[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=lG0ssGCTJqY[/MEDIA]
Noc podczas której dusza Billego Macruma odzyskała spokój a Wikvaya zaginęła nie skończyła się wraz z pierwszym brzaskiem. Nie dla Darylla Singeltona. Gdy policja i służby ratunkowe dotarły na miejsce, nastolatek nie wydusił z siebie ani słowa. Ani na Wzgórzu Kochanków, ani później w szpitalu i na komisariacie. Nie odezwał się też słowem, gdy Debra zabrała go w końcu do pensjonatu. Kiedy nie siedział w pokoju, snuł się korytarzami „Sowy i Niedźwiedzia”. Czasem zatrzymywał się pod drzwiami Wii, czasem wydawało mi się, że słyszy jej oddech i wpadał tam ze ściśniętym gardłem. Ale pokój zawsze pozostawał pusty, pogrążony w mroku jak on sam. Słońce wzeszło dopiero w dniu, gdy Debra Singelton nagle osunęła się z płaczem, z rąk wypadły jej świeże prześcieradła i zalała się łzami. Daryll przyglądał jej się w milczeniu, a potem podniósł prześcieradła i zaniósł je do pokoi dla gości. Wieczorem odezwał się do mamy po raz pierwszy. Ledwo poznawał swój głos. Następnego dnia wyszorował korytarze, naprawił przeciekającą rynnę i przyjął gości w recepcji. Pracował ciężko, codziennie, niestrudzenie, za dwóch. Za siebie i siostrę.
Za pieniądze, które dawała mu Debra kupił gwoździe i deski.
Wrócił też w końcu do szkoły. Przyjaciele Wikvayii otoczyli go opieką. Jedyną osobą, która teraz mu dokuczała była Paulina Dermound. Oddałby wszystko, by dołączył do niej Bryan z kumplami. Czasem widywał jego młodego brata. Tamtej nocy gdy Chase zginął, Daryll planował się oddać w ręce policji. Wszystko się zmieniło, gdy Wikvaya zniknęła. W mrokach świadomości chłopaka tliła się myśl, że mama nie przeżyje podwójnej straty. Nawet jeśli na to sobie zasłużyła. Wciąż ją kochał.
Po lekcjach, w wolnym czasie wytrwale budował. Deska po desce.
W weekendy jeździł do Billings, na oddział onkologii, gdzie kiedyś spędził kilka miesięcy jako pacjent. Mniejszym dzieciakom czytał książki, ze starszymi grywał w planszówki. Żałował że nie jest taki jak Bart, że nie jest duszą towarzystwa. Ktoś taki jak Spinelli z pewnością tchnąłby w to miejsce więcej radości i optymizmu. Chociaż….Bart stracił przecież macochę, i nawet ślepiec by zauważył, że lubił Anastasię Bianco. Anastasia umarła mu na rękach, Daryll pamiętał to, odtwarzał noc na Wzgórzu Kochanków tysiące razy. Nie miał pojęcia w jakiej kondycji jest Spinelli. Czy zgodziłby się kiedyś spotkać i pogadać z dzieciakami z Billings. Raz Singelton wykręcił jego numer, lecz zanim ktoś podniósł słuchawkę, przerwał połączenie, stchórzył.
Mijały dni. Budynek nabierał kształtów.
Pewne rzeczy się nie zmieniają, a niektóre naturalnie ewoluują. Daryll wciąż lubił spędzać samotnie czas w górach. Nie zabierał jednak już ze sobą strzelby, broń zastąpił aparat. Należał do Wii, Singelton znalazł go w jej pokoju, gdy pewnego dnia odważył się w końcu przystąpić przez próg. Zdjęcia wywoływał w miasteczku, w tym samym sklepie, gdzie tysiąc lat temu razem z Markiem zaopatrzyli się w latarki. Tak jak Bart bywał śmieszkiem i niepoprawnym optymistą, tak Mark wydawał zupełnie niezachwiany. Wilk zranił go, ale Daryll podejrzewał, że pozostawił tylko blizny na skórze.
Szopa została w końcu ukończona 31 października 1995 roku, w święto Halloween. Data była zupełnie przypadkowa. A może jednak miała większe znaczenie, niż mu się zdawało? Drewniany budyneczek stanowił niemal wierną kopię tego, który stał od lat na farmie Macrumów. Nie tylko konstrukcja stanowiła bliźniacze odbicie. W środku Daryll rozwiesił zdjęcia Wikvayii, a wokół nich paliły się znicze.
Myśliwskim nożem w desce przed wejściem wyrył dobrze znany mu symbol.