Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2023, 11:55   #87
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Tak jak ich? - Billingsley powiodła ręką po okolicy wskazując na ofiary odrażającej masakry. Druidka nawet nie starała się ukryć, że ten widok budzi w niej odrazę.
- Tak jak ich.
- I ja mam się nie obawiać? - Spytała z przesadnym zdziwieniem.
- Nikt nie powinien obawiać się sądu posłańców Zwierzchności. Zawsze są sprawiedliwe.
- Jak na mój gust, to twarze twoich ofiar są pełne obaw. Coś chyba nie działa w tym twoim planie - Vannessa czuła się jakby rozmawiała z socjopatą.
- To nie jest mój plan, córo Ewy. To plan Zwierzchności. I to nie moje ofiary. To osądzeni, których grzechy zmazano i wybaczono. W odpowiedzi, rzekł do niego Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego. Zatem sądzimy żywych i martwych. Ty jesteś żywa, więc nie musisz się bać sprawiedliwości. Tobie zapewne dane będzie ujrzeć chwałę Niebios.
I pamiętaj, córo Ewy, co powiedział Syn Boży. Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne; kto zaś nie wierzy Synowi, nie ujrzy życia, lecz grozi mu gniew Boży.
- Tak między nami, to twój kumpel już mnie osądził. Nawet wyrok już wydał. Także tobie to chyba tylko pozostaje wykonać ów wyrok - słowa skrzydlatej istoty przypominającej anioła brzmiały sensownie. Chociaż sam rytuał przejścia budził poważne obawy i do tego wstręt zwłaszcza u ludzi do których Vannessa z pewnością się zaliczyła. - Czy zatem skazaniec ma prawo do ostatniego życzenia?
- Nikt z posłańców Zwierzchności jeszcze cię nie osądził, córo Ewy. I nie jesteś skazańcem tylko osądzoną.
- Ależ zostałam. Koło Yorku. Najlepiej twój kolega chciał mnie zabić za pychę. A gdy powiedziałam, że na ten moment to raczej czuję gniew, to stwierdził, że gniew też może być - Vannessa pobieżnie opisała przygodę, która wydarzyła się podczas podróży z Brigit.
- Podejdź zatem i dokończymy oczyszczenia - zaproponował Skrzydlaty równie beznamiętnym tonem, jak prowadził całą konwersację.
- Wiesz, o ile wierzę w plan i nieomylność oraz miłosierdzie Zwierzchności, to jednak przeraża mnie sposób w jaki to wszystko się dokonuje - powiedziała spokojnie Vannessa próbując jednocześnie wysondować czym jest ta istota. - Dla ciebie to może nic takiego, ale dla nas, śmiertelników, no sam rozumiesz, to dość makabryczne. Czy możesz mi objaśnić co się stanie? Rozwleczesz moje wnętrzności po okolicy bym w męczarniach konała? Tak sama? Bez rodziny i bliskich?
- Zostaniesz osądzona.
Wyczuła potężną moc bijącą od istoty. Było to niczym spojrzenie w słońce lub do wnętrza wielkiego hutniczego pieca. Skrzydlaty był niezwykle silny zarówno pod względem fizycznym jak i magicznym.
- Wyrok już znam - zauważyła rzeczowo Druidka. - Co będzie dalej? - Anioły, demony. Istoty o pięknych twarzach i paskudnym usposobieniu lub odwrotnie. Wprawdzie Vannessa nie znała żadnego anioła, ale ten tu osobnik nie pasował do przedstawień, które znała z kościoła. - To może ja tu postoję, a Ty przylecisz do mnie. Tak będzie łatwiej. Nie ucieknę.
- Zawarliśmy porozumienie, z tymi, którzy chronią tego miejsca i ludzi w środku. Nie złamiemy danego przyrzeczenia. Osądzimy wszystkich, jak upłynie wyznaczony im czas. Dlatego nie przyjdę do ciebie, córo Ewy. Jeśli chcesz szybszego sądu i chcesz szybko stanąć przed obliczem Zwierzchności, aby pławić się w łasce Wszechstwórcy, podejdź.
- To tak można? - Vannessa nie ukrywała swojego zdziwienia. Było to dość zaskakujące, że posłańcy wykonujący w tak brutalny sposób boskie wyroki dogadali się z tymi, których mieli osądzić i przenieść do wieczności.
- Nadszedł Czas Sądu. - odpowiedział skrzydlaty.
- Widać to gołym okiem - odparła nieco rozczarowana odpowiedzią, którą uzyskała. - Jednak spokojnie poczekam na swoją kolej nie wychodząc przed szereg. Żegnaj zatem - pozdrowiła ruchem ręki tego bezdusznego socjopatę, jak go w myślach ochrzciła i ruszyła dalej wzdłuż bariery.
Stojące w zenicie słońce dawało się we znaki. Druidka zdawała sobie sprawę, że jeżeli szybko nie uzupełni zapasu wody, to ze Stwórcą może spotkać się dużo szybciej.

Anioł obserwował odchodzącą druidkę siedząc na wierzchołku drzewa.

Idąc po obwodzie "magicznej strefy" tuż za nią widziała kolejne drzewa ozdobione trupami. W pewnym momencie las poza barierą przerzedzał się, otwierał na wąską, wylaną asfaltem drogę, która przecinała zagajnik. Na drodze stał, wbity w drzewo na poboczu, samochód - kilkadziesiąt kroków od krawędzi bariery. Koło niego widziała plamy krwi. Przednia szyba była też zalana zastygłą, pociemniałą purpurą. Na masce siedział kolejny anioł, bliźniaczo podobny do pierwszego, ale z bardziej różowym kolorem upierzenia i włócznią, zamiast miecza. Oczy anioła płonęły ogniem, podobnie jak napierśnik który zakrywał jego tors.

I dopiero, kiedy się poruszył, Vannessa zobaczyła jakiegoś mężczyznę z bronią - karabinem. Lufa broni skierowała się w stronę druidki, ale mężczyzna szybko ją opuścił.

- Uważaj, dziewczyno - rzucił w jej stronę nieznajomy. - Na twoim miejscu raczej zawijał bym się stąd do "Radości". Trzymaj się tej drogi i zaraz będziesz pod główną bramą. I nie kręć się sama po lesie. Już dwa razy nas zaatakowano. Jesteś tutaj sama? Potrzebujesz czegoś?

Anioł na rozbitym samochodzie poruszył się. W jego lewej ręce pojawił się jakiś przedmiot. Odcięta głowa należąca chyba do młodej dziewczyny. Głowa zaśmiała się upiornym, zupełnie nie pasującym do sytuacji, radosnym śmiechem rozbawionej dziewczynki.

- Skurwiel - mężczyzna chciał splunąć, ale najwyraźniej, podobnie jak Vannessa miał przesuszone gardło. - Robi to specjalnie.

- Nie, dziękuję - odpowiedziała Vannessa po dłuższej chwili gapienia się na mężczyznę. Prawdę powiedziawszy, to wystraszył ją mocno. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że teren ten może być naszpikowany ludźmi pilnującymi, no właśnie czego?
- Dam Ci dobrą radę. Zignoruj go. Skoro robi to specjalnie, to ma w tym cel. I widać, że osiąga go - dodała chcą choć trochę dodać sobie odwagi. - Można spytać kto was zaatakował?
- Te skrzydlate skurwiele. - spojrzał na anioła. - A potem jeszcze ktoś, ale nie mam pojęcia kto, bo miałem nie opuszczać tego posterunku.
- Aha - Billingsley odpowiedziała bardzo elokwentnie przenosząc wzrok na skrzydlatego stwora na wraku auta. Ciekawiło ją czy poza fizycznym podobieństwem do wcześniej napotkanego i "duchowo" są braćmi.
I w jednym i w drugim przypadku uczucia były podobne. Więc obaj aniołowie byli tacy sami.
To było zastanawiające. Ten drugi zdawał się mieć zawarte porozumienie w głębokim poważaniu. Podczas gdy ten pierwszy traktował je bardzo poważnie. A przynajmniej takie sprawiał wrażenie.
Gdzieś w okolicy Vannessa wyczuła jeszcze jakiegoś Odmieńca i dwa słabsze byty - chyba loup-garou.
Nie miała jednak czasu i ochoty sprawdzać co to było.
Grzecznie pożegnała się ze strażnikiem życząc mu spokojnej służby i ruszyła dalej. Odeszła dookoła całą barierę. Wszędzie było tak sama. Tą drogą nie dało się bezpiecznie wydostać. Co było bardzo deprymujące. Umknęła tak blisko i jednocześnie tak daleko od rodziny i bliskich.
Wtem do głowy przyszło jej, że może powinna wrócić do miejsca, w którym pojawiła się tutaj. Może tam znajdzie coś co pomoże jej wrócić, nawet w to miejsce z którego tu trafiła.
Postanowiła zatem zbadać to miejsce. Nie chcąc się zbytnio afiszować odczekała aż nikt nie będzie się tam kręci.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline