|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
26-12-2022, 15:17 | #151 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
__________________ Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis! |
31-12-2022, 14:13 | #152 |
Highlander Reputacja: 1 | Bastion. Nareszcie na miejscu. Ostatnim wysiłkiem zwierząt i ludzi dotarli późnym wieczorem do Bastionu. Było to bardzo dobre zagranie ze strony prowadzących karawanę, by zaproponować wszystkim umęczonym kilku tygodniową podróżą ostatni zwiększony wysiłek by dotrzeć do celu jeszcze tego samego dnia, niż rozbijać obóz i opóźniać wszystko o jeszcze jeden kolejny dzień. Propozycja okazała się słusznym posunięciem, gdyż naoczne widmo namacalnego celu podróży jak i obietnica końca podróży i osiedlenia się na stałe dodała wszystkim sił. Tym bardziej, że pomimo późnej pory byli oczekiwani i powitani. Tego dnia nie było już ani czasu, ani możliwości, ani sił na rozejrzenie się po miejscu do którego dążyli i w końcu dotarli. Wszyscy z ulgą przyjęli fakt dotarcia do celu jako bezpiecznego i ostatecznego ich schronienia. Nawet nie rozpakowywane wozów. Jedynie zajęto się końmi i ludzie udali się na zasłużony spoczynek. Następnego dnia odbyli pobieżną wycieczkę po całym Bastionie. Rzeczywiście miejsca było, aż nadto, a ta ilość ludzi, wozów i zwierząt z jakimi tu przybyli były jedynie skromną kroplą w morzu potrzeb. Miejsce miało olbrzymi potencjał. Jednak pracy było tak dużo do wykonania, a rąk do pracy zbyt mało. Myśli Davandrell galopowały jak szalone. Jej wszystkie dotychczasowe obawy trochę się uspokoiły. Jednak potok jej myśli tym razem podążał w innym kierunku. Obejrzała całą okolicę i przestrzeń wewnątrz Bastionu bardzo dokładnie. Zarejestrowała w pamięci kilka ciekawych miejsc. Wiedziała jednak również, że nadszedł podjęcia pewnych decyzji i wiedziała też, że trzeba się będzie naradzić z towarzyszami. Na uczcie na którą zaproszono wszystkich przyjęto ich z wszelkimi honorami. Davandrell przedstawiano już na różne sposoby jednak słowo “śliczna” bardzo ją rozbawiło. Wiedziała, że urodą nie grzeszy jednak nigdy jakoś nie przykładała do tego większej wagi. Margrabia Walther von Falkenhorst był mężczyzną w sile wieku i sprawiał wrażenie szczodrego choć wymagającego pana, nagradzającego i każącego sprawiedliwie gdy trzeba było. Wieczorem po uczcie zebrała Goliego oraz Magnusa i po wcześniejszym pokazaniu im pewnego miejsca na terenie Bastionu usiedli do poważnej rozmowy. Nie owijając w bawełnę przedstawiła im swoje zdanie. - Słuchajcie. Dotarliśmy na miejsce, które jednak rzeczywiście istnieje, choć w trakcie niełatwej podróży niektórych z nas dopadło zwątpienie w tym temacie. Chciałbym z wami porozmawiać co robimy dalej. Jeżeli nie chcecie tu zostać to nabierzmy sił przez tydzień czy dwa i wracajmy do tak zwanej cywilizacji. Jeżeli natomiast postanowicie… Postanowimy - poprawiła się - tu zostać to trzeba podjąć pewne dyskusje. Wstrzymała głoś patrząc po twarzach swoich towarzyszy. Widziała, że słuchali jej z najwyższą uwagą i w pełni poważni sytuacji. - Natomiast jeżeli postanowimy tu zostać to należy podjąć pewne decyzje i kroki. Dom, który wam pokazałam wydaje mi się idealny dla naszych potrzeb i chciałabym go zasiedlić, a w przyszłości ubiegać się o przyznaniem nam jego akty własności. Jednak w powyższym przypadku wynikało będzie, że zostajemy tu wypadałoby się zintegrować ze społeczeństwem i zaangażować w jego życie i potrzeby. Goli dla ciebie będzie to oznaczało koniec udawania, że nie każdy krasnolud zna się na budownictwie i trzeba będzie zakasać rękawy i pomóc wszędzie, gdzie będzie potrzeba zaczynając od być może naszego wspólnego i własnego w przyszłości domu. Ty Magnus jak sam słyszałeś i dla druida, jak i dla każdego innego znajdzie się tu praca. Ja sama zamierzam pomagać przy polowaniach, zwiadach czy jeżeli zajdzie taka potrzeba to przy bronieniu flanków. Dyskutowali jeszcze długo. Ostatecznie jednak zdecydowali, że dają sobie pół roku czasu na podjęcie ostatecznej decyzji o pozostaniu tu na stałe lub też o powrocie na szlak. Jednak jednogłośnie i stanowczo zobligowali się w tym okresie aktywnie i w pełni zaangażować się w życie i potrzeby społeczności Bastionu.
__________________ Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty. A co jest drugim. Biały Wilku? - Nie ma przeznaczenia - jego własny głos. - Nie ma. Nie ma. Nie istnieje. Jedynym, co jest przeznaczone wszystkim, jest śmierć. |
01-01-2023, 18:07 | #153 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 40 - 2520.04.15 wlt (1/8); przedpołudnie Miejsce: Góry Środkowe; pd-wsch rejon; dolina Liedergart - Bastion; Bastion Czas: 2520.04.15; Welentag (1/8); przedpołudnie Warunki: - na zewnątrz: jasno, łag.wiatr, zachmurzenie, ziąb Wszyscy Wczorajszy Festag okazał się małym świętem dla tej niezbyt wielkiej społeczności nowych poddanych margrabiego Walthera von Falkenhorsta. Wbrew wszelkim trudnościom połowa wozów jakie wyruszyły trzy tygodnie temu z Lenkster dotarła na miejsce przeznaczenia co dało gdzieś między pół setki a setkę nowych osadników tej górskiej krainy. Druga połowa została w stanicach rozrzuconych od Zelbad do Bastionu. Czy raczej Falkenhorst. Bo okazało, że na cześć rodu jaki założył to górskie miasto właśnie tak pierwotnie nazywał się ten zamek i miasto. A potomek tamtych dziedziców chciał przywrócić także tamtą nazwę. Nawet jeśli poza górami przez stulecia zapomnienia uległa ona zatarciu i zredukowała się jedynie do wspomnień i historii o zacnych i prawych hrabiach z gór jacy rezydowali w jakimś na w pół legendarnym zamku w tych górach. Było więc co wczoraj świętować i odpoczywać po tak długiej i trudnej podróży. Cieszyła też myśl z hojności i gościnności gospodarza jaki zgodnie z obietnicami jego wysłanników danych jeszcze w Lenkster miał sporo tytułów, stołków i domów do obsadzenia. Każdy mógł coś wybrać dla siebie. Awans społeczny dla wielu osadników był to bardzo duży. Nawet ten opłakany stan miasta i zamku nie zniechęcał bo wszyscy patrzyli na to w perspektywie lat, dekad i przyszłych pokoleń. Na razie sam margrabia do kontaktów z osadnikami nadal wysługiwał się Inez oraz Petrą które od czasu Lenkster najlepiej zdążyły się poznać z nowymi obywatelami górskiej marchii. Bo tak oficjalnie arystokrata nazywał swoje ziemie. Marchia. Górska Marchia Falkenhorst jaka obejmowała prawie całość tych wewnętrznych gór Imperium. Przynajmniej dawniej. Właśnie dlatego miała status niezależnej prowincji jej władca był prawie równy elektorom wielkich prowincji. Stąd myśl, że miałby składać hołd i podlegać elektorom Middelandu, Hochlandu czy Ostlandu nieco bawiła a nieco irytowała margrabiego. No i stąd też brał się jego tytuł - margrabia czyli ktoś kto włada marchią. Tak to przy śniadaniu tłumaczył Thomas i trochę Inez jacy wdali się w dyskusję z Yvonne no ale, że sprawa właściwie dotyczyła wszystkich to trochę się to zmieniło w pogadankę ale starali się nie używać wyszukanych słów aby trafić do większości prostych i niepiśmiennych ludzi. Co do nich trafiło z tego trudno było powiedzieć no ale brzmiało godnie. Po śniadaniu gdy Thomas udał się z powrotem do donżonu to jednak zapanował pewien chaos. Bo okazało się, że prawie każdy miał inny pomysł i priorytety. Część ludzi co już wczoraj upatrzyła sobie jakąś interesującą ich miejscówkę chciała tam wrócić i obejrzeć ją dokładnie, sprawdzić czy jest sens tam się krzątać czy nie i jak tyle innych domów pustych stoi to zająć jakiś inny. Część co wczoraj jakoś nie bardzo znalazła coś dla siebie dzisiaj chciała sobie pochodzić po mieście. Yvonne prosiła o pomoc przy odnowie kaplicy swojego patrona, Petra nakręcała ludzi do pracy przy renowacji jej “Nimfy” a jeszcze poza tym miała jakieś apartamenty i pałace na oku gdzie w przyszłości zamierzała mieszkać. Inez nie była tak natarczywa no ale jej spodobał się budynek dawnego astronoma z ładną wieżą oraz miejscem gdzie była biblioteka. A jeszcze przy śniadaniu Petra ogłosiła, że pan szuka służby do obrządku w donżonie i chętne dziewczęta mogły się do niej zgłaszać. Dla wielu rodzin to była nie lada gratka. Wysłać córkę aby pracowała w otoczeniu samego margrabiego. Więc niezły rwetest się z tego zrobił bo prawie każda rodzina miała jakąś młodą, chętną i skorą do pracy dziewoję. - No to postaraj się. Zrób dobre wrażenie. Oby cię wzięli. Dobrze tam będziesz miała. W cieple i pod nosem samego hrabiego. Zobaczysz, jak się rozejdzie po wsi, że pracujesz dla takiego wielkiego pana to zalotnicy sami będą stukać do twoich drzwi. A już czas najwyższy znaleźć ci jakiegoś zanim się w lata posuniesz i nikt cię chciał nie będzie. Warkocz popraw. - mamrotała któraś z matek starając się ubrać swoją córkę właśnie jak na mszę w Festag aby zwiększyć jej szanse na załapanie się do tej roboty. Dziewczyna rzeczywiście do szpetnych nie należała i akurat w takim wieku, że można już było jej myśleć o zamążpójściu. Zresztą inne rodziny potraktowały sprawę podobnie. - No. Prać i sprzątać umiesz. Gotować też. Wygląd też masz przyzwoity. Tutaj sama widzisz jak to wygląda. Trzeba będzie mocno zakasać rękawy. I robota ta sama co w donżonie, też pranie, sprzątanie i tak dalej. Może nawet ciężej. Na pewno ciężej. To sobie rąk i grzbietu oszczędzisz. A tu pan szczodry. Widziałać jak tego zbójnika wynagrodził? A przecież to zwykły zbój. Ci z gór to sami zbójnicy. A oficerem go pan mianował. No to może i tobie coś skapnie z pańskiego stołu i łaski jak pan będzie z ciebie zadowolony. Dobrze. Już lepiej nie będzie. Chodź. I uśmiechaj się ładnie i bądź miła. - matka co była już w średnim wieku i posturze dalej pouczała swoją córkę jak powinna się zachować. I widocznie musiała traktować tą pracę w donżonie jako szansę na lepsze życie dla córki. Ta kiwała głową i wydawała się nieco stremowana. Dało sie wyczuć jawną rywalizację między rodzinami gdy prawie każda przygotowała jedną czy dwie panny jako kandydatki do tej służby. A wybierać miały Inez i Petra. Z czego jak zwykle to kobieta w spodniach była łatwiejsza do usłyszenia i rezolutniejsza gdy stanęło przed nią jakieś pół tuzina dziewcząt przystrojonych jak na mszę w Festag. - Ojej trudny wybór. Dobrze, chodźcie tu i ustawcie się w szeregu. Jej! Ja też chce mieć służbę! Przecież mi się należy skoro już jestem szlachcianką! - Petra jak zwykle na nowo odkrywała kolejne elementy bycia błękitnokristą które ją zaskakiwały i absorbowały. Bo coś nie sprawiała wrażenia aby do tej pory towarzyszyła jej jakaś służba. A szlachta faktycznie nie mogła się bez nich obyć. - Najpierw trzeba znaleźć służbę dla naszego pana. Potrzebujemy na razie dwóch, może trzech dziewcząt. Do obsługi kuchni, łaźni i sprzątania. - Inez za to tradycyjnie wydawała się być rozsądną przeciwwagą dla temperamentu koleżanki. I starała się wyhamować jej niespodziewane pomysły. Petra zbastowała i po krótkiej rozmowie i oglądaniu kandydatek wybrała po pewnej konsultacji z Inez trzy dziewczęta do służby. Te cieszyły się jakby wygrały los na loterii. Zresztą ich rodziny także. Te którym się nie powiodło były znacznie mniej zadowolone. Na pocieszenie dostali obietnicę, że to tylko początek i na pewno wkrótce będą potrzebni kolejni ludzie do tych czy innych zajęć ot w donżonie brakowało kobiecej ręki aby tam utrzymać porządek. Petra znów wszystkich zaskoczyła gdy zapytała jedną z matron o jedną z dziewcząt ubranych znacznie skromniej niż te kandydatki do służby. Usłyszała, że to sierota po bracie męża. Trudno powiedzieć dlaczego wysłanniczka hrabiego zwróciła na nią uwagę ale widocznie tak do końca nie zrezygnowała ze swojego pomysłu na własną służbę i po krótkich targach odeszła z tą dziewczyną do donżonu jako swoją pierwszą służącą. Co niesamowicie je obie bawiło i radowało chociaż chyba z całkiem innych powodów. Świeżo upieczona szlachcianka miała wreszcie swoją pierwszą służącą którą nikt inny chyba i tak nie był zainteresowany a ta zaś załapała się na robotę w donżonie mimo, że pierwotnie nikt jej tego nie proponował. Po tym niewielkim zbiegowisku znów jednak wróciła sprawa co robić dalej. Gdzie i dla kogo. Sprawę uciszył dopiero powracająty Thomas. Wszedł do stołówki i walną dwa razy kosturem w podłogę aby zwrócić na siebie uwagę osadników. Po czym dość szybko znalazł wększości z nich zajęcie. - Najpierw zamkowa brama. Trzeba ją zrobić i wstawić jak najszybciej. - zakomenderował. Po krótkiej dyskusji wyszło, że to robota dla stolarzy. Trzeba zrąbać drzewa, potem je okorować, pociąć na bale a te zbić i przyciąć. Dopiero potem można było je wstawić. To była robota nawet na tydzień. Poza tym było sporo prac naprawczych w samym zamku. Część ludzi Thomas przydzielił do naprawy i sprzątania świątyni Sigmara jaka za parę dni miała stać się głównym ośrodkiem celebrującym święto tego właśnie patrona jakie też często utożsamiano z pożegnaniem chłodnego półrocza i początkiem ciepłego. Nawet jeśli to ciepło tutaj w górach dość mocno zwlekało z przybyciem. Gdy Thomas obdzielił te zdania zrobiło się nieco luźniej i ciszej gdy ludzka ciżba rozsypała się po stołówce, sąsiedniej izbie sypialnej oraz podwórzu. Zaś doradca margrabiego mógł zająć się rozmową z tą częścią dotychczasowej karawany jaka zwykle robiła za eskortę i zwiadowców. - Na okolicznych górach są wieże strażnicze. Dawniej czuwała tam straż a ogień na ich szczycie płoną ciąglę i służył do komunikacji. Trzeba sprawdzić co z nich zostało. I dobrze by było przywrócić do działania chociaż jedną z tych co się wznoszą nad doliną jaką przybyliście z Liedergard. Jak się da to założyć tam posterunek. No i polowanie. Trzeba polować aby uzbierać zapas mięsa. I znaleźć miejsce pod przyszły wypas kóz i owiec. Po prostu rozejrzeć się po okolicy. Aha, te dwa gamonie jeszcze nie wróciły do miasta. Gog i Magog. Pewnie gdzieś kręcą się po okolicy. W nadchodzących tygodniach będziemy szykować wyprawę powrotną do Lenkster. I aby sprawdzić jak się mają nasze osady na szlaku. Trzeba sprowadzić kolejnych osadników, dobrze aby to był ktoś z pierwszej fali co by zwiększyło wiarygodność i zachęte. Wy jesteście tylko pierwszymi, liczymy, że przybędą kolejni. - doradca i archiwista margrabiego przedstawił szkic na bliższe i dalsze plany. Teraz jak już mieli mniej więcej pojęcie o rozmiarach miasta to dało się odczuć, że nawet jakby żadnych wozów nie zostawiano w pomniejszych stanicach i zamkach jakie trafili po drodze to i tak przybysze rozstapialiby się w tym bezludnym mieście. Ale chyba i sam margrabia jak i jego świta traktowali to wszystko jako pierwszy z wielu kroków ku odbudowie tego miasta. W dalszej perspektywie planowano powrót do Lenkster no i przy okazji sprawdzenie jak sobie radzą rodziny pozostawione w mniejszych zamkach. A na najbliższe dni trzeba było wspomóc przywiezione zapasy złowioną zwierzyną. No i dobrze aby udało się ubić coś dorodnego na świąteczny festyn. W końcu Sigmarzeit było jednym z najważniejszych świąt w roku. Dobrze było mieć z czego zrobić te tradycyjne Sigmarwurst. W międzyczasie wróciły Inez i Petra więc zaprowadziły zwiadowców na zaniedbane, porośnięte mchem a czasem i kępkami trawy blanki murów skąd widać było lepiej okoliczne góry. Na niektórych faktycznie wznosiły się pionowe przecinki jakie były owymi dawnymi strażnicami skąd miano baczenie na okolice. Trzeba było też znaleźć miejsce na wypas dla tych skromnych stad kóz i owiec jakie przybysze przywieźli ze sobą. W końcu pasza dla nich w końcu się skończy a najbliższą można było kupić pewnie w Zelbad a może dopiero w Lenkster. Z zamku widać było kilka obiecujących polan na okolicznych stokach ale trzeba było się przejść, sprawdzić czy jest do nich swobodny dostęp no i jak to wygląda z bliska. Do tego zadania przeznaczono większość ich dość skromnej eskorty. Czyli Gebirgsjager Eryka, obie łowczynie nagród, Olgę i Bruno, no i międzyrasowe trio pod przewodem śnieżnowłosej elfki. Tu już Thomas nie ingerował jak to zadanie wykonają w detalach. Na ochotnika zgłosiła się jeszcze Petra która z obecnych dzięki swoim wcześniejszym wycieczkom miała chyba najlepsze rozeznanie w okolicy. Sama jednak zastanawiała się czy iść jedną kupą i lecieć po kolei po okolicy czy się podzielić na mniejsze grupy. I czy wracać na noc na zamek czy też wybrać się na dwu czy trzydniową wycieczkę tak aby wrócić na dzień czy dwa przed dniem świątecznym do miasta i zamku.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
05-01-2023, 12:03 | #154 |
Highlander Reputacja: 1 | Ku zadowoleniu Davandrell po konstruktywnej i zgodnej co do ostatecznych konkluzji decyzji następnego dnia od rana wzięli się ostro do wprowadzania nowych postanowień w życie.
__________________ Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty. A co jest drugim. Biały Wilku? - Nie ma przeznaczenia - jego własny głos. - Nie ma. Nie ma. Nie istnieje. Jedynym, co jest przeznaczone wszystkim, jest śmierć. |
08-01-2023, 19:28 | #155 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
13-01-2023, 22:47 | #156 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 41 - 2520.04.17 mkt (3/8); południe Miejsce: Góry Środkowe; pd-wsch rejon; dolina Liedergart - Bastion; Bastion Czas: 2520.04.17; Marktag (3/8); ranek Warunki: - na zewnątrz: jasno, sła.wiatr, pogodnie, zimno Wszyscy - To czas nam wracać. Kto się czuje na siłach to niech się zasadza na co może ale kierujemy się z powrotem ku miastu. Dobrze by było aby do zmroku już tam wrócić. - rano coś w ten deseń powiedziała Petra. Jak już pozbierali co się dało złapać przez noc z sideł i haczyków. Jak rozpalili na nowo ogniska i piekli czy gotowali na nich swoje kolejne śniadanie. Tego ranka zaczynali trzeci dzień obchodu okolicy wokół miasta aby złapać rozeznanie co tu i jak z bliska wygląda. Bowiem tam czy tu Petra bywała ale jeszcze zimą jak śnieg wszędzie leżał. Wtedy chociać krajobraz za bardzo się nie zmieniał to jednak śnieżna pierzyna potrafiła skutecznie zakryć różne detale. Ale właśnie niebieskowłosa kuszniczka była chyba najlepiej zorientowana w okolicy więc robiła nie tylko za szefową zwiadowców ale też ich przewodniczkę. Wspominała, że zimą przychodziła tu gnana głodem czyli po prostu polowała na co się dało za pomocą sideł lub bełtów. Ale i z ciekawości bo w tej skromnej liczebnie świcie margrabiego dla jej awanturniczej duszy nie było zbyt wiele do roboty. Tak i dzisiaj jak wspólnie siedzieli na kłodach, kamieniach, pledach to dała właśnie im takie ogólne wytyczne. Raczej zaskoczenia nie było bo zdawali sobie sprawę już w Wellentag, że wyruszali, że w Marktag pewnie będą wracać aby zdążyć na dzień świąteczny jaki miał być dnia kolejnego. A dzisiaj właśnie był Marktag. Więc słowa szefowej przyjęto spokojnie i bez zaskoczenia. Pozwalały też na całkiem sporą swobodę w polowaniu gdy każdy mógł iść z kim chciał i gdzie chciał byle ogólnie kierować się z powrotem w stronę Falkenhorst. Na szczęscie ta górska kraina obfitowała w dziką zwierzynę spod domeny Taala. Sporo zwierząt było podobnych do tych znanych z ostlandzkich nizin. Padwy, zające, lisy, borsuki, wilki, jelenie czy niedźwiedzie. Chociaż sporą ich część myśliwi znajdowali jako tropy. Były też typowe dla gór stworzenia jak susły jakie kiedyś Greta upolowała i poczęstowała Goliego. Albo górskie kozice. A nawet widziane w oddali podłużne plamy na stokach jakie w pierwszej chwili wydawały się podobne do krów. Tylko takich z długą i ciemną sierścią. Ale Eryk zarzekał się, że to górskie woły. Raczej nie sprawiały kłopotów póki nie poczuły się zagrożone. A czuły się zagrożone jak ktoś podlazł za blisko. Wtedy ustawiały się w krąg ochronny chroniąc młode w środku a do napastnika wystawiając się rogatymi łbami. Zwykle miały jakiegoś głównego samca który potrafił być imponujących rozmiarów i mógł się rzucić z szarżą na przeciwnika jaki zagrażał jego stadu. Do tego były właśnie wielkości krów, nawet większe czyli sporych rozmiarów. A grube zwały tłuszczu i sierści trudno było przebić. Dlatego górale rzadko na nie polowali. Chyba, że trafiła się pojedyncza sztuka albo ranna czy chora albo były inne sprzyjające okoliczności. Bo nawet jakby takie bydlę udało się ubić to była to całkiem spora tusza do dźwigania, potrzeba było sporej grupy aby ją przetransportować do wioski. To gadanie o tych góskich wołach sprawiło, że Petra zastanawiała się czy by się na nie nie wybrać. Było widać, że ją kusi taka duża i dorodna zdobycz. Na taki festyn jaki miał być jutro byłaby w sam raz. A i wspólnie mieli całkiem liczną grupę zbrojnych bo jakiś tuzin. Eryk jakby nieco wyhamował z tymi opowieściami o polowaniu na te górskie bydlęta jakby nie do końca miał na to ochotę brać udział osobiście właśnie teraz. Na razie jednak szefowa odłożyła decyzję na później. Bo te widoczne plamki na jednym ze zboczy było co prawda nieco w stronę zrujnowanego miasta ale nie tak całkiem po drodze. Trzeba by było zboczyć a ze słów górali wynikało, że polowanie na takie stado to spore ryzyko i wcale nie musi zakończyć się ich sukcesem. - To na razie ruszamy w dół, do miasta. W południe zobaczymy co się uda upolować. - zdecydowała w końcu niedawno upieczona szlachcianka która wciąż zachowywała się i wyglądała bardziej jak jakaś awanturniczka czy najemniczka ze szlaku a nie błękitnokrwista. Potem jak zjedli śniadanie, spakowali obóz do toreb i plecaków to mogli ruszać kierując się w dół zbocza w kierunku Falkenhorst. Gdyby po prostu iść jak podczas wędrówki to w południe, może po pewnie by przechodzili przez zrujnowana bramę miasta. No ale jak zamierzali jeszcze coś upolować to pewnie byłoby dłużej. Wcześniej szefowa zdecydowała, że nie ma co polować na zapas. To znaczy tak aby się obciążać tuszami. Dlatego jak już polowano to albo po zmroku jak rozbijali się na noc albo o świcie jak jeszcze byli na miejscu. Były to jednak dość krótkie polowania bo ze względu na ciemności i szarówkę oraz niezbyt oddalanie się od obozu nie pozwalały się czuć zbyt swobodnie. Za to dobrze sprawiały się sidła, wnyki i haczyki na ryby. Zwykle zastawiano je wieczorem i sprawdzano rano co się złapało. Najczęściej się udawało na tyle, że zabranymi porcjami mogli uzupełnić taki posiłek. Większość grupy czuło się mniej lub bardziej myśliwymi i kłusownikami więc w takim składzie raczej nie mieli trudności aby się wyżywić. Chociaż gdyby tak mieli polować z myślą o tej ciżbie jaka została w mieście to mogło być już gorzej. Zwłaszcza w dłuższej perspektywie czasu. Zapewne zwierzęta hodowlane stanowiły pewniejsze źródło utrzymania dla wiekszej ilości osób w dłuższym czasie. Właśnie z myślą o tym udało im się wczoraj i przedwczoraj dotrzeć do obiecujących łąk na sąsiednych górach. I zarówno Magnus jak i górale uznali, że do wypasania bydła się nadają. Dotrzeć się da. Chociaż pastuchowie to pewnie by musieli zbudować sobie jakiś szałas albo chatę bo to szkoda tracić dnia aby codziennie biegać z jednej góry z miasta na sąsiednią ze stadem. Niemniej tą wiadomość uznano za pozytywną. Goli zaś uznał, że przydałoby się postawić tartak w jakim będzie się przerabiać ścięte drzewa na bale i deski tak potrzebne nie tylko do postawienia nowej bramy ale i odnowienia właściwie każdego potrzebnego budynku w mieście. Bo jak stwierdził po pobieżnym remoncie kamienicy jaką we trókę znaleźli i wybrali dla siebie w Festag to raczej prowizorka. Drewno zebrane z okolicznych domów było tak samo wysłużone jak te z ich kamienicy. Zacznie więc w końcu pękać i przepuszczać wiatr, deszcz, mróz a w zamian wypuszczać ciepło. Potrzeba było to wszystko wymienić na nowe drewno czyli właśnie te deski i bale jakie powinni wyprodukować drwale a potem stolarze. Petra zdawała sobie z tego sprawę i sądziła, że taki tartak pewnie powstanie tylko Thomas miał się tym zająć no a ona wyszła z nimi na ten rekonesans. W sprawie prośby o jakiej jeszcze w Wellentag rano wspomniała Greta zamyśliła się na chwilę. Pokiwała swoją niebieską głową i cmoknęła. - No jak widzisz sporo tu wolnego miejsca. Nawet świątynie sama widziałaś w jakim są stanie. Jak będę znów w Lenkster to zapytam. Jak byliśmy tam poprzednio to jakiś kapłan Morra był na zamku ale już wiekowy. To nawet nie śmiałam mu proponować aby ruszył z nami na taką trudną wyprawę. A o kapłanie Taala to w ogóle nie słyszałam aby tam jakiś był. No ale rozsyłamy wici, nasz pan przez nas wysłał listy do samego Wolfenburga i nie tylko. I jak jeszcze teraz wrócimy jako zwycięzcy i odkrywcy Bastionu to pewnie ludzie będą tu bierzać. - pokiwała głową na znak, że niczego nie obiecuje no ale wierzy, że wśród przybyszy jacy dopiero tu dotrą jakiś kapłan też się trafi. Na razie mieli tylko siostrę Yvonne no ale ona była młoda, zdrowa i w pełni sił. A i w Lenkster było paru duchownych jej patrona to i mogli kogoś wysłać w nieznane. Przedwczoraj dotarli przed zmierzchem do pierwszej z wież. Okazało się, że coś co z blank Bastionu wygląda jak niewieli, pionowy przecinek nieco wystający ponad linie drzew porastających okoliczne góry to do tego miejsca jest prawie cały dzień marszu. Najpierw zejść z góry na jakiej wzniesiono Falkenhorst a potem wspiąć się na przeciwległą. Wszystko to w niezbyt łagodnej, wiosennej pogodzie. Do tego z plecakami i torbami na plecach. Co choćby krępowało ruchy strzelcom. Petra na przykład przez większość podróży musiała dźwigać swoją kuszę w rękach. Dobrze, że bełty są krótsze od strzał to mogła jeszcze umocować ich kołczan u pasa. Z łukami było trudniej bo jak się miało plecy zajęte przez plecak to niezbyt było gdzie zamocować kołczan ze strzałami. A i łuk trzeba było raczej nieść w dłoni. Przez cały dzień to było to nieco niewygodne. Może nawet bardziej niż podczas podróży z Lenkster bo wtedy te plecaki można było władować na jakiś wóz. Teraz to wszystko trzeba było dźwigać samemu i samemu wspinać się na własnych nogach na kolejne górskie stoki aby z nich schodzić. Mimo to w Wellentag po południu dotarli na szczyt góry jaka stała na straży wschodniego podejścia pod Falkenhorst. Tego samego jakim dotarli tu z Liedergard. Tylko wtedy szli dnem doliny. Z góry był dobry widok tak na zwieńczenie góry Falkenhorst gdzie miasto jawiło się jako szara plama z budynków i nieco wystający ponad nią sam Bastion. A i widok na dolinę był doskonały. Kiedyś stał tu posterunek co miał na to oko. Dało sie to poznać bo z bliska okazało się, że to nie tylko samotna wieża ale miały fort. [IMG]https://i.imgur.com/5Wekx.jpg[/IMG] https://i.imgur.com/5Wekx.jpg - To Ostschlosse. Kiedyś była to siedziba mnichów - rycerzy. Pilnowali tego kierunku i strzegli podejść pod miasto. - wyjaśniła im Petra jaka nie ukrywała, że dowiedziała się tego od bardziej uczonych od siebie towarzyszy. Fort rzeczywiście przypominał klasztor. Nawet dało się dostrzec częściowo zatarte czasem i pogodą herby i symbole. Na ścianach zachował się też charakterystyczny, czarny osad świadczący, że kiedyś musiał go strawić pożar. Ale kiedy to Petra nie wiedziała a trudno było szacować. Pewnie dawno skoro sadza nosiła ślady zacieków, często była przysypana naniesioną ziemią czy porośnięta mchem i kępkami trawy. Same mury zrobione z ciemnego kamienia spojonego zaprawą zachowały się w dość dobrym stanie na tyle, że pewnie nadal mogły pełnić swoją obronną funkcję. Gorzej z drewnem które się już kiedyś tam poddało żywiołowi ognia a i czas jak i górska pogoda też nie obeszły się z resztkami łagodnie. Podobnie jak w samym mieście tu też trzeba by sporo pracy włożyć w odnowienie tego prastarego klasztoru. Górale wtedy dość przypadkowo odkryli pewną ciekawostkę. Jak znosili drewno na ognisko i robili miejsce na posadzce oraz swoim zwyczajem zaczęli myszkować gdzie się dało, także w lochach, schodzić tam z pochodniami to coś wpadło w oko krasnoluda. Jak wziął od jednego z nich pochodnię to odkrył, że posadzka piwnicy była zrobiona w krasnoludzki sposób. Może ludzie wybudowali ten klasztor na jakiejś wcześniejszej krasnoludzkiej budowli. A może po prostu zatrudnili jakiegoś krasnoluda aby zrobił tą posadzkę. Ale jednak tylko tą w piwnicy bo naziemna część budowli już nie nosiła śladów krasnoludzkiego dłuta ani charakterystycznych ozdób rozpoznawalny jako robione przez tą brodatą rasę także przez ludzi czy elfy. O tyle go to zdziwiło, że jakoś nie znał żadnych legend o krasnoludzkich twierdzach w tych górach. Poza tą, że dawno, dawno temu próbowali się tu osiedlić ale chyba z braku surowców zrezygnowali i wrócili do swojej ojczyzny. Jakby ta posadzka była z tamtych czasów to by musiała być z czasów jeszcze sprzed Imperium Ludzi. No chyba, że właśnie przodkowie margrabiego wynajęli jakiegoś krasnoludzkiego kamieniarza do budowy tylko dziwne, że samej posadzki. Wczoraj rano opuścili ten klasztor. I ruszyli ku kolejnej górze, kierując się na północ. Przed zmierzchem zdołali wspiąć się na nią i znów nocowali w kolejnej wieży. Ta jednak od początku musiała być skromniejszą budowlą niż Ostschlosse. Bo była to pojedyncza wieża i jakieś przybudówki z jakich dzisiaj już niewiele zostało. Już na pierwszy rzut oka było widać, że została z niej sama, kamienna skorupa. https://i.imgur.com/bSbLn9k.jpg W niej właśnie spędzili dzisiejsza noc. Z tego co tłumaczyła ich niebieskowłosa szefowa wynikało, że większość wież powinna wyglądać właśnie tak. Pojedyncza wieża strażnicza i trochę budynków gospodarczych gdzie mieszkała załoga. Ta składała się z kilku lub kilkunastu osób. To były przede wszystkim wieże strażnicze gdzie na szczytach były platformy z ogniskami lub nawet wypolerowanymi, mosiężnymi tarczami jakimi przekazywano informacje. W czasach świetności cała ta górska kraina była usiana takimi wieżami dzięki czemu górscy margrabiowie całkiem dobrze zdawali sobie sprawę z tego co się dzieje w ich włościach. Niestety aby obecnie odnaleźć i odbudować ten system to się zapowiadało zadania na kolejne lata i dekady. Ale nie była to sielska kraina samych lasów i gór pełnych dzikiej zwierzyny. Natknęli się na tropy podobne do ludzkich. Chociaż lżejsze i o krótszym kroku. Zwiadowcy rozpoznali w nich ślady goblinów. Grupka na jakieś pół tuzina. Nie dalej niż dwie czy trzy doby temu. Podobnie podejrzane wydawały się ślady dużych wilków lub podobnych stworzeń. Trzy albo cztery jakie musiały truchtać obok siebie. Żadnych innych śladów nie znaleźli ale wilki zwykle truchtały gęsiego, jeden za drugim. Zaś znów gobliny, zwłaszcza ich zwiadowcy, potrafili ich używać jako wierzchowców. Te ślady było całkiem świeże, może z okolicy Festag, dzień przed lub po. Natrafili też na niechlujne obozowisko pełne wielkich i ciężkich śladów stóp podobnych do ludzkich. Oraz mnóstwa kości zeżartych zwierząt. Petra uznała, że to pewnie “te dwa gamonie” czyli te dwa ogry co ich powiedzmy, że margrabia przyjął na służbę. Te ślady były starsze, pewnie z tydzień albo i dwa temu. Nie uznawała ich za zbyt bystrych i mówiła o nich z pewnym lekceważeniem ale ich brutalna siła i prymitywna nieobliczalność zdawała się wymuszać odpowiednią dawkę respektu i obaw. Nawet była ciekawa czy przez te dni wrócili do miasta czy gdzieś tu nadal się włóczą po okolicy skoro na nich nie natrafili po wyjściu z miasta. Niebo też było zamieszkane. W Wellentag już o zmierzchu widzieli jakiś czarny kształt jaki szybował gdzieś po okolicy. Chyba nad miastem albo za nim jak się patrzyło z klasztoru. Ale było już zbyt ciemno aby coś dostrzec ale wszyscy dość zgodnie uznali, że skoro stąd to coś widać to pewnie coś większego niż jakiś jastrząb czy orzeł. Wczoraj zaś widzieli coś dużego w dzień, podczas wędrówki. Tylko dość daleko. A mimo to było to widać więc też musiało być niemałych rozmiarów. Ale co to mogło być trudno było zgadnąć. Krążyło i krążyło niczym drapieżny ptak szukający zdobyczy. Aż za którymś razem gdy zadarli głowy to już tego czegoś nie było widać. Może jakaś góra go zasłoniła, może wylądował gdzieś czy też właśnie zapikował po jakąś zdobycz. Zaś dzisiaj natrafili na ślady podobne do ludzkich. Tylko ciężkich ludzi. Więc od razu góralom przyszły do głowy orki. Ślady mogły zostawiać podobne do ciężkich albo objuczonych ludzi. Chociaż przyszły im też do głowy ślady pozostawione na zdewastowanym cmentarzu pod Liedergart po tych trupojadach. One też zostawiały ślady mniej więcej podobne do ciężkich ludzi. Tylko to było w Liedergart i jakiś tydzień temu. A już wtedy zastali zbeszczeszczony cmentarz. A te tutaj ślady były sprzed paru dni i już zdążyły się zniekształcić albo i zatrzeć po tych deszczach i wiatrach. No albo jakieś mutanty o w miarę ludzkim wyglądzie. Albo nawet jacyś rzeczywiście obciążeni ludzie tylko tacy co z jakiegoś powodu nie przybyli do miasta. Po tych dwóch dniach i nocach spędzonych pod chmurką wszystkim chyba pogoda dała się we znaki. Tylko jednym mniej lub bardziej. Laurze znów wróciło przeziębienie i widać było gołym okiem, że ma gorączkę i zakatarzony nos. Ale starała się nie opóźniać grupy. Uta i Davandrell były w lepszym stanie i samopoczuciu. Chociaż tak śnieżnowłosą elfkę jak i łuczniczkę o kasztanowych włosach dopadło osłabienie i nieprzyjemne pulsowanie lekkiej gorączki w skroniach. Magnus, Petra i Olga wyszli z tej próby jako tako. Niby nic im nie dolegało ale też nie tryskali werwą i radością. Właściwie tylko Goli i Greta czuli co prawda w kościach i grzbietach te dwie doby na świeżym powietrzu ale dawali radę. --- Mecha 41 Odporność pogodowa (ODP + skille) mocna głowa +10 (Goli) odp.choroby +10 (Magnus) surwiwal +10 (Davandrell, Greta, Uta, Laura) surwiwal +20 (Olga, Magnus) mikstura wzmacniająca Inez +10 (wszyscy) doba w terenie -5 x3= -15 b.zimno -10 Davandrell 35+10+10+10=65-25=40; rzut: https://orokos.com/roll/965065 55; 40-55=-15 > ma.por = minimalna gorączka (-5) Greta 40+10+10=60-25=35; rzut: https://orokos.com/roll/965066 11; 35-11=24 > ma.suk = nie jest lekko ale daje radę (0) Magnus >>> 0 suk > remis = nie jest lekko ale źle też nie Goli >>> 30 suk > ma.suk = nie jest lekko ale daje radę (0) Petra >>> -6 suk > remis = nie jest lekko ale źle też nie (0) Olga >>> 4 suk > remis = nie jest lekko ale źle też nie (0) Laura >>> -53 suk > du.por = przeciętna gorączka (-15) Uta >>> -11 suk > ma.por = minimalna gorączka (-5)
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
20-01-2023, 22:50 | #157 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
21-01-2023, 08:13 | #158 |
Highlander Reputacja: 1 | Dwa dni spędzone na wydłużonym zwiadzie okolicy przyniosły masę różnych informacji. Umiejętności każdego z uczestników tej małej wyprawy przydały się. Okoliczne łąki będą nadawać się na pastwiska przy odrobinie chęci i pewnym nakładzie pracy. Okolica też okazała się obfita w najróżniejszego rodzaju zwierzynę, niestety również w tą drapieżną typu wilki. Podczas tej "wycieczki" obiegowej Davandrell nie próżnowała. Poza rozpoznaniem terenów łowieckich i możliwości ich używania, po drodze w kilkunastu dogodnych miejscach zastawiła sidła. Wiedziała że tego typu polowanie w większości przypadków owocuję złapaniem się raczej mniejszej zwierzyny typu lis czy zając, ale na myśl o dobrze przyrządzonej potrawce z zająca aż jej się zrobiło miło na sercu.
__________________ Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty. A co jest drugim. Biały Wilku? - Nie ma przeznaczenia - jego własny głos. - Nie ma. Nie ma. Nie istnieje. Jedynym, co jest przeznaczone wszystkim, jest śmierć. |
22-01-2023, 20:27 | #159 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 42 - 2520.04.17 mkt (3/8); Dzień Sigmara Miejsce: Góry Środkowe; pd-wsch rejon; dolina Liedergart - Bastion; Bastion Czas: 2520.04.18; Backertag (4/8); Dzień Sigmara Warunki: - na zewnątrz: jasno, sła.wiatr, pogodnie, zimno Wszyscy Od rana panowała w zamku radosna choć nieco nerwowa atmosfera. Chyba wszystkim udzielił się ten świąteczny nastrój nieco podobny do tego sprzed paru dni gdy celebrowano pierwszy Festag i pierwszą mszę w zamku. W nowym domu jaki pewnie większość przybyszy zamierzała tu założyć. Te trzy dni od Festag minęły na pracach porządkowych gdzie próbowano zorganizować we wspólnej sali znośne warunki życia. Tak jak się dało. Oczywiście najlepiej byłoby postawić na nowo wszystkie drewniane schody, łóżka, kredensy i inne elementy aby to jakoś wyglądało jak powinno. Ale jednak Thomas był nieubłagany i pierwszeństwo u niego miało wspólne bezpieczeństwo a nie wygoda. Czyli wstawienie nowej bramy w odrzwia zamku. Jak grupa rozpoznawcza wracała wczoraj o zmierzchu przez tą bramę to ta jeszcze nie była wstawiona. Chociaż krzątali się przy framudze robotnicy coś poprawiając, szlifując, zbijając i zalepiając. Zaś przed bramą miasta urządzono prymitywny tartak. Czyli zbito drewniane kozły na jakiś korowano pnie drzew, przycinano z gałęzi a potem rżnięto je na belki i deski. Długie, grube i solidne skoro miały być na materiałem na bramę frontową zamku. Do zajmowało większość drwali, stolarzy i pilarzy jacy specjalizowali się w obróbce drewna. Przez co niewiele tego drewna można było użyć do czegoś innego. Tylko pod koniec dnia gałęzie i różne ścinki zabierano do zamku na opał. Zaś wokół zrujnowanych murów miasta było już kilka świeżych pniaków jakie zostały po ściętych drzewach. Na razie dziewiczy las dalej dominował ledwo za starą fosą i murami ale już pierwszy wyłom w jego wykarczowaniu uczyniono. Spore wrażenie mogły też robić dwa, olbrzymie brutale jakie zaprzągnięto do pracy. Czyli dwa ogry o jakich przybysze słyszeli już wcześniej ale do tej pory ich nie spotkali. Dopiero jak wczoraj wracali do miasta zastali je przy pracy. Każdy z ogrów zdawał się być tak silny jak solidny koń czy wół. Bo we dwóch bez zauważalnego wysiłku ścinali drzewa lub przenosili ich pnie. Mimo wszystko jednak robotnicy zdawali się do nich podchodzić z rezerwą i starali się nie przebywać w ich pobliżu. Nic dziwnego. Ogry wyglądały mniej więcej jak ludzie. Tylko wszystko w nich wydawało się być wielkie, ciężkie, brutalne i prymitywne. Od zwalistych sylwetek wysokich gdzieś na dwóch dorosłych mężów aż po ich ruchy, ciężkie kroki i dudniący, basowy głosy. Można było odnieść wrażenie, że Thomas i Inez to są w tym improwizowanym tartaku w sporej części z ich powodu. https://i.pinimg.com/564x/78/ba/44/7...208cc449b0.jpg Dzisiaj oba ogry też były w zamku chociaż gościły się na dziedzińcu a nie w sali gdzie świętowali przybysze z nizin. Cała ceremionia poświęcona wniebowstąpieniu Sigmara i symboliczna zaczynająca odmierzać dni lata oznaczał też definitywne pożegnanie zimy. Dało się to poznać nawet tutaj, w trzewiach gór. Pogoda była najczęściej wietrzna i zimna ale już bez śniegów i lodów. Te utrzymywały się jeszcze na najwyższych sztach gór ale dookoła już od paru tygodni ich nie było. Dzisiaj jakby patron tego święta uczcił ten dzień całkiem ładną pogodą. Od rana było pogodnie i słonecznie a z blank roztaczał się całkiem malowniczy widok. https://p4.wallpaperbetter.com/wallp...er-preview.jpg Od rana trwały wypieki i przygotowania do uczty. Ponieważ możliwości kuchni były dość ograniczone jak na taką ciżbę uczestników to wszystko miało ten dzwon czy dwa opóźnienia w stosunku do zwyczajowych pór świętowania. Oczywiście dzień zaingurowała siostra Yvonne poranną, tradycyjną mszą ku czci opiekuna całego Imperium i patrona Ostlandu z jakiego pochodziła zdecydowana większość przybyszy. Było bardzo radośnie i uroczyście. Siostra zaintonowała psalmy pochwalne na cześć Sigmara z społeczność przyłączyła się do niej chętnie. W końcu co roku śpiewano mniej więcej to samo jak nakazywała tradycja. Do tego blondwłosa sigmarytka miała czysty i mocny głos, w sam raz do intonowania głośno pieśni, psalmów i modłów. Po mszy zrobiło się już południe. I zaczął się tradycyjny festyn gdzie główną rolę odgrywały sigmarwurst. Najczęściej były one wieprzowe no ale w obecnej sytuacji nie tak łatwo komuś było poświęcić swojego wieprzka aby przerobić go na kiełbasy a i czasu było mało bo ledwo kilka dni. Niemniej udało się chociaż na tyle aby dla każdego starczyło chociaż po symbolicznej kiełbasce czy dwóch. Do tego doszły jeszcze te tuszki jakie wczoraj przynieśli ze sobą myśliwi z grupki zwiadowczej. Przynieśli to już o zmroku więc nie było zbyt wiele czasu aby coś na dzisiaj to przygotować. Ale zapewniły one składniki na posiłek jaki też pojawił się dzisiaj na złączonych w kwadratowe “U” stołach. https://www.als-group.co.uk/gallery_...et_2_u5ig.jpeg Honorowe miejsce u szczytu centralnego stołu zajęła siostra Yvonne. Bowiem magister Hela przyniosła wieści, że margrabia pokornie przeprasza ale zaniemógł błaga o przebaczenie. Magister zrobiła mu miksturę leczniczą aby chociaż później mógł się pojawić w ten świąteczny dzień. Zaś na razie margrabia prosił aby to właśnie kapłanka Sigmara przejęła rolę prowadzącej bo przecież to święto jakiemu ona powinna przewodzić. Blondwłosa, młoda kapłanka czuła się chyba nieco skrępowana aby zająć jedyne krzesło przy stołach i to na honorowym miejscu. Ale Hela i Thomas bardzo ładnie ją poprosili aby czyniła honory i poprowadziła tą uroczystość więc w końcu kapłanka zgodziła się zaznaczając wcześniej wyraźnie, że bynajmniej nie rości sobie praw do tego krzesła i robi to tylko na prośbę margrabiego. Festyn zaczął się więc na dobre gdy siostra odmówiła modlitwę dziękczynną na cześć Sigmara a potem zaczęła się uczta. Wszyscy chętnie jedli to co było na stole i było całkiem rodzinnie i wesoło. Jakby byli na jakimś weselu. Nawet znalazło się kilku utalentowanych grajków jacy grali na fletach, skrzypcach i wtórowali madame Claudii która okazała się całkiem sprawnym w śpiewie i grze na mandolinie bardem. Ona zwykle przodowała w tej oprawie muzycznej ale, że śpiewała dość popularne i lubiane piosenki to i grajkowie nie mieli trudności aby ją wesprzeć swoimi instrumentami lub przyśpiewkami. - Można? - gdy zaczęły się tańce któryś z górali podszedł do siedzącej Grety i poprosił ją do tańca. Zresztą inni też chętnie poszli w tany z dziewczętami. Panowie prosili panie i przestrzeń pomiędzy stołami zapełniła się tańczącymi parami. - A nas to nikt nie poprosi? No co my jakieś szpetne jesteśmy? No jeszcze rozumiem Inez bo damulka ale mnie? Taką miłą dziewczynę z sąsiedztwa? - sarkała pod nosem Petra bo widać było, że też chętnie by poszła w tany. Sarkała trochę na pokaz i ironicznie no ale co by nie mówić to kobiety zasiadające przy centralnym stole, te które zajmowały jakąś funkcję w świcie margrabiego rzeczywiście zdawały się peszyć zwykłych chłopów i robotników jacy nie kwapili się do nich podchodzić i prosić do tańca tak jak takie zwykłe dziewczyny z podobnego im stanu. - Hej uważaj sobie. - odparła jej Inez trącając ją łokciem. Też raczej w żartobliwy sposób. Ale w spojrzeniu jakim wodziła po bawiących się ludziach też była jakaś nutka zazdrości i tęsknoty. - To na pewno wszystko przez ciebie Inez. Wszystkich chętnych odstraszasz. Pewnie przez te twoje maniery wielkiej paniusi. Nie wiem jak ty mi się za to odzwdzięczysz. - Petra jakby chciała sobie odbić tą nudę przy stole żartując sobie z koleżanki. - No to może ja cię poproszę. - widząc to wszystko Yvonne roześmiała się i jakby zrewanżowała się Petrze za ostatni Festag gdy niespodziewanie ona ją poprosiła do tańca. - No nareszcie! Wreszcie ktoś wybawi damę z opresji i będzie komu z wdzięczności omdlewać w ramionach! - zawołała wesoło kuszniczka i całkiem żwawo podjęła proszącą do tańca dłoń kapłanki i poszły razem dołączyć do tańczących. A przy okazji rozbawiła chyba większość osób jakie widziały tą scenkę. Wkrótce i Thomas chociaż już wiekowy i z bielmem na jednym oku poczuł się zobowiązany aby zaprosić Inez do tańca. Chociaż poruszał się dość sztywno to jednak pozwoliło to najpierw Inez a potem Heli potańczyć chociaż jeden czy dwa kawałki. - Słyszałem, że elfki to niezłe tancerki. Może nam pokażesz? - Eryk zaś podszedł do białowłosej Davadrell prosząc ją do tańca. Elfka bowiem w oczach przybyszy też chyba nie była taka swojska jak większość dziewcząt i chociaż wzbudzała zaciekawione spojrzenia to mało kto kwapił się ją poprosić do tańca czy w ogóle coś zagadać. --- Na tak przyjemnej zabawie druga połowa dnia zeszła szybko. Jadło nie było zbyt wyszukane i stanowiło mieszanine ubitych zwierząt domowych i tych upolowanych i przyniesionych wczoraj wieczorem. Więc było różnorodne. Wina i piwa było sporo i można było sobie poużywać z czego sporo osób chętnie korzystało. Ale nie za dużo skoro jutro od rana czekały ich codzienne obowiązki. Nie były to trunki z najwyższej półki ale z tej najniższej też nie. Ot każda rodzina coś powyciągała ze swoich zapasów i postawiła na stole aby można się było z tego ugościć. Towarzystwo było już nieźle rozbawione gdy do sali wszedł sam margrabia w otoczeniu Heli i Thomasa. Przeszedł pod ścianą i zajął swoje jedyne na sali krzesło. Bardzo podziękował Yvonne, że zechciała pełnić honory domu podczas tych uroczystości gdy on sam nie mógł być obecny. Wyglądało to bardzo zacnie gdy wielki hrabia z uszanowaniem zwracał się do młodej kapłanki a ta odwzajemniała mu się podobnie. Usiadła ponownie w podobnym miejscu gdzie siedziała w Festag zwalniając miejsce głównemu gospodarzowi. Ten znów przyszedł z twarzą owiniętą szalem i w rękawiczkach. Ale po pierwszym spotkaniu w Festag to już chyba tak bardzo nie dziwiło jak wówczas. - Dziękuję wam moi poddani za tak sprawną organizację… Cieszy mnie to… Dobrze wróży naszej przyszłości… Jeszcze parę dni i wstawimy bramę… Potem zajmiemy się resztą… Dużo pracy, dużo pracy nas czeka… A przybędą kolejni osadnicy… Pod koniec miesiąca wyślemy kogoś do Lenkster… Poprowadzą Inez i Petra… Będziemy tam działać aby zachęcić nowych kolonistów do przyjazdu… Szklarzy nam brakuje i wytapiaczy ołowiu… I wielu innych… I słyszałem, że jakieś tałatajstwo tu się kręci tuż za płotem… Tak, tym też trzeba się zająć… Ale to normalne w tej krainie, taki urok gór… Czy złe czy dobre czasy to komu się nie podoba w cywilizowanych krainach to ucieka w góry… Moi przodkowie też musieli stać na straży porządnych ludzi… Więc i ja będę… Tak, trzeba będzie ściągnąć także więcej zbrojnych… - wydawało się, że margrabia nieco mniej zacina się w swojej mowie niż parę dni temu gdy spotkali go po raz pierwszy. Ale dalej nie dało się tego nazwać płynną mową. Oddychał głośno i nieco świszcząco. No i głos był nieco przytłumiony przez ten szal jakim zasłaniał twarz. Ale wydawało się, że jego umysł sprawnie przyswaja fakty i planuje kolejne posunięcia. - I jakichś kawalerów do pląsów! No i najlepiej jakichś bogatych co ich będzie stać na zabawy w mojej “Nimfie”! - krzyknęła wesoło i nieco zadziornie Petra gdy tylko margrabia skończył mówić swoje. Ten zaśmiał się po ojcowsku aż się rozkaszlał ale niebieskowłosa kuszniczka widocznie go rozbawiła. Zresztą nie tylko jego bo i sporo osób na sali się roześmiało wesoło. - Tak, takich też… Zgaduję, że jak tam pojedziesz to będziesz miała to na uwadze… - odparł kek margrabia wznosząc w toaście dla jej pomysłowości kielich. Co Petra chętnie przepiła ze swojego kufla. Z Petrą Greta miała też krótką rozmowę. O kucach. Widocznie Eryk tak jak jej wczoraj obiecał, że zapyta to coś musiał pytać skoro dzisiaj przedstawicielka margrabiego sama ją zaczepiła o te kuce. - A znasz się na tych kucach? Bo jakieś konie i tak zamierzaliśmy kupić. Chociaż raczej takie chabety do pracy. Takie podróżne nie mówiąc o bojowych to droższe. Ale jakieś kuce można by kupić. Tylko przydałby się ktoś kto się zna na koniach. - zagaiła dzisiaj jeszcze za dnia niedawno mianowana szlachcianka. Nie wydawała się być świadoma podejrzeń jakie wobec niej żywiła Greta na ostatniej prostej do Bastionu. Raczej wydawała się ciekawa tak od praktycznej strony czy może zabrać ze sobą do Lenkster Gretę jako znawczynię kuców o jakich mówiła. Bo wczoraj jak o tym rozmawiała z Erykiem to ten zamyślił się chwilę zanim odpowiedział. - Kuce? - popatrzył gdzieś w górską przestrzeń jakby rozważał taki pomysł. - Kuc to nie kozica. Nie wszędzie wejdzie. No ale jeśli koń w góry to taki kuc najlepszy. Mały, mniej wymagający i odporny. No i tańszy od tych wielkich kobył z traktów. Można spróbować. Nawet jeden na grupę do noszenia gratów by się przydał. Bo taki namiot dźwigać cały dzień na plecach to mało przyjemne. Dobrze jakby bydlę to dźwigało. No można spróbować. Ale to by pewnie nasz pan musiał postawić bo na mnie nie licz, mnie nie stać na takie fanaberie. - ostatecznie więc Eryk uznał pomysł za interesujący i widział takie kuce przynajmniej jako zwierzęta juczne. Miło by było podjechać na takich, zwłaszcza jakby to było dnem doliny jak to jechali większość szlaku z Lenkster bo na szczyty, żleby czy wąwozy to taki konik niekoniecznie musiał dać radę. Bo to nie kozica. Ale dolinami czy łagodniejszymi zboczami można było na takim podjechać. Tylko był sceptyczny czy margrabia zasponsorował by aż tyle kucy aby dla każdego starczyło no ale nawet ze dwa czy trzy jako zwierzaki juczne to mogłyby mocno wspomóc, zwłaszcza w dalszych trasach. No i widocznie musiał to jakoś przekazać Petrze skoro ta dzisiaj o to pytała Gretę. A na razie, podczas tej wieczerzy margrabia ogłosił, że poza dwójką już nieco tradycyjnych liderek tej trasy to by jeszcze parę osób się przydało. Dobrze aby ktoś z przybyszy zgłosił się aby dać świadectwo jak to tu wygląda aby nie było, że to jakaś bujda i mrzonka jakichś oszustów. Podobnie obie dziewczęta jak i Thomas mieli spisywać wszelkie listy na zapotrzebowanie materiałów czy ekspertów jacy byli potrzebni do odbudowy Falkenhorst. Zapewne to będzie tylko pierwsza z takich wypraw bo szykowały się następne. Jak tylko się uzbiera jakaś większa grupa ochotników to ktoś stąd miał się tam udać i być ich przewodnikiem w drodze do Falkenhorst. Poza tym trzeba było też odbudować szlak, porobić mosty na strumieniach, groble przez bagna, wyciąć lasy na drogi, odremontować i obsadzić Steinwald, Liedergard nawet Zelbad bo to były naturalne punkty postojowe i obronne na tej trasie. A potem? Potem to można podobnie wyznaczyć ponownie szlak do sąsiednich prowincji, do Hochlandu i Middenlandu. Aby i stamtąd mogli napływać koloniści. Tak, margrabia miał wizję i wielkie plany co do odbudowy swojej górskiej marchii. I nawet jak to był projekt jaki miał zająć kolejne lata, dekady i pokolenia to gotów był zacząć go już teraz.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
29-01-2023, 19:01 | #160 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|