Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2023, 12:46   #547
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Heroldzi mieli chwilę na wymianę informacji.

Utamkeusa nie było, ale Yusuf rozwikłał prawie całą zagadkę jego zniknięcia.

Cath za to została “zaproszona” na spotkanie z Antigenem. Na ile byli narzędziem Mitry? Kultu? Anny? Trudno było to ocenić. Choć to co stało się z Tremere i Brujah sugerowało coś zgoła innego. Otóż Antigen urósł sam z siebie do poziomu ogromnego zagrożenia. Stał się ogromnym pożarem trawiącym Londyn. I co rusz jakiś wampir myślał, że może go kontrolować. Myślał, że dobrze jest nasłać go na swoich wrogów. Tak musiało być z przyjęciem u Anny. Być może tak było z uwięzieniem Arwyn. Bez wątpienia de Worde użył Antigenu do utarcia nosa poplecznikom Anny. Ale czy za Antigenem na stałe stał jakiś wampir? Wydawało się to nieprawdopodobne.

Z drugiej strony w ich zasięgu znalazł się pożar, a oni mogli kierować go w mniejszym lub większym stopniu tam, gdzie mógł się przydać. Trzeba było tylko nie dać się spalić.

Tony i Cath byli dobrymi ludźmi do tego właśnie zadania. Tony niejasno przypominał sobie jak jeszcze przed wojną wykorzystywali policyjny magazyn dowodów do magazynowania skradzionych dóbr. Najciemniej pod latarnią.

Zaraz przy tylnym wyjściu The Voult natknęli się na Nosfertu, który przedtawił się jako Alan Chang. Czekał na nich z ramienia Chun Hei. Spojrzał jedynie znacząco na ogromny miecz niesiony przez Yusufa w pokrowcu, jednak go nie skomentował. W końcu pracował dla Arwyn. Najpotęzniejszej Brujah w mieście.

Czy gdyby rzucili się na nią w pięcioro, to mieliby szanse? Poradzili sobie z de Worde. Z drugiej strony de Worde był szpiegiem. Siedzącym w cieniu mistykiem, który doprowadził ich do tak niewyobrażalnego głodu, że niemal się pozabijali. Tu mieli mieć przed sobą wojowniczkę, która od dwudziestu wieków żyła walką. Od czasów rzymskich legionów.

Alan Chang prowadził ich w dół. Po drodze spotkali elegancką rudowłosą dziewczynę, która przedstawiła się jako Emily Anastas. Wyjaśniła też, że jest właścicielką The Voult, a Alan jest szefem ochrony. Emily należała do klanu Toreador. Jak sama powiedziała: była jedną z ostatnich. A i to tylko dlatego, że przygotowywanie nowego bezpiecznego schronienia i nowej tożsamości trwa. No i Antigen ustalił kontrole. Drogi z i do miasta były kompletnie zamknięte po 20:00. Otwierano je ponownie o 6:00. W efekcie żaden samochód prowadzony przez wampira nie mógł wyjechać czy wjechać z obawy przed słońcem. Utknęli.

Co zaś do powiązań z Arwyn, to oboje zaprzeczyli. Chun Hei zapłaciła im za zorganizowanie bezpiecznego miejsca spotkań, i dokładnie to zrobili.

Emily wspomniała też Catherine, że Regina Blake czuje się obrażona jej bezczelnością.

Chwilę trwało aż Cath skojarzyła sytuację w której karmiła ghula Reginy własną krwią. Czyzby popsuła jej zabawkę? Postanowiłą się tym nie przejmować, bo The Trunk - lokal Reginy - był celem jednego z nalotów Antigenu w ostatnich kilku dniach. Nie było pewne czy Regina żyje. A nawet jeżeli przetrwała, to miała na głowie inne rzeczy niż kłótnie o chłopaka, który skorzystał z okazji na boku.

W podziemiach The Voult był… cyrk. Naprawdę ktoś zorganizował pokazy cyrkowe. Klaun jeździł na monocyklu i żonglował. Grała orkiestra. Gdzieś między ludźmi ktoś połykał płonące pręty, co wywołało mimowolnie ukłucie strachu we wszystkich wampirach. Wokół było sporo ludzi.

Spoon pomyślał o tym pierwszy, ale każdy z nich wiedział, że szykują się na coś wielkiego. Trzeba było się dobrze posilić.

Wszytko miało miejsce w kiepsko oświetlonych pomieszczeniach, a dym w oprawie wystepów powodował, że w zasadzie nie musieliby się ukrywać za bardzo. Cóż, ktoś przy organizacji tej imprezy wykorzystał fakt, że ze względu na Antigen kluby są zamknięte. Otwierał więc takie podziemne miejscówki mając w poważaniu przepisy BHP.

W koncu powitała ich Chun Hei. Ubrana w ciuchy motocyklisty, z nieodłącznym mieczem na plecach. Była wesoła. Nie zadawała pytań. Zaprowadziła ich do loży w której siedziała niska rudowłosa. Na kanapie leżał nieprzytomny blady mężczyzna. Na stoliku przed nią leżał miecz w pochwie. Yusuf rozpoznał tę broń. Podobnie jak jego claymore to również była replika. Krótki gladius, ciemne ostrze sugerowało zastosowanie nowoczesnych stopów. Podobnie jak poliwęglanowy kompozyt na rękojeści. Wszystko to odciągało uwagę od butelki szkockiej whisky i pojedynczej szklanki z lodem. Sama Arwyn miała na sobie białego T-Shirta i czarne legginsy. Nogi miała wyciągnięte przed siebie na kanapie. Na stopach miała czerwone trampki. Była tak niska, że trudno było odgonić od siebie myśl, że jest dzieckiem, albo conajwyżej niedoświadczona młódką. Pewnie wielu zginęło przez takie myśli.

Nie trzeba było być mistrzem dedukcji, żeby domyślić się, że leżący nieprzytomny mężczyzna pił zanim został spity. Co oznaczało, że mają przed sobą uzbrojoną, upojoną alkoholem i krwią najstarszą Brujah w Londynie.

- Siadajcie - wskazała miejsce Heroldom. - Tony, dobrze cię widzieć. Słyszałam już dobre wieści. Tak, już wiem. Mam swoje źródła.

Sięgnęła za siebie. Miała tam małą czarną kopertówkę nie pasującą do jej luźnych ubrań. Ze środka wyjęła pomiętą wyblakłą czapkę. Bezcenny artefakt. Rzuciła ją na stół bezceremonialnie, a ona zatrzymała się na butelce.

- Nie mogłam się przełamać, żeby ją zniszczyć. Jest wasza. Zróbcie z nią co chcecie. Zdaje się, że jestem wam winna przysługę. Tony, siadaj - postukała dłonią w kanapę obok siebie.

***


Utamekeeus pożegnał się z Roweną. Żałował, że dopiero teraz było mu dane nawiązać bliższą znajomość z tą wilczycą. Była waderą swojego stada. Nie mógł temu zaprzeczyć. Robiła wszystko co mogła, żeby dbać o tych, których miała pod opieką. Dbała o stado.

Co teraz będzie?

Siedzieli we dwóch z Hokeyem na przystanku autobusowym. Po drugiej stronie była całonocna klinika dla zwierząt. Za nimi punkt krwiodawstwa. Co jakiś czas po drodze jeździł to w jedna to w drugą stronę radiowóz. Indianin jednak chował się gdy tylko się zbliżał.

Było po północy, a w mieście obowiązywała godzina policyjna. Nie chciał dać się złapać na czymś tak trywialnym jak zwykłe siedzenie na przystanku. Potrzebował jednak ułożyć pewne rzeczy w głowie.

Mitra. To jemu służył. Miał wrócić? Camden… nekromanta? To z nim rozmawiał. Z drugiej strony był Antigen. Nowe zagrożenie. Nowa Inkwizycja. Bez wątpienia miało miejsce coś przełomowego. Londyn był nie do odratowania jak wspomniała Rowena. A jeżeli Mitra powróci do życia? Jeżeli Antigen to początek? Jeśli Nowa Inkwizycja rozleje się poza Londynem? Ile wampirów poniesie śmierć?

Gdyby użyć Mitry do zgładzenia Antigenu? Ale czy gaszenie pożaru lasu ogromną powodzią ma sens?

Wtedy przyjechała. Wchodziła do kliniki z telefonem przy uchu. Nie zauważyła ich. Żaliła się komuś, że miała dwie kontrole policyjne i jest spóźniona. Jak widać Antigen utrudniał życie nie tylko wampirom.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline