Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-02-2023, 11:53   #1
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Strixhaven - Rok I

Zaczęło się niepozornie. List z akademii i załącznik opisujący miejsce do którego należy się udać. W jednym wypadku był to krąg z kamiennych menhirów, innym razem trzeba było wyrysować symbol trójkątów wpisanych w kwadraty na piasku pustyni. W jeszcze innym trzeba było zanurzyć się pod taflą wody podziemnym jeziorze. Dla kilkorga ze studentów portal otworzył się w ogromnym lustrze. Jednak nie miało to znaczenia. To znaczy z późniejszej perspektywy nie miało to znaczenia.

Portal sprawiał wrażenie jakby przeciągał kogoś na siłę. Szarpał do przodu, lub do tyłu. Żołądek unosił się, bądź opadał. Aż w końcu wypluwał u celu.

Każdy ze studentów lądował na kamiennej posadzce ze szlifowanego piaskowca. Wielu miało świadomość, że był to kamień rzadki i drogi. A tutaj wydawał się powszechny. Plac był ogromny, a istoty zebrane na placu były niesamowite swej niesamowitości. Zaostrzone uszy były najpopularniejszą cechą czarodziejów. Jednak o tyle o ile wokół było zatrzęsienie ludzi i elfów, to wzrok przyciągały inne ewenementy. Wyróżniał się niebieskoskóry demon z rogami i kopytami, który na ramieniu miał wielki młot. Obuch w młócie zastąpił ogromny fioletoy kryształ wokół którego kolejne mniejsze kryształy unosiły się wbrew regułom grawitacji. Dalej był centaur, który wdał się w dyskusję z istotą wyglądającą jak przerośnięta mrówka. Owa mrówka w lewej parze rąk dzierżył laskę, a w prawej kulę zaklęć i księgę. Nieco dalej dwóch orków o coś się kłóciło. Jeden z nich miał czerwoną niczym krew skórę, co wyraźnie odróżniało go od zielonoskórego kolegi.

Wokół biegała też całą masa różnego rodzaju fauny. Kruki, nietoperze, pseudosmoki, orły. W powietrzu trzepot skrzydeł był ogłuszający. A między nogami i kopytami przybyłych biegały koty, jaszczurki, łasice, szczury… Trudny do opisania harmider. Nie wiadomo skąd poszła fama, że należy ustawić się w kolejkach, bo coś rozdają.

Faktycznie, każdy otrzymywał mundurek, dwie książki i kilka innych przydatnych na uczelni drobiazgów, po czym proszono go do wydzielonej przestrzeni, gdzie każdy mógł się przebrać bez narażania na wzrok innych studentów.

Przebrani w nowe ubrania mieli udać się do Biblioplexu. Każdy wiedział, że jest to budynek w którym można się uczyć i czytać książki. Każdy ze studentów wiedział, że Biblioplex jest duży. Do niektórych docierało to, że musiał być dość duży, żeby pomieścić smoki. Jednak chyba nikt nie wyobrażał sobie budynku w tej skali gdy znaleźli się na długim chodniku prowadzącym w stronę centralnego budynku kampusu.



- O rany, ale to wielkie - powiedział jeden z nowoprzebranych studentów do drugiego.
- Spoko, mają tu służebne gobliny, zobacz - dla podkreślenia tych słów podał otrzymane księgi stojącemu na uboczu goblinowi nieokreślonej płci.
- Ale chyba nie ma ich zbyt wiele - mówił pierwszy z dwójki rozglądając się niepewnie wokół.

Tutaj na drodze do celu robiło się coraz luźniej. Na plac za nimi cały czas przybywali nowi uczniowie z kolejnych portali, ale najwyraźniej wielu opuszczała odwaga gdy mieli ruszyć przodem do domeny smoków.

Mundurki miały formy luźnych szat. Zakrywały całe ciało, jednak nie krępowały ruchów. Ci, którzy musieli przepłynąć do swoich portali najczęściej nie zostawili pod nimi ubrań. Natomiast niektórzy z powodzeniem ukrywali pod nimi zbroje. Miecze czy tarcze nie były powszechne wśród przybyłych, jednak dawało się je zauważyć. Raczej nikt nie miał hełmów na głowie, a ci którzy w nich byli szybko zostali “Zakutymi Łbami”. Gdy wszyscy byli już w jednolitych strojach, to różne dziwne istoty już nie zwracały na siebie uwagi tak bardzo. Choć mundurek studenta zakończony głową słonia lub tygrysa nadal powodował, że u niektórych pojawiala się gęsia skórka.

W końcu wokół nich pojawiły się zabudowania. Było to pełnoprawne miasto, na które nikt nie zwrócił uwagi ze względu na ogromny kompleks biblioteki. Między studentami dało się słyszeć jedynie:
- Tutaj będziemy mieszkać. Nie, nie śpi się w Biblioplexie. Tak, są tu knajpy.
- Już nie mogę doczekać się imprez -
rzucił ktoś.
- Co to jest imprez? - niskim głosem zadudnił człowiek-słoń.
- Ha, trzymaj się z nami to nie zginiesz - mówił krasnolud, którego połowa głowy była wygolona i pokryta tatuażami.

Kampus był w pełni samowystarczalnym miastem rozrastającym się wokół ogromnego budynku w centrum. Wszystko to znajdowało się na unoszącej się w przestrzeni skale. Skale tak wielkiej, że z miasta nie było widać jej brzegów. Od ogromnej skały odchodziły mosty, takie jak ten którym przyszli. Wielu studentów wiedziało, że to drogi do konkretnych Kolegiów powiązanych z konkretnymi smokami. Nie mogli jedynie dopuścić do siebie myśli, że kolegia są podobne rozmiarami do Biblioplexu.

Świątynia mądrości przed jaką stali była stworzona z białego marmuru. Dopiero ze szczytu schodów można było znów dojrzeć brzegi latającej skały. U podstawy chodów znajdowały się w kilku miejscach okręgi przywołań.

- Ty, zobacz - powiedział zielonoskóry ork do centaura - kręgi przywołań. Zrobisz rozróbę, a ze środka wyskakują demony, żeby cię porwać wprost na siódmy krąg piekieł!

Centaur się wzdrygnął. W tym czasie zaś jeden z aasimarów podszedł do kręgu. Zrobił krok do jego wnętrza. Zamknął oczy i zniknął. Centaur i ork przełknęli głośno ślinę. Przerażenie pojawiło się na ich twarzach.

- Tam jest - ciemnowłosy człowiek, który wcześniej oddał swoje rzeczy goblinowi wskazał palcem szczyt schodów. Aasimar tam właśnie się pojawił i kroczył z wypiętą piersią do wnętrza kompleksu.
- wy wieśniaki nawet nie wiecie co to są udogodnienia dla niepełnosprawnych - machał przy tym głową z pogardą.

W końcu kolejna szóstka przekroczyła progi uczelni. Na ich nadgarstkach z wyraźnym dźwiękiem magii kreacji pojawiły się świecące żółtym światłem bransoletki.

“Zapraszamy do naszej gry interakcyjnej dla studentów pierwszego roku”

Rozległ się wysoki metaliczny głos wokół nich. Po lewej i po prawej znajdowało się coś wyglądającego jak kafeteria lub inny rodzaj sklepu. Jednak był niemal pusty.

“Zapraszamy do Holu Wyroczni.”

Nie mając specjalnie wielkiego wyboru grupa oznaczona żółtymi bransoletkami postąpiła kilka kroków do przodu, przez ogromne drzwi z przedsionka do wnętrza kompleksu. Przestrzeń pod kopułą mogła wywołać lęk. Nikt z zebranych nie był dotąd wewnątrz tak ogromnej budowli. Okna były wyższe niż najwyższe budowle w otaczającym Biblioplex miasteczku. Na samym środku stało coś, co można byłoby uznać za samodzielną świątynię, gdyby stali gdzieś pod gołym niebem, Wszystko to tworzyło pewną aurę boskości, która zstąpiła do nich, by dotknąć ich swą dłonią. By podzielić się mocą.

"Wspaniali mędrcy proszę o uwagę. Jesteście teraz uczniami na Uniwersytecie Strixhaven, a ten piękny piętrowy budynek w którego wnętrzu się znajdujecie to Biblioplex. Będzie on waszym domem na czas nauki i badań, a nawet w czasie wolnym. Zostało wam ostatnie zadanie do zrealizowania zanim będziecie mogli uznać się za pełnoprawnych studentów. Polowanie grzebaczy!"

Przy ostatnim słowie spokojny głos przywodzący na myśl starszego, otyłego pana z brodą wybuchł nagle pełnym emocji okrzykiem. A przed zebranymi z niczego zaczęły materializować się kartki z drobnym pismem.

"Zasady są proste"

Głos kontynuował po chwili. Przy okazji okazało się, że sześcioosobowych grup jest dużo. Różniły ich bransoletki połyskujące na różne kolory

Każda wskazówka na tej liście zaprowadzi was w inne miejsce Biblioplexu. Po prostu musicie iść we wskazane miejsce i wykonać czynność zasugerowaną przez wskazówki. Śpieszcie się. Czas jest kluczowy, bo musicie zdążyć do zachodu słońca.

Po chwili dodał:

Rozwiążcie ile się da, bo w każdym miejscu czekają nagrody!

Teraz mieli chwilę, żeby zerknąć na swoje zwoje.

Wskazówka 1. Zapomnisz o wszelkich kłopotach
gdy zrobisz krok i uwięźniesz w świetlanych obłokach.

Wskazówka 2.Komisja Absolwentów pracuje na emeryturę się kierując,
Nowe pokolenia magów niezmiennie inspirując.

Wskazówka 3. Każda grupa zasługuje na darmową nagrodę za swój trud
Podaj tę listę i ciesz się czymś, co zaspokoi głód.

Wskazówka 4. Te liściaste klomby nie zawsze są tym, czym się wydają.
Pogłaskaj je i zobaczysz, co dają.

Wskazówka 5. Niektóre gwiazdy są trwałe, jasne, starożytne.
Ale inne — może ty! — ze sceny prezentują dzieła ambitne.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 07-02-2023, 16:43   #2
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Złotowłosy chłopiec nie mógł uwierzyć w magię którą widział dookoła. Słowa rodziny nie mogły w żaden sposób przygotować do zderzenia z rzeczywistością. Gdy siostra mówiła że Biblioplex jest większy niż rodzinna posiadłość myślał o pałacu królewskim, nie czymś co może pomieścić takich pałaców tuzin i więcej. Oszołomiony ledwo zauważył że wszedł do środka, a na jego nadgarstku pojawiła się bransoletka, podobnie jak na kończynach innych uczniów.

Nie mógł też uwierzyć że nikt z rodziny nie dał mu żadnych rad na temat początkowej gry, ani że nawet nie przebąkneli nic na temat jej istnienia. Może nie miała większego znaczenia? Może co roku była inna? A może ojciec zabronił im o niej mówić “by wszystko było uczciwe i honorowe?”. Nie miało to większego znaczenia, w tej chwili ważne było to że czuł ekscytację, ale też niepokój. To był pierwszy raz od wielu lat kiedy był zdany na siebie i nie miał żadnego nauczyciela, czy starszego członka rodziny wskazującego mu drogę. Albo ograniczającego jego możliwość wyboru.

Stanął na palcach, starając się wypatrzyć w tłumie jakąś familiarną twarz, ale niczego nie zauważył. Westchnął delikatnie i ukradkiem spojrzał po innych rówieśnikach, oznaczonych tym samym kolorem. W końcu zebrał się na odwagę i przerwał krępującą ciszę.

- Nazywam się Tigial Virbiar, piąte dziecię domu Virbiar, syn Lorda Virbriara, z łaski Niebios kapłana i wybrańca Wiary. - wymówił formułkę, wyciągając przy tym dłoń, wierzchem do góry, tak jakby miał na niej pierścień czekający na pocałunek od kogoś o niższym statusie. W całej przemowie najbardziej uwagę przykuła jego twarz, a nie słowa które wypowiedział. Oczy z tęczówkami wyglądającymi jak dwa jeziorka stopionej platyny i długie włosy w kolorze czystego złota ułożone w nieładzie który nie mógł być przypadkowy. Twarz perfekcyjnie symetryczna, w sposób w jaki artysta mógł przedstawić anioła, a nie śmiertelnika. Chłopiec przechylił głowę, jakby zobaczył coś niezwykle interesującego, łamiąc tą symetrię i gładkim ruchem obrócił dłoń pionowo, jak do typowego, męskiego uścisku.

- Ale dla przyjaciół wystarczy Tig. - powiedział, przywołując przy tym na twarz uśmiech którego mogłoby pozazdrościć słońce.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 07-02-2023 o 16:58.
Zaalaos jest offline  
Stary 10-02-2023, 18:13   #3
 
Elenorsar's Avatar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Nareszcie nadszedł dzień, którego tak wyczekiwała. Bursztymowo oka goblinka nie mogła powstrzymać ekscytacji, gdy dostała list z akademii wraz z załącznikiem. Oznaczało to wkroczenie na nowy etap życia, coś do czego przygotowywała się bardzo intensywnie w ostatnim czasie.

Obraz, który zobaczyła po drugiej stronie portalu zaparł jej dech w piersiach. W porównaniu z tym, co do tej pory widziała w klasztorze, a tym bardziej z tym co wcześniej widywała w, nazwijmy to, domu... nie, tego w żaden sposób nie dało się porównać. To było całkowicie coś innego, coś czego nie mogła się spodziewać, mimo opowiadań jakie usłyszała wcześniej o tym miejscu. Zwyczajnie jej umysł nie potrafiłby tego wytworzyć mimo jej bardzo bujnej wyobraźni.

Różnorakość istot także przytłaczała. Co prawda znała bardzo wiele gatunków i ras, jednak jedynie z książek, ich opisów i rysunków. Na żywo nie miałam okazji poznać świat zbyt mocno, toteż jej wzrok łapał wszystko co mógł ze zdwojoną siłą. Szczególnie jej oczy zawiesiły się dłużej, gdy zobaczyła innego przedstawiciela swojego gatunku. Pierwszy raz w życiu zobaczyła swojego pobratymca i chyba dopiero w tym momencie dotarło do niej, że będzie mogła się z kimś zapoznać, zaprzyjaźnić, a może i coś więcej, z kimś ze swojego gatunku.

Zadowolona po przebraniu w świeże ubrania i z nowym wyposażeniem, które dostała, ruszyła przed siebie pewna, że nic ją nie zaskoczy. Jakże się myliła. Przed sobą zobaczyła to, o czym marzyła, gdy tylko o tym usłyszała. Biblioplex. Budynek, on którym przeczytała chyba wszystko, a jednak jego widok był czymś niesamowitym. Przeolbrzymi budynek nieco osaczył dziewczynę. Nie była przyzwyczajona do takiej skali. Na szczęście, lub też nie, z konsternacji nad tym co ujrzała, wybił ją jakiś chłopak, przebrany jak ona sama, który uznał ją za tutejszego sługę. Z przyzwyczajenia do swojej roli, jaką między innymi spełniała w klasztorze, skineła głową potakuąco i bez sporów przejęła książki od nieznajomego i stała tak obładowana już dwoma kompletami. Po chwili, niezbyt wiedząc co powiedzieć, zwyczajnie odstawiła księgi w pustkę obok siebie, a te zawisły w niej i podążały razem z nią.

Miasto, w którym się znaleźli, także było dla niej nowością. Do tej pory udało jej się raz odwiedzić najbliższe siebie miasto, gdzie nie pozowlono jej oddalać się ani na krok, a teraz z trudem powstrzymywała się, aby odwiedzić każdy możliwy sklep, który dało się ujrzeć z miejsca, gdzie szli. Nareszcie zobaczyła mosty i Kolegia. Natychmiast spojrzała w stronę tego, na którym jej tak należało. Był dokładnie taki jak sobie wymażyła. Jeszcze chwila i się tam znajdzie, od razu chciała skierować się właśnie tam, ale zanim to zrobiła usłyszała głos, który zachęcał do pierwszej rywalizacji. Tak, możliwość wykazania się, dała jej werwy. Z uwagą wysłuchała wskazówek i wyryła je sobie w pamięci.

W tedy odezwał się on. Chłopak zupełnie inny wyglądem niż ona. Pierwsze co rzucało się w oczy, to różna skóra. Ona była zielona, ze spiczastymi uszami, a jej twarz była trochę poraniona. Nawet nie pamiętała już skąd one się wzięły. Po prostu je miała. Niezbyt rozumiała o czy mówił czlowiek, którego widziała, ale chyba miało być to przywitanie, co oceniła po tym, gdy zobaczyła jego wyciągniętą rękę oraz usłyszała imię... chyba.

- A ja jestem Vrorbeenqea. - Powiedziała twardo i uścisnęła wyciągniętą dłoń, a przyzwyczajona do tego, że ludziom ciężko jest wypowiedzieć jej imię dodała. - Ale wystarczy Ror.

Po wymienieniu uprzejmości, Vrorbeenqea natychmiast, pewna siebie zaczęła myśleć nad zadaniem.

- Pięć zadań. Pięć Kolegiów. Każde z nich może dotyczyć innego z nich. Jak uda nam się przyporządkować zadanie do Kolegium, może łatwiej będzie nam je rozwiązać.

Aby sobie lepiej wyobrazić, które zadanie najlepiej będzie pasowało do jej Kolegium, spojrzała w jego stronę, lecz zamiast myśleć o zadaniu, rozmarzyła się, jak idzie w jego stronę i zapoznaje jego wszystkie tajemnice.
 
Elenorsar jest offline  
Stary 11-02-2023, 20:03   #4
 
Shartan's Avatar
 
Reputacja: 1 Shartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumny
Stojąc samotnie nad brzegiem jeziora zaczął nieco się nieco niepokoić, był bowiem sam. Spodziewał się w miejscu wskazanym w liście pojawi się więcej osób, a nie było tu nikogo. Zaczął już zastanawiać się czy przypadkiem nie pomylił miejsca spotkania i w tym momencie pojawiło się olbrzymie lustro. Po chwili dostrzegł kilka osób, które dosłownie wbiegły w lustrzany portal. Następnie sam również przez niego przeszedł Było, to bardzo nieprzyjemne. Nic nie wskazywało na to, że polubi podróże teleportacyjne, a wiele wskazywało, że będzie ich szczerze nie cierpiał.

Kiedy wylądował na kamiennej posadzce ze szlifowanego piaskowca pierwszą rzeczą, która rzuciła mu się w oczy była różnorodność ras jak i sporo zwierzaków w pobliżu. Nie miał wątpliwości trafił do Strixhaven. Po chwili ustawił się w tworzącej się kolejce gdzie otrzymał podręczniki, a następnie przebrał się w mundur szkoły Strixhaven.

Udał się do Biblioplexu jak mu kazano. Jego dziadek mówił mu, że budynek jest duży, ale to było mało powiedziane on był po prostu ogromny. Ruszył przed siebie w kierunku budynku. Bardzo chciał zobaczyć smoki. Jednak sama uczelnia również ciekawiła. Rozglądał się zatem po niej. Kampus był w pełni funkcjonalnym miastem. W pierwszej chwili nie zwrócił na to, uwagi, bo wielkość Biblioplexu, to nieco przesłoniła. Przechodził obok grupki, która zaczęła mówić o imprezach.
- Tylko jak już będziecie już ją urządzać, to nie zapomnijcie mnie na nią zaprosić.
Miał zamiar porozmawiać z tymi osobami, ale właśnie wtedy na jego nadgarstku pojawiła się żółta bransolera.
- A, co to?
Po chwili otrzymał odpowiedź na zadane pytanie.
- Gra, zatem grajmy.
Przeszedł kilka kroków po czym znalazł się w wewnątrz kompleksu. Jak na razie bardzo mu się tu podobało, prawie zapomniał już o tej nieprzyjemnej podróży przez portal. Nie wracał już do tego myślami, bo teraz należało skoncentrować się na grze zwanej polowaniem grzebaczy.

Dostrzegł, że inne grupki również mają bransolety zatem wyglądało na to, że będzie, to gra grupowa, a nie indywidualna jak początkowo sądził. Kiedy dowiedział się, że każda wskazówka w grze zaprowadzi w inne miejsce uznał, że nie ma szans zaliczyć wszystkich do wschodu słońca, ale wtedy przypomniał sobie jak jeden z uczniów korzystał z portalu po czym nazwał innych wieśniakami. Uznał, że w obrębie uczelni muszą istnieć portale przenoszące na dalsze odległości.

Informacja o tym, że na każdym miejscu będą czekać nagrody sprawiła, że chłopak chciał jak najszybciej rozpocząć grę. Zerknął na zwój i przeczytał wskazówki, ale w tej chwili w głowie miał dosłowną pustkę. Musiał się bardziej skupić. Zaczął czytać ponownie wskazówkę po czym usłyszał głos jakiegoś blondyna, który odciągnął chwilowo jego uwagę od zwoju. Po chwili do Tiga podeszła goblinka i uścisnęła jego dłoń. Podszedł do tej dwójki.
- A ja nazywam się Donovan Crouch. Możecie mówić do mnie Donovan albo Don. To nie problem. Już przyporządkowałem wskazówki do konkretnych kolegiów, ale jeszcze nie odgadłem miejsc do których one kierują.
Spojrzał na zwój i zaczął znów go czytać. Chyba udało mu się odgadnąć miejsce z jednej wskazówki. Pozostały jeszcze cztery, o ile jedną wskazówkę odgadł prawidłowo.
 

Ostatnio edytowane przez Shartan : 11-02-2023 o 22:10.
Shartan jest offline  
Stary 11-02-2023, 23:29   #5
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację





Zaczęło się niepozornie, od uroczystego pożegnalnego obiadu, którego kameralność była wywalczona w pocie, krwi i łzach. No, nie do końca "wywalczona" i nie do końca "w pocie, krwi i łzach", gdyż dumni mystriańscy mentorowie zapewne gotowi byliby ściągnąć Percivalowi de Sartre (dla przyjaciół jakich nie posiadał Percy'ego) gwiazdkę z nieba, więc wydukana prośba o nieorganizowaniu hucznej fety - która byłaby dla młodego adepta magicznych arkanów piekłem - została przyjęta w mgnieniu oka i bez większego oporu. Percy niewiele pamiętał z obiadu, jeszcze mniej jedząc i tylko przesuwając strawę po talerzu, zbyt podekscytowany prędko nadchodzącym początkiem studiów na pozawymiarowym Uniwersytecie Strixhaven, na które to był przygotowywany praktycznie odkąd pamiętał.

Percival de Sartre bowiem nie był ani urodziwy, ani silny, ani charyzmatyczny, ani w żaden sposób zasługujący na szlachetne nazwisko noszone przez magnatów cieszących się praktycznie monopolem na poławianie pereł w Neverwinter, ale tam gdzie Matka Natura i geny poskąpiły, tak wyrównały - by nie powiedzieć pobłogosławiły - w sferze intelektualnej. De Sartre nadrabiał jakiekolwiek fizyczne braki (a było ich wiele) swoim intelektem, ostrym niczym najlepsza stal, dodatkowo zahartowanym podczas lat pod opieką mystriańskiego kościoła. Talent magiczny płynął mocnym strumieniem w żyłach Percivala - liczni mentorzy wróżyli mu świetlaną przyszłość po Strixhaven, a pierwsze jego teorie na temat mechaniki astralnej obwoływali przełomowymi. Wielkie było ich rozczarowanie, gdy Percy oznajmił im, że po ukończeniu studiów zamierzał ubiegać się o członkostwo w mało prestiżowym Zakonie Skrybów.

Mystrianie jednak nie mogli już nic na to poradzić. Mogli jedynie życzyć mu powodzenia i patrzeć, jak młody adept wstępuje w świetlisty półokrąg, który przetransportował go w mgnieniu oka do Świecowej Twierdzy, największego repozytorium wiedzy Wybrzeża Mieczy, gdzie czekał na niego kolejny, o wiele bardziej zaawansowany portal.

Portal, który prowadził do wszystkiego, czego pragnął Percival de Sartre.




UGH!

Percy wylądował na piaskowcu ze stękiem, w duchu dziękując Mystrze za brak apetytu przy obiedzie. Żołądek groził mało przyjemną rewolucją bynajmniej tylko z racji ekscytacji, która wprawiała w drżenie chudą sylwetkę od świtu, ale i międzywymiarowa teleportacja robiła tutaj swoje, okazując się mało przyjemnym doświadczeniem. De Sartre teoretycznie wiedział czego się spodziewać, gruntownie przestudiowawszy działa i traktaty o tejże poddziedzinie magii konjuracyjnej, lecz teoria w tym wypadku nie była w stanie przygotować go na praktyczne warunki. Otrzepując i wygładzając odzienie, Percival z jednej strony nie miał najmniejszej ochoty na powtórkę z rozrywki, a z drugiej naukowa dociekliwość miała ochotę sprawdzić, czy fizyczne reakcje na międzywymiarowe skoki miały okazać się lżejsze, im bardziej organizm był doń przyzwyczajony. Pogrążony w tychże rozmyślaniach, de Sartre nawet nie zarejestrował odruchowego ustawienia się w kolejce, przynajmniej dopóki nie wręczono mu mundurka i nie wskazano przebieralni, oferującej nieco prywatności.

Strach na wróble — Percy bąknął, gdy już przywdział szkolny uniform, przeglądając się w lustrze.

Ciężko było się mu nie zgodzić z tym mianem, jakie przypięli mu świątynni nowicjusze. Pospolita do bólu twarz, w górnych partiach obramowana niedbałą grzywą czarnych włosów, przechodziła w nieco zbyt długą szyję i jeszcze bardziej nienaturalnie wydłużoną sylwetkę, przywodzącą na myśl właśnie ową kukłę mającą odstraszać ptasie szkodniki. Od stóp do głowy proporcje były po prostu dziwne, jakby zgrabność rys wszelakich naszkicowana była pijacką dłonią. Tu dodaj, tam ujmij, genetyka spłatała Percivalowi nie lada figla. Aparycją przypominał pustelnika skręconego klątwą czasu czy skrybę który całe dnie spędzał między księgami, a to, że posturą zazwyczaj sprawiał wrażenie, jakby chciał się wtopić w tło niczym patyczak, tylko potęgowało tą całą myszowatość czy inną niepozorność, niejako narzuconą mu przez los. De Sartre, którego relacja z obiektywnymi prawdami była mocno rozwinięta, nigdy nie przejmował się swoją aparycją. I nie zamierzał zaczynać.

Zwłaszcza tutaj, gdy - wygładziwszy mundurek i odetchnąwszy głęboko - skierował kroki w stronę Bibliopleksu, w ślad za masą innych świeżych studentów. Nie przejmował się wtedy już niczym, zbyt zaabsorbowany podziwianiem wszystkiego wokół z rozdziawionymi ustami i, co było dla adepta nietypowe, pustką w głowie wypełnioną tylko szczerym zachwytem i płomieniem ekscytacji. Chłonąc wszystko iskrzącym spojrzeniem, Percival okręcał głowę w każdą stronę, jakby chciał przeciwstawić się ludzkim możliwościom i oglądać wszystko naraz, dłonie zaciskając na pasie torby przewieszonej przez tors tak mocno, że aż bielały mu knykcie. Dopiero gdy ciężar złotej bransolety osiadł na nadgarstku znikąd, de Sartre wyrwał się z transu. Metaliczny głos już zupełnie otrzeźwił go z fascynacji widokami.

Percival nagle zmaterializowaną kartkę musiał łapać w ekwilibrystycznej pozie, zbyt skupiony na słowach powitania by w porę zauważyć pergamin. Już wyprostowany, w ciszy przestudiował skreślone słowa wskazówek, w bezwiednym geście skupienia przegryzając wargę. Zagadki przeczytał jeszcze dwa kolejne razy, tym razem zerkając znad papieru i wyławiając kolejne złote bransolety na nadgarstkach. Skrzywił się w duchu. Nie przepadał za grupowymi... cóż, za grupowym czymkolwiek, lecz jeśli takie były reguły tej gry, cóż poradzić.

"To tylko korelacja," Percival sarknął w myślach, gdy jego nowi towarzysze z drużyny zaczęli wymieniać się błędnymi teoriami, że cele poszukiwań łączyły się w jakiś sposób z Kolegiami. Odchrząknął, ściskając pergamin.

N-n-nie, mylicie się — oznajmił bezceremonialnie, skacząc spojrzeniem z jednej nieznajomej twarzy na drugą. — Korelacja nie od razu oznacza przyczynowość, to podstawy nauki, zwykły p-p-przypadek że wskazówek jest t-t-t-tyleż samo, co Kolegiów. Głos przecież m-mówił że prow-w-wadzą do miejsc w Bibliopleksie. N-n-nie Kolegiach. Do których ch-ch-chyba nawet p-pierwszacy nie mają wstępu.

Na wzmiankę o głosie machnął dłonią, jakby chciał wskazać nieistniejące jego źródło. Spąsowiał, gdy dłoń nieumyślnie trąciła eladrinkę i wymamrotał prędko przeprosiny. Percy wbił szare spojrzenie w czubki własnych butów.

T-t-t-t-to będzie t-tak — odezwał się już w niższych rejestrach, przyciskając pergamin do piersi. — Jedynka to jakiś portal, m-m-może jeden z t-tych kręgów? T-trójka to stołówka, może kafeteria? Gdzieś, g-g-gdzie będzie jadło. Czwórka to ogr-rody bądź szklarnie, a piątka chyba jest o-o-oczywista, tak? T-t-teatr. Albo aula.

Zamilkł, dwójkę co do której nie był pewien pomijając milczeniem. Po chwili przypomniał sobie, że zapomniał o kulturze osobistej.

Percivaldesartre — wyrzucił na prawie że bezdechu. Przełknął ślinę, pąsowiejąc jeszcze bardziej i uparcie podziwiając piaskowiec pod stopami. — Aaalbo Percy.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 11-02-2023 o 23:34.
Aro jest offline  
Stary 12-02-2023, 07:31   #6
 
Shartan's Avatar
 
Reputacja: 1 Shartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumny
Chwilę po tym jak rozpoczął rozmowę z Tigiem i Ror dołączył do nich kolejny rozmówca.
- Nie chodzi o to, że miejsca miałyby prowadzić do kolegiów, tylko o to, że miejsca te wiążą się z danymi kolegiami. Pierwsza wskazówka dotyczy oczywiście kolegium Quandrix, którego siedziba znajduje się w obłokach, a we wskazówce też jest mowa o obłokach. To oczywiście mógłby być przypadek gdyby nie fakt, że pozostałe cztery miejsca również kojarzą się z czterema pozostałymi kolegiami. Czwarta wskazówka wiążę się z Witherbloom. Ogród albo szklarnia dobrze tu pasują, a przecież, to właśnie ich siedziba znajduje się na bagnach.
Lekko się uśmiechnął, bo dobrze odgadł, że we wskazówce piątej chodziło o teatr.

Teraz kiedy usłyszał tą samą odpowiedź z ust drugiej osoby był pewien, że dobrze odgadł.
- Osobiście stawiałbym na ogród, a teatr, to oczywiście miejsce reprezentujące Prismari. Druga wskazówka dotyczy kolegium Lorehold, a trzecia Silverquil. Stołówka może najmniej pasuje jako miejsce reprezentujące te kolegium w porównaniu do pozostałej czwórki, ale we wskazówce jest mowa o tym by podać listę by otrzymać nagrodę za swój trud, a na liście są przecież słowa, a dla tego kolegium są przecież najważniejsze. Dwójka, to oczywiście będzie Lorehold. Możesz mieć racje co do tego, że pierwsza wskazówka wiążę się z portalami, ale nie jestem do końca pewien. Sam raczej skłaniam się do tego, że miejscem o które chodzi jest planetarium.
Pozostała ostatnia wskazówka z którą najwyraźniej wszyscy mieli pewien kłopot, ale te krótka wymiana zdań sprawiła, że w głowie chłopaka pojawiła się odpowiedź. Być może prawidłowa.

Zaczerpnął nieco tchu.
- Odpowiedzią co do drugiej wskazówki będzie sala pamięci albo chwały. Miejsce w którym można spojrzeć na portrety absolwentów.
Może takie miejsce miało jakąś konkretną nazwę, ale jeśli tak, to wyleciało mu ono z głowy.
- Teraz przydałoby się jeszcze zdobyć plan Biblioplexu i wiedzielibyśmy do, którego miejsca udać się w pierwszej kolejności. Tak by udało się nam zaliczyć całą piątkę przed wschodem słońca.
Czekał teraz co powie Tig i Ror.
 

Ostatnio edytowane przez Shartan : 12-02-2023 o 07:33.
Shartan jest offline  
Stary 12-02-2023, 14:55   #7
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Percival bardzo dokładnie wysłuchał odpowiedzi Donovana, naprzemiennie skacząc spojrzeniem z czubków butów na chłopaka snującego swoje tezy. Twarz adepta pomarszczyła się, a brwi ściągnęły ku sobie gdy zaczął potrząsać głową na długo zanim Crouch skończył mówić w nader oczywistym wyrazie niezgody. De Sartre zaczął nawet przestępować z nogi na nogi, jakby niecierpliwiąc się oczekiwaniem na możliwość responsu.

To błąd konfirmacji! — Oznajmił, machając w rozemocjonowanym geście ściskanym papierem. — Int-t-t-terpretujesz wskazówki jako potwierdzenie twoich o-oczekiwań, t-t-t-to nie jest naukowe p-podejście! Il-l-l-l-luzja korelacji!

Percy sapnął, łapiąc oddech.

Ale tak, znajdźmy plan — pokiwał głową.
 
Aro jest offline  
Stary 12-02-2023, 14:56   #8
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację

Quezane od dłuższego czasu z wyraźną niecierpliwością wypatrywała pośród krystalicznych niebios Feywild śladu posłańca. Dobrze wiedziała, że jej wiek jest odpowiedni i wielkimi krokami zbliża się czas przybycia upragnionej wiadomości. Chwila zwiastująca początek ścieżki wiodącej ku spełnieniu wielkich ambicji i marzeń. Kiedy z dawna wyczekiwana sowa wreszcie zawitała w progi eladrinki lata, ta bezczelnie wyrwała jej list ze szponów i nie poświęcając ptakowi ani chwili dłużej, popędziła do swojego pokoju, by tam poza wzrokiem ciekawskich zapoznać się z jego treścią. Gdy tak pokonywała w pośpiechu kolejne metry swego domostwa, jej rozmazana sylwetka przywodziła na myśl szalejący pustynny chamsin. W drodze dziewczyna mimowolnie gniotła brzegi papieru smukłymi palcami kurczowo trzymając kopertę z odciśniętą w laku pieczęcią Uniwersytetu Strixhaven. W końcu wpadła niczym burza do swojego zabałaganionego pokoju, roztaczając wokoło intensywny zapach i blask lata. Lairequende była smukłą dziewczyną o przypominających rozpaloną koronę słoneczną włosach i skórze. Jej oczy obdarzone były bystrym spojrzeniem, a kości policzkowe odznaczały się w sposób charakterystyczny dla elfiego rodzaju. Miała na sobie zwiewną, wzorzystą suknię i lekką opończę, obie ustylizowane tak jakby utkano je ze złocistego, liściastego kobierca. Uzupełniały je dopasowane kolorystycznie wysokie buty za kolano.

Po zatrzaśnięciu drzwi za sobą, nie czekając już ani sekundy dłużej dziewczyna gwałtownymi ruchami złamała karminową pieczęć, długimi paznokciami rozdarła perfumowaną kopertę i zaczęła czytać.

Cytat:
Szanowna Pani Quezane Lairequende,

W imieniu Smoków Założycieli mam zaszczyt poinformować o przyjęciu Pani w poczet tegorocznych studentów naszej akademii magii – Uniwersytetu Strixhaven.

W czasie najbliższego nowiu proszę stawić się w wyznaczonym miejscu (patrz załącznik 1).

Głos Smoków
Magnificencja Taiva
Po odczytaniu wiadomości eladrinka nonszalancko pogniotła list i rzuciła nim w losowy kąt. Tekst w mniemaniu dziewczyny zaledwie pieczętował jedyny właściwy bieg rzeczy, toteż nie widziała powodu, by obchodzić się z nim z jakimkolwiek szacunkiem. Według dodanego do niego załącznika musiała wykonać jakąś śmieszną ceremonię w kamiennym kręgu umiejscowionym, jak wskazywała naniesiona mapka, na terenie osady haregonów. Na szczęście dziewczyna przypomniała sobie, że miała gdzieś schowany zapas „eliksirów odmładzających” na bazie marchewkowego soku, wystarczyłoby więc aby dorzuciła nieco zmielonego siana i powinno być jak znalazł, by przekupić tych kicających gamoni.


Quezane była bardzo sprytną i charyzmatyczną dziewczyną, której od zawsze zależało na kontrolowaniu oraz wywieraniu wpływu na innych. Spostrzegła bowiem, że w ten sposób jest w stanie najłatwiej dostać to, czego zechce. Dlatego zupełnie naturalnym krokiem było dlań sięgnąć po inne, a dokładnie magiczne, narzędzia, które mogły jeszcze bardziej podnieść jej skuteczność i poszerzyć wachlarz możliwości w tym aspekcie. To z tego bardzo konkretnego powodu skierowała swe zainteresowanie ku czarodziejstwu. Nie dbała o żadne tajemne misteria, magiczne sekrety czy widowiskowe moce. Niezbyt też przepadała za czytaniem magicznych traktatów i grymuarów, kreśleniem czarodziejskich znaków czy wypowiadaniem tajemnych formuł. Stanowiły dla niej tylko i wyłącznie narzędzia do celu. A ten stanowiły jej niezwykle istotne ambicje i pragnienia. Dążąc do nich, zamierzała torować sobie drogę przez życie, nie napotykając w trakcie żadnych przeszkód. Inni mogli jedynie zasłużyć na przywilej służby albo za jej rozkazem natychmiast usunąć się z drogi. Tam, gdzie mogły zawieść słowa, magia miała zapewnić jej powodzenie. Dlatego to właśnie kolegium Silverquill zwróciło jej szczególną uwagę, łącząc zgrabnie obie metody wpływania na istoty. Lairequende od lat przygotowywała się, by wstąpić w szeregi jego uczniów. Będąc tak blisko celu, nic już nie mogło jej powstrzymać. Nawet nie miało prawa.

„Ja, Quezane Lairequende, mam marzenie”.


Po przekupieniu haregonów nie niepokojona eladrinka lata wykonała opisaną w załączniku do listu ceremonię, otwierając portal prowadzący do Strixhaven. Wreszcie zaczynała się jej wielka studencka przygoda.


Trochę zajęło jej dojście do siebie, gdy została „wypluta” po drugiej stronie magicznego przejścia. Połączenie musiało być nie do końca stabilne albo też zaklęcie skonstruował jakiś partacz. Przynajmniej takie były pierwsze wnioski, jakie przyszyły jej do głowy. Uważnie rozejrzała się dookoła. Widok Strixhaven był imponujący na tyle, że nawet jej wyniosła persona musiała skruszyć nieco swą zwyczajową maskę i oddać się zachwytowi. „Cóż za wspaniałe miejsce, pełne bogatych i głupich” skonstatowała z delikatnym, przebiegłym uśmiechem. Obecność istot ras i fizjonomii wszelakich nie stanowiła dla niej żadnej egzotyki, w końcu nie była jakąś przybłędą z Prymarnego Planu Materialnego, tylko dumną mieszkanką Feywild. Ruszyła więc, jak w jej mniemaniu przystawało na taką reprezentantkę swego wymiaru. Z podniesionym czołem i pełnym gracji krokiem. Wszystkich odpowiedzialnych za wszechobecny i panujący harmider egalitarnie obdarzała swoją milczącą pogardą. Wkrótce przyszło jej tak jak każdemu innemu studentowi, otrzymać swój uczelniany przydział. Wręczono jej małą sakwę, kałamarz wypełniony atramentem, pióro, tomik poezji i uniform pierwszoroczniaka. Pochwyciła zaoferowany dobytek Dłonią Maga i udała się zmienić odzienie. W przebieralni wygląd mundurka skomentowała jedynie lekkim uniesieniem pojedynczej brwi. Na szczęście zwinne dłonie, odrobina inwencji twórczej i magii mogły naprawić tę katastrofę. W międzyczasie, gdy czyniła poprawki, jakiś nieszczęsny głupiec dobijał się do drzwi, ale niewiele sobie z tego czyniła. W końcu też udało jej się uzyskać w miarę zadowalający efekt, dopasowując uniform do swojej sylwetki i modowego poczucia smaku.
— Zabójcza. Oto jaka jesteś — skomentowała z uznaniem swój wizerunek w zwierciadle.
Wychodząc, przemknęła pod nosem niecierpliwego osobnika spod drzwi, bezpardonowo traktując go jak powietrze. Teraz pozostało jej jedynie podążać dalej, ku cyklopowej budowli Biblioplexu. Po drodze zasłyszała rozmowę o służebnych goblinach, jej nagła nadzieja jednak okazała się płonna, gdy po obejrzeniu wymienionej osobniczki pojęła, że to raczej kolejny uczeń, choć list z uczelni musiała otrzymać raczej w ramach psikusa bądź biurokratycznej pomyłki.

Na szczęście z każdym mijającym metrem robiło się coraz luźniej. Dzięki temu Quezane z szyderczym politowaniem i wewnętrznym rozbawieniem mogła zaobserwować incydentalnych nieudacznych głupców, którzy najwyraźniej pomylili wyższą szkołę magii z polem bitwy, wdziewając pancerze i taszcząc ze sobą oręż. Podsumowała ich obecność zgryźliwą konstatacją, iż w walce na przymioty umysłu niewątpliwie byli kompletnie bezbronni.

Kiedy eladrinka lata dotarła do granicy zabudowań, ciasno przylegających do centralnie umiejscowionego Gogloplexu miała przyjemność usłyszeć kolejną niezwykle błyskotliwą wymianę zdań między studentami.
— Ekhem — odchrząknęła oratorsko, wciskając się samowolnie w dyskusję przyszłych „hulankowiczów”. — Tak dla klarowności, chciałabym jedynie podkreślić, że picie herbatki na imieninach u ciotki nie liczy się jako pełnoprawna impreza.
Po tej kąśliwej uwadze uśmiechnęła się rozbrajająco i czmychnęła dalej. W drodze pozwoliła sobie przyjrzeć się uważniej sieci budynków o przeróżnym przeznaczeniu, w głowie mapując najważniejsze miejsca do odwiedzenia. Przy okazji zerknęła też w stronę oddalonego kolegium Silverquill, świadoma, że niestety musi przemęczyć pierwszy rok, nim będzie mogła przekroczyć prowadzący doń most.

Niefrasobliwość i infantylizm innych studentów napinały niczym postronki nerwy Lairequende, gdy jej smukłe uszy puchły od nadmiaru pochłanianych głupot. Kolejnymi typami o wygasłej latarni intelektu okazali się dwaj osobnicy dumający nad portalem „demonicznych przywołań”. Po tym, co dotychczas spostrzegła, próg kwalifikacji na uczelnie musiał być niespotykanie niski, aż dziewczyna zaczęła się zastanawiać, czy szkoła naprawdę była tak prestiżowa, jak zwykło się uważać. Frustracja eladrinki lata uleciała jednak nie w stronę nieroztropnej parki, a zupełnie innym kierunku.
— A więc świadomie skorzystałeś z udogodnienia dla niepełnosprawnych? — prychnęła w stronę zarozumiałego aasimara. — Nie widzę jednak, byś szczególnie niedomagał na ciele. Cóż, myślę, że to mówi samo za siebie.
Mimo tej złośliwej uwagi sama też przeszła przez portal, nie zamierzała bowiem nadrabiać drogi, skoro istniał wygodny skrót.

Wkraczając w nieskromne progi uczelni, czarodziejka zauroczeń spojrzała na bransoletkę, która nagle przyozdobiła jej szczupłą rękę, podczas świecenia prawie zlewając się z jej karnacją. „Jakaż znowu gra?! Chyba naprawdę pomyliłam się przy inkantacji i trafiłam do zwierciadlanej sfery przeznaczonej dla niedomagających umysłowo dzieci” westchnęła w myślach po tym co nań przeczytała. Po pokonaniu paru metrów dostała się do zapowiedzianego wcześniej Holu Wyroczni. Tamże z racji lekkiego znużenia niemal pochłonął ją niezbyt pasjonujący fakt, że nie sposób było dostrzec sufitu monumentalnej budowli, przez co ledwo zauważyła, że poprzez przypisany do magicznej biżuterii odcień przydzielono ją do kilkuosobowej grupy studentów. Nader szybko przyszło jej też pożałować tego wyboru ślepego losu. Ale nie wyprzedzajmy faktów. Po wysłuchaniu tyrady jakiegoś brodatego dziada Lairequende okazała wreszcie nieco zainteresowania, ale tylko dlatego, że znalazło się pośród niej słowo klucz. Nagroda.

Na początku eladrinka lata przedstawiła się innym. Zwięźle i jakby od niechcenia, nie kłopocząc się nawet zapamiętaniem podanych przez nich mian. Potem tylko słuchała co jej przymusowi towarzysze mieli do powiedzenia. To co w większości prawili jednak sprawiało, że czyniła to z dobrze maskowanym, naprzemiennym rozbawieniem i kpiną malującą się na jej złocistym obliczu. Mimowolnie skonstatowała, że jak tak dalej będzie im szło to z łaską smoków już za dwanaście mięsięcy większość z nich będzie powtarzała rok, albo całkiem pożegna się z uczelnią. Nie żeby uważała to za jakąkolwiek stratę. Najchętniej to rzuciłaby na nich wszystkich uroki i kazała wykonywać jej polecenia. Po tej jakże przyjemnej dlań myśli niemal od razu ciężko westchnęła, domyślała się bowiem, że według jakiegoś tam regulaminu niewątpliwie nie wolno studentom rzucać na siebie takich zaklęć. W międzyczasie niezdarny Percival dotknął jej dłonią, za co spojrzała nań jak na impertynentnckiego owada, od którego mogłaby się czymś zarazić. Nie było dobrze, jej cierpliwość miała swoje granice, a od przybycia była sukcesywnie nadwątlana, więc po ciężkim westchnieniu w końcu zabrała głos, zwracając się do pozostałych tonem bakałarza korygującego dzieci.
— Jąkała dobrze gada — mimo wszystko musiała zgodzić się z żałosnym de Sartre. — Zechcijcie mi wybaczyć bezpośredni ton, ale w takim wypadku ciężko o eufemizmy. Wszak wasze rozumowanie co do przyporządkowania można określić jedynie jako naciągane, infantylne, trywialne i płytkie. Zawieranie w tak skromnym zapisie odniesień do pięciu kolegiów byłoby nieroztropnym marnowaniem ograniczonej przestrzeni tekstu i niczemu niesłużącym, niepotrzebnym odwodzeniem od istoty rzeczy. Rzekome nawiązania mają charakter wyłącznie pozorny i incydentalny, a są konsekwencją bardzo obszernych idei reprezentowanych przez każde z kolegiów oraz obrania przez was bardzo korytarzowej i naciąganej ścieżki rozumowania. Nie ma jednak powodu do takiej gimnastyki, bowiem zadanie jest banalnie proste. Każda podana formuła zawiera zaszyfrowane wierszem tylko i wyłącznie dwie informacje: gdzie i co zrobić. Mamy zatem odnaleźć pięć lokacji na terenie Biblioplexu i wykonać tam określone czynności, sugerując się tymi dziecięcymi wierszykami. Skupcie się więc na tym, bo to idzie wam zdecydowanie lepiej. Tak, zgadzam się, że trzeba nam znaleźć plan budynku, a w razie niepowodzenia zwyczajnie rozejrzeć się po nim i poszukać pasujących do opisów miejsc. Zgadzam się z również z większością wymienionych typów, a jako pierwszą sugeruję odwiedzić kafeterię, którą mijaliśmy przy wejściu. Zdaje się pasować do trzeciej wskazówki, jest też najbliżej naszej obecnej pozycji. Co ma kluczowe znaczenie bowiem mamy ograniczoną ilość czasu na wykonanie zadania.
Dziewczyna wypuściła powoli powietrze, pozwalając by uszła z niej część nagromadzonej pary. Wolała się za bardzo nie uruchamiać. Zwłaszcza że chciała mieć jak najszybciej za sobą tą zbędną formalność. Uznała jednak za konieczne jeszcze wszystko zrekapitulować.
— Podsumowując... Moim zdaniem, a na razie bazuję jedynie na aktualnie dostępnych informacjach, wygląda to tak:
  • Pierwsze miejsce może być tarasem widokowym na szczycie Biblioplexu. Gdy się tam znajdziemy, będzie trzeba gdzieś wstąpić. Oczywiście nie wykluczam opcji z portalem, aczkolwiek uznaje ją za dużo mniej prawdpodobną.
  • Drugie miejsce to jakaś sala zasłużonych. Być może przedstawienia luminarzy są magicznie ożywione i będą kierowały do nagrody. Albo też w inny sposób ją wskazywały.
  • Trzecie miejsce to kafeteria, ewentualnie inne miejsce gdzie wydawane jest jedzenie. Dodana instrukcja jest banalna, więc jej nie będę objaśniała.
  • Czwarte to jakieś arboretum, czy inny ogród, najpewniej z kwietnymi grządkami. Zapewne trzeba będzie pogłaskać tam jakąś roślinę.
  • Piąte to sala teatralna. Pewnie trzeba będzie coś wyrecytować ze sceny.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 12-02-2023 o 16:53. Powód: [fixing errors]
Alex Tyler jest offline  
Stary 12-02-2023, 16:46   #9
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Grupa której częścią przyszło Tigowi być była zdecydowanie egzotyczna. Nigdy nie widział wcześniej goblinów, jego ojciec nie miał w obrębie swojego terytorium żadnych poddanych tej rasy, ale czytał o nich. Płynność wymowy i to że kobieta trafiła do tego samego miejsca co on sugerowały że albo opowieści o... niskim pułapie intelektualnym były przesadzone, albo że trafił na kogoś nieprzeciętnego w obrębie swojej rasy. Ale w końcu i on sam był według słów rodziny nieprzeciętny.

Ujął i potrząsnął dłoń kobiety, utrzymując przy tym promienny uśmiech.

- Miło poznać Ror. Nigdy nie spotkałem żadnej goblinicy. Czy odmieniam to prawidłowo? Jestem przekonany że wiele mnie nauczysz.

Kolejny był młodzieniec, o nieco krępszej budowie ciała. Widać było że mu się śpieszy, bo ledwo się przedstawił i już zaczął opowiadać o wskazówkach i ich przyporządkowywaniu.

- Cała przyjemność po mojej stronie, Donovanie. - powiedział Tig. - Podoba mi się twój impet. Jesteś kimś gotowym pokonać każdą przeszkodę, to szalenie ekscytujące!

Czwartym członkiem ich skromnej gromadki był jąkający się chłopiec i Tigial czuł że z nim łączy go najwięcej. Coś w sposobie poruszania się, w wyuczonym sposobie mówienia, rzucaniu skomplikowanego słownictwa na lewo i prawo... Mag. Zapewne poświęcił całą dotychczasową młodość ślęcząc nad księgami, niszcząc oczy by wesprzeć umysł. Tig współczuł mu. Wiedział jakie to uczucie być przymuszanym do nudnej nauki.

- Percy. - powiedział Tig, przypisując imieniu miejsce w swojej pamięci. - Masz śliczne włosy. Zawsze chciałem mieć ciemne, ale ani farba, ani prosta magia nie trzymają się ich długo. Zresztą mama zawsze mówi że nie powinienem kryć swego dziedzictwa. -powiedział, przeczesując dłonią przy tym własne.

Złotowłosa i złotoskóra dziewczyna, a może już kobieta? Tigowi ciężko było to ocenić, roztaczała wokół siebie aurę władzy i stanowczości. Coś co znał aż za dobrze z obserwacji swojego ojca. Jednak gdzie jego ojciec był zimny i wyniosły, to kobieta zdawała się być gorąca i kąśliwa. Byłaby doskonałym celem do płatania psikusów. Aasimar wykonał przed kobietą swój najlepszy dworski ukłon, wyćwiczony przez lata praktyki i zamiótł podłogę wyimaginowanym kapeluszem.

- Quezane choć zgadzam się całkowicie z pani słowami i jakże trafną analizą naszej zaistniałej sytuacji, to uprzejmość wymaga by posługiwać się imionami poszczególnych osób, w szczególności jeśli zmuszeni jesteśmy przez los by współpracować. Imię nie musi być prawdziwe... - powiedział akcentując ostatnie słowo -... ale zdecydowanie umili to współpracę jeśli będziemy wołać do siebie inaczej niż "ej ty". Słyszę że nadałaś już przydomek Percemu, wbrew jego woli, jakkolwiek trafny by nie był. Myślę że Uszy-Ponad-Czaszkę pasuje do ciebie, bo zaiste sięgają dalej niż u jakiegokolwiek elfa.- powiedział Tig utrzymując na twarzy promienny uśmiech. Odczekał chwilę na odpowiedź nim zaczął mówić ponownie.

- Ojciec zawsze zwykł mówić z ambony "Światło widzi wszystkie wasze grzechy, odkrywa wszelkie tajemnice." Może i tutaj pomoże? - powiedział i wyjął z mieszka złotą monetę. Pstryknał palcami a ta zaczęła się świecić, spokojnym, białym blaskiem. Uniósł ją w jednej dłoni i umieścił kartkę z zapiskami tak, aby światło podświetlało ją od tyłu. Może zobaczy coś ciekawego?
 
Zaalaos jest offline  
Stary 12-02-2023, 17:35   #10
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Quezane przewróciła oczami po słowach Tigiala dorzucając w myślach: „Trwaj w złudzeniu, że mnie to obchodzi”. Nie potrafiła sobie jednak odmówić słowa uszczypliwego komentarza.
— To bardzo interesujące co rzeczesz... Masz w sobie taką charyzmę, że aż coś mnie tknęło. Chyba rzeczywiście powinnam zabrać ze sobą tłumacza wyspecjalizowanego w niezbornej mowie, miast obarczać winą innych. Tak, ja właśnie to dostrzegłam... a także to jak wiele nas łączy... — przemówiła z teatralnym olśnieniem, czyniąc krok bliżej aasimara. — Chociażby to jak bardzo dbasz o swój wygląd. Jak widzisz, ja również. Choć bez wstydu muszę ci ustąpić pierwszeństwa na tym polu. Ja nigdy nie posunęłabym się do wygładzania sobie zmarszczek na mózgu.
 
Alex Tyler jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172