Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2023, 18:18   #62
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Apteka


- Spokojnie Sigismundusie, jestem pewny, że nasza Wyrocznia, przetłumacz dla ciebie zwoje już wkrótce. Uzbrój się w cierpliwość. - zastanowił się dłużej nad "wiadomością" Vigo - Zastanawiam się… makabryczny pomysł, ale… co jeże "błogosławione płodnością" oznacza ciężarne? Larwy muszą coś jeść zanim dojrzeją, co nie?

- Oo… - oczka aptekarza znieruchomiały i gdyby ludzie mieli uszy jak psy to pewnie właśnie w tej chwili by je postawił w sztorc. Jak pies który usłyszał podejrzany lub interesujący dźwięk. Czy węsząc za obiecującym tropem. Bo dopiero co póki rozmwiali o zwojach i ich tłumaczeniach to zachowywał się jak jakiś romantyk z niecierpliwością oczekujący listu od ukochanej i zamęczający wszystkich kogo się dało właśnie tym tematem. Ostatni raz taką mieszaninę pożądania i zniecierpliwienia w spojrzeniu Otto widział w ostatni Festag na twarzy zawieszonej pod sufitem bretońskiej szlachcianki gdy zaczął zabawiać się z jej koleżankami a ona została tam sama. Przynajmniej póki Joachim się nią nie zajął. Teraz grubas zdawał się cierpieć podobne katusze chociaż jego pożądanie i zniecierpliwienie było całkiem innego rodzaju i miało całkiem inne źródło.

- No… Może… Kto wie… - zastanawiał się nad słowami kolegi myśląc nad nimi intensywnie i wpatrując się gdzieś ponad jego głową. - No może. W końcu takie zwykłe czerwie przecież też coś jedzą. Znaczy padlinę. To te od Oster… Kto wie… - trop wydawał mu się na tyle ciekawy, że chętnie nim podążył.

- Znaczy gdyby tak było to oczywiście dla moich robaczków, muszek i dziedzictwa Oster to wszystko co najlepsze! Cóż znaczy bękart jakiejś ulicznicy wobec planów naszego szacownego patrona i jego proroka naszej wspaniałej Oster! - zadeklarował jowialnie i chyba naprawdę nawet by mu powieka nie drgnęła gdyby trzeba było zrealizować taki projekt dla ich planów.

- Tylko nie pamiętam aby na tych ilustracjach było jakieś łono w ciąży. Pamiętam, wkładanie tam jaj a potem czerwie jakie tam się lęgną. Więc jestem prawie pewien, że od tego trzeba zacząć. Tylko nie wiem co potem. Zapewne one jakoś wychodzą na zewnątrz a potem poczwarka i dorosła mucha. Podobnie jak u zwykłych. Tyle, zrozumiałem z tych obrazków. Tylko nie znam detali. Ile czasu, jak dużo, ile tego będzie no i całej reszty. To powinno być opisane tekstem no ale Merga tyle się z tym grzebie… - przyznał co do swoich przypuszczeń na ten temat. Niestety z braku materiału źródłowego był skazany tylko na swoje przypuszczenia a miał do czynienia z takim projektem po raz pierwszy więc trudno było mu się na czymś oprzeć.


Hospicjum


Otto kiwnął przeorowi.
- Jestem pewny, że będą szczodre, wydają się również dość… empatyczne na uczucia innych. - mnich uśmiechnął się - Oczywiście, oprowadzę je. Być może pokręcimy się przy ostatnich mąciwodach. Kto wie, może zabiorą kilku z naszych rąk? Dla ich i naszego dobra oczywiście.

- Empatyczne? Dobrze! To dobrze, to bardzo dobrze! Właśnie takie najchętniej pomagają sierotom i innym takim. To może i nam pomogą. Jak zwykle mamy więcej potrzeb niż zasobów, każdy datek się przyda. A mąciwody… No tak, pooprowadzaj je. O! Zabierz je do lazaretu i cel. Niech same zobaczą te siniaki, bandaże i resztę. Może to je przekona dodatkowo, że tu nie przelewki i jak ciężką służbe tu pełnimy. - przeor zastanowił się chwilę ale potrafił być bardzo elastycznym człowiekiem jeśli chodziło o zapewnienie bytu placówki jaką prowadził. Potrafił wykorzystać okazję aby coś dla niej zdobyć. Bo ich głównym źródłem finansowania były właśnie takie charytatywne datki od tej bogatszej części społeczeństwa. Czasem jakiś cech coś ofiarował, zwykle jakiś swój wyrób, sami mnisi wykonywali różne dewocjonalia próbując je sprzedać pod świątyniami czy sprzedawcom no ale jednak głównym źródłem dochodów były datki charytatywne możnych. A zapowiedziane kobiety zdawały się do nich należeć więc przeor wiązał z nimi spore nadzieje.

- Zrobię co w mojej mocy. - zapewnił w mnich - Zrobię teraz szybki obchód. Zobaczę, kto będzie najbardziej reprezentatywny.

- No dobrze, to wracaj do swoich prac. A jeśli te zacne panienki nas raczą odwiedzić to oprowadź je i pokaż co tam uznasz za stosowne. Tylko z wyczuciem i bez nachalności z tymi datkami. No liczę, że wiesz jak się do tego zabrać. Kto wie? Może jak na nich zrobi się odpowiednie wrażenie to zyskamy stałego sponsora? - przeor zgodził się aby Otto rozegrał tą wizytę po swojemu byle był z tego jakiś zysk dla ich małej społeczności. Najlepiej wymierny zysk w postaci jakiegoś trzosiku z datkiem.

***

Otto kiwnął głową Thornowi.
- Och, zjawią się. Dziś lub jutro i uwierz mi, że przedstawię cię im, jak tylko się pojawią. Tylko musisz się zachować, to nie są przeciętne bladolice. Każde złe zachowanie może zostać ukarane i tu nie chodzi o mnie, czy innych mnichów.

- Heh. Zjawią się? Jakieś wyperfumowane, bogate damulki? I to jeszcze takie co lubią podwijać kiecę? - Thorn obdarzył go takim spojrzeniem jak dorosły na dziecko które próbuje mu wcisnąć jakieś grubymi nićmi szyte dziecięce kłamstewko co w jego mniemaniu jest bardzo sprytne i zmyślne ale niekoniecznie dorosły by musiał podzielać takie zdanie.

- Ha! Jak się zjawią i będą podwijać kiecę i tak dalej to obiecuję być dla nich szczodry, wspaniałomyślny i wykorzystać to podwijanie kiecy skoro jaśnie panny mają takie potrzeby. - obiecał z szyderczo uroczystym tonem nawet się kłaniając w parodii dworskiego ukłonu ale chyba dalej nie wierzył w taką możliwość. Chociaż nuka gorzkiego spojrzenia mówiła, że taka wizja byłaby całkiem miła jego sercu. No ale był za stary aby wierzyć w takie mrzonki.

- Nie spodziewaj się, że od tak podwiną kiecę przy tobie. - zaczął mnich - Mogą być chętniejsze niż zwykle, ale mają standardy. - jednooki zlustrował Thorna od dołu do góry - Duży, silny, nie za bystry, z mordy widziałem gorszych. Może przypadniesz, którejś do gustu. - poklepał mężczyznę po ramieniu - Rób swoje i jeżeli się z nimi zjawie… postaraj się zachować odpowiednio.

- To co mi po tym jak będą podwijać kiecę gdzie indziej? Przed kim innym? - prychnął pacjent dając znać, że wtedy on sam i tak by nie miał z tego żadnego pożytku. Ale słowa mnicha z jednym okiem chyba na nowo nieco rozbudziły jego nadzieje i lędźwie.

- Ale dobra, jak by tu jednak przyszły to się nie bój. Nie zacznę od próby ich zamordowania czy coś takiego. Zwłaszcza jakby okazały się miłe i niczego sobie. - zaśmiał się chrapliwie jakby rozmawiał ze wspólnikiem w jakimś niecnym zamiarze i mogli sobie pozwolić na pewną poufałość.

- Szczodrze z twojej strony. - zapewnił mnich - Próbowałeś tego ćwiczenia, które ci pokazałem?

- Nie. Nie było takiej potrzeby. Nic mi nie jest. Jak mnie ktoś nie wkurza jak ostatnio to nic mi nie jest. - prychnął wzruszając ramionami jakby nie uważał, że od wczoraj okoliczności zmusiły go do zastosowania ćwiczenia polegającego na uderzaniu pięścią w ścianę jaką mu wczoraj zademonstrował mnich. Słowa zaś sugerowały, że to innych wini za swoje ostatnie wyskoki.

- No cóż, jeżeli ktoś cię kiedyś wkurzy, wiesz co zrobić, aby nie wpaść w kłopoty… i może zyskać trochę kontroli. - z tym Otto zostawił zbira.

***

Otto wszedł do pomieszczenia Anniki i spojrzał na kobietę.
- Dzień dobry, Anniko. Możemy porozmawiać?

W odpowiedzi bosa kobieta w samej koszuli i kalesonach otworzyła oczy. Podniosła nieco głowę aby obdarzyć go spojrzeniem. Bynajmniej nie życzliwym. I krótko wzruszyła ramionami jakby było jej to doskonale obojętne.

Otto westchnął.
- Chodzi o ostatnie wybryki, twoje i innych. Pamiętasz co się działo przez ostatnie kilka dni?

- Działo to działo. Co z tego? - burknęła niezadowolonym tonem leżąca na pryczy kobieta. Znów wzruszyła ramionami i raczej poruszony temat nie sprawiał wrażenia jej ulubionego. Jakby spodziewała się, że zaraz zacznie się jakaś pogadanka czy inne takie nudne i zbędne ględzenie.

- Po prostu chcę usłyszeć twoją stronę tego co się stało. Kto zaczął, czemu, co widziałaś i czułaś. Nie będę ci bredził, że "nie powinnaś" i tym podobne bzdety. Jesteś duża, silna i sprytna. Wiesz, że zabijanie ludzi nie jest "dobre". Chce natomiast wiedzieć, co cię zmotywowało do agresji.

Tym razem poświęciła mu dłuższe spojrzenie. Obserwowała jego twarz szukając w niej nie wiadomo czego. I pewnie obracając w myślach jego słowa. Wydawała się nieco nimi zaskoczona.

- Nic się nie stało. Thorne mnie wkurzył. Powiedział, że jestem słabsza od niego. Ten dureń George mnie wkurzył bo zaczął drzeć ryja. Kazałam mu się zamknąć to darł się jescze głośniej. Poszłam dać mu w japę to Thorn powiedział, że uciekam bo się boję. No to mu przylałam. Niech nie myśli, że się go boję. Wcale nie jest taki twardy jak to wszyscy sądzą. Ta kretynka z łaźni też mnie wkurzyła. Też się darła. Załatwiłabym ją ale nie zdążyłam. Potem chyba biegała nago jak idiotka. I ci twoi durnie też mnie wkurzyli bo nie dali mi dokończyć. Tylko mnie zamknęli tutaj. Wszyscy mnie wkurzacie. - powiedziała cicho, głucho i nieprzyjemnie. Jakby przez to całe zamieszanie w ostatni Festag nie zdążyła dokończyć swoich porachunków z całą masą osób jakie tutaj miała.

Otto pokiwał głową.
- Rozumiem, rozumiem. Ciągle masz ochotę przyłożyć komuś prawda?

Znów się nie odezwała przez dłuższą chwilę. Zastanawiała się nad jego słowami albo myślała kto wie o czym. W końcu znów wzruszyła ramionami.

- Nie. Wcale nie. To przez tych idiotów wtedy było. Nic mi nie jest. Chcę tylko stąd wyjść. - odparła sucho wpatrując się w sufit nad sobą. Czyli niezbyt wysoko bo cele były nieco wyższe niż drzwi jakie do nich prowadziły.

- Tak jak Thorn. - zaczął Otto - To nie twoja wina, to inni. Jeżeli naprawdę nie jesteś nie powinnaś się bronić, tak oczywistym kłamstwem.

- Thorne to zwykły gnojek. Któregoś dnia go załatwię. - syknęła gdy tylko mnich wspomniał jego imię. Tak jakby nie zdążyła zapanować nad sobą. Po czym zacisnęła mocniej zęby jakby zdała sobie z tego sprawę. I znów przez chwilę milczała.

- A co cię to w ogóle obchodzi? Dla kogo zbierasz tą gadkę? Komu doniesiesz? Nie zgrywaj takiego przyjaciela. Jesteś taki sam jak reszta. Ta sama banda ojczulków skryta pod płaszczykiem dobrotliwości i fałszywej skromności. Słyszałam jak z połowa z was ślini się do tej idiotki. Wcale nie jesteście tacy święci jakich udajecie. - nagle spojrzała wprost na mnicha i wyrzuciła z siebie pełne złości słowa. Widocznie uznała go za kolejnego mnicha takiego samego jak wszyscy inni jego koledzy którzy tu pracowali.

- Poważnie, ślinili się do Marisy? A ja sądziłem, że celibat sprawił, że kiełbaski już im zeschły. - zaczął Otto - Nic nikomu, nie powiem, mogę tu pracować, ale pomagam wam ponieważ chcę, ponieważ wiem przez co przechodzicie. Nie chodzi mi o "Och, biedactwa, boli ich główka, gadają brednie i widzą, złe rzeczy w ciemności". Znam twój gniew, może nie z tego samego powodu, ale czułem podobny gniew i wiem co robi z człowiekiem.

Annika popatrzyła na niego uważnie i podejrzliwie. Zapewne zastanawiała się czy mówi prawdę czy tylko chce jej namieszać w głowie. W końcu prychnęła pogardliwie.

- Zakłamane świętoszki. A ta idiotka tylko ich podpuszcza. Wszystkich podpuszcza. Mnie to nie bierze ale chciałabym ją mieć aby im wszystkim utrzeć nosa i zdobyć coś czego oni wszyscy pożądają. Zresztą może to zrobię jak stąd wyjdę. Odwiedzę tą sukę i każe jej się obsłużyć. Jak dziwce z burdelu. I tak to przecież proponowała na lewo i prawo to powinna być zachwycona, że z niej skorzystam. A potem pójdę dać w mordę Thornowi. Przed nie bo znów mnie zamkną. - powiedziała nieco lżejszym tonem jakby sobie planowała następne wydarzenia. Albo tylko fantazjowała. Brzmiało to ni w pięć ni w dziewięć a o Marisy wypowiadała się jak o trofeum do zdobycia. Cenne dlatego, że inni też chcą je zdobyć. A niekoniecznie dlatego, że dla niej samej było to cenne albo ważne. Od tego gadania chyba nawet na chwilę humor jej się poprawił bo się złośliwie uśmiechnęła kącikiem ust. *

***


- Pochwalony. - odpowiedział mnich - Mam nadzieję, że dziś wszystko w porządku? - wewnętrznie trochę zasmuciła Otta sytuacja, że dziś George najwyraźniej jest spokojniejszy dzień. Pływy spaczni najwyraźniej się cofnęły, być może obecności Sorri coś poruszy.

- Tak. Pomagam braciom. Będę przycinał nogi aby były równe. - George odparł prawie z dziecięcą ufnością i niefrasobliwością pokazując dumnie na kilka nóg jakie zapewne uzbierano z rozwalonych zydli. I teraz koledzy Otto próbowali użyć ich aby chociaż z kilku sklecić jeden zdatny do ponownego uzytku. Trzeba było je wbić w dziury zydla i potem przypiłować aby były równej długości i potem mebel stał prosto i nie chybotał się na boki. Koledzy zaś pokiwali głowami chyba zadowoleni, że chociaż dzisiaj podopieczny nie sprawia żadnych kłopotów.

- To dobrze. - mnich pokiwał głową - Pracujcie dalej. - na razie George może być martwym punktem.

- No pracujemy, pracujemy. George też. Ty Otto też się za robotę weź bo jeszcze nam tu zgnuśniejesz i leniwych nawyków sobie narobisz. - zaśmiał się nieco żartobliwie jeden z kolegów podając pacjentowi jedną z połamanych nóg taboretu aby przygotować go do włożenia tych odzyskanych.

- Muszę zrobić obchód. Ktoś tu musi uważać na ogólne dobro naszych pacjentów.
Mamy do tego przyjąć szlachetnych gości, więc nie spieszcie się z naprawami. Niech zobaczą z czym musimy pracować. - wskazał na zniszczone meble.

- Szlachetnych gości? Ciekawe kogo. Ale dobrze, niech przyjdą. Może rzucą coś na tacę. Przydałoby się. - pokiwali głową też chyba mając nadzieję, że takie znamienite osoby mogłyby jakoś wymiernie wspomóc ich placówkę. Co w jakimś mierze by pomogło im wszystkim.

- Georga możesz im pokazać. Zobacz jak pomaga. To by dobrze wyglądalo, że możemy ich czegoś nauczyć i mogą być pożyteczni. - drugi z nich wskazał na pacjenta z obandażowaną głową jaki w skupieniu usiłował wepchnąć nową nogę w spód starego zydla.

- Będę je oprowadzał po hospicjum, to zahaczymy też tutaj. - Otto puścił mimo uszu wypowiedź kolegi. Ich pacjenci nie są zwierzętami, są śmiertelnikami, którzy zobaczyli, czego śmiertelnicy nie powinni. Ich umysł też by się złamał i złamie się kiedy przyjdzie czas.

- “Je”? To jakieś “one”? No ciekawe. Ale dobra, przyprowadzaj je, niech zobaczą maluczkie mróweczki przy mozolnej pracy może to poruszy ich bogate serduszka. - odparł rozbawionym tonem jego kolega chociaż wieść sugerująca, że owymi gośćmi mają być kobiety nieco ich chyba zaskoczyła.

- Dwie lokalne szlachcianki i gość z obcych stron. - zapewnił Otto.

Zdziwili się. Ale pokiwali głowami przyjmując to do wiadomości. I wydawało się, że to tyle. Na koniec tylko jeden z nich wspomniał, że może im pokazać rysunek jaki George odstawił u siebie na podłodze celi. No szkoda, że na podłodze bo to się zaraz zetrze ta kreda no ale to jest okazja teraz jakby to komuś pokazać. Bo może uznają, że mają tu jakiegoś utalentowanego malarza czy co tam. Raczej gryzmoły właściwie no ale przeca takie rzeczy od ułomnych czasem robią duże wrażenie na postronnych. Nawet jeśli to zwykłe bazgroły.

***


- Witaj Mariso. Dziś wszystko w porządku? Mam nadzieję, że ubranie nie doskwiera ci za bardzo? - Zastanawiał się, czy młodej kobiety jako pierwszej nie przedstawić wybrance Slaanesh, pewnie lepiej będzie zrobić to dość organicznie, kto się nawinie tego przedstawi.

Dziewczyna obdarzyła go ciepłym spojrzeniem i uśmiechem. Otarła czoło ramieniem i spojrzała w dół na swoją włośnicę. Na pewno nie było jej w tym wygodnie bo prawie nikt nie nosił tak drapiącego ubrania dobrowolnie. Może tylko najwytrwalsi eremici, mnisi i ludzie bardzo oddani wierze i swoim patronom. Dużo częściej używano włośnic jako narzędzia pokuty, dobrowolnej albo tak jak u Marisy przymusowej.

- Tak bracie, wszystko w porządku. Nie uskarżam się i bardzo żałuję za swoje ostatnie zachowanie. Z pokorą przyjmę każdą karę. - odparła dziewczyna tak jak w takiej sytuacji bogobojna i żałująca za swoje czyny służka dobrych bogów i prawa obywatelka powinna. Ale pomimo słów spojrzenie miała podejrzanie wesolutkie a uśmieszek filuterny. Co nadawało jej słowom dość dwuznacznej wymowy.

Otto postanowił zarzucić sieć na dwuznaczność wypowiedzi kobiety.
- Uważaj na słowa, moja droga. Możemy mieć wkrótce znamienitych gości, którzy mogą skorzystać z twojej oferty. - delikatnie się uśmiechnął - I wśród nich, może być bardzo specjalna osoba, która będzie mogła chcieć ciebie spotkać.

- O. Będziemy mieć jakichś gości? I to bardzo znamienitych? Ciekawe kogo. Nie mamy raczej zbyt wielu gości. - Marisa zadarła głowę nieco do góry jakby usłyszała bardzo ciekawe wieści. Przez chwilę to obrabiała w myślach nim się znów uśmiechnęła.

- I jakaś specjalna osoba by chciała mnie spotkać? A to ciekawe. A co to za osoba? Mam się do niej jakoś szczególnie zwracać? Bo ubrać to inaczej raczej się nie mogę aby uczcić taką znamienitą osobę. - zapytała zaciekawionym tonem na koniec wskazując na swój bury, szorstki habit przewiązany w pasie zwykłym sznurem.

- Och, jestem pewny, że piękna Soria pokocha cię taką jaka jesteś. - uśmiechnął się mnich - Przygotuj się tak, jak ci serce podpowie.

- Soria? - brwi pacjentki uniosły się a na twarzy pojawił się wyraz zastanowienia. Chwilę to trwało nim wyraz twarzy się gwałtownie zmienił.

- Oh! To ta od… - zaczęła entuzjastycznie ale nagle urwała i ściszyła głos. - To ta od niej? Od tej co ci mówiłam? - zapytała cicho ale z twarzy i głosu nie znikał wyraz ekscytacji.

Otto nie odpowiedział, tylko się uśmiechnął i spokojnie wyszedł z pralni. Był pewny, że dziewczyna tam zostanie i będzie bardziej podatna na głos Sorii.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!

Ostatnio edytowane przez Seachmall : 05-02-2023 o 18:23.
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem