Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2023, 01:34   #152
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
- I… zostaniesz tu sama? Zostawiona na łaskę i niełaskę wszelkiej maści bandytów i popleczników twojego admiratora od tatuażu? Bo myślę, że jeśli sytuacja zrobi się gorąca to nie będę dzielnie walczył do końca. Tylko ucieknę z pomocą Razorbeaka i… nie będę mógł marnować czasu na szukanie ciebie. - stwierdził powątpiewająco Ruchacz wykazując się brakiem rycerskości i postawą.. eehmm, coś za bardzo przypominającą kuglarce jej własne podejście do sytuacji.

Eshe stanęła w pół kroku, zatrzymana jego słowami albo.. głosem zdrowego rozsądku. Nie chciała zostać sama, miał w tym trochę racji.
-Gdybyś.. - zaczęła powoli dopracowywać swój plan - ..zawołał swojego zwierzaka, to mogłabym z nim poczekać. Będzie mnie chronił. A jak wpadniesz w kłopoty, to na nim przylecę i Cię uratuję.
Pokiwała głową z podziwem dla swojego geniuszu.

- Spadający z nieba gryf nie jest szczytem subtelności. Równie dobrze mógłbym zadąć w róg bojowy by zwrócić na nas ich uwagę.- odparł sceptycznie czarownik. Po czym rzekł.- W razie kłopotów uciekaj… tak szybko jak cię nogi poniosą. Jakby ścigało cię stado piekelnych ogarów. Być może nawet rzeczywiście będzie.

-Już się dzisiaj trochę nabiegałam..
- zamarudziła elfka rozmasowując dłonią szyję w miejscu naznaczenia przez Pierworodnego. Tych kilka kroczków niewiele zmieniło i tatuaż nadal ją mocno, mocno drażnił.
W zrezygnowaniu obróciła się z powrotem w stronę budynku, po czym przyjrzała mu się spode łba.
- Oby tylko to nie były zbyt obrzydliwe fetysze - westchnęła ciężko, bo najwyraźniej dla niej wszelkie stada ogarów nie były tak straszne, jak zobaczenie Gównojada zachwycającego się stopami swej kochanicy albo zabawiającego się pończoszkami. Nie rozumiała tylko, w jaki sposób takie fetysze miałyby kogokolwiek chronić.

- To nie są tego rodzaju fetysze. Tylko specjalne przedmioty nasycone magią, które pełnią funkcje ostrzegawcze i obronne…- wyjaśnił Ruchacz ruszając ku sąsiedniemu budynkowi. - A ty o jakich fetyszach myślałaś?
Podszedł do jego ściany, rozejrzał się czy nie ma wścibskich przechodniów i dotknął ścianę mamrocząc pod nosem. Od jego dłoni zaczęły wychodzić białe linie, tworząc sieć, drobną pajęczynę, która pokrywać zaczęła ścianę budynku, a której nici z czasem zaczęły coraz bardziej pęcznieć.

-Innych.. ale też skutecznie odstraszałyby mnie przed wejściem do środka... - odparła tylko lakonicznie elfka, nie mając najmniejszej ochoty poruszać głębiej tego tematu z tym lubieżnikiem. W końcu, z tego co miała okazję usłyszeć w trakcie swoich podróży i wieczorów spędzanych w karczmach, to właśnie jego rodzaj wodził prym w takich wyuzdaniach. Pewnie on też miał swoje.. uh, podnietki. Szpiczaste uszy? Magiczna potęga gotująca się w żyłach kochanki? Macanki w gniewie?

- A jakie są twoje fetysze? - czarownik z wyraźną satysfakcją dalej ciągnął ten temat w rejony, w które Eshte nie chciała się zapuszczać. Poza tym zaczął energicznie wspinać się po pajęczynie oplatającą całą ścianę budynku.- Pospiesz się… bo chyba poradzisz sobie ze wspinaczką po pajęczej drabince?

-Oczywiście, że sobie poradzę! I jak będziesz dla mnie miły, to nawet spróbuję Cię złapać kiedy będziesz spadał
-odgryzła mu się Eshte, nie poświęcając jego wcześniejszemu pytaniu choćby jednej swojej myśli. Równie dobrze mogła ją wtedy dopaść tymczasowa głuchota.
Powiodła wzrokiem po magicznej pajęczynie i zakołysała się zgrabnie na piętach, aż zajęczała skóra ładniutkich bucików - Ale gdybym wiedziała, że będziemy się wspinać po ścianach, to namówiłabym Cię na kupienie jeszcze jednej pary wygodniejszych trzewików.
Pomimo tych swoich narzekań zwinna elfka poszła w ślady czarownika i zaczęła się wspinać za nim po budynku.

- Jakbyś potrzebowała jakikolwiek inny powód, by próbować namówić mnie na kupowanie ci ubrań czy butów. Jak na kogoś kto nie cierpi szlachetnie urodzonych, łatwo ci przychodzi naśladowanie panienek błękitnej krwi. - mruknął czarownik ironicznie w odpowiedzi.

Wdrapanie się na górę zajęło im kilka długich minut. Potem było zakradnięcie się do drugiej krawędzi lekko spadzistego dachu. Thaneekryyst przyjrzał budynkowi naprzeciw i dodał.- Żadnych żywych czujek. Zapewne więc polegają na magii. To.. dobrze, także dla ciebie. Uczyłem cię jak obdarzyć się magicznym spojrzeniem. Czas byś skorzystała z tej lekcji i spróbowała wypatrzeć fetysze na tamtym budynku, podczas gdy ja zajmę się ich znajdowaniem i unieszkodliwianiem.

-Ooooooh…
-zawyła Eshte, a jej ślepia nagle rozbłysły zrozumieniem -Trzeba było po prostu powiedzieć, że sobie sam nie poradzisz, zamiast wymyślać kolejne powody dla których nie mogłam zostać na dole z Twoim gryfem.
I wywaliła złośliwie język. Dopiero potem rozejrzała się z namysłem rozejrzała się po drugim budynku. Rzeczywiście pustym i wolałaby, aby tak pozostało. Nie chciała zobaczyć żadnych fetyszy!
Jakieś tam nauki Thaaneeekryyysta pozostały w jej głowie, zamiast wylecieć uszami jak większość jego gadaniny. Pamiętała coś.. chyba.. o skupianiu się? Tyle to mogła dla niego zrobić, szczególnie jeśli wykraczało to poza jego umiejętności.
A zatem prawie nie mrugając i próbując w pełni skupić się na swoim zadaniu, kuglarka wpatrywała się przymrużonymi oczami przed siebie.

- Bardziej mi chodziło o to byś miała jakieś produktywne zajęcie i nie przeszkadzała mi w czarowaniu, oraz nie wpakowała się w kolejne kłopoty.- westchnął sarkastycznie czarownik w oczywisty sposób maskując swoją nieporadność i fakt, że potrzebował jej pomocy.

Zadziwiająco kuglarka nie odgryzła mu się nawet jednym słowem. Wprawdzie przymrużyła mocniej oczy, a jej brwi przymarszczyły się ostro, jednak nie był to wyraz rozdrażnienia tym co powiedział. A przynajmniej nie tylko tym. No bo przecież starała się, skupiała, i mimo to niczego nie widziała. Na pewno gadanie mężczyzny przeszkadzało jej w skoncentrowaniu się. Jednak.. czy Eshte przypadkiem nie pominęła jakiegoś kroku w próbie sięgnięcia po magiczne spojrzenie? Czy nie powinna przy tym powiedzieć jakiejś abrakadabry albo czegoś podobnego? Zwykle zaklęcia czarowników wymagały dodatkowej gadaniny, co.. wyjaśniało dlaczego Thaaneeekryyyst lubił tyle gadać.

Uczucie paniki zaczęło się leniwie zakradać w myśli elfki. Nie mogła sobie przypomnieć zaklęcia, ale jednocześnie nie chciała stać się w jego oczach jakąś idiotką, co to nie potrafi korzystać z magii płynącej we własnych żyłach! Jej uparta natura sprawiła, że zamiast się pogodzić z porażką, zacisnęła dłonie w piąstki i intensywnie próbowała sobie przypomnieć magiczną formułkę.
Ta przyszła jakoś… sama z siebie, bo w sumie nie pamiętała by jej mężuś uczył jakichś słów.

Niemniej powoli zaczęła szeptać frazy, które układały się jej w głowie. I po chwili coś nowego zaczęła zauważać. Jakieś czarne smugi, ni to dymu ni to smoły, unoszące się nad dziwnymi przedmiotami i płynące wokół nich w powietrzu niczym strugi oleju na jakimś stawie. Dziwnie to wyglądało, podobnie jak owe przedmioty które otaczały. Jeden z nich wyglądał jak niechlujne wronie gniazdo uwite w zakątku dachu, drugi jak kupka słomy i patyków wetknięta w szczelinę obok okiennicy. Reszta przypominała podobne śmieci, na które Esthe nie zwróciłaby większej uwagi, gdyby nie widoczne otaczające je obecnie smoliste opary. Ruchacz też to widział i gestem dłoni przywoływał własne smugi rubinowej i purpurowej energii, które niczym węże sunęły w powietrzu zbliżając się do owego “wroniego gniazda” i zdawały się oplatać opary, dusić je w swoich splotach, a na końcu niszczyć.

A to wszystko mężczyzna zawdzięczał talentowi sztukmistrzyni, bez której biedny w ogóle nie miałby szansy sobie poradzić. Rozpierająca ją duma była tak wielka, że Eshte nawet nie próbowała powstrzymywać krnąbrnego uśmieszku przed wkradaniem się na jej usta. Bo i po co? Nie była skromną artystką.
-Co by się stało, gdybyś ich nie zniszczył? Gdybyśmy.. zbliżyli się do tych smug? -zapytała rozglądając się za kolejnymi podejrzanymi śmieciami.

- Cóż… to są… pułapki na ciekawskich. Jedne informują maga który je założył, że ktoś się pojawił w ich pobliżu, inne zaś… są magicznymi pułapkami, unieruchamiającymi lub zabijającymi pechowych łotrzyków. Więc lepiej jak usunę je wszystkie, zanim poszukamy twojej bardki. - odparł Ruchacz, kolejnymi wstążkami oplatając kolejny fetysz i niszcząc go powoli.- Niestety gdybym je po prostu zmiażdżył wszystkie na raz, to wywołałoby rezonans w eterze, które każdy mag w okolicy by poczuł. A zapewne czarownik, który je stworzył jest w tym budynku i podniósłby alarm z tego powodu. Dlatego muszę powoli i ostrożnie neutralizować fetysz po fetyszu.

Gdy tak gadał (jak zwykle za długo i za dużo, Eshte miała pomysł jak mógł swoje usta bardziej produktywnie wykorzystać, niestety godny Pani Ognia) kuglarka przyglądała się czarownikowi coraz wnikliwiej. Bo też i wokół niego krążyły jakieś wąskie smugi i wstęgi oparów, tyle że różnokolorowe i bardziej wzorzyste. I świecące.
Gdy jednak tak długo paplał, to pomysł chwycenia go za kudły na jego głowie i wciśnięcia jego oblicza między uda kuglarki robiła się coraz bardziej kuszący. Ugh… wspólny lot na gryfie dorzucił drew do ognia drzemiącego w okolicy jej bioder. A choć ów żar nieco ostygł, to nie wygasł całkowicie. I myśli pełne lubieżnej lepkości, czasem wypływały na powierzchnię.

Elfka zamrugała mocno, a odwracając spojrzenie od mężczyzny jeszcze dodatkowo potrząsnęła głową, żeby szybciej wyrzucić z głowy te rozpustne podszepty Pani Ognia. Bardziej od tego magicznego spojrzenia potrzebowała zaklęcia, które byłoby w stanie uczynić tego pasożyta.. ślepym na, uh, wątpliwe wdzięki Thaaneeekryyysta. Gdyby chociaż był jakimś przystojnym akrobatą o umięśnionym, ale gibkim ciele. Albo jednym z tych połykaczy mieczy o egzotycznej urodzie. Kimś kto podzielałby jej miłość do kuglarskiej sztuki, zamiast wymądrzać się ciągle na magiczne tematy..

Z westchnieniem przetarła dłonią czoło. Na długie wyjaśnienia czarownika, którym w tym rozkojarzeniu nie mogła poświęcić większej uwagi, miała do powiedzenia tylko jedno -Długo jeszcze?

- Niestety… tak.
- odparł mężczyzna skupiony na swoim zadaniu nie zdając sobie spraw z sercowych rozterek kuglarki. - Moje zadanie wymaga odrobiny czasu, a twoje, odrobiny cierpliwości.

Eshte wydobyła z siebie tylko niezrozumiałe burknięcie świadczące o tym, że nie spodobała jej się odpowiedź czarownika. Przycupnięta na dachu, aby jak najmniej rzucać się w oczy, wsparła łokcie na kolanach, a policzki na dłoniach. Czekając skupiała się już nie tylko na rozglądaniu się za kolejnymi śmieciami, ale również, choć może przede wszystkim, na usilnym ignorowaniu podszeptów Pani Ognia. Co nie było łatwe, bo co rusz jej oczy uciekały ku Thaanaeeekryystowi. Wbrew jej woli, oczywiście.

-Wokół Ciebie też unoszą się takie różne smugi, wiesz? Może też jakiś mag Cię naznaczył swoją magią - odezwała się po dłużej chwili milczenia.

- To magiczne osłony i bariery, które sam przywołałem do obrony przed różnymi zaklęciami.- wyjaśnił Ruchacz poświęcając mało uwagi samej kuglarce. - Każdy szanujący się mag, ma kilka takich przygotowanych glifów. Są wplecione w mój tatuaż.

-Hm
- powiedziała rezolutnie elfka, jednak po tym przebłysku geniuszu znowu zamilkła. Potrzebowała tych kilku chwil, aby stoczyć wewnętrzną walkę z Panią Ognia, której akurat chodziło po myśli klepnięcie czarownika w tyłek. W spokoju kontynuował swoje czary, a zatem to właśnie Eshte wyszła zwycięsko z tego boju.

-Też powinnam mieć taką ochronę. Przed Pierworodnym i jego kochanicami, przed niby-kapłanką i dzikimi elfami, Paniunią i jej sługusami, Srebrnymi Jastrząbkami i ich najemnikami.. -wyliczała wyciągając przed siebie dłonie w oczekiwaniu, że jak na zawołanie zobaczy różnokolorowe smugi i opary unoszące się wokół swych palców i nadgarstków. Parsknęła sobie z rozbawieniem - Musiałabym mieć tyle zaklęć ochronnych, że cała schowałabym się w ich oparach. I przynajmniej żadne z nich nie mógłby mnie znaleźć.

- Taka ochrona wymaga dużo wiedzy, dyscypliny, cierpliwości i mocy. Mocy masz sporo, ale wiedzy… tyle co kot napłakał. I cierpliwości też chyba ci brakuje.
- odparł czarownik i uśmiechnął się dodając.- Ale przynajmniej opanowałaś spojrzenie. To dobry początek długiej drogi.
Spojrzał na elfkę dodając.- Wkrótce skończę. Nie przemęczaj się. Nie musisz już używać spojrzenia. Zachowaj siły na później.

-I na co Ci cała ta wiedza, skoro i tak potrzebujesz mojej pomocy?
-odgryzła się Eshte prezentując przede wszystkim swój brak cierpliwości do jego gadaniny i przemądrzania się. Chociaż tak długie siedzenie prawie nieruchomo w jednym miejscu, również wystawiało żywiołową elfką na nie lada próbę. Teraz wyrzuciła ręce wysoko nad siebie, aby przeciągnąć się z cichym pomrukiem. I z pewną satysfakcją zauważając ukradkowe spojrzenia Ruchacza błądzące po jej ciele.

-To prawda. Potrzebuję każdej pomocy by dopilnować byś nie wpakowała się w kolejne kłopoty. A i tak mi nie wychodzi. - odgryzł się czarownik. Podszedł do kuglarki i bezceremonialnie objął ją w pasie.

- Trzymaj się mnie mocno.- nakazał i ruszył z nią ku krawędzi dachu. I skoczył w dół bez ostrzeżenia! Elfce z trudem udało się zdusić cichy pisk lęku. Gdy tak jednak opadać zaczęli, Ruchacz skierował dłoń w dół i potężny podmuch wichru, który uderzył w nich od strony zbliżającej się szybko ulicy, wyrzucił ich w górę niczym papierowe motyle. Upadli na dach przeciwległego budynku. Tego który szpiegowali. A tatuaż na szyi Eshte zrobił się jeszcze bardziej nieznośny. Byli blisko tego co się tu kryło.

Tancrist puścił żonkę i rzekł cicho -Teraz zachowuj się ostrożnie i dyskretnie. Jesteśmy na terenie wroga i każdy kogo napotkamy może chcieć nas zabić.
Ruszył w kierunku okna na dachu, zamierzając się przez nie dostać. Oczywiście zamkniętego, co sam czarownik skwitował cichym przekleństwem gdy przekonał się o tym fakcie.

Zwęszając okazję nie tylko do ponownego zabłyśnięcia swoim geniuszem, ale również do wytknięcia czarownikowi jego nieporadności, Eshte wychynęła ciekawsko sponad jego ramienia. No, nie do końca “sponad”, bo przecież był od niej wyższy i w tym celu musiałaby wspiąć się na jego plecy. A zatem wychynęła, lecz bardziej z jego boku, żeby z satysfakcją przyjrzeć się utrapieniu sprawiającemu mu trudność.
-Jakiś problem? -zapytała uroczo niewinnym głosikiem, choć w jej oczach migotały złośliwe kurwiki.

- Drobny… muszę rozwiązać problem dostania się do środka. Złodziejem przecież nie jestem.- jej mężuś łajdak musiał też przy okazji wykorzystać sytuację. Bo sięgnął do tyłu i musnął palcami jej łydkę i udo. Co sprawiło że elfka odruchowo nachyliła się bardziej, by przyjrzeć się oknu… i tylko “przypadkowo” wystawiając bardziej swoje nogi na dotyk Ruchacza. To, że jego palce wodzące po jej nogach, było przyjemnym doznaniem… nie miało żadnego znaczenia w tej sytuacji. A przynajmniej tak to sobie Eshte tłumaczyła.
- Mógłbym po prostu rozwalić je, ale narobiłbym hałasu. A tego nie chcemy prawda?- zapytał Tancrist, nieco rozkojarzoną tą delikatną acz czułą pieszczotą kuglarkę.

Nie spodziewała się takiej reakcji mężczyzny. Na przekór całej tej jego wiedzy, którą lubił się tak chwalić przy każdej rozmowie, to właśnie najzwyklejsze okno okazało się być ponad jego umiejętności. W wizjach bogatej wyobraźni elfki, ta porażka przyprawiała go o zawstydzenie, o bolesne zderzenie z własną nieudolnością wobec tak prostej przeszkody. I to właśnie ją powinien otwarcie poprosić o pomoc!

- No raczej nie.. - odparła prostując się, a następnie zaczęła dumać na głos - Co tu robić.. co tu robić..
A przecież dobrze znała odpowiedź na ten problem. Może i on nie miał zadatków na złodziejaszka, ale ona.. cóż, sztukmistrzyni musiała sobie radzić w życiu na wiele sposobów. Dzięki temu zdobyła wiele przydatnych umiejętności.

- No nie wiem… może… użyję diamentu… jubilerzy używają go do cięcia klejnotów, więc… - rozważał czarownik nieco rozkojarzony zgrabną nogą, po której wodził palcami. - Może nim da się jakoś… wyciąć szybę?

Wspomnienie o klejnotach, jubilerach i diamencie przyprawiło Eshte o nagły błysk zainteresowania w oczach, wyraźnie odznaczający się pośród złośliwych iskierek.
-Naprawdę nosisz ze sobą.. diament? - zapytała z mieszanką zaintrygowania oraz.. równie dużego niedowierzania. Kiedy sądziła, że już poznała większość dziwactw jaśniepaństwa, to Thaaneeekryyyst prezentował jej kolejne. Przynajmniej ta informacja była warta zapamiętania.

Silne pieczenie tatuażu skutecznie udaremniało jej czerpanie przyjemności z dotyku czarownika na swej nodze. I bardzo dobrze, bo przynajmniej jedno z nich musiało pamiętać o ratowaniu Trixie! Jakież było jej zdziwienie, że to akurat ona była w tym momencie tą odpowiedzialną stroną ich wątpliwego duetu.
Kilka razy głośno pstryknęła palcami przed jego szkiełkami -Ej, skup się! I daj mi ten diament, to zajmę się otwieraniem dla nas okna.

- Nie mam diamentu… mogę go stworzyć. Tak jak stworzyłem owego smoczka i jak potrafię tworzyć inne rzeczy. Diament jest zresztą prosty do wykreowania. Kryształy nie są skomplikowane. I jeśli już tam sobie ubzdurałaś w ślicznej główce zrobienie ze mnie osobistego jubilera to przypominam, że to co wykreuję istnieje tak długo jak długo jestem w stanie podtrzymać tego istnienie.
- powiedział mężczyzna przyglądając się badawczo kuglarce. Szepcząc coś pod nosem wykonał ruch dłonią godny… sztukmistrza i voila.
W jego pojawiło się kunsztowny sztylet o kryształowym ostrzu. Po czym znów spojrzał na elfkę. - Jesteś… pewna? To raczej zadanie dla złodzieja. A ty jesteś przecież sławną artystką, a nie przestępczynią. Chyba że jest coś, czego mi o sobie nie powiedziałaś? Jakaś… kryminalna przeszłość?

-To nie byłoby aż takie zaskakujące. Przecież Ty prawie nic o mnie nie wiesz
- parsknęła Eshte spoglądając na niego z rozbawieniem. I jakże odmienne to było spojrzenie od tego, którym obrzuciła jego fałszywie diamentowy twór. Czarownik popełnił grzech niewybaczalny jakiemukolwiek artyście i kuglarzowi; pozwolił swojej widowni, czyli elfce, odczuć rozczarowanie. Cóż z tego, że ostrze prześlicznie błyszczało w fiołkowych oczach, skoro świadomość jego ulotności przygasiła jej własne iskierki zainteresowania.

Pogardzając tym jawnym OSZUSTWEM ze strony łajdaka, Eshte gdzieś spomiędzy połów swojej sukni wyciągnęła własny sztylecik. Zwykły, mało ozdobny, ale o smukłym i bardzo użytecznym ostrzu. Rzadziej wykorzystywała go do obrony, a częściej do.. no właśnie. Zamiast bawić się w jakieś wyszukane rozcinanie szkła, ona po prostu wsunęła koniuszek sztyletu w szparę drewnianych skrzydeł okna. Poruszała nim powoli, poszukując punktu umożliwiającego otwarcie.

- Pewnie dlatego, że jak na osóbkę skupioną głównie na sobie niewiele opowiadasz o swoich dokonaniach i przeszłości. Czasami zaś mam wrażenie, że coś przede mną ukrywasz.- słyszała za sobą, gdy sprawnie wyczuła pod ostrzem znajomy opór. Wystarczyło chwilę pogrzebać i okno ustąpiło pod zwinnością palców kuglarki.
Powoli otworzyła okno i oboje weszli do środka.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem