Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2023, 20:05   #91
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Przez te wszystkie zdarzenia z ostatnich godzin czy też dni, czasami ciężko było się połapać w upływie czasu, moja podejrzliwość względem Gemmy znacząco się zmniejszyła. Nie chodziło tylko o to, że inne zagrożenia wyparły jej temat z moich myśli, ale także o to, że do tej pory sama dziewczynka nie sprawiła żadnych problemów. Wręcz przeciwnie była bardzo pomocna i rozczulająca. Oswoiłam się z jej obecnością i zaczęłam uważać jej istnienie za coś normalnego, zwykłego w tej niecodziennej sytuacji.

Martwiłam się o jej bezpieczeństwo i chciałam, żeby dobrze się czuła, nawet w obliczu końca świata. Podobne odczucia miałam też względem Harry’ego i fakt, że ta dwójka nie pojawiła się na zewnątrz z innymi dziewczynkami nieco mnie zaniepokoiła, ale wkrótce się okazało, iż Gemma, moim zdaniem słusznie, uznała, że Harry nie powinien opuszczać na razie pokoju i sama dotrzymywała mu towarzystwa.

Przysłuchiwałam się przez chwilę ich rozmowie stwierdzając, że trzeba będzie ukrócić kontakty Harry’ego i Piaget, bo chłopiec już zaczął naśladować przeklinającą dziewczynkę. Poczekałam aż młody zaśnie i przysiadłam na korytarzu, żeby porozmawiać z Gemmą.

- Co z nim będzie? - wypaliła Gemma jak już przyznała się, że ona także słyszała próbującą skontaktować się ze mną Zapomnianą. Bo chyba o to jej chodziło, kiedy wspomniała wołający głos. No chyba, że jeszcze ktoś nas szukał.

- To choroba czy jakaś klątwa? - Kontynuowała dziewczynka.

- Wydaje mi się, że to choroba. - Odpowiedziałam ostrożnie - Gdyby to była klątwa to pewnie by już znaleźli na nią lekarstwo. - Byłam przekonana, że tak by właśnie było. - A co z nim będzie? To samo co z nami wszystkimi.

To ostatnie zdanie było nieco enigmatyczne, ale takie miało być. W końcu mieliśmy koniec świata i obecnie to nie choroba a aniołowie stanowili dla Harry’ego większe zagrożenie.

- To znaczy? - Gemma nie dała się zbyć niejasną odpowiedzią.

- To co czeka nas wszystkich przydarzy się i jemu. W obecnej sytuacji jego los będzie taki sam jak los tych wszystkich zebranych tutaj ludzi, niezależnie od jego choroby. - Odpowiedziałam już nieco konkretniej, nadal jednak nie wchodząc w szczegóły.

- Chyba rozumiem - pokiwała głową. - To koniec świata, prawda. Sąd Ostateczny?

- Na to wygląda. - Przyznałam.

- Szkoda - westchnęła dziewczynka. - Nie był to najlepszy świat, ale miał wiele ciekawych i pięknych rzeczy.

- No cóż. Niektórzy wierzą, że jeszcze coś da się zrobić, żeby powstrzymać koniec. - Nie zamierzałam jej dawać zbytniej nadziei, ale nie chciałam, aby całkowicie się poddała.

- Niektórzy? - Dopytywała Gemma.

- Niektórzy. - Odparłam.

- Acha. - Stwierdziła.

- No właśnie. - Odpowiedziałam.

- Co mamy robić? Jakoś mamy pomóc? - Zapytała.

- To ja się właśnie chciałam zapytać czy nie przynieść wam czegoś do jedzenia i do picia. Inne dziewczynki poszły pomóc posprzątać na dole to pewnie później pójdą do stołówki coś przekąsić.

- Też bym poszła, ale musiałam zostać z Harrym. Jest zmęczony i chciałam, aby pospał. I nie, niczego nie potrzebujemy. No może trochę wody, ale pójdę. Nie chcę być ciężarem.

- Nie robię ci wyrzutów Gemmo, że nie poszłaś pomagać razem z innymi dziewczynkami. - Wtrąciłam szybko - Wiem, że opiekujesz się Harrym i jestem ci za to bardzo wdzięczna. Martwię się po prostu czy ty i Harry nie jesteście głodni i spragnieni, a właśnie idę po coś do picia dla siebie, więc postanowiłam sprawdzić co u was słychać i czy czegoś wam nie potrzeba. Poza tym lepiej, żeby Piagget sobie poszła od was, bo jak słyszałam Harry już zaczyna przejmować od niej manierę “rzucania mięsem”. - Uśmiechnęłam się do dziewczynki.

- No. Straszny z niej przekliniak. Aż nie można czasami tego słuchać. Ja sama staram się nie mówić brzydkich słów. Można wyrazić takie emocje w inny sposób. Prawda?

- Dokładnie. - Pokiwałam głową. - To jak przynieść ci coś z kuchni czy chcesz się tam przejść razem ze mną i za chwilę tutaj wrócimy?

- A Harry? - Gemma spojrzała opiekuńczym wzrokiem w stronę chłopca. - Nic mu się nie stanie przez tą chwilę. Tutaj … tyle się dzieje. Ciągle i bez przerwy. Straszne rzeczy. Głosy wokół niego … one też szepcą, wiesz. Może lepiej tutaj posiedzę.

- Co szepczą głosy wokół Harry’ego? - Zaniepokoiłam się mocno. Nie tylko, że to dotyczyło chłopca, ale też tym, że Gemma w ogóle słyszała jakieś głosy.

- Nic zrozumiałego. To takie … no nie wiem ... mroczne szepty czy coś.

- A któreś z tych szeptów rozumiesz? Mówią coś sensownego? - Drążyłam temat próbując sobie przypomnieć czy dziewczynka wcześniej mówiła coś o jakiś głosach. Wcześniej wspominała o jednej istocie a teraz nagle było ich więcej?

- Nie. To nie są słowa. To raczej takie … emocje. Nie wiem, jak to nazwać. Bardziej je wyczuwam niż słyszę. Chociaż … trudno to wyjaśnić - poddała się.

- A jakie to są emocje? - Próbowałam dowiedzieć się czegokolwiek.

- W jego przypadku? Smutek, cierpienie, strach, ból. Dużo tego. Ciebie też otaczają te szepty. Ale bardzo słabo je słyszę. Niemal nic. Tylko taki, szum. Podobnie jest z panem Finchem.

- Hmm - powiedziałam tylko zastanawiając się czemu ja i Finch nie byliśmy przedmiotem plotek tajemniczych istot mówiących do Gemmy - To zostań tutaj, jeśli tak wolisz. Pójdę po wodę dla siebie i dla was. A co przynieść wam do jedzenia? Masz na coś ochotę? Nie wiem, czy uda mi się to znaleźć, ale postaram się.

- Jadłam niedawno. Harry też. I chyba musimy oszczędzać.

- A zatem tylko woda. - Podniosłam się z miejsca.

- Dziękuję.

Zbiegłam do kuchni po wodę dla siebie oraz Harry’ego i Gemmy ciesząc się, że w tej chwili dziewczynka nie widziała mojej miny. Martwiłam się o nią i to mocno. Musiałam wziąć pod uwagę jeszcze jedną możliwość. Gemma mogła nie odbierać rozmów jakiś obcych bytów anielskich bądź innych. Mogła po prostu zwyczajnie cierpieć na jakieś zaburzenia psychiczne. Fakt, iż mieliśmy Fenomen Noworoczny i pojawiły się między nami obce istoty z różnymi niecodziennymi mocami oraz że takie moce obudziły się także wśród ludzi nie wymazał ze świata chorób psychicznych. Objawy Gemmy mogły wskazywać na wiele różnych rzeczy, ale także na znane już wcześniej choroby.

Wzięłam się w garść i wróciłam do dziewczynki, podałam jej butelkę wody i usiadłam obok niej popijając swoją wodę małymi łyczkami tak jak radził mi Finch.

- No to teraz możemy spokojnie porozmawiać. - Stwierdziłam na tyle cicho, żeby nie zbudzić Harry’ego, ale na tyle głośno, aby Gemma dobrze mnie słyszała. - Bo chciałaś mi powiedzieć coś ważnego dla ciebie, prawda?

- Tak. Dla mnie, ale i dla ciebie. Chodzi mi o ten mój sen. Widzę ciebie. Ktoś cię szuka. Coś. I ja wiem, gdzie ono jest.

- To nie trzymaj mnie w niepewności i powiedz mi, gdzie ono jest. - Odpowiedziałam jej konfidencjonalnym tonem.

- To miejsce jest w Londynie. W okolicach zoo. Taki stary, wielki młyn, znaczy ta, no karuzela, czyli diabelski młyn. Ja go widzę i ciebie tam widzę i tego kogoś, w płaszczu z kapturem. I są tam ruiny. I inne … istoty. Wokół was. Takie sny mam od kiedy się spotkałyśmy. Najpierw były nieczytelne, ale teraz są wyraźne. I … - zamilkła.

- Tylko, że Londyn praktycznie już nie istnieje. Zakładam, że do teraz miasto jest całe w zgliszczach i na pewno nie jest tam ani trochę bezpiecznie, więc nie wiem jakbym miała się tam udać. - Spojrzałam na nią z powątpiewaniem, bo nagle obudziły się we mnie podejrzenia, które jak mi się wydawało już porzuciłam.

- Nie wiem. O tym nie śniłam - uśmiechnęła się łobuzersko, z przekorą. - Nie zapominaj, że jestem tylko małą dziewczynką.

- Dziwne - Zamyśliłam - Jak byłam w twoim wieku to nie myślałam o sobie, że jestem tylko małą dziewczynką. Coś takiego mógłby tylko pomyśleć o małej dziewczynce ktoś kto jest dużo starszy.
Spojrzałam uważnie na Gemmę powoli biorąc kolejny łyk wody. Moje podejrzliwość od razu stanęła na baczność.

- Albo ktoś, kogo otaczają dorośli. Ktoś, kto wie, że jest mądry, ale widzi mądrzejszych.

- A co masz dokładnie na myśli? - Zapytałam próbując ją złapać, sama w sumie nie wiedziałam na czym.

- No. Że wiesz. Ja wiem, że jestem dzieckiem. I nie potrafię ci powiedzieć, jak masz tam dotrzeć. Nawet nie wiem, czy te moje dziwne sny i szepty mają jakiś sens. Czy mam jakiś dar, jak niektórzy ludzie, czy może, no nie wiem, jest ze mną coś nie tak.

- Jeżeli nie masz nic przeciwko to chciałbym to sprawdzić, przekonać się czy te twoje podpowiedzi pokrywają się z rzeczywistością. - Moje kolejne kroki mogły zweryfikować jej słowa.

- Nie mam. Oczywiście że nie mam - napiła się wody. Łapczywie.

- A wcześniej też odbierałaś te szumy i szepty czy to jest coś nowego? Bo wspominałaś wcześniej, że ktoś się do ciebie zwracał i mówił ci różne rzeczy, ale jak rozumiem to były zrozumiałe słowa a nie odczucia, tak? - Zapytałam.

- Tak. Wcześniej rozumiałam słowa. Imiona. Miejsca, chyba. Dziwne nazwy w obcym języku. Od kiedy uratowałaś nas w sierocińcu, wszystko brzmi inaczej. Nie rozumiem tego zupełnie.

- Wtedy słowa przestały być wyraźne i zamieniły się w to “brzęczenie”? - Kontynuowałam to przesłuchanie.


- Tak. Chyba tak. - Zawahała się. - Wtedy tyle się działo. Strasznych rzeczy i nie bardzo pamiętam, kiedy dokładnie to się zmieniło.

Jakby próbowała się tłumaczyć.

- Czyli nie potrafisz wskazać dokładnego momentu, kiedy to się zmieniło. - Raczej stwierdziłam niż zapytałam.

- Uhm. - Potwierdziła.

- Zastanawiam się czy to moja obecność blokuje te głosy czy raczej chodzi o coś zupełnie innego. - Zamyśliłam. - To był jeden głos, zawsze ten sam czy raczej kilka różnych?

- Raczej ten sam. Ani męski, ani żeński. Taki nieokreślony. - Widać było, że intensywnie próbowała sobie wszystko przypomnieć. Starała się udzielać jak najbardziej precyzyjnych odpowiedzi.

- No i wspominałaś mi, że ta osoba podawała się za anioła, więc kolejna możliwość jest taka, iż po prostu obecnie nie jest ona w stanie swoim głosem przedrzeć się przez te wszystkie anioły w okolicy. Dlatego jej głos jest tak odległy i brzmi już tylko jako szum.

Znowu wzięłam łyk wody.

- Sprawdzimy czy jej sugestie są zbieżne z tym co się teraz dzieje. Powiedz mi tylko jeszcze jedną rzecz. Wcześniej wspominałaś, że czułaś tutaj esencję, obecność tego demona, który zaatakował sierociniec. A jak jest teraz, nadal go czujesz w pobliżu? - Dopytywałam dalej.

- Nie. Nie wyczuwam - pokręciła głową znów popijając mały łyczek.

Po pierwszych łapczywych haustach zaczęła pić małymi łyczkami dokładnie tak jak ja, jakby starała się mnie naśladować.

- To dobrze. - Pokiwałam głową. - Chciałabyś jeszcze o czymś porozmawiać? O coś zapytać? - Zagaiłam dziewczynkę.

- Co z nami będzie? Z Harrym? Z dziewczynami? Z wami? Ze mną? - Głos miała poważny i smutny, lekko wystraszony.

- Wy sobie tutaj posiedzicie przez następny tydzień, a my za kilka dni ruszymy w ostatecznym zrywie próbowania zaradzenia tej sytuacji i albo nam się nie uda i wtedy świat się skończy albo nam się uda i wtedy sytuacja się naprawi.

- Ooo - Wpatrzyła się we mnie wielkimi oczami pełnymi podziwu i … uwielbienia. - Uda się wam. ja to wiem. - powiedziała z dziecięca pasja i przekonaniem.

- Mam nadzieję. - Uśmiechnęłam się do niej.

- Nie może być inaczej. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś robił … takie rzeczy. Ratował ludzi. No … To wielkie. Chociaż straszne. Ja… ja bardzo wierzę… wiem…, że musi się wam udać. Bo wy, pan O’Hara i pani… ty… - pogubiła się nieco z wyraźnego rozentuzjazmowania - reszta, jesteście najlepsi!

- Miło mi, że tak w nas wierzysz i postaram się nie zawieść twojego zaufania. - Powiedziałam poważnie.

Gemma tylko uśmiechnęła się w odpowiedzi i upiła maleńki łyczek wody. Entuzjazm na jej twarzy zastąpił tak typowy dla niej spokój. Wewnętrzna samokontrola tego dziecka była dość duża. Niepokoiło mnie to. Dzieci nie powinny się tak zachowywać, chociaż jak do tej pory miałam głównie do czynienia z dziećmi z pełnych rodzin. Wychuchane, rozpieszczane i kochane. Z dziećmi takimi jak Gemma mogło być całkiem inaczej.

- Bo tak sobie myślałam, że gdyby wszystko wróciło do normy i byłaby taka szansa to bym wzięła ciebie do siebie. No wiesz, żebyś ze mną zamieszkała, dopóki nie dorośniesz. Gdybyś oczywiście tego chciała. - Wypaliłam.

Gemma zrobiła wielkie oczy. Naprawdę wielkie. Wzruszenie wyraźnie wypełniło je łzami. Nie była w stanie nad tym zapanować. Zmieszałam się nieco jej reakcją. Może nie powinnam była jej tego teraz mówić. Myślałam o tym, ale czy podczas końca świata proponowanie czegoś takiego w ogóle miało sens?

- Dla… dlaczego? - Mimo wszystko zapanowała, bo tylko kilka łez popłynęło z kącików jej oczu, ale nie wybuchła spazmatycznym szlochem, jak przez chwilę wydawało mi się, że zrobi.

- Na pewno nie pozwoliłabym ci wrócić do tego okropnego sierocińca, ani do żadnego innego, więc pomyślałam, że gdybyś zechciała to mogłabyś zamieszkać ze mną. Lubię cię i myślę, że jakoś byśmy się dogadały i byłoby ci w tej sytuacji lepiej, no wiesz uczyć się, rozwijać i tak dalej. - Starałam się swoje przemyślenia odnośnie Gemmy przekuć w słowa. - Wyglądamy podobnie to wydawało mi się, że jak byśmy ustaliły wspólną wersję to dałoby się przekonać ludzi, że jesteś moją siostrzenicą.

- Oj … - z trudem mówiła. - Oj .. ja … tak… bardzo chętnie …, ale … przecież… pani… nie zna mnie wcale. Ja … nie wiem … czemu… mam… takie … szczęście …

Była na granicy rozpłakania się na dobre.

Objęłam ją delikatnie ramieniem chcąc dodać jej otuchy.
- Wiem, że może nie znam cię zbyt dobrze, ale miałybyśmy wtedy czas, żeby się lepiej poznać.

Zadrżała pod wpływem mojego dotyku i wbrew moim intencjom całkowicie rozkleiła się, jak dziecko, pociągając przy tym nosem.

Odstawiłam wodę na bok i lekko ją przytuliłam.
- Przepraszam, nie chciałam cię doprowadzać do takiego stanu. - Wymamrotałam.

Gemma zaczęła się uspokajać, a potem, ni z tego, ni z owego, wybuchnęła śmiechem.
- A siostra przeorysza to miała rację - pociągnęła nosem. - Powiedziała, że żeby mnie ktoś zechciał, to chyba musi zdarzyć się koniec świata lub cud.

- Siostra przeorysza to spiskowała z demonami, więc jej osąd uważam za poważnie zaburzony. - Stwierdziłam zdecydowanie. - Koniec świata nie ma tutaj nic do rzeczy. Gdybym wiedziała wcześniej o twoim istnieniu to już wtedy zrobiłabym wszystko, żeby cię zabrać z tamtego miejsca.

I znów wywołałam silne emocje w dziewczynce.

- Co się dzieje Gemma? Powiedziałam coś nie tak? - Zmartwiłam się widząc kolejną emocjonalną reakcję dziewczynki.

- Nie … Przepraszam… Ale … Nie mogę…. Tyle szczęścia… a wokół… tyle …. strasznych rzeczy. Ja… Dziękuję, ci. Bardzo. Nikt, nigdy, nie … Przepraszam. Nie chcę beczeć. Obudzę Harry'ego. - Ledwie mogłam zrozumieć słowa przez jej łkanie.

- Nic nie szkodzi. Myślałam, że może cię czymś zmartwiłam czy coś. - Puściłam dziewczynkę. - Możemy pogadać o czymś innym, żebyś się pozbierała. No chyba, że się wolisz wypłakać.

- Nie, nie - otarła łzy dłonią zostawiając na buzi brudną smugę. - Już jest dobrze.
Spojrzała na mnie szklistymi, zaczerwienionymi oczami.

- To dobrze, że jest dobrze. - Uśmiechnęłam się i umilkłam dając jej jeszcze chwilę na uspokojenie.

Po tej chwili Gemma doszła do siebie i tylko lekko zaczerwienione oczy zdradzały przeżyte emocje. Widziałam, że była szczęśliwa. W taki błogi, radosny sposób. I że chyba trochę się wstydziła swojej spontanicznej reakcji. Starałam się jej nie zawstydzać i jednocześnie dać do zrozumienia, że wszystko było w porządku i absolutnie nie powinna wstydzić się swoich reakcji. Potem zmieniłam temat, pogadałam z nią na jakieś trywialne tematy. Spróbowałam przekonać, żeby ona także się zdrzemnęła oferując popilnowanie w tym czasie Harry’ego. Na tą propozycję Gemma grzecznie odmówiła twierdząc, że sama nie była zmęczona. W sumie to nie miałam pojęcia, kiedy ona spała i odpoczywała, a nie miałam powodu jej nie wierzyć. Poza tym uznałam, że Sophie raczej dopilnowała, żeby wszystkie dzieciaki były nakarmione i wypoczęte. Zostawiłam Gemmę z Harrym a sama udałam się na poszukiwania Fury’ego.

To było coś co zamierzałam zrobić już jak wyszła ta cała sprawa z Carrem, ale jak dotąd nie miałam na to czasu. Nie zgadzałam się na wcześniejsze usunięcie Szeptacza z “Radości” tylko dlatego, że całkowicie zawierzyłam słowom Ernesta. Teraz chciałam skonfrontować się z jasnowidzem i otrzymać od niego jakieś satysfakcjonujące wytłumaczenie. Nigdzie go nie znalazłam. Wkurzyło mnie to i zaniepokoiło dodatkowo. Wiedziałam, że Fury nie zginął, bo nikt nie znalazł jego ciała ani nie był świadkiem jego śmierci. Po przepytaniu paru osób dowiedziałam się, iż ostatnio widziano go przed atakiem aniołów, a potem przepadł jak kamień w wodę.

Wiedziałam, też, że jeśli sam Ernest nie postanowi spotkać się ze mną to może mnie bez problemu mijać na terenie całego ośrodka po prostu przewidując moje ruchy. Czyli nie chciał się ze mną spotkać. Dlaczego? Uznał, że tak trzeba było czy może zdradził? Ta ostatnia opcja była przerażająca. Może wiedział, że nam się nie uda nic zdziałać i postanowił dołączyć do tych, przed którymi była szansa na powodzenie.

Musiałam odpuścić szukanie go, bo to nie miało sensu. Wypiłam tyle wody, ile dałam radę, więc wróciłam do pokoju, gdzie były moje rzeczy, aby przygotować się psychicznie do wędrówki poza ciałem. Miałam nadzieję, że Finch znajdzie chwilę czasu, żeby mnie przypilnować podczas podróży, no i domyśli się, gdzie mnie szukać. W innym wypadku musiałabym znaleźć kogoś innego do pomocy.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline