruch dłonią godny… sztukmistrza i voila.
W jego pojawiło się kunsztowny sztylet o kryształowym ostrzu. Po czym znów spojrzał na elfkę. - Jesteś… pewna? To raczej zadanie dla złodzieja. A ty jesteś przecież sławną artystką, a nie przestępczynią. Chyba że jest coś, czego mi o sobie nie powiedziałaś? Jakaś… kryminalna przeszłość?

-To nie byłoby aż takie zaskakujące. Przecież Ty prawie nic o mnie nie wiesz
- parsknęła Eshte spoglądając na niego z rozbawieniem. I jakże odmienne to było spojrzenie od tego, którym obrzuciła jego fałszywie diamentowy twór. Czarownik popełnił grzech niewybaczalny jakiemukolwiek artyście i kuglarzowi; pozwolił swojej widowni, czyli elfce, odczuć rozczarowanie. Cóż z tego, że ostrze prześlicznie błyszczało w fiołkowych oczach, skoro świadomość jego ulotności przygasiła jej własne iskierki zainteresowania.

Pogardzając tym jawnym OSZUSTWEM ze strony łajdaka, Eshte gdzieś spomiędzy połów swojej sukni wyciągnęła własny sztylecik. Zwykły, mało ozdobny, ale o smukłym i bardzo użytecznym ostrzu. Rzadziej wykorzystywała go do obrony, a częściej do.. no właśnie. Zamiast bawić się w jakieś wyszukane rozcinanie szkła, ona po prostu wsunęła koniuszek sztyletu w szparę drewnianych skrzydeł okna. Poruszała nim powoli, poszukując punktu umożliwiającego otwarcie.

- Pewnie dlatego, że jak na osóbkę skupioną głównie na sobie niewiele opowiadasz o swoich dokonaniach i przeszłości. Czasami zaś mam wrażenie, że coś przede mną ukrywasz.- słyszała za sobą, gdy sprawnie wyczuła pod ostrzem znajomy opór. Wystarczyło chwilę pogrzebać i okno ustąpiło pod zwinnością palców kuglarki.
Powoli otworzyła okno i oboje weszli do środka.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 27-01-2023, 02:23   #153
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Tam.. włoski na karku elfki stanęły dęba, a usta otworzyły się w niemym (na szczęście) krzyku. Dobrze (dla Ruchacza przynajemniej) że okno było brudne i nieprzejrzyste, bo gdyby zobaczyła gdzie ma zejść, to nie zeskoczyłaby tak chętnie.

Znaleźli się na stryszku, zatęchłym i brudnym od kurzu. Pełnym ciał humonoidalnych, nagich… martwych. Niektóre były poszarpane przez jakieś olbrzymie gryzonie, niektóre były ogryzionymi do kości szkieletami, niektóre były niekompletne… niektóre były tylko kawałkami kończyn. Leżały tu wszędzie, nie gnijąc a mumifikując powoli w specyficznym mikroklimacie stryszku. Ciała te rozrzucone były pomiędzy brudnymi derkami i kocami, z których zrobiono legowiska. Strych był duży i całkiem rozległy. Nie było tu nikogo, poza kucającą nad jednym z ciał ludzką sylwetką.


- Bądź cicho, nie ruszaj się i… zamknij oczy. Powiem ci, kiedy możesz je otworzyć.- szepnął tymczasem ponuro Tancrist i zaczął dyskretnie skradać się w kierunku tajemniczej osoby.

Zachwycająca sztukmistrzyni nie wydobyła z siebie nawet jednego słowa, nawet jednego piśnięcia. Odnosiła niepokojące wrażenie, że otwarcie ust choćby odrobinę otworzy również wrota potężnemu..rzygnięciu. Z przerażenia i obrzydzenia, które wywracały jej żołądek we wszystkie strony świata.

Gdyby jednak głos nie uwiązł jej całkiem w zduszonym gardle, to wtedy powiedziałaby mężusiowi co myśli o jego słowach. Miała.. zamknąć oczy? Tutaj?! Teraz?! Może i nie będzie wtedy widziała całej tej.. tej.. otaczającej ją rzezi, ale jednocześnie wtedy nie zauważy, jeśli te truchła nagle postanowią powstać z martwych! Z zamkniętymi oczami nie zdąży w porę zareagować, kiedy te oderwane kończyny będą próbowały ją pochwycić..!
Zmrożona strachem Eshte krzyknęła sobie w duchu. Zmusiła się jedynie do przesłonięcia twarzy dłońmi, chociaż i tak rozcapierzyła szeroko palce, żeby nieruchomym spojrzeniem szeroko otwartych oczu wpatrywać się w plecy czarownika. Nigdzie w bok, gdzie mogłaby zobaczyć kolejne zwłoki. Tylko w jego plecy.

On zaś podążył ku kucającej postaci, niczym kot. Cicho i zwinnie, bezszelestnie. Chwycił miejscowego za głowę obiema rękami. Coś szepnął. Zaskwierczało. Pomiędzy jego dłońmi zaczęły przeskakiwać błyskawice. Część po stawających dęba włosach pochwyconego osobnika, ale większość bezpośrednio przez głowę. Biedak zdołał wywarczeć jedynie kilka niezrozumiałych słów, gdy jego głowa była pieczona żywcem. Trwało to chwilę, w powietrzu unosił się zapach palonego mięsa. Ruchacz puścił głowę i zabity przez niego mężczyzna osunął się na ziemię.
- Możesz otworzyć oczy. - rzekł zerkając za siebie.

Podczas przyglądania się działaniom czarownika, dłonie kuglarki zsunęły się na jej usta, aby zdusić wzbierający w niej kwik przerażenia. Nie była jakąś wydelikaconą panieneczką mdlejącą na widok krwi, ale z drugiej strony, nie była też zaprawioną w boju wojowniczką, której obojętny jest widok śmierci. A już szczególnie śmierci otaczającej ją z każdej strony, swoim smrodem rozkładu wciskającej się w nos. I teraz jeszcze Thaaaneeekryyyst dołożył do tej rzezi kolejnego trupa.
Stojąc nieruchomo, blada na twarzy, zasłaniając swe usta i wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami, Eshte przypominała statuę postawioną w tak makabrycznym otoczeniu. To było bardzo dużo wrażeń jak dla jednej elfki..

- Mówiłem, żebyś zasłoniła oczy, ale nie.. ty musiałabyś mądrzejsza ode mnie.- westchnął cicho Tancrist i dodał.- Wolałbym, żebyś nie oglądała tej mojej strony. Przepraszam cię za to. Niemniej to nie był człowiek… tylko potwór.
Ruchacz rozejrzał się dookoła, po czym podszedł dużej kupki sznurków i połączonych z nimi drewnianych deseczek, która okazała się długą drabinką sznurową. Obok niej była duża klapa w podłodze. Czarownik podniósł ją i zaklął szpetnie pod nosem zerkając na to, co było pod nimi.

-Cooo… -ze strachu Eshte najwyraźniej zapomniała jak się mówi, bo zamiast słów wydobyła z siebie upiorne jęknięcie. Ostrożnie odsłoniła wargi, które miały tylko odrobinę więcej koloru od reszty jej twarzy.
-C..cc..c.. cooooo tam jest? -zdołała zapytać zduszonym głosem. Nie była jednak na tyle zainteresowana odpowiedzią, żeby zbliżyć się do dziury. Właściwie miała nadzieję, że niczego tam nie ma. Że to jest po prostu dziura donikąd i będą mogli oddać się od tego przeklętego budynku. Daleko, daleko, BARDZO daleko stąd.

- Kłopoty… duże kłopoty. Sama zobacz.- westchnął czarownik i spojrzał na elfkę. - Nie tak straszne jak wszystko dookoła nas.

Gdyby sztukmistrzyni nie była tak zajęta dygotaniem ze strachu, to zapewne teraz mocno obruszyłaby się na mężusia za zmuszanie jej do ruszenia się z miejsca. Krótko zerknęła za siebie, tęsknym wzrokiem przesuwając po oknie otwartym na wolność. Dopiero potem na miękkich, drżących nogach zaczęła podchodzić do podejrzanej dziury. A jako, że nie miała ochoty podchodzić zbyt blisko, to już z daleka zaczęła wyciągać szyję, żeby dostrzec źródło przekleństw swojego mężusia.

Oboje widzieli dużą salę magazynową, obecnie porzuconą… a może właściwym określeniem byłoby: przebudowaną? Bo porzucone “od niechcenia” skrzynie, paki i pudła tworzyły coś w rodzaju labiryntu mającego zmylić każdego kto wejdzie tutaj. Obcy powinien szybko zgubić się wśród pudeł i stać się ofiarą miejscowych. Którzy dobrze znali to miejsce. I nie korzystali tylko ze ścieżek między pakami i skrzyniami. Część z nich łaziła po nich niczym gibkie koty. Wyglądali jak ludzie, ale było coś nieludzkiego w ich rysach i sposobie poruszania. Coś zwierzęcego. A i w mroku magazynów ich oczy świeciły lekką czerwienią. Ubrani byli jak typowi ulicznicy i podobnie jak oni uzbrojeni. Ale sama myśl spotkania takiego typka w ciemnym zaułku wywoływała zimny dreszcz na plecach elfki.

Z pewnością podobnie myślał gość, który przybył tutaj na rozmowy, bo miała obstawę. Czterech rycerzy w czarnych jak noc zbrojach, uzbrojonych w duże dwuręczne miecz. Ich zbroje i hełmy były identyczne i zdawały się zdradzać przynależność do jakiegoś zakonu rycerskiego powiązanego z bóstwem śmierci. Osóbką, którą chronili była elfia arystokratka o zielonych kocich oczach i z pasemkiem siwizny we włosach. Była jakoś dziwnie znajoma kuglarce.




Podobnie jak jej rozmówczyni, kobieta o fatalnym guście w doborze strojów. Ubierała się bowiem bardziej skandalicznie niż murwy w Dzielnicach Rozkoszy. Ta blada blondynka również była znana Eshte. Spotkała ją i jej siostry w Grauburgu.



I nie było to przyjemne spotkanie.

Ale w tym wszystkim nigdzie nie było widać wróżki!
Czy te dwie ją schwytały?! Czy zamknęły w klatce, spętały najkrótszym kawałkiem liny oraz, sądząc po braku piskliwego krzyku dzwoniącego w uszach kuglarki, zatkały jej usta najmniejszym kawałkiem materiału?
A jeśli, co najgorsze, Trixie wcale tutaj nie doleciała? W końcu polegała tylko mniej więcej na kierunku wskazanym jej przez elfkę dręczoną tatuażem. Równie dobrze mogła przelecieć wysoko, nie poświęcając tej ruderze najmniejszej uwagi, i zainteresować się dopiero jakimś przyjemniej wyglądającym miejscem. Albo, co brzmiało bardzo prawdopodobnie, w połowie poszukiwań zwyczajnie się rozkojarzyła, zapomniała o “skarbie”.. i o kuglarce też! A to oznaczało, że bawiła się gdzieś w najlepsze, kiedy pobladła ze strachu Eshte z trudem powstrzymywała swój żołądek przed wybuchowym zareagowaniem na tutejsze zapachy i widoki.

Zresztą, na głosy też. Bo te.. te wcale nie działały pokrzepiająco na jej zszargane nerwy. Ale czy naprawdę spodziewała się po tym miejscu choćby najmniejszej iskierki pocieszenia? No nie. Chociaż miłym, jak na otaczające ją standardy, zaskoczeniem było to, że obie kobiety wyglądały zadziwiająco niepozornie, a przecież mogły być kolejnymi kreaturami żywiącymi się ludzkimi truchłem.

- ... zawiódł nas ostatnio. Mieliśmy zamek prawie w garści, potężnego maga po naszej stronie. A twój Pan się nie pojawił. I wszystko się posypało.- mówiła jasnowłosa tancerka. Wyglądało na to, że oboje trafili w sam środek rozmowy. - Nie jestem więc pewna czy dalsza współpraca ma sens. Jak mamy uwierzyć iż spełni swoją obietnicę względem nas, skoro w Grauburgu po prostu się nie pojawił.

- Pojawił się, tyle że został zdradziecko zaatakowany przez potężnego wroga i z powodu ran musiał się wycofać.
- odparła elfka, a jej oblicze pozostało niczym wykute z kamienia. - Niemniej nie musisz się martwić że to się powtórzy. Mój Pan zlikwidował owe zagrożenie zanim się wycofał z walki.

- Och… jakie to pocieszające. Jakie to wielce pocieszające. W Grauburgu nie tylko straciliśmy okazję, potężnego sojusznika i całe miesiące przygotowań. Ja straciłam siostrę!
- wrzasnęła blondynka i machnęła ręką. - Zaczynam się zastanawiać czy nasz sojusz w ogóle ma sens. Obiecaliście wiele, ale póki co na obietnicach się skończyło.

- Nic nie masz poza moimi obietnicami. Dalsza egzystencja w oczekiwaniu na…
- jej towarzyszka spojrzała w górę z kpiącym uśmieszkiem. Na szczęście chyba nie dostrzegła dwójki podglądaczy powyżej.- .. bo ja wiem… odpowiedni układ planet? Mój Pan nie przyszedł do was z propozycją, tylko z planem który pozwoliłby wam przemienić waszą pozbawioną celu egzystencję w coś większego. Chcecie się od tego odwrócić tylko dlatego, że pojawiły się problemy po drodze. To mam powiedzieć memu Panu, że tchórzycie?

Blondynka warknęła gniewnie odsłaniając długie kły. Potem jednak dodała - Niech ci będzie. Nie wycofamy się. Ufam, że wy też nie.

- Jest jeszcze jedna sprawa. W orszaku Voglstein-Craig, jest elfia kuglarka której mężem jest czarownik o szlacheckim pochodzeniu. Ją trzeba pochwycić i uwięzić, jego zabić. I należy to uczynić dyskretnie.
- wyjaśniła elfka.

- Co w nich jest specjalnego?- zapytała blondynka.

- Nic… to mój osobisty kaprys.- wyjaśniła arystokratka poprawiając palcami pasemko siwizny w swoich włosach.

Dlaczego codziennie ktoś chciał ją porwać?! A dzisiaj to już w ogóle DRUGI raz. Drugi! Czy te dwie współpracowały też z Marchewą i jego spółką? Z dzikimi elfami i ich czarownikiem? Z Paniunią?! Ta elfka nawet wyglądała trochę jak kolejna niby-kapłanka. Albo co gorsza - druidka, tfu!
Rzeczywiście ta jej twarz budziła jakieś bardzo odległe wspomnienia, których jednak Eshte nie potrafiła odkryć w swoim obecnym stanie. Jej zdenerwowanie sięgało już takiej miary, że pochwyciła Thaaneeekryyysta za rękę. Bynajmniej nie był to czuły gest. Jej palce zacisnęły się kurczowo na jego rękawie.

-Chodźmy stąd. Ucieknijmy przez okno -szeptała, jednocześnie już stawiając pierwsze kroki w tył, z dala od dziury i magazynu pełnego czyhających na nią kreatur -Znajdziemy Dziadunia… całą armię Dziaduniów i wtedy wrócimy. Albo… albo… - podniosła na niego wprost błagalne spojrzenie - Albo powiedzmy Hrabiemu, on i jego ludzie się tym zajmą. Przecież sami nic tutaj nie zrobimy.

- Masz rację. Nic tu po nas.
- stwierdził czarownik, zamykając klapę i spojrzał na Eshte. Widząc jej zachowanie położył dłoń na jej dłoni -Nie bój się. Nic ci nie grozi. Nie dam zrobić tobie krzywdy.
Po czym wyłożył swój plan. - Wyjdziemy na dach, przeskoczymy kilka budynków i przywołam Razorbeaka. I odlecimy do obozu na rynku.

-Nie możesz mi tego obiecać. Nie przy tylu ludziach, elfach i innych porywaczach mających podobne kaprysy co ta siwa tam na dole
- mruknęła Eshte ponuro, wyraźnie niezbyt pocieszona zapewnieniami swojego fałszywego męża. Dopiero usłyszenie jego planu obudziło w niej nadzieję i z powrotem przywołało trochę kolorów na twarzy. Nadal na drżących nogach, ale kierowana wizją ucieczki z tego budynku duszącego ją smrodem śmierci, zaczęła przekradać się pomiędzy truchłami ku oknu.

Wkrótce wydostali się na dach, potem z pomocą magii Ruchacza na kolejny dach. A potem na następny, następny i następny. Elfka przytłoczona poznanymi faktami i mrocznymi myślami nie zwracała większej uwagi na to, jak im szła wędrówka. Byle dalej od owego magazynu i upiorów się w nim kryjących.

Dopiero wtedy czarownik wyjął niedużą stalową piszczałkę i zagrał na niej krótką melodię.
I czekał niezbyt długo. Nagle w ich kierunku zaczęło się co zbliżać z dużą prędkością… bo pikującym lotem. Gryf czarownika nie słyszał o subtelności, ani o delikatności, bo lądując uderzył w dach niszcząc go w paru miejscach. I zasyczał zadowolony z siebie, oczekując pewnie pochwał. Duży drapieżnik o naturze mordercy i zabójczych pazurach. Eshte pamiętała co jego szpony robiły z każdym kto stanął mu na drodze. Pocieszającym więc był fakt, że ów zwierz stał po jej stronie. O ile go drapała.

Milczenie kuglarki nie było dobrym znakiem. Zwykle oznaczało, że źle się dzieje w tej rozczochranej głowie, właśnie tak jak teraz. Wszystko co zobaczyła w budynku, wszystko co usłyszała z ust tamtych kobiet, skutecznie przygasiło jej ognisty temperament, aż opadły smętnie jej spiczaste uszy.
-I co teraz zrobimy? -zapytała cicho czarownika, rozcierając przy tym dłonią miejsce z tatuażem na swojej szyi. Już jej nie drażnił tak mocno, co było niewątpliwym pocieszeniem w obecnej sytuacji, nawet jeśli tylko tymczasowym.

- Na razie… poszukamy twojej bardki. Chyba nie dotarła do magazynu, więc… może się zgubiła po drodze? Gdzie, według ciebie, mogłaby pójść?- zapytał mężuś wpierw sam wsiadając na zwierzaka, potem pomagając kuglarce wsiąść na niego.

-Może.. może w gospodzie? Ale w takiej wiesz, najgłośniejszej w okolicy. -zaproponowała kuglarka pierwsze co jej przyszło do głowy ociężałej od.. uh, wrażeń. Usadzając się w miarę wygodnie tuż przed czarownikiem na grzbiecie jego gryfa, dodała jeszcze burknięciem - Ją też powinniśmy nauczyć przylatywać na dźwięk fletu.
Bo Eshte wcale nie miała ochoty odwiedzać gospody, w której każdy jeden pijaczek mógł być sługusem tych dwóch kobiet. Chciała.. chciała.. o! Chciała zamknąć się w swoim wozie pilnowanym z każdej strony przez armię Dziaduniów!

- Pomarzyć… dobra rzecz.- westchnął czarownik obejmując elfkę i zaborczo przyciskając do siebie. Gryf poderwał się w powietrze i ruszył kierowany jedną ręką Tancrista. Leciał tym razem nisko, wzbudzając popłoch wśród miejscowych, gdy Ruchacz wypatrywał miejsca gdzie Trixie mogła się zatrzymać.
- To wygląda obiecująco…- wskazał palcem drzwi przybytku, przy których dwójka mężczyzn obejmowała się czule.

Eshte burknęła tylko coś niezrozumiale pod nosem, jednak ton nie pozostawiał żadnych wątpliwości co do tego, że ten widok nie nastroił jej pozytywnymi myślami.
Czy Trixie naprawdę przez cały ten czas w najlepsze zabawiała się w gospodzie?! Śpiewała sobie radosne pioseneczki, podczas gdy elfka uciekała przed Marchewą i spółą? Wesoło popijała trunki, kiedy ona wraz z czarownikiem szukała jej po CAŁYM miasteczku, aż natrafili na tamtą rzeź?!

Gryf zaczął zbliżać się do ziemi, więc kuglarka szerokim rękawem sukienki zasłoniła swój nos i usta. Wcale nie była teraz w nastroju na wdychanie pyłku wróżki, a od macanek ważniejsze było.. no, wszystko tak naprawdę. Ale teraz przede wszystkim ważniejsze było doniesienie Hrabiemu o tamtych dwóch babsztylach!

Bestia wylądowała na bruku miejskim wywołując popłoch ku własnemu zadowoleniu. Ale Eshte zadowolona nie była. O dziwo, czarownik też nie. Zsiadł wraz z kuglarką z gryfa i rzekł niemrawo - Ktoś tam będzie musiał… wejść.
Jemu też nie paliło się odwiedzać tej gospody.

Zabawne to było, że jej mężuś tak odważnie wchodził do tamtego budynku straszącego już z zewnątrz, ale lękiem wypełniła go dopiero myśl o znalezieniu się w jednej gospodzie z wróżką uzbrojoną w pyłek. Nie mogła mu się dziwić. Nie po tym, w jaki sposób ostatnim razem skończyło się odnalezienie małej bardki w Gównowie..

Elfka nerwowo przestąpiła z nogi na nogi przyglądając się gospodzie oraz nasłuchując dobiegających z niej odgłosów.
-Może jeśli zawołamy ją wystarczająco głośno, to nas usłyszy tam w środku -powiedziała, a następnie obie dłonie przyłożyła do swych ust i ryknęła na całe gardło -TRIXIEEEEEE! JESTEŚ TAAAAAAM?!

- TRIXIEEEE, TRIXIEEE!
- czarownik dołączył do jej krzyków, ale efekt ich wrzasków był mizerny. W gospodzie było za głośno i za wesoło. Co tylko podsycało ich podejrzenia co do obecności wróżki, jak i tego co się tam mogło dziać.

Kuglarka tupnęła mocno bucikiem o bruk, zdenerwowana niepowodzeniem jej starannie przemyślanego planu. Gorączkowo rozejrzała się wokoło za kolejną inspiracją. Niestety jedyne co jej przychodziło do głowy, to wpuszczenie do gospody gryfa, aby złapał wróżkę niczym pies myśliwski przynoszący kaczkę w pysku. Tyle, że zwykle te kaczki były już martwe, a przecież Eshte potrzebowała żywej bardki.

-Najpierw zobaczę co tam się dzieje.. - z tym mruknięciem ruszyła do przybytku, lecz zamiast przekroczyć jego progi, ona w ostatniej chwili skręciła w bok i podeszła do najbliższego okna. Unosząc się na palcach zajrzała dość bojaźliwie do środka.

Przez zabrudzone okienko ciężko jej było dostrzec szczegóły. Niemniej wyglądało, że obecni bywalcy… będący mieszaniną rzezimieszków, rzecznych piratów i przemytników i innego podejrzanego elementu, zgodnie pili śpiewali i gdzieniegdzie się przytulali. A nad tym wszystkim unosiła się w powietrzu jakaś istotka dyrygująca tym chórem i… prawdopodobnie rozsiewając swój pyłek na prawo i lewo.

Elfka odetchnęła z pewną ulgą. Po obecności wróżki spodziewała się czegoś o wiele, wiele gorszego. Może niekoniecznie kolejnej rzezi i krwawych wnętrzności rozrzuconych po ścianach gospody, ale może jednej, wielkiej orgietki z nagich ciał. Była to zatem miła odmiana.
Chociaż zagrożenie nadal wisiało w powietrzu. Dosłownie. Wróciła do czarownika i oznajmiła mu bez entuzjazmu -Wchodzę tam.

Raz jeszcze uniosła rękę, żeby rękawem zasłonić swój nos oraz usta. Zatrzymała się jednak w pół obrotu na pięcie, aby dodać syknięciem ciężkim od groźby -Z łaski swojej nie próbuj mnie od razu zmacać, jeśli wyjdę głupia od jej pyłku.
I nie czekając na jego odpowiedź, bo domyślała się, że jak zwykle będzie próbował zrzucać na nią całą winę, Eshte odwróciła się i ruszyła do drzwi gospody.

Po wejściu do środka od razu poczuła się lepiej widząc rozbawione towarzystwo. Acz choć plątaniny ciał tu nie było, to niektórymi stolikami goście pogubili ubrania i zajęci byli macaniem się nawzajem i innymi lubieżnymi czynnościami. Eshte oczywiście powinna być oburzona, ale… miała zbyt dobry nastrój w tej chwili i pobłażliwie tylko zerkała notując sobie w głowie co ciekawsze pozycje, które oczywiście sprawdzi ze swoim mężusiem przy najbliższej okazji.

I to zapewne wkrótce, bo znów się jej zrobiło ciepło na podbrzuszu. Racjonalna część elfki pewnie by zawyła z rozpaczy, że rękaw nie chroni jej przed pyłkiem… ale obecnie racjonalnej kuglarki tu nie było. Została tylko ta lubiąca zabawy i bardzo romantyczna. I ta właśnie spostrzegła, dyrygującą chóralnym śpiewem Trixie, która pijacko zataczała kółka po całej gospodzie, od czasu do czasu nurkując głową w jakimś kuflu by nawilżyć gardło. Błyszczący pyłek wróżki był w tej karczmie, wręcz namacalną mgiełką, która budziła zachwyt Słodkiej Idiotki zupełnie nieświadomej niebezpieczeństw kryjących się za tym widokiem.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 31-01-2023, 01:07   #154
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Weź rusz się, Ty durnoto!” -odezwał się w jej myślach słaby, jednak jakże uparty głosik prawdziwej sztukmistrzyni, dla której sytuacja wcale nie była romantyczna ani ekscytująca. To nie było niesamowite, jak często musiała przeprowadzać w swych myślach dyskusje z tymi pasożytami, jak teraz z budzącą się Słodką Idiotką.

Wróżka sobie poradzi, a Ty weź rusz dupsko i wynoś się stąd!” -ta część Eshte, ta prawdziwa i próbująca walczyć z efektami pyłku, zdołała przycisnąć mocniej dłoń zasłaniającą jej nos i usta. Oh, prędzej się udusi własnymi rękami, niż weźmie udział w tym.. tym.. cokolwiek się tutaj działo lepkiego, duszącego i po prostu obrzydliwego.

Na razie jednak elfka stała jak kołek pośrodku karczmy, w której pijaństwo, wesołość i lubieżność były podsycane przez wesolutką latającą tu i tam wróżkę zbyt zajętą by zauważyć wśród głośnego tłumu ubraną na czarno kuglarkę.

Trupy, trupy, dużo trupów. Kończyny oderwane od strzępów ciał, ciała ogryzione do samych kości. I jeszcze ten smród. Ten straszny, straszny smród, od którego była wtedy tak bliska porzygania się.
Sztukmistrzyni usilnie starała się skupić swoje myśli na niedawnych wspomnieniach tak bardzo kontrastujących z tymi obecnymi uczuciami walczącymi o dominację nad jej ciałem. Próbowała obrzydzić Słodkiej Idiotce ten cały, TFU, romantyzm i inne słodkości.
Nowe buciki to chyba przykleiły jej się do podłogi, bo jakoś nijak nie mogła się ruszyć z miejsca. Stała i gapiła się, jak głupie cielę na malowane wrota. Tym gorzej, że malowane w same wyuzdane kształty, co czyniło cielę bardzo zdezorientowanym.

Rusz duuuuupę! Thaaneeekryyyst i tak został na zewnątrz, a tutaj to same śmierdzące pijaczki” - może to dopiero był jakiś sposób na tę Idiotkę. W końcu z jakiegoś powodu to właśnie czarownik bywał celem jej.. uh, namiętnych porywów. A skoro nie wszedł za nią do gospody, to musiała sama do niego pójść. Na pewno będzie zachwycony widząc swoją żonkę w takim stanie.

O.. o? Nie trupy, nie ruszanie dupy, a dopiero wspomnienie czarownika osiągnęło jakikolwiek efekt w tym elfim łbie ogłupionym pyłkiem. Rozmarzony i jakże głupiutki uśmiech wypłynął na jej wargi, a ratowanie Trixie przestało mieć znaczenie. Przecież i tak tego ratunku nie potrzebowała, prawda? Latała sobie, śpiewała i upijała się w najlepsze, nawet nie wiedząc na jakie atrakcje naraziła dzisiaj kuglarkę.

Za to Słodka Idiotka jak najbardziej potrzebowała pomocy. I mogły ją uratować jedynie usta mężusia wyciskające namiętne pocałunki na jej wargach.
Gnana tym pragnieniem zdołała nareszcie odkleić obcasy bucików od podłogi. Obróciła się z lekkością, po czym nucąc sobie pod nosem melodyjkę nieświadomie podłapaną od pijanej wróżki, ruszyła w kierunku wyjścia z tego gniazda rozpusty.

Na widok wychodzącej z karczmy elfki, jej wybranek wydawał się być nieco zakłopotany. Zerkał zza kuglarkę, by po chwili spytać - Aaaaa… gdzie jest wróżka?

-E, poradzi sobie
- machnęła Eshte od niechcenia i przez tę chwilę nadal brzmiała oraz zachowywała się jak prawdziwa ona. Do czasu, aż zaczęła stawiać ku niemu kroczki kierowane, uh, miłooooością wywołaną przez nawdychanie się pyłku wróżki. Spod półprzymkniętych powiek widziała wszystko w takich jakby.. różowawych barwach.
-Wiesz, nie mówiłeś dzisiaj nic o tym jak Ci się podobam w tym stroju.. - zamruczała stając niedaleko przed Thaaneeekryystem. Palcami ujęła za materiał na wysokości swych ud i rozłożyła go szeroko, jak gdyby zaraz miała zawirować w tanecznym piruecie. I rzeczywiście zaczęła się obracać, jednak był to powolny ruch, w którym prezentowała się mężczyźnie z każdej strony. Jednocześnie pozerkiwała na niego znad ramienia, upewniając się że rzeczywiście na nią patrzy. Że pożera ją spojrzeniem.

I to akurat czynił, wodząc spojrzeniem po jej krągłościach, rozkoszując się ich widokiem.
- Wyglądasz prześlicznie… bardzo tajemniczo. - odpowiedział czarownik szczerze -Naprawdę potrafisz być… zjawiskowa.

Słodka Idiotka
nawet nie próbowała ukryć swojego zachwytu jego słowami. Było to wprost nieprawdopodobne, ale jej uśmiech stał się jeszcze.. głupszy.
Kuszenie w jej wykonaniu było dość pokraczne, ale w tym stanie nie odczuwała żadnego wstydu, zaś jej przekonanie o własnym pięknie było przesadnie silne. Bo jakże miało być inaczej? Przecież widziała w jaki sposób patrzył na nią jej mężuś.

-A nie uważasz -podeszła do niego kołysząc biodrami w zadziwiająco kobiecy sposób - że wyglądałabym bardziej zjawiskowo.. -zwinne palce elfki rozpięły klamrę paska ściskającego jej talię. Brzdęknął spadając na bruk u ich stóp -.. bez ubrania?

- Zdecydowanie…
- czarownik szybko chwycił ją w talii. Przyciągnął do siebie i pocałował zachłannie, najpierw usta smakując namiętnie, potem pieszcząc szyję. Jego dłonie zaciskały się mocno na jej pośladkach ugniatając je drapieżnie, gdy szeptał jej do szpiczastego uszka -Rzecz w tym jednak, że zazdrośnikiem jestem i chcę twą nagość podziwiać… samotnie. Dlatego też… musimy zabrać stąd wróżkę i wrócić do naszego wozu, bym tam mógł cię wielbić tak jak sobie wymarzysz.

Oczywiście, że ten ŁAJDAK miał w nosie groźbę wypowiedzianą przez kuglarkę nim weszła do gospody. Teraz w pełni korzystała z tej jego podłości, ale niech no tylko wywietrzeje z jej głowy cała ta różowa mgiełka, a będzie mu miała wiele do powiedzenia w złości. WIELE.

-Ale po co nam ona? -zapytała wydymając swe niepocieszone usteczka, co jednak nie przeszkadzało jej w przylgnięciu do ciała mężczyzny. Dłońmi przesuwała po jego torsie, uciskając żeby wyraźniej poczuć jego twarde mięśnie -Zabawia się w gospodzie, ciężko będzie ją stamtąd wyciągnąć. A na pewno zajmie nam to dużo czasu.. -pod materiałem jego szaty wyczuła pas spodni. Zaczepiła o niego palcami i szarpnęła mężczyznę ku swoim biodrom, szepcząc przy tym gorącym oddechem - A ja chcę wrócić do wozu już teeeraaaz..

- Po to… żeby krasnolud miał ją na oku. I po to… żebyśmy mieli dużo…
- jęknął ukochany z trudem mówiąc kolejne słowa. I wręcz zachłannie ściskając jej pośladki. -... czasu dla siebie… dużo czasu na zabawę w naszym łożu zamiast na szukanie jej znów po całym mieście. Wiem, że…. - delikatnie ukąsił bark elfki, wywołując u niej pomruk zadowolenia.- … to… niełatwe…- napierał na nią biodrami. I Eshte czuła tą wypukłość na jego kroczu, wiedziała co się pod nią kryje.-... bardzo… trudne, ale… kto jeśli nie tak piękna i charyzmatyczna istotka jak ty… podoła temu… zadaniu. Wyciągniesz ją stamtąd… i wracamy do naszego łóżka rozkoszować się sobą nawzajem.


Jakże słodko brzmiały te pochlebstwa w spiczastych uszach. I nawet byłyby dość przekonujące, gdyby tylko kuglarka nie była już tak straszliwie spragniona bliskości tego mężczyzny. Bo ta Słodka Idiotka wcale nie chciała opuszczać jego rozkosznych objęć. Zbyt przyjemne były jego dłonie na jej pośladkach, jego oddech na jej skórze, to jego drżenie pod jej dotykiem. Czy naprawdę spodziewał się, że ona zostawi to wszystko i rzuci się wyrwać wróżkę z tej matni pijaństwa?

-To nie możemy.. wysłać po nią.. Dziadunia.. ? -zaproponowała elfka cofając się przed napierającym na nią kochankiem, ale bynajmniej przed nim nie uciekając. O nie, trzymając go za pas ciągnęła go krok w krok za sobą. Co zaś zaiskrzyło nowym pomysłem, który próbowała od razu spełnić poprzez wkradnięcie się złodziejskimi palcami pod szatę czarownika. Bezwstydnie zaczęła rozpinać klamrę jego pasa, szepcząc przy tym gorączkowo -Albo najpierw.. najpierw możemy.. tutaj.. w uliczce..

- Na jakże wielką próbę mnie… wystawiasz…
- mruknął pod nosem czarownik, zwany przez nią Ruchaczem. Lecz wbrew temu dodał cicho.- Nie powinniśmy… tam brudno i nieprzyjemnie. Paskuda to oprawa do tak ślicznego klejnotu jak tyyyy…- jęknął cicho i zadrżał bo palce dziewczyny dotarły do jego… “opuchlizny”. - Eshte… kwiatuszku, skarbie mój… śliczny klejnociku… boczna uliczka, śmierdzi, brudna… i jeszcze jacyś bandyci… mogą sytuację wykorzystać… by nas obrabować i nie… dadzą się nam nacieszyć… sobą. Będą nam przery… - drżał ciężko i z trudem mówił, gdy elfka wodziła po zdobyczy podziwiając jej długość i rozmiar. Nie mogła się nadziwić, że cały się w niej zmieścił.- … wać. Eshte… takie figle… w bocznych uliczkach… dobre… na nocną porę są.

Był pewien.. sens w jego niechęci do figlowania w parszywej uliczce. Sens, który zdołał się przebić do rozsądku kuglarki zduszonego narkotycznymi oparami.
-A w gospodzie jest tłoczno.. duszno.. i głośno -marudziła uparcie, dobrze wiedząc czego teraz chciała. Podobała jej się ta władza nad nim, którą nagle zyskała po sięgnięciu po laskę czarownika. Podobało jej się, jak reagował na każdy ruch jej palców, jak z każdym dotykiem topniał jego opór. Nie dość, że pyłek obudził w niej okrutną kusicielkę, to jeszcze odkryła jego słabość.

-Niech krasnolud się zajmie wróżką. Poradzi sobie. A my wróćmy do wozu. Przynajmniej nie będą nam przeszkadzać.. -targowała się z nim bardzo niesprawiedliwe. Z palcami figlującymi sobie w spodniach mężusia, oraz z wargami muskającymi najpierw linię jego żuchwy, a potem zaczepiającymi kąciki ust -Chodźmy, Thaaaneekryyście..

- Dooobrzee…
- jęknął z trudem czarownik i zaczął żarliwie całować szpiczaste ucho kochanki.- Chodźmy… acz… zanim dotrze tu kra… snolud…- dyszał wprost do jej ucha, gdy jego dłonie ściskały mocno pośladki kuglarki, jakby chciały rozerwać jej suknię. -... musimy tuu… czekać… nie będzie szybciej… jak wpadniesz do środka. Zgarniesz… płaszczem wróżkę…. jak motyle siatką… - jego biodra poruszały się odruchowo i zdobycz elfki sugestywnie poruszała się między jej palcami. -... zgarniesz… ją w płaszcz… wyniesiesz… i…. wtedy wrócimy do wozu i do zabawy… co… ty… na to?

Wróżka i wróżka, ciągle tylko gadał o tej przeklętej wróżce! Czy naprawdę ta mała była w jego oczach ważniejsza od własnej żonki?! Czy nie potrafił skupić się tylko na niej?!
-Dobrze.. niech już będzie po Twojemu -syknęła elfka odczuwając zaskakującą irytację jak na Słodką Idiotkę. Widać nawet zaślepienie pożądaniem i głupotą miłości miało swoje granice.
Wyszarpnęła palce z jego spodni, a także stanowczym ruchem uwolniła swoje pośladki od łapczywych uścisków jego dłoni.

- Ale wiedz, że ta gospoda jest pełna mężczyzn, dla których to JA będę interesująca, a nie pijana wróżka. Więc nie wiem kiedy wrócę - uniosła się dumą, grożąc czarownikowi w jakże odmienny sposób niż wcześniej sama kuglarka. Choć prawda była taka, że przecież Słodka Idiotka nie chciała żadnego pijaczka, tylko tego tutaj mężczyznę. Ale co z tego, skoro on myślał tylko o wróżce.
Wygładzając pomiętoszoną sukienkę ruszyła w drogę powrotną do przybytku.

- Eshte… moja słodka… wynagrodzę ci to… w naszym woziku…- usłyszała za sobą, gdy wchodziła do karczmy. - Gdy już wróżka będzie pod kontrolą i będziemy mogli się stąd oddalić, wynagrodzę ci ten wysiłek, mój śliczny skarbie.

W samej karczmie nic się nie zmieniło. Ot, parę osób więcej figlowało pod stolikami i w ciemnych zakątkach karczmy. I więcej było pijanych i wesolutkich twarzy i… więcej spojrzeń wędrowało po kuglarce. Niemniej nieświadoma wywołanego chaosu, bardka fruwała, śpiewała i upijała się.

Elfka bez większego zainteresowania przesuwała spojrzeniem po bywalcach znajdujących się w różnych stopniach upojenia i roznegliżowana. Nie mogła się nikim zainteresować, bo przecież jej głupiutkie serce należało już do innego, jej ciało domagało się tylko dotyku tego.. tego.. niewdzięcznika! A on to chyba nawet jej nie chciał. Nie pożądał jej na tyle, aby chwycić w ramiona i zapomnieć o otaczającym ich świecie. Dla niego wróżka była ważniejsza..

Przytoczona żalem pociągnęła smętnie nosem. Zaś zatrzymując się pomiędzy stołami, nad którymi co dopiero przelatywała mała bardka, ryknęła -TRIXIE! WRACAMY DO DOMU

- Heeeej!
- wrzasnęła pijana wróżka przerywając krążenie pomiędzy stolikami. - Dobrze cię widzieć. Tak się… dziwiłam, że ciem tu nie ma. Gdzie cię zostafffiłam? I czemu? Przecież… my naaaajlepsze kumplele jesteeeśmy. I paaatrz ile maaam przyjaciół.
Podfrunęła blisko elfki, zataczając ramionami łuki i pokazując ile to ma przyjaciół… pijanych piwem i otumanionych jej pyłkiem.

-Mhm. Najlepsze -zgodziła się kuglarka. Z pewnością ta rozmowa wyglądałaby całkiem inaczej, gdyby myśli Eshte nie były omamione zdradzieckim pyłkiem. Miałaby co nieco do powiedzenia o byciu zostawianą na pastwę zagrożeń tego miasteczka.
Ale tymczasem Słodka Idiotka cierpiała z powodu zbyt mało wycałowanych ust -A najlepsze przyjaciółki sobie pomagają, co nie? Szczególnie z problemami sercowymi.

- Oooo tak… problemy sercowe to moja specjalność. Miłość to coś co uważam za ważny aspekt życia.
- odparła wróżka entuzjastycznie i równie naiwnie.

-No, ja też tak uważam! - odparła ochoczo Słodka Idiotka, po raz kolejny podkreślając wyraźną różnicę pomiędzy nią i Eshte -To wyobraź sobie co czuję, kiedy mój własny mąż nie chce zanieść mnie na rękach do wozu! Całowałam, dotykałam, a ten nic! Gadał tylko o tym, że muszę Ciebie stąd zabrać -w sfrustrowaniu wyrzuciła ręce wysoko w górę -Ale przecież Ty nie potrzebujesz ratunku! Jesteś tutaj bezpieczna, otoczona przyjaciółmi! To o co mu chodzi?!
Opuściła ręce i załamała je nad swoim losem. Potem podniosła nieco zalęknione spojrzenie na wróżkę -Czy ja zbrzydłam? A może przytyłam?

- Nie wyglądasz, żebyś zbrzydła… ale może to przez tajemniczy strój, zakrywa zbyt wiele twojego powabu.
- oceniła wróżka zamyślając się nad ubiorem elfki.- Może jak… przebierzesz się w te śliczne ciuszki swoje… albo… może masz w wozie jakiś szatki, które mu się szczególnie podobają na tobie?

-Oczywiście! W wozie po prostu byłabym naga
- parsknęła Eshte wypychając biust do przodu i opierając dłoń na swoim biodrze -Problemem jest zaciągnięcie Czarusia do domu. Dlatego musisz iść ze mną - spojrzała bardzo, bardzo poważnie na Trixie -To sprawa wagi sercowej.

- Uwielbiam… sprawy sercowe… i oczywiście pomogę ci w tej sprawie. Jestem pewna że moje ballady nakłonią jego oczy i serce i lędźwia ku tobie.
- wróżka była oczywiście chętna do pomocy przy romansach. - Prowadź szefowo!

Jej entuzjazm udzielił się kuglarce, która w podskokach skierowała się do drzwi, niczym niesiona na skrzydłach miłości. W takim stanie nawet nie wiedziała, że te skrzydła wcale nie należały do niej, a do Trixie rozsypującej wokoło swój przeklęty pyłek.
Przed otwarciem drzwi przechyliła głowę i szepnęła do niej -Może się też okazać.. że wiesz.. on po prostu lubi mieć widownię..

Wzbudziła tym jeszcze większy entuzjazm u wróżki, niepoprawnej i bezwstydnej podglądaczki.
A skoro Słodka Idiotka nie odczuwała choćby cienia wstydu, to nie miała najmniejszego problemu, aby maleńkie oczka przyglądały się ich wyuzdanym figlom. Zwyczajowo, wszystkie najgorsze myśli spadną później na Eshte.

Wyleciały razem na zewnątrz. Po zbliżeniu się do czarownika, elfka teatralnym gestem dłoni wskazała wróżkę, mówiąc przy tym z przekąsem - Proszę bardzo, oto ona. Twoja wytęskniona wróżka!

- Dobrze… to ruszajmy do obozowiska. Czas nas goni.
- jak na kogoś stęsknionego za wróżką Ruchacz nie poświęcił jej wiele uwagi siadając od razu na gryfa i czekając aż obie podążą ku niemu. Jeśli kogoś rozbierał wzrokiem to właśnie idącą ku niemu swoją żonkę.

Kuglarka zerknęła wymownie na Trixie i poruszyła ustami bezgłośnie wypowiadając jedno słowo: “wi-dow-nia”. Było to całkiem urocze, że mężuś nadal jeszcze wstydził się jej przyznać do swoich fantazji. Mogła je sama odkrywać!

Nie znając lęku przed ostrym dziobem i szponami gryfa, energicznie wspięła się na jego grzbiet, aby usadzić się wygodnie przed czarownikiem. Tym wygodniej, że idealne miejsce dla jej tyłeczka okazało się znajdować pomiędzy nogami siedzącego mężczyzny. Zatem wtuliła się w niego mocno, narażając go przy tym na oddychanie pyłkiem wróżki, od którego migotała cała czupryna włosów elfki.

Zwierzę uniosło się w powietrze z impetem zabierając ową parkę i trzymającą się ramienia Tancrista wróżkę. Czarownik ruchami ud i łydek, kierował swoją bestią, więc gdy znaleźli się wysoko, wykorzystał fakt że ręce miał wolne. I wreszcie Słodka Idiotka mogła wreszcie skorzystać z wypełniania przez mężusia “obowiązków małżeńskich”. Co prawda nie w pełnym zakresie, główny atut o który ocierała się pupą był wszak znów w opakowaniu. Ale dłonie Ruchacza były wolne i jedna bezczelnie zacisnęła się na jej piersi masując ową niewielką wypukłość przez, zbyt grube jak na obecny gust elfki, ubranie. Ledwie czuła dotyk tej dłoni. Dobrze że usta kochanka na szyi i uchu były przyjemne. Zadowalało więc to na obecną chwilę Eshte.

Jednak to druga dłoń okazała się gwiazdą tego przelotu nad miastem. Pozbawiona pasa spódnica kuglarki, nie była dużym problemem dla niej. Podciągnęła materiał i wślizgnęła się pod nią, a potem pod bieliznę. Dotknęła obszaru między udami i… artystka zadrżała zmieniając się w instrument czarnoksiężnika. Bo też harce jego palców sprawiły, że wić się zaczęła niczym piskorz, pojękiwać i drżeć czując narastającą rozkosz. Eshte nie wiedziała że tak można! Eshte nie wiedziała że to takie przyjemne! I jak się okazało, nie tylko usta i język Ruchacza, nie tylko jego opuchnięty organ miłości, ale nawet palce potrafią przynosić ekstazę.
Będzie musiała jakoś… zatrzymać dla siebie Ruchacza i wypuszczać na noc do łoża, co by jej ciało rozgrzewał takimi pieszczotami. Słodka Idiotka jak i Pani Ognia były niewątpliwie zgodne w tym, że artystka za mało korzysta z mężusia. Bo przecież noce mogły być tak intensywnie rozkoszne.

Eshte słyszała w życiu historie o zjawach, które swymi zawodzącymi jękami zwiastują śmierć w rodzinie. Prze-ra-ża-ją-ce. Dlatego gdyby ta oto słodziutka elfka miała przyjąć rolę podobnej kreatury, to dnie i noce zakłócałaby jękami swej rozkoszy, a przepowiadałaby.. cóż, własną ekstazę przyjemności. Niewiele brakowało, aby teraz przelatując nad miasteczkiem uraczyła jego mieszkańców zaśpiewem swoich jęków..

Dobrze, że kochanek tak silnie ją trzymał, bo inaczej skupiona w pełni na otrzymywanych pieszczotach, po prostu spadłaby w dół na twardy bruk. Oh, ale jakaż rozkoszna byłaby to śmierć!
Palce jednej dłoni zaciskała kurczowo na udzie Thaaneeekryyysta, a drugą ręką sięgnęła w tył i pochwyciła za jego szyję. Odchylając głowę zbliżyła do siebie ich usta, aż wbiła się w niego pocałunkami tak żarliwymi, że nie pozostawiały żadnych wątpliwości co do jej pragnień. Zresztą, Słodka Idiotka i bez tego nie była zbyt subtelna.

Czy takie figle na grzbiecie gryfa były czymś dziwnym? A gdzież tam! W jej oczach zamroczonych pyłkiem był to niezwykle romantyczno-erotyczny obraz. Jedyne co mogłoby uczynić tę sytuację cudowniejszą, to gdyby nagle nastała noc i lecieli na tle gwiaździstego nieba oraz księżyca w pełni. Ah, może następnym razem!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 31-01-2023, 01:23   #155
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Gdy jej zmysły i doznania wznosiły się nad obłoki, ona sama opadała wraz gryfem i kochankiem w kierunku rynku. Rozkosz wstrząsnęła jej ciałem pomiędzy namiętnymi pocałunkami. Dość wysoko, by nikt tego nie usłyszał. Ale wszyscy widzieli jak wylądowali i jak zarumieniona na policzkach elfka ciągnęła kochanka ku domkowi na kołach. Także… Paniunia. Och, to był miód na zbolałe serduszko artystki. Oczy arystokratki szeroko otwarte, jak i usta… jej wzburzona minka przechodząca z zaskoczenia, w oburzenie, by zakończyć na spojrzeniu pełnym nienawiści i zazdrości. Jakże ona chciałaby się znaleźć na miejscu kuglarki. I co było pewnym zaskoczeniem dla samej Eshte, odstąpienie Ruchacza innej niewieście było nie do pomyślenia dla żadnej z nich… ani Słodka Idiotka, ani Pani Ognia, ani nawet sama Eshte nie miała ochoty dzielić się swoim mężusiem z inną.

Oboje wpadli do wozu, całując się i wodząc dłońmi po swoich ciałach, by przejść do chaotycznej orgii… zdzierania ubrań. Koszule, buty, spodnie i spódnica porfunęły w górę, gdy nerwowo rozdziewali się z nich. Pozostało tylko wybrać miejsce igraszek w wozie kuglarki. Słodką Idiotkę ciągnęło ku łóżku, Pani Ognia wolała eksperymenty… i koniecznie chciała być na górze. A Eshte, chcąc nie chcąc czuła każdy pocałunek każdą pieszczotę… i choć było to wielce żenujące, czerpała przyjemność z każdego gestu czułości czarownika.

Jak dobrze, że w jakimś przebłysku trzeźwego myślenia, elfka po wpadnięciu do wozu zdołała na ślepo zamknąć za nimi drzwi i zasunąć zasuwki. Dobrze, gdyż Słodka Idiotka ( a może już Pani Ognia? ) wsparła się plecami właśnie o te drzwi, a ciągnąć za sobą mężczyznę sprawiła, że przyszpilił ją do nich swoją jakże podniecającą siłą.
Łóżko było zdecydowanie za daleko jak na jej gust i wyczerpaną cierpliwość. Na dodatek zaczynając z tego miejsca mogli potem po krótkim odpoczynku pofiglować przy stole i na jego blacie, potarzać się w wielu pozycjach na podłodze, dotrzeć w końcu do łóżka i na nie także. Tak, miała już na dzisiaj obmyślony cały plan nacieszania się bliskością czarownika. W końcu to nie tak, że mieli coś ważnego do powiedzenia Hrabiemu, prawda?

Ciekawskimi dłońmi wędrowała po torsie i ramionach Thaaneekryyysta, po tatuażach zdobiących jego skórę. Ocierała się o niego swoim gorącym ciałkiem, wywołując tym w sobie pomruki zadowolenia. Odkrywała, że jej gibkość przydawała się nie tylko do występów i uciekania przed łotrami. Ugięła jedną zgrabną nóżkę w kolanie i zadarła ją wysoko, aż oparła ją o jego biodro, otwierając się chętnie przed swoim mężusiem.

Eshte wiedziała o istnieniu książek o stronicach zapełnionych rysunkami kochanków we wszystkich możliwych pozycjach miłosnych. Wiedziała, ale nigdy takich nie tknęła nawet długim patykiem. I najwyraźniej nie potrzebowała. Instynktownie wiedziała czego chciała. Jak chciała. I gdzie chciała.

Łup, łup, łup… dobrze że zamknęła drzwi, bo by je wyważyli. Opleciona wokół kochanka czuła każde ich zderzenie, czuła przeszywającą rozkosz… i zaskakująco niewiele bólu. I kwitowała te zderzenia jękami i krzykami rozkoszy, tym bardziej ekscytującymi, że Paniunia też musiała je słyszeć i obgryzać paznokcie z zazdrości. Była to niewielka pociecha dla artystki patrzącej w dziko błyszczące oczy kochanka i z pasją oddającą jego pocałunki. Nawet jeśli to była pasja Słodkiej Idiotki, a nie samej sceptycznej artystki. Niemniej nie tylko ciało dzieliła z nieproszonymi gośćmi, także i zmysły. I po chwili znów zatonęła w ekstazie.

Jak oni w ogóle mogli cokolwiek robić, kiedy mgiełka żądzy całkowicie mieszała im w głowie… także samej Eshte utrudniając myślenie o czymkolwiek, gdy emocje uderzały w nią z siłą oceanu. Jakim cudem po wstrząsających zabawach przy drzwiach, wylądowała pupą na stoliku? Tu odrobinę “odpoczywając”, gdy trzymając za czuprynę Słodka Idiotka (albo Pani Ognia, trudno w tej chwili było ocenić ), popchnęła czarownika dół, między uda i pozwoliła mu pieścić językiem spragniony jego obszar. W nagrodę wodziła po jego plecach jedynym ocalałym fragmentem garderoby. Pończoszką nałożoną na prawą stopę i łydkę. Lewą gdzieś zgubiła.
I tak siedząc skupiła się, co prawda z trudem, na dwóch całkowicie odmiennych faktach. Po pierwsze, okno w jej wozie było otwarte, a ona siedziała naprzeciw niego. Po drugie, czy Ruchacz gdzieś w tym szale pieszczot i pocałunków nie wyszeptał jej do ucha… “kocham cię”?

Zabawnym było, jak różne podejście do tych faktów miały Słodka Idiotka i sama Eshte.
Dla sztukmistrzyni to jego wyznanie było bezwartościowe, wręcz uznałaby je za paskudną sztuczkę, dzięki której Ruchacz zdobywał sobie kolejne naiwne kobiety. Zaś dla Tej Drugiej było ono wprost wisienką na torcie tych miłosnych igraszek.
Także Eshte zatrzasnęłaby okna, po wcześniejszym walnięciu w ryj każdego obrzydliwego podglądacza. Zaś Ta Druga jeszcze niedawno próbowała zaciągnąć mężusia do uliczki i tam się z nim zabawiać, zatem nie miała w sobie wiele wstydu. Bo i czego tu się wstydzić? Ich namiętnej miłości? Cały orszak mógł tylko im zazdrościć tej pasji, która zdawała się nie mieć końca. Widać pyłek wróżki, oprócz budzenia ukrytych pragnień, również dodawał jej ofiarom nieskończonych zapasów wigoru.

Po kolejnym głośnym jęknięciu oparła stópkę o bark Thaaneeekryyysta, po czym dość władczym ruchem pchnęła go na podłogę. Zsunęła się ze stołu, aby nareszcie spełnić pragnienie Pani Ognia i dosiąść kochanka. Zapłonęła od ponownego złączenia się ich ciał. Dosłownie. Krew wrzała jej w żyłach, a wraz z nią wrzała również płynąca w nich magia. I właśnie ten nieposkromiony ogień manifestował się na nagim ciele elfki. Płomienie przemykały po jej skórze niczym zwinne węże, czupryna niesfornych włosów stanęła w ogniu.

Podskakując na kochanku bez litości dla jego i własnego ciała kuglarka płonęła niemal dosłownie żądzą. Im dłużej trwały figle tym bardziej nienasycona się robiła. Wydusiła wręcz pożądanie z kochanka i to kilka razy, samej smakując spełnienia. I ciągle jej było mało. Zniżyła się nawet do pieszczot palcami magicznej różdżki kochanka co by szybciej był gotów do spełniania jej kaprysów. I pieszczot ustami jej torsu i pocałunków jego ust. Wszystko byle ulubiona część ciała Ruchacza odzyskała swoją prężność. A potem kolejna jazda i kolejna i… w końcu sił zabrakło i jej. Osunęła się obok Tancrista, wtuliła w niego i rozkoszowała samą jego obecnością i jego czułymi pocałunkami na swojej szyi. O tak… to było przyjemne.

Rzeczywistość i związany z nią kac moralny uderzył w elfkę z pewnym opóźnieniem. W końcu uświadomiła sobie, co robili, gdzie robili i jak… ugh… czekały ją pewnie kolejne plotki. I być może nawet jakaś blada powstała dzięki wścibskiej małej podglądaczce o zbyt długim języku. I co najgorsze w tej chwili, wypalił się w niej ogień gniewu. Owszem, była nieco wściekła na Ruchacza, ale… ciało było zbyt rozleniwione niedawnymi rozkoszami, by chciało jej się robić coś więcej niż leżeć w objęciach lubieżnika. Doprawdy, sytuacja była deczko… kłopotliwa.

Jakie szczęście, że sztukmistrzyni nie planowała na dzisiaj żadnych występów. Ani na jutro. Nie miała w sobie sił na zdzielenie tego ŁAJDAKA po pysku, a co dopiero na plecenie zachwycających iluzji. Bolało ją całe ciało, wnętrze ud miała poobcierane, więc nawet nie brała pod uwagę wywijania się w akrobatycznych figurach. I jeszcze ten wstyd.. ten ogromny, OGROMNY wstyd z jakim zostawiła ją Słodka Idiotka. Przez niego chciała się zamknąć już na zawsze we własnym wozie. A przynajmniej do czasu opuszczenia tego orszaku.

Była wściekła. Była zażenowana. Brakowało jej słów, którymi mogłaby opisać targające nią uczucia. Choć tak naprawdę, to wolałaby w ogóle nie rozmawiać o tym.. co się wydarzyło. Leżąc zakryła dłońmi swoją twarz, aby odciąć się od Ruchacza, od wróżki, od nieporządku w wozie i nawet od własnego ciała, ciągle nagiego i spoconego. Może jeśli przestanie widzieć, to nagle wszystko wokół niej przestanie istnieć. Jęknęła w swoje dłonie, ale jakże odmienny był to jęk od tych wcześniej chętnie uciekających z jej ust. Ten bardziej przypominał skowyt rannego zwierzęcia.

- Tobie też już przeszło?- usłyszała cichy pomruk czarownika. Ten również się nie ruszał ograniczając się do tulenia swojej żonki i oddychania ciężko.

Eshte burknęła coś niezrozumiale we wnętrza własnych dłoni. Oczywiście, że nie zamierzał jej pozwolić zapomnieć o tym, co się właśnie wydarzyło. Nie musiała nawet na niego patrzyć, aby domyślać się jaką odczuwał satysfakcję na widok jej zakłopotania.
-Nie rozmawiamy o tym -syknęła przez zęby -Nigdy.

- Musimy… muszę jeszcze odwiedzić naszego gospodarza. Przynieść ci coś do jedzenia?
- zapytał nie przerywając tulenia kuglarki, choć przynajmniej przestał całować.

-Nie. Niczego nie chcę -odparła kuglarka szybko, choć tak po prawdzie, to miała kilka ukrytych pragnień. Jak na przykład zanurzenie się w zimnej kąpieli, żeby zmyć z siebie wszystkie wspomnienia dotyku mężusia na swym ciele. Albo kilka butelek wina, aby zapomnieć o wszystkim co sama jemu robiła. Niestety nie mogła spełnić żadnego z nich, gdyż pierwsze wymagałoby opuszczenia wozu, a drugie mogło grozić kolejną utratą kontroli nad sobą samą.

Rozpychając się łokciami uwolniła się z objęć mężczyzny i usiadła. Kolejnym jej pragnieniem było narzucenie na siebie czegokolwiek, ale wszystkie wszystkie ciuchy i koce znajdowały się poza zasięgiem jej dłoni. Obróciła się zatem tyłem do Thaaneeekryyyysta, podciągnęła kolana pod brodę i objęła nogi rękami.
-Zamknij okno przed wyjściem -mruknęła Eshte spodziewając się, że i tym razem czarownik szybko się ubierze i zostawi ją samą, pogrążoną w bardzo, bardzo ponurym nastroju.

- Mhmm...- usłyszała za sobą, poczuła na ramionach koc narzucony zapewne przez Ruchacza i okrywający jej nagość. Słyszała jak się ubiera. Potem jak coś szuka. Podał, wciskając w jej dłoń, niewielki gliniany słoiczek. Uśmiechnął się ciepło.- Na otarcia. Szybko przynosi ulgę i regeneruje ciało. Sprawdzona receptura… używałem podczas górskich wędrówek.
Znów znikł z pola widzenia i westchnął zamykając okno. - Ech… jutro moglibyśmy oboje połazić po sklepikach gnomów. Tu jest mała ich enklawa. Mogą mieć… ciekawe rzeczy. Swoją drogą… czemu nie użyłaś sztyletu wywerna, gdy spadałaś?

-Bo go ze sobą nie miałam
-odparła elfka wzruszając ramionami. Mocniej naciągnęła na siebie koc, i chociaż dokładnie zakryła swoją nagość, to nie ruszała się ze swojego miejsca i w dalszym ciągu siedziała odwrócona plecami do mężczyzny. Była zbyt wściekła, ale przede wszystkim zbyt zażenowana, aby na niego spojrzeć.
-Wybrałam się pozwiedzać miasteczko i obejrzeć co tutejsi kupcy mają do sprzedania. Nie spodziewałam się, że będę musiała uciekać po dachach -parsknęła zgryźliwie, wyobrażając sobie reakcję Marchewy na jej rozłożenie skrzydeł -To dopiero byłoby dobre. Nie dość, że byłabym w ich oczach Pierworodną, to na dodatek Pierworodną przemieniającą się w latającą bestię.

- Wybrałaś… przebrana na czarno? Wymykając się po cichu?
- zapytał czarownik podejrzliwie. - Wymknęłaś przebrana za zabójcę… takiego z ballad bardów i opowieści trubadurów? Coś mi tu pachnie pomysłami wróżki. Tak czy siak, zawsze noś sztylet ze sobą. Tak… na wszelki wypadek.
Po tych słowach w końcu wyszedł z wozu.

Wyjątkowo elfka mogła się zgodzić ze słowami mężczyzny. A przynajmniej z częścią z nich, co i tak było sporym sukcesem.
Dlaczego właściwie słuchała Trixie?! Toż gdyby wpadły w kłopoty, tak jak Eshte w tamtej uliczce, to ta mała zwyczajnie uciekłaby na tych swoich zmyślnych skrzydełkach, zostawiając ją SAMĄ. Albo co najwyżej posypałaby wszędzie swoim pyłkiem.. tylko czy to naprawdę byłoby tak dobrym rozwiązaniem? Wystarczyłby jeden mocniejszy powiew wiatru, a również elfka zostałaby zmuszona do nawdychania się tej okrutnej, okrutnej broni wróżki.

Ze stęknięciem wstała z podłogi i nieco sztywnym krokiem zbliżyła do łóżka. Odstawiła na bok gliniany słoiczek. Górskie wędrówki, akurat. Jeszcze ani razu nie widziała go wędrującego po górach, ale angażującego się w inne wyczerpujące zajęcia - już jak najbardziej. W końcu sama była ZMUSZONA brać w nich udział! Stąd też wiedziała, że czarownik nie nosił tej maści dla siebie, bo jakoś za każdym razem ( a było tych razy zdecydowanie zbyt dużo! ) to nie on, a właśnie ona kończyła z otarciami w bardzo, bardzo niekomfortowych miejscach na swoim ciele.

Ale teraz nie miała sił smarować się, skorzysta z zawartości słoiczka dopiero po zasłużonym odpoczynku. Wgramoliła się na przyjemny barłóg, a tam pozawijana w koc nakryła się jeszcze pierzynką i tak umościła się w swoim bezpiecznym leżu. Kac moralny był tak ciężki, że wciskał sztukmistrzynię w miękkie poduchy. Utonięcie w nich nie byłoby teraz złym pomysłem. A na pewno lepszym niż inny, który teraz jej chodził po głowie.

Była wściekła, była zażenowana. Zatem wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że ten gniew powinien objąć ją płomieniami, a potem pochłonąć każdy mebel i najdrobniejszy drobiazg, które były częścią jej duetu z czarownikiem. Spopielić wszystko, aby nic nie przypominało jej o tym co się wydarzyło w wozie. Chociaż nie, bo i dlaczego miałaby niszczyć swoją własność? Lepiej byłoby się ZEMŚCIĆ na rzeczach należących do tego LUBIEŻNIKA, szczególnie że on w najlepsze rozstawia je po całym jej domku, jakby był u siebie!
Jednak nawet ona, pomimo swojego wybuchowego charakteru, nie była w stanie przeżywać wszystkiego na najwyższych emocjach. Teraz, kiedy ostygła ta WYMUSZONA namiętność, kiedy uszła z jej ciała cała ta przepełniająca jej energia, Eshte została sama ze swoim zmęczeniem oraz otępieniem. Czuła się.. czuła się.. wypatroszona. Jedyny ogień o jakim teraz myślała, jaki byłaby w stanie z siebie wskrzesić, rozpalałby aromatyczne ziele ubite w fajeczce.

Ugh, cóż za powitanie zgotowało jej to przeklęte miasteczko. Najpierw uciekała przed Marchewą i jego łotrami, potem razem z czarownikiem znalazła budynek pełen trupów oraz te dwa spiskujące babsztyle, a na koniec jeszcze.. TO.
Nie była nawet do końca pewna, która z tych atrakcji była najpodlejszą z tutejszych niespodzianek. Zarówno widok i smród śmierci, jak i ta orgietka z Thaaneekryyystem, miały podobny ciężar na eshtowej wadze obrzydliwości.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 31-01-2023 o 02:39.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-02-2023, 01:54   #156
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Obudził ją czarownik, bo któż inny? Ruchacz potrząsał jej ramieniem delikatnie acz stanowczo, wyrywając ją z marzeń sennych, bardzo przyjemnych zresztą. Detale już jej się zatarły w głowie, ale śniła o tym jak jej mężuś jest związany i zdany na jej łaskę i wielu innych Eshtelëi. Niestety na jawie, nie był związany. Na szczęście goły też nie, choć… we śnie chyba był nagi? Chyba.
Dziwny sen.

- Wybacz że przerywam ci twój wypoczynek księżniczko artystek, ale przyniosłem… - tu wskazał na kosz z wiktuałami, do którego już zakradł się ciekawski lisek kuglarki. -...posiłek i wino. Trochę pieczonego mięsa i jabłek, słodkości i mocne wino.
Ugh… cóż mogła poradzić, że Ruchacz czasami bywał przydatny. Sam zapach dochodzący z kosza wzbudził w kiszkach kuglarki werble.

- I wieści. Dwie. Hrabia wysłał już ludzi by zniszczyli siedlisko ghuli, zabili strzygę nimi władającą i wyłapali każdego innego osobnika tam. Ja mam wkrótce do nich dołączyć. Oraz… - tu przerwał zamyślając się. A po chwili namysłu kontynuował dodając.- Wieczorem odbędzie turniej kuglarzy i ten kto go wygra, będzie ogłoszony królem lub królową artystów i otrzyma stosowny diadem ze złota ozdobiony “szmaragdem kuglarzy”. Zgłosiło się już kilka osób, więc… na razie powstrzymałem wróżkę przed zgłoszeniem ciebie, ale ostatecznie ty musisz jej to wyperswadować. O ile oczywiście wolisz jeszcze wypocząć.

-Wieczorem? Dzisiaj.. wieczorem?
-zapytała elfka mało przytomnie i zaspane spojrzenie zwróciła w kierunku okna. Tyle się wydarzyło od rana, że teraz była pewna, po prostu PEWNA, że już dawno nastał wieczór i zbliżała się noc! Miała nadzieję, całym swoim zmęczonym i obolałym ciałem, że się przesłyszała. Że będzie mogła się zaraz przewrócić na drugi bok i zbierać siły na jutrzejszy turniej. Bo przecież tylko ona była godna tytułu królowej artystów.

- Dzisiaj wieczorem i jutro wieczorem… wiem, że przytłoczył cię nadmiar wydarzeń, ale wieczór dopiero przed nami. Dzisiaj wystąpi kilkoro z kandydatów, reszta jutro. Bo chętnych do korony artystów było zbyt wielu, by upchnąć ich w jeden wieczór. - wyjaśnił czarownik po namyśle. - Zastanawiam się czy dołączyć do łowów na ghule, czy też sama obecność twojego krasnoludzkiego strażnika przy wozie wystarczy by ukoić twoje lęki. Czy też ja powinienem być w okolicy, żebyś poczuła się bezpiecznie.

-Aaaa.. tamtą siwą też złapali? Bo to ona miała wobec mnie własne plany
- mruknęła kuglarka tylko w niewielkiej części poświęcając uwagę rozterkom czarownika. Bo przecież co innego było teraz ważniejsze.

Jej przygnieciona zażenowaniem dusza oraz obolałe, poobcierane w dziwnych miejscach ciało, mówiły: NIE, nie bierz udziału w turnieju. Zmęczona jesteś, sił nie masz, to co Ty chcesz pokazać. I jeszcze będą Cię wytykać palcami, bo przez tyle czasu głośno rąbałaś się z Ruchaczem. Weź zamknij się w wozie, nigdzie nie wychodź.
Ale jej serce oraz smocza zachłanność krzyczały coś całkiem przeciwnego: TAK, IDŹ. Zabłyśniesz przed wszystkimi, zamkniesz im te plotkujące gęby. Pokażesz, po raz kolejny, że jesteś najlepsza i tylko Tobie należy się ten tytuł. Nadal będą Cię pokazywać palcami, ale tylko z powodu Twojego zachwycającego talentu oraz lśniącego diademu na łbie.
Te dwie kłócące się ze sobą strony skutecznie zagłuszały żołądek Eshte domagający się jedzenia.

- Zamierzam ją złapać, jeśli pójdę z nimi. Przyniosłem ci prowiant i planuję ruszyć na wyprawę do gniazda, chyba że boisz się zostać beze mnie.- odparł Thaaneeekryyst i w pierwszym odruchu elfka chciała posłać mężusia na trzy wiatry. W drugim jednak odruchu, zadrżała. Owszem był z niego lubieżnik i robiła z nimi rzeczy jakich w życiu nie planowała robić (a tym bardziej przekonywać się z nim właśnie, jak bardzo są przyjemne), z drugiej jednak… kto ją będzie bronił, gdy go nie będzie w okolicy? Dziadunio? On z pewnością tak. On i jego topór i… eeem… ktoś jeszcze? Lista obrońców kuglarki była przerażająco krótka, a czarownik był najbardziej… solidnym z tych obrońców. Nawet jeśli za bardzo zainteresowanym lubieżnymi zabawami, jak na gust Eshte. Niestety Pani Ognia z pewnością uważała to za dodatkowy plus.

-To Pan Hrabia i jego ludzie nie mogą jej złapać? Ty musisz to zrobić? - dopytywała się kuglarka wygrzebując się spod pierzynki i siadając na łóżku. Otuliła się szczelnie kocem, aby nie podsuwać Thaaneekryystowi wyuzdanych pomysłów.
Oczywiście, że po tym wszystkim co dzisiaj przeszła, czułaby się bezpieczniej w jego towarzystwie! A najbezpieczniej, gdyby strzegł jej siedząc na zewnątrz, na schodkach wozu. Bo przecież ona tutaj będzie planowała swój zwycięski występ, a to się aż prosiło o kolejne kłopoty, jeśli ten łajdak będzie się przyglądał.

Problem w tym, że usteczka Eshte nie potrafiły poprosić (!) go o zostanie razem z nią. Nawet nie była w stanie na niego patrzeć, bez tonięcia pod falami żarliwych wspomnień i.. zażenowania. Dlatego uciekała spojrzeniem za niego, w kierunku liska przeszukującego jedzenie.

- Mogą poradzić sobie beze mnie. Mają własnych magów miejskich i kapłanów. Więc jeśli uważasz, że lepiej jeślibym czuwał przy tobie, to zostanę.- odparł czarownik nie starając się za często zerkać w jej stronę.

-Eee.. -zawahała się elfka. Słowa ugrzęzły jej w gardle, a kiedy już zaczęły płynąć z jej ust, to były niczym woda uwolniona z okowów tamy. Mówiła szybko, wszystko co przychodziło jej na język -No.. ja będę planowała mój występ, ale jak chcesz to zostań. Na zewnątrz, z Dziaduniem. Ba ja muszę się zastanowić co pokażę na turnieju, dogadać muzykę z Trixie i dopracować strój. Będę zajęta. Bardzo zajęta.
Wzruszyła ramionami w próbie zamaskowania swoich nerwów -Aaa.. aaaalbo możesz iść. Jeśli chcesz. W końcu lubisz polowania, co nie? A ja raczej powinnam być tu bezpieczna. Prawda?

- Najchętniej bym tu został i miał oko na wszystko. Trixie nie zna umiaru i ma szalone pomysły. Nie chcę by wpakowała nas w kolejne kłopoty.
- mężczyzna zerknął na kuglarkę ukrytą pod kocem i odruchowo naciągającą go na głowę, by ukryć czerwieniące się uszy i policzki. Wspomnienia bowiem wróciły intensywną falą i przypomniały.. jak może być przyjemnie we dwoje. Ugh… Ruchacz musiał ją jakoś zarazić swoją lubieżnością, albo… jej domek znów wymaga porządnego wietrzenia.

-To zostań, ale.. ale musisz wyjść. Może rozejrzyj się za Trixieeee.. - Eshte zająknęła się od czystej głupoty tego pomysłu. Co sobie w ogóle myślała?! Przecież tym razem on zostanie obsypany pyłkiem i co wtedy elfka zrobi? No na pewno będzie się broniła, bardziej niż on. Bo on wcale się nie sprzeciwiał zapędom Słodkiej Idiotki.
Uh.. to nie był odpowiedni kierunek dla jej myśli. Może i to co zrobiła z Ruchaczem nie odebrało jej wszystkich sił, ale z całą pewnością tymczasowo pozbawiło ciętego języczka. Dlatego zamiast się wściec i po prostu wygonić go z wozu, biedna kuglareczka tylko uporczywie wpatrywała się w swoje uda ukryte pod kocem - Eee.. może lepiej nie. Ona bardzo dobrze radzi sobie sama, nawet pijana..

- W tej chwili dręczy naszego brodatego strażnika. Mimochodem wspomniałem, że brał udział w zabiciu smoka.Teraz wyciąga z niego szczegóły tej misji, by napisać o niej balladę. A przynajmniej próbuje zdobyć jakieś informacje wypytując go.
- wyjaśnił czarownik zabierając się za jedzenie z JEJ koszyka. - A ja cię opuszczę, jak tylko się posilę.

Drażnił Eshte ten jego spokój i nonszalancja. Czy naprawdę nie odczuwał choćby krztyny wstydu po tym co jej zrobił?! Ona co chwilę musiała się otrząsać z kolejnych lubieżnych wspomnień, nie tylko w postaci obrazów w jej myślach, ale także.. jego ciągle wyraźnego dotyku na jej skórze. A on był niewzruszony! Elfce przychodziło do głowy tylko jedno wytłumaczenie. Czarownik po prostu był przyzwyczajony do zamkowych orgietek, więc jeden taki wybuch namiętności nie robił na nim żadnego wrażenia. Co za.. obrzydliwy.. łajdak..

Na widok jedzącego Thaaneeekryyysta jej żołądek zaczął mocniej się skręcać i jeszcze głośniej wołać o zaspokojenie głodu. Ale Eshte uparcie go ignorowała. Zsunęła koc z głowy i nadal zasłaniając swe nagie ciało, poprawiła się nieco na łóżku.
-Jak myślisz.. -zaczęła mówić, aby przerwać tę ciszę, niezręczną w jej odczuciu. Kuglarka nie lubiła ciszy -W jaki sposób zareaguje szlachciurstwo, jeśli w trakcie występu przemienię się w gadzinę? Rzucą się za mną na polowanie?

- Uznają za wyrafinowaną iluzję.
- zamyślił Tancrist i dodał wzruszając ramionami. - Dopóki będzie to wyglądało na część przedstawienia, to nikt nie będzie panikował.

-To może w końcu wykorzystam do czegoś ten sztylet..
-zadumała się elfka drapiąc się po głowie. Było to dość zadziwiające, ale jej czupryna sprawiała wrażenie jeszcze bardziej rozczochranej niż zwykle po przebudzeniu. Zupełnie jakby.. całkiem niedawno ktoś kierowany namiętnym szaleństwem chwytał ją za włosy, aby nie pozwolić jej uciec od pocałunków.
- A co to za “szmaragd” kuglarzy? -zapytała starając się korzystać z okazji, żeby skupić się na tym co najważniejsze - Cenny jest? Ładnie błyszczy?

- Nie jest szczególnie cenny i wczoraj jeszcze zapewne nie miał imienia. Ale teraz ma. I jest ładny. Konia za niego kupisz, kamienicy już nie.
- stwierdził Tancrist i zamruczał pod nosem. Następnie wykonał gest dłonią i… na jego dłoni pojawił się srebrny diadem z ornamentem liści.




I szmaragdem pośrodku. Niezbyt dużym.
- Czy ładnie się błyszczy… sama oceń. - odparł Ruchacz przyglądając się błyszczącemu diademowi na swojej dłoni. Prawie na wyciągnięcie ręki elfki. Prawie… musiałaby wyjść z łóżka, by go dosięgnąć.

-Dobrze wiem, że to tylko Twoja sztuczka i ten diadem zaraz zniknie -syknęła Eshte bojowo, w stworzonym przez niego świecidełku dopatrując się pułapki. Mimo to diadem błyszczał ładnie w jej oczach, kiedy wyciągając szyję próbowała mu się przyjrzeć z bezpiecznej odległości.
-Wygląda bardzo delikatnie, bardzo.. krucho. Po Twoim rodzaju spodziewałam się czegoś cięższego i z kamieniem wielkości przynajmniej pięści, a nie takiego.. takiego.. -chwilę poszukiwała odpowiedniego słowa, ale w końcu poprzestała na tym, które pierwsze przyszło jej do głowy -Trochę jakby.. elfiego?

- Oczywiście że zniknie, gdy przestanę podtrzymywać jego istnienie swoją wolą.
- potwierdził czarownik i przyjrzał mu się.- W mieście są elfy, możliwe że to robota jednego z ich rzemieślników. Nie waży za dużo. Delikatny nie jest, choć jak się uprzesz to możesz go wygiąć dłońmi. Klejnot też nie jest imponujących rozmiarów.
Po chwili rzucił go kuglarce na koc - Przymierz, będzie jeszcze chwilę materialny nim pozwolę mu się obrócić w nicość.

Eshte zerknęła podejrzliwie na mężczyznę, jednak ciężar świecidełka, nawet jeśli ledwo odczuwalny, był zbyt słodki, aby mogła go zignorować. Ostrożnie ujęła w dłonie diadem, obawiając się że jednak będzie zbyt łatwy do wygięcia i połamania. Ale nie, twór czarownika okazał się wytrzymały, pomimo filigranowego wyglądu. I z bliska błyszczał jeszcze piękniej.

Elfka przerzuciła sobie przez ramię jeden kraniec koca, owijając się nim jak dużą chustą. Tak przygotowana stanęła bosymi stópkami na podłodze, po czym nieco sztywno stawiając nogi, bo ciągle miała poobcierane wnętrza ud, powędrowała do lustra stojącego w kącie. Tam, na widok swojego sponiewieranego odbicia, przeczesała palcami włosy, aby zrobić wśród nich miejsce na diadem. Dopiero wtedy umieściła go na swojej głowie, zdecydowanie bardziej przyzwyczajonej do kapeluszy. Ale to świecidełko też pasowało. Oczywiście, że tak. WSZYSTKIE błyskotki do niej pasowały.

-Królowa Eshtelëa -na głos sprawdziła brzmienie tego tytułu, który zamierzała dołączyć do swojej kolekcji. Też pasował.

 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-02-2023, 02:03   #157
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
- Królowa… czyli pewnie masz króla? -rzekł żartobliwie czarownik, a elfka odruchowo skupiła spojrzenie na odbiciu maga w lustrze. Maga tuż za nią. O spojrzeniu gorejącym jak płomienie i omiatającym ją. Od razu zrobiło się tak dziwnie ciepło w podbrzuszu. Od razu wróciły wspomnienia, kiedy królowała nad nim… kiedy klęczał… kiedy…
Podobało jej się to spojrzenie, podobał jej się ten żar. Podobało się jej, gdy tak na nią patrzył. Odruchowo przygryzła wargę, myśląc czy by nie rozpalić mocniej tego ognia w jego spojrzeniu, myśląc czy trochę nie zsunąć kocyka z ramion.

Potrząsnęła głową nerwowo dziwiąc się tym… myślom. Nie pasowały do niej, nie pasowały do tej sytuacji. Przecież nie tak dawno bezcześcili lubieżnością cały powóz, jak mogła myśleć by znów… I jakoś nie mogła tych myśli przypisać Pani Ognia. To musiał być pyłek wróżki. Oby to był…

- Wyglądasz uroczo… bardziej jak młoda księżniczka, niż królowa.- ocenił ten łajdak wywołując kolejne rumieńce na twarzy i czerwieniące się uszy. Ugh… lubiła takie… komplementy w jego ustach…

- Mam pytanie… osobiste dosyć. Jeśli to drażliwy temat, to… nie musisz odpowiadać.- zadumał się czarownik i rzekł. - Kim byli twoi rodzice?
Uff… drażliwy czy nie, był to inny temat, pozwalający zapomnieć o dziwnym mrowieniu między udami, o żarze budzącym się leniwie w podbrzuszu i tych natrętnych myślach o samym Ruchaczu.

Chwilę zajęło sztukmistrzyni uspokojenie opętańczo bijącego serca oraz uciszenie krwi szumiącej głośno w jej uszach. Tylko ten ogień rozpalający jej policzki.. jak tak dalej pójdzie, to już na zawsze zostanie jej na policzkach i będzie budzić zazdrość w wysoko urodzonych panienkach. Słyszała, że miały one w zwyczaju używać własnej krwi do rumienienia swoich twarzyczek. Widać mało który szlachcic potrafił budzić w nich takie.. myśli naturalnie czerwieniące policzki.

-Eee.. pewnie elfami -stwierdziła Eshte wzruszając ramionami. Bynajmniej nie był to dla niej drażliwy temat, a co najwyżej.. obojętny. Nigdy nie weszła w etap poszukiwań własnych rodziców, oni najwyraźniej też się nią nie zainteresowali. A to, w jej mniemaniu, było tylko ich stratą.
-Dlaczego pytasz? Myślisz, że mogę być jakąś zaginioną księżniczką..? - przeglądając się w lustrze poprawiała diadem na głowie. Odnosiła wrażenie.. że jakoś tak.. wygląda w nim bardziej.. elfio niż na co dzień - Nie jest to niemożliwe.

- Nie ma elfich księżniczek, bo nie ma elfich księstw, królestw. A przynajmniej o żadnym z nich nie słyszałem. Po prostu… z takim potencjałem magicznym i naturalnym talentem do czarów nie możesz być pospolitą elfką o rozwodnionej krwi. Raczej… córką? Wnuczką… jakiegoś Pierworodnego lub Pierworodnej. Blisko z jakimś spokrewnioną, to niemal pewne.
- rozważał głośno Ruchacz, a jego spojrzenie nie dawało łatwo ukoić płomienia we krwi kuglarki. Dlaczego właśnie on kusił ją tak bardzo? Ze wszystkich mężczyzn… dlaczego właśnie ten łajdak potrafił budzić w niej tak wiele silnych emocji?
Dlaczego nie korzystamy co noc z jego magicznego berła między udami?”- wtrąciła złośliwie Pani Ognia chichocząc lubieżnie.

Dobrze, że elfka wczepiła diadem mocno pomiędzy swoje gęste włosy, bo tak gwałtownie potrząsnęła głową wyrzucając z niej te podszepty, że świecidełko z łatwością przeleciałoby przez cały wóz. To dopiero byłby sposób na sprawdzenie jego wytrzymałości.

Stawiając jeden krok w boku zasłoniła sobą mężczyznę dotąd odbijającego się w tafli lustra.
-Jako dzieciak zawsze słyszałam opowieść o tym, jak to mojemu Papie marzyła się tresowana gadzina, za której oglądanie ludzie płaciliby krocie, więc którejś nocy udało mu się kupić smocze jajo - takie wspomnienia obudziły w Eshte ciepło jakże innego rodzaju. Łagodne, nieco melancholijne. Ciepło, które sięgnęło także jej oczu -Zgodnie z zaleceniami po trochu kładł je w ognisku, a po trochu dawał gęsi do wysiedzenia. Ale kiedy już przyszła odpowiednia pora, to ja się wyklułam z jaja zamiast smoczątka. I podobno zrobiłam to ze strasznym wrzaskiem!
Choć całkiem nieprawdopodobna, jak każda bajeczka opowiadana dzieciom, ta opowiastka przyprawiła elfkę o głośne parsknięcie śmiechem - Powtarzano mi, że to od ogniska zdobyłam mój talent magiczny, a od gęsi.. złośliwy charakter.

- Wątpię żebyś się wykluła z jajka, ale jeśli już, to po gęsi odziedziczyłaś także krągły kuperek.
- zaśmiał się czarownik i dodał ponuro. - Wielu wędrownym cyrkom się marzy jakaś magiczna bestia do pokazywania. Zgubne to ambicje, bo zwykle prędzej czy później się taka bestyja wyrwie spod kontroli, a wtedy… płacz i zgrzytanie zębów.

Eshte zmęłła w ustach słowa cisnące jej się na język. Co prawda w jej dawnym życiu zabrakło rozszalałej gadziny zerwanej z łańcucha, a jednak los nie oszczędził jej domu przed płaczem i zgrzytaniem zębów. Głównie JEJ płaczem i JEJ zgrzytaniem zębów.
Ale i tak już zbyt wiele powiedziała o sobie temu łajdakowi.
- Wolałabym rzeczywiście wykluć się z jaja niż być spokrewnioną z kimś podobnym do tego Gównojada. Sama myśl, że miałabym się urodzić w niewolniczym haremie jakiegoś Pierworodnego, jest.. -kuglarka wzdrygnęła się mocno z całej tej silnej niechęci - Może moi rodzice byli bardzo zdolnymi magicznie elfami i obdarowali mnie tym talentem. Albo po prostu - pochylając się do lustra zagarnęła niesforny kosmyk włosów za ucho, a następnie smukłymi palcami pstryknęła w zielone oczko diademu - jestem wyjątkowa i tylko sobie zawdzięczam wszystko co potrafię.

- Wyjątkowość nie pojawia się z powietrza. Zawsze wynika z czegoś. -
odparł czarownik i dodał po chwili mlaskania, co przypomniało elfce o pustym brzuchu.- Więc… jesteś… znajdą? To może świadczyć o miłości twoich rodziców, którzy… oddalili ciebie, byś się znalazła poza zasięgiem wpływu Pierworodnego od którego się wywodzisz. Bo każdy elf wywodzi się od jakiegoś Pierworodnego lub Pierworodnej, choć z czasem to pochodzenie jest coraz bardziej rozwodnione. Ledwie zauważalne u tych których nazywają pół i ćwierćelfami.

-Sporo wiesz o Pierworodnych..
-mruknęła Eshte nieco podejrzliwie. A w następnej chwili zapomniała się. Bardzo.
Tak mocno skupiła się na oglądaniu swojego odbicia z diademem na głowie oraz na samej rozmowie z czarownikiem, że nieopatrznie poczuła się.. swobodniej, pomimo zagrożenia czającego się za jej plecami. W tej lekkomyślności obróciła się na pięcie i skrzyżowała ręce na piersiach ukrytych pod warstwami koca.
-Skąd ta ciekawość? -przekrzywiła pytająco głowę - Są jakąś Twoją fascynacją czy coś?

- Sporo wiem o wielu rzeczach: magii, walce, górach, przetrwaniu w górach…
- zaczął wyliczać szlachcic zerkając na kuglarkę.- Manierach, tańcach, ubraniach, florze i faunie. I na niewiastach też, na tobie… wnioskuję że pod kocykiem nie masz zbyt wiele, jeśli cokolwiek?

Tyle wystarczyło, aby na Eshte wylało się całe wiadro, cała BECZKA, wspomnień z ich niedawnych tańców, które niewiele wspólnego miały z dworskimi manierami.
Jego dłonie.. wędrujące, pieszczące, chwytające i ugniatające ją w sposób świadczący o znawstwie sekretów kobiecego ciała. Sekretów, o których sama elfka dotąd nie miała pojęcia. Jego usta na jej ustach, na jej skórze, na jej.. uh..
A ona taka rozpalona, taka.. chętna. Ciągle nienasycona, ciągle spragniona jego bliskości. Tylko więcej i więcej. Sama sobie brała przyjemność. I czy.. czy przypadkiem w trakcie tych namiętnych zrywów nie wołała jego imienia swoimi soczystymi jękami?

Twarz sztukmistrzyni nabrała barwy soczystego pomidorka. Ten rumieniec objął także jej uszy i spłynął niżej, po szyi i pod koc, pod którym rzeczywiście niczego na sobie nie miała. -Nicomnieniewiesz! -warknęła nerwowo, jednocześnie próbując otulić się kocem jeszcze ciaśniej - Wiesz co? Lepiej skupiaj się na Pierworodnych, może ta wiedza przynajmniej do czegoś się przyda, kiedy znowu któregoś spotkamy.

- A ty niechętnie dzielisz się wiedzą o sobie. Nic dziwnego, że tak mało o tobie wiem. Nic dziwnego, że jestem tak ciekawy.
- odparł czarownik nie przejmując się jej wybuchem i przyglądając się jej z dużym zainteresowaniem i szerokim uśmiechem na twarzy. Jakby cały ten kocy otulający kuglarkę nie był przeszkodą dla jego spojrzenia.
Po chwili jednak jego uśmiech znikł i rzekł poważniej.- Miałem… nadzieję, że jednak nie jesteś aż tak interesująca dla Pierworodnego. Że wystarczy zetrzeć tatuaż i całkiem o tobie zapomni. Teraz jednak…- westchnął smętnie. -... będziesz musiała być ostrożna i czujna. On nadal może szukać ciebie, nie poprzez znak na twoim ciele, ale… poprzez magię i szpiegów. Nie będziesz co prawda dla niego kimś ważnym, ale nie zapomni całkiem o tobie.

-Chcesz powiedzieć, że temu Gównojadowi nie wystarczy chęć zrobienia ze mnie matki jego dzieci i jednoczesne pragnienie zemszczenia się za przypalenie jego twarzyczki? Teraz jeszcze interesuje się mną, bo mogę być dzieckiem jego pobratymca?
-dopytywała się kuglarka niezbyt podzielając ponury nastrój swojego mężusia. Być może powodem było to, że w tym momencie to nie Pierworodny, a samo spojrzenie czarownika zmieniało jej myśli w jeden wielki bezład -To jakoś niewiele zmienia, co nie? Nadal jest mną zainteresowany.. w taki czy inny sposób.

- Szczerze mówiąc liczyłem na to, że nie uzna cię za dość ważną by wkładać wysiłek w odnalezienie cię. Niestety, wygląda na to że…
- westchnął Ruchacz i uśmiechnął się do elfki.- Ale nie martw się. Nie dam mu cię porwać.
Akurat teraz kuglarka nie martwiła się będąc rozkojarzona sytuacją. Tymczasem czarownik wstał i rzekł - Na razie zjedz, wypocznij, przygotuj występ. Później, jak już uporam się z tatuażem, nauczę cię może paru sztuczek co być nie była łatwym celem dla bandytów.

-Potrafię sobie radzić z bandytami. Przecież mnie nie złapali, prawda? A później może pójdę popatrzeć na moją konkurencję. Czy.. eee.. - przerwała, bo echo Słodkiej Idiotki podsuwało jej własne pytanie do zadania mężczyźnie: “Czy chcesz ze mną pójść?“.
Czy pójdzie ją chronić przed bandytami, a przede wszystkim również przed paskudnymi plotkami i pogardliwymi spojrzeniami? Czy pójdzie z nią, aby pokazać wszystkim jakim to są szczęśliwym małżeństwem, aby całe szlachciurstwo im zazdrościło?

O nie, nic takiego nie miało szansy zostać przepuszczonym przez usta sztukmistrzyni. A przynajmniej nie bez pyłku wróżki mieszającego w jej myślach. W kolejnej próbie przyjęcia pozy stanowczości, Eshte raz jeszcze skrzyżowała ręce na piersiach i odchrząknęła głośno - Czy możesz wspomnieć o tym Dziaduniowi? Tym razem nie ruszam się nigdzie bez towarzystwa jego topora.

- Wspomnę. I dobrze że zaczęłaś swoje bezpieczeństwo traktować poważnie.
- odparł czarownik uśmiechając się tak jakoś… czule. Co sprawiło, że kuglarka poczuła się dziwnie, jakby motyle tańcowały w jej brzuchu. I było to dziwnie miłe uczucie. Mężczyzna wstał i rzekł.- Posil się porządnie… trochę się dzisiaj wysiliłaś.

I kolejny wysiłek czeka nas w nocy, skoro już wiemy jak wykorzystać atrybuty mężusia”.- wymruczała Pani Ognia w głowie elfki, gdy ta mimowolnie wędrowała spojrzeniem po sylwetce wychodzącego “męża”.
Nie mając sił na skomponowanie jakiegoś bardziej fantazyjnego przekleństwa, Eshte poprzestała tylko na ostrym warknięciu wypowiedzianym do pozornie pustego wnętrza wozu -Weź się zamknij.

I zaczęła tęsknić. NIE, nie za tym łajdakiem! Za błyszczącym diademem, który zniknął z jej głowy wraz z wyjściem czarownika.
Z westchnieniem zaczęła odwracać się od lustra, lecz.. lecz własne odbicie widoczne w kąciku oka, skutecznie powstrzymało ją w miejscu. Przesunęła po sobie spojrzeniem i najwyraźniej własny widok ją zainspirował, bowiem w jednej chwili jej twarz skupiła się w zamyśleniu. Pośpiesznie podskoczyła od jednego okienka do kolejnego, dokładnie zasłaniając każde z nich. Następnie zasunęła zamki w drzwiach. Potem dwa razy sprawdziła, czy na pewno je porządnie zasunęła. Dopiero wtedy skierowała swoje bose kroki z powrotem do lustra.

Jeszcze przez chwilę przypatrywała się swojemu odbiciu, przygryzając przy tym wargę w wyrazie jakiegoś wewnętrznego konfliktu. W końcu powoli, z wyraźnym wahaniem rozchyliła poły koca, odsłaniając dotąd ukryte pod nim ciało. NAGIE ciało.
Nie to, żeby sztukmistrzyni Meryel była jakaś przesadnie wstydliwa czy pruderyjna. Ona po prostu miała ze swoim ciałem relację czysto.. profesjonalną. Było dla niej narzędziem, dzięki któremu mogła zachwycać świat swoją kuglarską sztuką. A w tej nie było miejsca na podsuwanie widzom cycków wypływających z dekoltu, ani na tańce w kusych lub mocno prześwitujących fatałaszkach. Rolą jej kreacji jest przyciągając spojrzenia, ale jednocześnie być praktycznymi. Jej ciało też ma być praktyczne. Z tego powodu raczej nie miała w zwyczaju patrzeć na nie pod kątem.. atrakcyjności. Przyglądała mu się w lustrze tylko przed przygotowaniami do występów, aby ocenić kolejne przyodziewki poskładane z barwnych ubrań i pstrokatych dodatków. Na pewno, NA PEWNO, nie zdarzało jej się wpatrywać w swoje nagie odbicie!

Cóż, aż do teraz.
Teraz próbowała dostrzec w swoim ciele to, co wywołało taki ogień w oczach jej “mężusia”.






Miała nogi, dwie nawet.
Uda takie nie za okrągłe, ale wytrenowane, więc jędrne.
Wyraźnie zaznaczone biodra, ale nie z tych stworzonych do rodzenia całej gromady dzieci.
Brzuch, oczywiście że płaski, z lekko zarysowanymi mięśniami.
No i cycki, na nie akurat zwracała uwagę. Nie miała innego wyboru, bo były po prostu.. niepraktyczne w jej sztuce. Wprawdzie nie dorównywały wielkością jakimś egzotycznym owocom, ale mimo to były na tyle duże, że zwyczajnie przeszkadzały. Najgorzej było w trakcie dorastania elfki. Za dzieciaka mogła się wyginać we wszystkie strony i z łatwością kręcić obręczami, a potem nagle cycki zaczęły jej rosnąć i z każdym dniem coraz bardziej utrudniały wykonywanie akrobacji. Musiała się przyzwyczaić do tych krągłych przeszkód, choć przez długi czas po prostu obowiązywała się ciasno, aby nie zaczepiać o nie obręczami. Zresztą, czasem nadal zdarzało jej się sięgać po takie rozwiązanie.

Ale przynajmniej jej cycki podobały się Thaaneekryyystowi.. nie żeby to miało jakiekolwiek znaczenie! Chętnie je dotykał, ściskał, pieścił palcami i.. uh, i ustami też. Tak właściwie to sprawiał wrażenie, jakby całe jej ciało mu się podobało, i to pomimo pajęczyn poparzeniowych blizn, które przecież tak skrupulatnie ukrywała pod ubraniami i fałszywymi tatuażami. Były zwyczajnie brzydkie w jej oczach i obawiała się nie tyle tego, że będą obrzydzały widowni patrzenie na jej występy, ale że będą odciągały ich spojrzenia od jej sztuki. Że będą się im przyglądali z fascynacją podobną do tej, jaką budziły kobiety z brodą i karły w sukienkach w wędrownych cyrkach.
Czarownik już kilka razy, WBREW JEJ WOLI I KU WIELKIEMU JEJ NIEZADOWOLENIU, widział ją nago i nie sprawiał wrażenia, jak gdyby nagle zobaczył w niej pokaleczone straszydło. Ani razu nie dostrzegła w jego oczach obrzydzenia.. A SZKODA, bo może wtedy przestałby korzystać z każdej okazji do zmacania jej!

Eh, zainteresowanie ze strony mężczyzn nie było dla niej niczym obcym. Tyle, że zwykle zaczynało się ono na zostaniu klepniętą po zadku, a kończyło się jej piąstką na gębie lubieżnika. No, czasem kończyło się dopiero na ucieczce elfki przed nim i jego kompanami. Nieraz to zainteresowanie było podsycane pijaństwem, ale nigdy nie było tak.. tak.. intensywne. Ani tak okropnie kłopotliwe.

Świadomość tego co robi oraz co gorsza, tego o czymś myśli, w jednej chwili gwałtownie uderzyła w Eshte, niczym wiadro lodowatej wody wylane na jej durnowaty łeb. Wściekle zawinęła się w koc.

Co za głupota!
Sama mu powiedziała, że nigdy, NIGDY nie będą rozmawiać o tym co się wydarzyło, dlaczego więc teraz na tak długo zatonęła w takich bzdurnych rozmyślaniach?! Przecież nie jest jednym z tych, TFU, myślicieli, co to całymi dniami chodzą ubrani w prześcieradła, albo przesiadują w łaźniach i rozmawiają z własnymi myślami. A tutaj to nawet nie miała czego roztrząsać. Thaaneeekryyyyst jest parszywym lubieżnikiem i nawet gdyby elfka była tłusta, brzydka, jakaś powykrzywiana oraz cała upstrzona ropiejącymi pryszczami, to i tak nie mógłby jej się oprzeć. Bo nadal miałaby dwie nogi, tyłek i cycki, wszystko czego taki bezwstydnik potrzebuje do zaspokojenia swego apetytu.

Miała do wygrania koronę oraz królewski tytuł, a zamiast przygotowywać się do turnieju, ona gapiła się w swoje odbicie i rozmyślała o bezużytecznym czarowniku. A przecież przez ten czas, który tak skutecznie zmarnowała, mogłaby obmyślić już ze dwa całkiem oryginalne występy. DWA! To o dwa więcej niż miała teraz!
Potrzebowała prawdziwe wiadro z prawdziwie lodowatą wodą. Porządnie się nim otrzeźwi, wykurzy z głowy te wszystkie głupie myśli i w końcu skupi się na tym co najważniejsze - na byciu zachwycającą. Ale najpierw coś zje, o ile żarłoczny mężczyzna cokolwiek dla niej zostawił. Nie, nie, najpierw coś na siebie założy, choćby.. bieliznę.

Rzuciła swojemu odbiciu spojrzenie pełne wyrzutu oraz rozczarowania.
Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré była bardzo, bardzo zawiedziona swoim zachowaniem.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-02-2023, 19:03   #158
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Minęło nieco czasu i dużo przymierzania nim zawstydzona i zamaskowana szerokim kapeluszem elfka odważyła się wychylić nosa ze swojego wozu. Na jej ramieniu siedziało moralne wsparcie kuglarki, w postaci trajkoczącej wróżki. Szeroki kapelusz i duży płaszcz miał dać Eshte iluzję anonimowości, lecz była to nadaremna próba. Artystka przyciągała spojrzenia i słyszała szepty rozmów na swój temat, gdy szła pomiędzy rosnącym tłumkiem zaciekawionych przedstawieniem mieszkańców.
Niewątpliwie jej głośny wybuch namiętności nie uszedł uwadze świty hrabiego, ale… niewiele było spojrzeń potępiających. Nie padały w kierunku Eshte żadne wyzwiska i niewiasty często zerkały na kuglarkę z kiepsko maskowaną zazdrością.

Artystka szybko zorientowała się czemu… wszak może i figlowała głośno i bezwstydnie. To jednak zabawiła się we własnym domku i to z własnym mężem. Nie uczyniła więc nic godnego potępienia, co najwyżej wykazała się nadmiernym entuzjazmem przy spełnianiu obowiązków małżeńskich. I tego jej zazdrościły te wszystkie matrony. Z pewnością wiele z nich chciałoby być na miejscu kuglarki. I przeżywać to co ona przeżywała.
Cóż… fakt, że choć wstydem napawał ją czyn jaki popełniła z Ruchaczem, to te zazdrosne miny i spojrzenia łagodziły deczko ból. Może i nie lubiła figlowania w łóżku, ale okazała się w tym niezwykle utalentowana. Co też nie było niczym niezwykłym. Wszystko za co Eshte brała się, kończyło się olśniewającym sukcesem. Nawet jeśli wspomnienie tych “sukcesów” budziło w niej obrzydzenie, między innymi.


- Przepiękne Damy, Szlachetni Rycerze
Urocza Publiczności tutaj zgromadzona
Przerwijcie na moment wieczorne wieczerze
By posłyszeć jak trollowa horda została usieczona.
Zdarzyło się to niedawno…-
ugh, Esthe znała ten głos, znała te oblicze, znała ten blond czuprynka. To był ten wierszokleta Ves…Vess…puco? Marceli Vespuco? No dobra, nie zapamiętała jego imienia, ale pamiętała jego podlizywanie się i to, że był i jest pewnie szpiclem Paniuni. I otwierał ten konkurs swoim nowym wierszem. “Na pohybel trollom i banitom”. Wierszem który opisywał niesławną napaść trolli na obóz hrabiego i wydarzenia które się tam zdarzyły. Tak jak on to zapamiętał. Zapewne siedząc w beczce po ogórkach i nasłuchując, bo kuglarka inaczej zapamiętała to zajście. Przede wszystkim trolle chyba nie chciały porwać córki gospodarza tych ziem. Której opis cnót i urody zajmował wiele strof i był wręcz językowym płaszczeniem się u stóp Paniuni. Elfka też nie przypominała sobie dramatycznej szarży rycerzy na koniach… tylko chaos i uciekanie. Ci nieliczni, którzy stawili czoło trollom jak choćby podopieczny elfiej kapłanki, walczyli spieszeni.
Ogólnie cały ten poemat niewiele miał wspólnego z prawdą.Najważniejsze jednak było to, że choć Henrietta była w nim ratowana z łap jadowitej gadziny, to żadna strofa nie sugerowała że ta gadzina miała elfie uszy… więc to akurat można mu było puścić płazem.Ów potwór miał być jadowitym olbrzymim trollem, a zbawcą Paniuni, sam poeta właśnie.
Publiczności się ten poemat chyba podobał, poza Trixie. Wróżka usadowiona wygodnie na ramieniu kuglarki naburmuszyłą się i dodała gniewnie.- Co za gniot, co za potwarz. Zobaczysz, ja napiszę prawdę i jutro ją wyśpiewam. Całą prawdę.
Taaaa… znając skłonności wróżki do przesady, równie poprzekręcaną jak kłamstwa tego poety, tylko w inną stronę.
- Czyżbyś.. planowała własny występ, Trixie? Zamierzasz zgarnąć diadem tylko dla siebie? -zapytała Eshte spod szerokiego ronda kapelusza, który w jej mniemaniu miał ukrywać ją przed spojrzeniami plotkarzy. Przekorny uśmieszek łagodził podejrzliwą nutę w jej głosie. - Nie wiedziałam, że przygarnęłam sobie konkurencję.
Od niechcenia przyklasnęła. Raz tylko. Nie tyle w podziwie dla wątpliwego utworu, co w podzięce, że.. skończył. Już raz zaprezentował jej swoją sztukę, więc wiedziała czego się spodziewać. Możliwe, że jedyna poezja na jakiej kuglarka się znała i jaką potrafiła docenić, była wyśpiewywana po pijaku i głównie opowiadała rubaszne historie. A możliwe, że po prostu ten tutaj mężczyzna miał w sobie tyle samo talentu do rymów, co i do szpiegowania.
Czyli niewiele.

Wróżka nie zdążyła odpowiedzieć, a może nawet zapomniała o pytaniu. Bowiem kolejny uczestnik zajął miejsce na środku placu i czekał, aż cztery żeliwne koksowniki zostaną ustawione w wyznaczonych przez niego miejscach i podpalone.Był to wysoki mężczyzna z długimi kasztanowymi włosami. Ubierał się jak elf, w długie szaty zdobione w ich stylu i przepasywał się szarfami. Jeśli jednak płynęła w nim elfia krew, to doprawdy cieniutkim strumyczkiem. Pomocnicy się cofnęli i mężczyzna machnął dłońmi. Ogień wystrzelił z koksowników w postaci olbrzymich kolumn ognia, a potem płomienie otoczyły mężczyznę niczym dzieci gromadzące się wokół ojca. Włoski na karku elfki uniosły się lekko ze strachu, gdyż jak na jej gust było tu za dużo ognia będącego poza jej kontrolą. Jeden błąd ze strony rzeźbiarza płomieni i biedna kuglarka mogła znów zostać przez nie pochłonięta, jak… niegdyś.
Bo ten mężczyzna był rzeźbiarzem płomieni. Za pomocą swojej magii używał ognia jak gliny, tworząc z nich smoki, rycerzy, zamki. Nie tylko popisywał się swoim talentem do kontroli na tym żywiołem, ale też używał go do opowiedzenia ruchomymi obrazami historii krucjaty przeciw straszliwemu smokowi. Widzowie oglądali więc dramatyczne inscenizacje ze wszystkimi brutalnymi detalami… i byli zachwyceni. Trixie również. I dlatego spytała.
- Ty też tak potrafisz?
Szczera odpowiedź na to pytanie była trudna. Kuglarka używała tego żywiołu, ale taka kontrola nad ogniem była deczko poza jej możliwościami. Może Pani Ognia by mogła, ale ona z kolei nie miała cierpliwości do finezji i detali… a taki poziom manipulacji żywiołem wymagał samokontroli na którą Panią Ognia nie stać.
Kuglarka za to bez problemu mogłaby stworzyć identyczną iluzję bez użycia ognia, za to z iluzyjnych płomieni.
- Pfft, drobnostka -prychnęła sztukmistrzyni nonszalancko, chociaż.. chociaż pomiędzy igiełkami lęku, odczuła też całkiem nowe dla siebie uczucie, jakim był nerwowy ucisk w żołądku.
Oczywiście, że była Wspaniałą, Niezwykłą, Odbierająca Dech w Piersiach Oszałamiającą Eshtelëą Meryel Nellithiel del Taltauré, Mistrzynią Iluzji i Królową Trzymania w Napięciu. Ale ten tutaj niby-elf też co nieco potrafił. Trochę nawet zbyt dużo, aby miała czuć się całkiem pewna swojej wygranej. Nie podejrzewała, że naprawdę będzie miała tutaj konkurencję do tytułu i korony. I to konkurencję manipulującą tym samym żywiołem co ona. Wyglądało na to, że będzie musiała wyciągnąć więcej sztuczek z rękawa.

O wiele więcej… bo jak się okazało, poeci w stylu Ves… blondaska, byli w mniejszości. Kolejną kandydatką do korony była śnieżnowłosa niewiasta o obliczy skrytym pod kapturem. Biały warkocz był jedynym wyraźnie widocznym fragmentem magiczki. Resztę starał się schować strój całkowicie otulający dziewczynę. Nosiła nawet długie ciemne rękawice. Co kuglarki nie dziwiło.
Owa magiczka babrała się bowiem w cieniach. Jako iluzjonistka Eshte dobrze wiedziała, że cienie są niebezpieczne… Niby nic trudnego dla elfki, było otulić się ciemnością w celu zamaskowania swojej obecności. Niemniej Eshtelëa wiedziała, że gdy otuli się cieniami za bardzo… to poczuje nienaturalne zimno, zacznie słyszeć głosy i… zacznie bać się o swoje zdrowie i życie. Cienie bywają niebezpieczne.
Tym bardziej te tutaj… Magiczka stojąc pośrodku placu sięgała po cienie z okolicy, przyciągała je do siebie, kształtowała w macki, bestie i kończyny, które unosiły ją w górę niczym swoją władczynię. Wyjątkowo “chybotliwy” był tron na którym białowłosa siedziała i wyjątkowo niebezpieczne przedstawienie prezentowała.
Tłum był tego nieświadomy… dla niego te cienie były iluzją i sztuczką podobną do tej którą widzieli u rzeźbiarza ognia. Eshte miała świadomość, że sytuacja jest inna… te cienie były całkowicie realne i bardzo niebezpieczne.
- Ty też tak potrafisz? -zapytała rozentuzjazmowana wróżka siedząc na jej ramieniu i wzbudzając odruchowe drżenie kuglarki.
-No.. no nie. Tego akurat nie potrafię -przyznała elfka z niechętną szczerością. A nie chcąc, aby wróżka popadła w rozczarowanie i postanowiła zostać bardką tej białowłosej artystki, Eshte wzruszyła ramionami i dodała -Nie mogę potrafić wszystkiego, wiesz? Spędzałabym więcej czasu na nauce niż na występach, więc jaki byłby w tym sens?
Skąd się właściwie wzięli ci magicznie uzdolnieni kuglarze? Czy przez cały ten czas ukrywali się w ich orszaku?! Gdzie się podziewała gnomka ujeżdżająca psa, półnagie tancerki i egzotyczny akrobata? Oni byli bezpieczną konkurencją, ale ta dwójka, oni.. oni już wymuszali na niej sięgnięcie po więcej mocy, więcej siły, więcej natchnienia. Po pełnię możliwości swojego talentu.
Było to wyzwanie, które napełniało ją tak samo trwogą, jak i.. ekscytacją. Bo przecież nie dopuszczała do siebie myśli o porażce.

W końcu pojawiła się znajoma twarz, najwyraźniej poprzednia dwójka magów była miejscowa. Niemniej kolejny uczestnik przyciągał setki łakomych spojrzeń… niewieścich spojrzeń.


Gibkie ciało młodego akrobaty, zaczęło wić się dzikim “tańcu”, ku uciesze gawiedzi… zwłaszcza niewiast. Występ nie zapowiadał się więc szczególnie wyjątkowo, zwłaszcza na tle poprzednich. Choć kuglarka musiała przyznać, że to co prezentował (pomijając śliczne lico oraz kuszące ciało) odrobinę wykraczało poza jej możliwości. Owszem, Eshte była bardzo zwinna i potrafiła wiele, ale młodzian wydawał się nie mieć kości gdy zwijał się niemal w ludzkiego precla. Kuglarka też to potrafiła, acz… nie tak szybko i zwinnie. Wszak gimnastyka była tylko częścią jego występu, a nie całością.
Nie zauważyła (podobnie jak i reszta publiczności zajętej jego występem) dwóch osiłków którzy za plecami akrobaty dyskretnie wbijali w szczeliny miejskiego bruku kolejne dziryty. Nie zauważyła, dopóki nie zrobił na oślep salta do tyłu i nie wylądowała na szczycie jednego z nich nie tracąc nawet przez chwilę równowagi… No dobra. Ugh… okazało się, że jednak ci podróżujący z nimi artyści nie są pierwszą lepszą bandą kuglarzy mających więcej bezczelności niż talentu. O ile dotąd mogła uważać, że doścignie młodego akrobatę w kwestii zwinności, to teraz tym marzeniom mogła powiedzieć: “do widzenia”.
Teraz bowiem młodzian niczym sarenka skakał z jednej wbitej w bruk włóczni na drugą w ogóle nie dotykając ziemi i robiąc kolejne salta w powietrzu niczym… jakiś płanetnik. Nagle poleciał w jego stronę sztylet, który akrobata złapał zębami. To do występów włączył się stary żongler, który piłeczki zastąpił nożami, tasakami i toporkami. Żonglował swobodnie dwunastoma orężami, gdy młody akrobata odstawiał swoje skoki, od czasu do czasu ciskając jednym z nich w niego w celu “zakłócenia” występu kolegi. Na co ten przechwytywał je zupełnie nie przerywając swoich akrobacji i odrzucał w kierunku żonglera. Który, choć nie był tak gibki, to nie przerywając podrzucania przedmiotów, chwytał ciskany oręż nie przerywając występu i dołączał go do “latającej kolekcji”.
- Ty też tak…- zaczęła wróżka entuzjastycznie, po czym spojrzała na kuglarkę i pogłaskała ją po policzku. - I tak ich pokonamy.
Mhmmm… ale nie będzie to takie łatwe. Elfka nic nie wiedziała o konkurentach, ani miejscowych, ani tych z którymi tutaj przyjechała. Nie próbowała nawet nawiązać znajomości z resztą świty hrabiego i… eeem, nie wiedziała na co ich stać. I jak się okazywało, stać ich na wiele.

Jak dobrze, jak CUDOWNIE DOBRZE, że Eshte znała wartość swojej sztuki, bo inaczej by się tutaj całkiem podłamała widokiem tych utalentowanych artystów. Tak, pociły jej się dłonie ze zdenerwowania, żołądek zawiązał się w supeł, ale nadal była daleka od zrezygnowania z walki o diadem i tytuł. Nie bez powodu nazywała siebie najwspanialszą i najbardziej zjawiskową kuglarką jaką miał zaszczyt nosić na sobie ten świat. I wszystkim tutaj zamierzała pokazać, że nie jest to tylko jej czcze gadanie! Czekało zatem na nią dużo, dużo przygotowań. Więcej niż z początku planowała.


Oceniająca występy elfka skupiała swoją uwagę, głównie na konkurencji. W końcu… zamierzała zwyciężyć i jak się okazało miała też z kim przegrać. Nie przyglądała się więc licznym widzom otaczającym placyk i niemal tworząc żywy mur wokół niego. W tym murze, ktoś przyglądał się kuglarce, ktoś niezwykle wstydliwy, bo nie tylko szata okrywała jej ciało, ale też i twarz zakryta była woalem. Większość oblicza nie była widoczna, ale charakterystyczne zielone “kocie” oko.


I to spojrzenie zupełnie przypadkiem kuglarka wychwyciła, a gdy jej oczy się skrzyżowały z owym spojrzeniem, gdzieś przy uchu usłyszała bardzo cichy szept.
“Powinnyśmy się spotkać i porozmawiać w cztery oczy. Bez świadków, bez sztuczek, bez agresji. Dam ci znać, gdy nadejdzie czas”.
Po tych słowach… owa kobieta cofnęła się w tłum i znikła w nim, a kuglarka nie była nawet pewna czy owe oko i owe słowa były prawdziwe. Mogła się przesłyszeć, to mogła być tylko jej wyobraźnia, prawda? Prawda?


Nadeszła noc i horror się zaczął dla Eshte. Jej mężuś, powrócił ponury i lekko podpity. Westchnął ciężko, nic nie rzekł. Tylko zaczął się od razu rozdziewać, wzbudzając tym lekki niepokój kuglarki. Chyba łajdak nie myślał, że to co robili… wcześniej, będzie ich jakąś nową tradycją? Elfka wcale nie miała ochoty na powtórkę, a że… zaczęła ciekawsko zerkać na twardy brzuch, mięśnie torsu, tatuaże… wodzić wzrokiem po nich. To tylko dlatego, że nie miała gdzie spojrzeć! Albo to wina jego tatuażu, na pewno jest w nim jakaś magia przymusu!
Na szczęście Ruchacz nie rzucił się na nią z pocałunkami jak ocze… obawiała się artystka. Po prostu nagi od pasa w górę legł na jej łóżku!
Eshte na ten widok deczko spanikowała i nerwowymi słowami zaproponowała mu spanie na podłodze, albo w gospodzie. Najlepiej po drugiej stronie miasta. Ruchacz odparł że żadnym żądaniom ulec nie zamierza, na drugą stronę miasta się nie wybiera, a skoro musi uwiarygadniać jej kłamstewko jako… porządny mąż (dobre sobie !), to zamierza przynajmniej korzystać z tych niewielu wygód jakie mu oferuje sytuacja. A to gbur! A to łajdak! Elfka dobrze pamiętała jak wiele wygód mu ofiarowała (co prawda wbrew swojej woli) tego dnia! Rozważała przez chwilę kolejne poświęcenie ze swojej strony i ze strony swojej sakiewki. Karczmy dziś przecież nie są tak obładowane i pewnie niedroo… ugh…
Wszelkie pokoje w karczmach obsadzili przyjaciele i goście hrabiego, a te pokoje które są wolne, pewnie są kiepskie i drogie. Poza tym… jak się dziś okazało włóczenie się po mieście, może przysporzyć samotnej elfce dość dużo nieprzyjemności. Eshte nie miała ochoty na powtórkę z pościgu.
No cóż… pozostało się ubrać we wszystko i trzymać jak najdalej czarownika, gdy już legnie w łóżku.
Kuglarka więc po strojeniu się wcisnęła w przeciwny kąt łóżka. Jak najdalej od niego.
Czyli jakieś trzy palce, bo łóżko było małe i ledwie razem się mieścili. No i łajdak się kręcił podczas, a ona… długo nie mogła zasnąć. Jej spojrzenie przyciągały linie na ciele czarownika. A i palce artystki jakoś tak chciały zmacać czarownika tu i tam. I myśli, dziwnie nieobyczajne, jakoś same pojawiały się znikąd w jej głowie. Walka z nimi zajęła nieco Eshte. Niemniej w końcu sen zawładnął i nią. To był wszak ciężki dzień.


A rano… i tak obudziła się przyciśnięta do niego, obejmowana w pasie i wtulona w ciało lubieżnika, ocierając się zadkiem o… ów lubieżny obszar jego ciała.
- Dzień dobry… - mruknął jej czarownik, przy okazji cmokając delikatnie ucho, co wywołało zmysłowy pomruk, który wyrwał się z ust samej elfki. Kuglarka niby mogła zwyzywać Ruchacza za to obejmowanie i pochwycenie, ale… jak wytłumaczyłaby się z swojej dłoni zaciskającej się na jego gołym zadku? I to pod spodniami. Palce mężusia wszak nie nurkowały pod jej ubraniem. Mogłaby się też gwałtownie wyrwać z jego objęć i wstać, ale… ehmm… w tym celu musiałaby stoczyć ciężki bój z nieoczekiwanym przeciwnikiem. Własnym ciałem. Było jej bowiem za wygodnie. Niby łajdak ją obejmował, ale czuła się przez to bezpiecznie. Sam się dobrać do niej nie mógł, a nikomu by nie dał. Nie do końca wyspana, nie miała ochoty ani wstawać, ani uciekać z jego objęć. A gdy ruszała pupą, czuła jak drażni się z ochotą swojego mężusia. Było to nie tylko ekscytujące lekko, ale wywoływało złośliwy uśmiech. Niech łajdak cierpi! Sytuacja ta kojarzyła się jej z widokiem jaki miała okazję zobaczyć podczas swych podróży u konkurencji. Spotkała raz mężczyznę, który za pomocą fletu hipnotyzował gigantyczną kobrę. Teraz sama czuła się jak ten wielki, niby powinna być wściekła na czarownika, ale jakoś ogień gniewu nie potrafił ją ogarnąć. Za wygodnie jej było.
Kolejny zmysłowy pomruk wyrwał się, gdy Thaaneekryst znów czepił się jej ucha wargami. I choć wolałaby tego nie robił, odruchowo pochyliła głowę tak by ułatwić mu dostęp do ucha.
- Pomyślałem, że moglibyśmy udać się do getta gnomów na zakupy. Może bym nawet kupił coś dla ciebie? - lubieżnik kusił ją, jak zwykle na kilka sposobów.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 18-02-2023 o 19:08.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28-07-2023, 01:14   #159
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Zbereźnik, lubieżnik, ruchacz, bezwstydnik, parszywiec, rozpustnik.. !

Kuglarka domyślała się, że w różnych językach, także i tym którym posługiwała się na co dzień, istniało jeszcze wiele określeń jakimi mogłaby nazwać tego ŁAJDAKA. Będzie musiała w wolnej chwili zabrać się za coś nieprawdopodobnego, bo za naukę, żeby powiększyć swoje słownictwo..
A czarownik to mógłby popracować nad odczuwaniem choćby ODROBINY zakłopotania po tym co wczoraj zrobili! Przecież on teraz nie miał w sobie nawet krztyny wyrzutów sumienia, nie obudził się z rozsadzającym mu głowę kacem moralnym! A Eshte wprost przeciwnie – w duchu przechodziła męczarnie, których starczyłoby na ich dwoje!

- Chyba sobie żartujesz - burknęła i nic w jej głosie nie wskazywało na rozbawienie jego słowami. Każdego innego dnia chętnie wyskoczyłaby z łóżka i poszła naciągnąć fałszywego mężusia na górę świecidełek, nowych ubrań lub butów. Ale nie dzisiaj. Teraz nie bawiła ją ani jego propozycja, ani.. to co robił ustami.. ani tym bardziej to, co zapewne planował nimi zrobić!

Zesztywniała cała, a oczami uporczywie wpatrywała się w ścianę, bardzo mocno starając się ignorować jego bezwstydne zaczepki - O ile tutejsze gnomy nie sprzedają tresowanych smoków, albo chociaż latających i śpiewających świń, to ja się nigdzie stąd nie ruszam. Jeszcze nie skończyłam się przygotowywać do mojego występu.

- Latające świnie…
- zakpił ironicznie czarownik i znów cmoknął ucho elfki. - …tresowane smoki. Czyż to nie są zbyt pospolite sztuczki w oczach tak wielkiej artystki jak ty? Nie kusi cię… zadziwanie czymś bardziej wysublimowanym? Gnomy mają alchemiczne substancje i mikstury, magiczne przedmioty potrafiące dokonywać wyrafinowanych cudów. Sztylet wywerny, który jest w posiadaniu twoim, jest właśnie dziełem gnomiego mistrza.

To muskanie po uchu, było rozpraszające… trudno było jej się skupić na wstydzie i powodowało, że mocniej zaciskała palce na gołym zadku Ruchacza.

Uświadamiając sobie CO robią jej ręce, niby własne, a jednak zachowujące się jak całkiem obce, elfka gwałtownie wyszarpnęła je ze spodni czarownika. I zamiast jego tyłka, pochwyciła kurczowo za koc, który naciągnęła wysoko na siebie, aż po zdecydowanie zbyt wrażliwe końcówki swoich uszu.
- Nie dotykaj mnie - warknęła bojowo.

- Nie dotykać? A co ty robiłaś swoją dłonią na moim zadku? - spytał rozbawiony sytuacją czarownik, a potem następnie znów spytał. - Czy ty nie przesadzasz aby za bardzo? Czyż nie zdarzało ci się wcześniej robić głupotek po pijaku?

- Oczywiście, że się zdarzało! Ale nie porównuj pijackich wybryków do tego, co się dzieje po nawdychaniu się pyłku wróżki!
- prychnęła kuglarka, której wcale się nie podobało to co sugerował ten bezwstydnik. Najwyraźniej ich zachowanie po pijaku bardzo, BARDZO się od siebie różniło. Gdzieś spod zakrywającego ją koca dobiegło jej syknięcie ciężkie od groźby. - Wezmę ją i będę potrząsać tak długo, aż wytrzepię z niej całe to parszystwo.

- Ty naprawdę szukasz wymówek by zaciągnąć mnie do łóżka
- zażartował czarownik i dodał spokojnie - Efekty mogą być różne, ale reguła jest ta sama. Pyłek wróżek upija jak wino, pozbawia ograniczeń i wstydu. Zarówno po pijaku jak i pod wpływem pyłu robisz rzeczy na które nie odważyłabyś się na trzeźwo. No i… nie masz się czym przejmować. Nie jest twoją winą, to co się stało. To było bardzo odważne z twojej strony, wkroczyć tak do karczmy pełnej wróżkowego pyłu. Nawet jeśli nieco lekkomyślne. A to co się stało później… to się stało. Nie masz powodu by się wstydzić, nie masz powodu by rozpamiętywać to w nieskończoność.

- No przecież wiem, że to nie była moja wina!
- fuknęła Eshte, która też bardzo dobrze wiedziała kto od dłuższego czasu był winny wszystkiego co jej się przytrafiało… i ten ktoś kręcił się ciągle za nią niczym smród i sprowadzał same nieszczęścia.

To co się wczoraj wydarzyło w wozie? Jego wina.
To co się wydarzyło w lesie podczas polowania na trolle? Jego wina.
Pojawienie się w jej głowie tego Ognistego Babska? Jego wina.
Marchewa uganiający się za nią po miasteczku? W jakiś sposób to też była wina czarownika.

Jeśli tak wyglądały prawdziwe małżeństwa, to sztukmistrzyni Meryel nie zamierzała komukolwiek oddawać swojej cennej rączki. Tymczasem świadomość tego, że wszyscy są przeciwko niej, wydobyło z niej bardzo dramatyczne westchnienie - Ja chcę tylko zachwycać moją sztuką, bez pyłku Trixie i tej drugiej mieszających mi każdego dnia w głowie...

- W kwestii tej… drugiej, powinnaś skontaktować się z druidami
- odparł Ruchacz po chwili namysłu, nieświadomy jej rozterek. - Zupełnie nie wiem, czym właściwie jest ta druga.

- Jakoś wątpię, aby wychodzili z lasów oglądać moje występy...
- mruknęła elfka w ogóle nie dopuszczając do siebie myśli o tym, że sama mogłaby zapuścić się gdzieś głęboko między drzewa w poszukiwaniu druidów. W końcu lasy były pełne dzikich elfów i trolli. I czy Trixie nie wspominała kiedyś, że ci zjadacze korzonków upodobali sobie, uh, nagie tańce na łonie natury? Nie chciałaby przypadkiem wpaść na taki widok.

- Może cię to zdziwi, ale druidzi siedzą nie tylko w miastach. Dzikun nie potrzebuje katedr i świątyń, toteż jego kapłani zadowalają się małymi kapliczkami i kątem dla siebie w pobliskim domu. Mogłaś więc ich nie zauważyć… odwiedzając bogatsze place i ulice miast. Tam ich nie znajdziesz. Wolą się trzymać ubogich dzielnic - wyjaśnił Ruchacz przyglądając się skulonej elfce.

- Ta? Widziałeś wczoraj jakiegoś? - zapytała kąśliwe Eshte, nawet nie patrząc na mężczyznę. Była w tym bardzo skuteczna, a ściana wozu wyjątkowo interesująca. Zawinięcie się w koc, niczym w bezpieczny kokon, chroniło jej ciało przed nieopatrznym dotknięciem czarownika. Szczególnie ręce trzymała mocno przy sobie. - Ja jakoś nie zauważyłam żadnego druida podczas mojej ucieczki przed tamtymi łotrami. Ani potem w tych ponurych dokach. Ale możliwe, że któryś z nich tarzał się w pyłku Trixie w karczmie. Nie przyglądałam się.

- Nie. Nie widziałem. Ale to nie znaczy że ich nie ma
- odparł czarownik przyglądając się kuglarce. - A ty co się tak owijasz. Nie za ciepło ci? A może zimno? Zachorowałaś?

No i łajdak dotknął jej czoła czule. Delikatnie. Wywołując rumieniec na i tak ciepłych policzkach kuglarki.
I był to przyjemny dotyk.
Sztukmistrzyni odruchowo przymknęła oczy pod tą czułostką.

Szlag! Gdyby rzeczywiście nie miała w sobie sił na nic więcej niż tylko leżenie i dygotanie w gorączce, to taka troska zadziałałaby na nią pocieszająco. Tym bardziej, że od tylu lat każdą taką słabość przeżywała w samotności…

Ale teraz była wprost ucieleśnieniem dobrego zdrowia! Jej wewnętrzny ogień wypalał wszystkie zalążki choroby, aby nic tak trywialnego nie przeszkodziło kuglarce w wygraniu dzisiejszego turnieju.

- Na pewno nie! Pozwolę sobie na chorowanie tylko mając diadem na głowie - odparła zuchwale Eshte odganiając dłoń mężczyzny od swojego czoła.

- Na pewno? Bo jesteś bardzo cieplutka - zapytał zmartwiony Tancrist. - Chora nie wykonasz przecież zjawiskowego numeru, a musisz taki wymyślić, bo córka hrabiego będzie jedną z oceniających. I z pewnością twój popis jej zachwytu nie zdobędzie. Będziesz miała trudniej niż reszta.

Głupiutki czarownik. To że miała gorące czoło wynikało z tego, że pociła się pod kocem ubrana w jak najwięcej szat i… dotyk Ruchacza sprawiał, że budziło się takie dziwne ciepełko między udami, które próbowała zdusić w sobie. Że też lubieżnik musiał sypiać prawie nago, wystawiając swoje muskuły na łakomy wzrok kuglarki!

- Zyskałabym sobie jej zachwyt, gdybym w trakcie mojego występu została spalona na stosie ku jej uciesze... - burknęła elfka, za tymi słowami ukrywając wzbierający w sobie skowyt. Może i dotyk mężczyzna miał czuły, jednak to co mówił przyprawiło jej żołądek o skręcenie się w mocny, ciasny supełek. Któż by pomyślał, że ona, Wspaniała Niezwykła Odbierająca Dech w Piersiach Oszałamiająca Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré, będzie pożerana przez nerwy przed pokazem swojej sztuki.

Odkryła się z taką gwałtownością, że przerzuciła koc na Thaaneekryyysta, po czym usiadła rozczochrana. Ziewnęła sobie jeszcze i oczy przetarła dłońmi, nim powiedziała dziarsko - Koniec z tym leżeniem. Muszę się przygotować do turnieju, a nie zostało już dużo czasu.

- Myślę, że cały dzień został. A jej zachwyt z pewnością wzbudziłabyś porzucając mnie całkiem
- odparł filozoficznie Tancrist. Piąstki elfki się zacisnęły, a płomyki zamigotały wśród pukli włosów.

- Prędzej mnie ogień pochłonie - wyrwało się z ust kuglarki mimowolnie. Choć było to całkowicie absurdalne i bezsensowne, myśl o tym by oddać Ruchacza w łapy Paniuni była odstręczająca. Prędzej naprawdę zaciągnie czarownika do ołtarza! Skoro i tak ma za sobą ze dwie noce poślubne, to co jej szkodzi!

- Więc nie pójdziesz ze mną na zakupy? Kto wie może znajdziesz tam coś ciekawego na występ, albo inspirację - kusił nadal czarownik, kusił nie tylko słowami. Ale i faktem, że nadal był półnagi.

- Całą potrzebną mi inspirację mam tutaj - odparła z dumą Eshte i palcem kilka razy stuknęła w swoją skroń. Oczywiście, czasem wbrew niej samej tę samą głowę przepełniały bezużyteczne myśli, ale szczęśliwie zawsze w końcu wracały do tego co najważniejsze. Czyli do jej sztuki.

- A skąd w Tobie taka nagła chęć do kupowania czegoś dla mnie, co? Z tego co pamiętam, wczoraj długo musiałam Cię namawiać do kupienia dla mnie chociaż jednej pary butów, a co dopiero mówić o jakichś błyskotkach. - Wreszcie zerknęła na czarownika, a jej oczy przepełniała podejrzliwość co do jego zamiarów. Może taki miał już zwyczaj, że po.. ugh, orgietkach kupował podarki dla każdej swojej.. UGH, kochanki cierpiącej następnego poranka od kaca moralnego?

- Po pierwsze, przyda mi się parę składników do magicznych mikstur. Po drugie, może znajdę coś co będziesz mogła używać do obrony siebie. Tak jak ten sztylet wywerny. Wszak nie zawsze będę pod ręką gdy wpadniesz w kłopoty - westchnął lubieżnik i dodał ze zbolałym spojrzeniem. - I zdaję sobie sprawy z ryzyka, jakim jest to że wybłagasz na mnie kolejne buty… albo gorset, który każesz jeszcze na sobie zawiązywać.

- Za dużo czasu spędzasz w towarzystwie tych wydelikaconych panieneczek. Ja, w przeciwieństwie do nich, sięgam do wiązań własnego gorsetu
- elfka szybko ucięła te jego marzenia zmierzające ku paskudnie zbereźnym ścieżkom. Ten łajdak naprawdę co dopiero się obudził i już miał tylko jedno w głowie!
- Dobrze, że moje pierwsze użycie sztyletu nie miało większej widowni, bo nie było zbyt.. zachwycające. Wolałabym się nie ośmieszyć innym wytworem gnomów. - Nagle brwi przymarszczyła i wargi skrzywiła w grymasie. - A może właśnie tego chcesz, co? Żebym się ośmieszyła przed wszystkimi?

- Do wiązań butów też sięgasz, ale jakoś ja musiałem ci je zakładać - burknął czarownik urażonym głosem.
A kuglarka uśmiechnęła się mimowolnie na wspomnienie tego wydarzenia. Jakoś dziwnie się układało, że gdy Ruchacz przed nią klęczał, to elfce zawsze było… ekscytująco i przyjemnie. Zarumieniła się na myśl o tym, co było najczęstszym powodem tych przyjemności.

- Cóż… po to chyba są treningi i ćwiczenia, by się nie ośmieszyć? Zresztą zobaczenie cudów gnomów ci nie zaszkodzi, a używać ich nie musisz jeśli uznasz że nie warto - odparł wymijająco Thaanekryyst, by następnie odpowiedzieć pytaniem - Dlaczego miałoby mi zależeć na ośmieszeniu się mojej żony?

- A czort Cię tam wie. Może wszystko co robisz, w tym zmuszanie mnie do wdychania pyłku wóżki, jest Twoim bardzo zawolao.. zalowalow..
- kuglarka zmęłła w ustach słowo, które okazało się zbyt skomplikowane dla jej języka. Odgarnęła z czoła niesforne kosmyki włosów, po czym kontynuowała szerzenie swojej teorii spiskowej. - No, zawiłym planem na zrujnowanie mojej sławy i reputacji. Może masz na boku inną artystkę, której obiecałeś diadem i tytuł królowej. Pewnie tej białowłosej od cieni, co?

Oczy czarownika rozszerzyły się w zdziwieniu, a potem zapytał zaskoczony.- Czy ty? Czy ty jesteś o mnie… zazdrosna? - po czym uśmiechnął się ironicznie, żartując głośno. - No nie dziwię się, nie dziwię. Była ładniutka, no i biust chyba miała większy od twojego… szkoda że nie mogłem porówn…- a świat kuglarki zalał się czerwienią i płomyki pojawiły się wśród włosów. Zazgrzytała zębami i odwróciła się ruszając ku mężczyźnie, skoczyła na niego z gracją doświadczonej akrobatki lądując okrakiem na jego nogach i biodrach.

Przyszpiliwszy go do łóżka, chwyciła za czuprynę i przyciągnęła twarz zaskoczonego mężczyzny ku sobie, sycząc niczym wściekła żmijka - Jesteś… Mój…

Dopiero wtedy płomyki znikły z włosów elfki, karmin znikł sprzed oczu. A sama kuglarka znalazła się w kłopotliwej sytuacji, dosiadając męża z jego głową na wysokości swojego biustu i… z podbrzuszem ocierającym o się wyraźne wzgórze w jego spodniach. Przy każdym ruchu bioder, czuła ten wzrost jak i coraz przyjemniejsze ciepełko między swoimi udami. I to… ekhmm… "pragnienie", którego smak ostatnio poznawała.
Jedynym pocieszeniem był fakt, że Ruchacz był równie skonfundowany co ona.

Najgorsze były te przebudzenia po wybrykach Ognistego Pasożyta. Całe wiadro wstydu wylewało się na Eshte, zostawała całkiem sama z wymyślaniem kolejnych usprawiedliwień swojego zachowania. Niestety miała do tego mniej fantazji niż do własnych sztuczek.

Z twarzą płonącą czerwienią, elfka otwartą dłonią pochwyciła za twarz mężczyzny i mocno odepchnęła go od siebie. A tak dokładniej, to odepchnęła oraz wepchnęła głęboko w koce i poduszki.

- Oh, nie ekscytuj się tak. To ta druga - warknęła na odchodne, bowiem szybko przerzuciła nogę nad czarownikiem i zsiadła z niego. Potem zeskoczyła z łóżka i stojąc na podłodze wozu jeszcze sobie trochę narzekała, gwałtowną gestykulacją dając upust swojemu rozdrażnieniu. - A jak nie ona, to Trixie ze swoim pyłkiem. A jak nie pyłek i nie klątwa druidów, to Pierworodny gównojad ze swoim urokiem. Dziwię się, że w ogóle jeszcze mam w głowie miejsce na własne myśli.

Tancrist przyglądał się podejrzliwie kuglarce przez chwilę, a następnie rzekł - Wiesz chyba, że pyłek wróżek to tylko silny afrodyzjak? Nie sprawi, że zaciągniesz do alkowy kogoś kogo nie lubisz. Musisz czuć miętę do tego z kim figlujesz aby zadziałał.
Splótł ramiona i dodał - A skąd ci przyszło do głowy że spiskuję magiczką od cieni? I skąd ci przyszedł do głowy ten pomysł z naszym małżeństwem? Bo wiesz…. tak już trochę udajemy… - Jak na gust elfki za dobrze im to “udawanie” wychodziło czasem. - … ale nadal nie wiem dlaczego wymyśliłaś plotkę, że jesteśmy po ślubie.

- Eee.. żeby utrzeć nosa Paniuni, czy to nie oczywiste? Znowu opluwała mnie wyzwiskami, no to uderzyłam tam, gdzie najbardziej ją zabolało. Chociaż głównie winna temu jest ta Ognista Baba w mojej głowie
- Eshte zwiesiła smętnie ramiona, a z nimi także i rozczochraną głowę. Pokręciła nią w rozgoryczeniu. - Z jakiegoś przedziwnego powodu jest ona niewyobrażalnie… zaborcza, jeśli chodzi o Ciebie. I zbyt często odzywa się moimi ustami.

Czarownik machnął dłonią wypowiadając jakieś słowa, przyjrzał się bacznie kuglarce i dodał - Nic się nie zmieniło. Nie widzę twojej Ognistej Baby. Nie jesteś opętana przez żadnego demona i nie masz… klątw na sobie poza tą zostawioną przez Pierworodnego. Jeśli cię Dzikun przeklął, to… nie masz wyboru, musisz błagać druidów o pomoc, albo nauczyć się żyć z nią.

Elfka odpowiedziała mu machnięciem własnej rączki. Ten ruch nie krył w sobie żadnych magicznych sztuczek, lecz wyrażał jej znużenie tym tematem. - Tak, tak. Jeśli zobaczę jakiegoś druida, ale takiego potrafiącego utrzymać na sobie ubranie, to urządzę sobie z nim pogawędkę o wybrykach jego rogatego bożka.
Z głośnym pomrukiem porozciągała swoje ciało ukryte gdzieś pod wieloma, wieloma, wieloma warstwami ubrań, które służyły jej za zbroję przed nocnymi zaczepkami mężczyzny - Aaaaaaale to nie dzisiaj. Taka rozmowa będzie przyjemniejsza z koroną na mojej głowie.

- Jak na kogoś gardzącego szlachetnie urodzonymi, lubisz zachowywać się rozpuszczona panienka z dobrego domu. Gdyby nie strój i fryzura byłabyś nie do odróżnienia od przeciętnej szlachcianki
- zażartował jej mężuś, po czym zapytał - A w ogóle po co się tak ubierasz do łoża? Po co tyle ubrań zakładasz? To niezdrowe.

- Oh, Ty już dobrze wiesz po co
- fuknęła Eshte i spojrzała wymownie na tego łajdaka, który miał czelność leżeć półnagi w jej łóżku. Rozwalony w najlepsze wśród poduszek i koców, zbyt zadowolony z siebie jak na jej gust.
- Myślisz, że gnomy obmyśliły sposób obrony przed pyłkiem wróżek? A może mają na sprzedaż te takie metalowe gacie zamykane na kluczyk? - Uśmiechnęła się chytrze, na krótką chwilę wystawiając koniuszek języka. Następnie wycelowała palcem w Thaaneekryyyysta . - Dla Ciebie.

- To nie ja dziś rankiem macałem goły zadek
- odparł czarownik wstając z łoża i przeciągając się. - I jeśli uważasz, że te wszystkie ubrania potrafiłyby mnie zatrzymać, gdybym miał ochotę zabrać się za figle z moją żonką.- Spojrzał z politowaniem na kuglarkę, dodając - To jesteś w błędzie. Te ciuszki ci nie pomogą.
Wzruszył ramionami - Wystarczy, bo ja wiem… długa koszula do snu? Nie musisz się tak ubierać, bo nie planuję się dobierać do ciebie Eshteleo. A metalowe gacie są tylko dla niewiast przeznaczone.

Znów żołądek elfki zawiązał się w ciasny supeł, kiedy czarownik swoimi słowami podważył działanie obronne jej ubrań. Być może powodem takiej reakcji był strach, że obudzi się nocą z jego dłońmi na swoim nagim ciele. A może... ekscytacja, że taka rozkoszna niespodzianka może się wydarzyć.

- Zawsze tak mówisz. Jak to wcaaaaale nie chcesz mnie macać, jak to ja się na Ciebie rzucam, a Ty, taki biedny i bezbronny, nawet nie masz sił się bronić. Albo jak to gdybyś chciał spędzić czas z kobietą, to poszedłbyś do kurtyzany, i tak dalej.. - wyliczała mu drwiącym tonem - Tyle gadania, a potem co robisz?

No właśnie.. co on potem robi? Pytanie zadane całkiem retorycznie, w celu wytknięcia lubieżnikowi jego wybryków, ale myśli Eshte same podsunęły odpowiedź. Cóż, odpowiedzi, które niestety były jeszcze świeże w jej wspomnieniach. A zatem tym razem sama siebie przyprawiła o pogłębienie rumieńców.
Odwróciła się gwałtownie na pięcie i odeszła od mężczyzny. Krążąc i rozglądać się po wozie, mamrotała niewyraźnie pod nosem coś o swoim durnym, zdradzieckim łbie.

- Wolałabyś żebym poszedł do kurtyzany? - To pytanie zjeżyło włoski na karku elfki. Było bowiem strasznie irytujące. Owszem, logiczną odpowiedzią kuglarki byłoby: Tak. Ale sama myśl, że jej mężuś obmacuje tam gdzieś jakąś inną niewiastę sprawiały, że dłonie same zaciskały się w piąstki, a artystkę ogarniał morderczy nastrój. Więc odpowiedź oczywiście musiała być inna, bo Eshte z jakiegoś powodu, może przez Ognistego Babsztyla, nie mogła go wepchnąć w ramiona innej.

- Nictakiegoniemówiłam - zaperzyła się kuglarka, trochę za szybko jak na nonszalancję, którą chciała sobą okazać przed mężczyzną. Bo przecież reakcją na jego bzdurne pytanie powinno być co najwyżej pogardliwe prychnięcie śmiechem, a nie jakieś wewnętrzne rozważania.

Bardzo niezadowolona z tego, co się działo w jej głowie, Eshte poratowała się wzruszeniem ramionami. Lekceważąco i od niechcenia - Ale może powinieneś się zastanowić, czy też nie złapałeś dzikunowego robaka w kręgu druidów. Bo często robisz coś innego niż mówisz.

Całe szczęście sama ledwo umknęła kolejnemu atakowi wspomnień, gdyż w porę jej uwagę przyciągnął poszukiwany przedmiot. Uśmiechnęła się na widok smukłej fajeczki, którą odnalazła pod kapeluszem tak skutecznie ukrywającym wczoraj jej tożsamość.

- Ja umiem osłaniać swój umysł przed wpływem innych. Ty… nie bardzo - stwierdził sceptycznie czarownik i dodał spokojnie - No i czym innym jest rzucanie się na kochankę, a czymś innym okazywanie czułości małżonce. Tulenie jej, cmokanie po szyi, policzku czy uchu… nie jest niczym lubieżnym.
To w takim razie czemu budzi to takie gorące i lepkie uczucia u Eshte? Zanim jednak kuglarka wyraziła swoje powątpiewanie, czarownik zapronował. - Może przyniosę nam coś do zjedzenia i picia?

- Ale niech to będzie coś lekkiego
- zażądała sztukmistrzyni, z zadowoleniem klepiąc się po swoim brzuchu ukrytym głęboko, głęboko, głęboko pod warstwami jej falbaniastej zbroi. - Nie wygram turnieju, jeśli będę cała ociężała od tutejszego tłustego żarcia. Dziwię się, że szlachciurki nie są bardziej spasione, skoro tak jadają każdego dnia.

- Sama musisz uważać, bo mam wrażenie, że trochę się zaokrągliłaś ostatnio
- zażartował Ruchacz wychodząc z ich… z jej (!) domku na kołach.

Co on powiedział?!
Może Eshte rzeczywiście ostatnimi czasy jadła ciut więcej niż podczas swoich samotnych podróży, ale to tylko przez to, że nie musiała niczego przygotowywać własnymi rękami i jedzenie wprost samo przychodziło do jej wozu. Więc tak, jadła ciut więcej, jednak również więcej uciekała i skakała, bo szlachciurki ściągały na nią same nieszczęścia. A to, razem z jej treningami i występami, sprawiało, że ŻADNE dodatkowe krągłości nie mogły się pojawić na jej ciele. Żadne!

Tak sobie tłumaczyła w duchu, ale mimo to łajdakowi tym razem mu się zasiać w niej ziarnko zaniepokojenia.

Zdejmując z siebie kolejne, już przecież niepotrzebne, warstwy ubrań, elfka zbliżyła się do lustra. Tam podciągnęła koszulinę, żeby zaprezentować w odbiciu swój brzuch i przyjrzeć mu się uważnie. Z przodu, z boku. Z każdej strony wyglądał tak, jak powinien – płaski i jędrny, z delikatnie wyczuwalnym mięśniami, wyrobionymi przez lata akrobatycznych treningów. Przesunęła po nim dłońmi, starając się dostrzec jakiekolwiek zmiany, które mogłyby potwierdzić te niefrasobliwe komentarze czarownika. Wprawdzie częściowo był pokryty siateczką blizn po oparzeniach, ale na pewno nie można go było nazwać "zaokrąglonym".

Thaaneekeryyyst wygadywał głupoty.

Ciekawe to było, że czasem rzeczywiście zdarzało mu się powiedzieć coś interesującego, a innym razem z jego ust padały same brednie. Trochę jak ona i ten ognisty pasożyt, który zdecydowanie zbyt często dochodził do głosu jej własnymi ustami. wprawdzie wcześniej rzuciła tę uwagę jako igiełkę wycelowaną w "mężusia", ale może… może rzeczywiście i jego opętało jakieś cholerstwo? Chociaż w jego przypadku byłby to wyjątkowo tępy duch czy inny głupi czort.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24-08-2023, 01:16   #160
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Poranny posiłek poprawił humor elfki, a wizja skarbów kupionych za Ruchacza pieniądze skusiła ją do towarzyszenia czarownikowi w zakupach w dzielnicy gnomów. Ten mały ludek też słynął z jubilerskich talentów, a wszak do korony pasowałaby ładna kolia na szyję, czyż nie?

Idąc więc z Thaanekryystem, Eshtelea była zadowolona. Czuła się przy nim bezpiecznie. Wszak jej mężuś nie pozwoliłby nikomu jej skrzywdzić, a sam potrafił być groźny dla innych. Więc nawet widok kilku najemników ze srebrnymi jastrzębiami na zbrojach nie wystraszył jej. W razie czego jej mąż się nimi zajmie.
A ona będzie się temu przyglądała. Zza rogu najbliższej kamienicy, na wypadek, gdyby Ruchaczowi nie szło tak dobrze w tej walce i trzeba było uciekać.

Na szczęście owa grupka Srebrnych Jastrzębi wcale nie planowała zaczepiać kuglarki i jej męża. Może dlatego, że nie było wśród nich Marchewy. Swoją drogą, nie widziała go od czasu jego nieudanej próby porwania jej. Co akurat ją nie martwiło. W przeciwieństwie do getta gnomów.
Był bowiem dobry powód dla którego elfka zazwyczaj unikała dzielnicy gnomów. Brid' nie lubił hałasu, a eksplozje w takich miejscach zdarzały się dość często.
Dlatego dzielnice gnomów otaczał zawsze duży i gruby mur. I przejście do niej wymagało przekroczenia bramy.

Za nią zaś panował chaos. Gnomy były z natury bardzo energiczne i głośne i ciekawskie i wszędzie było ich pełno. Podobnie jak ich sklepów, aptek, straganów i innych przybytków tej natury. Oprócz gnomów, kręciło się tu także sporo ludzi. A choć oczy elfki już zdążyły się zaświecić na widok kilku błyskotek, czarownik uciął jej nadzieje słowami:
- Nie tym razem, nie ma w nich magii… a my szukamy czegoś bardziej praktycznego. Może jak wygrasz to wrócimy tutaj świętować zwycięstwo jakimś zakupem.

To trochę zepsuło humor kuglarki, nie lubiła wszak czekać na nowe błyskotki. Przynajmniej jednak czarownik nie przekreślił całkiem możliwości wzbogacenia elfiej szkatułki z biżuterią o nowy egzemplarz.

Eshte zaczęła już planować, do których przybytków siłą zaciągnie Ruchacza gdy już przyjdą świętować jej zwycięstwo, kiedy…
- Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré, nieprawdaż? - tymi słowami zwrócił się do niej mężczyzna o pewnym siebie uśmiechu, długich brązowych włosach i niemal elfiej urodzie. Niemal, bo elfem nie był. Był z to tym rzeźbiarzem ognia, który wczoraj zachwycał publiczność. Tym razem jego strój był bardziej mieszczański, a mniej “czarodziejski”. Ubrany był bowiem jak kupiec i kuglarka nie posądziłaby go o władanie magią ognia, gdyby wczoraj nie była tego świadkiem. - Słynna i zachwycająca Nellithiel del Taltauré, która dzisiejszego wieczoru pokaże taką magię, że zapędzi nas wszystkich w kozi róg?

Jak na sławetną artystkę, dla której podobny zachwyt powinien być codziennością, Eshte jakoś wcale nie była przygotowana na to co się wydarzyło. W pierwszym odruchu była gotowa rzucić się do ucieczki, bo nauczona wczorajszymi doświadczeniami spodziewała się, że także Piękniś krył w sobie same złe zamiary.
Kiedy jednak znaczenie jego słów sięgnęło jej uszu, wtedy również zmieniła się cała postawa elfki. W jednej chwili napięta i zalękniona, w kolejnej przepełniona dumą od stóp po koniuszki długich uszu. To uczucie uniosło jej podbródek, wyprostowało plecy i wypchnęło cycki. Cała promieniała.

- To ja! Czyli słyszałeś o mnie? - wypaliła niesiona na skrzydłach tego uradowania. Trochę za dużo zaskoczenia było w jej głosie, więc zaraz szybko machnęła ręką, nim oparła ją na swoim biodrze. - No oczywiście, że słyszałeś. W końcu sława mojej sztuki wyprzedza nawet mnie samą.

- Właściwie usłyszałem o tobie od latającej bardki, która każdemu na kogo się natknęła opowiadała o swojej przyjaciółce. Potężnej czarodziejce i artystce przywołującej ogniste potwory jednym pstryknięciem palca, mordującej trolle bez wysiłku i wzbudzającej zachwyt każdym swoim występem. Jestem ciekaw czy te opowieści okażą się prawdziwe. Nie lubię wygrywać bez wysiłku, a i jestem ciekaw sztuczek koleżanki po fachu
- odparł dumnie mag, a Tancrist spytał - A ty co tu robisz?

- Przypuszczam, że szlachcice nie zdołają jednogłośnie wybrać zwycięzcy, więc szykuje się na wypadek, gdybym musiał zmierzyć się z kimś w dogrywce. Mam już plan, jak ulepszyć moje przedstawienie
- odpowiedział dumnie tkacz ognia, klepiąc dłonią po swojej sakwie.

- Ooooooh, pojedynek artystów? - Ślepia Eshte rozbłysły od wizji tak bezpośredniego okazania swej wyższości nad pozostałymi kuglarzami. Ale równie nagle przygasły, kiedy uświadomiła sobie, że w takim razie będzie musiała mieć przygotowany nie jeden, a DWA olśniewające występy. A każdy z nich całkiem oryginalny, bardziej zachwycający i zaskakujący od poprzedniego. Niezwykła sztukmistrzyni Meryel poczuła jak z nerwów pocą jej się palce oparte na biodrze.
Ale światu pokazywała tylko pewną siebie kuglarkę… którą czekało dużo, dużo pracy przed wieczornym występem.

- Czyżbyś się martwił, że Twoja magia będzie niewystarczająca, więc szukasz pomocy wśród świecidełek gnomów? Pewnie więcej ognistych smoków, co? - Pokiwała głową jak gdyby już w pełni przejrzała plany swego rywala. - Zauważyłam, że są teraz w modzie.

- Może tak… a może coś innego. Przyznaję, ekscytuje mnie myśl, że ktoś mógłby rzucić wyzwanie memu artystycznemu talentowi. O ile oczywiście opowieści tej wróżki są prawdziwe
- odparł z uśmiechem mag i spojrzał znacząco na Ruchacza. - Zakładam też, że swój występ wykonasz solo. I nie będziesz potrzebowała magii męża, by uczynić go bardziej ekscytującym ? Jeśli mam już przegrać, to wolałbym przegrać uczciwie.

Pytanie mężczyzny było tak kuriozalne, że kuglarka najpierw prychnęła, a potem całkiem parsknęła długim, głośnym śmiechem. Brakowało tylko rubasznego poklepania się po brzuchu.

- Potrzebowała magii męża, a to dobre… Nie myślałeś o porzuceniu ognia na rzecz błazeńskich żartów? - Otarła łezkę rozbawienia, a następnie również drugą dłoń wsparła na biodrze, przyjmując zawadiacką pozę. - Jestem Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré, słynna artystka, a nie żona! Wszystko co potrafię, całą moją sztukę, zawdzięczam tylko sobie i mojej ciężkiej pracy! - Przymrużyła złośliwie oczy. - Ale z tego co sobie przypominam, to właśnie Ty miałeś wczoraj pomocników.

- Więc z pewnością masz już przygotowane przedstawienia mające zachwycić widzów
- odparł wyraźnie zadowolony z jej odpowiedzi mag ognia. - I nie przyszłaś szukać tu inspiracji? W takim razie pozwólcie, że będę waszym przewodnikiem po tej dzielnicy. Wypada mi jako przedstawicielowi miasta okazać się gościnność w jego imieniu.

Te słowa sprawiły, że Tancrist zaczął przyglądać się podejrzliwie rzeźbiarzowi płomieni.
Również Eshte zmierzyła go czujnym spojrzeniem znawczyni świata.

- Jesteś trochę wysoki jak na gnoma - oceniła w końcu błyskotliwie - Bo to chyba one są gospodarzami w tej dzielnicy, co nie?

- Dzielnicy tak, ale dzielnica jest częścią miasta w którym mieszkam. Ja zaś jestem sekretarzem miejskiej gildii magów i alchemików, do których należy wielu z tutejszych gnomów. A one są, cóż… jeśli wiesz cokolwiek o tej małej rasie, to powinnaś wiedzieć, że nie znajdziesz nikogo kto miałby czas Cię oprowadzać. One zawsze są czymś zajęte - odparł rzeźbiarz płomieni.

- Sekretarzem? - Eshte zerknęła pytająco na swojego mężusia. Nic jej nie mówił ten tytuł, z którego tak dumny wydawał się być długowłosy mężczyzna. Ale za to wiedziała coś innego. I ta wiedza sprawiła, że wydęła wargi w niezadowolonym grymasie. - Czyli… nie jesteś wędrownym artystą, nie żyjesz dla zachwycania świata swoją sztuką. A mimo to walczysz o tytuł Króla Kuglarzy? Jesteś trochę zachłanny, co?

- Jestem wielkim artystą i nie widzę powodu dla którego miałbym rezygnować z walki o tytuł, który z racji talentu mi się należy
- stwierdziła sekretarz dumnie unosząc podbródek. - To że podróżujesz nie czyni twojej sztuki lepszą od mojej. A jeśli uważasz inaczej, to cóż… będziesz miała okazję udowodnić swoje racje. Jeśli jednak przegrasz, to łaskawie nie będę wypominał ci twoich wcześniejszych przechwałek.

Ruchacz milczał najwyraźniej uznając, że kwestia tytułu maga nie ma znaczenia lub uznał wtrącanie się z tłumaczeniami w werbalną rywalizację dwójki artystów, za zbyt groźne dla swojego zdrowia.

- KIEDY wygram turniej i zostanę Królową Kuglarzy, to.. kto wie jaki będzie mój pierwszy kaprys. - Elfka błysnęła ząbkami w krnąbrnym uśmieszku. - Może postanowię zdobyć sobie też i twój tytuł. Sekretarz Eshtelëa ma nie najgorsze brzmienie.

Machała ostrym języczkiem, co jednak nie było podsycane wściekłością czy zazdrością, a jej wyjątkowo pozytywnym rozbawieniem tą kąśliwą wymianą zdań ze swoim rywalem o koronę. Równie dobrze Pan Hrabia mógł już teraz uderzyć w gong na znak rozpoczęcia ich pojedynku, nawet jeśli żadne z nich nie ciskało ogniem. A przynajmniej jeszcze nie.

- Gratuluję pewności siebie. Ale sama pewność nie zapewni ci zwycięstwa, ni przechwałki wróżki - odparł z bezczelnym uśmiechem rywal i dodał śmiejąc się. - Aczkolwiek mój tytuł leży poza twoimi możliwościami.

- Ha ha ha! Jeszcze nic nie wiesz o moich możliwościach!
- sztukmistrzyni parsknęła głośnym, teatralnym śmiechem. Jego docinki skutecznie odbijały się od tarczy dumy i pewności siebie, w którą uzbroiła się Eshte. Ale wyglądało na to, że on też taką posiadał.
Postąpiła jeden krok do przodu i wycelowała palec wskazujący w długowłosego Pięknisia - Ale kiedy już zobaczysz mój występ, kiedy zachwycisz się moją sztuką i uznasz wyższość mojego talentu, to wtedy sam będziesz chciał mi oddać swój tytuł.

- Zastanawiam się czy ty masz jakiś tytuł warty wygrania
- odgryzł się magik, a Ruchacz wtrącił - Dość tych pogaduszek, ty pewnie masz co robić, a my mamy zakupy do zrobienia i nie potrzebujemy przewodnika. - Poprawił złowieszczo okulary i równie złowieszczym tonem dodał - Ro- zu- mie- my się?

- Absolutnie…
- odparł nieco blady rzeźbiarz płomieni, po czym cofnął się zwracając do Eshte. - Życzyłbym ci powodzenia Nellithiel del Taltauré, ale szkoda robić ci nadziei na zwycięstwo.

- E, możesz całą nadzieję zostawić sobie. Mi wystarczy mój talent!
- odcięła się Eshte, ale zamachała mu ręką na pożegnanie pomimo tego ich krótkiego pojedynku na złośliwostki.

Potem odwróciła się i żwawym, wręcz sprężystym krokiem, ruszyła uliczką wraz z Thaaneeekryyystem.
- To teraz chodźmy zobaczyć co ciekawego gnomy mają na sprzedaż - powiedziała zacierając dłonie.

Czarownik zaciągnął żonkę do pobliskiego sklepiku i warsztatu alchemika w jednym. Niski sufit, półki pełne słoi, słoików, fiolek i butelek. Każda wypełniona jakimś organem, rośliną lub małym stworzeniem. Zapachy wypełniały małe pomieszczenie. Zapachy bardzo intensywne i różne. Kuglarce zakręciło się od nich w głowie.

Niemniej Tancrist wydawał się tu czuć jak w domu. Od razu zaczął rozmawiać z jasnobrodym gnomem w zielonym kubraku.




Sprzedawał mu słoik migoczącego pyłu, a sam Ruchacz był szczególnie zainteresowany trzema słoikami, z dziwnymi śluzami i zatopionymi w nich kwiatami. Czarownik i alchemik zajęci targowaniem na moment zapomnieli o najważniejszym.
O Eshte.

Mało powiedzieć, że elfka była zawiedziona wyborem sklepiku przez Thaaneeekryysta. Wystarczyło jedno zerknięcie do środka przez okno, aby domyślić się, że nie znajdzie tutaj ani ładniutkich błyskotek, ani przedmiotów służących do przyzwania smoków. Rośliny były za mało interesujące, stworzenia zbyt martwe, a ten wszechobecny śluz nie tylko paskudny, ale także bezużyteczny w jej oczach. Chociaż nie, nie do końca. Zabawnym byłoby wylać zawartość jednego z tych największych słojów prosto na głowę Paniuni, jednak Eshte nie była błaznem, żeby rozbawiać żartami swoją widownię. Takie rozrywki mogła zostawić dla siebie.

A zatem, zostawiona sama sobie, kręciła się po sklepiku i przyglądała się co ciekawszym okazom zamkniętym w naczyniach. Poruszając ustami próbowała bezgłośnie odczytywać etykiety z fikuśnymi, nic jej nie mówiącymi nazwami. Krzywiła się na widok co bardziej makabrycznych "dzieł" tego gnoma. Aż w końcu postukiwała palcami w słoiki będące domem dla przeróżnych stworzonek, które miały nieszczęście wpaść w ręce tutejszego miłośnika śluzu. Co za paskudny los.

- Aaach… panienka dobrze wybrała, to rzeczywiście pomaga na płodność. - Usłyszała w końcu głos sprzedawcy, gdy przyglądała się kolejnym śluzom zamkniętych w słojach. - To zapewni panience dziecko… odpowiednio stosowane.

W końcu zwrócono na nią uwagę, ale znaczenie słów gnoma było… niepokojące.

- Dz.. dziecko?! - Gnom nawet sobie nie wyobrażał jak wielkie, wielkie miał szczęście, że Eshte nie trzymała w dłoniach tego słoja, bo z zaskoczenia byłaby go upuściła. I ani myślałaby za niego zapłacić.

Póki co poprzestała na gwałtownym odskoczeniu od naczynia, jak gdyby samo patrzenie na jego zawartość mogło zasiać w jej brzuchu jakiegoś pędraka.

- O nie, na pewno nie! - Z rozgrzaną do czerwoności twarzą skrzyżowała ręce na piersi i powiedziała z pretensją. - To ciało jest zbyt cenne, aby miało je zrujnować jakieś dziecko. Wręcz potrzebuję czegoś chroniącego mnie przed płodnością.

- Oooo, to też mam
- odparł z uśmiechem sprzedawca. - Po okazyjnej cenie. Bardzo popularne w wyższych sferach. Zainteresowana panienka?

- Eeee… to zależy
- mruknęła elfka wodząc powątpiewającym spojrzeniem po słojach i innych naczyniach, zdawałoby się że zastawiających każdą powierzchnię sklepiku. - Czy będę musiała zjeść coś paskudnego? Coś…ociekającego śluzem?

- Mamy proszki dosypywane do wina
- powiedział gnom z szerokim uśmiechem, a Ruchacz wtrącił się nagle. - Nie będziemy ich potrzebować. Może masz coś przydatnego do występu?

- Aaaa o jakim występie mówimy?
- zapytał sprzedawca.

- O moim dzisiejszym występie na turnieju o tytuł Królowej Kuglarzy! - powiedziała Eshte znów nadymając się dumą. I nawet w jej oczach obrzydzenie do tutejszych wyborów zostało wypchnięte przez nadzieję, że może, MOŻE, gdzieś w tym całym śluzie odnajdzie spełnienie swoich kaprysów. - Jestem znaną artystką tańczącą z ogniem i rozglądam się za kolejnymi inspiracjami. Masz jakiś specyfik, który przemieni mnie w smoka? Albo dzięki któremu będę mogła przywołać wielkiego, ognistego ptaka?

- W smoka? Raczej nie. Może być jakiś ptak, ale nie za duży i z pewnością nie ognisty. A i nie pokazywałbym samej przemiany tłumowi… nie jest zbyt estetyczna.
- odparł alchemik sięgając ku fiolkom stojącym na niskiej półce znajdującej się blisko Ruchacza. - No i wypadałoby byś znikła z oczu gawiedzi nim mikstura przestanie działać, bo będziesz… goła.

- Może mikstury zionięcia ogniem?
- zapytał czarownik starając się nakierować zainteresowanie elfki, ku bardziej sensownym, wedle niego, wyborom. - Lub zmiany potu w kolorową mgiełkę?

- Mam miksturę do zmiany potu w mgiełkę, ale musiałbym dopiero pokombinować nad kolorami. Zajmie mi to z dwie godziny
- zadumał się alchemik.

Gdyby Eshte nie wiedziała, że czarownik jest skończonym bezguściem artystycznym, to w tym momencie spojrzałaby na niego z wyrazem zniesmaczenia w oczach.
- Mój pot mógłby się mienić wszystkimi kolorami tęczy, a i tak nie byłoby w nim niczego zachwycającego i wartego oklaskiwania - skwitowała poprzestając teraz tylko na pokręceniu głową w reakcji na jego niedorzeczną propozycję. - Toooo…może chociaż napitek, dzięki któremu będę mogła czarować dłużej i potężniej?

- Nie. To niebezpieczne i niepotrzebne. I tak masz spory potencjał. Co najwyżej nie umiesz z niego efektywnie korzystać. A poza tym… nie słuchasz co mówimy.
- Machnął ręką “zawsze wiedzący najlepiej” mężuś. - Nie mówimy o kolorowym pocie, a ciągle otaczającej cię podczas występu migotliwej mgiełce.

- Popraw mnie jeśli się mylę
- Oh, Eshte się nie myliła, inaczej nie otworzyłaby tej pułapki - Ale zdaje się, że jestem tutaj jedyną artystką i tylko ja wiem, co będzie pasowało do mojego występu. Żadna kolorowa mgiełka nie będzie miała sensu, kiedy będę otulona płomieniami - skwitowała mając głęboko po dziurki w nosie tego wymądrzania się czarownika. Tym bardziej, że przecież rozmawiali o jej sztuce. Jej! On nie miał w tym temacie nic do gadania tym swoim aroganckim tonem.

Wraz z westchnieniem wypuściła z siebie nieco poddenerwowania. Ponownie powiodła spojrzeniem po półkach, tym razem już z przygaszoną nadzieją na znalezienie czegoś wartego przyozdobienia swojego występu. - To może jakiś proszek wzbijający obłoki kolorowego, gęstego dymu? Ooooh, najlepiej gdyby jeszcze strzelał iskrami!

- Mam oczywiście proch, który można zmieszać z barwnikami. I podpalone będą dymić kolorowo… zajmie mi to dwie godziny
- zadumał się gnom, podczas, gdy elfka wypatrzyła interesująco wyglądającą fiolkę. Sięgnęła po nią, otworzyła, powąchała. Zapach był mocny, piżmowy… znajomy. Tak pachniały szaty Thaneekryysta. Tak pachniał sam Ruchacz, gdy tuliła się do niego w nocy. Lubiła ten zapach i uśmiechnęła się mimowolnie na wspomnienie tych chwil.

Bardzo to kuglarkę rozkojarzyło. Na krótką chwilę zapomniała o cennym czasie, o prochu i nawet o swoim wieczornym występie, który tak wiele znaczył dla jej sławy. Zapach przyjemnie drażnił jej zmysły, przyprawiał nie tylko o głupiutki uśmieszek, ale także o rumieniec na policzkach.
Lekko zakołysała fiolką, pytając - A to? Co to jest? Do czego służy?

- To jest pachnidło. Ino dla mężczyzn, służy by się niewiastom mogli przypodobać.
- Po czym gnom wskazał na półkę przeciwną. - Tam zaś są pachnidła dla dziewcząt.

Z nagle uniesioną wysoko brwią, Eshte odstawiła fiolkę na jej miejsce, po czym podeszła do swojego mężusia. Nachyliła się ku niemu i ostentacyjnie pociągnęła nosem.
- Ty tak pachniesz. Komu próbujesz się przypodobać? - Wyprostowała się i z chytrym błyskiem w oku wskazała siebie palcem. - Tej tutaj niewieście? To już nie wystarczy ci pyłek Trixie?

- Oczywiście, że próbuję się przypodobać… mojej kochanej żonce. Czyż nie jest zjawiskowa, czyż nie jest zachwycająca, czyż nie jest przepiękna, czyż nie jest genialną artystką? Czyż nie jest warta by ją adorować, by jej się przypodobać?
- odparł z bezczelnym uśmiechem Ruchacz, a kuglarka czuła jak żarcik obraca się przeciw niej. Jak jej twarz robi się coraz bardziej czerwona, uszy pewnie już płoną. I to jeszcze przyjemne ciepełko… nie tylko lepkie między udami, ale też i na serduszku, które trzepotało tak mocno w klatce sercowej.

Oczywiście łajdak kłamał, musiał kłamać. Bo jeśliby mówił prawdę… elfka czułaby się jak miękkie masełko. I rozpływała w radości przed nim. Niestety brzmiało to bardzo… szczerze i czuła pokusę, by obdarzyć Thaanekryysta całusem w policzek.

To wyznanie porządnie przytkało Eshte. Pod jego wpływem przetoczyło się przez nią wiele silnych emocji, a że nie była ani subtelna, ani nie potrafiła dobrze ukrywać swoich wewnętrznych sporów, to wszystko dobrze odbijało się na jej twarzy. Nie mogła się zdecydować czy rozchylić usta w słodko-idiotycznym uśmieszku, czy może jednak wykrzywić w grymasie pogardy. Zachichotać głupiutko czy zarzucić mu wygadywanie głupot. Przyciągnąć go do siebie i obdarzyć całusem czy zacisnąć dłoń w piąstkę i uderzyć go w zemście.

Uparty charakter przeciwko temu dziwacznemu trzepotaniu w sercu, cóż to była za ciężka walka. Koniec końców wygrała trzecia strona, czyli…instynkt przetrwania sztukmistrzyni. Był on w niej tak silny, że odzywał się nawet w tych bardzo niezręcznych damsko-męskich sytuacjach.

Obróciła się gwałtownie i zawołała do sklepikarza - Weźmiemy ten proszek, co to ma chronić mnie przed dziećmi!

- Oczywiście… taka młoda parka zakochanych, ma jeszcze czas na dzieci
- odparł wesoło gnom, pakując do torby nie tylko proszki, które zamówiła kuglarka, ale też i kilka innych maści wybranych przez Ruchacza.

Zanim kuglarka zdążyła się oburzyć, na te bezczelne sugestie, czarownik zapłacił za zakupy kilkunastoma monetami. A następnie pochwycił oburzoną elfkę i płócienny wór z miksturami, i pospiesznie wyszedł na zewnątrz.
Tam odetchnął głośno i zwrócił się do Eshte - No i mam ostatni składnik potrzebny do maści na twoje blizny od oparzeń. O ile nadal jesteś zainteresowana odrobiną ulgi?

Eshte potknęła się lekko o własne nogi, tak ją znowu zaskoczył tej łajdak. Tym razem jego bronią nie były ani komplementy, ani ten jego przedziwny urok zapewne pochodzący z wnętrza flakoniku z pachnidłami. Nie, tym razem zaatakował ją swoją troską. Nie spodziewała się, że pamiętał jej narzekania na blizny. A już tym bardziej, że zamierzał jej z nimi pomóc.

- Eee…to nie tak, że codziennie przeżywam katusze z ich powodu. Ale skoro już masz składniki, to wysmaruję się tą twoją maścią. Sama - podkreśliła stanowczym tonem głosu, w razie gdyby był to tylko kolejny sposób tego lubieżnika na zmacanie jej ciała.
Odwróciła się, spojrzała na sklepik i westchnęła z rozżaleniem - Eh, tak szybko mnie stamtąd wyciągnąłeś, że teraz nie wiem które z nas ma wypijać wino z tym proszkiem. I jak często!

- A jak często planujesz figlować ze swoim mężem?
- zapytał czarownik przyglądając się kuglarce. - Bo takie rzeczy bierze się przed lub po zabawie.

- A jak często masz zamiar zmuszać mnie do wdychania pyłku Trixie?
- odgryzła się Eshte szybko, nie pozwalając mu ani na chwilę zapomnieć, że to on był winny tej… zabawie. Pff, zabawa, dobre sobie.

- Zakładasz, że potrzebuję do tego pyłku Trixie. Przecież co mi broni, przycisnąć moją żonkę do ściany… obsypać jej usta i szyję pocałunkami. Szeptać czułe słówka do jej uszka - zamruczał czarownik blisko owego ucha, wywołując purpurę na twarzy kuglarki.
Niestety… nie był to objaw gniewu. Wizja którą roztaczał jej mężuś, znów przyspieszyła bicie jej serca i wywołała dziwne lepkie pragnienia w jej głowie. Co gorsza, pewnie miał rację. Bo jak mu się Eshte oprze, gdy Ruchacz zamknie jej usta pocałunkami i zamąci nimi w jej głowie?
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 24-08-2023 o 01:58.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172