Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2023, 23:29   #5
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację





Zaczęło się niepozornie, od uroczystego pożegnalnego obiadu, którego kameralność była wywalczona w pocie, krwi i łzach. No, nie do końca "wywalczona" i nie do końca "w pocie, krwi i łzach", gdyż dumni mystriańscy mentorowie zapewne gotowi byliby ściągnąć Percivalowi de Sartre (dla przyjaciół jakich nie posiadał Percy'ego) gwiazdkę z nieba, więc wydukana prośba o nieorganizowaniu hucznej fety - która byłaby dla młodego adepta magicznych arkanów piekłem - została przyjęta w mgnieniu oka i bez większego oporu. Percy niewiele pamiętał z obiadu, jeszcze mniej jedząc i tylko przesuwając strawę po talerzu, zbyt podekscytowany prędko nadchodzącym początkiem studiów na pozawymiarowym Uniwersytecie Strixhaven, na które to był przygotowywany praktycznie odkąd pamiętał.

Percival de Sartre bowiem nie był ani urodziwy, ani silny, ani charyzmatyczny, ani w żaden sposób zasługujący na szlachetne nazwisko noszone przez magnatów cieszących się praktycznie monopolem na poławianie pereł w Neverwinter, ale tam gdzie Matka Natura i geny poskąpiły, tak wyrównały - by nie powiedzieć pobłogosławiły - w sferze intelektualnej. De Sartre nadrabiał jakiekolwiek fizyczne braki (a było ich wiele) swoim intelektem, ostrym niczym najlepsza stal, dodatkowo zahartowanym podczas lat pod opieką mystriańskiego kościoła. Talent magiczny płynął mocnym strumieniem w żyłach Percivala - liczni mentorzy wróżyli mu świetlaną przyszłość po Strixhaven, a pierwsze jego teorie na temat mechaniki astralnej obwoływali przełomowymi. Wielkie było ich rozczarowanie, gdy Percy oznajmił im, że po ukończeniu studiów zamierzał ubiegać się o członkostwo w mało prestiżowym Zakonie Skrybów.

Mystrianie jednak nie mogli już nic na to poradzić. Mogli jedynie życzyć mu powodzenia i patrzeć, jak młody adept wstępuje w świetlisty półokrąg, który przetransportował go w mgnieniu oka do Świecowej Twierdzy, największego repozytorium wiedzy Wybrzeża Mieczy, gdzie czekał na niego kolejny, o wiele bardziej zaawansowany portal.

Portal, który prowadził do wszystkiego, czego pragnął Percival de Sartre.




UGH!

Percy wylądował na piaskowcu ze stękiem, w duchu dziękując Mystrze za brak apetytu przy obiedzie. Żołądek groził mało przyjemną rewolucją bynajmniej tylko z racji ekscytacji, która wprawiała w drżenie chudą sylwetkę od świtu, ale i międzywymiarowa teleportacja robiła tutaj swoje, okazując się mało przyjemnym doświadczeniem. De Sartre teoretycznie wiedział czego się spodziewać, gruntownie przestudiowawszy działa i traktaty o tejże poddziedzinie magii konjuracyjnej, lecz teoria w tym wypadku nie była w stanie przygotować go na praktyczne warunki. Otrzepując i wygładzając odzienie, Percival z jednej strony nie miał najmniejszej ochoty na powtórkę z rozrywki, a z drugiej naukowa dociekliwość miała ochotę sprawdzić, czy fizyczne reakcje na międzywymiarowe skoki miały okazać się lżejsze, im bardziej organizm był doń przyzwyczajony. Pogrążony w tychże rozmyślaniach, de Sartre nawet nie zarejestrował odruchowego ustawienia się w kolejce, przynajmniej dopóki nie wręczono mu mundurka i nie wskazano przebieralni, oferującej nieco prywatności.

Strach na wróble — Percy bąknął, gdy już przywdział szkolny uniform, przeglądając się w lustrze.

Ciężko było się mu nie zgodzić z tym mianem, jakie przypięli mu świątynni nowicjusze. Pospolita do bólu twarz, w górnych partiach obramowana niedbałą grzywą czarnych włosów, przechodziła w nieco zbyt długą szyję i jeszcze bardziej nienaturalnie wydłużoną sylwetkę, przywodzącą na myśl właśnie ową kukłę mającą odstraszać ptasie szkodniki. Od stóp do głowy proporcje były po prostu dziwne, jakby zgrabność rys wszelakich naszkicowana była pijacką dłonią. Tu dodaj, tam ujmij, genetyka spłatała Percivalowi nie lada figla. Aparycją przypominał pustelnika skręconego klątwą czasu czy skrybę który całe dnie spędzał między księgami, a to, że posturą zazwyczaj sprawiał wrażenie, jakby chciał się wtopić w tło niczym patyczak, tylko potęgowało tą całą myszowatość czy inną niepozorność, niejako narzuconą mu przez los. De Sartre, którego relacja z obiektywnymi prawdami była mocno rozwinięta, nigdy nie przejmował się swoją aparycją. I nie zamierzał zaczynać.

Zwłaszcza tutaj, gdy - wygładziwszy mundurek i odetchnąwszy głęboko - skierował kroki w stronę Bibliopleksu, w ślad za masą innych świeżych studentów. Nie przejmował się wtedy już niczym, zbyt zaabsorbowany podziwianiem wszystkiego wokół z rozdziawionymi ustami i, co było dla adepta nietypowe, pustką w głowie wypełnioną tylko szczerym zachwytem i płomieniem ekscytacji. Chłonąc wszystko iskrzącym spojrzeniem, Percival okręcał głowę w każdą stronę, jakby chciał przeciwstawić się ludzkim możliwościom i oglądać wszystko naraz, dłonie zaciskając na pasie torby przewieszonej przez tors tak mocno, że aż bielały mu knykcie. Dopiero gdy ciężar złotej bransolety osiadł na nadgarstku znikąd, de Sartre wyrwał się z transu. Metaliczny głos już zupełnie otrzeźwił go z fascynacji widokami.

Percival nagle zmaterializowaną kartkę musiał łapać w ekwilibrystycznej pozie, zbyt skupiony na słowach powitania by w porę zauważyć pergamin. Już wyprostowany, w ciszy przestudiował skreślone słowa wskazówek, w bezwiednym geście skupienia przegryzając wargę. Zagadki przeczytał jeszcze dwa kolejne razy, tym razem zerkając znad papieru i wyławiając kolejne złote bransolety na nadgarstkach. Skrzywił się w duchu. Nie przepadał za grupowymi... cóż, za grupowym czymkolwiek, lecz jeśli takie były reguły tej gry, cóż poradzić.

"To tylko korelacja," Percival sarknął w myślach, gdy jego nowi towarzysze z drużyny zaczęli wymieniać się błędnymi teoriami, że cele poszukiwań łączyły się w jakiś sposób z Kolegiami. Odchrząknął, ściskając pergamin.

N-n-nie, mylicie się — oznajmił bezceremonialnie, skacząc spojrzeniem z jednej nieznajomej twarzy na drugą. — Korelacja nie od razu oznacza przyczynowość, to podstawy nauki, zwykły p-p-przypadek że wskazówek jest t-t-t-tyleż samo, co Kolegiów. Głos przecież m-mówił że prow-w-wadzą do miejsc w Bibliopleksie. N-n-nie Kolegiach. Do których ch-ch-chyba nawet p-pierwszacy nie mają wstępu.

Na wzmiankę o głosie machnął dłonią, jakby chciał wskazać nieistniejące jego źródło. Spąsowiał, gdy dłoń nieumyślnie trąciła eladrinkę i wymamrotał prędko przeprosiny. Percy wbił szare spojrzenie w czubki własnych butów.

T-t-t-t-to będzie t-tak — odezwał się już w niższych rejestrach, przyciskając pergamin do piersi. — Jedynka to jakiś portal, m-m-może jeden z t-tych kręgów? T-trójka to stołówka, może kafeteria? Gdzieś, g-g-gdzie będzie jadło. Czwórka to ogr-rody bądź szklarnie, a piątka chyba jest o-o-oczywista, tak? T-t-teatr. Albo aula.

Zamilkł, dwójkę co do której nie był pewien pomijając milczeniem. Po chwili przypomniał sobie, że zapomniał o kulturze osobistej.

Percivaldesartre — wyrzucił na prawie że bezdechu. Przełknął ślinę, pąsowiejąc jeszcze bardziej i uparcie podziwiając piaskowiec pod stopami. — Aaalbo Percy.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 11-02-2023 o 23:34.
Aro jest offline