Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2023, 08:41   #550
Klejnot Nilu
 
Klejnot Nilu's Avatar
 
Reputacja: 1 Klejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputację

Ten sam dzień, około godziny 15:00...

Sklep Okultystyczny "Czarny Kogut", kilka przecznic od Tamizy. Obserwował już to miejsce dobrych kilku godzin. Sam sklep wyglądał jak żywcem wyjęty z najpowszechniejszych stereotypów na temat klanu Tremere - okultystyczna biblioteka, sprzedająca również wszelkiej maści bibeloty udające składniki alchemiczne czy inne talizmany. Do tego karty tarota, tablice ouija, pentagramy wciśnięte jako ozdoby gdzie tylko się da, modne akcesoria, nawet sprzedawczyni była młodą gothką. Przez większość czasu sklep nie miał żadnych klientów, a ewentualni którzy już tam zaszli, często robili to z ciekawości, niż z potrzeby. Spędzali tam maksymalnie 10 minut, nie kupując niczego. Przez kilka godzin obserwacji traper nie zauważył żadnych podejrzanych sygnałów, że miejsce jest obserwowane przez Antigen. Z drugiej strony nie zauważył też żadnych oznak, że sklep jest w jakikolwiek sposób powiązany ze światem wampirów.

Navaho spojrzał na swój telefon. Wiadomość, którą wysłał 2 godziny temu, że jest już na miejscu, wciąż pozostawała nieodczytana. Sugerowało to, że właścicielem numeru rzeczywiście może być inny wampir... lub też ktoś, kto jakimś cudem w tych czasach nie stał się niewolnikiem tego urządzenia, odpowiadającym na każde powiadomienie od razu. Nie było wyjścia - trzeba było zaryzykować i osobiście udać się do sklepu.

W sklepie panował mrok, mimo słonecznej (jak na Wielką Brytanię...) pogody na zewnątrz. To zabawne, jak szybko indianin potrafił się przyzwyczaić na nowo do światła słonecznego, mimo faktu, że nie miał z nim styczności od dekad. Nawet zareagował niemalże po ludzku, odruchowo mrużąc oczy, przyzwyczajając je do nowych warunków. Wewnętrzna Bestia niewątpliwie wpadnie w furię po zmierzchu, w reakcji na te wszystkie bodźce.

- Roztaczasz dookoła siebie potężną, magiczną aurę. Od razu ją wyczułam. - odezwała się dziewczyna zza lady. Indianin nie odpowiedział od razu, rozglądając się przez chwilę po sklepie i zastanawiając się, czy kobieta rzeczywiście coś odnotowała, czy też jest to tylko jedna z zagrywek marketingowych?
- Szukasz czegoś konkretnego? - spytała.
- Tak. Właściciela.
- Szefa dzisiaj nie ma, ale jeśli to coś ważnego, mogę przekazać wiadomość albo zadzwonić...
Navaho podszedł do lady, delikatnie odstawiając na niej torbę z artefaktami. To było miejsce, w którym miał je zostawić. Wciąż jednak nie miał pewności. Być może drobna sugestia by pomogła?
- Prawdziwego właściciela. Tego, dzięki któremu masz ten specjalny dar, o którym mówiłaś.
Zadziałało, gothka ewidentnie się speszyła, tracąc cały swój marketingowy urok i image, stając się na chwilę zwykłym, trochę wystraszonym śmiertelnikiem.
- P-pan jeszcze śpi, będzie wieczorem...
- Jak masz na imię?
- Tasha.
- Tasha, posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. - zaczął instruować dziewczynę, poważnym, spokojnym, ściszonym głosem. Nie chciał jej zastraszać, jedynie uświadomić jej powagę sytuacji - - W tej torbie znajdują się bardzo ważne dla Patera Thomasa przedmioty. Spodziewa się ich. Będziesz ich pilnować jak jeszcze niczego w swoim życiu. Twój... "Pan" musi je otrzymać jak najszybciej.
Gothka pokiwała głową ze zrozumieniem. Otworzyła torbę i wpatrywała się w artefakty. Rzeczywiście zdawała się widzieć ich aurę, prawie całkowicie rozwiewając wątpliwości czy jest ghoulem.
- Rozumiem. Artefakty będą bezpieczne, ręczę za to. - odpowiedziała, odprowadzając indianina do wyjścia. Gdy tylko opuścił sklep, usłyszał jak drzwi za nim zostają zakluczone, a plakietka z napisem "otwarte" odwraca się na "zamknięte".

"Teraz najgorszy etap." - pomyślał indianin, szykując się do tego, co miało nadejść wieczorem.

Obecnie...

Jak pożegnać się z kimś, kogo na dobrą sprawę nawet się nie poznało? Nigdy nie wymienili uścisków dłoni, nie przedstawili się sobie, Sylwia nawet nie wiedziała, że istnieje ktoś taki jak Klejnot Wielkiej Rzeki. Z pary Navaho + pies, to ten drugi miał większe relacje i styczność z tą kobietą. Nie potrzeba było umiejętności brylowania w towarzystwie jaką miała chociażby Puma Catherine, by było dla indianina jasne, że nie może po prostu tam wejść jak zwykły "creep" w środku nocy i zagadać jak gdyby nigdy nic. Hok'ee był tutaj kluczowy. Pies - twój najlepszy przyjaciel, a jak trzeba to i "skrzydłowy".

Wszedł do kliniki, pies dreptał za nim.
- Muszę nagle wyjechać z miasta, być może jeszcze dzisiaj w nocy. On jedzie ze mną. Podróż może potrwać kilka dni. Chciałbym się upewnić, że mój partner jest gotowy. - przedstawił swoją sprawę.

Traper już dawno zapomniał, jak to było być nastolatkiem, ale w tamtym wieku na pewno czuł się tak samo jak teraz, gdy rozmawiał z kobietą, na której mu zależy. Teraz przynajmniej potrafił się lepiej kontrolować.
 
__________________
The cycle of life and death continues.
We will live, they will die.
Klejnot Nilu jest offline