Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2023, 18:24   #64
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Jak kazano tak zrobił. Otto zaprowadził kobiety do celi rannej kobiety, która na szczęście nie była daleko.
- Anniko, wchodzą z trójką gości. Stań proszę pod ścianą. - mnich dał kobiecie chwilę, po czym wpuścił trójkę Slaaneshytek do środka, po czym sam wszedł i zamknął za nimi drzwi, po czym zaczął kolejne przedstawienie.
- Oto Annika… jedna z naszych… odważniejszych podopiecznych. Anniko przedstaw się proszę naszym gościom i opowiedz o sobie.

Tym razem zaczęło się inaczej niż przy wizycie w łaźni zajętej przez Marisę czy w celi Thorna. Chociaż pacjentka była ubrana podobnie jak jej kolega czyli boso, w samych kalesonach i koszuli to zachowywała się całkiem inaczej. O ile Marisa od początku była jawnie przyjazna i filuterna, Thorn po początkowym zaskoczeniu okazał się całkiem gorącokrwistym buhajem przez co zrobił jak najlepsze wrażenie na szlachciankach to Annika zachowywała się całkiem inaczej.

Na głos mnicha stanęła co prawda pod przeciwną do drzwi ścianą celi ale to tyle. Podobnie jak podczas porannej wizyty nie zdradzała ani cienia respektu czy zainteresowania. Ani mnich, ani trójka elegancko odzianych dam zdawały się nie robić na niej wrażenia i nie były w stanie przebić się przez opończę jej obojętności. Bez żenady przesunęła się spojrzeniem po sylwetkach trójki kobiet ale było to zimne, nijakie spojrzenie. Bez tego zainteresowania i pożądania jakie było znać w spojrzeniach Marisy czy Thorna.

- Annika jestem. I tyle. - rzekła chłodno pacjentka z widocznymi ponad rękawami koszuli opatrunkami na nadgarstkach, knykciach i dłoniach. Wcale nie wydawała się być zaciekawiona tą wizytą. Zaś trójka szlachcianek obrzuciła ją zaintrygowanymi spojrzeniami.

- Sprawiasz wrażenie odważnej. I silnej. - zagaiła ją Fabienne wskazując brodą na widoczne opatrunki. Na co pacjentka obojętnie wzruszyła ramionami. Pirora wydawała się być nieco skonsternowana i na razie przyjęła postawę wyczekującą.

- Jesteś za bardzo spięta kochanie. Nie jesteśmy tu aby cię skrzywdzić. Szukamy młodych, energicznych ludzi, o niecodziennych talentach którzy mogliby nam się przydać w różnych zadaniach. - Soria tym razem postanowiła zabrać głos widząc pewnie tą chłodną aurę obojętności jaka emanowała z pacjentki. Ta zareagowała uniesieniem brwi ale spojrzała na chwilę na nią.

- Przestań mi tu słodzić paniusiu. Nie będę waszą małpą co skacze jak zagracie. Robię co chcę. Wydostanę się stąd tak czy inaczej. - prychnęła pogardliwie Annika dając znać, że ich status błękitnokrwistych nie robi na niej większego wrażenia. No i chyba niezbyt wierzyła w ich zacne i szlachetne intencje jakie brała za puste obietnice mające ją skłonić do posłuszeństwa i współpracy.

Otto gwizdnął.
- Mówiłem, że odważna. Anniko… - Otto rozważał swoje następne słowa uważnie - Pamiętasz o czym rozmawialiśmy? Nie chodzi mi o agresje, o bójki. Chodzi mi o słowa, które wypowiedziałaś podczas furii. Zakładam, że nie znasz ich znaczenia?

- Znam nie znam. Co ci do tego? - prychnęła nieufnie dziewczyna nie chcąc jakoś się uzewnętrzniać przed nim i obcymi.

- Może to, że jak zrobisz na nas dobre wrażenie to będziemy cię mogły stąd wyciągnąć. Fabienne szuka nowych służek. I taka harda mogłaby jej przypaść do gustu. Ale nie jakaś rozkapryszona wariatka. - Pirora też prychnęła dając wyraz swojemu niezadowoleniu z zachowania pacjentki. Wskazała na bladolicą koleżankę jaka na razie się nie odzywała ale pokiwała głową na słowa o tym, że szuka nowego personelu.

- Tak, to prawda. Mamy już paru kandydatów i spróbujemy ich stąd wydostać. Służba u mnie może nie jest najznamienitszym zawodem świata bo byś miała tylko zwykły pokój, łóżko no i trzy posiłki dziennie. No i kąpiel codziennie bo chyba rozumiesz, że na salonach to jednak trzeba jakoś odpowiednio wyglądać i pachnieć. Może nawet znalazłaby się jakaś służka co by ci mogła w tym wszystkim pomóc. - Fabienne dołączyła ze swoimi argumentami aby przełamać się przez tą niechęć okazywaną przez krnąbrną pacjentkę.

- Nie będę waszą małpą. - burknęła Annika ale na twarzy pojawił się wyraz zastanowienia i kalkulacji.

Otto westchnął.
- Co mi do tego? Wiem, że nie byłaś długo na zewnątrz.. ale mamy inkwizycję w mieście. Słowa takie jak twoje, sprawiają, że inkwizycja zaczyna ostrzyć noże i podpalać pochodnie. Wierzysz, że ktokolwiek w tym hospicjum będzie stawiał opór, jeżeli przyjdą po ciebie?

- To niech przyjdą. Zobaczymy ilu z nich padnie zanim mnie załatwią. Nie dam wziąć się żywcem. - usta Anniki zacisnęły się w wąską, zawziętą linię żywej determinacji. Uniosła zaciśniętą pięść w geście pogróżki dając znać, że się nie obawia nawet śmiertelnej dla siebie konfrotnacji.

- Ależ kochanie, po co to wszystko? - Soria odezwała się słodko łagodnym, matczynym gestem, postąpiła do przodu i stanęła obok zbuntowanej pacjentki. Położyła jej dłoń na barku w uspokajającym geście. - Mówiłam ci. Nie chcemy twojej krzywdy. Chcemy ci pomóc. Tutaj na nic nam się nie przydasz. Ale na zewnątrz? Przecież to, że będziesz gościć w puchowych pierzynach i jedwabiach sypialni Fabienne to może zostać między wami. A my też mamy swoje sprawy na mieście i poza nim. Mamy wielkie plany kochanie. I ty możesz być częścią nich. Jesteśmy po tej samej stronie. Jednak musimy zachować jakieś pozory. Dla maluczkich. - herold wężowej siostry zaczęła mówić cichym, przyjemnie lepkim szeptem i stopniowo przechodziła za plecy Anniki. Wrażenie węża oplątującego swoimi zwojami mysz było całkiem silne. Do tego było coś takiego w głosie i spojrzeniu herolda, że aż włoski stawały na karku i coś ożywczego zaczęło kumulować się w lędźwiach. Obie szlachcianki też zdawały się to odczuwać. Nawet zbuntowana Annika przełknęła ślinę i zamrugała oczami jakby miała problemy z koncentracją. Zresztą Otto czuł to samo. Trudno mu było oderwać wzrok i uwagę od szepczącej tak słodko i powanie córy Pajęczej Królowej.

- Akurat… Przecież mówiła, że pokój dla służby i tak dalej… A nie jej sypialnia i jedwabie… I kim wy właściwie jesteście? - Annika prychnęła znów buntowniczo ale trochę na siłę. Jakby z trudem zachowywała swoje postanowienie jakie miała odkąd weszli do celi lazaretu.

- No mówiłam bo przecież tak jak milady mówi, musimy zachować pozory. A to co za zamkniętymi drzwiami to już nasza sprawa. Jak chcesz to ja będę twoją łaziebną. Ale gdy zostaniemy same bo mam pełno służby jaka jest wierna mojemu mężowi a nie mnie. - teraz prychnęła bretońska czarnowłosa szlachcianka jakby uznała, że Annika ją wcześniej żle zrozumiała. Nawet się nieco roześmiała. Nieco nerwowo jakby też miała problemy z koncentracją i nie mogła oderwać wzroku od Sorii jaka już stała za plecami Anniki i pieszczotliwie głaskała ją po ramionach szepcząc tuż do ucha.

- Twój bunt daje ci uroku Anniko, ale zrozum, że nasze drogie panie chcą cię stąd zabrać, nie abyś czyściła stoły i gotowała jedzenie. Czasem, nawet szlachcic musi komuś rozwalić łeb. Widzisz siebie w czymś takim? - mnich podejrzewał, że będą kłopoty z tą kobietą, miał nadzieję, że będą w stanie ją przekonać do siebie.

- Rozwalić komuś łeb? Tak, mogę wziąć taką robotę. Ha! Mogę zacząć od Thorna! - powiedziała coraz szybciej oddychająca pacjentka jaka stopniowo zdawała się ulegać podszeptom Sorii. Jej dłonie poczynały sobie coraz śmielej po jej szyi i karku. A nawet zaczynały już sięgać na boki i nasadę jej piersi na co Annika zdawała się nie zwracać uwagi. A przynajmniej nie protestowała. Na wzmiankę o Thornie obie szlachcianki spojrzały na siebie zaskoczone tym objawem niechęci pacjentki do kolegi z samotnej celi jaki na nich zrobił całkiem obiecujące wrażenie.

- To chyba nie będzie potrzebne. Ja raczej nie mam wrogów. Chyba. No ale nie wiadomo, taka kobieta - ochroniarz to by mi się bardzo przydał. Wiadomo, mężczyźnie to nie wszędzie wypada wejść razem z mężatką. A druga kobieta to co innego. - Bretonka chyba chciała ułagodzić jakoś Annikę i przekierować uwagę w innym kierunku.

- Ochroniarz? A będę mogła nosić broń? Prawdziwą broń? Do rozwalania czerepów. - zapytała chrapliwie pacjentka jakby taki wątek ewentualnej służby nawet ją zaciekawił.

- Oczywiście! Ale mam nadzieję, że nie sprawisz mi przez to kłopotu. Bo byśmy bywały w różnych rezydencjach, w teatrze, na różnych balach i tak dalej. Nie chciałbym się za ciebie wstydzić. - szlachcianka też zaczęła ustalać te warunki potencjalnej współpracy. Soria zaś pracowicie zaczęła przez koszulę ugniatać piersi Anniki i to wywoływało całkiem interesujący efekt.

- Dobra. Może być. Ale ja mam swoje sprawy. W lesie. Muszę tam się udać. I załatwić. - powiedziała już mniej składnie pacjentka coraz bardziej ulegając korupcyjnemu wpływowi Sorii i jej pieszczot.

- Obgadamy to jak cię stąd wydostaniemy. My też mamy coś do zrobienia w lesie, więc może nasze misje są powiązane. - Otto kiwnął głową - Cieszę się, że udało się nam dojść do jakiegoś układu. Dziewczyny, pozostawimy już moją podopieczną?

- Tak, myślę, że tak. Myślę, że mamy urobiony grunt pod przyszłą współpracę. - powiedziała słodkim szeptem wyraźnie usatysfakcjonowana Soria wyjmując swoją dłoń z pomiędzy ud Anniki. Ta już jawnie zdradzała oznaki podniecenia i nawet trochę zamrugała tęsknie oczami gdy milady w czerni odeszła od niej zostawiając na karku krótki pocałunek.

- Więc bardzo cię proszę Anniko, bądź grzeczna to nam pomożesz cię stąd wyciągnąć. Słuchaj Otto no i nie rób kłopotów. To potem łaźnia, sypialnia, jedwabie i tak dalej jak mówiłam. - Fabienne uśmiechnęła się promiennie do swojej kolejnej kandydatki na służkę, podeszła do niej, uścisnęła ją jak siostrę i sapnęła zaskoczona gdy Annika skorzystała z okazji i niespodziewanie trzepnęła ją w szlachecki tyłek. Czym rozbawiła i Pirorę i Sorię. A także i bladolicą szlachciankę.

- No właśnie, takie rzeczy. Ale to jak będziemy same, na zewnątrz, albo w naszym rodzinnym gronie. - zaśmiała się kokietująco Bretonka i odsunęła się w stronę drzwi. Koleżanki też były skłonne już wyjść z tej celi lazaretu i zakończyć tą mimo wszystko obiecującą wizytę.

Otto zamknął celę za nimi i spojrzał na kobiety.
- Dobry dzień jak sądzę. Trzy duszyczki na korzyść zboru. - Otto spojrzał na niebo - Ale chyba tylko tyle na dziś zdołamy nabroić. Odprowadzę was do Łasicy i Gertrudy i przekaże przeorowi, że jesteście zainteresowane tą trójką. Ah… jakbyście były wstanie sypnąć trochę szczodrzej groszem, to dobrze bym wypadł przed przełożonym. - zachęcił delikatnie mnich i odprowadził szlachcianki, do swych towarzyszek. Miał nadzieję, że dwie ladacznice, nie zdołały zrobić niczego… nieodwracalnego, kiedy zostały samopas.

Następnie udał się do przeora, zapukał delikatnie do jego drzwi i wszedł spokojnie.
- Skończyłem oprowadzać naszych gości. Są zainteresowane zabraniem Anniki, Thorna i Marisy.

Przeor słuchał z zadowoleniem i dobrotliwym wyrazem twarzy wieści od swojego młodego pracownika. A jeszcze milej treli trójki zachwyconych i gorliwych dobrych obywatelek jakie były skłonne przejąć na swój koszt trójkę wspomnianych podopiecznych. A nawet w podziękowaniu za trud wniesiony w opiekę nad nimi i reszty pacjentów obie szlachcianki rzuciły “skromny datek” za dobrotliwość przeora i jego dzielnych pracowników. A sądząc po ciężarze brzdęków obu sakiewek to chyba nie tak dosłownie był to “skromny datek”. Co już w ogóle ociepliło atmosferę i przeor nawet zaproponował nalewkę jaką robili jego braciszkowie. Zrobiło się miło i rodzinnie. Cała grupka żegnała się z ciepłymi uśmiechami, wręcz wylewnie. Przeor wyszedł na korytarz aby pożegnać te dobrotliwe, szczodre młode damy i długo machał im na pożegnanie. Zaś na razie tylko pokazał wystawiony w górę kciuk do Otto na znak, że świetnie się spisał z tym naciąganiem szlachcianek na datki. Na razie więcej jednak nie mógł mówić bo ten jeszcze musiał odprowadzić panny do wyjścia, powozu no i przy okazji wezwać ich czekające służące. Skończyło się na obietnicy, że przeor zrobi co się da aby jak najszybciej załatwić wszelkie formalności związane z przeniesieniem trójki podopiecznych do nowych domów ale to jeszcze trochę musiało zająć bo musiał napisać i wysłać odpowiednie listy i czekać na odpowiedź. Ale sam z siebie bardzo chętnie wyraził zgodę na takie roszady.

Kiedy Otto zakończył pracę w hospicjum udał się z powrotem do miasta. Kiedy żegnał się z grupą kultystek, przekazał Łasicy, aby przygotwała siebie i Burgund na jutrzejszy dzień, gdyż miał zamiar zapoznać je z trzewiami świątyni.
Otto zostało rozplanowanie następnego dnia. Musiał zaprowadzić Łasicę i Burgund do świątyni, to pewnie będzie nie lada zabawa. Skoro trójka z jego podopiecznych będzie już bezpieczna pozostanie mu jedyny Georg do obserwacji, a i jeszcze Vigo. Najpewniej uda się do Sigismundusa jutro, kiedy zakończy pracę w hospicjum.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem