Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2023, 14:54   #89
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
VANESSA BILINGSLEY

Upał wyciskał z Vannessy ostatnie siły. Czuła to. Świecące słońce męczyło nie tylko oczy, ale i wysuszało wilgoć. Wysysało z Vannessy energię, niczym wampir.

Ale nie poddawała się. Mimo, że nigdy nie należała do najsprawniejszych czy najsilniejszych osób, to jednak potrafiła być niezwykle uparta, kiedy coś postanowiła. tak jak w tej chwili.

Wróciła na miejsce, w którym, jak zapamiętała, pojawiła się w "Radości". W czasie, gdy ona przechadzała się po lesie, z budynku już wyszli ludzie. Widziała ich, jak smętnie zajmowali się swoimi sprawami - naprawiali prowizoryczne schronienia, czyścili plamy krwi, usuwali ciała - próbowali jakoś doprowadzić do ładu miejsce, w którym przebywali. Widziała jednak, że wielu robi to bez przekonania, wielu zwyczajnie stała zagubiona, czasami ze łzami w oczach, czasami próbowała pożegnać się z bliskimi, którzy polegli. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Dla nich Vannessa była jeszcze jedną z ocalonych. Tą, której udało się oszukać śmierć. Pytanie - na jak długo?

Miejsce, w którym pojawiła się w tym całym tumulcie wyglądało zupełnie … zwyczajnie. Niczym się nie wyróżniało. Żadnych znaków mistycznych, magicznych energii. Jej moc Wyczucia nie wykrywała niczego innego, czego nie Vannessa nie wyczułaby wcześniej.

Sięgnęła po swoje zdolności. Te, których nie pamiętało. Zaburczało jej w brzuchu - naprawdę dziko i głośno. W oczach zatańczyły jej mroczki. Zapomniała o jednej, kardynalnej zasadzie każdej mocy magicznej - potrzebowała paliwa. Płaciła za używanie mistycznych zdolności własną energią, własną witalnością, a tej nie miała Vannessa już zbyt wiele - głównie z pragnienia i głodu, ale też ze zmęczenia upałem i podróżą przy boku Brigit, a potem ucieczką przed lodowatymi paskudami i całą tą sytuacją w "Radości".

Przez chwilę miała wrażenie, że udaje jej się … rozsupłać przestrzeń wokół niej (tak to mogła określić z braku lepszych słów), ale coś jakby wyrwało jej "nitki" z "rąk". Efekt był taki, że zakręciło się jej w głowie.

- Na twoim miejscu dałbym sobie chwilę wytchnienia - nie wiadomo skąd koło niej pojawił się Finch O'Hara.

- Naprawdę, powinnaś coś zjeść, nawodnić się. Dla twojego dobra.

Autentycznie się o nią martwił. Nie udawał.

- Źle zaczęliśmy - próbował się uśmiechnąć, ale jego twarz mająca zazwyczaj lekko szyderczy wyraz, wcale przez to nie wyłagodniała. O'Hara, co zauważyła już wcześniej, też był mocno wymęczony. Wręcz wyczerpany. Chude policzki zapadły się, a ostry podbródek pokryty krótkim, kilkudniowym zarostem, sprawiał przez to wrażenie jeszcze bardziej ostrego. - Wiesz. Wielu ludzi mnie nie znosi. To zrozumiałe. Ja sam czasami siebie nie znoszę. Przejdźmy się gdzieś. najlepiej do kuchni. Najesz się. Napijesz. Możemy rozmawiać. Ale nie musimy, jak nie chcesz.

Gdzieś obok, przy wejściu kłóciły się jakieś dziewczynki. Jedna z nich, co najwyżej dziesięcioletnie smarkula, klęła przy tym tak, że aż uszy więdły.

- Piaget! - O'Hara zwrócił się do niej spokojnym ale stanowczym. - Co wy wyprawiacie.
- Angela, jebana krowa, pierdolnęła mnie szczotką. Niby nieumyślnie, kurwa. Chuja tam. Ja swoje, kurwa, wiem. Dziwka mnie nie lubi.
- Nikt cię nie lubi Piaget, poza takimi przegrańcami jak ty, czy Gemma - rzuciła agresywnie ciemnowłosa. starsza od Piaget dziewczyna patrząc jednak wyzywająco na O'Harę i Vannessę.
- Angela, tak - Finch uśmiechnął się do dziewczyny. - Wiem, co czujesz. Wszyscy jesteśmy zmęczeni i przerażeni. I ostatnie, czego potrzebujemy, to kłótnie i niesnaski. Podajcie sobie ręce na zgodę.

Ku zaskoczeniu Vannessy obie dziewczynki zrobiły to, co powiedział O'Hara.

- A my? - Nexus spojrzał na Vannessę. - Możemy sobie podać ręce na zgodę. Symbolicznie. Bo moja ręka jest lepka i mokra i nie będę ciebie narażał na wątpliwą konieczność jej dotykania. Co ty na to? I mam nadzieję, że nie przeszkadza ci takie omijanie bariery społecznej i zwracanie się do ciebie bezpośrednio, a nie "per pani". Drugie otwarcie?.


EMMA HARCOURT

W budynku też było gorąco. Czy raczej duszno. Mimo pootwieranych wszędzie, gdzie się dało okien.

Gemma siedziała, w samym podkoszulku i spodniach, z Harrym i grała z nim w karty. Chyba w "czarnego piotrka" czy jakąś wariację tej gry.

Na widok Emmy na twarzy dziecka i "staruszka" pojawiły się uśmiechy. Zmęczone, ale radosne.

- Harry obiecał mi, że jak wygra, to weźmie leki i grzecznie położy się spać. Staram się go jak najdłużej przetrzymać na nogach, ale ma dobrą kartę i co bym nie robiła, to chyba mnie pokona.

Mała Gemma najwyraźniej podkładała się, ale tak, aby syn Kopaczki nie zorientował się w sytuacji.

- Kulwa mać - zaklął Harry znów zabierając Gemmie właściwą kartę z ręki.
- Harry. Nie ma już Piaget. Nie musisz przeklinać - łagodnie przywołała go do porządku Gemma.

A potem Gemma spojrzała na Emmę oczami, które tak bardzo często patrzyły na Fantomkę z lustra, gdy była w wieku zajętej grą dziewczynki.

- Mogę ci jakoś pomóc, Emmo. To znaczy nie teraz, ale kiedy już Harry pójdzie spać.

Chłopiec ziewnął.

- Bo chciałam z tobą zamienić kilka słów, jeśli można. Po grze.

Wyciągnęła kartę z ręki Harryego i po kilku kolejnych "losowaniach" Gemma została z "czarnym Piotrkiem" na ręce.

- Wygrałeś, mistrzu. A teraz wskakuj na wyrko. Pomogę ci.

Z troską, ale bez narzucania się pomogła wejść Harry'emu na łóżko. Podała mu opiekuńczo tabletki. Przypilnowała, aby napił się wody i posiedziała chwilę, bo dosłownie tyle trzeba było, aby chory chłopiec zasnął.

- Jest wykończony, ale stara się nie odstawać - Gemma wytarła czoło śpiącemu lekko nawilżoną szmatką i wskazała wyjście z pokoju.

Siadła przy lekko uchylonych drzwiach na podłodze.

- Słyszałam kogoś. Kogoś, kogo nie widziała. Kiedy ciebie nie było. Jakiś głos mówiący nie wiadomo gdzie i do kogo. Ale wypowiadał twoje imię. Albo moje. Głos był bardzo niewyraźny i nie do końca rozumiałam wszystko. Ale jakby szukał ciebie lub mnie.

Gemma miała poważną twarz. I poważne oczy. Mądre, jak na jej wiek.

- Teraz też go słyszę, wiesz. Jeszcze ciszej. Jakby … zanikał. Nie wiem, ale z jakiegoś powodu czuję, że to ważne i chciałam ci o tym powiedzieć, najszybciej jak to możliwe. Dobrze zrobiłam.

Gdzieś, w pokoju, mały Harry poruszył się niespokojnie przez sen. Jego wątła pierś poruszała się dość miarowo ale bardzo płytko.

- Co z nim będzie? - zapytała ze smutkiem Gemma zmieniając temat, co było typowe dla dziecka w jej wieku. - To choroba czy jakaś klątwa?
 
Armiel jest offline