Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2023, 06:34   #126
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Dwie godziny zacinał ostry deszcz chłoszcząc z wiatrem ludzi i zwierzęta. Choć stado opanowane to nadal niespokojne doglądanie było przez konnych. Wiele sztuk uciekło spłoszonych i wracało w asyście konnych pasterzy. Na szczęście nie zginął żaden człowiek. Kilku tylko odniosło mniej lub bardziej poważne rany, które wymagały leczenia. Nieco gorzej bilans przestawiał się pośród kopytnych. Tuzin stratowanej rogacizny zalegał w trawach oraz jeden ogier.

Pasterze sprawnie uwijali się komunikując między sobą gwizdami, dźwiękiem rogów, gestami oraz charakterystycznymi okrzykami komend na które reagowały zwierzęta.

Wraz z ulewą przechodzącą w bezwietrzny letni deszcz, z cichym szumem jego dźwięków łączyły się uspokajające stado pieśni Eorlingów.

Rogacz chyba nie do końca zdawał sobie sprawę jak szybkim podjęciem decyzji, której egzekucja okazała się ostatecznie bezbłędna, pomógł pasterzom i zwierzętom narażając własne życie. Niepozorny koń, którego kupił od Éomana z Pięciu Dębów, pokazał nie tylko posłuszeństwo wobec jeźdźca i odwagę, ale i lojalną ufność, że oboje zawierzyli swoje przeznaczenie we wspólnym celu.
Widział Dunlandczyk jak jeden z pasterzy, pod którego wierzchowca w pełnym chwale zwaliła się rozpędzona krowa, wyleciał z siodła. Jego koń wprawdzie koziołkował krócej od jeźdźca, to tylko szczęściem ominęli stratowania na smierć pod kopytami omijających i skaczących niezdarnie nad nimi bydłem.
Gdy rozejrzał się w trosce za Eliandis zobaczył w oddali uzdrowicielkę pochyloną nad nieprzytomnym człowiekiem. Jak się później okazało Rohirrimrm, którego twarz zalana cała była krwią z rany na głowie od kopyta.

Zwinnoręki czuł jak emocje i ekscytacja rozsadzały go mimowolnie od wewnątrz jakby ogarnięty był falą ognistej energii, której długo nie mogły ugasić bezpardonowe strumienie wody lejącej się z ciemnochmurnego nieba. I jego wierzchowiec zdał egzamin i cierpliwie pracował jakby niemal sam wiedząc co robić, a może tak dobrze rozumiejąc jeźdźca. To Leśny Człowiek odnalazł stratowanego ogiera, który choć jeszcze żył, nie miał szans na przeżycie. Otwarte złamania przednich kończyn i okrągłe dziury z brzucha i szyi wypełnione były chrupiąca krwią, która spływała jak wino z przelanego naczynia po białym obrusie sierści. W oczach zwierzęcia widział cierpienie i strach tak jak upolowanej zwierzyny, której życia nie zakończył czysty strzał w serce lub płuca i męczyła się ze świadomością zbliżającego końca. Przynajmniej wiedział, lub wierzył, że w takich chwilach natura zabierała im ból fizyczny. Ten inny koiła tylko szybka śmierć.

Przed pasterzami było nadal sporo pracy i czuwania nad pobudzonym stadem, lecz zbrojni ze Wschodniej dosyć szybko zbliżyli się do bractwa. Ich wdzięczność była tak szczera i otwarta jak bezinteresownie okazana im pomoc nieznajomych.

- Jedzcie z nami do naszego lorda. Damy świadectwo waszej odwagi i poświęcenia. Kto wie, jak skończyłby się popłoch bez waszej pomocy. - mówili. - Niedaleko stąd obozem stoi.




Deszcz ustał już całkiem. Na wzgórku otoczonym pochodniami z sykiem paliło się ognisko. Przy nim na siodle leżącym w trawie siedział Rohirrim w wieku przypominającym lata króla Thengela. Za nim kilku ludzi w pośpiechu pracowało nad naprawą zdemolowanego przez burzę dużego namiotu, który stylem i jakością sugerował kwaterę głównodowodzącego. Z oblicza mężczyzny biła aura wyższości nad pozostałymi w jego otoczeniu, więc bractwo bez trudu odnalazło w tej osobie Trzeciego Marszałka Riddermarchii.

- Panie, oto ludzie, którzy z pomocą nam przyszli opanować stado. - rzekł jeden z jasnowłosych Władców Koni, który już zdążył przedstawić się bractwu imieniem Gárfa i wyraźnie przewodził reszcie uprzednio poznanych jeźdźców.

- Męstwo tych mężów ocaliło niejedno życie dzisiaj. Tak ludzkich jak koni i krów, a swoje na szali położyli naprzeciw śmierci w wirze odmętu spanikowanej rogacizny. - dodał drugi wskazując na Leśnego Człowieka i Rogacza po czym przedstawił każdego z imienia. - Pani Eiliandis zaś ranny naszych opatrzyła, bo kilku ucierpiało w popłochu. Lecz żaden życia nie postradał. Gamor tylko zginął i dwa tuziny sztuk bydła. A drugie tyle co najmniej wypłoszonych ze stada w noc uciekło. Większe straty byśmy niechybnie ponieśli, lecz Zwinnoręki na ogierze z królewskiej stajni jak ptak skrzydło pędzącego bydła zwinął. A Cadoc, sam nie wiem jak, lecz chyba tylko odważną wolą zmusił byki do posłuszeństwa niemożebnie wspierając pasterzy.

Gandalf + 5,6*, 4 direct superior
8 + 6*, 3, 5 = 22*
3 + 3, 1, 1 = 8



Marszałek siedział i uśmiechał się obserwując bractwo, któremu przysłuchujący się opowieści towarzysze lorda nie żałowali pochwał uznania za okazane cnoty. Po wysłuchaniu raportu, lord wstał przybierając życzliwą postawę i zwrócił się do nowopoznanych.

- Jam Cenric ze Wschodniej Bruzdy i wdzięczność moją macie, bo służbę mi oddaliście wielką, czego ja nigdy nie zapominam. - rzekł dobitnie mężczyzna, którego twarde spojrzenie nieco bardziej przebiegle aniżeli mądre się zdało córce Eadwarda.

Potem uścisnął z każdemu dłoń patrząc bezpośrednio w oczy.

Rogacz 2 + 7,1 = 10
Eliandis 8 + 2,5 = 15
Zwinnoręki 7 + 3 = 10



Trzeci Marszałek z lekka siwiejące cienkie i rzadkie włosy przepasał wąskim złotym diademem wprawionym w czarną skórę. Równie szarzejącym kolorem, średniej długości broda okalała twarz dostojnika. A na szyi nosił ozdobę przypominającą długą złotą grzywę szyi z obu stron zakończoną końskimi łbami.

W towarzystwie znajdowało się dwóch młodszych od Cenrika mężczyzn, którzy chętnie zabierali głos ze słowami aprobaty dla czynów bractwa, zwłaszcza heroicznych zmagań Rogacza i Leśnego Człowieka.

Jeden ubiorem nie przypomniał woja, a raczej skromnego kupca lub uczonego ze sztyletem przypiętym do skórzanego pasa. Był szczupły i niewysoki, o ciemno blond włosach i czarnych roześmianych oczach.

Drugi jako przeciwieństwo pierwszego, zbrojnym oficerem był pośród Władców Koni. Z insygniami Wschodniej Bruzdy na zbroi i z mieczem w pochwie górował i nad wcale niemała sylwetką Cenrica. Twarz miał o szlachetnych rysach o wyrazie czujnego obserwatora.

- Zostańcie na posiłek i przenocujcie z nami. A w podzięce przyjmijcie jednego wierzchowca, którego wedle uznania waszego rozdzielcie pomiędzy sobą.

Jako, że Władcy Koni byle jakich rumaków nie hodowali, to bractwo zdawało sobie sprawę z hojności gestu, którego wartość monetarna była wcale niemała. I nawet jeśli rumak bojowym lub rozpłodowym koniem nie był.


 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 15-01-2023 o 06:42.
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem