Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2023, 20:27   #159
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 42 - 2520.04.17 mkt (3/8); Dzień Sigmara

Miejsce: Góry Środkowe; pd-wsch rejon; dolina Liedergart - Bastion; Bastion
Czas: 2520.04.18; Backertag (4/8); Dzień Sigmara
Warunki: - na zewnątrz: jasno, sła.wiatr, pogodnie, zimno



Wszyscy



Od rana panowała w zamku radosna choć nieco nerwowa atmosfera. Chyba wszystkim udzielił się ten świąteczny nastrój nieco podobny do tego sprzed paru dni gdy celebrowano pierwszy Festag i pierwszą mszę w zamku. W nowym domu jaki pewnie większość przybyszy zamierzała tu założyć. Te trzy dni od Festag minęły na pracach porządkowych gdzie próbowano zorganizować we wspólnej sali znośne warunki życia. Tak jak się dało. Oczywiście najlepiej byłoby postawić na nowo wszystkie drewniane schody, łóżka, kredensy i inne elementy aby to jakoś wyglądało jak powinno. Ale jednak Thomas był nieubłagany i pierwszeństwo u niego miało wspólne bezpieczeństwo a nie wygoda. Czyli wstawienie nowej bramy w odrzwia zamku. Jak grupa rozpoznawcza wracała wczoraj o zmierzchu przez tą bramę to ta jeszcze nie była wstawiona. Chociaż krzątali się przy framudze robotnicy coś poprawiając, szlifując, zbijając i zalepiając. Zaś przed bramą miasta urządzono prymitywny tartak. Czyli zbito drewniane kozły na jakiś korowano pnie drzew, przycinano z gałęzi a potem rżnięto je na belki i deski. Długie, grube i solidne skoro miały być na materiałem na bramę frontową zamku. Do zajmowało większość drwali, stolarzy i pilarzy jacy specjalizowali się w obróbce drewna. Przez co niewiele tego drewna można było użyć do czegoś innego. Tylko pod koniec dnia gałęzie i różne ścinki zabierano do zamku na opał. Zaś wokół zrujnowanych murów miasta było już kilka świeżych pniaków jakie zostały po ściętych drzewach. Na razie dziewiczy las dalej dominował ledwo za starą fosą i murami ale już pierwszy wyłom w jego wykarczowaniu uczyniono.

Spore wrażenie mogły też robić dwa, olbrzymie brutale jakie zaprzągnięto do pracy. Czyli dwa ogry o jakich przybysze słyszeli już wcześniej ale do tej pory ich nie spotkali. Dopiero jak wczoraj wracali do miasta zastali je przy pracy. Każdy z ogrów zdawał się być tak silny jak solidny koń czy wół. Bo we dwóch bez zauważalnego wysiłku ścinali drzewa lub przenosili ich pnie. Mimo wszystko jednak robotnicy zdawali się do nich podchodzić z rezerwą i starali się nie przebywać w ich pobliżu. Nic dziwnego. Ogry wyglądały mniej więcej jak ludzie. Tylko wszystko w nich wydawało się być wielkie, ciężkie, brutalne i prymitywne. Od zwalistych sylwetek wysokich gdzieś na dwóch dorosłych mężów aż po ich ruchy, ciężkie kroki i dudniący, basowy głosy. Można było odnieść wrażenie, że Thomas i Inez to są w tym improwizowanym tartaku w sporej części z ich powodu.




https://i.pinimg.com/564x/78/ba/44/7...208cc449b0.jpg


Dzisiaj oba ogry też były w zamku chociaż gościły się na dziedzińcu a nie w sali gdzie świętowali przybysze z nizin. Cała ceremionia poświęcona wniebowstąpieniu Sigmara i symboliczna zaczynająca odmierzać dni lata oznaczał też definitywne pożegnanie zimy. Dało się to poznać nawet tutaj, w trzewiach gór. Pogoda była najczęściej wietrzna i zimna ale już bez śniegów i lodów. Te utrzymywały się jeszcze na najwyższych sztach gór ale dookoła już od paru tygodni ich nie było. Dzisiaj jakby patron tego święta uczcił ten dzień całkiem ładną pogodą. Od rana było pogodnie i słonecznie a z blank roztaczał się całkiem malowniczy widok.




https://p4.wallpaperbetter.com/wallp...er-preview.jpg


Od rana trwały wypieki i przygotowania do uczty. Ponieważ możliwości kuchni były dość ograniczone jak na taką ciżbę uczestników to wszystko miało ten dzwon czy dwa opóźnienia w stosunku do zwyczajowych pór świętowania. Oczywiście dzień zaingurowała siostra Yvonne poranną, tradycyjną mszą ku czci opiekuna całego Imperium i patrona Ostlandu z jakiego pochodziła zdecydowana większość przybyszy. Było bardzo radośnie i uroczyście. Siostra zaintonowała psalmy pochwalne na cześć Sigmara z społeczność przyłączyła się do niej chętnie. W końcu co roku śpiewano mniej więcej to samo jak nakazywała tradycja. Do tego blondwłosa sigmarytka miała czysty i mocny głos, w sam raz do intonowania głośno pieśni, psalmów i modłów.

Po mszy zrobiło się już południe. I zaczął się tradycyjny festyn gdzie główną rolę odgrywały sigmarwurst. Najczęściej były one wieprzowe no ale w obecnej sytuacji nie tak łatwo komuś było poświęcić swojego wieprzka aby przerobić go na kiełbasy a i czasu było mało bo ledwo kilka dni. Niemniej udało się chociaż na tyle aby dla każdego starczyło chociaż po symbolicznej kiełbasce czy dwóch. Do tego doszły jeszcze te tuszki jakie wczoraj przynieśli ze sobą myśliwi z grupki zwiadowczej. Przynieśli to już o zmroku więc nie było zbyt wiele czasu aby coś na dzisiaj to przygotować. Ale zapewniły one składniki na posiłek jaki też pojawił się dzisiaj na złączonych w kwadratowe “U” stołach.




https://www.als-group.co.uk/gallery_...et_2_u5ig.jpeg


Honorowe miejsce u szczytu centralnego stołu zajęła siostra Yvonne. Bowiem magister Hela przyniosła wieści, że margrabia pokornie przeprasza ale zaniemógł błaga o przebaczenie. Magister zrobiła mu miksturę leczniczą aby chociaż później mógł się pojawić w ten świąteczny dzień. Zaś na razie margrabia prosił aby to właśnie kapłanka Sigmara przejęła rolę prowadzącej bo przecież to święto jakiemu ona powinna przewodzić. Blondwłosa, młoda kapłanka czuła się chyba nieco skrępowana aby zająć jedyne krzesło przy stołach i to na honorowym miejscu. Ale Hela i Thomas bardzo ładnie ją poprosili aby czyniła honory i poprowadziła tą uroczystość więc w końcu kapłanka zgodziła się zaznaczając wcześniej wyraźnie, że bynajmniej nie rości sobie praw do tego krzesła i robi to tylko na prośbę margrabiego.

Festyn zaczął się więc na dobre gdy siostra odmówiła modlitwę dziękczynną na cześć Sigmara a potem zaczęła się uczta. Wszyscy chętnie jedli to co było na stole i było całkiem rodzinnie i wesoło. Jakby byli na jakimś weselu. Nawet znalazło się kilku utalentowanych grajków jacy grali na fletach, skrzypcach i wtórowali madame Claudii która okazała się całkiem sprawnym w śpiewie i grze na mandolinie bardem. Ona zwykle przodowała w tej oprawie muzycznej ale, że śpiewała dość popularne i lubiane piosenki to i grajkowie nie mieli trudności aby ją wesprzeć swoimi instrumentami lub przyśpiewkami.

- Można? - gdy zaczęły się tańce któryś z górali podszedł do siedzącej Grety i poprosił ją do tańca. Zresztą inni też chętnie poszli w tany z dziewczętami. Panowie prosili panie i przestrzeń pomiędzy stołami zapełniła się tańczącymi parami.

- A nas to nikt nie poprosi? No co my jakieś szpetne jesteśmy? No jeszcze rozumiem Inez bo damulka ale mnie? Taką miłą dziewczynę z sąsiedztwa? - sarkała pod nosem Petra bo widać było, że też chętnie by poszła w tany. Sarkała trochę na pokaz i ironicznie no ale co by nie mówić to kobiety zasiadające przy centralnym stole, te które zajmowały jakąś funkcję w świcie margrabiego rzeczywiście zdawały się peszyć zwykłych chłopów i robotników jacy nie kwapili się do nich podchodzić i prosić do tańca tak jak takie zwykłe dziewczyny z podobnego im stanu.

- Hej uważaj sobie. - odparła jej Inez trącając ją łokciem. Też raczej w żartobliwy sposób. Ale w spojrzeniu jakim wodziła po bawiących się ludziach też była jakaś nutka zazdrości i tęsknoty.

- To na pewno wszystko przez ciebie Inez. Wszystkich chętnych odstraszasz. Pewnie przez te twoje maniery wielkiej paniusi. Nie wiem jak ty mi się za to odzwdzięczysz. - Petra jakby chciała sobie odbić tą nudę przy stole żartując sobie z koleżanki.

- No to może ja cię poproszę. - widząc to wszystko Yvonne roześmiała się i jakby zrewanżowała się Petrze za ostatni Festag gdy niespodziewanie ona ją poprosiła do tańca.

- No nareszcie! Wreszcie ktoś wybawi damę z opresji i będzie komu z wdzięczności omdlewać w ramionach! - zawołała wesoło kuszniczka i całkiem żwawo podjęła proszącą do tańca dłoń kapłanki i poszły razem dołączyć do tańczących. A przy okazji rozbawiła chyba większość osób jakie widziały tą scenkę.

Wkrótce i Thomas chociaż już wiekowy i z bielmem na jednym oku poczuł się zobowiązany aby zaprosić Inez do tańca. Chociaż poruszał się dość sztywno to jednak pozwoliło to najpierw Inez a potem Heli potańczyć chociaż jeden czy dwa kawałki.

- Słyszałem, że elfki to niezłe tancerki. Może nam pokażesz? - Eryk zaś podszedł do białowłosej Davadrell prosząc ją do tańca. Elfka bowiem w oczach przybyszy też chyba nie była taka swojska jak większość dziewcząt i chociaż wzbudzała zaciekawione spojrzenia to mało kto kwapił się ją poprosić do tańca czy w ogóle coś zagadać.

---


Na tak przyjemnej zabawie druga połowa dnia zeszła szybko. Jadło nie było zbyt wyszukane i stanowiło mieszanine ubitych zwierząt domowych i tych upolowanych i przyniesionych wczoraj wieczorem. Więc było różnorodne. Wina i piwa było sporo i można było sobie poużywać z czego sporo osób chętnie korzystało. Ale nie za dużo skoro jutro od rana czekały ich codzienne obowiązki. Nie były to trunki z najwyższej półki ale z tej najniższej też nie. Ot każda rodzina coś powyciągała ze swoich zapasów i postawiła na stole aby można się było z tego ugościć.

Towarzystwo było już nieźle rozbawione gdy do sali wszedł sam margrabia w otoczeniu Heli i Thomasa. Przeszedł pod ścianą i zajął swoje jedyne na sali krzesło. Bardzo podziękował Yvonne, że zechciała pełnić honory domu podczas tych uroczystości gdy on sam nie mógł być obecny. Wyglądało to bardzo zacnie gdy wielki hrabia z uszanowaniem zwracał się do młodej kapłanki a ta odwzajemniała mu się podobnie. Usiadła ponownie w podobnym miejscu gdzie siedziała w Festag zwalniając miejsce głównemu gospodarzowi. Ten znów przyszedł z twarzą owiniętą szalem i w rękawiczkach. Ale po pierwszym spotkaniu w Festag to już chyba tak bardzo nie dziwiło jak wówczas.

- Dziękuję wam moi poddani za tak sprawną organizację… Cieszy mnie to… Dobrze wróży naszej przyszłości… Jeszcze parę dni i wstawimy bramę… Potem zajmiemy się resztą… Dużo pracy, dużo pracy nas czeka… A przybędą kolejni osadnicy… Pod koniec miesiąca wyślemy kogoś do Lenkster… Poprowadzą Inez i Petra… Będziemy tam działać aby zachęcić nowych kolonistów do przyjazdu… Szklarzy nam brakuje i wytapiaczy ołowiu… I wielu innych… I słyszałem, że jakieś tałatajstwo tu się kręci tuż za płotem… Tak, tym też trzeba się zająć… Ale to normalne w tej krainie, taki urok gór… Czy złe czy dobre czasy to komu się nie podoba w cywilizowanych krainach to ucieka w góry… Moi przodkowie też musieli stać na straży porządnych ludzi… Więc i ja będę… Tak, trzeba będzie ściągnąć także więcej zbrojnych… - wydawało się, że margrabia nieco mniej zacina się w swojej mowie niż parę dni temu gdy spotkali go po raz pierwszy. Ale dalej nie dało się tego nazwać płynną mową. Oddychał głośno i nieco świszcząco. No i głos był nieco przytłumiony przez ten szal jakim zasłaniał twarz. Ale wydawało się, że jego umysł sprawnie przyswaja fakty i planuje kolejne posunięcia.

- I jakichś kawalerów do pląsów! No i najlepiej jakichś bogatych co ich będzie stać na zabawy w mojej “Nimfie”! - krzyknęła wesoło i nieco zadziornie Petra gdy tylko margrabia skończył mówić swoje. Ten zaśmiał się po ojcowsku aż się rozkaszlał ale niebieskowłosa kuszniczka widocznie go rozbawiła. Zresztą nie tylko jego bo i sporo osób na sali się roześmiało wesoło.

- Tak, takich też… Zgaduję, że jak tam pojedziesz to będziesz miała to na uwadze… - odparł kek margrabia wznosząc w toaście dla jej pomysłowości kielich. Co Petra chętnie przepiła ze swojego kufla.

Z Petrą Greta miała też krótką rozmowę. O kucach. Widocznie Eryk tak jak jej wczoraj obiecał, że zapyta to coś musiał pytać skoro dzisiaj przedstawicielka margrabiego sama ją zaczepiła o te kuce.

- A znasz się na tych kucach? Bo jakieś konie i tak zamierzaliśmy kupić. Chociaż raczej takie chabety do pracy. Takie podróżne nie mówiąc o bojowych to droższe. Ale jakieś kuce można by kupić. Tylko przydałby się ktoś kto się zna na koniach. - zagaiła dzisiaj jeszcze za dnia niedawno mianowana szlachcianka. Nie wydawała się być świadoma podejrzeń jakie wobec niej żywiła Greta na ostatniej prostej do Bastionu. Raczej wydawała się ciekawa tak od praktycznej strony czy może zabrać ze sobą do Lenkster Gretę jako znawczynię kuców o jakich mówiła. Bo wczoraj jak o tym rozmawiała z Erykiem to ten zamyślił się chwilę zanim odpowiedział.

- Kuce? - popatrzył gdzieś w górską przestrzeń jakby rozważał taki pomysł. - Kuc to nie kozica. Nie wszędzie wejdzie. No ale jeśli koń w góry to taki kuc najlepszy. Mały, mniej wymagający i odporny. No i tańszy od tych wielkich kobył z traktów. Można spróbować. Nawet jeden na grupę do noszenia gratów by się przydał. Bo taki namiot dźwigać cały dzień na plecach to mało przyjemne. Dobrze jakby bydlę to dźwigało. No można spróbować. Ale to by pewnie nasz pan musiał postawić bo na mnie nie licz, mnie nie stać na takie fanaberie. - ostatecznie więc Eryk uznał pomysł za interesujący i widział takie kuce przynajmniej jako zwierzęta juczne. Miło by było podjechać na takich, zwłaszcza jakby to było dnem doliny jak to jechali większość szlaku z Lenkster bo na szczyty, żleby czy wąwozy to taki konik niekoniecznie musiał dać radę. Bo to nie kozica. Ale dolinami czy łagodniejszymi zboczami można było na takim podjechać. Tylko był sceptyczny czy margrabia zasponsorował by aż tyle kucy aby dla każdego starczyło no ale nawet ze dwa czy trzy jako zwierzaki juczne to mogłyby mocno wspomóc, zwłaszcza w dalszych trasach. No i widocznie musiał to jakoś przekazać Petrze skoro ta dzisiaj o to pytała Gretę.

A na razie, podczas tej wieczerzy margrabia ogłosił, że poza dwójką już nieco tradycyjnych liderek tej trasy to by jeszcze parę osób się przydało. Dobrze aby ktoś z przybyszy zgłosił się aby dać świadectwo jak to tu wygląda aby nie było, że to jakaś bujda i mrzonka jakichś oszustów. Podobnie obie dziewczęta jak i Thomas mieli spisywać wszelkie listy na zapotrzebowanie materiałów czy ekspertów jacy byli potrzebni do odbudowy Falkenhorst. Zapewne to będzie tylko pierwsza z takich wypraw bo szykowały się następne. Jak tylko się uzbiera jakaś większa grupa ochotników to ktoś stąd miał się tam udać i być ich przewodnikiem w drodze do Falkenhorst. Poza tym trzeba było też odbudować szlak, porobić mosty na strumieniach, groble przez bagna, wyciąć lasy na drogi, odremontować i obsadzić Steinwald, Liedergard nawet Zelbad bo to były naturalne punkty postojowe i obronne na tej trasie. A potem? Potem to można podobnie wyznaczyć ponownie szlak do sąsiednich prowincji, do Hochlandu i Middenlandu. Aby i stamtąd mogli napływać koloniści. Tak, margrabia miał wizję i wielkie plany co do odbudowy swojej górskiej marchii. I nawet jak to był projekt jaki miał zająć kolejne lata, dekady i pokolenia to gotów był zacząć go już teraz.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline