Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2023, 17:22   #88
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Ruszyłam za Vannessą. Musiałam nieco podgonić, bo opuściłam budynek chwilę później, ale udało mi się ją dostrzec i podążyć jej tropem. Trzymałam się na lekki dystans, żeby jej nie zgubić, ale jednocześnie nie rzucać się za bardzo w oczy. Byłam ciekawa, co Druidka zamierzała zrobić.

Jej działania były hmmm nadzwyczaj przedziwne. I to sprawiło, iż ponownie obudziły się we mnie podejrzenia oraz niepokój, jeśli w ogóle mnie kiedykolwiek opuściły.

W końcu Vannessa trafiła na zrobioną przez nas z takim poświęceniem barierą, a ja dotarłam do ściany. Zobaczyłam pożar i kompletnie nie wiedziałam, co zrobić. Z jednej strony chciałam biec, żeby ostrzec ludzi w pensjonacie, a z drugiej nie chciałam zostawiać Druidki samej sobie, bo nadal nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać. Powietrze stało i nie czułam nawet najmniejszego powiewu wiatru, to działało na naszą korzyść, bo wiatr mógłby przenieść ogień na stojące najbliżej budynki gospodarcze, ale wszystko było tak suche, że i tak istniało niebezpieczeństwo, że pożar w końcu nam zagrozi. Poza tym w okolicy nadal kręciło się kilku Skrzydlatych, którzy mogli swoimi skrzydłami wywołać podmuchy powietrza. Trzeba było zająć się tą pożogą.

Vannessa na szczęście przytomnie nie przekroczyła magicznego kręgu ani nie dała się skusić słowom Skrzydlatego, który chyba wyczuł w niej łatwą ofiarę. Później Druidka ruszyła dalej wzdłuż bariery, a ja podążyłam za nią, chociaż przebierałam nogami, żeby jak najszybciej wrócić do głównego budynku „Radości”. Wkrótce nadarzyła się odpowiednia ku temu okazja. Vannessa spotkała Jamesa pilnującego naszych granic. Poczekałam, aż kobieta ruszy dalej i poleciłam strażnikowi ruszyć za nią, żeby jej przypilnować. Zaraz po tym odwróciłam się na pięcie i pobiegłam do pensjonatu. Skrzydlaci zdawali się dotrzymywać umowy dotyczącej wkraczania na nasz teren, chociaż najwyraźniej próbowali wykurzyć nas ogniem, więc nie miało sensu, żeby James siedział w tym miejscu. Poza tym bądźmy szczerzy, nawet jakby skrzydlate gnojki zaatakowały to broń człowieka niewiele, by im zaszkodziła.

Miałam fart, bo jedną z pierwszych osób dostrzeżonych przeze mnie na zewnątrz przed głównym budynkiem była Alicja. Szybko streściłam jej sytuację i Kopaczka obiecała wziąć jakichś ludzi i zająć się ogniem. Dowiedziałam się też, że Ala pozbyła się wszystkich impów z okolicy. Powoli ogarnialiśmy sytuację, mierząc się po kolei ze wszystkimi bieżącymi problemami. Niestety ludzie byli zmęczeni, a ciągle pojawiały się nowe trudności.

Weszłam do budynku i westchnęłam z ulgą, bo prawie od razu zobaczyłam Fincha. O’Hara kończył wydawać polecenia jakiemuś człowiekowi. Potem poklepał stojącego także obok Gładzika po ramieniu, powiedział mu coś, po czym Egzekutor pokiwał tylko głową w odpowiedzi i poczłapał na górę. Najprawdopodobniej został wysłany na zasłużony odpoczynek.

W tym czasie podeszłam do O’Hary.

- I co z naszym gościem? Co zrobiła? - Uprzedził mnie Finch, zadając pytania, zanim ja zdążyłam się odezwać.

- Jesteś pewien, że to naprawdę ona? - Wyrzuciłam z siebie to, co cały czas mnie dręczyło - Wiem, że podobno zostaliśmy wszyscy oszukani w kwietniu, ale co, jeśli tamto wtedy było prawdą, a oszukiwani jesteśmy teraz?

- Pewność to bardzo mocne słowo. Ale jestem raczej pewien, że to ona. Funkcjonuje bardzo podobnie do tego, jak to odbywało się z nią ostatnio. Spróbuję potem skontaktować się z Brigit. Może ona coś więcej nam powie.

- No właśnie Brigit. - Powiedziałam dobitnie - Założyłeś, że to ona odszukała Vannessę, ale Brigit tutaj jakoś nie widzę. Trafiła do nas tylko sama Vannessa, no i ten jej brak pamięci, bardzo wygodne dla kogoś, kto by się pod nią podszywał.

Westchnęłam ciężko.
- Wiesz, ona poszła do pobliskiego lasku zbierać jakieś roślinki. I chyba je jadła. Niektóre były na pewno jadalne, ale co do części nie jestem pewna. Może dlatego nie jadła z nami, bo to jakiś podmieniec i nie jada ludzkiego jedzenia. Nie wiem, co o tym myśleć. - Przyznałam zrezygnowana.

- Mamy za dużo na głowie. Nie wydaje się być groźna. Ale Kopaczka będzie miała na nią oko. Najważniejsze, że ma swoją moc. Czuję jej obecność. Potrzebujemy jej tutaj. Blisko. To wiele rzeczy nam ułatwi. Nie potrafię do niej dotrzeć. Nie wiem, jak ją przekonać do naszej sprawy. Szczerze, to nawet nie wiem, jak z nią rozmawiać.

- Na razie poprosiłam Jamesa, by poszedł za nią i gdyby coś kombinowała to, żeby zadziałał. - Przyznałam - Skrzydlaci wydają się dotrzymywać umowy co do tego terytorium, więc nie ma sensu, żeby James pilnował granicy, ale gnojki wznieciły pożar w lasku za budynkami gospodarczymi i Ala poszła tam ogarnąć to, żeby nam się budynki nie zajęły ogniem. Wprawdzie nie ma wiatru, ale też jest strasznie sucho, więc ryzyko pożaru jest spore. - Streściłam.
Może lepiej - zaczęłam, wahając się lekko - żebyś to ty pilnował Vannessy. No i jeśli twierdzisz, że ona ma moc Klucza, to raczej przesądza sprawę, iż to rzeczywiście ona, bo ta moc jest w jakiś sposób unikatowa i byle kto, by jej nie podrobił.

Czyli powinnam wykreślić opcję podmieńca, ale to nadal mnie nie uspokajało, bo sama Vannessa też mogła stanowić pewnego rodzaju ryzyko.

- Mogę się do niej przyczepić jak mokre gacie do tyłka. Albo emerowiec do podejrzanego femka. - Zgodził się Finch - Ale nie wiem, czy mamy na to czas. Musimy zacząć działać, za góra dwa lub trzy dni, a w tym dziwactwie na niebie, łatwo stracić rachubę czasu.

- No, ale i tak musisz w tym czasie się przy niej pokręcić - Zauważyłam - to przy okazji będziesz miał ją na oku. Ona zatrzymała się na barierze i nie przekroczyła jej, czyli ma dość rozsądku, żeby domyślić się, że to niebezpieczne. I nie dała się namówić Skrzydlatemu na sąd, chociaż próbował ją do tego przekonać, co oznacza, że jeszcze się nie poddała, tak ostatecznie. Powiedziała za to coś dziwnego. Powiedziała, że jakiś Skrzydlaty już ją osądził, więc nie rozumiem jakim cudem to przeżyła. Potem ruszyła dalej wzdłuż bariery. Chyba chciała się zorientować, jak daleko się ciągnie. Naprawdę nie mam pojęcia, co ona zamierza. - Przyznałam - Czy ona chce stąd uciec dokądś? Nie uwierzyła mi, kiedy mówiłam, że wszędzie, poza tym miejscem nie jest bezpiecznie, ale teraz chyba przekonała się na własne oczy.

- Nie chcę jej zatrzymywać na siłę. Ani więzić. - Westchnął ciężko. - Alicja proponuje, by ją zglanować i zamknąć gdzieś, związaną, pod kluczem.

- Przecież nie będziemy jej zatrzymywać ani więzić. - Zaprotestowałam - Prawda jest taka, że ona nie ma wyboru, nie ma dokąd się udać, więc wystarczy, jak będziesz się trzymał przez te dwa dni blisko niej, a później pójdziemy swoją drogą. A teraz ja mam zamiar znaleźć sposób na skontaktowanie się z tą Zapomnianą, bo jeśli dobrze pamiętam, to taki był plan po zjedzeniu naleśników. Nikt się nie spodziewał, że będę się przez pół godziny kręcić po okolicy, obserwując jak Vannessa zbiera jakieś korzonki.

- A może ona jakąś trutkę szykuje - Finch zmrużył oczy, czymś nagle zaniepokojony.

- Dla kogo? - Zapytałam zdziwiona, bo nawet mi nie przyszedł do głowy taki pomysł.

- Dla siebie? Dla nas? Kto to może wiedzieć, poza nią samą.

- Gdyby chciała ze sobą skończyć, to pewnie by przystała na propozycję tego Skrzydlatego, a dlaczego by chciała nas otruć? - Naprawdę byłam zaskoczona przypuszczeniem Fincha.

- Nie wiem. No wiesz, nie jadła naszego jedzenia. Może bała się, że ją otrujemy czy coś. Każdy mierzy swoją miarę. Eee. To głupie. - Przyznał - Niedorzeczne. Absurdalne. Chyba jednak muszę chwilę odpocząć. Jeszcze godzinę albo i dwie.

- Tak. - Zgodziłam się - To brzmi absurdalnie w obydwu kierunkach. Gdybyśmy chcieli ją załatwić, to nie musielibyśmy jej dodawać trucizny do jedzenia tylko zwyczajnie ją… no wiesz. A co do niej to podejrzewałabym ją o różne rzeczy, jak na przykład to, że jest podmieńcem pracującym dla jakiegoś demona albo jest sobą, ale stała się nieświadomą częścią jakiegoś demonicznego planu, lecz o przygotowywanie trutki z zebranych tutaj roślin to bym jej nie posądzała.

- Myślę, że rzeczywiście powinieneś odpocząć - Kontynuowałam - może wziąć prysznic, ubrać czyste ciuchy i tak dalej. Ja mogę przejąć od Jamesa pilnowanie Vannessy albo zaufać mu w tej kwestii i zająć się tą Zapomnianą.

- Dobra. Wiesz. Poszukam jej. - Zdecydował się Finch - Ostatnia szansa na pogawędkę. Może mój osobisty urok coś jednak zmieni.

- Naprawdę tak sądzisz? - Zapytałam z powątpiewaniem - Mnie przekonywałeś do współpracy półtora roku. - Przypomniałam mu.

- Ale w końcu się przekonałaś. - Uśmiechnął się szelmowsko, ale bez większego przekonania. Jakby żartował na siłę, bo w sumie nie było z czego się śmiać.

- Wiesz, co mnie zniechęciło? - Wróciłam do wydarzeń sprzed dwóch lat. - Wyczuwałam, że nie byliście ze mną do końca szczerzy i czułam się, jakbyście patrzyli na mnie z góry przez to, że wiedzieliście ode mnie więcej i byliście lepiej zorientowani w pewnych sprawach, z drugiej strony jednak broniliście mi dostępu do tej wiedzy. Do tego jeszcze z góry założyliście, iż będę przeszczęśliwa, mogąc pracować z wami, jakby to była swego rodzaju nobilitacja. I nawet jeśli była to, skąd ja, do licha ciężkiego, miałam o tym wiedzieć, no nie? - Teraz to się nakręciłam, bo przypomniały mi się moje spostrzeżenia podczas pierwszej rozmowy z Greyem.

Uspokoiłam się jednak szybko.

- Przekonałam się do współpracy z tobą, kiedy uwierzyłam w szczerość twoich intencji, nie w umiejętności, możliwości czy kompetencje, ale właśnie w twoje intencje. - Kontynuowałam już spokojniej, próbując pomóc Finchowi w zrozumieniu tych spraw.

- Przekonanie jej w szczerość moich intencji może być trudne. Bo jak staram się mówić jej prawdę, to się oburza. Cóż. Może za pół roku uwierzy - Powiedział, siląc się na sarkazm.

- Nie powiedziałeś jej prawdy. - Zaprotestowałam - Powiedziałeś jej, że musiała wybierać pomiędzy kimś jej bliskim a innymi ludźmi, a to nie była prawda. Poza tym nie ma co jej mówić prawdy na jej temat, bo mało kto dobrze przyjmuje krytykę. Lepiej się skupić na prawdzie dotyczącej nas i obecnej sytuacji. To mój, w sumie, jedyny pomysł.

- Jasne. My i obecna sytuacja. Priorytet. A co do wyboru Vannessy, to, niestety wiem tyle, co mi o wydarzeniach powiedziała Kopaczka. W sumie, swoje zdanie podtrzymuję. Jest egocentryczką. Tyle w temacie. Zresztą nie ma co o niej gadać. Idę z nią pogadać.

Na schodach pojawiły się dziewczynki z sierocińca. Najwyraźniej miały jakieś zadania, bo szły z miotłami, szmatkami i wiadrami.

- No wiesz - Obruszyłam się - przecież nie urodziłeś się wczoraj, więc już powinieneś wiedzieć, że o to, co się wydarzyło, trzeba pytać mnie, a nie Kopaczkę. Mam ci towarzyszyć w tej pogadance czy chcesz porozmawiać z nią sam? - Zapytałam.

- Chcesz tam iść. Ponownie? JA to muszę znów z nią rozmawiać, bo … no muszę. Ale ty? To jakaś forma pokuty? Samoumartwiania się? Czy martynizmu? Tak to się mówi? Martynizm?

- Nie chcę - Przyznałam - ale uznałam, że wypada zapytać. Może nie wyraziłam się dostatecznie jasno, bo powtórzyłam to „zaledwie” z osiem razy, ale chcę spróbować skontaktować się tą Zapomnianą i zobaczyć co ma mi do powiedzenia. - Teraz to ja postanowiłam użyć sarkazmu.

- Słyszałem za pierwszym razem. Serio. Dużo gadam, dużo słucham. Idę. Sam. Nie musisz się poświęcać. Ogarnij to, co da się ogarnąć tutaj.

- To jeszcze mi powiedz, w jaki sposób mogłabym się skontaktować z tą istotą, bo sama mam jakiś tam pomysł, ale może twój okaże się lepszy. - Tak naprawdę to nie do końca miałam, ale przecież nie przyznałabym się do tego.

- Jeżeli ona próbuje się skontaktować z tobą, zrób wędrówkę w sen lub rytuał astralnego uwolnienia. Może wtedy spotkacie się tam, gdzieś pomiędzy. Gdy siadała łączność, tak najczęściej kontaktowaliśmy się mistycznie w Towarzystwie. I wcześniej. Jak poczekasz, ogarnę naszą aspołeczną druidkę, o ile to ogarnę, to mogę ci asystować. Czasami lepiej mieć kogoś obok siebie, po drugiej stronie. Szczególnie gdy wokół nie wiadomo jakie szaleństwa w przestrzeni astralnej się dzieją.

Minęły nas dziewczynki. Na końcu szła Piagget. Z nadąsaną miną.

- Jebaniutkie chujki, złamane parówy, chuj im w dupę, pracować, nam, kurwa, każą. Co my jakieś jebane niewolniki, czy co. - Wyrzuciła z siebie dziewczynka.

- Mogę poprosić kogoś innego, żeby mi asystował, bo nie wiem, ile ci zajmie to ogarnianie. - Zwróciłam się do Fincha. - Piagget, no co ty, nie przesadzaj, a kto inny się tutaj wszystkim zajmie jak nie my, co? - Tym razem odezwałam się do blondynki.

- A. Pani Emma. Nie poznałam pani, kjurwa, przez chwilę. Dobra. Musimy jebaniuteńską krew wytrzeć. Podłogi, ściany. Brudna robota. Ale zgłosiłam się na ochotnika i chujowo. Żałuję. Ale nie miałam ochoty siedzieć w pokoju. Kurwa. Duszno tam i śmierdzi dziewuchami.

Rozbawiła mnie tym niezmiernie.
- Sama się zgłosiła, a teraz narzeka - Powiedziałam do Fincha, jakby wcale nie stał tuż obok i tego nie słyszał.

- Mała, słodka Piagget. Ciekawe, ile razy jej zakonnice język mydłem szorowały.

- W chuj, panie kościotrupie. - Odparła dziewczynka - I nie jestem, kurwa, jakaś tam słodka. Co pan, pedomiś, czy co?
Poszła za dziewczynkami, nie czekając na jego odpowiedź.

Ja za to spojrzałam z uśmiechem na Fincha, czekając na jego reakcję. Zasłużył sobie na to, zwracając się do niej w ten sposób.

Finch tylko się uśmiechnął i podniósł obie dłonie w geście poddania. Piagget odwróciła się do nas, pokazała mu język i podreptała za koleżankami.

- Dobra. Całusa i do zajęć - Finch spojrzał na mnie.
Powstrzymałam się, żeby go zapytać, kogo miał zamiar całować, już wystarczająco mu Piagget dogadała.

- To mam zaczekać na ciebie z tym całym astralnym rozwolnieniem czy nie? - Zapytałam Fincha. A jednak udzieliła mi się maniera gadania Piagget.

- Rozwolnieniem? O kurde. Może z tym akurat na mnie nie czekaj, co?

- Nie, no wiesz, astralnym uwolnieniem. - Wyjaśniłam poważniejąc.

- Zaczekaj. - Potwierdził - Odpocznij. Napij się wody. Dużo wody. Aż do posiku, że tak powiem.

- Dobrze. Sprawdzę też co u Gemmy, bo nie widziałam jej tutaj. - Podeszłam bliżej, żeby dać mu wspomnianego całusa.

Pocałował mnie w usta. Najpierw delikatnie, że aż chciałam coś powiedzieć, ale potem zdecydowanie i namiętnie, więc usatysfakcjonowana wbiegłam na górę, kierując się do pokoju, gdzie ostatnio widziałam Gemmę i Harry’ego.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline