Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2023, 02:03   #157
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
- Królowa… czyli pewnie masz króla? -rzekł żartobliwie czarownik, a elfka odruchowo skupiła spojrzenie na odbiciu maga w lustrze. Maga tuż za nią. O spojrzeniu gorejącym jak płomienie i omiatającym ją. Od razu zrobiło się tak dziwnie ciepło w podbrzuszu. Od razu wróciły wspomnienia, kiedy królowała nad nim… kiedy klęczał… kiedy…
Podobało jej się to spojrzenie, podobał jej się ten żar. Podobało się jej, gdy tak na nią patrzył. Odruchowo przygryzła wargę, myśląc czy by nie rozpalić mocniej tego ognia w jego spojrzeniu, myśląc czy trochę nie zsunąć kocyka z ramion.

Potrząsnęła głową nerwowo dziwiąc się tym… myślom. Nie pasowały do niej, nie pasowały do tej sytuacji. Przecież nie tak dawno bezcześcili lubieżnością cały powóz, jak mogła myśleć by znów… I jakoś nie mogła tych myśli przypisać Pani Ognia. To musiał być pyłek wróżki. Oby to był…

- Wyglądasz uroczo… bardziej jak młoda księżniczka, niż królowa.- ocenił ten łajdak wywołując kolejne rumieńce na twarzy i czerwieniące się uszy. Ugh… lubiła takie… komplementy w jego ustach…

- Mam pytanie… osobiste dosyć. Jeśli to drażliwy temat, to… nie musisz odpowiadać.- zadumał się czarownik i rzekł. - Kim byli twoi rodzice?
Uff… drażliwy czy nie, był to inny temat, pozwalający zapomnieć o dziwnym mrowieniu między udami, o żarze budzącym się leniwie w podbrzuszu i tych natrętnych myślach o samym Ruchaczu.

Chwilę zajęło sztukmistrzyni uspokojenie opętańczo bijącego serca oraz uciszenie krwi szumiącej głośno w jej uszach. Tylko ten ogień rozpalający jej policzki.. jak tak dalej pójdzie, to już na zawsze zostanie jej na policzkach i będzie budzić zazdrość w wysoko urodzonych panienkach. Słyszała, że miały one w zwyczaju używać własnej krwi do rumienienia swoich twarzyczek. Widać mało który szlachcic potrafił budzić w nich takie.. myśli naturalnie czerwieniące policzki.

-Eee.. pewnie elfami -stwierdziła Eshte wzruszając ramionami. Bynajmniej nie był to dla niej drażliwy temat, a co najwyżej.. obojętny. Nigdy nie weszła w etap poszukiwań własnych rodziców, oni najwyraźniej też się nią nie zainteresowali. A to, w jej mniemaniu, było tylko ich stratą.
-Dlaczego pytasz? Myślisz, że mogę być jakąś zaginioną księżniczką..? - przeglądając się w lustrze poprawiała diadem na głowie. Odnosiła wrażenie.. że jakoś tak.. wygląda w nim bardziej.. elfio niż na co dzień - Nie jest to niemożliwe.

- Nie ma elfich księżniczek, bo nie ma elfich księstw, królestw. A przynajmniej o żadnym z nich nie słyszałem. Po prostu… z takim potencjałem magicznym i naturalnym talentem do czarów nie możesz być pospolitą elfką o rozwodnionej krwi. Raczej… córką? Wnuczką… jakiegoś Pierworodnego lub Pierworodnej. Blisko z jakimś spokrewnioną, to niemal pewne.
- rozważał głośno Ruchacz, a jego spojrzenie nie dawało łatwo ukoić płomienia we krwi kuglarki. Dlaczego właśnie on kusił ją tak bardzo? Ze wszystkich mężczyzn… dlaczego właśnie ten łajdak potrafił budzić w niej tak wiele silnych emocji?
Dlaczego nie korzystamy co noc z jego magicznego berła między udami?”- wtrąciła złośliwie Pani Ognia chichocząc lubieżnie.

Dobrze, że elfka wczepiła diadem mocno pomiędzy swoje gęste włosy, bo tak gwałtownie potrząsnęła głową wyrzucając z niej te podszepty, że świecidełko z łatwością przeleciałoby przez cały wóz. To dopiero byłby sposób na sprawdzenie jego wytrzymałości.

Stawiając jeden krok w boku zasłoniła sobą mężczyznę dotąd odbijającego się w tafli lustra.
-Jako dzieciak zawsze słyszałam opowieść o tym, jak to mojemu Papie marzyła się tresowana gadzina, za której oglądanie ludzie płaciliby krocie, więc którejś nocy udało mu się kupić smocze jajo - takie wspomnienia obudziły w Eshte ciepło jakże innego rodzaju. Łagodne, nieco melancholijne. Ciepło, które sięgnęło także jej oczu -Zgodnie z zaleceniami po trochu kładł je w ognisku, a po trochu dawał gęsi do wysiedzenia. Ale kiedy już przyszła odpowiednia pora, to ja się wyklułam z jaja zamiast smoczątka. I podobno zrobiłam to ze strasznym wrzaskiem!
Choć całkiem nieprawdopodobna, jak każda bajeczka opowiadana dzieciom, ta opowiastka przyprawiła elfkę o głośne parsknięcie śmiechem - Powtarzano mi, że to od ogniska zdobyłam mój talent magiczny, a od gęsi.. złośliwy charakter.

- Wątpię żebyś się wykluła z jajka, ale jeśli już, to po gęsi odziedziczyłaś także krągły kuperek.
- zaśmiał się czarownik i dodał ponuro. - Wielu wędrownym cyrkom się marzy jakaś magiczna bestia do pokazywania. Zgubne to ambicje, bo zwykle prędzej czy później się taka bestyja wyrwie spod kontroli, a wtedy… płacz i zgrzytanie zębów.

Eshte zmęłła w ustach słowa cisnące jej się na język. Co prawda w jej dawnym życiu zabrakło rozszalałej gadziny zerwanej z łańcucha, a jednak los nie oszczędził jej domu przed płaczem i zgrzytaniem zębów. Głównie JEJ płaczem i JEJ zgrzytaniem zębów.
Ale i tak już zbyt wiele powiedziała o sobie temu łajdakowi.
- Wolałabym rzeczywiście wykluć się z jaja niż być spokrewnioną z kimś podobnym do tego Gównojada. Sama myśl, że miałabym się urodzić w niewolniczym haremie jakiegoś Pierworodnego, jest.. -kuglarka wzdrygnęła się mocno z całej tej silnej niechęci - Może moi rodzice byli bardzo zdolnymi magicznie elfami i obdarowali mnie tym talentem. Albo po prostu - pochylając się do lustra zagarnęła niesforny kosmyk włosów za ucho, a następnie smukłymi palcami pstryknęła w zielone oczko diademu - jestem wyjątkowa i tylko sobie zawdzięczam wszystko co potrafię.

- Wyjątkowość nie pojawia się z powietrza. Zawsze wynika z czegoś. -
odparł czarownik i dodał po chwili mlaskania, co przypomniało elfce o pustym brzuchu.- Więc… jesteś… znajdą? To może świadczyć o miłości twoich rodziców, którzy… oddalili ciebie, byś się znalazła poza zasięgiem wpływu Pierworodnego od którego się wywodzisz. Bo każdy elf wywodzi się od jakiegoś Pierworodnego lub Pierworodnej, choć z czasem to pochodzenie jest coraz bardziej rozwodnione. Ledwie zauważalne u tych których nazywają pół i ćwierćelfami.

-Sporo wiesz o Pierworodnych..
-mruknęła Eshte nieco podejrzliwie. A w następnej chwili zapomniała się. Bardzo.
Tak mocno skupiła się na oglądaniu swojego odbicia z diademem na głowie oraz na samej rozmowie z czarownikiem, że nieopatrznie poczuła się.. swobodniej, pomimo zagrożenia czającego się za jej plecami. W tej lekkomyślności obróciła się na pięcie i skrzyżowała ręce na piersiach ukrytych pod warstwami koca.
-Skąd ta ciekawość? -przekrzywiła pytająco głowę - Są jakąś Twoją fascynacją czy coś?

- Sporo wiem o wielu rzeczach: magii, walce, górach, przetrwaniu w górach…
- zaczął wyliczać szlachcic zerkając na kuglarkę.- Manierach, tańcach, ubraniach, florze i faunie. I na niewiastach też, na tobie… wnioskuję że pod kocykiem nie masz zbyt wiele, jeśli cokolwiek?

Tyle wystarczyło, aby na Eshte wylało się całe wiadro, cała BECZKA, wspomnień z ich niedawnych tańców, które niewiele wspólnego miały z dworskimi manierami.
Jego dłonie.. wędrujące, pieszczące, chwytające i ugniatające ją w sposób świadczący o znawstwie sekretów kobiecego ciała. Sekretów, o których sama elfka dotąd nie miała pojęcia. Jego usta na jej ustach, na jej skórze, na jej.. uh..
A ona taka rozpalona, taka.. chętna. Ciągle nienasycona, ciągle spragniona jego bliskości. Tylko więcej i więcej. Sama sobie brała przyjemność. I czy.. czy przypadkiem w trakcie tych namiętnych zrywów nie wołała jego imienia swoimi soczystymi jękami?

Twarz sztukmistrzyni nabrała barwy soczystego pomidorka. Ten rumieniec objął także jej uszy i spłynął niżej, po szyi i pod koc, pod którym rzeczywiście niczego na sobie nie miała. -Nicomnieniewiesz! -warknęła nerwowo, jednocześnie próbując otulić się kocem jeszcze ciaśniej - Wiesz co? Lepiej skupiaj się na Pierworodnych, może ta wiedza przynajmniej do czegoś się przyda, kiedy znowu któregoś spotkamy.

- A ty niechętnie dzielisz się wiedzą o sobie. Nic dziwnego, że tak mało o tobie wiem. Nic dziwnego, że jestem tak ciekawy.
- odparł czarownik nie przejmując się jej wybuchem i przyglądając się jej z dużym zainteresowaniem i szerokim uśmiechem na twarzy. Jakby cały ten kocy otulający kuglarkę nie był przeszkodą dla jego spojrzenia.
Po chwili jednak jego uśmiech znikł i rzekł poważniej.- Miałem… nadzieję, że jednak nie jesteś aż tak interesująca dla Pierworodnego. Że wystarczy zetrzeć tatuaż i całkiem o tobie zapomni. Teraz jednak…- westchnął smętnie. -... będziesz musiała być ostrożna i czujna. On nadal może szukać ciebie, nie poprzez znak na twoim ciele, ale… poprzez magię i szpiegów. Nie będziesz co prawda dla niego kimś ważnym, ale nie zapomni całkiem o tobie.

-Chcesz powiedzieć, że temu Gównojadowi nie wystarczy chęć zrobienia ze mnie matki jego dzieci i jednoczesne pragnienie zemszczenia się za przypalenie jego twarzyczki? Teraz jeszcze interesuje się mną, bo mogę być dzieckiem jego pobratymca?
-dopytywała się kuglarka niezbyt podzielając ponury nastrój swojego mężusia. Być może powodem było to, że w tym momencie to nie Pierworodny, a samo spojrzenie czarownika zmieniało jej myśli w jeden wielki bezład -To jakoś niewiele zmienia, co nie? Nadal jest mną zainteresowany.. w taki czy inny sposób.

- Szczerze mówiąc liczyłem na to, że nie uzna cię za dość ważną by wkładać wysiłek w odnalezienie cię. Niestety, wygląda na to że…
- westchnął Ruchacz i uśmiechnął się do elfki.- Ale nie martw się. Nie dam mu cię porwać.
Akurat teraz kuglarka nie martwiła się będąc rozkojarzona sytuacją. Tymczasem czarownik wstał i rzekł - Na razie zjedz, wypocznij, przygotuj występ. Później, jak już uporam się z tatuażem, nauczę cię może paru sztuczek co być nie była łatwym celem dla bandytów.

-Potrafię sobie radzić z bandytami. Przecież mnie nie złapali, prawda? A później może pójdę popatrzeć na moją konkurencję. Czy.. eee.. - przerwała, bo echo Słodkiej Idiotki podsuwało jej własne pytanie do zadania mężczyźnie: “Czy chcesz ze mną pójść?“.
Czy pójdzie ją chronić przed bandytami, a przede wszystkim również przed paskudnymi plotkami i pogardliwymi spojrzeniami? Czy pójdzie z nią, aby pokazać wszystkim jakim to są szczęśliwym małżeństwem, aby całe szlachciurstwo im zazdrościło?

O nie, nic takiego nie miało szansy zostać przepuszczonym przez usta sztukmistrzyni. A przynajmniej nie bez pyłku wróżki mieszającego w jej myślach. W kolejnej próbie przyjęcia pozy stanowczości, Eshte raz jeszcze skrzyżowała ręce na piersiach i odchrząknęła głośno - Czy możesz wspomnieć o tym Dziaduniowi? Tym razem nie ruszam się nigdzie bez towarzystwa jego topora.

- Wspomnę. I dobrze że zaczęłaś swoje bezpieczeństwo traktować poważnie.
- odparł czarownik uśmiechając się tak jakoś… czule. Co sprawiło, że kuglarka poczuła się dziwnie, jakby motyle tańcowały w jej brzuchu. I było to dziwnie miłe uczucie. Mężczyzna wstał i rzekł.- Posil się porządnie… trochę się dzisiaj wysiliłaś.

I kolejny wysiłek czeka nas w nocy, skoro już wiemy jak wykorzystać atrybuty mężusia”.- wymruczała Pani Ognia w głowie elfki, gdy ta mimowolnie wędrowała spojrzeniem po sylwetce wychodzącego “męża”.
Nie mając sił na skomponowanie jakiegoś bardziej fantazyjnego przekleństwa, Eshte poprzestała tylko na ostrym warknięciu wypowiedzianym do pozornie pustego wnętrza wozu -Weź się zamknij.

I zaczęła tęsknić. NIE, nie za tym łajdakiem! Za błyszczącym diademem, który zniknął z jej głowy wraz z wyjściem czarownika.
Z westchnieniem zaczęła odwracać się od lustra, lecz.. lecz własne odbicie widoczne w kąciku oka, skutecznie powstrzymało ją w miejscu. Przesunęła po sobie spojrzeniem i najwyraźniej własny widok ją zainspirował, bowiem w jednej chwili jej twarz skupiła się w zamyśleniu. Pośpiesznie podskoczyła od jednego okienka do kolejnego, dokładnie zasłaniając każde z nich. Następnie zasunęła zamki w drzwiach. Potem dwa razy sprawdziła, czy na pewno je porządnie zasunęła. Dopiero wtedy skierowała swoje bose kroki z powrotem do lustra.

Jeszcze przez chwilę przypatrywała się swojemu odbiciu, przygryzając przy tym wargę w wyrazie jakiegoś wewnętrznego konfliktu. W końcu powoli, z wyraźnym wahaniem rozchyliła poły koca, odsłaniając dotąd ukryte pod nim ciało. NAGIE ciało.
Nie to, żeby sztukmistrzyni Meryel była jakaś przesadnie wstydliwa czy pruderyjna. Ona po prostu miała ze swoim ciałem relację czysto.. profesjonalną. Było dla niej narzędziem, dzięki któremu mogła zachwycać świat swoją kuglarską sztuką. A w tej nie było miejsca na podsuwanie widzom cycków wypływających z dekoltu, ani na tańce w kusych lub mocno prześwitujących fatałaszkach. Rolą jej kreacji jest przyciągając spojrzenia, ale jednocześnie być praktycznymi. Jej ciało też ma być praktyczne. Z tego powodu raczej nie miała w zwyczaju patrzeć na nie pod kątem.. atrakcyjności. Przyglądała mu się w lustrze tylko przed przygotowaniami do występów, aby ocenić kolejne przyodziewki poskładane z barwnych ubrań i pstrokatych dodatków. Na pewno, NA PEWNO, nie zdarzało jej się wpatrywać w swoje nagie odbicie!

Cóż, aż do teraz.
Teraz próbowała dostrzec w swoim ciele to, co wywołało taki ogień w oczach jej “mężusia”.






Miała nogi, dwie nawet.
Uda takie nie za okrągłe, ale wytrenowane, więc jędrne.
Wyraźnie zaznaczone biodra, ale nie z tych stworzonych do rodzenia całej gromady dzieci.
Brzuch, oczywiście że płaski, z lekko zarysowanymi mięśniami.
No i cycki, na nie akurat zwracała uwagę. Nie miała innego wyboru, bo były po prostu.. niepraktyczne w jej sztuce. Wprawdzie nie dorównywały wielkością jakimś egzotycznym owocom, ale mimo to były na tyle duże, że zwyczajnie przeszkadzały. Najgorzej było w trakcie dorastania elfki. Za dzieciaka mogła się wyginać we wszystkie strony i z łatwością kręcić obręczami, a potem nagle cycki zaczęły jej rosnąć i z każdym dniem coraz bardziej utrudniały wykonywanie akrobacji. Musiała się przyzwyczaić do tych krągłych przeszkód, choć przez długi czas po prostu obowiązywała się ciasno, aby nie zaczepiać o nie obręczami. Zresztą, czasem nadal zdarzało jej się sięgać po takie rozwiązanie.

Ale przynajmniej jej cycki podobały się Thaaneekryyystowi.. nie żeby to miało jakiekolwiek znaczenie! Chętnie je dotykał, ściskał, pieścił palcami i.. uh, i ustami też. Tak właściwie to sprawiał wrażenie, jakby całe jej ciało mu się podobało, i to pomimo pajęczyn poparzeniowych blizn, które przecież tak skrupulatnie ukrywała pod ubraniami i fałszywymi tatuażami. Były zwyczajnie brzydkie w jej oczach i obawiała się nie tyle tego, że będą obrzydzały widowni patrzenie na jej występy, ale że będą odciągały ich spojrzenia od jej sztuki. Że będą się im przyglądali z fascynacją podobną do tej, jaką budziły kobiety z brodą i karły w sukienkach w wędrownych cyrkach.
Czarownik już kilka razy, WBREW JEJ WOLI I KU WIELKIEMU JEJ NIEZADOWOLENIU, widział ją nago i nie sprawiał wrażenia, jak gdyby nagle zobaczył w niej pokaleczone straszydło. Ani razu nie dostrzegła w jego oczach obrzydzenia.. A SZKODA, bo może wtedy przestałby korzystać z każdej okazji do zmacania jej!

Eh, zainteresowanie ze strony mężczyzn nie było dla niej niczym obcym. Tyle, że zwykle zaczynało się ono na zostaniu klepniętą po zadku, a kończyło się jej piąstką na gębie lubieżnika. No, czasem kończyło się dopiero na ucieczce elfki przed nim i jego kompanami. Nieraz to zainteresowanie było podsycane pijaństwem, ale nigdy nie było tak.. tak.. intensywne. Ani tak okropnie kłopotliwe.

Świadomość tego co robi oraz co gorsza, tego o czymś myśli, w jednej chwili gwałtownie uderzyła w Eshte, niczym wiadro lodowatej wody wylane na jej durnowaty łeb. Wściekle zawinęła się w koc.

Co za głupota!
Sama mu powiedziała, że nigdy, NIGDY nie będą rozmawiać o tym co się wydarzyło, dlaczego więc teraz na tak długo zatonęła w takich bzdurnych rozmyślaniach?! Przecież nie jest jednym z tych, TFU, myślicieli, co to całymi dniami chodzą ubrani w prześcieradła, albo przesiadują w łaźniach i rozmawiają z własnymi myślami. A tutaj to nawet nie miała czego roztrząsać. Thaaneeekryyyyst jest parszywym lubieżnikiem i nawet gdyby elfka była tłusta, brzydka, jakaś powykrzywiana oraz cała upstrzona ropiejącymi pryszczami, to i tak nie mógłby jej się oprzeć. Bo nadal miałaby dwie nogi, tyłek i cycki, wszystko czego taki bezwstydnik potrzebuje do zaspokojenia swego apetytu.

Miała do wygrania koronę oraz królewski tytuł, a zamiast przygotowywać się do turnieju, ona gapiła się w swoje odbicie i rozmyślała o bezużytecznym czarowniku. A przecież przez ten czas, który tak skutecznie zmarnowała, mogłaby obmyślić już ze dwa całkiem oryginalne występy. DWA! To o dwa więcej niż miała teraz!
Potrzebowała prawdziwe wiadro z prawdziwie lodowatą wodą. Porządnie się nim otrzeźwi, wykurzy z głowy te wszystkie głupie myśli i w końcu skupi się na tym co najważniejsze - na byciu zachwycającą. Ale najpierw coś zje, o ile żarłoczny mężczyzna cokolwiek dla niej zostawił. Nie, nie, najpierw coś na siebie założy, choćby.. bieliznę.

Rzuciła swojemu odbiciu spojrzenie pełne wyrzutu oraz rozczarowania.
Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré była bardzo, bardzo zawiedziona swoim zachowaniem.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem