Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2023, 10:16   #129
sieneq
 
sieneq's Avatar
 
Reputacja: 1 sieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputację



Uczta w obozie Trzeciego Marszałka Marchii trwała do późnego wieczora. Mimo, że Gálmód nie zagadywał więcej Zwinnorękiego, zająwszy się rozmową z Rogaczem, przywołane przezeń wspomnienia zatruły radość młodzieńca, jakiej można by się spodziewać wobec pomyślnego zakończenia rokowań. Nie sprzyjałby by temu i ciekawość Esmunda, pragnącego dowiedzieć się więcej o plemieniu Leśnych Ludzi, gdyby nie gąsior zacnego trunku, którym Rohirrim przysiadł był się do młodzieńca.

Z każdym kolejnym kubkiem zgryzoty bladły i wkrótce Zwinnoręki zatopił się w rozmowie z Rohirrimem, opowiadając o życiu Leśnych Ludzi, o osadach na obrzeżach Mrocznej Puszczy, o ścieżkach skrytych w nieprzeniknionym cieniu i polanach, których nigdy nie oświetla słońce. O obyczajach, wiecach i zgromadzeniach, o wielkim domu w Leśnym Dworze, gdzie wysoko pod stropem, od wieków, płonie błękitnym blaskiem Lampa Balti. Odśpiewał nawet półgłosem zapamiętane strofy pieśni, z którą ongi wystąpił w Złotym Dworze, gdy bractwo goszczone było przez królewską parę i, całkiem już rozweselony, uraczył rozmówcę historiami o Rzecznych Pannach i ich wdziękach, oraz o dzieciach, które jakoby nie wiadomo skąd pojawiają się od czasu do czasu na progach domów Leśnych Ludzi, a które, dorastając, okazują szczególne upodobanie do wody, a od małego radzą sobie w niej tak sprawnie i zwinnie, jakby się w tej wodzie rodziły.

Uprzejmy Rohirrim zrewanżował się rozmówcy opowieściami o służbie pośród stepów Wschodniej Bruzdy, ale słowa zdawały się dochodzić do uszu Leśnego Człowieka jakby coraz bardziej z daleka, obrazy przed oczami poczęły się chwiać i rozmywać, aż w końcu głowa, wsparta na opartej o stół ręce, opadła i Zwinnorekiego niepostrzeżenie, miękko otulił sen.
Wokół, jak okiem sięgnąć, falują trawy. Koń pod Zwinnorękim wspina się na tylne, nogi, rży donośnie. W oddali galopuje inny, śnieżnobiały. Dosiada go kobieta o rozwianych, złotych włosach. Sunie lekko, jakby kopytami nie dotykał ziemi. A oto znika ziemia i trawa, w ich miejscu tylko woda, szeroko rozlana, jak bezbrzeżna rzeka. Biały wierzchowiec mknie teraz ponad falami, srebrne podkowy ledwie muskają wodę; rumak skacze, wygina w łuk, znika w fontannie srebrzystych kropel. Nad Zwinnorękim zamyka się szklista tafla: Szron galopuje po dnie, tryska złocisty piasek, rośliny niezwykłych kształtów ścielą się u kopyt. Śnieżnobiały wierzchowiec jest teraz tuż, tuż, siedząca na nim wojowniczka wyrzuca ręce ponad głowę i skacze, opinająca jej ciało kolczuga lśni jak tysiące srebrnych łusek – czy to jednak rybia łuska? – kobieta-ryba płynie, zwinnie jak łosoś w górskim strumieniu, zatacza koła, coraz bliżej, bliżej… falują złociste włosy, wyciąga ręce… woda wokoło ciemnieje, gęstnieje i szumi - to już nie woda, to szumią drzewa wokół polany, nad nimi lśnią gwiazdy, jasne i srebrzyste, miękki miech ugina się pod głową, kobiecy głos śpiewa:

Młody łowca przez las wędrował
z łukiem i kołczanem strzał.
Usłyszawszy śpiew z oddali
za nim ruszył w boru dal.
Tam dziewczynę piękną ujrzał
co w pniu wierzby miała dom.
U stóp drzewa się zatrzymał
i zawołał stamtąd doń:
Chodźże ze mną, moja piękna,
porzuć dla mnie drzewo swe.
Ona potrząsnęła głową,
I odrzekła tylko – Nie:
patrz – w Księżyca blasku tańczę,
słuchaj – śpiewam pośród drzew.
Nie proś, bym za tobą poszła,
tylko tu me miejsce jest.

Zwinnoręki z trudem unosi głowę, wypatruje tej, która śpiewa – zna przecież te słowa, wszak to nimi matka kołysała go niegdyś do snu… lecz głowa tak ciąży, opadają powieki… – Nie śpij, Rodericu – głos dobiega ni to z bliska, ni z oddali – Nie śpij, nie czas na to… Cień pada na leżącego, ciemna sylwetka wyrasta z mroku, rośnie, potężnieje, przesłania gwiazdy. Modzieniec czuje, jak coś szarpie jego ciałem i z trudem rozwiera klejące się powieki.
Przed oczami miał twarz Cadoca.
– Pora nam w drogę. Słońce dawno wzeszło. – rzekł czarnowłosy Dunlandczyk, schylając się nad młodszym towarzyszem.




U schyłku dnia, stojąc na brzegu Rzeki Entów, Zwinnoręki wraz z pozostałymi obserwował rozgrywającą się pośrodku brodu scenę. Wreszcie, na poczyniony przez Esmunda gest, śmiechy, wiwaty, szemrania, pytania, rozlegające się z obydwu brzegów, poczęły poczęły z wolna zamierać. Oczy zgromadzonych wokół Rohirrimów obróciły się teraz na Bractwo. „Gdyby tu była Gléowyn, pewnie by się teraz odezwała” – pomyślał, spoglądając to na Eliandis to na Rogacza. – „Kto zatem do nich przemówi?”


Tekst piosenki na podstawie „The Willow Maid”, Erutan.


 

Ostatnio edytowane przez sieneq : 15-02-2023 o 10:30.
sieneq jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem