Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2023, 02:23   #153
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Tam.. włoski na karku elfki stanęły dęba, a usta otworzyły się w niemym (na szczęście) krzyku. Dobrze (dla Ruchacza przynajemniej) że okno było brudne i nieprzejrzyste, bo gdyby zobaczyła gdzie ma zejść, to nie zeskoczyłaby tak chętnie.

Znaleźli się na stryszku, zatęchłym i brudnym od kurzu. Pełnym ciał humonoidalnych, nagich… martwych. Niektóre były poszarpane przez jakieś olbrzymie gryzonie, niektóre były ogryzionymi do kości szkieletami, niektóre były niekompletne… niektóre były tylko kawałkami kończyn. Leżały tu wszędzie, nie gnijąc a mumifikując powoli w specyficznym mikroklimacie stryszku. Ciała te rozrzucone były pomiędzy brudnymi derkami i kocami, z których zrobiono legowiska. Strych był duży i całkiem rozległy. Nie było tu nikogo, poza kucającą nad jednym z ciał ludzką sylwetką.


- Bądź cicho, nie ruszaj się i… zamknij oczy. Powiem ci, kiedy możesz je otworzyć.- szepnął tymczasem ponuro Tancrist i zaczął dyskretnie skradać się w kierunku tajemniczej osoby.

Zachwycająca sztukmistrzyni nie wydobyła z siebie nawet jednego słowa, nawet jednego piśnięcia. Odnosiła niepokojące wrażenie, że otwarcie ust choćby odrobinę otworzy również wrota potężnemu..rzygnięciu. Z przerażenia i obrzydzenia, które wywracały jej żołądek we wszystkie strony świata.

Gdyby jednak głos nie uwiązł jej całkiem w zduszonym gardle, to wtedy powiedziałaby mężusiowi co myśli o jego słowach. Miała.. zamknąć oczy? Tutaj?! Teraz?! Może i nie będzie wtedy widziała całej tej.. tej.. otaczającej ją rzezi, ale jednocześnie wtedy nie zauważy, jeśli te truchła nagle postanowią powstać z martwych! Z zamkniętymi oczami nie zdąży w porę zareagować, kiedy te oderwane kończyny będą próbowały ją pochwycić..!
Zmrożona strachem Eshte krzyknęła sobie w duchu. Zmusiła się jedynie do przesłonięcia twarzy dłońmi, chociaż i tak rozcapierzyła szeroko palce, żeby nieruchomym spojrzeniem szeroko otwartych oczu wpatrywać się w plecy czarownika. Nigdzie w bok, gdzie mogłaby zobaczyć kolejne zwłoki. Tylko w jego plecy.

On zaś podążył ku kucającej postaci, niczym kot. Cicho i zwinnie, bezszelestnie. Chwycił miejscowego za głowę obiema rękami. Coś szepnął. Zaskwierczało. Pomiędzy jego dłońmi zaczęły przeskakiwać błyskawice. Część po stawających dęba włosach pochwyconego osobnika, ale większość bezpośrednio przez głowę. Biedak zdołał wywarczeć jedynie kilka niezrozumiałych słów, gdy jego głowa była pieczona żywcem. Trwało to chwilę, w powietrzu unosił się zapach palonego mięsa. Ruchacz puścił głowę i zabity przez niego mężczyzna osunął się na ziemię.
- Możesz otworzyć oczy. - rzekł zerkając za siebie.

Podczas przyglądania się działaniom czarownika, dłonie kuglarki zsunęły się na jej usta, aby zdusić wzbierający w niej kwik przerażenia. Nie była jakąś wydelikaconą panieneczką mdlejącą na widok krwi, ale z drugiej strony, nie była też zaprawioną w boju wojowniczką, której obojętny jest widok śmierci. A już szczególnie śmierci otaczającej ją z każdej strony, swoim smrodem rozkładu wciskającej się w nos. I teraz jeszcze Thaaaneeekryyyst dołożył do tej rzezi kolejnego trupa.
Stojąc nieruchomo, blada na twarzy, zasłaniając swe usta i wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami, Eshte przypominała statuę postawioną w tak makabrycznym otoczeniu. To było bardzo dużo wrażeń jak dla jednej elfki..

- Mówiłem, żebyś zasłoniła oczy, ale nie.. ty musiałabyś mądrzejsza ode mnie.- westchnął cicho Tancrist i dodał.- Wolałbym, żebyś nie oglądała tej mojej strony. Przepraszam cię za to. Niemniej to nie był człowiek… tylko potwór.
Ruchacz rozejrzał się dookoła, po czym podszedł dużej kupki sznurków i połączonych z nimi drewnianych deseczek, która okazała się długą drabinką sznurową. Obok niej była duża klapa w podłodze. Czarownik podniósł ją i zaklął szpetnie pod nosem zerkając na to, co było pod nimi.

-Cooo… -ze strachu Eshte najwyraźniej zapomniała jak się mówi, bo zamiast słów wydobyła z siebie upiorne jęknięcie. Ostrożnie odsłoniła wargi, które miały tylko odrobinę więcej koloru od reszty jej twarzy.
-C..cc..c.. cooooo tam jest? -zdołała zapytać zduszonym głosem. Nie była jednak na tyle zainteresowana odpowiedzią, żeby zbliżyć się do dziury. Właściwie miała nadzieję, że niczego tam nie ma. Że to jest po prostu dziura donikąd i będą mogli oddać się od tego przeklętego budynku. Daleko, daleko, BARDZO daleko stąd.

- Kłopoty… duże kłopoty. Sama zobacz.- westchnął czarownik i spojrzał na elfkę. - Nie tak straszne jak wszystko dookoła nas.

Gdyby sztukmistrzyni nie była tak zajęta dygotaniem ze strachu, to zapewne teraz mocno obruszyłaby się na mężusia za zmuszanie jej do ruszenia się z miejsca. Krótko zerknęła za siebie, tęsknym wzrokiem przesuwając po oknie otwartym na wolność. Dopiero potem na miękkich, drżących nogach zaczęła podchodzić do podejrzanej dziury. A jako, że nie miała ochoty podchodzić zbyt blisko, to już z daleka zaczęła wyciągać szyję, żeby dostrzec źródło przekleństw swojego mężusia.

Oboje widzieli dużą salę magazynową, obecnie porzuconą… a może właściwym określeniem byłoby: przebudowaną? Bo porzucone “od niechcenia” skrzynie, paki i pudła tworzyły coś w rodzaju labiryntu mającego zmylić każdego kto wejdzie tutaj. Obcy powinien szybko zgubić się wśród pudeł i stać się ofiarą miejscowych. Którzy dobrze znali to miejsce. I nie korzystali tylko ze ścieżek między pakami i skrzyniami. Część z nich łaziła po nich niczym gibkie koty. Wyglądali jak ludzie, ale było coś nieludzkiego w ich rysach i sposobie poruszania. Coś zwierzęcego. A i w mroku magazynów ich oczy świeciły lekką czerwienią. Ubrani byli jak typowi ulicznicy i podobnie jak oni uzbrojeni. Ale sama myśl spotkania takiego typka w ciemnym zaułku wywoływała zimny dreszcz na plecach elfki.

Z pewnością podobnie myślał gość, który przybył tutaj na rozmowy, bo miała obstawę. Czterech rycerzy w czarnych jak noc zbrojach, uzbrojonych w duże dwuręczne miecz. Ich zbroje i hełmy były identyczne i zdawały się zdradzać przynależność do jakiegoś zakonu rycerskiego powiązanego z bóstwem śmierci. Osóbką, którą chronili była elfia arystokratka o zielonych kocich oczach i z pasemkiem siwizny we włosach. Była jakoś dziwnie znajoma kuglarce.




Podobnie jak jej rozmówczyni, kobieta o fatalnym guście w doborze strojów. Ubierała się bowiem bardziej skandalicznie niż murwy w Dzielnicach Rozkoszy. Ta blada blondynka również była znana Eshte. Spotkała ją i jej siostry w Grauburgu.



I nie było to przyjemne spotkanie.

Ale w tym wszystkim nigdzie nie było widać wróżki!
Czy te dwie ją schwytały?! Czy zamknęły w klatce, spętały najkrótszym kawałkiem liny oraz, sądząc po braku piskliwego krzyku dzwoniącego w uszach kuglarki, zatkały jej usta najmniejszym kawałkiem materiału?
A jeśli, co najgorsze, Trixie wcale tutaj nie doleciała? W końcu polegała tylko mniej więcej na kierunku wskazanym jej przez elfkę dręczoną tatuażem. Równie dobrze mogła przelecieć wysoko, nie poświęcając tej ruderze najmniejszej uwagi, i zainteresować się dopiero jakimś przyjemniej wyglądającym miejscem. Albo, co brzmiało bardzo prawdopodobnie, w połowie poszukiwań zwyczajnie się rozkojarzyła, zapomniała o “skarbie”.. i o kuglarce też! A to oznaczało, że bawiła się gdzieś w najlepsze, kiedy pobladła ze strachu Eshte z trudem powstrzymywała swój żołądek przed wybuchowym zareagowaniem na tutejsze zapachy i widoki.

Zresztą, na głosy też. Bo te.. te wcale nie działały pokrzepiająco na jej zszargane nerwy. Ale czy naprawdę spodziewała się po tym miejscu choćby najmniejszej iskierki pocieszenia? No nie. Chociaż miłym, jak na otaczające ją standardy, zaskoczeniem było to, że obie kobiety wyglądały zadziwiająco niepozornie, a przecież mogły być kolejnymi kreaturami żywiącymi się ludzkimi truchłem.

- ... zawiódł nas ostatnio. Mieliśmy zamek prawie w garści, potężnego maga po naszej stronie. A twój Pan się nie pojawił. I wszystko się posypało.- mówiła jasnowłosa tancerka. Wyglądało na to, że oboje trafili w sam środek rozmowy. - Nie jestem więc pewna czy dalsza współpraca ma sens. Jak mamy uwierzyć iż spełni swoją obietnicę względem nas, skoro w Grauburgu po prostu się nie pojawił.

- Pojawił się, tyle że został zdradziecko zaatakowany przez potężnego wroga i z powodu ran musiał się wycofać.
- odparła elfka, a jej oblicze pozostało niczym wykute z kamienia. - Niemniej nie musisz się martwić że to się powtórzy. Mój Pan zlikwidował owe zagrożenie zanim się wycofał z walki.

- Och… jakie to pocieszające. Jakie to wielce pocieszające. W Grauburgu nie tylko straciliśmy okazję, potężnego sojusznika i całe miesiące przygotowań. Ja straciłam siostrę!
- wrzasnęła blondynka i machnęła ręką. - Zaczynam się zastanawiać czy nasz sojusz w ogóle ma sens. Obiecaliście wiele, ale póki co na obietnicach się skończyło.

- Nic nie masz poza moimi obietnicami. Dalsza egzystencja w oczekiwaniu na…
- jej towarzyszka spojrzała w górę z kpiącym uśmieszkiem. Na szczęście chyba nie dostrzegła dwójki podglądaczy powyżej.- .. bo ja wiem… odpowiedni układ planet? Mój Pan nie przyszedł do was z propozycją, tylko z planem który pozwoliłby wam przemienić waszą pozbawioną celu egzystencję w coś większego. Chcecie się od tego odwrócić tylko dlatego, że pojawiły się problemy po drodze. To mam powiedzieć memu Panu, że tchórzycie?

Blondynka warknęła gniewnie odsłaniając długie kły. Potem jednak dodała - Niech ci będzie. Nie wycofamy się. Ufam, że wy też nie.

- Jest jeszcze jedna sprawa. W orszaku Voglstein-Craig, jest elfia kuglarka której mężem jest czarownik o szlacheckim pochodzeniu. Ją trzeba pochwycić i uwięzić, jego zabić. I należy to uczynić dyskretnie.
- wyjaśniła elfka.

- Co w nich jest specjalnego?- zapytała blondynka.

- Nic… to mój osobisty kaprys.- wyjaśniła arystokratka poprawiając palcami pasemko siwizny w swoich włosach.

Dlaczego codziennie ktoś chciał ją porwać?! A dzisiaj to już w ogóle DRUGI raz. Drugi! Czy te dwie współpracowały też z Marchewą i jego spółką? Z dzikimi elfami i ich czarownikiem? Z Paniunią?! Ta elfka nawet wyglądała trochę jak kolejna niby-kapłanka. Albo co gorsza - druidka, tfu!
Rzeczywiście ta jej twarz budziła jakieś bardzo odległe wspomnienia, których jednak Eshte nie potrafiła odkryć w swoim obecnym stanie. Jej zdenerwowanie sięgało już takiej miary, że pochwyciła Thaaneeekryyysta za rękę. Bynajmniej nie był to czuły gest. Jej palce zacisnęły się kurczowo na jego rękawie.

-Chodźmy stąd. Ucieknijmy przez okno -szeptała, jednocześnie już stawiając pierwsze kroki w tył, z dala od dziury i magazynu pełnego czyhających na nią kreatur -Znajdziemy Dziadunia… całą armię Dziaduniów i wtedy wrócimy. Albo… albo… - podniosła na niego wprost błagalne spojrzenie - Albo powiedzmy Hrabiemu, on i jego ludzie się tym zajmą. Przecież sami nic tutaj nie zrobimy.

- Masz rację. Nic tu po nas.
- stwierdził czarownik, zamykając klapę i spojrzał na Eshte. Widząc jej zachowanie położył dłoń na jej dłoni -Nie bój się. Nic ci nie grozi. Nie dam zrobić tobie krzywdy.
Po czym wyłożył swój plan. - Wyjdziemy na dach, przeskoczymy kilka budynków i przywołam Razorbeaka. I odlecimy do obozu na rynku.

-Nie możesz mi tego obiecać. Nie przy tylu ludziach, elfach i innych porywaczach mających podobne kaprysy co ta siwa tam na dole
- mruknęła Eshte ponuro, wyraźnie niezbyt pocieszona zapewnieniami swojego fałszywego męża. Dopiero usłyszenie jego planu obudziło w niej nadzieję i z powrotem przywołało trochę kolorów na twarzy. Nadal na drżących nogach, ale kierowana wizją ucieczki z tego budynku duszącego ją smrodem śmierci, zaczęła przekradać się pomiędzy truchłami ku oknu.

Wkrótce wydostali się na dach, potem z pomocą magii Ruchacza na kolejny dach. A potem na następny, następny i następny. Elfka przytłoczona poznanymi faktami i mrocznymi myślami nie zwracała większej uwagi na to, jak im szła wędrówka. Byle dalej od owego magazynu i upiorów się w nim kryjących.

Dopiero wtedy czarownik wyjął niedużą stalową piszczałkę i zagrał na niej krótką melodię.
I czekał niezbyt długo. Nagle w ich kierunku zaczęło się co zbliżać z dużą prędkością… bo pikującym lotem. Gryf czarownika nie słyszał o subtelności, ani o delikatności, bo lądując uderzył w dach niszcząc go w paru miejscach. I zasyczał zadowolony z siebie, oczekując pewnie pochwał. Duży drapieżnik o naturze mordercy i zabójczych pazurach. Eshte pamiętała co jego szpony robiły z każdym kto stanął mu na drodze. Pocieszającym więc był fakt, że ów zwierz stał po jej stronie. O ile go drapała.

Milczenie kuglarki nie było dobrym znakiem. Zwykle oznaczało, że źle się dzieje w tej rozczochranej głowie, właśnie tak jak teraz. Wszystko co zobaczyła w budynku, wszystko co usłyszała z ust tamtych kobiet, skutecznie przygasiło jej ognisty temperament, aż opadły smętnie jej spiczaste uszy.
-I co teraz zrobimy? -zapytała cicho czarownika, rozcierając przy tym dłonią miejsce z tatuażem na swojej szyi. Już jej nie drażnił tak mocno, co było niewątpliwym pocieszeniem w obecnej sytuacji, nawet jeśli tylko tymczasowym.

- Na razie… poszukamy twojej bardki. Chyba nie dotarła do magazynu, więc… może się zgubiła po drodze? Gdzie, według ciebie, mogłaby pójść?- zapytał mężuś wpierw sam wsiadając na zwierzaka, potem pomagając kuglarce wsiąść na niego.

-Może.. może w gospodzie? Ale w takiej wiesz, najgłośniejszej w okolicy. -zaproponowała kuglarka pierwsze co jej przyszło do głowy ociężałej od.. uh, wrażeń. Usadzając się w miarę wygodnie tuż przed czarownikiem na grzbiecie jego gryfa, dodała jeszcze burknięciem - Ją też powinniśmy nauczyć przylatywać na dźwięk fletu.
Bo Eshte wcale nie miała ochoty odwiedzać gospody, w której każdy jeden pijaczek mógł być sługusem tych dwóch kobiet. Chciała.. chciała.. o! Chciała zamknąć się w swoim wozie pilnowanym z każdej strony przez armię Dziaduniów!

- Pomarzyć… dobra rzecz.- westchnął czarownik obejmując elfkę i zaborczo przyciskając do siebie. Gryf poderwał się w powietrze i ruszył kierowany jedną ręką Tancrista. Leciał tym razem nisko, wzbudzając popłoch wśród miejscowych, gdy Ruchacz wypatrywał miejsca gdzie Trixie mogła się zatrzymać.
- To wygląda obiecująco…- wskazał palcem drzwi przybytku, przy których dwójka mężczyzn obejmowała się czule.

Eshte burknęła tylko coś niezrozumiale pod nosem, jednak ton nie pozostawiał żadnych wątpliwości co do tego, że ten widok nie nastroił jej pozytywnymi myślami.
Czy Trixie naprawdę przez cały ten czas w najlepsze zabawiała się w gospodzie?! Śpiewała sobie radosne pioseneczki, podczas gdy elfka uciekała przed Marchewą i spółą? Wesoło popijała trunki, kiedy ona wraz z czarownikiem szukała jej po CAŁYM miasteczku, aż natrafili na tamtą rzeź?!

Gryf zaczął zbliżać się do ziemi, więc kuglarka szerokim rękawem sukienki zasłoniła swój nos i usta. Wcale nie była teraz w nastroju na wdychanie pyłku wróżki, a od macanek ważniejsze było.. no, wszystko tak naprawdę. Ale teraz przede wszystkim ważniejsze było doniesienie Hrabiemu o tamtych dwóch babsztylach!

Bestia wylądowała na bruku miejskim wywołując popłoch ku własnemu zadowoleniu. Ale Eshte zadowolona nie była. O dziwo, czarownik też nie. Zsiadł wraz z kuglarką z gryfa i rzekł niemrawo - Ktoś tam będzie musiał… wejść.
Jemu też nie paliło się odwiedzać tej gospody.

Zabawne to było, że jej mężuś tak odważnie wchodził do tamtego budynku straszącego już z zewnątrz, ale lękiem wypełniła go dopiero myśl o znalezieniu się w jednej gospodzie z wróżką uzbrojoną w pyłek. Nie mogła mu się dziwić. Nie po tym, w jaki sposób ostatnim razem skończyło się odnalezienie małej bardki w Gównowie..

Elfka nerwowo przestąpiła z nogi na nogi przyglądając się gospodzie oraz nasłuchując dobiegających z niej odgłosów.
-Może jeśli zawołamy ją wystarczająco głośno, to nas usłyszy tam w środku -powiedziała, a następnie obie dłonie przyłożyła do swych ust i ryknęła na całe gardło -TRIXIEEEEEE! JESTEŚ TAAAAAAM?!

- TRIXIEEEE, TRIXIEEE!
- czarownik dołączył do jej krzyków, ale efekt ich wrzasków był mizerny. W gospodzie było za głośno i za wesoło. Co tylko podsycało ich podejrzenia co do obecności wróżki, jak i tego co się tam mogło dziać.

Kuglarka tupnęła mocno bucikiem o bruk, zdenerwowana niepowodzeniem jej starannie przemyślanego planu. Gorączkowo rozejrzała się wokoło za kolejną inspiracją. Niestety jedyne co jej przychodziło do głowy, to wpuszczenie do gospody gryfa, aby złapał wróżkę niczym pies myśliwski przynoszący kaczkę w pysku. Tyle, że zwykle te kaczki były już martwe, a przecież Eshte potrzebowała żywej bardki.

-Najpierw zobaczę co tam się dzieje.. - z tym mruknięciem ruszyła do przybytku, lecz zamiast przekroczyć jego progi, ona w ostatniej chwili skręciła w bok i podeszła do najbliższego okna. Unosząc się na palcach zajrzała dość bojaźliwie do środka.

Przez zabrudzone okienko ciężko jej było dostrzec szczegóły. Niemniej wyglądało, że obecni bywalcy… będący mieszaniną rzezimieszków, rzecznych piratów i przemytników i innego podejrzanego elementu, zgodnie pili śpiewali i gdzieniegdzie się przytulali. A nad tym wszystkim unosiła się w powietrzu jakaś istotka dyrygująca tym chórem i… prawdopodobnie rozsiewając swój pyłek na prawo i lewo.

Elfka odetchnęła z pewną ulgą. Po obecności wróżki spodziewała się czegoś o wiele, wiele gorszego. Może niekoniecznie kolejnej rzezi i krwawych wnętrzności rozrzuconych po ścianach gospody, ale może jednej, wielkiej orgietki z nagich ciał. Była to zatem miła odmiana.
Chociaż zagrożenie nadal wisiało w powietrzu. Dosłownie. Wróciła do czarownika i oznajmiła mu bez entuzjazmu -Wchodzę tam.

Raz jeszcze uniosła rękę, żeby rękawem zasłonić swój nos oraz usta. Zatrzymała się jednak w pół obrotu na pięcie, aby dodać syknięciem ciężkim od groźby -Z łaski swojej nie próbuj mnie od razu zmacać, jeśli wyjdę głupia od jej pyłku.
I nie czekając na jego odpowiedź, bo domyślała się, że jak zwykle będzie próbował zrzucać na nią całą winę, Eshte odwróciła się i ruszyła do drzwi gospody.

Po wejściu do środka od razu poczuła się lepiej widząc rozbawione towarzystwo. Acz choć plątaniny ciał tu nie było, to niektórymi stolikami goście pogubili ubrania i zajęci byli macaniem się nawzajem i innymi lubieżnymi czynnościami. Eshte oczywiście powinna być oburzona, ale… miała zbyt dobry nastrój w tej chwili i pobłażliwie tylko zerkała notując sobie w głowie co ciekawsze pozycje, które oczywiście sprawdzi ze swoim mężusiem przy najbliższej okazji.

I to zapewne wkrótce, bo znów się jej zrobiło ciepło na podbrzuszu. Racjonalna część elfki pewnie by zawyła z rozpaczy, że rękaw nie chroni jej przed pyłkiem… ale obecnie racjonalnej kuglarki tu nie było. Została tylko ta lubiąca zabawy i bardzo romantyczna. I ta właśnie spostrzegła, dyrygującą chóralnym śpiewem Trixie, która pijacko zataczała kółka po całej gospodzie, od czasu do czasu nurkując głową w jakimś kuflu by nawilżyć gardło. Błyszczący pyłek wróżki był w tej karczmie, wręcz namacalną mgiełką, która budziła zachwyt Słodkiej Idiotki zupełnie nieświadomej niebezpieczeństw kryjących się za tym widokiem.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem