Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2023, 21:06   #67
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
***Marktag, ranek, świątynia Mananna***

- Wybacz moja droga, ale nie było czasu po ciebie iść. Do tego musiałem trzymać na smyczy trzy rozpustnice, aby nie zamieniły hospicjum w swój loszek pieszczot, ciebie mi tam jeszcze brakowało. - mnich delikatnie się uśmiechnął - Co do naszego planu, jesteście dwójką brudnych, niewychowanych, lubieżnych dziwek. Więc łatwiej będzie, abyście tego nie zmieniały i po prostu udawały, że zobaczyłyście światło bogów i poszukujecie odkupienia. - uśmiech Otto zrobił się trochę psotny na to delikatne dźgnięcie w kultystki - Więc grzecznie, cicho i ze skruchą w sercu. Mamy żałobę, pamiętacie? I jeżeli, macie zamiar zapożyczyć z tac ofiarnych, to poczekajcie może trochę. Będziecie oczywistymi podejrzanymi, a mnie się dostanie po uszach za sprowadzenie was.

- No co ty Otto… Jestesmy profesjonalistkami… Nie skusimy się na drobniaki jak jesteśmy na robocie… - Łasica przekrzywiła swoją pobożnie w czepek ubraną głowę jakby była nieco urazona, że kolega posadzą je o taką amatorszczyznę. Burgund też ją wsparła twierdzącym kiwaniem swoim czepkiem. Po czym znów przybrały weselszy ton chociaż nadal starały się nie tracić pobożnej pozy dopasowanej do ich obecnego wyglądu.

- I mówisz brudne, niewychowane, lubieżne dziwki? - powtórzyła określenia użyte przez mnicha z jednym okiem jakby je smakowała albo mielila w myślach.

- Bardzo chętnie. Miło, że ktoś nas wreszcie docenił. A przecież tak się staramy aby zdobyć i utrzymać właściwą reputację. - przyznała prawie z rozczuleniem obdarzając Otto ciepłym spojrzeniem i uśmiechem.

- Tylko mamy na to teraz nieodpowiednie stroje. No ale jesteśmy na robocie. - Burgund wsparła ją ponownie w tej rozmowie w pełni się z nią zgadzając.

- No niestety to prawda. Ale mówię wam, że jak następnym razem dorwe Fabi to jej wsadzę co tylko znajdę największego tak głęboko jak tylko dam radę. Dobra Burgund to zbieraj swój zgrabny kuper w troki i mów co widziałaś wczoraj. - liderka wężowych kultystek powoli kończyła te przyjemnie lubieżne tematy i szykowała się na bardziej służbowe.

- Byłam tu wczoraj na oku. Widziałam zmianę warty. Ci czarni rycerze od Morra. Dwóch przyszło do środka a dwóch innych wyszło. Więc myślę, że czegoś pilnują, pewnie tego skarbu. - Druga z łotrzyc też wróciła tematem do tego zadania jakie czekało na nich wewnątrz świątyni i wspomniała jak jej wczoraj poszło rozpoznanie obiektu przed akcją. Popatrzyły pytająco na kolegę czy jest gotów już ruszać do środka.

- Lub zwłok kogoś istotnego. Tak czy inaczej warto zajrzeć. - Otto rozejrzał się - Więc, jesteście gotowe wrócić na prawowitą drogę jasności i odkupienia? Odrzucić doczesne przyjemności i wejść w życie pełne modlitw, nudy i niewygodnych ubrań?

- Nikt istotny ostatnio chyba nie umarł. Ogłaszaliby w Festag na mszy a jak kopnął by w kalendarz po to biliby w dzwony, ogłaszali i takie tam. Poza tym katafalk stoi za głównym budynkiem. - Burgund chyba nie do końca wykluczała alternatywy o jakiej mówił kolega ale zachowała sporą dozę sceptycyzmu.

- Odrzucić doczesne przyjemności, klęczeć w modlitwie a nie dla ciekawszych rzeczy i jeszcze nosić nudne, niewygodne ubrania? - Łasica wymieniła to jednym tchem upewniając się, że mówią o tym samym. Po czym cierpiętniczo wzniosła głowę ku porannemu niebu.

- Nie kracz Otto. Widzisz jak my się poświęcamy dla sprawy i rodziny? Przez co musimy przechodzić? Jak się nas tu traktuje? - zapytała zbolałym tonem skargi. Chociaż pod tym dało się wyczuć sporą dawkę świadomej autoironii.

- Dobra chodźmy już. Otto musi zasuwać do swojej roboty i nie ma całego dnia. A my im szybciej się wyrobimy tym szybciej będziemy mogły z kimś poswawolić. - Burgund uśmiechnęła się pod nosem, trzepnęła w ramię kamratki i dała znać aby ruszać do świątyni. Obie złożyły skromnie dłonie na podołkach i przyjęły skruszone miny żałujących za grzechy pokutnic.

- I tak będzie lepiej, rodzina zabiera trójkę bardziej kłopotliwych, czwarty dogorywa u Sigismundusa, a ostatni jest na razie dość spokojny. - Otto zaczął prowadzić dziewoje do Ojca Absaloma. Kiedy znalazł wysokiego kapłana.
- Bądź pochwalony, czcigodny ojcze. - skłonił głowę oddając szacunek starszemu kapłanowi - Te, oto dwie niewiasty, są tymi, o których mówiłem. Są gotowe oddać się pod twoją opiekę i opiekę świątyni. - kto wie, może te dwie obudzą w kapłanie głody, których dawno nie czuł.

Obie kultystki pokiwały zgodnie głowami na wieści o trójce nowych kandydatów to ich zboru. Łasica wspomniała cicho po drodze przez dziedziniec świątynny, że Soria i Pirora zapowiadały tą wczorajszą trójkę bardzo obiecująco no to była ich ciekawa. No i Burgund widocznie też. Ale już wchodzili do domu bożego to trzeba było zachować pozory. Jeszcze bardziej gdy stanęli na zapleczu świątyni przed surowym, obliczem rosłego kapłana.

Ten zaś odparł na ich przywitanie, wysłuchał Otto i mierzył uważnym spojrzeniem obie grzesznice. Te pokornie spuściły wzrok, skromnie złożyły dłonie na podołku i w milczeniu czekały na decyzję i słowa kapłana. On jednak nie sprawiał wrażenia, że obudziły w nim jakiś głód. Raczej jakby stanęły przed nim istoty wyraźnie gorszego gatunku. Paskudy jakie z trudem znosił w swojej obecności. A gdy już się przyjrzał odezwał się wreszcie nie tracąc swojego surowego tonu i spojrzenia.
- Jak się nazywacie? - zaczął od czegoś oczywistego.
- Ja jestem Martina a to jest Pola. - odparła szybko Łasica przyjmując pokorny, gotowy do współpracy ton.
- Jesteście ladacznicami? - zapytał kapłan pomny co mu wczoraj młody mnich mówił. Obie spojrzały na siebie jakby zastanawiając się nad odpowiedzią, Burgund lekko pokiwała głową i Łasica zwróciła się do ojca twierdząco kiwając głową. Temu usta zacisnęły się w wąską kreskę i miał minę jakby zastanawiał się czy już je stąd przegnać czy jeszcze dać im szanse. Ostatecznie zdecydował się na to drugie.
- Od dawna? - zapytał i po chwili ciszy znów ujrzał dwa potwierdzające kiwnięcia głowami w prostych, skromnych czepkach.
- Kiedy ostatni raz byłyście w świątyni? Tej lub innej? - zapytał robiąc palcem krąg dookoła komnaty.
- W zeszły Festag czcigodny ojcze. Na pogrzebie naszej księżnej - matki. - odparła szybko Łasica co akurat było zgodne z prawdą bo sam je wtedy Otto widział na mszy i po.
- A wcześniej? - kapłan kontynuował to przesłuchanie nie zmieniając wyrazu twarzy. Nastała dłuższa chwila milczenia jakby obie musiały sobie przypomnieć.
- Dawno… Ale jeszcze w tym roku… - wyszeptała Łasica jakby z obawą przed taką odpowiedzią. Kapłan zasznurował usta i milczał chwilę.
- A u spowiedzi? - zapytał jeszcze o coś podobnego.
- Na początku roku ojcze. - odparła cicho skruszona grzesznica. Kapłan pokręcił głową aby dać znać, że nie podoba mu się to co słyszy.
- To raz na pański rok przychodzicie do domu bożego to co się nagle stało, że teraz wam się droga przypomniała? - zapytał cierpkim tonem nie ukrywając, że nieco trudno mu tak po prostu uwierzyć w nagłe nawrócenie obu grzesznic.

- To przez naszą księżną - matkę. Znaczy chciałam powiedzieć dzięki niej! Bo ona była niegdyś naszą patronką i wzorem do naśladowania. Ale potem zbłądziłyśmy i zaczęłyśmy się łajda… eee… znaczy zeszłyśmy na złą drogę. Jak jednak dowiedziałyśmy się o jej śmierci to tak jakby nasza opiekunka umarła. Płakałyśmy rzewnymi łzami. I ja mówię do Poli, że trzeba z tym skończyć bo nasza patronka by tego chciała. I poszłyśmy w Festag oddać jej ostatni hołd. A tam tyle ludzi! I ci wszyscy dobre ludzie też przyszli ostatni raz pokłonić się swojej pani. To mówię do Poli, że taka jest kolej rzeczy. Widocznie księżna była dobra dla tych wszystkich ludzi. Więc my chciałyśmy jej służyć, oddać cześć i jakoś odwdzięczyć się za jej dobroć. Podziękować ojcu i wszystkim braciom i siostrom za ten trud i opiekę skoro już naszej patronce nie możemy. I widziałyśmy urnę w Festag to przyszłyśmy tutaj bo mi się wydawało, że to będzie najodpowiedniejsze aby być tutaj gdzie były jej prochy. - Łasica pozwoliła sobie na dłuższą wypowiedź i mówiła tym razem z przejęciem i pełnym przekonaniem. Podobnie jak to pewnie się by mogła wypowiadać niepiśmienna dziewczyna z ulicy która na nowo odkryła wiarę i powołanie. Wszystko to sprawiło, że i kapłan pokiwał głową ale minę dalej miał marsową.

- Dobrze. Ja zaraz zaczynam mszę. Jeśli chcecie odpokutować za swoje niegodne, łajdackie życie to zapraszam ma mszę. I do spowiedzi po niej. - odpowiedział podejmując decyzję. Po czym wymownym spojrzeniem sięgnął po togę liturgiczną. Obie skruszone grzesznice wymamrotały grzeczne podziękowanie za tą łaskę, dygnęły jak przed wielkim panem po czym drobiąc kroczkami wyszły na korytarz. Gdy Absalon został sam z Otto zwrócił się do niego ubierając ową togę kapłańską.
- Nie wierzę w takie nagłe nawrócenia. Słomiany zapał albo inny powód. Ale kto wie? Niech zostaną na mszy. Zobaczymy na ile im wystarczy wiary i zapału. Dobrze, że je tu skierowałeś. Nawet takie ladaco zasługuje na drugą szansę. - skomentował swoje wnioski z tej rozmowy z obiema młodszymi od siebie kobietami.
- Dziękuję, że dajesz im szansę ojcze. Tak jak powiedziałeś, każdy zasługuje na kolejną szansę na drodze życia. Obawiam się, że nie mogą pozostać na mszy, w hospicjum dużo się działo ostatnio i ciągle potrzebna jest każda para rąk. - mnich ponownie się skłonił kapłanowi i opuścił zaplecze, na zewnątrz zobaczył obie kultystki - I jak? Cieszycie się z tej szansy?
- Jak nie mogą poświęcić czasu na modlitwę i pokorę w świątyni to kiepska ta ich skrucha. - odparł oschle kapłan Absalon ale nie wstrzymywał młodszego jednookiego ani nie czynił mu wymówek. Ten zostawił go na przygotowaniach do odprawienia jutrzni. Zaś na zewnątrz spotkał obie koleżanki. Te dalej nie wychodziły z roli bogobojnych niewiast ale oczka śmiały im się wesoło.
- Oczywiście bracie. Bardzo dziękujemy za tą wspaniałą szansę. Bardzo chętnię bym przyjęła każdą pokutę od takiego rosłego i krzepkiego kapłana. Zwłaszcza jak wygląda na stanowczego i surowego. I nie śmiałabym mu czegokolwiek odmówić. No ale nie wiem czy czcigodny byłby zainteresowany takimi grzesznymi rzeczami. - Łasica szepnęła cicho i wyraźnie kpiąco jakby dostrzegła w rosłym kapłanie całkiem obiecujący potencjał. Ale taki na ich własną modłę. Bo ten nie zachowywał się jakby był zainteresowany “takimi rzeczami”.
- No ja też. Ale na razie to jesteśmy na robocie to nie możemy wychodzić z roli. Trzeba poklęczeć tak na nudno, w ubraniach i bez niczego ciepłego w ustach albo pejcza na plecach. Szkoda. Ale trudno. Robota to robota. - Burgund nieco rozżalona poparła siostrę ale obie liczyły się z tym, że nie wszystko, nie zawsze i nie ze wszystkimi może być takie przyjemne jak to one by chciały.
- Powodzenia, uważajcie jednak, nie podejrzewa was, ale na pewno w pełni wam też nie wierzy. Ja idę do hospicjum, może kolejnego kolegę uda się wyciągnąć. - Otto uściskał obie kobiety i ruszył do miejsca pracy.
- Dobrze, idź. Jakbyś tam potrzebował jakiejś pomocy z zamkami albo szukał chętnych grzesznic na oprowadzane wycieczki to daj znać. Nie tylko jakieś tam damulki z wyższych sfer umieją ściągać majtki i się ładnie bawić. - szepnęła mu na ucho Łasica gdy się żegnali. Burgund pokiwała głową w rezolutny sposób no i obie ruszyły bogobojnie w kierunku nawy aby wziąć udział w pierwszej tego dnia mszy.

***Hospicjum.***

Otto nawet cieszył postęp napraw w hospicjum. To miejsce okazało się o wiele, lepszym źródłem wiedzy niż się spodziewał.
Przywitał przeora kiedy go zobaczył.
- Witaj, witaj. Nie ma o czym mówić, szlachcianki na prawdę się napaliły na taką nową służbę. Mam nadzieję, że nie będą nich nadużywać. - mnich pokręcił głową - Empatia czasem jest tylko na pokaz.

- Nadużywać mówisz? - starszy mężczyzna zastanowił się nad słowami młodszego. Złożył dłonie i oparł na nich brodę. - No nie wiem kto tam miałby kogo nadużywać. Thorn to zwykły bandzior. Prostak. Aż się dziwię, że się na niego zdecydowały. Ale raczej to on by mógł im zrobić krzywdę a nie na odwrót. Annika to samo. A Marisa może łagodna. Zazwyczaj. Ale sam widziałeś co wyrabiała w ostatni Festag. - przeor nadal wydawał się mieć wątpliwości. Znów chwilę bębnił kciukami o swoją brodę trawiąc to w myślach.

- A znasz jakoś te szlachcianki? Myślisz, że to chwilowa zachcianka? Czy to tak na dłużej by wzięły kogoś na służbę. - zastanowił się nad czym innym z tego co mówił jednooki.

- Jestem jedynie zwykłym, prostym mnichem. Gdzie mnie do tak znamienitych kobiet. Spotkałem je podczas i po mszy pożegnalnej księżnej. Rozpoznały, że jestem z hospicjum i zagadały do mnie. Może nagłe przypomnienie o ich śmiertelności ruszyło ich sumienia. - Otto wzruszył ramionami - Można mieć nadzieję, że to dłuższa inwestycja.

- Ah tak… No trochę szkoda, że nie masz jakichś większych znajomości z takimi jak one. Jak widzisz przydają się. - westchnął nieco z żalem jakby przez chwilę miał nadzieję, że może by się otworzyła jakaś furtka do stabilniejszego kontaktu i datków od możnych tego miasta.

- Ale dobrze, że chociaż te zwróciły na ciebie uwagę i je skierowałeś do nas. Dobra robota. Jakby jeszcze coś chciały albo ktoś tam od nich z pękatym mieszkiem to też zapraszaj śmiało do nas. Nic nie tracimy, najwyżej pochodzi, poogląda, powspółczuje i nic nie zostawi. Ale jak już przyjdą to zawsze coś zostawiają chociaż symbolicznie bo nie wypada odejść i nic nie dać na jałmużnę. - pokiwał znów głową na znak, że jest całkiem zadowolony z wczorajszej wizyty błękitnokrwistych panienek. Zwłaszcza takiej zakończonej tak szczodrymi datkami.

- I po mszy mówisz? To tam kręć się po następnej. Przypomnij się. Może cię komuś przedstawią i jakoś się to rozkręci. Zobaczymy. Przydałoby nam się więcej takich sponsorów. Sam widzisz jak na wszystkim musimy oszczędzać. - rozłożył ręce ogarniając swój gabinet ale pewnie mu chodziło o cały przybytek.

- I oby naszym szczodrym dobrodziejkom nie przeszedł ten chwilowy kaprys tak prędko. Mielibyśmy trzy owieczki mniej do pilnowania i karmienia. Spełnili dobry uczynek. Tylko gdyby chodziło o kogoś spokojniejszego to bym się nie wahał. Ale akurat z tą trójką to sam wiesz jak jest. Przydałoby się jakoś zabezpieczyć gdyby wyszła z tego jakaś afera. - przeor ogólnie wydawał się być zadowolony, że może zmniejszyć swoją trzódkę o trzy owieczki ale jednak chodziło o trzy czarne owce i to na salonach z dobrymi i drogimi nazwiskami to wciąż się obawiał czy nie będą z tego jakieś kłopoty.

- Jestem pewny, że będą w stanie zająć się sobą. Do tego nie wciskaliśmy im ich na siłę, a każdy wie jakiego typu pacjentów mamy. Postaram się nam poszukać nowych sponsorów. - zapewnił Otto - Zrobię obchód i zobaczę, gdzie najbardziej się przydam.

- No tak, tak… To prawda… W końcu same do nas przyjechały. Nikt im nie kazał. - przeor pokiwał głowa i rozmyślał na te mało proste tematy szukając natchnienia w suficie.

- Dobrze, napiszę im list. Opis. Zalecenia. Tak, tak właśnie zrobię. Na wszelki wypadek. Gdyby te nasze ladaco odstawiły jakiś nieprzyjemny numer i ktoś do nas przyjechał z pretensjami… - zdecydował w końcu i to go chyba uspokoiło bo znów wrócił do znacznie szybszego sposobu mówienia.

- A ty im powiedz, że gdyby im się ich kaprys znudził to zawsze mogą je do nas odstawić. Ludzie zwykle są nieco mniej nerwowi i pretensjonalni gdy mają jakieś rezerwowe wyjście. Aha i tych nicponi upomnij. Że mają się zachowywać jak należy i dobrym panienkom nie sprawiać kłopotów bo jak je zdenerwują to znów wrócą do nas. A ja już ich tu przywitam jak należy w podziękowaniu za kłopoty jakie na nas ściągnęli. A jak bardzo napsocą to mogą już trafić przed oblicze sądu a nie do nas. Wtedy to już nie będzie nasza sprawa. Oby. Mogą nas wtedy jednak wezwać mimo wszystko. - pokręcił głową jakby nie do końca był przekonany czy wszystko pójdzie gładko i bez kłopotów z tą wymianą ale ostatecznie zdecydował się spróbować. Dał znać młodemu mnichowi, że może odejść.

Otto skinął głową przełożonemu i ruszył na obchód. Cieszyło go, że dzisiaj był nawet spokojnie. Cieszyło go bardziej, że Thorn był dokładnie zamknięy w celi.
- Kiedyś mi podziękujesz! - rzucił do niego kiedy mijał jego celę i został obrzucony każdą możliwą groźbą pod niebiem. Ciekawił go stan Georga tego dnia, to ostatni z pacjentów, który słyszał siostry i ciągle pozostanie w hospicjum, więc musi mu się przypatrzeć.

George wydawał się być przeciwieństwem Thorna. Dzisiejszego, targowego dnia było to zwłaszcza widoczne. Bo tego pierwszego to chyba tylko solidne drzwi jednoosobowej celi powstrzymywały przed zrobieniem krzywdy jednookiemu mnichowi. A ten drugi przywitał go łagodnym uśmiechem nieszkodliwego idioty. Bracia powiedzieli mu, że jest na stołówce. Rzeczywiście tak było. Zastał go z miotłą i wiadrem jak zmywał podłogę. Większość szkód od ostatniego Festag udało się naprawić lub chociaż sprawić aby aż tak nie rzucały się w oczy. Kuchnia sądząc po zapachach i odgłosach pracowała nad sporządzeniem głównego posiłku dnia. I co jakiś czas widać było któregoś z braci jak zerkał na stołówkę i zapewne też na pacjenta z obandażowaną głową. Ten widocznie wciąż nosił ślady po ostatniej awanturze skoro miał ten bandaż na głowie. Ale sam wydawał się nie zwracać na to większej uwagi. Chociaż na bandażu była plama, akurat na środku czoła pacjenta. On sam przywitał się z mnichem pogodnie i łagodnie po czym bez pośpiechu wodził owiniętą mokrą szmatą miotłą po podłodze. W tym tempie to raczej postęp prac był dość symboliczny i raczej nie było z niego takiego pożytku jak z Mariki która naprawdę potrafiła zrobić pranie czy wysprzątać schody albo korytarz. No ale miał jakieś zajęcie, coś jednak pomagał chociaż tyle co małe dziecko dorosłym no i nie był tak agresywny jak Annika czy Thorne.

Mnich uśmiechnął się do pacjenta.
- Jak się dziś czujesz George?
- Dobrze. Głowa mnie trochę boli. Ale jak nie ruszam się szybko to jest dobrze. I trochę zmęczony jestem. Nie spałem zbyt dobrze. Często ostatnio nie śpię zbyt dobrze. Ale staram się pomagać. Tak jak Marika. Poprosiła mnie abym pomógł jej rozwiesić pranie to jej pomogłem. Jest bardzo miła. Nie wiem dlaczego brat Albert mówił, że to wredna suka. Dla mnie była bardzo miła. A potem brat Albert powiedział, żebym posprzątał tutaj. To sprzątam. - George zachowywał się spokojnie i mówił bez większego zastanowienia. Zupełnie jak małe dziecko jak się je o coś zapyta a ono plecie co mu ślina na język przyniesie. Na koniec wskazał na swoje wiadro i miotłe jakich używał do zmywania i na dowód na to, że pomaga znów zamoczył miotłę i zaczął bez pośpiechu zamiatać kolejny fragment podłogi.

- To dobrze. Wiesz, chyba trzeba zmienić ci opatrunek. Poczekaj tu chwilę. - Otto ruszył zabrać nowy bandaż. Miał cichą myśl z tyłu głowy, ale miał nadzieję, że się mylił. Jeżeli będzie miał rację, będzie musiał wyciągnąć go z tąd szybciej niż uważał. Wrócił po chwili i posadził Georga spokojnie na jednym z krzeseł i delikatnie zaczął zdejmować mu opatrunek.

W przeciwieństwie do Thorna jaki dzisiaj był w humorze jakby najchętniej zamordował jednookiego mnicha albo chociaż spuścił mu solidny łomot to George był łagodny jak baranek. I pełen dobrej woli do współpracy. Jak go Otto zostawił w stołówce przy zmywaniu a potem wrócił to ten nadal ją zmywał swoim flegmatycznym tempem. Może stół czy dwa dalej. Więc na miano najwydajniejszego pracownika z miotłą to pewnie by nie zasłużył. Ale chociaż nie sprawiał kłopotów. Jak go Otto poprosił to ten usiadł na ławie, dał sobie zdjąć stary opatrunek.

Pod nim ukazało się czoło, z jednej strony nadal posiniaczone. I pod włosami, na potylicy tam gdzie w Festag ktoś go rzucił taboretem, też było widać i czuć spory krwiak. Wcześniej opatrywał go kto inny to jednooki nie był pewien czy to teraz jest lepiej czy niekoniecznie. No i jeszcze na czole pacjenta było widoczne zadrapanie. Niezbyt poważne. Ale siniak dookoła układał się w okrągłą plamę wielkości kciuka czy dwóch. I nieco sączyła się z tego krew jaka musiała wcześniej przesiąknąć przez bandaż powodując ową plamę jaką zauważył wcześniej na starym opatrunku.

Otto delikatnie odetchnął. Jeżeli pacjenci zaczynają być dotknięci przez siostry, mutacje mogłyby się pojawiać. Na szczęście George nie został jeszcze uraczony darem od Tzeentcha. Mnich delikatnie przemył ranę pacjenta i zaczął na nowo nakładać świeży opatrunek i bandaż.

- Myślę, że Marisa jest bardzo ładna. Powiedziała, że lubi pająki. I, że kiedyś będzie mieć własne tylko takie duże. Nie wiedziałem, że są takie duże. Ale znalazłem jednego i jej dałem. Bardzo się ucieszyła. I słyszałem, że brat Otto chodzi z trzema szlachciankami. Też podobno bardzo ładne. Ja widziałem ich przez chwilę ale nie zwracałem uwagi bo musiałem naprawić stołek. Trudno mi było dopasować nogę bo tam otwór był trochę inny. Ale brat Maurycy mi pomógł i zeszlifował trochę tą nogę to potem weszła. - podczas tych zabiegów chyba nieco znudzony George znów zaczął paplać w swoim nieco dziecięcym stylu. W końcu mnichowi udało się założyć opatrunek więc znów pacjent wyglądał jakby miał solidną, grubą, białą krechę na górnej połowie głowy.

- Wybacz, że nie zapoznałem cię z naszymi gośćmi. Panie, chciały bardzo spotkać Marisę, do tego jeszcze zobaczyły Annikę i Thorna. - ujął spokojnie mężczyznę i pomógł mu wstać, upewniając się, że opatrunek się nie zsuwa - Ta trójka, wkrótce opuści hospicjum. Szlachetne panie znajdą dla nich zajęcie w swoich domach.

- No tak, to oczywiste. - odparł George z pełną powagą na jaką czasem zdarzało się zdobywać dzieciom gdy wydawało im się, że mówią o śmiertelnie poważnych rzeczach. Ale słuchający ich dorośli nie zawsze podzielali to zdanie i często wówczas dochodziło do komicznych słów jakie stawały się potem zarzewiem zabawnych anegdotek.

- Ta pani z warkoczykami też lubi pająki i jest opleciona ich nićmi. A ta czarna wyda na świat niezwykły owoc. Tak mi się śniło ostatniej nocy. I Marisa bardzo je lubi. Mówiła, że były dla niej bardzo miłe i dobre. Dały jej bardzo ładny prezent ale mówiła, że przy braciach nie może mi pokazać. Powiedziałem, jej, że to nie szkodzi. A Thorne dzisiaj był bardzo zły. Chyba jest samotny i tęskni za jakąś panią. Zwyzywał mnie. Przestraszyłem się. A potem sprzątałem w lazarecie. Widziałem Annika. Ona jest zimna. Zimno patrzy. Chyba, że jest gorąca. Ale wtedy wszystkich bije i głośno krzyczy. Bo ona szuka kamienia. Takiego dużego. W lesie. Ale tu go nie znajdzie bo jest tutaj. Powiedziała, że wkrótce stąd wyjdzie i będzie robić co chciała bo teraz będzie mieć zniewoloną panią. Znaczy nie słowami tak powiedziała ale ja to wiem. Wiem różne rzeczy. Tylko mi się mieszają i mylą. Męczą mnie. Wolałbym tego wszystkiego nie wiedzieć i nie słyszeć, nie śnić, w dzień i w nocy. To skomplikowane. Za trudne. Dużo rzeczy. Zwariować można. To ja wracam do sprzątania bo obiecałem, że posprzątam podłogę. - jak się raz ulało z tą paplaniną no George gadał i gadał bez zająknięcia i zastanowienia. Co mu ślina na język przyniosła. Skakał po tych tematach i osobach bez ładu i składu, że trudno było się w tym wszystkim połapać co usłyszał, co widział, co mu się zdawało, co jest jego przemyśleniami albo mu się przyśniło czy zwyczajnie fantazjował.
- Też chciałbyś opuścić to miejsce, George? - postanowił trochę potrącać jego dziecięcą paplaninę. Jego wgląd w duszę innych była ciekawym aspektem szaleństwa.
- Mnie tu dobrze. Ale i tak opuszczę to miejsce. Gdy będzie do tego odpowiedni czas i światło mnie wezwie do siebie. - odparł z łagodnym uśmiechem i wziął ponownie trzonek miotły w swoje ręce i zaczął zmywać podłogę.
Otto kiwnął głową, postanowił pozostawić na tym sprawę.
- Oczywiście, nie będę ci przeszkadzał. Miłej pracy. - mnich opuścił pacjenta i ruszył na dalszy obchód.


*** Apteka Sigismundusa***


Po pracy w hospicjum Otto odwiedził Nurglitów.
Cieszyło go, że Wyrocznia przetłumaczyła na reszcie zwój, jednak kiedy zobaczył roszczeniowość aptekarza spojrzał na niego srogo.
- Pohamuj się, bracie. Dar Oster jest częścią planu Sióstr i naszych Patronów. Nie twoim prywatnym projektem, jak Loszka. Jeżeli Merga uważa, że musi pokazać całemu zborowi zawartość zwoju, to musi być coś istotnego. - mnich wypuścił powoli powietrze, aby się uspokoić - Jeżeli chcesz, mam informacje, które mogą cię zainteresować. Jeden z moich pacjentów, chyba wskazał potencjalną dawczynie łona, dla tych przepięknych jaj.

Aptekarz skrzwyił się, kręcił na boki główą, mamrotał, że wie i tak dalej, wszystkie te argumenty jakimi zarzucił go młodszy kolega znał i zapewne gdzieś do jego światłej logiki trafiały one do przekonania ale jego żądza wiedzy i wiary gnała go naprzód i bardzo żywiołowo reagował na wszelkie przeszkody i opóźnienia. Nawet jeśli pochodziły od wyroczni ze złotymi oczami i fioletowymi rogami jakie tak wielkie wrażenie robiły na Lilly a i sama Merga cieszyła się uznanym autorytetem w zborze jaką do tej pory miał tylko Starszy. Więc Sigismundus chociaż przyjął jej wolę do wiadomości i ją mimo wszystko zaakceptował to jednak z widoczną niechęcią i trudem. Dopiero ostatnia wiadomość młodzieńca wyrwała go z tej otchłani zniecierpliwienia, goryczy i przygnębienia. Zbystrzał jak hart który niespodziewanie tuż obok wyczuł świeżą krew łownego zwierza.

- O! Taakk? Masz ją? O! A kto to? Znasz ją? Bo ten twój zdechlak to mamrotał coś, że ma być bladolica i królewskiej krwi czy coś takiego. No mówiłem ci przecież, bladolice no to jeszcze jakąś bym znalazł ale z tą krwią to no chyba coś pomieszał.- zawołał podekscytowany grubas aż mu się oczka zaświeciły ale i tak zdążył wyrzucić z siebie szybko swoje wcześniejsze wątpliwości co do majaków Vigo. Strupas też przyszedł zwabiony głosami, pozdrowił Otto skinieniem swojej brzydkiej głowy ale stanął obok i ciekawie przysłuchiwał się rozmowie.

- Jeżeli dobrze go interpretuje. Fabienne von Mannlieb. Wczoraj Pirora, Fabienne i Lady Soria odwiedziły hospicjum. Pacjent dotknięty przez Vestę, jest najwyraźniej w stanie spojrzeć w duszę i los tego kogo widzi. Określił, że "Ta czarna", Fabienne ma czarne włosy "wyda na świat niezwykły owoc". Brzmi obiecująco.

- Aha… Ciekawe, ciekawe… A kto to do cholery jest Fabienne von Mannlieb? - aptekarz słuchał chciwie słów młodego mnicha i kiwał swoją byczą głową. Wydawało się, że połyka te słowa w całości. Ale na sam koniec zapytał o nazwisko które widocznie nie było mu znane.

- To ta od tego grubasa Pirory. Tego kupca sukiennego co im dostarcza stroje do teatru. Byli u nas na zborze raz czy dwa. Pod koniec zimy jak uwolniliśmy Mergę. On taki grubas jak nasz Karlik, ta jego krawcowa miała takie dwukolorowe włosy a ta druga czarne. Ona jest Bretonką, tylko się odezwie to od razu słychać. - tym razem ożywił się garbus i szybko przypomniał koledze gdzie i kiedy mógł ją widzieć. Ten w miarę jak słuchał zaczynał wolniej kiwać głową na znak, że zaczyna kojarzyć o kogo chodzi.

- A tak… Teraz sobie przypominam… No tak, byli… Tylko mieli maski. No i niezbyt mi sie wydali ciekawi. Przekładają się tylko z ladacznicami Łasicy to niezbyt mnie interesowali… Ale no tak, tak, teraz pamiętam, była jedna czarna. A ona jest bladolica? I królewskiej krwi? - aptekarz w miarę jak sobie uzmysławiał o kogo chodzi to i wracała mu pewność siebie. Popatrzył pytająco na kolegów.

- No bladolica to nie wiem… One to się pudrują to trudno powiedzieć. Ale jest szlachcianką no to nie wystarczy? - tym razem garbus co też raczej i w wzajemnością nie przepadał za grupą kultystek Węża też stracił rezon nie będąc tego taki pewny. Więc obaj popatrzyli pytająco na Otto.

- Powiedziałbym, że pasuje z bladolicością. Co do królewskości… to Bretonka, nie wiem jak wygląda bliskość ich szlachty z rodem, królewskim, ale pewnie ktoś, kiedyś, gdzieś się wymieszał. Może wystarczyć. Trzeba będzie przedstawić sytuację na zborze. Fabianne nie jest częścią naszej rodziny, ona i ten Grubson to nie zrzeszeni Slaaneshyci. Jest jednak obecnie, zabawką Sorii, córki Soren i chempionki Slaanesh więc, jej będzie musieli sprzedać pomysł zaaplikowania jej własności robali Nurgla.

- Ale po co pytać? Na pewno się nie zgodzi. Tak jak Łasica. One wszystkie są oporne. Ale sam słyszałeś, wola bogów. Nie ma co z tym dyskutować. Z tą Fabienne trzeba się rozmówić i to tak aby się zgodziła. A reszcie nic do tego. Zresztą! I tak szukamy łon do zarobaczenia to nawet jakby się nie okazała wyjątkowa to też będziemy do przodu. - aptekarz uśmiechnął się jowialnie do młodego mnicha ale widocznie po swoich kłótniach z Łasicą na ostatnim zborze na ten temat jego wiara w namówienie koleżanek do współpracy mocno podupadła. Ale owa Fabienne należała do grupy Grubsona a nie ich więc niejako była trochę z sąsiedniej bajki. Nawet jeśli prywatnie sporo i regularnie przystawała z ich kultystkami. Miłośnik eksperymentów więc wolał porozmawiać z samą zainteresowaną skoro chodziło o jej łono i nie mieszać w to jej koleżanek czy reszty zboru.

Otto pokręcił głową w dezaprobacie.
- Nie gramy tu w Wielką Grę, Sigismundusie Naszą misją, jest doprowadznie do powrotu sióstr. Cały zbór, Wojownicy Boga Krwi, Mędrcy Pana Zmian, Dewianci Węża i Nosiciele Chorób Ojczulka, musi działać razem, a nie przeciwko sobie. - mnich westchnął - Jeżeli jednak, to cię nie przekonuje. Soria jest córką jednej z czterech sióstr, wywyższonym championem. Sądzisz, że przeżyjesz jej gniew?

Wiara Sigismundusa musiała być wielka albo niezbyt sobie cenił Sorię jaka co prawda była piękną i elegancką damą ale wydawała się pozornie kolejną kultystką Węża pokroju Pirory. Ot, kolejna szlachcianka o hedonistycznym charakterze, zblazowana i znudzona jaką bawią tylko kolejne intrygi, bale, stroje i romanse. Ale można było to zrozumieć bo na zborach i spotkaniach w jakich uczestniczyła Herold Soren nie zdradzała jakichś nadzwyczajnych umiejętności jak choćby wówczas przy Wrakowisku gdzie bez trudy przybrała swoją dziewczęcą formę przechodząc z wężowej syreny. Więc zapewne nie wydawała się Sigismudusowi jakoś bardzo groźną przeciwniczką.

- Ja słyszałem, że ona umie się zmieniać w coś większego. Podsłuchałem ja te ladacznice mówiły jak wróciły z tym ich ołtarzem. No i podobno nie jest człowiekiem. Nie tak jak my. - Strupas za to jako urodzony żebrak i bezdomny wychowany na ulicy też nie był świadkiem tego wszystkiego ale miał sporą dozę instynktu samozachowawczego i jakimś pradawnym istotom wolał się nie narażać. Nawet jeśli pozornie wyglądały na kolejne, nudne hedonistki zajęte tylko przyjemnościami alkowy. Po namyśle aptekarz pokiwał wolno głową.

- No dobra. Niech ci będzie. Uważam, że to strata czasu bo wystarczyłoby ją zapłodnić i poczekać co z tego wyjdzie. Ale dobra, niech ci będzie. Ich jest więcej to zobaczysz, że zaczną się drzeć, narobią larum, strzelą fochem, poruszą cyckami i kuprami i będzie tak jak one chcą. Wszyscy się na to nabierają i im ustępują. Dlatego się tak panoszą i rozrastają jak czyrak. - aptekarz ostatecznie zgodził się poczekać z wszelkimi manewrami względem bladolicej Bretonki do spotkania ze zborem. Albo chociaż Sorią i Starszym. Wyglądało jednak na to, że niezbyt wierzy w ich zgodę na użycie Fabienne do takiego szlachetnego eksperymentu jaki chętnie by przeprowadził.

- Jak same nie chcą to by mogły chociaż jakieś zastępstwo znaleźć. Przecież my nie robimy tego dla siebie. Tylko dla całego miasta i zboru. Sam mistrz mówił, że to mamy wypuścić na balu czy czymś takim, żeby rozlać błogosławieństwa po tych tłustych, bogatych, nażartych ryjach jakie się pasą na naszym głodzie i krzywdzie. - garbus był mniej stanowczy ale widocznie też miał żal do koleżanek, że nijak nie wspierają ich w tym wysiłku roznoszenia błogosławieństwa Oster.

- No koledzy, a jak wy się przykładacie do szerzenia prawd Soren? Nie widziałem, abyście chodzili i rozlewali krew ku uciesze Khorna. Nie spodziewajcie się od innych, czego sami nie robicie. - mnich ponownie westchnął - Biedny Vigo, odszedł nie mogąc zobaczyć własnymi oczami piękna, które przepowiedział. Moglibyśmy przygotować go do pochówku… zastanawiam się, czy jeżeli jego ciało ciągle jest legowiskiem dla chorób Ojczulka, to czy pochowanie go w mało… szczelny sposób, mogłoby zakazić ziemię, ale wody gruntowe.

- Nas nie interesują takie wyuzdane zabawy jak one to robią non stop. - Strupas pozwolił sobie na okazanie intelektualnej wyższości nad grupą hedonistycznych kultystek.

- I tym razem chodzi o część planu z balem i tak dalej jaki nam zadał mistrz. A nie o coś co robimy dla tylko swojej przyjemności. - westchnął aptekarz nadal czując się pokrzywdzonym w tej sprawie, zwłaszcza przez ładniejsze i gładsze koleżanki.

- A ciało no mamy wciąż w piwnicy. Myślałem, że będziesz chciał je zabrać do hospicjum aby im pokazać czy coś takiego. - gospodarz machnął ręką jakby stracił nadzieję, że chociaż Otto przekona do swoich racji i zaczął omawiać sprawę pochówku pacjenta jakiego parę dni temu im przywiózł.

- Wody gruntowe to głęboko by kopać. To chyba jeszcze pod kanałami. Można by odkroić coś i wrzucić do którejś studni. Może ktoś coś złapie za błogosławieństwo zanim się zorientują, że woda zatruta. - zaproponował żebrak coś podobnego ale wymagającego o wiele mniejszego wysiłku.

- No ale to zależy od tego czy chcesz zabrać ciało czy nie. Jak trzeba jakiś kwit złożyć to lepiej zabierz aby się ciebie nie czepiali. - dodał życzliwie aptekarz aby kolega z powodu dobrych chęci nie miał jakichś kłopotów.

- Jak wygląda? Jeżeli jego stan mógłby stwierdzić na działania Ojczulka… będziecie musieli go oczyścić. - Otto westchnął - Przyjadę jutro z wozem, aby go przetransportować. - mnich wyglądał na zmęczonego - Pomyślcie o tym w ten sposób, znoszenie tych niedogodności, też jest metodą czczenia Ojczulka. Tak samo jak Nurgle jest panem Plag, Śmierci i Odrodzin. Jest też bogiem przeciwstawiania się trudnościom życia.

- No tak, tak, oczywiście masz rację Otto. Ot po prostu czasem chciałbym aby nasza rodzina patrzyła i traktowała nas nieco łaskawszym okiem. Sam widzisz, te ladacznice co chwila się przechwalają z kim nie skończyły w łóżku a jak trzeba jedną czy dwie skołować na eksperymenty to nagle woda w usta i nie ma tematu. No nic to. Może się uda jakieś skołować na mieście. Albo się odwiedzi naszych podziemnych przyjaciół? Też wzięli jedną tam do siebie nie? Może by się wymienili na coś? Zobaczymy. To nas nie powstrzyma, najwyżej trochę opóźni. Mam nadzieję, że Merga pójdzie po rozum do swojej ślicznie rogatej głowy i nie będzie tych przepisów trzymać w nieskończoność u siebie. - aptekarz machnął ręką zrezygnowany i nieco przygnębiony. Ale wziął się w garść i spróbował spojrzeć na to z jaśniejszej strony, jakby nawet przy braku wsparcia ze strony ladacznic też miał jakieś pomysły jak to obejść.

- A ten Vigo wygląda teraz lepiej niż kiedykolwiek! - zaśmiał się Strupas ze złośliwej uciechy jakby też chciał zmienić temat na jakiś przyjemniejszy. - Bardzo dojrzały! I tchnie słodką wonią rozkładu! Ale jeszcze jak to świeży zdechlak. Na dole chłodno to jeszcze nie zaczął się rozkładać na całego. Możesz go zabrać bez żadnych kłopotów, raczej jak widzieli w jakim jest stanie ci twoi ojczulkowie to nie powinni być zdziwieni. - powiedział radośnie na znak, że jemu samemu taki stan truposza odpowiada no ale rozumiał, że społeczeństwo ma odmienne od niego standardy piękna. I jego zdaniem spokojnie jutro kolega mógł go zabrać i bez wstydu pokazać braciom z hospicjum.

- Dziękuję chłopaki. Pracujcie dalej, a owoce waszych trudów będą dorodniejsze niż sobie wyobrażacie. - Pozostawił dwóch Nurglitów ich pracom i zaczął iść do karczmy na spotkanie z Joachimem. Przy okazji planował następny dzień. Rano będzie musiał zawieść Vigo do hospicjum i załatwić sprawę aktu zgonu. Potem dalsza obserwacja pacjentów, szczególnie Georga. Dar Tzeentcha może okazać się niebywałym źródłem wiedzy. Odwiedzi chyba jeszcze raz Pirorę i Lady Sorię, o ile nie chce działać za plecami Sigismundusa i Strupasa, ale podejrzewał, że może być bardziej dyplomatyczny niż dwójka sług Nurgla. Spojrzał w niebo, przypominając sobie powód przybycia do tego miasta. Tom Prawd, który otworzył oczy jemu i jego braciom, spłonął razem z jego dawnym klasztorem. Jednak jego treści są ciągle gdzieś w mnichu. W jego krwi, kościach, duszy… chociaż nawet pod czułym dotykiem najlepszego kata, nie byłby w stanie ich przywołać. Musiał znaleźć sposób, aby przypomnieć sobie te prawdy i przelać je na papier.

************************************************** ***********

Karczma "Czarny Kogut"


Otto wkroczył wieczorem do karczmy, rozglądając się za Joachimem. Umówili się na spotkanie, więc najwyższa pora do niego doprowadzić. Usiadł naprzeciwko magistra z dwoma kuflami piwa.
- Bracie, miło cię znowu widzieć.

- Dziękuję, mi również, bracie - Joachim postawił przed sobą jeden z kuflów ale na razie nie pił.
- Ostatnio dużo się u nas dzieje, prawda? Byliśmy obaj na…- zawahał się na chwilę, odrobinę speszony - imprezie u Pirory, ale nie mieliśmy okazji porozmawiać. Ja pomogłem odnaleźć Sorię i ołtarz, a tym czym się ostatnio zajmujesz?

- Wiem, że nie partycypowałem za bardzo podczas waszych igraszek na plaży, ale też byłem przy znalezieniu Sorii, bracie. A tak… - Otto wziął głębszy oddech - Pomogłem Sigismundusowi odnaleźć ołtarz Oster razem z jego strażnikiem, darami i zwojami zawierającymi tajną wiedzę, zainicjowałem plan, aby wmieszać Sorie w populację miasta, rozpoznałem piątkę potencjalnych nowych kultystów w hospicjum i razem z Pirorą, Sorią i Fabienne wydostaniemy wkrótce trójkę z nich. - Otto nie przechwalał się tą listą, bardziej starał się wymienić wszystko, żeby nie zanudzać niepotrzebnie rozmowy - A co do imprezy u Pirory… nie sądziłem, że masz tego typu ciągoty.

Joachim rozszerzył oczy, zaskoczony. Wyglądało na to, że Otto ma osiągnięcia nie gorsze od niego, jeśli nie lepsze.
- No to gratulacje, mamy już w takim razie dwa ołtarze z 4, ja teraz zajmuje się odnalezieniem tego mi najbliższego. I mówisz że odnalazłeś aż 3 potencjalnych rekrutów w tym hospicjum? A wiesz, czy mają skłonności do konkretnych z naszych patronów?

Zaś co do moich ciągot….- zawahał się na chwilę, nieco zawstydzony.
- Przyjemności cielesne nie są dla mnie najważniejsze, ale to nie oznacza, że nie mają swoich zastosowań, byłem ciekaw tych praktyk.

- Dobrze jest poszerzać horyzonty. - zapewnił mnich - Co do skłonności. Jedna jest powiązana z Soren. Więc, Pirora i Soria ją przygarną. Druga ewidentnie słyszy Norrę, więc zobaczymy co z nią wyjdzie. Trzeci… może być po prostu zwykłym rozbójnikiem z kłopotami kontroli. Był jeszcze jeden, ale niestety nie żyje, umarł u Sigismundusa. Ten słyszał Oster. Mam jeszcze jednego, od Vesty, ale on ciągle jest w hospicjum. Obserwuje go bo ostatnio miał spokojny dzień.

- Hm, Vesty powiadasz? Chętnie bym się dowiedział o nim coś więcej w takim razie, może nawet spotkał. I jak trudno jest ich wydostać? - Joachim ewidentnie zainteresował się pozyskaniem ewentualnego współwyznawcy.

- Nie, jeżeli sakwę masz większą niż rozsądek. - rzucił Otto - Natomiast wciągać tam magistra… może, by się udało. Musiałbym ustalić to z przeorem.

- Spróbuj namówić przeora bym mnie tam wpuścił, docenię to - odparł dobitnie czarodziej, nie chcąc odpuścić tego tematu.

- Sądzisz, że twoja magia, byłaby w stanie zgłębić umysł dotkniętych szaleństwem? Potrzebuje powodu ponad, "Spotkałem maga, chce poszturchać Georga laską. Płaci". - zaczął Otto - To jest miejsce leczenie, więc muszę go przekonać, że twoja obecność pomoże.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem