Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2023, 20:47   #124
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Takiego mrowia zwierząt Cadoc, choć wśród pasterzy wielokrotnie przebywając, w życiu nie widział. Wiedział z zasłyszenia już, że Lord Cenric to bogacz, ale bardziej sobie to wyobrażał w postaci przepychu dworskiego. Sukien fikuśnych, kryształów rżniętych, czy wcale, a wcale żołnierskiej strawy, a przeciwnie niesmacznej i cudacznej. Tymczasem teraz miał okazję dostrzec najprawdziwsze bogactwo wielkiego Pana Roha. I bezmiar tegoż rogatego złota wprawił go w większe oniemienie aniżeli wszystkie grimbornowe eoredy z kwiatem takiego rycerstwa jak imć Erkenhelm.

Z trudem szło sadzowłosemu ogarnięcie myślą, że jeden człowiek może tyle mieć, bo choć patron jego Saruman przecież większą potęgą, bo mądrością dysponował, to… mądrością klanów się nie wykarmi. Mądrości nie sprzeda się po dobrej cenie każdemu, napotkanemu. Nie wymieni zawsze na suche posłanie i bezpieczny kąt. Nie uszyje z mądrości zbroi, ani nie zadba o przychówek. Kimże był ten Lord Cenric, tak potężny i tak znienawidzony przez Eogara w zazdrości o królewskie względy, których przecież tyle mając dobra, nie potrzebował?

Odpowiedź na pytanie jednak nie przyszła, bo niebo zaczęło burzyć się nad nimi, a wiatr wzmagać w dziwny i gwałtowny sposób. Rogacz uniósł się w siodle wdychając głębiej zapach w płuca. Charakterystyczny i ulotny, ale dla kogoś kto wychował się na pogórzu i w dodatku zaznajomionym z tajnikami ognia, nieobcy.
- Burza... To Cyfnos y Duwiau - szepnął a w jego głosie słychać było z rzadka tak bardzo widoczne niedowierzanie, które zanikło gdy krzyknął do pasterzy i zbrojnych - To czarna burza! Baczcie stada!

Mógł nie kochać Rohirrimów. Ale w obliczu okrutnych kaprysów natury wszyscy mężowie byli sobie równi. I Rogacz ze skalnego rumowiska tak samo ratowałby Roha, jak i swojego. Bez najmniejszego zawahania zaczynając od najbliższego, a nie bliższemu pochodzeniu. Od razu wiedział, że nie zostawi pasterzy jeśli będzie mógł się przydać.

Szybko myśląc nawet nie zwrócił uwagi na to co robią pozostali. Skupił się na zwierzętach. Wielkie stado musiało mieć przynajmniej kilku przewodników wiodących je ku panicznej ucieczce. Odnalezienie ich w tym mrowiu jednak okazało się arcytrudne. Koń ledwo się go słuchał, bydło ryczało, ludzie krzyczeli, niebo pohukiwało. Zamęt wdzierał się do głowy każdym zmysłem. Dudnienie podłoża zaś przywodziło na myśl zawalenie się całej góry. Dając się ponieść z kierunkiem stada, musiał Cadoc sam siebie opanować najpierw nim miał się tu zdać na cokolwiek. Po chwili jednak oko jakby instynktownie wyłowiło jednego z liderów stada. Potem następnego i następnego. Gdyby rozgonić skupione wokół niego sztuki by same siebie spowolniały…
Nakierował konia na krawędź stada skąd chciał najbardziej skrajną grupę rozbić nieco. Wierzchowiec, albo czując zagrożenie, albo przeciwnie ufając i wyczuwając intencje jeźdźca gładko przepchnął się między bydłem skąd Cadoc pokrzykiwaniem mógł zrealizować swój zamysł.
I choć serce waliło w rytm dudnienia, to tu drugie zaczęło powoli ustępować, a wicher jakby tylko ziewnąwszy, się uspokajać.
Pozostało wprawnie z innymi pasterzami uspokoić rozdrobnione grupy i zagonić w całość…
Tylko, że… Sadzowłosy rozejrzał się wokoło nerwowo. Krzykom i pogwizdywaniom nie było końca. Nadal niektóre zwierzęta nie miały się ku spokojowi. Jednak pośród tego zgiełku nie zoczył nigdzie Gondoryjki.
- Eiliandis! - krzyknął unosząc się w siodle choć niewiele to dawało.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem