Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2023, 01:23   #155
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Gdy jej zmysły i doznania wznosiły się nad obłoki, ona sama opadała wraz gryfem i kochankiem w kierunku rynku. Rozkosz wstrząsnęła jej ciałem pomiędzy namiętnymi pocałunkami. Dość wysoko, by nikt tego nie usłyszał. Ale wszyscy widzieli jak wylądowali i jak zarumieniona na policzkach elfka ciągnęła kochanka ku domkowi na kołach. Także… Paniunia. Och, to był miód na zbolałe serduszko artystki. Oczy arystokratki szeroko otwarte, jak i usta… jej wzburzona minka przechodząca z zaskoczenia, w oburzenie, by zakończyć na spojrzeniu pełnym nienawiści i zazdrości. Jakże ona chciałaby się znaleźć na miejscu kuglarki. I co było pewnym zaskoczeniem dla samej Eshte, odstąpienie Ruchacza innej niewieście było nie do pomyślenia dla żadnej z nich… ani Słodka Idiotka, ani Pani Ognia, ani nawet sama Eshte nie miała ochoty dzielić się swoim mężusiem z inną.

Oboje wpadli do wozu, całując się i wodząc dłońmi po swoich ciałach, by przejść do chaotycznej orgii… zdzierania ubrań. Koszule, buty, spodnie i spódnica porfunęły w górę, gdy nerwowo rozdziewali się z nich. Pozostało tylko wybrać miejsce igraszek w wozie kuglarki. Słodką Idiotkę ciągnęło ku łóżku, Pani Ognia wolała eksperymenty… i koniecznie chciała być na górze. A Eshte, chcąc nie chcąc czuła każdy pocałunek każdą pieszczotę… i choć było to wielce żenujące, czerpała przyjemność z każdego gestu czułości czarownika.

Jak dobrze, że w jakimś przebłysku trzeźwego myślenia, elfka po wpadnięciu do wozu zdołała na ślepo zamknąć za nimi drzwi i zasunąć zasuwki. Dobrze, gdyż Słodka Idiotka ( a może już Pani Ognia? ) wsparła się plecami właśnie o te drzwi, a ciągnąć za sobą mężczyznę sprawiła, że przyszpilił ją do nich swoją jakże podniecającą siłą.
Łóżko było zdecydowanie za daleko jak na jej gust i wyczerpaną cierpliwość. Na dodatek zaczynając z tego miejsca mogli potem po krótkim odpoczynku pofiglować przy stole i na jego blacie, potarzać się w wielu pozycjach na podłodze, dotrzeć w końcu do łóżka i na nie także. Tak, miała już na dzisiaj obmyślony cały plan nacieszania się bliskością czarownika. W końcu to nie tak, że mieli coś ważnego do powiedzenia Hrabiemu, prawda?

Ciekawskimi dłońmi wędrowała po torsie i ramionach Thaaneekryyysta, po tatuażach zdobiących jego skórę. Ocierała się o niego swoim gorącym ciałkiem, wywołując tym w sobie pomruki zadowolenia. Odkrywała, że jej gibkość przydawała się nie tylko do występów i uciekania przed łotrami. Ugięła jedną zgrabną nóżkę w kolanie i zadarła ją wysoko, aż oparła ją o jego biodro, otwierając się chętnie przed swoim mężusiem.

Eshte wiedziała o istnieniu książek o stronicach zapełnionych rysunkami kochanków we wszystkich możliwych pozycjach miłosnych. Wiedziała, ale nigdy takich nie tknęła nawet długim patykiem. I najwyraźniej nie potrzebowała. Instynktownie wiedziała czego chciała. Jak chciała. I gdzie chciała.

Łup, łup, łup… dobrze że zamknęła drzwi, bo by je wyważyli. Opleciona wokół kochanka czuła każde ich zderzenie, czuła przeszywającą rozkosz… i zaskakująco niewiele bólu. I kwitowała te zderzenia jękami i krzykami rozkoszy, tym bardziej ekscytującymi, że Paniunia też musiała je słyszeć i obgryzać paznokcie z zazdrości. Była to niewielka pociecha dla artystki patrzącej w dziko błyszczące oczy kochanka i z pasją oddającą jego pocałunki. Nawet jeśli to była pasja Słodkiej Idiotki, a nie samej sceptycznej artystki. Niemniej nie tylko ciało dzieliła z nieproszonymi gośćmi, także i zmysły. I po chwili znów zatonęła w ekstazie.

Jak oni w ogóle mogli cokolwiek robić, kiedy mgiełka żądzy całkowicie mieszała im w głowie… także samej Eshte utrudniając myślenie o czymkolwiek, gdy emocje uderzały w nią z siłą oceanu. Jakim cudem po wstrząsających zabawach przy drzwiach, wylądowała pupą na stoliku? Tu odrobinę “odpoczywając”, gdy trzymając za czuprynę Słodka Idiotka (albo Pani Ognia, trudno w tej chwili było ocenić ), popchnęła czarownika dół, między uda i pozwoliła mu pieścić językiem spragniony jego obszar. W nagrodę wodziła po jego plecach jedynym ocalałym fragmentem garderoby. Pończoszką nałożoną na prawą stopę i łydkę. Lewą gdzieś zgubiła.
I tak siedząc skupiła się, co prawda z trudem, na dwóch całkowicie odmiennych faktach. Po pierwsze, okno w jej wozie było otwarte, a ona siedziała naprzeciw niego. Po drugie, czy Ruchacz gdzieś w tym szale pieszczot i pocałunków nie wyszeptał jej do ucha… “kocham cię”?

Zabawnym było, jak różne podejście do tych faktów miały Słodka Idiotka i sama Eshte.
Dla sztukmistrzyni to jego wyznanie było bezwartościowe, wręcz uznałaby je za paskudną sztuczkę, dzięki której Ruchacz zdobywał sobie kolejne naiwne kobiety. Zaś dla Tej Drugiej było ono wprost wisienką na torcie tych miłosnych igraszek.
Także Eshte zatrzasnęłaby okna, po wcześniejszym walnięciu w ryj każdego obrzydliwego podglądacza. Zaś Ta Druga jeszcze niedawno próbowała zaciągnąć mężusia do uliczki i tam się z nim zabawiać, zatem nie miała w sobie wiele wstydu. Bo i czego tu się wstydzić? Ich namiętnej miłości? Cały orszak mógł tylko im zazdrościć tej pasji, która zdawała się nie mieć końca. Widać pyłek wróżki, oprócz budzenia ukrytych pragnień, również dodawał jej ofiarom nieskończonych zapasów wigoru.

Po kolejnym głośnym jęknięciu oparła stópkę o bark Thaaneeekryyysta, po czym dość władczym ruchem pchnęła go na podłogę. Zsunęła się ze stołu, aby nareszcie spełnić pragnienie Pani Ognia i dosiąść kochanka. Zapłonęła od ponownego złączenia się ich ciał. Dosłownie. Krew wrzała jej w żyłach, a wraz z nią wrzała również płynąca w nich magia. I właśnie ten nieposkromiony ogień manifestował się na nagim ciele elfki. Płomienie przemykały po jej skórze niczym zwinne węże, czupryna niesfornych włosów stanęła w ogniu.

Podskakując na kochanku bez litości dla jego i własnego ciała kuglarka płonęła niemal dosłownie żądzą. Im dłużej trwały figle tym bardziej nienasycona się robiła. Wydusiła wręcz pożądanie z kochanka i to kilka razy, samej smakując spełnienia. I ciągle jej było mało. Zniżyła się nawet do pieszczot palcami magicznej różdżki kochanka co by szybciej był gotów do spełniania jej kaprysów. I pieszczot ustami jej torsu i pocałunków jego ust. Wszystko byle ulubiona część ciała Ruchacza odzyskała swoją prężność. A potem kolejna jazda i kolejna i… w końcu sił zabrakło i jej. Osunęła się obok Tancrista, wtuliła w niego i rozkoszowała samą jego obecnością i jego czułymi pocałunkami na swojej szyi. O tak… to było przyjemne.

Rzeczywistość i związany z nią kac moralny uderzył w elfkę z pewnym opóźnieniem. W końcu uświadomiła sobie, co robili, gdzie robili i jak… ugh… czekały ją pewnie kolejne plotki. I być może nawet jakaś blada powstała dzięki wścibskiej małej podglądaczce o zbyt długim języku. I co najgorsze w tej chwili, wypalił się w niej ogień gniewu. Owszem, była nieco wściekła na Ruchacza, ale… ciało było zbyt rozleniwione niedawnymi rozkoszami, by chciało jej się robić coś więcej niż leżeć w objęciach lubieżnika. Doprawdy, sytuacja była deczko… kłopotliwa.

Jakie szczęście, że sztukmistrzyni nie planowała na dzisiaj żadnych występów. Ani na jutro. Nie miała w sobie sił na zdzielenie tego ŁAJDAKA po pysku, a co dopiero na plecenie zachwycających iluzji. Bolało ją całe ciało, wnętrze ud miała poobcierane, więc nawet nie brała pod uwagę wywijania się w akrobatycznych figurach. I jeszcze ten wstyd.. ten ogromny, OGROMNY wstyd z jakim zostawiła ją Słodka Idiotka. Przez niego chciała się zamknąć już na zawsze we własnym wozie. A przynajmniej do czasu opuszczenia tego orszaku.

Była wściekła. Była zażenowana. Brakowało jej słów, którymi mogłaby opisać targające nią uczucia. Choć tak naprawdę, to wolałaby w ogóle nie rozmawiać o tym.. co się wydarzyło. Leżąc zakryła dłońmi swoją twarz, aby odciąć się od Ruchacza, od wróżki, od nieporządku w wozie i nawet od własnego ciała, ciągle nagiego i spoconego. Może jeśli przestanie widzieć, to nagle wszystko wokół niej przestanie istnieć. Jęknęła w swoje dłonie, ale jakże odmienny był to jęk od tych wcześniej chętnie uciekających z jej ust. Ten bardziej przypominał skowyt rannego zwierzęcia.

- Tobie też już przeszło?- usłyszała cichy pomruk czarownika. Ten również się nie ruszał ograniczając się do tulenia swojej żonki i oddychania ciężko.

Eshte burknęła coś niezrozumiale we wnętrza własnych dłoni. Oczywiście, że nie zamierzał jej pozwolić zapomnieć o tym, co się właśnie wydarzyło. Nie musiała nawet na niego patrzyć, aby domyślać się jaką odczuwał satysfakcję na widok jej zakłopotania.
-Nie rozmawiamy o tym -syknęła przez zęby -Nigdy.

- Musimy… muszę jeszcze odwiedzić naszego gospodarza. Przynieść ci coś do jedzenia?
- zapytał nie przerywając tulenia kuglarki, choć przynajmniej przestał całować.

-Nie. Niczego nie chcę -odparła kuglarka szybko, choć tak po prawdzie, to miała kilka ukrytych pragnień. Jak na przykład zanurzenie się w zimnej kąpieli, żeby zmyć z siebie wszystkie wspomnienia dotyku mężusia na swym ciele. Albo kilka butelek wina, aby zapomnieć o wszystkim co sama jemu robiła. Niestety nie mogła spełnić żadnego z nich, gdyż pierwsze wymagałoby opuszczenia wozu, a drugie mogło grozić kolejną utratą kontroli nad sobą samą.

Rozpychając się łokciami uwolniła się z objęć mężczyzny i usiadła. Kolejnym jej pragnieniem było narzucenie na siebie czegokolwiek, ale wszystkie wszystkie ciuchy i koce znajdowały się poza zasięgiem jej dłoni. Obróciła się zatem tyłem do Thaaneeekryyyysta, podciągnęła kolana pod brodę i objęła nogi rękami.
-Zamknij okno przed wyjściem -mruknęła Eshte spodziewając się, że i tym razem czarownik szybko się ubierze i zostawi ją samą, pogrążoną w bardzo, bardzo ponurym nastroju.

- Mhmm...- usłyszała za sobą, poczuła na ramionach koc narzucony zapewne przez Ruchacza i okrywający jej nagość. Słyszała jak się ubiera. Potem jak coś szuka. Podał, wciskając w jej dłoń, niewielki gliniany słoiczek. Uśmiechnął się ciepło.- Na otarcia. Szybko przynosi ulgę i regeneruje ciało. Sprawdzona receptura… używałem podczas górskich wędrówek.
Znów znikł z pola widzenia i westchnął zamykając okno. - Ech… jutro moglibyśmy oboje połazić po sklepikach gnomów. Tu jest mała ich enklawa. Mogą mieć… ciekawe rzeczy. Swoją drogą… czemu nie użyłaś sztyletu wywerna, gdy spadałaś?

-Bo go ze sobą nie miałam
-odparła elfka wzruszając ramionami. Mocniej naciągnęła na siebie koc, i chociaż dokładnie zakryła swoją nagość, to nie ruszała się ze swojego miejsca i w dalszym ciągu siedziała odwrócona plecami do mężczyzny. Była zbyt wściekła, ale przede wszystkim zbyt zażenowana, aby na niego spojrzeć.
-Wybrałam się pozwiedzać miasteczko i obejrzeć co tutejsi kupcy mają do sprzedania. Nie spodziewałam się, że będę musiała uciekać po dachach -parsknęła zgryźliwie, wyobrażając sobie reakcję Marchewy na jej rozłożenie skrzydeł -To dopiero byłoby dobre. Nie dość, że byłabym w ich oczach Pierworodną, to na dodatek Pierworodną przemieniającą się w latającą bestię.

- Wybrałaś… przebrana na czarno? Wymykając się po cichu?
- zapytał czarownik podejrzliwie. - Wymknęłaś przebrana za zabójcę… takiego z ballad bardów i opowieści trubadurów? Coś mi tu pachnie pomysłami wróżki. Tak czy siak, zawsze noś sztylet ze sobą. Tak… na wszelki wypadek.
Po tych słowach w końcu wyszedł z wozu.

Wyjątkowo elfka mogła się zgodzić ze słowami mężczyzny. A przynajmniej z częścią z nich, co i tak było sporym sukcesem.
Dlaczego właściwie słuchała Trixie?! Toż gdyby wpadły w kłopoty, tak jak Eshte w tamtej uliczce, to ta mała zwyczajnie uciekłaby na tych swoich zmyślnych skrzydełkach, zostawiając ją SAMĄ. Albo co najwyżej posypałaby wszędzie swoim pyłkiem.. tylko czy to naprawdę byłoby tak dobrym rozwiązaniem? Wystarczyłby jeden mocniejszy powiew wiatru, a również elfka zostałaby zmuszona do nawdychania się tej okrutnej, okrutnej broni wróżki.

Ze stęknięciem wstała z podłogi i nieco sztywnym krokiem zbliżyła do łóżka. Odstawiła na bok gliniany słoiczek. Górskie wędrówki, akurat. Jeszcze ani razu nie widziała go wędrującego po górach, ale angażującego się w inne wyczerpujące zajęcia - już jak najbardziej. W końcu sama była ZMUSZONA brać w nich udział! Stąd też wiedziała, że czarownik nie nosił tej maści dla siebie, bo jakoś za każdym razem ( a było tych razy zdecydowanie zbyt dużo! ) to nie on, a właśnie ona kończyła z otarciami w bardzo, bardzo niekomfortowych miejscach na swoim ciele.

Ale teraz nie miała sił smarować się, skorzysta z zawartości słoiczka dopiero po zasłużonym odpoczynku. Wgramoliła się na przyjemny barłóg, a tam pozawijana w koc nakryła się jeszcze pierzynką i tak umościła się w swoim bezpiecznym leżu. Kac moralny był tak ciężki, że wciskał sztukmistrzynię w miękkie poduchy. Utonięcie w nich nie byłoby teraz złym pomysłem. A na pewno lepszym niż inny, który teraz jej chodził po głowie.

Była wściekła, była zażenowana. Zatem wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że ten gniew powinien objąć ją płomieniami, a potem pochłonąć każdy mebel i najdrobniejszy drobiazg, które były częścią jej duetu z czarownikiem. Spopielić wszystko, aby nic nie przypominało jej o tym co się wydarzyło w wozie. Chociaż nie, bo i dlaczego miałaby niszczyć swoją własność? Lepiej byłoby się ZEMŚCIĆ na rzeczach należących do tego LUBIEŻNIKA, szczególnie że on w najlepsze rozstawia je po całym jej domku, jakby był u siebie!
Jednak nawet ona, pomimo swojego wybuchowego charakteru, nie była w stanie przeżywać wszystkiego na najwyższych emocjach. Teraz, kiedy ostygła ta WYMUSZONA namiętność, kiedy uszła z jej ciała cała ta przepełniająca jej energia, Eshte została sama ze swoim zmęczeniem oraz otępieniem. Czuła się.. czuła się.. wypatroszona. Jedyny ogień o jakim teraz myślała, jaki byłaby w stanie z siebie wskrzesić, rozpalałby aromatyczne ziele ubite w fajeczce.

Ugh, cóż za powitanie zgotowało jej to przeklęte miasteczko. Najpierw uciekała przed Marchewą i jego łotrami, potem razem z czarownikiem znalazła budynek pełen trupów oraz te dwa spiskujące babsztyle, a na koniec jeszcze.. TO.
Nie była nawet do końca pewna, która z tych atrakcji była najpodlejszą z tutejszych niespodzianek. Zarówno widok i smród śmierci, jak i ta orgietka z Thaaneekryyystem, miały podobny ciężar na eshtowej wadze obrzydliwości.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 31-01-2023 o 02:39.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem