Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2023, 13:13   #58
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
***Festag; Apteka Sigismundusa***

Otto pomagał wciągnąć nowego pacjenta do przybytku Sigismundusa. Po drodze skinął głową Loszce i tylko pobieżnie zwrócił uwagę na nowy nabytek Nurglitów.
- To Vigo, jeden z moich pacjentów w hospicjum. Jak widzisz, jego stan jest nieciekawy i chciałbym, abyś utrzymał go przy życiu jak najdłużej. Jego wygoda to rzecz drugorzędna. Zanim wyruszyliśmy w poszukiwaniu ołtarza Oster, nabazgrał gównem prosty rysunek strażnika. Dziś majaczył o darze Oster, który zabraliśmy ze sobą. On i kilku innych pacjentów reaguje na nasze postępy… a to niedobrze, jak mamy inkwizycję w mieście. Sądziłem, że jeżeli go nie uratujesz, to zdołasz wyciągnąć z jego wizji co się, może zareaguje na Loszkę w pozytywny sposób. Tak jak strażnik.

- Ooo… Mówił coś o Oster? A to ciekawe… - grubas uniósł brwi dając znać, że teraz rozumie i docenia czemu kolega przywiózł tutaj tego ledwo dychającego zdechlaka. I spojrzał w głąb celi z nowym zainteresowaniem. A nawet wrócił do niej aby z bliska obejrzeć jeszcze raz, tym razem dokładniej, stan nowego pacjenta. Ten jednak nadal wyglądał na kiepski. Spocone czoło, mokre zlepione włosy opadające na to czoło, pierś unosząca się powoli i szybko wydychająca chrapliwym oddechem niemrawy charkot. Właściwie to trochę to wyglądało jakby każdy kolejny oddech Vigo mógł być jego ostatnim. Apterkarz jednak mimo to obserwował go dłuższą chwilę coś obracając w myślach.

- A właściwie co mówił? Dało się coś zrozumieć? Strupas! Dawaj tu Loszkę. Zobaczyczymy czy coś się stanie. - zapytał Jednookiego ale też krzyknął do garbatego pomocnika aby sprawdzić teorię kolegi w praktyce. Słychać było jak śmierdziel nakłania oszalałą kobietę aby przyszła do tej celi z nowym pacjentem.

- Robaki wyjdą z zarobaczonego łona, ladacznice oddadzą się w słusznej sprawie, a potem muchy spadną na miasto. Brzmi jak to co widzieliśmy na zwojach. - Otto oparł się o ścianę - Będę musiał pomówić z Mergą i Starszym. Piątka pacjentów jest ewidentnie pod wpływem sił naszych patronów.

- Ooo! Robaki? Wyjdą z zarobaczonego łona? I ladacznice co się oddadzą słusznej sprawie? I jeszcze muchy! Ooo! Muchy! Co spadną na miasto! O tak! Tak, tak, tak! Oh, ty mój złoty chłopcze! Mój wspaniały, złoty chłopcze! - aptekarz aż się zachłysnął z radości i wzruszenia jak usłyszał relację kolegi. Nagle spojrzał na umierającego mężczyznę jak ojciec co odkrywa swojego od dawna nie widzianego syna marnotrawnego co na koniec powrócił na ojcowiznę. Pogłaskał go czule po chropawym policzku z prawdziwie, ojcowską czułością. W międzyczasie przyszli garbus z bezrozumną kobietą i oboje patrzyli z zaciekawieniem na to wszystko.

- Tak, to musi być ten dar od Oster. Widzieliście obrazki jak wam pokazywałem? Tam też były muchy i czerwie i kobiece łona. To musi być to. Oh Merga! Czemu mnie tak dręczysz czekaniem! Znaczy… No rozumiem, to zajmuje czas… No i lepiej aby to przetłumaczyła jak należy bo to jak z receptą, jak coś niedokładnie zważyszy czy wymieszasz… I wychodzi całkiem co innego… Ale jakże już chciałbym to mieć i wiedzieć! - aptekarz na przemian popadał w wyżyny egzaltacji i zachwytu to popadał w odmęty niecierpliwości i cierpienia z nim związanego. Niecierpliwość go zżerała od środka jak robak gdy czekał i czekał kiedy rogata wiedźma przetłumaczy te bezcenne zwoje jakie przywieźli jej z jaskini jednej z Sióstr.

- Strupas przynieść wody… Albo nie. Przynieś wina, zobaczymy, może coś powie. Mów, mój złoty chłopcze, mów… Tatuś czuwa i słucha tylko zdradź mi swoje tajemnice, podziel się wiedzą… - usiadł na brzegu pryczy i znów troskliwym ruchem otarł włosy spadające na rozpaloną i spoconą twarz Vigo.

- Próbowałeś z nim gadać? Od tamtej pory coś gadał? - zapytał Otto gdy garbus pobiegł przynieść owo wino.

- Mamrotał bez sił, a tak to musiałem uspokoić dziewkę słyszącą Soren i rozszalałego sługę Norry… jeżeli dobrze zgaduję co się tam dzieje. - Otto westchnął - Nie jest jeszcze pora, na takie napady oddania u niezrzeszonych.

- No nie wiem… Znaczy rozumiem, tak masz rację, to ściąga niepotrzebną uwagę. Więc dobrze, że go tu przyprowadziłeś. Jak już ma coś gadać to do swoich. Ale Starszy i właściwie Merga też, ostrzegali o tym, że śmiertelnicy mogą słyszeć zew Sióstr w swoich snach. I aby zwracać uwagę na sny i jak inni o nich mówią. Bo może właśnie przez sny ktoś słyszy zew którejś z Sióstr. - aptekarz pokiwał swoją byczą głową ale przypomniał co mistrz oraz wyrocznia co jakiś czas wspominali na zborach o wartościowej roli snów. I te miały nawiedzać całą okolicę ale trudno było złapać skalę jak i rozpoznać kto może mieć takie sny. W międzyczasie wrócił garbus z butelką i kubkiem wina. Podał je gospodarzowi a ten nalał do kubka. Po czym troskliwie uniósł głowę chorego i deklatnie zaczął go poić winem. Vigo zachłysnął się ale coś zaczął w końcu przełykać.

- To zagadaj do niego tak jak wtedy gdy coś mówił. - rzucił cicho gospodarz do Jednookiego mnicha chcąc chyba zobaczyć czy jakoś uda się skłonić chorego do mówienia. Bo wydawał się być świadomy chociaż na tyle aby przełknąć podany mu napój.

- Sęk w tym, że nie gadałem do niego. Sam zaczął to z siebie wyrzucać gdy… - Otto spojrzał na chorego podopiecznego aptekarza - Vigo, opowiedz mi więcej o robakach? Pamiętasz je? Pamiętasz piękne łono i jak pięknie było zarobaczone?

W małej celi zrobiło się nieco tłoczno. Gospodarz siedział na brzegu rozłożonej pryczy troskliwie trzymając głowę dogorywającego pacjenta na swoich wielkich, pulchnych udach. Ten leżał na wznak na tej pryczy. Nad nim pochylał się Otto. A przy nogach na to wszystko z ciekawością obserwowali to wszystko Strupas i Loszka.

Chory zaś przełknął kolejny łyk rozcieńczonego wina i zaczął kiwać głową. Chociaż nie otwierał oczu. Chrypiał ciężkim oddechem schorowanego człowieka co jest w ostatnim stadium przed udaniem się do bram Morra.

- Robaki… Tak, tak… Robaki… Wyjdą z łona… Takie piękne, takie ponętne… A w środku robaki… I one wyjdą… A potem będą z tego muchy… Wielkie… Jak ptaki… I spadną na miasto… - Vigo wybełkotał ciężko chrypiąc w gorączce a wszyscy pozostali słuchali z przejęciem i ciszy.

Otto pokiwał głową.
- To samo mówił wtedy. - mnich spojrzał na aptekarza - Raczej oczywisty przekaz.

- Wspaniale! Wspaniale! I ty mój złoty chłopcze, też jesteś wspaniały. Wy obaj. - aptekarz słuchał tego z wielkim zainteresowaniem a gdy świszczący i chrypiący przekaz się skończył nie omieszkał okazać swojej radości. Polecił Strupasowi aby przyniósł mokre ręczniki dla schłodzenia czoła schorowanego Vigo a rechoczący i mamrocząc coś pod nosem garbus wyszedł z celi więc zrobiło się nieco luźniej.

- Jaka szkoda mój złoty chłopcze, że spotykamy się tak późno, u kresu twojej drogi. Ale obiecuję ci, że zrobię co w mojej mocy aby twoje odejście do naszego patrona było jak najmniej bolesne. - niczym ojciec pogłaskał czule mokre od potu, szczeciniaste policzki swojego nowego pacjenta i wydawał się być dla niego ucieleśnieniem dobroci i czułej opieki. Vigo przełknął ciężko ślinę i dalej głośno i ciężko chrypiał.

- A więc to prawda. Dar od Oster pobłogosławi to miasto. I wreszcie będzie okazja pokazać potęgę naszego patrona. Zobaczysz mój chłopcze. Jak muchy opanują to miasto, czyraki, gorączka i wymioty będą szaleć po domach i ulicach to całe rzesze znajdą się do szukania błogosławieństwa naszego patrona. - grubas machinalnie głaskał czoło pacjenta ale już myślami widocznie był przy jakże pięknej i urzekającej wizji jaką ten przedstawił.

- Tylko z tymi ladacznicami to trochę mało. Mamy tylko dwie. Loszkę no i tą za ścianą. Nie wiem czy to wystarczy. - zreflektował się gdy widocznie jego umysł trafił na ten szkopuł. Wskazał na stojącą obok bezrozumną dziewczynę jaka biernie uśmiechała się łagodnie zapewne niezbyt orientując się co się dookoła niej dzieje.

Otto chwilę się zastanawił, tak żeby Strupas i Sigismundus chodzili i porywali ladacznice, to też szybko ludzie zauważą. Skupił się trochę na słowach Vigo, po czym trochę zachichotał.
- Wybaczcie, ale perfidna myśl mi przyszła do głowy. Nie jestem ekspertem, przyznam muchy i inne pasożyty nie były nigdy priorytetem moich nauk, ale czy nie istnieje takie coś jak "pośredni nosiciel"? Osobnik, który dostarcza jaja, lub larwy do właściwego nosiciela, w którym mają dojrzeć? "Łona chętnie oddane"?

- No właśnie! Widzę, że ty to jesteś inteligentny i rozumiesz o co tu chodzi! - uśmiechnął się grubas jakby to nagle Otto a nie Vigo stał się jego ulubionym synem. Aż go pogłaskał czule po ramieniu. I zaraz się skwasił.

- Ale widziałeś co było ostatnio na spotkaniu? Ja czułem! Ja czułem, że to właśnie o to chodzi! Widziałeś te obrazki na zwojach? No przecież tam wszystko było widać! Ale nie! Słyszałeś jak ta wredota mi pyskowała? W ogóle nie chcą współpracować! A wreszcie mogłyby się do czegoś przydać! Ahhh! Poniosło mnie wtedy! Trzeba było łagodnie, poprosić, jak małe dzieci może by się zgodziły. Teraz to chyba za późno. Na pewno się nie zgodzą. Zwłaszcza Łasica, to wszystko przez nią. Ona tam wodzi mir u nich. - aptekarz znów miał ataki swoich bardzo odmiennych humorów. Jak dopiero co zachwycał się nad przenikliwością jednookiego mnicha tak, zaraz potem rozzłościł się na krótkowzroczność kultystek Węża oraz swoją własność gdy dał się ponieść emocjom i wdał się w ostrą kłótnię z Łasicą.

- Łona naszych sióstr są oddane Slaanesh, Sigismundusie. O ile rozumiem i szanuje, twoje oddanie Ojczulkowi, nie sądzisz, abyśmy wymagali od ciebie, abyś się umył, pozbawił wszelkich pasożytów i wziął udział w masowej orgii, z równie czystymi i zdrowymi kobietami? - słowa Otta miały w sobie nutkę dezaprobaty - I nie to miałem na myśli. Jeżeli te dziewki ulicy mają oddać swoje łona chętnie, oznacza to po prostu transakcję. Czy byłoby możliwe uczynić jakiegoś mężczyznę takim pośrednim nosicielem? Wstrzyknąć mu może larwy tam gdzie trzeba i zafundować kilka dziewczyn?

- Weź mi nic nie mów o myciu! Rano musiałem się umyć na tą cholerną mszę. Za duży tłum, za dużo świadków. Musiałem się poświęcić. - grubas prychnął z niezadowolenia na wspomnienie o prawie przymusowej kąpieli jaką musiał sobie zrobić dziś rano dla zachowania pozorów przed tak licznymi wiernymi w świątyni podczas mszy.

- A one co z tego? Liczy się sztuka. Mogłyby się wreszcie na coś przydać. - aptekarz machnął obojętnie swoją pulchnął dłonią na znak, że koleżanki ze zboru traktuje dość podmiotowo gdy chodziło o realizację swoich planów i eksperymentów.

- I dziewki z ulicy mówisz… - za to zamyślił się nad kolejną rzeczą o jaką zagaił go młodszy i szczuplejszy mężczyzna. - Tak. Myślałem o tym. Chociaż o jakichś pijanych albo takie co dadzą się upić. Znów pomoc tych naszych ladacznic mogłaby się przydać. Tylko nie wiem czy to by się dało utrzymać pod kontrolą i w sekrecie. No chyba, że jakąś mógłbym zamknąć tutaj w celi tak jak tą nową. Sam widzisz, jedną czy dwie w każdej celi można by tu trzymać. - grubas chyba rzeczywiście coś już rozmyślał na ten temat i sprawa wydawała mu się warta rozważenia. Cele w jakich byli nie były zbyt wielkie i jedna, może dwie osoby mogły tu przebywać jak było ich cztery to parę osób by tutaj mógł Sigismundus pomieścić.

- A to z mężczyzną… No tak, tak… Ciekawe, ciekawe… No ciekawe… Chociaż nie wiem czy by to wyszło. Nie wiem co było napisane w tych zwojach a na ilustracjach to żadnego mężczyzny nie widziałem. Chyba, że coś przegapiłem. Dlatego tak czekam aż Merga skończy je tłumaczyć. - sam pomysł przedstawiony przez młodzieńca zaintrygował i zainteresował gospodarza. Jednak z braku wiedzy nie potrafił tego ocenić czy taki wariant byłby możliwy do zrealizowania. Przynajmniej póki wyrocznia nie przetłumaczyła tych materiałów zdobytych w jaskini Oster.

- Luźna myśl i oczywiście, trzeba będzie skonsultować z Wyrocznią. Jednak Sigismundusie, domeną Ojczulka, Oster i twoją, jest eksperymentowanie. To, że Oster nie przewidziała takiej aplikacji swego daru, nie znaczy, że ty nie możesz jej zastosować. Udoskonalić, doskonałe dzieło. - Otto uśmiechnął się i poklepał Nurglitę po ramieniu.

- Oczywiście, że tak! Nie ucz aptekarza jak mikstury sporządzać! - gospodarz udał oburzenie taką impertynencją ale raczej na pokaz i dla żartu. Wydawało się, że myśli już podążają mu torem nowych, ekscytujących eksperymentów.

- No mężczyzna tak… Jakby tak się trafił… Zwłaszcza jakiś chutliwy jak te nasze ladanicze… To tak, mógłby sporo zasiać… Albo Lilly… Ona też tam na dole jest jak mężczyzna… Częściowo… Chociaż… Te jajeczka są dość duże… Jak groch albo fasola… To może być trochę trudne… Chyba, żeby jakoś ręką to umieszczał im tam w środku… Jak zgasić światło czy co… - aptekarz mamrotał sam do siebie skacząc na kolejne skojarzenia nad tym nowym torem zaproponowanym przez młodszego kolegę. W międzyczasie wrócił garbu z mokrymi ręcznikami i zaczął nimi okładać spocone i rozgrzane czoło Vigo aby mu ulżyć w cierpieniu na końcu ziemskiej drogi do jakiego się coraz widoczniej zbliżał.

- Daj mi znać, kiedy Vigo odejdzie. Będę musiał przekazać to swemu przełożonemu. - Otto pogłaskał Vigo - Porozmawiaj też z Mergą, może przetłumaczyła resztę zwoju. - po tym Otto opuścił przybytek Sigismundus i ruszył do domu Pirory.

***Festag; Kamienica Pirory***
Mnich słuchał opowieści byłego strażnika świątynnego. Kojarzył podobnych w swoim starym klasztorze, ci jako pierwsi padli pod wpływ Slaanesh albo Khorna. Pozwalał mu jednak rozpamiętywać "dawne dobre czasy".

Joachim, który otoczony przez tyle atrakcyjnych kobiet zdecydował się jednak dołączyć do zabawy i w większośc rozebrany stał nad Panną von Mannlieb ze szpicrutą w dłoni speszył się nieco widząc Otto. Zastanawiał się, czy tamten też dołączy do ich nieprzyzwoitych rozrywek, w sumie to niewiele o nim wiedział.*

Obecność Łasicy wśród zgromadzonych w loszku Pirory było miłą niespodzianką. Skłonił się przed Sorią, jak przystało na okazanie szacunku władcy.
- Wybacz wtargnięcie, chciałem porozmawiać z czcigodną Sorią i Łasicą skoro tu jest. - spojrzał na ladacznice i jej władczynie - Jednak nie będę im teraz przeszkadzał. - zerknął na Pirorę, kiedy ta zaproponowała mu wziąć udział w zabawie, po czym chwycił ją mocno za włosy, wymusił na niej głęboki pocałunek, zabierając jej szpicrutę, po czym szybko obrócił ją i wymierzył jej silne smagnięcie w pośladek - Prowadź zatem, pani.

Młoda Averlandka uśmiechała się przyjaźnie do gościa i kiwała lekko głową na znak, że słucha go i się z nim zgadza. Ale gdy niespodziewanie ją tak zaatakował to to musiało ją zaskoczyć. Krzyknęła krótko z bólu i zaskoczenia gdy szpicruta sieknęła ją w pośladek zostawiając na niej czerwoną pręgę. A jej usta okazały się w pierwszym momencie przyjemnie miękkie ale też dość bierne w wyniku tego zaskoczenia. Gdy jednak Otto ją puścił odwróciła się do niego i posłała mu zalotny uśmiech.

- Otto! Ty łobuzie! Nie znałam cię od tej strony! - roześmiała się wesoło coś chyba nie mając mu za złe tego ataku. - No może powinieneś odwiedzać nas częściej. Przydałaby nam się taka zdecydowana, męska ręka. Pomógłbyś mi zarządzać tymi ladacznicami. - powiedziała nadal wesoło wskazując brodą na koleżanki obok. A tam ten krótki pokaz też skutecznie przykuł uwagę i rudowłosej Burgund co pomachała do niego wesoło rączką i uwiązanej do sufitu Bretonki. Ta miała mniejszą swobodę ruchu to tylko chętnie pokiwała swoją czarnowłosą głową na znak zgody. Ale Pirora już zaprowadziła go nieco w głąb swojego loszku do władczyni tego zgromadzenia i jej głównej służki.

- Serwus Otto! To umiesz bawić się szpicrutą? No to na pewno ci się przyda w życiu! Przynajmniej tutaj. - Łasica też chyba się nieco nie spodziewała, że kolega ze zboru zachowa się tak śmiało ale podobnie jak koleżanki raczej było to dla niej pozytywne zaskoczenie. Soria milczała bezczelnie siedząc na swoim tronie i obserwowała wszystko z dostojną ciekawością.

- Otto chciał z wami pogadać. - Pirora zapowiedziała po co kolega ich odwiedził i Łasica jak i Soria popatrzyły na niego wyczekująco.

Otto zrobił trochę smutną minę.
- Myślałem, że będę miał jeszczę okazję z tego skorzystać. - pomachał szpicrutą - A ty od razu do interesów Piroro. - westchnął i spojrzał na Łasicę - Potrzebuję spotkać się z Mergą i Starszym. W jak najbliższym terminie, sytuacja w hospicjum wygląda niebezpiecznie ciekawie. - po tym ponownie skłonił się przed Sorią - Najcudowniejsza, jeżeli zezwolisz na impertynencję. Jedna z moich pacjentek reaguje na nasze poczynania i jej umysł słyszy… podejrzewam, że szepty Soren, jeżeli twa matka nosi tytuł Pajęczej Królowej. Obawiam się, że trzeba ją uciszyć, ale nie chcę jej robić krzywdy, chciałbym więc ci ją przedstawić. Być może twa obecność uspokoi jej huć i zamknie usta, aby nie sprowadzać na nas niepożądane spojrzenia.

- O… Pajęcza Królowa? Tak powiedziała? - brwi Sorii powędrowały do góry i było widać, że ta wzmianka ją żywo zainteresowała. A także niebieskowłosa u jej stóp jak i blondynka stojąca obok też popatrzyły z zaciekawieniem.

- Tak, to jedno z imion Soren. Chyba widzieliście ołtarz? To właśnie Soren jako Pajęcza Królowa, Władczyni i Matka Bestii. To jej jest poświęcony ołtarz. - Soria wyjaśniła swoim podopiecznym przypominając wygląd alabastrowego ołtarza jaki niedawno rzeczno - lądowa wyprawa przywiozła z jakiegoś starorzecza. I na jego szczycie rzeczywiście dominowała postać pięknej i władczej kobiety jaka od torsu przechodziła w pajęczy tułów czy coś podobnego. No i skotłowaną orgię stworzeń wszelakich jakie zajmowały się sobą na jej cześć.

- Jeżeli wspomniała Pajęczą Królową to rzeczywiście może słyszeć zew Soren. Więc tak, chętnie się z nią spotkam. Możecie mi to zorganizować? - Soria skinęła swoją głową zwieńczoną granatowymi warkoczami jakie nawet w takiej formie nieco kojarzyły się z wężowymi splotami.

Joachim starał się wyglądać na zajętego zabawą ze skrępowaną Bretonką, którą na przemian całował i smagał szpicrutą po różnych częściach ciała, ale był też ciekaw o czym rozmawia Otto z Sorią.

- Raczej tak. Jestem teraz rozpoznawalna a ty jesteś moim honorowym gościem. Więc raczej wizyta dwóch szlachcianek w hospicjum będzie mile widziana. Jeszcze jak się wymyśli jakiś charytatywny powód czy coś takiego to już w ogóle. Tylko Otto musiałby nas jakoś poprowadzić do właściwej osoby bo tam chyba sporo tych pacjentów macie. - Pirora pokiwała głową na znak, że hospicjum to zwłaszcza dla bogatych darczyńców nie powinna być jakaś niedostępna twierdza.

- A jakby takie dwie piękne i bogate szlachcianki potrzebowały jakiejś służki na taką wizytę to ja bardzo chętnie. - Łasica zamachała wesoło rączką zgłaszając się od razu na taką ciekawą wyprawę. - A spotkanie z Mergą to powinna być u siebie. Ale do Starszego to bym musiała uderzyć. Zobaczę wieczorem. Na dziś to chyba nie, zobaczę co powie, może na jutro się uda. Na jutro u Mergi możemy się umówić, Starszy będzie to będzie a nie to nie ale Merga to pewnie będzie. - wyjaśniła naga łotrzyca mówiąc lekko ale raczej pewna chyba było jak by to wyszło z tym spotkaniem. Nie przeszkadzało jej to jednak prowokująco poruszać kuperkiem w kierunku kolegi ze szpicrutą.

Otto pokręcił tylko głową i w nagrodę smagnął łotrzycę po pośladku.
- Zachowaj ten piękny kuperek na zwierzoludzi. - spojrzał na Pirorę i Sorię - Jak zjawicie się w hospicjum, wspomnijcie, że zauważyłyście mnie podczas procesji żałobnej. Jednooki mnich, pomagający innym chorym… brzmi jak osoba pełna współczucia i zrozumienia, która pokaże wam najbardziej potrzebujących. - uśmiechnął się i na znak swych słów ponownie smagnął Łasicę - Więc, rozumiem, że modły mają jeszcze chwilę potrwać, komu mogę pomóc odnaleźć religijność i duchowieństwo Księcia Rozkoszy?

Otto odkrył, że Łasicę na pewno warto smagać po tym ślicznym i ślicznie wypiętym kuperku. Bo za każdym razem reagowała rozkosznie kuszącym jękiem. Aż się chciało z miejsca powtórzyć operację. Zwłaszcza jak się ją widziało z góry, całą nagą poza obrożą i smyczą i w tej pokornej pozie u stóp Sorii. Zresztą chyba i reszta kultystek chętnie by dostąpiła tak bolesnej przyjemności. Pirora patrzyła na to z zainteresowaniem i przygryzła wargę zaś Burgund i Fabienne także tylko kawałek dalej.



- Znaczy… No tak, możemy się umówić. Kiedy tam by pasowało aby was odwiedzić? Jutro? Pojutrze? Jak przyjadą dwie, piękne i bogate szlachcianki to drzwi stanął przed nami otworem. I jakiś datek no tak, można powiedzieć, że przyszłyśmy dać jakiś datek no i może obejrzeć to hospicjum. A jak się ona nazywa? Ta co mówiła o Pajęczej Królowej? - Pirora chrząknęła aby się lepiej skoncentrować ale próbowała coś zorganizować póki jeszcze umysł nie utonął w morzu grzesznych przyjemności.

- Ależ Piroro, moja droga gospodyni. - Soria zabrała głos z godnością prawdziwej władczyni od razu przykuwając uwagę blondynki. Zresztą niebieskowłosej u jej stóp też.

- Otto ma ochotę się rozerwać i zabawić. Sama wiesz, że nie odwiedza nas tak często. Aż szkoda. A o interesach będzie można porozmawiać już na górze jak będziemy wszyscy w ubraniach i tak dalej. - herold Soren zwróciła uwagę swojej blondwłosej gospodyni a ta pacnęła się w czoło i szybko zaczęła kiwać głową na znak zgody i uniosła dłonie w pokojowym geście przeprosin.

- Mój drogi Otto, jak widzisz dziewczęta są bardzo chętne i oddane sprawie. I jestem pewna, że każda z przyjemnością dostąpi zaszczytu obcowania z tobą. Więc jeśli masz jakieś życzenia dziewczęta na pewno dadzą z siebie wszystko aby je spełnić. - Soria niczym prawdziwa władczyni bez zmrużenia okiem rozdysponowała swoimi podwładnymi. Zresztą te i tak wydawały się być już wcześniej nieźle rozochocone na takie wyuzdane zabawy. A ich wesołe i zachęcające uśmiechy tylko to potwierdzały.

Otto uśmiechnął się łobuzersko.
- Doprawdy? Dobrze więc dziewczyny. W rządeczku przede mną. - pozwolił kobietom ustawić się - Pokażecie teraz mi jak kochacie siebie nawzajem, a przez to kochacie i naszą cudowną władczynię… - ponownie skłonił się Sorii - Jej matkę i jej patrona. - nakazał kobietom ustawić się jedna na drugiej. Łasica na spodzie, na klęczkach jej kuperek cudownie wystawiony, na niej obejmując ją Pirora, na samej górze stojąc na palcach dosiadła Averlandkę Burgund. Otto zaczął otaczać kobiety, co jakiś czas delikatnie dotykając jednej z nich szpicrutą, zanim nie zadał solidnego smagnię Pirorze. Następnie wrócił do okrążania, pozwalając, aby niepewność i oczekiwanie zaczynały się w nie wgryźć, po czym smagnął Łasicę. Kolejne krążenie, kolejne delikatne dotykanie i kolejne smagnięcie w Pirorę. Otto chciał zobaczyć niecierpliwość w oczach Burgund.

Tak jak to wspomniała Soria a i jak jej służki sprawiały wrażenie cała trójka dziewcząt okazała się całkiem chętna na taką współpracę i zabawę. I dało się poznać, że są zaciekawione tym co Otto wymyślił. Bez oporów ustawiły się tak jak sobie życzył. Frontem do swojej władczyni. Ta zaś oparła dłoń o policzek i z zainteresowaniem oglądała to przedstawienie. Zaś aktorki bardzo chętnie w nim brały udział. Dało sie wyczuć to mieszaninę ekscytacji, oczekiwania, ciekawości i podniecenia. Co jakiś czas nicowaną pomrukiem zadowolenia gdy czubek szpicruty delikatnie pieścił gładkie ciało. Albo urwanym okrzykiem bólu jaki następował po szybkim świśnięciu tego narzędzia. Jednak żadna z koleżanek coś nie zdradzała chęci do zakończenia tej pikantnej zabawy. Wręcz przeciwnie, wydawało się, że apetyt im rośnie w miarę jedzenia. Burgund rzeczywiście zerkała z zaciekawieniem w stronę okrążającego ich mnicha jakby sprawdzała czy o niej nie zapomniał.

- I mówisz Otto, że życzysz sobie abym trzymała ten kuperek dla zwierzoludzi? Dobrze, zrobię jak sobie życzysz. A pójdziesz z nami? Jesteśmy umówione na kolejną pełnię. Za miastem przy starych kamieniach rytualnych. - z dołu, spod nagich ciał obu koleżanek doszło go pytanie Łasicy. Brzmiało jak uległe zaproszenie do kolejnych zabaw i teraz i później.

Gdzieś nieco z boku doszło ich smutne westchnienie uwiązanej pod sufitem Fabienne jaką zostawiły koleżanki. Jedynie Joachim został z nią ciesząc ich oboje grzeszną przyjemnością z poniżania i bycia poniżaną. Co widocznie pani von Mannlieb sprawiało mnóstwo przyjemności i satysfakcji. Ale i tak obserwowanie co porabia Otto z jej przyjaciółkami przykuło jej uwagę nawet jeśli zakneblowana i uwiązana pod sufitem nie mogła do nich dołączyć. Obserwowała chciwie całe to widowisko. A wspomnienie o umawianej orgii ze zwierzoludźmi tylko jej przypomniało, że one już jedną mają na koncie, umówione są na kolejną a dla niej ta zakazana i potępiana przyjemność jeszcze nie jest taka oczywista chociaż mocno miała na nią ochotę.

- Mam niestety inne obligacje, moja droga. I niegrzecznie mówić, nie proszonym. - ponownie smagnął Łasicę. Spojrzał na Burgund - A ty kochana… czy też jesteś niegrzeczna?

Po raz kolejny okazało się, że Łasica jest bardzo utalentowana w takich zabawach. I jest bardzo wdzięcznym obiektem do takich smagnięć. Gdy szpicruta świsnęła i zatrzymała się dopiero na jej nagim, wypiętym kuperki właścicielka jęknęła boleśnie i słodko jednocześnie co zdradzało, że jej taka zabawa też sprawia bolesną przyjemność. A Otto zdawało się, że ten brokat wężowego błogosławieństwa na jej pośladku jakby rozjaśniał trochę bardziej wyraźniej układając się w znamię jej patrona. Zresztą jej dwie koleżanki jakie były nad nią też wydawały się równie podekscytowane taką zabawą. Rudowłosa co siedziała okrakiem na drobnej, nieco piegowatej blondynce przez moment jakby wahała się co odpowiedzieć na zadane pytanie. W jej oczach dostrzegł jednak psotny błysk ale ona sama jako zawodowa oszustka i naciągaczka bez zająknięcia zaczęła mówić pokornym tonem skruszonej grzesznicy.

- Obawiam się, że tak mój ojcze. Wczoraj w nocy zgrzeszyłam kochając się z dwoma kobietami na raz. Mimo, że nie połączył nas święty związek małżeński. A dziś podczas mszy nad naszą czcigodną zmarłą księżną miałam bardzo nieczyste myśli i plany. A już tutaj podniosłam rękę na szlachetnie urodzoną jaśnie panią i mocno ją sponiewierałam. - rudzielec mówiła skruszonym tonem jak kapłanowi na spowiedzi. I zapewne gdyby to była prawdziwa spowiedź to byłyby to wszystko grzechy co nie lada. Wszystko znamionujące oznaki wyuzdanego zachowania w przypadku “rękoczynów” czyli sponiewierania bretońskiej szlachcianki to nawet można było poczytać za próbę obalania prawowitego porządku rzeczy bo w końcu stan szlachecki był po to aby bronić i rządzić maluczkimi w zamian należała mu się odpowiednia cześć i szacunek.

- Och… cóż za cudowne czyny moje dziecko. - Otto zachichotał trochę prześmiewczo - Doprawdy, rozumiesz na czym świat stoi. Nie to co ta tutaj. - ponownie smagnął Łasicę - Samolubnie usługując naszej przepięknej władczyni, a wam pozostawiając tamtą szlachciankę. Niegrzeczna! - ponowne smagnięcie - Lub nasza cudowna Pirora. Nigdy mnie nawet nie zaprosiła, chociaż to ja opowiedziałem jej o pięknie Sorii - tym razem smagnął Averlandkę - Niegrzeczna! - zerknął na Burgund - Więc, czemu miałbym zapoznać ciebie z tym narzędziem? Chyba, że uważasz, że źle z niego korzystam?

Trzy splecione ze sobą naguski i mężczyzna ze szpicrutą w dłoni byli niejako w centrum tej sceny. Ale na dwóch przeciwnych krańcach mieli dwuosobową widownię. Z jednej strony naga Soria siedziała na swoim tronie obserwując to całe widowisko z wyraźnym zainteresowaniem i przyjemnością. Z drugiej bretońska szlachcianka, też naga ale nadal uwiązana do sufitu i poznaczona czerwonymi pręgami po uderzanich szpicruty. Obie jednak drgnęły zdradzając zaciekawienie gdy Otto o nich wspomniał.

- Oh ja bardzo przepraszam! Oczywiście jeśli ktoś ma ochotę to ja nie ośmielę się blokować dostępu do naszej czcigodnej pani! Bardzo chętnie będę służyć w ramach pokuty i przeprosin! - Łasica zawołała przygnieciona przez koleżanki do podłogi i w mig podejmując podobny ton skruchy do swojej rudowłosej partnerki z jaką tak często współpracowała czy to zawodowo czy dla przyjemności.

- Oh Otto ale nic nie mówiłeś, że interesują cię takie rzeczy. Trzeba było powiedzieć. Ale jak interesują to oczywiście zawsze będziesz tu mile widziany. Tylko no te pozory, sam rozumiesz, że musimy o nie dbać aby się to wszystko nie wydało. No i bardzo ci dziękuję za poznanie z Sorią. Możesz przyjść także do teatru albo na ten wieczorek poetycki u Kamili. Zresztą obie tam będziemy z Sorią. No i Fabi tylko ona przybędzie osobno. - blondynka też potrafiła wdzięcznie przyjmować te smagnięcia, że aż miło było popatrzeć i posłuchać. Ale mówiła trochę z przejęciem jakby naprawdę sądziła, że kolega mógł się jakoś poczuć urażony.

- Mój panie uważam, że znakomicie korzystasz z tego narzędzia. I będę zaszczycona jak mnie z nim zapoznasz. Ale gdybyś miał zachciankę aby mieć pokorną i posłuszną asystentkę to oczywiście bedę zaszczycona taką służbą. - Burgund roześmiała się samymi oczami ale tak odpowiedziała jakby swobodnie się czuła po obu stronach pejcza czy szpicruty.

- Doprawdy? - smagnął Burgund - Dobrze, więc, pokaż mi co potrafisz. Niech nasza pani oceni, czy zasługujesz na zaszczyt, aby wychować te dwie ladacznice, jak być grzecznym. - zdjął kobietę ze swej Averlandzkiej przyjaciółki i wręczył jej pejczyk - Lepiej, abyś ją zadowoliła, inaczej zawiśniesz zapomniana obok Fabianne.

Rudzielec radośnie zeszła z grzbietu averlandzkiej szlachcianki, przyjęła podany pejczyk i popatrzyła pytająco na Sorię. Ta dumnym i pańskim gestem dała jej znak, że może zaczynać swój pokaz. Potem w przeciwną stronę, na unieruchomione, wyprężone jak struna ciało bretońskiej szlachcianki.

- Każdy wyrok przyjmę z pełną pokorą i zrozumieniem. - obiecała Burgund której wizja zawiśnięcia i unieruchomienia pod sufitem chyba nie wydawała się aż tak straszna. Ale sama znów spojrzała w dół na nagie, wypięte kuperki koleżanek. Po czym zaśmiała się i świsnęła batem w powietrze. A potem dała próbkę swoich możliwości gdy bez litości smagała pejczem wypięte pośladki koleżanek przy wtórze ich bolesnych ale i podnieconych jęków. Cała trójka zapamiętała sie w tej zabawie. Rudowłosa naguska w pewnym momencie złapała brutalnie za blond włosy szlachcianki i cisnęła ją na podłogę. Następnie nie szczędziła nagan i poganiania dwóch brudnych i leniwych ulicznic jakie uwijały się u jej stóp aby spełnić jej surowe wymagania. Ale to było trudne więc częściej nowa pani okazywała im swoją pogardę i niezadowolenie bezlitośnie z nich lżąc i karząc. Wyglądałoby to zapewne jak maltretowanie i poniżanie służby przez jakąś wyrodną okrutnicę ale jednak się się w to szło wsłuchać i popatrzeć to chyba każda z tej trójki czerpała mnóstwo zabawy i satysfakcji z tego wszystkiego.

- Czy jest pan zadowolony? - zapytała w pewnym momencie Burgund mając u swych stóp dwie brudne, spocone i sponiewierane niewolnice. Które jednak też ciekawie podniosły z dołu głowy czekając na jego decyzje.

- To nie mojej opinii, powinnaś być ciekawa. - podszedł do siedzącej na tronie Sorii, przyklęknął i wyciągnął do niej rękę - Pani, czy uraczysz nas i spojrzysz na dzieło mojej podopiecznej z bliska i ocenisz, czy jest zadowalajaca?

- Dobrze kawalerze, mogę rzucić na to okiem. - zgodziła się wspaniałomyślnie naga władczyni i z dworską wprawą chwyciła dłoń mężczyzny po czym dała mu się poprowadzić do czekającej z ekscytacją kobiecej trójki. Tam przesuęła się spojrzeniem po zdyszanej dominie z pejczem i w samej obroży. Po czym w dół na jej dzieło. Pirorę zastała z wypiętym kuperkiem poznaczonym czerwonymi pręgami od pejcza i szpicruty w podobnej pozie w jakiej Otto na początku ustawił Łasicę. Ta zaś leżała na wznak gdzie także jej front nosił czerwone pręgi po otrzymanych razach. Władczyni z uwagą i zainteresowaniem obserwowała to spocone i zdyszane pobojowisko.

- No tak, tak… Nie najgorzej… - oceniła przyciskając stopą twarz Pirory do podłogi. Po czym przeszła obok do leżącej łotrzycy o niebieskich włosach.

- Tak, tutaj no tak, mogłoby być… - dorzuciła swoją ocenę w przypadku tej niewolnicy. Jej bez skrupułów przesunęła stopą od brzucha, przez piersi aż do twarzy. Czego ta raczej nie odebrała tego poniżającego gestu jako kary.

- Ale tutaj widzisz zostawiłaś. - pokazała palcem gdzieś na wypięty kuperek averlandzkiej szlachcianki. Burgund spojrzała tam i chyba nie do końca wiedziała o co chodzi.

- Takie uchybienia nie będą tolerowane wśród mojego orszaku. - odparła chłodno władczyni do nieco zaskoczonej łotrzycy z pejczem w dłoni. - Pokażę ci. - odparła Soria i niespodziewanie jej dłoń wyskoczyła do przodu, złapała za miedziane włosi i ściągnęła służkę do parteru prawie wbijając ją w wystawione tyły Pirory.

- A ty co się tak wylegujesz leniwa wywłoko? Do roboty! - podobnie złapała Łasicę za włosy i też ją potraktowała podobnie tylko z kolei zmuszając aby ta zajęła się kuperkiem Burgund. Po chwili podziwiała swoją bardzo zaangażowaną sobą kompozycję jaka klęczała, leżała i dogadzała sobie nawzajem na podłodze.

- Ale wiele czasu już nam nie zostało. Więc sprawcie się dobrze. W końcu chodzi o oddanie należytej czci naszem księżnej. - przypomniała im mentorskim tonem w parodii dostojnego celu dla jakiego oficjalnie się tu zebrały dzisiaj po mszy.

Otto westchnął tęsknie spoglądając na podwładne Sorii.
- Moja pani, jeśli zezwolisz, muszę udać się na spoczynek. Dzisiejszy dzień był pełen fascynujących wydarzeń. Jednych przyjemnych, innych mniej, ale nic nie przebije przebywania w twej obecności. Jutro najpewniej czeka mnie niemało roboty w hospicjum. Ach, wasza wizyta. Sądzę, że najlepiej będzie jak zjawicie się pojutrze. Jutro pewnie jeszcze będziemy sprzątać.

- Pojutrze. - pani powtórzyła zaproponowany termin i spojrzała w dół na swój nagi i zajęty sobą orszak służek. Dziewczęta na chwilę przerwały zabawę, popatrzyły na siebie, naradziły się i w końcu blondynka dała znak, że Aubentag im pasuje na wizytę w hospicjum.

- Przyjedziemy w dzień, pewnie w południe. Zobaczymy się z tą dziewką od pajęczej królowej no i jak tam macie kogoś albo coś ciekawego do oglądania i poznania to też nas tam zaprowadź jak dasz radę. W każdym razie no ty tam wiesz co i jak to my przyjedziemy, śliczne i bogate a ty rób nam za wodzireja tego cyrku. - zaproponowała szlachcianka z Averlandu ubrana w same wysokie buty i gorset. Jej przyjaciółki miały na sobie jeszcze mniej ale też się uśmiechnęły przyjaźnie.

- No to będziesz już leciał? No szkoda. Ale mam nadzieję, że to nie ostatni raz co nas odwiedzasz. - Łasica wstała z klęczek i widząc, że klepsydra i tak już się prawie przesypała zaczęła się żegnać z kolegą.

- No tak, musimy już kończyć. Jeszcze się trzeba ubrać, doprowadzić do porządku i udawać, że się skończyło modły żałobne. - Burgund pokiwała głową na znak zgody.

- Tylko wyjdź tyłem. Dziwne by wyglądało jakbyś tyle czasu jakąś paczkę odbierał. Kristin cię wypuści. No chyba, że wolisz przez kanały to tamtędy. - Pirora dołączyła do pożegnań koleżanek i poprosiła aby kolega trzymał się tego co powiedział na wejściu do jej kamienicy. Na koniec nieco raczej żartobliwie wskazała gdzieś w kąt swojego prywatnego loszku jak mówiła o tym wyjściu do kanałów. *

- Może umówimy się na jakieś spotkanie w najbliższym czasie? - zaproponował Joachim jednookiemu, kiedy obaj się ubierali i zbierali do wyjścia.

- Oczywiście. W jakimś konkretnym celu, czy tak socjalnie? - Otto przyjrzał się koledze.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem